Piątek 26 Kwietnia 2024r. - 117 dz. roku,  Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 10.02.07 - 20:27     Czytano: [2625]

Dział: Głos Polonii

Centrum Kresowe

Pomysł Eriki Steinbach, aby powołać w Berlinie Centrum Wypędzonych – jak wiadomo - nie spotkał się wśród Polaków z aprobatą. Ale świat powinien zrozumieć nasze obawy i uczulania, tak jak i my powinniśmy rozumieć inicjatywę niewiasty wypędzonej z miejsca urodzenia i zamieszkania. To była duża tragedia dla wielu milionów Niemców, z których przecież nie wszyscy byli zwolennikami Hitlera.
Wiem, że nam, Polakom, szczególnie starszym, trudno to przyjąć do wiadomości, tym bardziej, że wraz z upływem czasu poczucie odpowiedzialności współczesnych Niemców za napaść na Polskę w 1939 roku maleje, a zwiększa się, zwłaszcza ostatnimi czasy, stopień roszczeniowości do ziem, które w wyniku ostatniej wojny światowej utracili.
Ale nie tej dokładnie sprawie chciałbym dzisiejsze moje rozmyślania poświęcić, choć bardzo podobnej, więc będzie to można nazwać nawet plagiatem.

Otóż od dłuższego czasu chodzi mi po głowie pomysł, który spać nie daje, abyśmy - starzy i młodzi Polacy - powołali w polskiej stolicy… Centrum Kresowe. Uważam, że mamy do tego większe prawo moralne, niż Niemcy do Centrum Wypędzonych. Ich wygnańcy byli przez nas w miarę przyzwoicie traktowani, bez przemocy ze strony naszych funkcjonariuszy, tyle że w sposób konsekwentny i zdecydowany. Widziałem to na własne oczy. Muszę jednak przyznać, że widok był nieprzyjemny, a sama sprawa w ogóle bolesna dla tych, co byli wywożeni towarowymi pociągami. Zresztą to, co wojna czyni ze wszystkimi ludźmi, po obu stronach frontu, nie da się w żaden sposób opowiedzieć, czy opisać, to trzeba zobaczyć, choćby w kinie.
Jednak procedury stosowane przez Polaków przy wysiedlaniu Niemców, to był komfort w porównaniu z tym, co robili enkawudziści, wyganiając po wojnie Polaków z ziem Kresowych. My wypędziliśmy Niemców tylko w jednym kierunku, za Odrę i Nysę Łużycką, natomiast oprawcy stalinowscy jednych Polaków wyganiali za Bug, a tych drugich, co inteligentniejszych pędzili na Sybir. Do łagrów. Jedno mogę tylko przyznać, że w porównaniu z nowymi polskojęzycznymi władcami ludowymi, którzy proceder ów, w 1945 roku nazywali obłudnie r e p a t r i a c j ą, funkcjonariusze sowieckich służb specjalnych nazywali oficjalnie, w urzędowym języku e w a k u a c j ą. Tymczasem dramat Polaków ewakuowanych z Kresów Wschodnich w obie strony, czyli na daleki Wschód lub na bliski Zachód, był wielokrotnie większy, niż los niemieckich „repatriantów”. Tego się nie da w żaden sposób porównać i właśnie dlatego jest naszym narodowym obowiązkiem powołać Centrum Kresowe, dopóki żyją ostatni nasi rodacy z tamtych stron i będą mogli przekazać swym potomkom na piśmie lub na kasecie swe tragiczne wspomnienia oraz symboliczne, rodzinne pamiątki.

