Piątek 26 Kwietnia 2024r. - 117 dz. roku,  Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 12.06.10 - 11:14     Czytano: [2554]

Projekt Phoenix




„Projekt Phoenix”, to książka o tym, co wydarzyło się 11 września 2001 roku w Pentagonie.
O hipotezach dotyczących przyczyn niewyobrażalnego pożaru budynku, trwającego, mimo akcji strażaków, całe trzy doby.
O samej akcji ratowniczej, której analiza wskazuje na celowe podtrzymywanie ognia i działaniach jej liderów, jakie w efekcie doprowadziły do śmierci 125 osób.
To także próba przyjrzenia się rzekomemu przywódcy owego zamachu i służbom, które stworzyły wizerunek bezwzględnego terrorysty, obserwując go pilnie przez wszystkie lata poprzedzające ten dramat.


Czytelnik znajdzie tu również odpowiedź na pytanie o osoby, bez których 9/11 nie miało prawa się wydarzyć, a następnie, przez prawie dekadę pozostać nie wyjaśnione.
Autor wskazał też w książce bezpośrednich beneficjentów bezprecedensowego ataku na tę swoistą świątynię władzy nad światem, jaką dla sterników światowej polityki stało się centrum dowodzenia najsilniejszą armią globu, w którym zbiegają się wszystkie jej nerwy.


............................................................

Strażacy lotniskowi ugasili zarzewie ognia w siedem minut. Czyli o 09:48 było po wszystkim. Tymczasem 23 minuty później runął dach budynku. Jednostki przybyłe z innych ośrodków ratownictwa rozwinęły węże i … zabrały się dziarsko do gaszenia … ugaszonego pożaru.

(Fragment rozdziału „OGIEŃ I WODA”)



„Tam nie może już być żadnych ocalałych, byłoby to niepojęte”.
Te słowa wypowiedział Donald Rumsfeld, Sekretarz Obrony USA, w zaledwie dziewięć godzin (!) po ataku. Eksperci są zgodni co do tego, że ofiary katastrof, na przykład trzęsień ziemi, są w stanie przeżyć pod gruzami zawalonych budynków, nawet kilkanaście dni. Po trzęsieniu ziemi, które nawiedziło w 2010 roku Haiti, ratownicy wydobywali spod gruzów żywych ludzi jeszcze tydzień po tragedii. Pewnego mężczyznę uratowano po jedenastu, a młodą kobietę nawet po piętnastu dniach, kiedy oficjalnie zakończono już akcję poszukiwawczą! Jakim więc prawem Rumsfeld wydał wyrok śmierci na uwięzionych w zrujnowanym obiekcie ludzi już po kilku godzinach? Przecież ten człowiek miał do dyspozycji cały sztab fachowców, znawców metod ratowania ludzi, którzy z pewnością wiedzieli, że zbyt wcześnie na taką ocenę.

Jednak okazało się, że ta arogancka wypowiedź, pozbawiona jakichkolwiek logicznych podstaw, była prorocza. Po niej, nie odnalazł się już żaden żywy człowiek. Ani nazajutrz, 12 września, ani 13-ego. Już nigdy.

(Fragment rozdziału „ZA LINIĄ FRONTU”)



Czy ktoś, jeszcze kilka lat temu wpadłby na pomysł wiązania zamachów 11 września ze śmiercią … ladyDiany? A tymczasem i taki „odprysk” tu się pojawia. Nie mogę go więc pominąć milczeniem, bo intryguje.

Jaki może być związek wypadku w Paryżu, w roku 1997, z wypadkami w USA, cztery lata później? Swoistym zwornikiem tych dwóch spraw jest człowiek, którego dla potrzeb tego rozdziału, nazwałem „francuskim łącznikiem”. Żeby go lepiej poznać, musimy się jednak cofnąć do czasów prezydentury Clintona, a w niektórych miejscach nawet odrobinę dalej.

(Fragment rozdziału „FRANCUSKI ŁĄCZNIK”)



Żadna z maszyn nie transmitowała kodu uprowadzenia, a podejrzenie o porwaniu można było powziąć dopiero po mało czytelnych głosach w języku arabskim, nadawanych na tej częstotliwości, około 08:24. Oznacza to, że nie wiadomo było, z którego z dziesiątków samolotów pochodziły. Mało tego, mogły wyjść z dowolnego nadajnika, niekoniecznie będącego w danej chwili w powietrzu!

