Piątek 26 Kwietnia 2024r. - 117 dz. roku,  Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 29.09.15 - 9:52     Czytano: [1987]

Dział: Opowiadania

Barbarzyńcy


Hordy żądnych krwi wrogów wdarły się w nasze ziemie od południa.
Ale przedwieczna puszcza zamknęła nad nimi swoje ramiona,
nie wypuszczając żadnego żywym z potrzasku.
Rzymski wąż, przebiegły i pozbawiony honoru, nareszcie przestał syczeć.
A orły, które wiódł, legły w bagnie jako podnóżki pod naszymi stopami.

Las Teutoburski 9 r. n.e.



Bure masy chmur napierały nisko niebem od strony puszczy. Sylwiusz Kato zadumał się nad tym niezwykłym o tej porze zjawiskiem. Jakiś niepokój rozlewał się po tej zalesionej, nieprzyjaznej krainie, jakby ostrzeżenie wyszumiane przez knieje wobec uzurpatorów, kroczących pod znakami cezara. Ale czy można zatrzymać górską rzekę, która raz wystąpiła z brzegów po wiosennych roztopach? Tak też wszelkie próby wpłynięcia na senat, by wycofał oddziały z Germanii okazały się nieskuteczne. Rzym potrzebował zwycięstw, a zwycięzcy triumfów(1).
Trzy dowodzone przez Publiusza Varusa legie(2) ruszyły na północ, a wraz z nimi ruszył kupiec i handlarz – Sylwiusz Kato. Właśnie opuszczał zasłony okien swego pielgrzymiego wozu, ostatni raz obrzucając spojrzeniem pomocników cieśli, którzy uwijali się przy składaniu katapult, gdy jakiś trzask przetoczył się nad dachem wozu i eksplodował ogłuszającym hukiem nad polaną. Kupiec poczuł, jakby ziemia ugięła się pod jego nogami. Potem zewsząd doleciały pełne przerażenia krzyki nawołujących się ludzi. Szybko, na ile pozwoliła mu postępująca choroba, ruszył na tył wozu do drzwi i otworzył je energicznie. Cała polana roiła się od biegających ludzi. Obok wozu stał już jego wierny sługa, Jonasz i czekał na polecenia.
– Sprawdź, co tam się stało! – rzucił kupiec do młodzieńca.
Sam nie czuł się na siłach, by wyjść na zewnątrz. Ostatnio właściwie wcale nie wychodził. Rozpalone ciało i czerwony kolor oddawanego moczu odsłaniały przed nim raczej złe prognozy na nieodległą przyszłość. Usiadł na progu wozu, bo zakręciło mu się w głowie. Wciągnął w płuca pełne niepokoju powietrze i na chwilę zamknął oczy. W tym momencie stanął przy nim Jonasz.
– Panie, piorun trafił w legionowego orła, dwóch żołnierzy straciło życie, trzech jest poważnie poparzonych – zakomunikował drżącym głosem. Dramat, którego był świadkiem, wstrząsnął nim mocno.
Sylwiusz Kato westchnął ciężko. Znów świat wirował mu przed oczami, tak że Jonasz musiał pomóc mu dotrzeć do łoża.
– Zły znak – wyszeptał, gdy z ulgą legł w pościeli.
– Czy mogę w czymś pomóc, panie? Wezwać medyka? – sługa zaniepokoił się, widząc pot na czole Rzymianina.
– Tam, przed nami, ta puszcza, wielka jest? – Kato patrzył na zdobiony sufit, ale ten zaczął tańczyć, więc szybko przymknął oczy.
– Mówią, że bezkresna – Jonasz zatrzymał wzrok na przedniej ścianie wozu, po czym otarł czoło swego chlebodawcy.
– Germanie kilka dni temu opuścili obóz – kupiec uśmiechnął się, ale nie odważył się jeszcze otworzyć oczu – piorun trafił orła, zła wróżba.
– Tylko Bóg wie, co nas czeka, panie – żydowski sługa wypowiadał zawsze słowo „Bóg” w tak uroczysty sposób.
– Bóg – Kato powtórzył jak echo – Bóg.
Na zewnątrz zamieszanie zdało się łagodnieć. Młodzieniec spojrzał przez okno i dostrzegł, że na obrzeżach polany kilku ludzi kopie doły. Domyślił się, że to groby dla zabitych przez żywioł legionistów.