Tak się przypadkiem zdarzyło, że w przeddzień Święta Niepodległości odwiedził mnie mój stary przyjaciel, z którym mieszkałem we wspólnym pokoju w akademiku, w Krakowie, a następnie w Warszawie, gdzie obaj studiowaliśmy na Wydziale Dziennikarstwa UW. Był rok 1952, czyli czysty stalinizm wokół panował, a na naszym wydziale wyjątkowo się objawiał, więc mój przyjaciel, w swym życiorysie spreparowanym dla sekretariatu dziekana jak i kolegów, opowiadał, że jest synem robotnika pocztowego. Faktycznie miał rodowód szlachecki. Matka wywodziła się ze znanego na Kresach rodu Bandrowskich z okolic Humania, ojciec prawnik, także pochodzenia ziemiańskiego. Ojca
zresztą sowieci natychmiast, jak wkroczyli do Wilna aresztowali i wysłali do Ałtajskiego Kraju i osadzili w łagrze Barnauł. Nawiasem w 1946 roku wrócił do Polski z okolic tego obozu znajomy i powiadomił jego żonę, że słyszał, iż jej mąż żyje. Prawda była taka, że kierownictwo tego obozu, w którym przebywał, spiło się pewnego wieczoru tak mocno, iż w pijanym szale spaliło całą dokumentację więzienną i trzeba było przesłuchać na nowo wszystkich uwięzionych, aby odtworzyć kartotekę skazanych. Ojciec mego kolegi skorzystał z tej okazji i spreparował sobie zupełnie nowy życiorys i nazwisko. W oryginalnych dokumentach widniało, że był oficerem, żołnierzem Armii Krajowej, właścicielem majątku itp., a od tego momentu był robotnikiem pocztowym. Ale matka mego kolegi, nic o tym nowym życiorysie swego męża nie wiedziała. Ponieważ czuła się wdową, poznała nowego mężczyznę, nawiasem profesora politechniki, więc 10 marca 1947 roku udała się do Sądu Grodzkiego w Łodzi ze świadkiem i na podstawie jego zeznań sąd wydał postanowienie, że jest wdową. A wdowa beż żadnych przeszkód mogła wziąć ślub, z pani Filanowiczowej przemieniła się w panią Halinę Temerson. Pech chciał, że w wkrótce po zawarciu nowego małżeństwa w jej domu pojawił się, cały żywy i zdrowy stary małżonek, który na podstawie nowego, proletariackiego życiorysu został zwolniony z łagru i szczęśliwy wrócił do Kraju. Jego syn przez cały PRL tak świetnie grał rolę proletariusza, że w redakcji Głosu Robotniczego awansował na I sekretarza POP.
Co ci szlachetni, przyzwoici ludzie wtedy przeżyli niechaj na zawsze zostanie tajemnicą.
Tego typu ludzkich dramatów żaden komediopisarz nie wymyśli. Niestety najnowsza historia w swym zamiłowaniu do przedziwnych przypadków często na Polakach Kresowych głośno sobie potrafiła zakpić. Odtworzenie odchodzącego świata szlachecko - ziemiańskiego z całą jego romantyką, kulturą, obyczajowością, patriotyzmem, uniesieniem i tragizmem historii jest więc naszym obowiązkiem.
Po prostu zawsze powiadam, że polski Holocaust w wykonaniu sowieckich oprawców nie ustępuje wcale żydowskiemu Holocaustowi w wykonaniu hitlerowców. Nie piszę tego, ażeby pomniejszać żydowską tragedię narodową, ale żeby dramat polskich Kresowiaków, dotychczas utajniony i wstydliwie przemilczany został w końcu w pełni ujawniony i pokazany przede wszystkim naszemu, polskiemu, młodemu pokoleniu. Polacy mają pełne prawa, aby być dumni z siebie. Garstka kolaborantów i nikczemników nie tworzy naszej historii i nie mamy żadnych podstaw, aby obawiać się ingerencji w postrzeganie naszego polskiego naprawdę świata. Mój przyjaciel, który po latach przypomniał sobie o mnie w wigilię Święta Niepodległości przyniósł mi pamiętnik swej, nieżyjącej już matki, który pisała przez całe życie, jako Kronikę Kresową. Dopiero po jej śmierci syn natrafił przypadkiem na ukryty w domowej bibliotece szary brulion formatu A-4 wypełniony kaligraficznym pismem. Tekst pisany jest piękną polszczyzną. Niewiasta ta przez całe swe długie życie była nauczycielką niewidomych, a pod koniec sama straciła wzrok. Ale nie pamięć. I dlatego Kronika Rodzinna Haliny Filanowicz Temerson utrwalająca w piękny i jedyny w swoim rodzaju sposób Kresowy ślad człowieczych losów powinna stać na czołowym miejscu w Centrum Kresowym, a wierzę, że młodzi Polacy je w końcu założą jako swoistą sztafetę pamięci, do której wszyscy żyjący jeszcze Kresowiacy i ich potomkowie powinni szybko dołączyć.