Dlaczego w ogóle się pojawiły? Nie wniosły wielu informacji do sprawy. Zrzucały, co prawda, winę na Arabów, ale nie to było najistotniejsze. O arabskich terrorystach świat miał się i tak dowiedzieć już wkrótce z innych źródeł. Najważniejszym powodem było jednak jak najszybsze ukierunkowanie służb na wersję o porwaniu. To powodowało, że myśliwce nie startowały NATYCHMIAST, a ich piloci czekali na rozkaz, który nadejść mógł dopiero po otrzymaniu przez wojsko informacji z FAA, a później zgody z Pentagonu. Gdyby tego opóźnienia nie wypracowano, myśliwce wystartowałyby ze swoich baz, przechwyciły wszystkie samoloty i byłoby … po zamachach. A na to sobie kreatorzy 9/11 pozwolić nie mogli.

(Fragment rozdziału „DRZWI SZEROKO ZAMKNIĘTE”)



Władze podały, że cały samolot, ogromna kilkudziesięciotonowa maszyna, z ludźmi i bagażami na pokładzie, wyparowała. Niesamowita arogancja! Według tej opinii, zniknęły dwa potężne silniki, masywne podwozie, skrzydła, usterzenie – wszystko. Jak więc wytłumaczyć widok owego małego, w porównaniu do tych używanych w Boeing’ach, silnika, którego część widoczna jest na zdjęciach? Jak wreszcie, zdołano dokonać identyfikacji wszystkich pasażerów, skoro w relacji samych władz, oparto się na badaniach daktyloskopijnych? Czy potworna temperatura mogła spopielić cały samolot, oszczędzając delikatną tkankę ludzkiej skóry, pozwalającą pobrać odciski palców? A przecież potwierdzono tożsamość wszystkich, poza 3-letnią dziewczynką, pasażerów tego rejsu.

(Fragment rozdziału „ZAMACH”)



Rumsfeld w swoich pierwszych decyzjach i wystąpieniach uznał otwarcie, że Pentagon nie jest rejonem ataku o charakterze wojennym, a „miejscem zbrodni”. A w USA miejsca przestępstw podlegają jurysdykcji cywilnej, czyli przedstawicielom Departamentu Sprawiedliwości, a nie Departamentu Obrony. Przyjęto więc od razu, że atak na Pentagon stanowi przestępstwo natury kryminalnej. Pomimo, iż wiadomo było już o wcześniejszych atakach powietrznych na Nowy Jork i próbach ataku na Kapitol (UAL 93). Nikt nie mógł wtedy jeszcze wiedzieć, że nie jest to akt wojny ze strony innego państwa. On wiedział!

(Fragment rozdziału „NOTATKA Z PHOENIX”)



(…) 5 września 2001 roku, Hanjour popisał się kolejnym wyczynem. W First Union National Bank w Laurel, w stanie Maryland, postanowił podjąć pieniądze. Poddał się dopiero po czwartej, nieudanej próbie podania właściwego numeru PIN. Dwa dni później wrócił z jakimś mężczyzną, zdecydowany pobrać z konta 4900 USD. I tym razem ambitny plan spalił jednak na panewce. Przecież najlepszy nawet opiekun nie był w stanie zapamiętać za Hani’ego jego własnego numeru PIN.

Czy możliwe jest, by człowiek, który nie jest w stanie zdać prostego egzaminu, nie potrafiący zapamiętać numeru PIN własnej karty bankomatowej, był zdolny do wykonania ciężkim samolotem pasażerskim manewru, zarezerwowanego dla najlepszych adeptów szkoły Top Gun?

(Fragment rozdziału „AS PRZESTWORZY”)



(…) w chwili historycznego, lotniczego ataku na USA, bezpieczeństwo obywateli amerykańskich spoczywało w rękach kapitana (!) Marynarki (!). I to innego państwa! Czy to rzeczywiście przypadek, że zarówno w USA, jak i Kanadzie, jedynymi wtajemniczonymi byli oficerowie Marynarki?

W normalnych warunkach generałowie Myers i Eberhart powinni byli zakończyć kariery, okryci hańbą nieudolności lub wręcz zdrady. Nic podobnego im się jednak nie przydarzyło, jak domyślają się już zapewne, obeznani z realiami najrozmaitszych „komisji”, czytelnicy. Wręcz przeciwnie.

(Fragment rozdziału „MIASTA BRATERSKIEJ MIŁOŚCI”)



(…) 15 grudnia 2003 roku, przetarg na kontrakt z Pentagonem w ramach Programu PENREN, o wartości prawie 4,5 miliona USD, wygrała firma LEGATO Software? LEGATO, wchodząca w skład EMC, współtworzy wraz z nią konglomerat czterech najpotężniejszych firm zajmujących się magazynowaniem i obróbką danych, obok takich spółek, jak IBM, VERITAS i MICROSOFT.

