Czwartek 16 Maja 2024r. - 137 dz. roku,  Imieniny: Andrzeja, Małgorzaty

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 09.01.10 - 0:04     Czytano: [5682]

Dział: Głos Polonii

Kaszuby polskie…

Kilka lat temu, podczas pobytu w Kanadzie, natrafiłem na kawałek Polski. Urzekł mnie tak bardzo, że postanowiłem podzielić się tym niespodziewanym odkryciem z innymi. Tak powstał felieton, którego urywek poniżej:

„(…) mało kto wie, że w ogromnej rzeszy przybyszy z Polski zawiera się liczba kilkudziesięciu tysięcy Kaszubów, którzy prawie 200 lat temu pojawili się na tych ziemiach. Osiedlili się w okolicach Barry’s Bay, gdzie krajobraz przypominał im rodzinne strony. Tam też powstało miasto, które nazwali Wilno. To właśnie w Barry’s Bay powstała pierwsza polska szkoła, tam narodziło się polonijne harcerstwo, a w Wilnie pierwsza polska parafia. Postanowiłem zobaczyć te miejsca na własne oczy. (…)

Do ontaryjskich Kaszub jedzie się z Toronto prawie 300 kilometrów przez malownicze tereny Kawartha Lakes, przypominających nasze Mazury. Drogę wyrywano wszechobecnym skałom dynamitem, który pozostawił po sobie regularne, pionowe odstrzeliny. Asfalt wije się pomiędzy nimi, a po obu stronach, wśród zieleni drzew lśnią granatem głębokie jeziora.

Ich bajeczne nazwy, jak Jezioro Meteorytów lub Baptiste, urzekają. Podobnie, jak nazwy mijanych miast: Kinmount, czy obiecujące wodospady Fenelon Falls. Pełno tu nadal miejsc, w których spotkać można orły, a okoliczne wody pełne są łososi. Dzikość przyrody robi wrażenie, potęguje je brak zasięgu telefonii komórkowej i stacji radiowych. Muzyka dociera do nas tylko dzięki odbiornikowi satelitarnemu. Odczytuję ze stojącego przy trasie znaku informacyjnego: „Bancroft – mineralna stolica Kanady”. Zatrzymujemy się, by wypić kawę w przydrożnym „Tim Horton’s”, lokalu należącym do popularnej w Kanadzie sieci kafejek, która swą nazwą sławi imię kanadyjskiego hokeisty. W środku, w gablocie za szkłem, pysznią się okazy wydobytych z tej ziemi kamieni, wśród których połyskują przepięknie opale. Po chwili ruszamy dalej. Samochód pokonuje kolejne dziesiątki kilometrów, gdy nagle na przydrożnych tablicach pojawiają się dziwnie znajome nazwy: Olszeski Road, Pecarski Road. Za moment naszym oczom ukazuje się Wilno. Wjeżdżamy do miasta w przeddzień narodowego święta Canada Day. Przywykliśmy już do budynków przystrojonych flagami Kanady, ale tu, obok nich dumnie łopoczą biało-czerwone. Polskie barwy, polskie miasto, w sercu Kanady.

Coś ściska za serce, kiedy czytam: „Kościół Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej. A.D. 1936”. Wchodzimy. Jest kopia Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, którą przywiózł dla tutejszej parafii kilka lat wcześniej Lech Wałęsa. Jest urna z ziemią pobraną w 1967 roku na terenie Państwowego Muzeum w Oświęcimiu, spod ściany śmierci bloku 11 oraz garść prochów po zamordowanych w Brzezince. Zapalamy świecę.

Na ścianie obraz Świętej Faustyny. Na sąsiedniej dostrzegamy harcerską lilijkę i tablicę z napisem:

„ 31 Krąg Starszoharcerski TATRY obchodząc 50 rocznicę swojej działalności składa to dziękczynne votum Matce Boskiej Częstochowskiej Królowej Polski w podzięce za doznane łaski przez członków Kręgu i ich rodziny. Ziemia ta, zamieszkała przez pierwszych osadników z Kaszub jest dla nas symbolem łączności z Ojczyzną i związana z ośrodkami i obozami harcerskimi. CZUWAJ. Wilno, Ontario. 27 sierpnia 2000 roku”.