.............................................

Pozwolę sobie dziś jeszcze raz powrócić do idei powołania Centrum Kresowego, o którym wspomniałem tu na łamach „Głosu Katolickiego” pod koniec minionego roku. Inicjatywę tę w pełni, żeby nie powiedzieć entuzjastycznie, zaakceptowali moi zaprzyjaźnieni Sybiracy Wileńscy podczas spotkania opłatkowego i chyba będę zmuszony do zwiększenia wysiłku w celu zrealizowania tego projektu, jeśli oczywiście zdrowie mi staruszkowi dopisze, a co do tego nie mam wątpliwości.
Dokładnie pół wieku temu jako 25-letni student dziennikarstwa zmobilizowałem w stolicy wiele wybitnie inteligentnych postaci do powołania Ogólnopolskiego Komitetu Pomocy Repatriantom, to może jeszcze raz pod koniec mego niespokojnego żywota uda mi się coś dobrego uczynić. Zresztą sprawa jest o tyle łatwiejsza, że mogę o niej śmiało publicznie mówić, o tamtej po zakończeniu „repatriacji” w 1959 roku przez wiele lat milczałem, nie wspominając już o tym, że po ukończeniu studiów miałem kłopoty ze znalezieniem pracy.
Teraz wierzę głęboko, że moi rodacy dojrzeli, aby takie Centrum Wygnańców Kresowych powstało, gdyż wielu jeszcze Polaków zachowało Kresowe korzenie, a to do czegoś zobowiązuje. Już teraz otrzymuję od moich Czytelników z „GK” duchowe wsparcie w tej materii.

Oto co napisała do mnie Pani Dyrektor Wyższej Szkoły Językowej w Paryżu Krystyna Orłowicz oraz Prezes Stowarzyszenia Nazareth Famille Bohdan Podrzycki:

„We Francji mieszkam 30 lat, a od 17 lat pracuję w Stowarzyszeniu Nazareth Famille na rzecz naszych rodaków we Francji, ale również dla Polaków pozostałych na Kresach (moi rodzice zostali wypędzeni ze Stanisławowa z maleńkimi moimi braćmi). Od dawna czytam z ogromnym zainteresowaniem felietony K. Badziaka i już wiele razy chciałam się skontaktować. Tym razem w imieniu całego Stowarzyszenia pragnę wyrazić poparcie dla idei stworzenia Centrum Kresowego w Polsce. Jestem pewna, że przy odpowiednim nagłośnieniu tej idei jest to do zorganizowania. Od początku naszej działalności wszystkie wypracowane fundusze kierowaliśmy do polskich ośrodków na Wschodzie, głównie oświatowych; w sierpniu 2006, przebywałam dwa tygodnie na Ukrainie, szlakiem miejsc rodzinnych i badań stanu szkolnictwa na tych terenach. Jeżeli nasze poparcie ma znaczenie, zmobilizuję inne stowarzyszenia do włączenia się do tej akcji.
Łączymy ogromne wyrazy uznania za wszystkie artykuły, które są wspaniałą walką o godność naszego narodu i wartości, które za wszelką cenę chcą nam być zanegowane”.