– Szkoda – westchnął jakby do siebie – umarli tak nieświadomi Jego obecności.
– A ty znowu o Bogu – Sylwiusz powoli otworzył oczy i stwierdził z satysfakcją, że sufit przestał wirować. – Dis aliter visum est(3). Misja ta od początku zdawała się być przeklęta. Czy wasz Bóg dawał znaki ludziom?
– Ależ tak, panie, przemawiał do Mojżesza i proroków, rozdzielał wody Jordanu, rozświetlał noc ognistym słupem.
– A czy opiekował się waszym ludem?
– Wyprowadził mój lud z niewoli egipskiej i karmił w czasie wędrówki na pustyni, zawsze był z nami, zawsze gotów pomagać – Jonasz miał otwarte dłonie wyciągnięte do przodu na znak, że mówi prawdę. Stary Rzymianin, widząc to, uśmiechnął się.
– Wierzę ci, mój uczciwy Jonaszu, wierzę. Inaczej nie byłbyś tym, kim jesteś w moim domu.
Kato chwilę się zastanawiał.
– Kiedy planowany jest wymarsz? Przypomnij mi.
– Jutro o świcie, panie.
– A więc mamy jeszcze czas – kupiec znów się uśmiechnął. – Wiesz, każdy człowiek potrzebuje czasem tego, co tak pięknie kiedyś nazwałeś, przypomnij mi...
– Wylewanie duszy?
– Właśnie – Sylwiusz Kato położył głowę płasko. – Tych słów szukałem w pamięci. Nasz naczelnik, Varus, czy wiedziałeś, że jego ojciec i ojciec jego ojca popełnili samobójstwo?
Jonasz taktownie nie odpowiedział, tylko przetarł czoło kupca delikatnym jedwabiem. Będąc niewolnikiem, trzeba było uważać, co i o kim się mówi.
– Obaj doprowadzili do zagłady dowodzone przez siebie legie i obaj pchnęli się mieczem, gdy dotarła do nich ich arogancja – Kato zaplótł dłonie na piersiach. – Czy myślisz, że ten tutaj ich potomek jest lepszy? Możesz mówić szczerze.
– Nie wiem, panie, ale wiem, że Bóg jest ponad naszym losem, losem Rzymu i ponad całym światem.
– Mówisz, że tak potężny jest twój Bóg?
– Bóg wszystkich ludzi, panie, potężniejszy, niż wszystkie legie świata.
Chwila przerwy, w czasie której starzec znów zamknął oczy, bo sufit zaczął mu się rozmywać. Po chwili kryzys minął. Z lasu dobiegło pohukiwanie sowy.
Szykuje się pewnie do polowania, jak Germanie – pomyślał Kato. Ściemniło się i młody sługa rozpalił trzy oliwne lampy, po czym wrócił do łoża chorego.
– Mówiłeś mi kiedyś o demonach, Jonaszu, złych duchach, które przywdziewają skórę śmiertelników i sieją grozę na świecie – zaczął kupiec cichym głosem. – Otóż ja widziałem demony, kiedy parły na północny zachód cesarstwa. Podróżowałem do granic kraju zamieszkanego przez naród, który nazywał siebie Japudami, czy słyszałeś o nich?
– Nie, panie.
– Demony ubrane w legionowe znaki zgotowały temu narodowi los, o jakim świat wcześniej nie słyszał. Dziś wstyd mi za Rzym...
Starzec zamilkł, a jego oczy znieruchomiały i zwróciły się ku wspomnieniom, które trzepotały obrazami zagnieżdżonymi uparcie w pamięci, jak wiatr trzepocze proporcami kohort stojących w szyku bojowym przed wielką bitwą. Wzdrygnął się na myśl o tamtych wydarzeniach i spojrzał znów na młodzieńca.
– Miałem wtedy tyle lat, co ty dziś, może mniej, gdy ojciec zabrał mnie na tę wyprawę, abym przyuczał się do kupieckiego rzemiosła. Japudowie stawili Rzymowi zaciekły opór, ale legie parły dalej, aż stanęliśmy przed podwójnym wzgórzem, na którym osiadła stolica Japudów – Matulum. Mieli w twierdzy może trzy tysiące wojowników, naszych było pewnie dziesięć razy więcej. Lekko uzbrojeni przeciwko naszym zakutym w zbroje piechurom. Walczyli dzielnie, ale gdy zaczęliśmy budować drewniane pomosty, by wedrzeć się do miasta, zrozumieli, że ich trud jest daremny.