A już 8 stycznia 2001 roku (!) wiceprezesem sprzedaży międzynarodowej, notowanej na giełdzie NASDAQ firmy LEGATO, został David L. Beamer – ojciec późniejszego „bohatera” 9/11. Z kolei w styczniu 2004 roku, EMC otrzymała w ramach PENREN kontrakt wart już 40 milionów USD.

(Fragment rozdziału „PROJEKT PHOENIX”)

.............................................................


OD AUTORA (fragmenty)

10 kwietnia 2010 roku, jak w każdy sobotni ranek, na warszawskim Okęciu ruch lotniczy był niewielki. Kontrolerzy porannej zmiany przejęli dyżur od poprzedników, jak zwykle o szóstej. O godzinie 07:12, w głośniku na stanowisku CLEARANCE DELIVERY(1) zabrzmiał głos pilota rządowego samolotu z prośbą o wydanie zgody na lot. Oficer zapisał podane warunki i minutę później, od Kontroli GROUND(2) dostał pozwolenie na uruchomienie silników. Po kilku chwilach, samolot ruszył dostojnie z płyty wojskowej i pokołował wskazaną drogą do pasa. Od kontrolera TWR(3) załoga otrzymała zezwolenie zajęcia drogi startowej 29. Dokładnie o 07:27 Tupolew 154, rejs PLF 101, oderwał się od ziemi. Zaraz po starcie, na wskaźniku radarowym Kontroli Zbliżania pojawiło się echo samolotu, z przypisanym mu numerem transpondera 4540. Maszyna, zgodnie z wydanym zezwoleniem kontroli ruchu lotniczego, skręciła w prawo, na kurs 310 i rozpoczęła wchodzenie do 6000 stóp, by wkrótce, nabierając wysokości, skierować się na wschód. Po paru minutach załoga nawiązała łączność z Kontrolą Obszaru. Tupolew wszedł na poziom przelotowy. Niedługo potem, pilot pożegnał się z ostatnim polskim ogniwem kontroli ruchu, a samolot opuścił naszą przestrzeń powietrzną, kierując się w stronę lotniska docelowego, jakim był Smoleńsk. Nic nie zwiastowało tragedii.

Półtorej godziny później pojawiły się pierwsze wzmianki o wypadku. Jak zwykle w takich chwilach, chaotyczne, niewiarygodne i wykluczające się nawzajem. Media bardzo powoli potwierdzały kolejne fakty. A tych było niewiele. Podano, że samolot Tu-154 z Prezydentem, Pierwszą Damą, pracownikami administracji państwowej, członkami organizacji katyńskich i rodzin pomordowanych w 1940 roku, rozbił się pod Smoleńskiem. Długo sprzeczano się o liczbę zabitych. Błędnie podawano nazwiska. Wplatano informacje o gęstej mgle w rejonie Smoleńska, szukano w pośpiechu jakiejkolwiek wiedzy o samym lotnisku. W sieci zaroiło się od domysłów i spekulacji. Hipotez było zatrzęsienie. W prasie, radio i telewizji poczęli mnożyć się dyżurni „eksperci”, których słuchanie stawało się prawdziwą katorgą. Bo cóż mogli wiedzieć? Co mogli powiedzieć o takiej tragedii w kilka lub kilkanaście godzin po niej? Wiem, że dziennikarze muszą z czegoś żyć i ich zadaniem jest zdobywanie informacji, które podniosą poczytność, czy oglądalność. Ale wszystko, co się robi, trzeba robić dobrze. Przynajmniej się starać. Tłumaczyć ich może tylko wyjątkowość sytuacji.

(…)

Nie chcę podejrzewać zamachu, tak jak podświadomie czyni to wielu moich rodaków. Gdzieś głęboko w tym moim polskim sercu noszę nadzieję, że to był jednak wypadek. Ale przecież wiele osób odruchowo wręcz uznało tę tragedię za dokonaną czyimiś rękoma.