Obok Orzeł Polski na mahoniowym ryngrafie z wpisanymi weń słowami: „Garnizon Gdynia” i również opis:

„ Parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Wilnie, Ontario, siedziby pierwszych osadników z Kaszub, w podzięce za doznane łaski ofiarują to votum członkowie Stowarzyszenia Polskiej Marynarki Wojennej w Kanadzie. 5 września 1999”.

Panie Jezu, jak Oni tu tę Polskę i Matkę Twoją miłują!

Obok kościoła cmentarz. Widać, że polski, inny od mijanych po drodze, kanadyjskich, nieogrodzonych, z płytami nagrobnymi na poziomie murawy. Tu groby z płonącymi zniczami i biało-czerwonymi proporczykami spoglądają na błyszczące w oddali jezioro i już na wieczność ten widok polskiego krajobrazu będzie z nimi.

Żegnamy polskie Wilno, wstępując tylko na polskie pierogi w Wilno Tavern stojącej na terenie byłego hotelu EXCHANGE, zbudowanego jeszcze w 1894 roku przez Ignacego Słomińskiego, o czym z dumą informuje okolicznościowa tablica pamiątkowa.

Kilkanaście kilometrów pokonujemy w zadumie. Wjeżdżamy do Barry’s Bay. Przy głównej drodze wzrok przykuwa ogromna tablica, pomnik i ... naturalnej wielkości kopia samolotu. Przystajemy w kolejnym mieście polskich osadników.

Na wielkim bilbordzie napis: „The Zurakowski Project”. Czytamy o budowie muzeum i parku poświęconych naszemu wspaniałemu Rodakowi.

Janusz Żurakowski urodził się 12 września 1914 r. w Ryżawce. Ukończył Szkołę Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. We wrześniu 1939 roku przedostał się do Anglii i walczył w dywizjonach RAF. W roku 1942 został mianowany dowódcą "warszawskiego" Dywizjonu 316. W roku 1943 awansował do stopnia kapitana i został zastępcą dowódcy skrzydła w Northolt. Za swoje zasługi w Bitwie o Anglię oraz w walkach nad Niemcami został odznaczony polskim Krzyżem Virtuti Militari oraz trzykrotnie Krzyżem Walecznych. Pod koniec wojny został przeniesiony do Imperialnej Szkoły Pilotów Doświadczalnych w Boscombe Dawn. Jako pilot oblatywacz słynął z doskonałych akrobacji powietrznych. Pobił rekord szybkości na trasie Londyn - Kopenhaga - Londyn oraz opracował i wykonał nowe figury akrobatyczne "Zurabathic Cartwheel" oraz "Falling Leaf", które wcześniej uważane były przez teoretyków lotnictwa za zupełnie niemożliwe. W roku 1952 wyemigrował wraz z rodziną do Kanady, gdzie podjął pracę jako pilot oblatywacz dla zakładów AVRO Canada. Testował najbardziej zaawansowany samolot lat pięćdziesiątych - CF-105 AVRO Arrow. Jako pierwszy człowiek na świecie pokonał barierę dźwięku w samolocie o prostych skrzydłach. Po likwidacji badań nad samolotem Arrow odszedł z lotnictwa i przeniósł się do Barry's Bay, gdzie wybudował ośrodek turystyczny Kartuzy Lodge. Ośrodek ten od wielu lat odgrywa ważną rolę w podtrzymywaniu polskości młodego pokolenia Polonusów. Pułkownik Janusz Żurakowski został uznany za jednego z najlepszych pilotów wszechczasów i wpisany w poczet członków honorowych Międzynarodowego Stowarzyszenia Pilotów Doświadczalnych w Los Angeles. Otrzymał również tytuł "Pioniera kanadyjskiego lotnictwa" . Został członkiem Galerii Sławy kanadyjskiego lotnictwa. Na cześć wybitnego pilota Królewska Mennica Kanadyjska wydała w 1996 roku srebrną monetę o nominale 20 dolarów z jego wizerunkiem. W 1999 r. pułkownik Żurakowski został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP. Zmarł 9 lutego 2004 roku w Barry’s Bay.