Rzeczywiście takie poparcie mnie krzepi i mobilizuje. Świat zbrodni i barbarzyństwa obu okupantów wojennych utkwił w mej pamięci i wraz z upływem lat jak senny koszmar coraz bardziej się odradza. Niestety wedle najnowszych badań o dramacie milionów ludzi Kresów wie tylko 14 % Polaków, a 86 % kompletnie nic nie wie, szczególnie o 300 tysiącach Kresowiaków zamordowanych w sposób niewyobrażalnie okrutny na Wołyniu przez UPO-wców. Pisałem tu kiedyś o tym jak enkawudziści wydłubywali naszym braciom oczy i wycinali języki, więc nie będę już wspominał szczegółowo o piekle jakie przeżyli nasi wspaniali rodacy Kresowi. Rosjanie i Ukraińcy stosowali 350 sposobów strasznego znęcania się nad Polakami. Obecni przywódcy tych krajów powinni nas za to przeprosić. Orgia mordów dokonywana na Polakach polegała często na tym, że dorosłych zabijano na oczach dzieci, a dzieci na oczach rodziców.

Naszym obowiązkiem jest obecnie odsłonić wspólnie korzenie zła, wspólnie z Rosjanami, Ukraińcami i Litwinami, gdyż w przeciwnym razie zawsze będzie istniało ryzyko, że tajemnice niespotykanych ludobójczych praktyk ktoś odkryje, ogłosi i wzajemna nienawiść na nowo się odrodzi.

Ażeby być obiektywnym dodam, że my Polacy zabiliśmy na Wołyniu 30 tysięcy Ukraińców. Później w 1947 roku kilkadziesiąt tysięcy wypędziliśmy z rodzinnych domów. Z kolei komuniści rosyjscy już od 1943 roku w ramach odpolszczania terenów Kresowych masowo aresztowali nauczycieli, lekarzy, duchownych, kolejarzy, no i oczywiście właścicieli majątków. Wielu z nich zabijano na miejscu, wielu wysyłano do łagrów, których były setki na terenie ZSRR.
Najtragiczniejszym dniem dla Polaków w Wilnie był 20 lipca 1944 roku. W dniu tym rozbrojono 6 tysięcy Akowców i w ciągu tygodnia wysłano z Wilna do GUŁ-agów 10 tys. Polaków. Natomiast 27 lipca, kiedy opanowano Lwów, również w bardzo krótkim czasie aresztowano kilkanaście tysięcy rodaków. Fale represji szybko także opanowały Lubelszczyznę i Białostoczczyznę, gdzie zatrzymania odbywały się w wyniku obław i łapanek na podstawie donosów stosowanych przez sowieckich partyzantów, którzy do chwili „wyzwolenia” tych terenów współpracowali z oddziałami AK. Ażeby zdławić ewentualny opór, wszystkich mężczyzn od 18 do 50 roku życia wcielano wtedy przymusowo do Armii Berlinga i Żymierskiego. Poboru dokonywali funkcjonariusze NKWD i „Smierszu”.
Tak więc represje NKWD nie tylko akowców dotknęły, ale także cywilnych Polaków, których na zajętych przez Armię Czerwoną terenach aresztowano na ulicach lub wyciągano w nocy z domów. Od 22 lipca 1944 r. organom NKWD pomagali w tym procederze funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. W tej sytuacji wielu młodych Polaków zdesperowanych do ostateczności, uciekało do lasów i wspomagało polską partyzantkę.
W ogóle osoby represjonowane przez „wyzwolicieli” można podzielić na wiele kategorii. W pierwszej jako „internowani” znaleźli się żołnierze podziemia. Umieszczano ich początkowo w obozach dla jeńców wojennych, w Borowiczach oraz słynnym Ostaszkowie. Kadrę dowódczą AK wywieziono do Riazania. Osoby z Kresów Wschodnich schwytane za Bugiem kierowano do obozów w Donbasie, Stalinogorsku i Szaturze. Wielu żołnierzy AK wywieziono do Kaługi. Do ostatniej piątej grupy podejrzanych Polaków należeli Kaszubi, Ślązacy i Mazurzy. Tych kierowano do batalionów pracy utworzonych dla Niemców, czyli do pracy w kamieniołomach, w kopalniach węgla, rud miedzi, złota, uranu i przy budowie linii kolejowych. O liczbach uwięzionych nie będę wspominał (może kiedy indziej), gdyż są niewiarygodnie duże. Zresztą z głodu i przemęczenia połowa szybko umarła. Po śmierci Stalina obozy powoli likwidowano, ale Polaków nie odsyłano do Ojczyzny (Niemców tak), lecz kierowano na tzw. czasowe osiedlenie. Dopiero w latach 1954 – 1958 niektórzy wrócili.