Czy zamach byłby w ogóle możliwy? Zapewne tak, bo przecież w dzisiejszym świecie prawie wszystko jest możliwe. Jak dowodziłem pisząc o tragedii 9/11, przejęcie kontroli nad awioniką z zewnątrz, jest dostępne od wielu lat. Oczywiście awioniką amerykańską. Nasz Tupolew, jakkolwiek produkcji rosyjskiej, miał jej w swoich trzewiach wystarczająco dużo. Korzystając z okazji, muszę powiedzieć, że wysłanie kilku z jej komponentów, jakimi są TAWS i dwa inne elementy Systemu Zarządzania Lotem (FMS), na badanie do producenta, firmy Universal Avionics, jest moim zdaniem, co najmniej zaskakujące! Ciekaw jestem, jakiej opinii spodziewano się na temat urządzenia, mogącego odegrać w wypadku niebagatelną rolę, od producenta? Bo ja ją znałem od początku. Zresztą w dniu, w którym członkowie Komisji dostarczyli TAWS do USA, w mediach pojawiła się informacja, że „producent oddając urządzenie do eksploatacji, przekazuje sprzęt w pełni certyfikowany na dany typ statku powietrznego”. Innej odpowiedzi być nie mogło. I taka zresztą, niedługo później, w formie oficjalnej, trafiła do Komisji. Poinformowano, że sprzęt był oczywiście sprawny.

I jedna uwaga na marginesie tej sprawy. Podczas pierwszej oficjalnej konferencji Komisji badającej przyczyny katastrofy (19 maja 2010 r.) nie podano jakichś przełomowych informacji. Jednak szefowi polskiej strony wyrwało się całkiem ciekawe zdanie, o tyle istotne, że wypowiedziane po raz pierwszy przez tak wysoko umocowaną w światku lotniczych komisji wypadkowych osobę. Dokładnie o 10:34 (przekaz „na żywo”) powiedział, odnosząc się do kwestii możliwości wpływu na wypadek telefonów komórkowych, że „na dużej wysokości nie ma łączności w telefonii komórkowej”. Ciekawe, jak na to zareagowali nasi amerykańscy sojusznicy, wmawiający wszystkim dookoła bajki o rzekomych rozmowach telefonicznych prowadzonych z pokładów „uprowadzonych” 11 września samolotów? Wypowiedź pana Edmunda Klicha jest cenna, bo zna się on na lotnictwie doskonale. Zastanawia jednak zmiana, jaka dokonała się w jego wypowiedziach na temat współpracy ze stroną rosyjską. Zaledwie kilka tygodni wcześniej twierdził, że jesteśmy w niej sprowadzeni do roli petentów, podczas gdy na wspomnianej konferencji rozpływał się w komplementach nad tą kooperacją.

Wyjaśnienie technicznych aspektów tej katastrofy zajmie jeszcze wiele czasu. Możliwe, że całości nie poznamy bardzo długo Nie wiem, czy był to zamach. Jednak, gdybym miał rozpatrywać taką hipotezę, to z pewnością nie kierowałbym swych podejrzeń tylko w stronę Rosji i jej obecnych przywódców. W przeciwieństwie do większości wyznawców tej teorii. Nie chciałbym opowiadać się po żadnej ze stron, ale wyciszmy na chwilę głośne bicie serca i otwórzmy umysł na fakty.

„Umysł jest jak spadochron. Nie działa, jeśli nie jest otwarty.”

Pisałem kiedyś, że specjalistami od wypadków lotniczych nie są Rosjanie. Z całym szacunkiem, to nie ten styl. Ponadto, trzeba by było być niespełna rozumu, żeby dokonywać takiej rzezi, w rocznicę dramatu w Katyniu, o kilka kilometrów od grobów pomordowanych Polaków. Cały świat, jedni zdecydowanie, inni powściągliwiej, od razu skierował swe spojrzenie na Rosję. I na znienawidzonego przez wielu Putina. Czy byłby aż takim desperatem? I co mógł zyskać? Pozbycie się przeciwnika z „prywiślińskiego kraju”? Wolne żarty! Obawiam się, że Prezydent RP, jakkolwiek mogący czasem napsuć rosyjskiej krwi, nie stanowił nigdy aż takiego zagrożenia dla Rosji i jej interesów. Zachodzi więc pytanie, dla kogo nasz Prezydent, ale i inni pasażerowie samolotu, takie zagrożenie stanowić mogli? Jest to bowiem podstawowe pytanie w tego typu rozważaniach.

Istotna byłaby również odpowiedź na pytanie, komu mogłoby zależeć na tym, żeby skierować niechęć Polaków i reszty świata w kierunku ekipy Putina? Przeciętny obywatel w naszym kraju i innych państwach globu, postrzega go, jako krwiożerczego kagiebistę, o sercu z kamienia. Z pewnością, nie należy do łagodnych baranków, ale wątpię, by FSB (spadkobierca KGB) było zdolne do przeprowadzenia takiej operacji. Oczywiście nie z moralnego, tylko technicznego punktu widzenia. Wojskowe lotnisko, wojskowy samolot rosyjskiej produkcji w nadal wielce zmilitaryzowanym kraju. Wojskowy personel i takaż prokuratura. To dużo bardziej swojski klimat dla innych służb. Mających dostęp do wyrafinowanych technologii, często wprost z krajów przodujących w zaawansowanych systemach militarnych. I wspólne interesy. Zarówno po tamtej, jak i po tej stronie. Bo, żeby przeprowadzić taki zamach, trzeba by mieć wspólników u nas. To oczywiste, choć, jak się okazuje, nie dla wszystkich. Odpowiedzmy więc sobie na pytanie, jakie służby związane z wojskiem po obu stronach, mogłyby wchodzić w grę?