Znów chwila ciszy, w czasie której starzec wyrównywał oddech. Z oddali dobiegło nawoływanie obozowych strażników, śmiechy gdzieś z boku świadczyły, że rozpalono już ogniska. A Kato ciągnął dalej.
– Japudowie oddali cezarowi jedno, wyższe wzgórze stolicy, a sami przyjęli naszą delegację na drugim, niższym, umocnionym murami. Po kilku godzinach rozmów nasi posłowie wrócili w radosnych nastrojach. Wszyscy w obozie spodziewaliśmy się, że zostały ustalone warunki kapitulacji. Jakże się myliliśmy – głos kupca znów się załamał, jakby zabrakło mu sił, by dokończyć opowieść. Jego oczy zaczęły rzucać blaski w świetle oliwnej lampy.
– Następnego dnia wszystkie kobiety, starcy i dzieci Japudów spalili się żywcem, a ich mężczyźni rzucili się do samobójczego ataku na nasze kohorty – ostatnie słowa kupiec wypowiadał drżącym głosem. – Gdy weszliśmy do miasta, zobaczyliśmy ich...
Jonasz otworzył usta ze zdumienia.
– Ależ to potworne – wyrwało mu się.
– Hospes, hostis(4) – wyszeptał Kato starą rzymską formułę. – Legioniści, widząc, że po tylu miesiącach wyczerpującej wędrówki stracili okazję do gwałtów i grabieży, wpadli w szał niszczenia. Wlekli za końmi po miejskich ulicach spalone zwłoki swoich przeciwników. Wieszali trupy na murach, obcinali im głowy i ramiona. Dochodziły nas w obozie głosy o tym, że niektórzy obcowali ze zmarłymi kobietami Japudów. Tak, mój Jonaszu, wojownicy wiecznego miasta okazali się barbarzyńcami wobec tego dumnego i niezłomnego narodu. Każda armia w określonych warunkach może stać się zbieraniną morderców.
– Po co mi to mówisz, panie? – Jonasz zasłonił twarz dłońmi i opuścił głowę.
– Bo już nie mam wiele czasu – Kato dotknął dłoni młodzieńca – a nadchodzi moment, w którym nie będziesz już mówił do Rzymianina „panie”, ale do ciebie będą tak mówić.
Młody sługa odsłonił twarz, na której malowało się teraz zdumienie i niedowierzanie.
– Pozwól mi skończyć, mój drogi Jonaszu – kupiec po raz pierwszy zwrócił się do swego sługi poufale, co jeszcze bardziej zadziwiło młodzieńca.
Znów dalekie odgłosy głośnych rozmów dobiegły do ścian wozu i zabrzmiały głucho przez zasłonięte okienka.
– Czy mówiłem ci kiedyś, w jaki sposób znalazłeś się w moim domu?
Cisza. Jonasz był zbyt zszokowany, by odpowiedzieć. Kolor jego twarzy zmieniał się teraz z bladego na czerwony. Czyżby Kato chciał spełnić tak szlachetny uczynek w obliczu pogłębiającej się choroby? Czyżby chciał przywrócić mu wolność!?
– Trzydzieści pięć lat po tym wydarzeniu trafiłem z rzymskim wojskiem do kraju zwanego Judea, który natenczas był naszą prowincją. Nigdy nie zapomnę tego wieczoru w małym mieście, które wasi ludzie nazywali Betlejem. Niezwykłe zjawisko komety, niebo było tak mocno oświetlone jej blaskiem, że rzekłbyś noc stała się równa dniowi. Mieliśmy wtedy spore problemy ze znalezieniem noclegu, bo do miasta przybyli liczni pielgrzymi na spis ludności. Wtedy właśnie na rogatkach pojawiła się egzotycznie wyglądająca karawana.