Myślę, że tyle na dziś wystarczy. Jak powstanie Centrum Kresowe, to tam wszystkie szczegóły się znajdą, nawet utyskiwania gen. Iwana Tkaczenko, który w raporcie donosił Stalinowi z Polski w dniu 8 sierpnia 1945 roku: „Dwadzieścia pułków w ciągu pięciu dni wymordowało jedynie 56 i aresztowało 158 polskich bandytów”.

Redaktor Karol Badziak
GŁOS KATOLICKI – tygodnik PMK we Francji
(nadesłała Krystyna Orłowicz Sadowska z Paryża)

Wersja do druku

Jan Klatt - 14.02.07 10:02
Z ciekawością czytam interesujące materiały w Kworum, a ostatnio najbardziej mnie zajął tekst o powołaniu CENTRUM KRESOWEGO. Ta idea już od wielu lat krąży po środowiskach kresowych w Polsce, a najsilniej we Wrocławiu. Pan Badziak wpisuje się w sens tej idei. I byłoby wszystko w porządku, gdyby p. Badziak ostrożniej operował liczbami i faktami. Bo niektóre z nich daleko odbiegają od prawdy. Dam przykład: Pan Badziak pisze:
"Ażeby być obiektywnym dodam, że my Polacy zabiliśmy na Wołyniu 30 tysięcy Ukraińców...". Otóż to fałsz. Taki fałsz szkodzi naszej historii i prawdzie. Nawet wybitny historyk ukraiński Poliszczuk powiada, że na całych Kresach, a nie tylko na Wołyniu w czasier wojny:
" ..." spośród około 40 000 ofiar ukraińskich, nie więcej niż 10% tej liczby padło z rąk polskich, natomiast około 36 000 Ukraińców, w przeważającej mierze ukraińskiej ludności cywilnej, straciło życie z rąk nacjonalistów ukraińskich." (Centralnyj Derźawnyj Archiw Hromadśkych Objednań Ukrajiny (dalej: CDAHOU), f. l, op. 70. spr. 237, kk. 1-3.). Ostrożniej więc, Panie Badziak z tymi liczbami. Bo więcej można narobić krzywdy i szkody niż pożytku. Tym bardziej, że nieścisłości i przekłamań znalazłem w skąd inąd ciekawym i ważnym tekście więcej.
Jan Klatt

Barbara - 13.02.07 13:58
I ja jestem jak najbardziej za powołaniem Centrum Kresowego. Cała moja rodzina przeżyła okropności tamtych czasów. Część tam pozostała a ich mogiły są dziś bezimienne.
Popieram pomysł!!

Jan Pyszko - 11.02.07 23:53
Bardzo nas ucieszyła wiadomość o zamiarze budowy CENTRUM WYGNAŃCÓW KRESOWYCH w Warszawie. Dla nas Polaków w kraju i na emigracji jest sprawą honoru i patriotycznego zaangażowania, w szerzeniu tej idei i brania udziału w budowie tak ważnego pomnika naszej historii. Jeśli rząd niemiecki finansuje budowe tak zwanego Centrum "Wypędzonych" w Berlinie, zaś rząd polski wspiera finansowo budowę żydowskiego Muzeum Holocaustu w Warszawie, to można prawem oczekiwać, że również dobrze , tą samą sumą, będzie wspierał budowę Centrum Kresowe w Warszawie.

Wszystkich komentarzy: (3)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

26 Kwietnia 1848 roku
Wojska powstańcze w Wielkopolsce odmówiły demobilizacji.


26 Kwietnia 1923 roku
Urodził się Andrzej Szczepkowski, polski aktor (zm. 1997)


Zobacz więcej