Po tej stronie – zapomniane i częściowo przetrzebione przez PiS, Wojskowe Służby Informacyjne.

Przede wszystkim, przypomnijmy, czym były Wojskowe Służby Informacyjne? Były służbami powołanymi i kształconymi w antypolskim Związku Sowieckim. Takie pojęcia, jak dobro Polski, wiara, patriotyzm, czy wszelkie w ogóle uczucia wyższe, były osobnikom w nich służącym, obce. Celowo nie ująłem w cudzysłów pojęcia służby, gdyż oni rzeczywiście służyli. Z tym, że wrogiemu systemowi, a cele przed nimi stawiane, nie uwzględniały nigdy interesów polskich. Można powiedzieć, że WSI były odnogą radzieckiego GRU. To z kolei, te służby po tamtej stronie. Zdominowane przez ludzi nie mających, wbrew pozorom, korzeni rosyjskich.

Służby wszystkich państw Układu Warszawskiego, podległe tej sowieckiej formacji wojskowej, miały przez dziesięciolecia dostęp do wiedzy, pieniędzy i władzy. One tę władzę kreowały i sprawowały. Wymyśliły pierestrojkę i zwinęły w sposób kontrolowany Związek Sowiecki. Stworzyły ruchy „wolnościowe” w krajach Układu. Po tak zwanej „transformacji ustrojowej” starały się utrzymać znaczny wpływ na politykę w tej części Europy. Po tamtej stronie budując kolejne „kolorowe” rewolucje, osłabiając de facto Rosję i podkopując politykę Putina. Po tej, tworząc rozliczne partie i kanapy, mające za zadanie utrzymać Polskę w strefie wpływów światowej „finansjery”.

Nie jest to tak odległy, jak mogłoby się wydawać, okres. Wystarczy przypomnieć sobie, kto powołał do życia niezatapialną platformę? Formalnie trzech tenorów, z których jeden odstał zdecydowanie od pozostałych w ostatnich latach i nigdy już nie zaśpiewa w tym tercecie. Choć ponoć było ich czterech, a rzeczywistym ciałem założycielskim była jednak Firma. O szczegółach wiedzą nieliczni. A przecież to właśnie w szczegółach tkwi diabeł. Czasem coś przecieknie do mediów, najczęściej tych spoza głównego nurtu. Na ogół jednak wielkie tajemnice chowane są pod szczelnym kloszem, ginąc w pomroce dziejów, dopóki ktoś nie zdradzi się ze swoją wiedzą. Niektórzy, giną właśnie za nią. Czy nie za taką wiedzę, niedostępną innym, oskarżony zaocznie przez media o zdradę na rzecz obcego mocarstwa, zginął pewien szyfrant? Jego ciało znaleziono wkrótce po pogrzebach ofiar katastrofy smoleńskiej. Niejako w ich cieniu. Temat to niezwykle złożony i właściwie można by na ten temat napisać odrębną książkę. Może i tak się kiedyś stanie…

.............................................................

(1) Organ Kontroli Lotniska odpowiedzialny za przygotowanie i przekazanie załodze szczegółowego zezwolenia na lot.
(2) Organ Kontroli Lotniska odpowiedzialny za ruch pojazdów i ludzi po polu manewrowym lotniska. (Ground, z ang. ziemia).
(3) Organ Kontroli Lotniska odpowiedzialny za ruch lotniczy na i wokół lotniska (Tower, z ang. wieża).


.............................................................


Autor Sławomir M. Kozak zaprasza na stronę internetową Wydawnictwa AURORA, już od 14 czerwca nowa książka „Projekt Phoenix”, w sprzedaży.

(oprac. red.)


Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

26 Kwietnia 1937 roku
Urodził się Jan Pietrzak, polski kompozytor, satyryk (Kabaret pod Egidą) felietonista, autor wielu książek. Twórca Towarzystwa Patriotycznego


26 Kwietnia 1986 roku
Awaria elektrowni atomowej w Czernobylu na Ukrainie.


Zobacz więcej