Wraz z tłumaczem poszliśmy ich przywitać, ale pomimo handlowego obycia w całym rozległym cesarstwie, nie mogliśmy znaleźć z nimi wspólnego języka. Z ich słów wynikało niejasno, że w mieście narodził się król, ale nie wiązałem wtedy tego z pojawieniem się komety. Przecież, myślałem wtedy, gdyby w tak małym mieście znalazł się królewski dwór, to ja wiedziałbym o tym pierwszy. Kilka dni potem przybyli żołnierze waszego króla Heroda i pojmali kilkudziesięciu miejscowych pasterzy. Gdy stanęli na postój w naszej gospodzie, okazało się, że większość pasterzy ukrzyżowano już na okolicznych wzgórzach przy Betlejem. W powiązanych sznurami szeregach niewolników prowadzonych przez nich dostrzegłem ciebie, Sarę i jeszcze kilkoro dzieci. Zrobiło mi się was żal – kupiec zamilkł i uśmiechnął się do siebie. – Podaj mi tamtą skrzynię.
Wskazał palcem na drewniany kufer. Jonasz widział go we wnętrzu wozu pierwszy raz. Pewnie był dotąd gdzieś schowany.
– Otwórz ją – nakazał Kato, gdy skrzynia znalazła się obok niego na łożu.
Jonasz ostrożnie podniósł wieko i zajrzał do środka. Jego nozdrza wyczuły znajomą woń, która błyskiem przeniosła go w lata dzieciństwa. Coś ścisnęło go za gardło. Na dnie zdobionego kufra spoczywały dziecięce ubrania z owczej wełny, takie, jakie noszą pasterskie dzieci w jego dalekiej, ledwie majaczącej w wyobraźni ojczyźnie.
– Tak, Jonaszu – Kato spoglądał zmęczonym wzrokiem oparty na łokciach – to są ubrania, w które wtedy byliście odziani. Tam, poniżej, pokaż mi te zapiski.
Młodzieniec sięgnął i drżącą ręką wydobył materiał pokryty literami nieznanego pisma.
– Zadałem sobie trud tłumaczenia. Wiesz, co tu jest napisane w języku twoich ojców?
Młodzieniec zaczął płakać. Zagryzał pięść, tuląc podniszczone dziecięce ubranka do piersi, a jego brązowe oczy szkliły się od spływających po policzkach łez. Wydarzenia sprzed dziewięciu lat, które teraz sobie przypomniał, otworzyły dziecięce rany w jego młodym sercu.
– Napisano tu: „Tej nocy, gdy kometa rozbłysła nad naszym Betlejem, narodził się Mesjasz, Pan wszego stworzenia, który przyszedł na świat jako znak nowego przymierza Boga z ludźmi”.
– Ja nie rozumiem – łkał młody sługa – nie rozumiem…
– To było ukryte w twoim ubraniu, pewnie ukrył to twój krewny, może ojciec, nie wiem, bo większość z nich zamordowali żołnierze Heroda. Szukaliśmy ich, ale nikt nie chciał z nami wtedy rozmawiać. Pasterze, którzy przetrwali rzeź, byli przerażeni i milczący.
Jonasz płakał jeszcze rzewniej. Kiwał się teraz do przodu i do tyłu.
– Nic nie rozumiem – powtarzał, jak w transie – nic nie rozumiem...
– Nie mówiłem ci o tym wcześniej, ale też inaczej wyobrażałem sobie swoje ostatnie dni. Ja umieram – tu kupiec zrobił dłuższą przerwę, która zmusiła Jonasza do zwrócenia zaczerwienionych oczu w jego kierunku – i chciałbym posłać ciebie z misją do mojego domu w Rzymie.
– Będę gotów, kiedy zechcesz, panie – młody mężczyzna ocierał oczy i nos, starając się doprowadzić do względnego porządku.
– Posyłam ciebie tak, jak kiedyś twój Bóg... – tu Kato zrobił przerwę i znacząco spojrzał na młodzieńca – jak Bóg wysłał kiedyś proroka twego ludu Jonasza. Oto jest moja ostatnia wola, która ustanawia nowe prawa w moim domu na czas mojej nieobecności. Otworzysz listy dopiero w Rzymie.
Kato podał słudze zapieczętowaną szkatułkę, bogato zdobioną symbolami jego senatorskiej rodziny. Potem położył się ciężko i odprawił gestem dłoni ciągle trzymającego dziecięce ubranko młodzieńca.
– A mnie nie żałuj, Aequo pulsat pede(5). Szykuj się do drogi, wyruszysz o świcie.