W drodze powrotnej mijaliśmy harcerskie stanice, spotykaliśmy wszędzie wokół polskie ślady. Wracaliśmy pełni różnych uczuć. Od żalu, że ciągle z tego świata odchodzą najlepsi z Polaków, do dumy z polskości błyszczącej trwałym blaskiem na wszystkich kontynentach. Na przekór wszystkim wrogom Polski, w najodleglejszych zakątkach globu Polacy wystawiają od wieków świadectwo swojego wielkiego patriotyzmu i umiłowania najwyższych wartości, jakimi są i zawsze pozostaną Bóg, Honor i Ojczyzna".
(”Kanadyjskie Kaszuby”)

Kartuzy Lodge. Ktoś, kto nazwał tak ośrodek turystyczny, musiał nosić głęboko w sercu obraz tego miejsca. Zaniósł je pod powiekami, w marzeniach i snach, na drugi koniec świata. Przebył długą, najeżoną trudami drogę, w poszukiwaniu szans, lepszego startu i nadziei. Swoim bliskim mógł dać niewiele. Przykazania Dekalogu, wierność Tradycji i wspomnienie utraconej Ojczyzny. Może trochę bajkowe, pełne kolorów, niezapomnianych zapachów i dźwięków. Wiadomo, czas i odległość idealizują. Ale ten pejzaż, podgrzewany płomieniem wiary i nadziei, urastał w domach polskich osadników do rangi symbolu.

Mieli nadzieję, że kiedyś powrócą. A jeśli nie oni, to ich dzieci, może choćby wnuki. Że będą cieszyć się śpiewem polskich słowików, szumem falujących zbóż i widokiem krążących nad głowami bocianów. Tę Polskę nosili w sercach przez resztę swych dni, pełną przydrożnych świątków, słomą krytych dachów, trwających wśród nawoływania kościelnych dzwonów i wieczornych koncertów świerszczy.

To te tęsknoty wyśpiewał pięknie wiele lat później Andrzej Rosiewicz, podejmując wspólny temat rozterek wielu tysięcy przedstawicieli emigracji „solidarnościowej”:

Może to ten szczególny kolor nieba,
Może to tu przeżytych tyle lat,
Może to ten pszeniczny zapach chleba,
Może to pochylone strzechy chat?

Może to przeznaczenie zapisane w gwiazdach,
Może przed domem ten wiosenny zapach bzu,
Może bociany, co wracają tu do gniazda,
Coś, co każe im powracać tu?

(…)

Może to zapomniana dawno gdzieś muzyka,
Może melodia, która w sercu cicho brzmi,
Może mazurki, może walce Fryderyka,
Może nadzieja doczekania lepszych dni?

Może to zapomniana dawno gdzieś muzyka,
Może melodia, która w sercu cicho brzmi,
Może mazurki, może walce Fryderyka,
Może nadzieja dla Ojczyzny lepszych dni?


Dziś, po 30 latach od zrywu „Solidarności”, rozterki te obecne są nadal. Wielu Polaków nie może lub nie chce powrócić. Rozumiem tych, którzy nie mogą. Powodów są pewnie tysiące. To dylematy najcięższego kalibru, które każdy waży milion razy, nim podejmie ostateczną decyzję. Czasem nie udaje jej się podjąć do końca. Ale są też tacy, którzy powrócić się boją, choć mogliby sobie na to pozwolić. Część z nich chciałaby zapewne wrócić do kraju przodków, ulokować zdobyte pieniądze w Polsce i cieszyć się Nią do końca swych dni. Najczęściej nie mają na ten swój powrót pomysłu. A pewnie i obawiają się zaczynać od nowa.

O nich i do nich dziś piszę.