Jonasz zgasił dwie lampy, a najmniejszą zostawił, zaglądając tylko do jej wnętrza, czy oliwy wystarczy na całą noc. Obarczony gorzkimi darami przeszłości i niejasną nadzieją na przyszłość otworzył drzwi wozu i na miękkich nogach zszedł po schodkach na ziemię.
Obóz już układał się do snu. Kilkadziesiąt wielkich ognisk paliło się na tej szerokiej na dwieście kroków polanie. Przy jednym z nich cieśle naprawiali legionowego orła. Jutro ma wznieść się wysoko ponad szeregi niezwyciężonego rzymskiego wojska. Czy dla chwały Rzymu, czy na jego klęskę?
Sługa ruszył powoli do wozu przeznaczonego dla służby. Żal mu było opuszczać Sylwiusza Kato, bo nigdy nie zaznał od niego niczego złego. Ale tęsknił także mocno za Sarą, dziewczyną, która została w ich rzymskiej posiadłości. Za kilka tygodni wjedzie do stolicy imperium i przytuli Sarę z miłością. Wtedy okaże się, co zawiera wola jego pana. Da Bóg, że znajdzie wewnątrz szkatuły to, czego wyczekiwał od tak wielu lat – wolność.
***
– Pamiętasz nasze dzieciństwo w Betlejem, Jonaszu? – Sara przytuliła się do młodego mężczyzny, a jej długie włosy przyjemnie łaskotały go w brodę.
Młodzieniec uśmiechnął się, ale już po chwili uśmiech zgasł na jego obliczu, a bruzdy złych wspomnień wykwitły wokół oczu.
– My, tak jak Mojżesz, po nocy rozświetlonej kometą, staliśmy na brzegu Morza Czerwonego. Wtedy Bóg zesłał nam Sylwiusza Kato, pamiętasz?
– Przez tyle lat zastanawiałem się, dlaczego żołnierze Heroda ścigali wtedy nas, zwykłych pasterzy? – Młodzieniec poczuł, że słoneczny poranek nie będzie już tak radosny.
– Czy myślisz, że to prawda? – zapytała delikatnie Sara.
– Widziałem pismo ojca – odparł Jonasz, ale widać było, że bije się z myślami.
– Nasi rabini twierdzą, że to kłamstwo, że Mesjasz jeszcze nie przyszedł na świat...
– Widziałem pismo ojca! – przerwał jej mężczyzna i spojrzał jej w oczy. – Czy myślisz, że zaszył tę informację w moim ubraniu, a potem zginął śmiercią krzyżową bez sensu? Zabili wszystkich, którzy w tamtą noc poszli do stajni, gdzie narodziło się to Dziecko. Nas też by zabili, gdyby nie Kato.
Kobieta taktownie opuściła wzrok i zamilkła. Czasem tak jest lepiej.
– Tak, Saro – Jonasz uśmiechnął się, by nie pomyślała, że się gniewa – dziewięć lat temu byliśmy świadkami czegoś niezwykłego, dziś darowano nam wolność i prawo do życia w rzymskiej stolicy. To jawne znaki opieki Boga nad nami. Gdybym jeszcze mógł odmówić El male rachamim(6).
– Pewnie nigdy nie zobaczymy jego ciała, by pochować go z godnością – smutno oznajmiła dziewczyna.
– Zginęli wszyscy, trzydzieści tysięcy ludzi. Kato coś przeczuwał. Mówił, że Germanie szykują zasadzkę, że ojciec i dziad Varusa przez arogancję skazali na zagładę podległe sobie legie, odesłał mnie... – tu Jonasz zamilkł na chwilę, a w jego nieruchomych oczach zaświeciły łzy – gdybym poszedł z nim do puszczy, też byłbym martwy.
Sara podniosła się i usiadła obok młodzieńca. Zaczęła z matczyną czułością gładzić jego czarne, długie włosy. Wyglądała pięknie w świetle wstającego słońca, którego promienie odsłaniały jej przystojną, drobną sylwetkę skrytą pod jedwabiem.
– Czy myślisz, że usłyszymy jeszcze o Nim? – zapytała ciepłym głosem.
– O kim?
– O Mesjaszu, czy myślisz, że świat się o Nim dowie?
– Na pewno, moja ukochana – Jonasz znów przytulił kobietę, wdychając z ulgą zapach jej włosów – na pewno.