Spotkałem niedawno kogoś, kto przypomniał mi ten cytowany wyżej felieton. Pojawił się niespodziewanie, bo przywiodła go noszona w sercu pasja, którą chciał się ze mną podzielić. A za moim pośrednictwem z tymi, którzy się wahają.

Ten przybysz nazywa się Mieczysław Sys i jest największym pasjonatem Kaszub, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Od pewnego czasu szuka wszelkich możliwych sposobów, by uratować od „prywatyzacji” ośrodek wypoczynkowy, formalnie należący jeszcze do Stoczni Gdynia.

Obiekt znajduje się w miejscowości Wieżyca, której należy szukać na szczegółowych mapach, pomiędzy Kościerzyną, a Kartuzami właśnie. Leży na malowniczym szlaku Szwajcarii Kaszubskiej, a powierzchnia gruntów będących w dyspozycji ośrodka, to ponad osiem hektarów.

Położone nad jeziorem Ostrzyckim Centrum Wypoczynkowe, zapewnia moc atrakcji dla gości indywidualnych, prowadzi też kompleksową obsługę pobytów grupowych. Do dyspozycji przyjezdnych są boiska do gry w siatkówkę, koszykówkę i piłkę nożną, plac zabaw dla dzieci, miejsce do biesiady przy ognisku i przystań wodna z wypożyczalnią sprzętu wodnego. Jest oczywiście również ogrodzony i monitotorowany parking samochodowy.

Ośrodek dysponuje 28 pokojami i 30 wyremontowanymi domkami z kominkami, w których przyjezdni mają nie tylko podstawowe dziś udogodnienia, jak chłodziarka, telefon i telewizor, ale i dostęp do bezprzewodowego Internetu.

Na miejscu zorganizować można szkolenia, narady, konferencje. Wentylowane i zaciemniane, w razie potrzeby, sale konferencyjne wyposażone są w profesjonalny sprzęt multimedialny.

W ośrodku znajduje się zresztą kilka innych, wielofunkcyjnych sal:

Taneczna - dostosowana do organizowania spotkań integracyjnych, restauracyjna – dla 140 osób, myśliwska – dla osób 50 i biesiadna – na 200 gości. Organizowane w ośrodku bankiety słyną ze smakołyków Kuchni Polskiej.

Wieżyca cieszy się dużym uznaniem tak zwanych „zielonych szkół”. Dzieci i młodzież mogą tu doskonale wypocząć, ale również skorzystać z przejażdżek wozami drabiniastymi, pojeździć konno, a zimą wybrać się na kulig.

W okolicy same atrakcje. Szlaki turystyczne mające po 120 kilometrów długości, ścieżki rowerowe i wyciągi narciarskie (!). Przepiękne jeziora, znana rzeka Radunia. I słynne już spływy kajakowe. Blisko stąd do Gdańska, Gdyni bądź Sopotu i cuownych, nadmorskich plaż. Do Trójmiasta, oddalonego o zaledwie 50 kilometrów, dotrzeć można z łatwością, dzięki dogodnym połączeniom kolejowym. Samochodem, do obwodnicy jest zaledwie 35 kilometrów. Nowoczesny szynobus ma pokonywać trasę z Kartuz do lotniska w Rębiechowie w 25 minut, a do Gdańska w 45.

Jak podaje informator Ośrodka:

„Od blisko stulecia, Szwajcaria Kaszubska jest jednym z głównych ośrodków turystycznych Pomorza Gdańskiego - istnieje tu dobrze rozwinięta baza noclegowa i turystyczna. Ciekawe miejsca są oznakowane i dobrze wyeksponowane. Głównym ośrodkiem miejskim są Kartuzy, położone w odległości 40 km od Gdańska i Gdyni, a centrami turystycznymi są wsie położone przy tak zwanym Kółku Raduńskim (Chmielno, Łączyno, Stężyca, Gołubie, Ostrzyce, Brodnica).

Centrum Wypoczynkowe WIEŻYCA położone jest więc w bliskiej odległości wszystkich ciekwaszych miejsc Szwajcarii Kaszubskiej. Nazwa ośrodka pochodzi od szczytu Wieżyca (329 m n.p.m.) będącego najwyższym wzniesieniem na Pomorzu i jednocześnie centrum sportów zimowych okolic Trójmiasta.

Tradycja odwiedzania przez turystów Wieżycy sięga drugiej połowy XIX wieku. Wówczas szczególnym upodobaniem cieszyły się punkty widokowe, a wdrapanie się na najwyższe wzniesienie na Niżu Europejskim (między francuskim Briestem a Uralem!) było powodem do dumy.

W latach 90. ubiegłego stulecia na szczycie ustawiono pierwszą wieżę widokową. Tuż przed wybuchem I wojny światowej wieża została rozebrana i przystąpiono do wznoszenia Wieży Bismarcka. Udało się Niemcom jedynie wykonać fundamenty. Poźniej ustawiono tu dwie drewniane wieże, z których ostatnia została rozebrana w latach 80-tych. Obecnie na szczycie znajduje się metalowa wieża widokowa z dużą platformą widokową, bijąca rekordy popularności.

Sąsiadujący z Wieżycą Szymbark jest najwyżej położoną na Pomorzu miejscowością. Wieś została założona w połowie XVII wieku przez kolonistów osiedlonych na dobrach kartuzów. Jeszcze w latach 20. XX wieku znaczą część mieszkańców stanowili ewangelicy, a język niemiecki używany był na co dzień. We wsi znajduje się neoromański kościół wzniesiony w 1882 roku i służący protestantom do roku 1928”.

Pan Mieczysław w mail’u do mnie pisał:

„To w Szymbarku znajduje się "Centrum Edukacji" www.cepr-szymbark.pl , w którym rozmiłowany w swoim Regionie i historii tego Regionu, Kaszub z krwi i kości, pan Daniel Czapiewski, zbudował "pomnik - muzeum" Kaszubów, którzy opuścili swoją ziemię "za chlebem" i budowali swoiste " Nowe Kaszuby" w Kanadzie. Oryginalna chałupa kaszubska z miejsca, które Pan opisuje w Kanadzie, została sprowadzona i znajduje się w tym niesamowitym "Muzeum" (…), gdzie poza historią emigrujących Kaszubów, znajduje się oryginalna chata sybiraków, zesłanych z Polski ponad 8 tysięcy kilometrów, za Irkuck, przez "wyzwolicieli Świata". To dom, także oryginalny, syberyjski, przywieziony z Syberii oryginalnym pociągiem sowieckim. Jest także wspaniała, pełna wzniosłości i patriotyzmu historia "Gryfa Pomorskiego" - organizacji, z której kaszubscy - polscy patrioci byli wysyłani na Syberię.”

Warto zajrzeć na tę stronę i zobaczyć arcyciekawy, jedyny w swoim rodzaju, odwrócony dom, stojący „na dachu”.

Miejsce to rzeczywiście wspaniałe. Imponujące urodą i dziewiczą, rzadko już spotykaną przyrodą. A przecież można by było je wykorzystać w sposób jeszcze pełniejszy. To przecież raj dla wędkarzy i dla turystów. Nie tylko zresztą rodzimych. Pan Mieczysław Sys ma głowę pełną pomysłów. Kiedy o nich mówi, zapala się młodzieńczo. Oczyma wyobraźni widzi kryty basen dla gości i korty tenisowe. Turystów wyruszających stąd do pobliskiego klasztoru OO. Franciszkanów, czy zwiedzających przepiękną Kalwarię Wejherowską, czwartą z kolei kalwarię powstałą w okresie Rzeczypospolitej szlacheckiej – po Zebrzydowskiej, Pakoskiej i Żmudzińskiej. Niedaleko też stąd do Muzeum-Obozu Stutthof, w Sztutowie.