1.- Triumf – w antycznym Rzymie najwyższe wyróżnienie, jakie otrzymywał wódz za swe zwycięstwa na polu walki.
2.- Legia – podstawowa i największa jednostka taktyczna armii rzymskiej złożona przede wszystkim z ciężkozbrojnej piechoty, licząca ok. 4 tysiące żołnierzy (w obecnych czasach funkcjonuje często nieprawidłowo tłumaczona nazwa „legion rzymski”).
3.- Trzeba się pogodzić z losem.
4.- Każdy obcy to wróg
5.- Śmierć puka jednakowo (do drzwi bogatych i biednych).
6.- Żydowska modlitwa żałobna nad grobem zmarłego spoza rodziny



Andrzej Chodacki
Strona autorska


Autor opowiadania: Andrzej Chodacki
Urodzony w 31.05.1970 roku. Z powołania mąż i ojciec, z zawodu lekarz. Pisze prozę i poezję, a także fotografuje. Laureat kilkudziesięciu konkursów literackich. Jego opowiadania były drukowane między innymi w Wydawnictwie My Book w Szczecinie, Miesięczniku Literackim Akant w Bydgoszczy, Kwartalniku Literackim Horyzonty, w Półroczniku literackim „Inter-. Literatura–Krytyka–Kultura”, oraz w wielu czasopismach polonijnych na całym świecie. W 2012 roku wydał debiutancką książkę z poezją i fotografią pt.„ Pejzaże tęsknoty”. W 2013 roku wydał cykl opowiadań pt. „ Opowieści ze świata”. W 2014 roku wydał kolejny cykl opowiadań pt „ Wyczekując dnia”.
W 2015 roku jego najnowsza powieść pt „ Doktor Seliański” została przetłumaczona na język ukraiński. Od 2015 roku członek Unii Polskich Pisarzy Lekarzy


Od Redakcji: Opowiadania Andrzeja Chodackiego można również znaleźć w dziale:Na każdy temat.

Wersja do druku

Andrzej Chodacki - 02.10.15 17:17
Niewiele było narodów w historii całego świata, które zamiast jarzma niewoli wolały zbiorowe samobójstwo. O takich dwóch narodach napisałem ostatnie moje opublikowane w KWORUM opowiadania. Jest to historia fascynująca i wiecznie żywa. Działa także na mnie, dlatego powstały te teksty. Pozdrawiam odwiedzających.

Lubomir - 02.10.15 8:16
Rzym ante Cristo i Rzym dopo Cristo, wciąż fascynuje Polaków. Pewnie to zasługa Sienkiewicza, oczywiście tego od realnej, wielkiej Polski, 'Quo vadis' i pokrzepiania serc a także zasługa 'wybitnego rzymianina', świętego JPII. Pisarz Andrzej Chodacki najwyraźniej zmierza do tej 'Najwyższej Półki'.

Wszystkich komentarzy: (2)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

26 Kwietnia 1848 roku
Wojska powstańcze w Wielkopolsce odmówiły demobilizacji.


26 Kwietnia 1959 roku
Urodził się Stanisław Sojka, polski piosenkarz, instrumentalista i kompozytor jazzowy.


Zobacz więcej