Można by przecież zorganizować tu centrum edukacyjne dla młodzieży, która podczas letnich, czy zimowych pobytów, mogłaby się bawiąc uczyć. Przede wszystkim zaś, jak w kanadyjskim Kartuzy Lodge, byłaby to szansa, by wspaniale podtrzymywać polskość kolejnych pokoleń. Mieczysław Sys, były wykładowca chemii, chciałby zaszczepić w młodych ludziach zapał do poznawania rzeczy, których trudno szukać w dzisiejszych szkołach. Odzywa się w nim belfrowskie zacięcie, kiedy mówi o doświadczeniach fizycznych, eksperymentach z zakresu chemii, czy poznawaniu historii, przy współudziale uznanych historyków, pisarzy i publicystów.

Czy to wszystko jest realne? Ten ośrodek przynosi zyski. Niewielkie doinwestowanie dałoby kolosalny przychód! Czy uda się zachować ten skrawek Polski dla Polaków? Czy też po raz kolejny, polską własność wykupią obcy? Rozparcelują na działki i sprzedadzą pod budowę domów letniskowych? Przecież cena tego obiektu, to równowartość kosztu samej ziemi w tej okolicy. Do tej pory odbyły się trzy przetargi. Chętnych nie ma. Przynajmniej formalnie. Ci, którzy potrafią robić interesy, czekają. Na jeszcze niższą cenę, na możliwość przejęcia wszystkiego za pół darmo. Całością zarządza już syndyk masy upadłościowej.

Cała nasza Ojczyzna staje się z wolna jedną, wielką masą upadłościową…

Dlaczego brak nam gospodarskiego, polskiego myślenia? Dlaczego nie może tego kupić Polak? Niestety, głównie z powodu braku pieniędzy. Kolejne władze, począwszy od czasów okrągłego mebla, zrobiły wszystko, by Polaka nie było stać na żadne inwestycje. Co najwyżej na bezzwrotne. By w tego typu ośrodkach mógł tylko pracować, a sporadycznie, przez kilka dni w roku wypocząć. Właścicielami mają być inni. Ci, którzy pomału, systematycznie przejmują całą Polskę. Pamiętać trzeba, że ten region, to region szczególny. Tu już rzecz nie dotyczy tylko biznesu. Tu ważą się losy naszej państwowości. Jak mówił Papież Jan Paweł II - naszego „być” i naszego „mieć”.

Pisząc te słowa, zagryzam bezsilnie zęby. Wiem, że ten skrawek Kaszub nie ma szans na pozostanie w dłuższej perspektywie polskim. Podobnie, jak ten przylegający doń z lewej, prawej i każdej innej strony. Tym większy ból, że dzieje się to w chwili, kiedy premierem „polskiego” rządu jest człowiek mieniący się Kaszubem!

Odpowiadając Panu Mieczysławowi wskazywałem:

„Polskie stocznie zostały skazane na zagładę już w roku 1980, a może nawet 1970. Dlatego zlikwidowano wszelkie skupiska potencjalnych „buntowników”. Dzisiejsi zdrajcy są o wiele bardziej przewidujący i bezwzględni, aniżeli ich poprzednicy. Nie dopuszczą przecież do ponownego wybuchu buntu w miejscach, w których zatrudnia się tysiące robotników, dlatego „wyprzedaż” ogromnych zakładów pracy ma nie tylko aspekt finansowy, ale też i to drugie, o wiele tragiczniejsze, dno. I zrobią wszystko, by rozgrabić cały ich majątek.”

I to „wszystko” robią z niezwykłą determinacją, chwytając się najróżniejszych sposobów. Widząc to doskonale, piszę ten tekst, mimo wszystko, bo jestem Polakiem.

Pan Mieczysław ma ciągle nadzieję. Wierzy, że znajdzie się jakiś bogaty rodak, który przybędzie zza Wielkiej Wody i zatrzyma tę kaszubską perłę dla Polski. Jest przekonany, że można powołać fundację, może zebrać kilku inwestorów, uratować to, czego namiastkę budowali w Kanadzie kaszubscy emigranci. Do czego tęsknili i czego wspomnienie było dla wielu ostatnim obrazem, jaki zamykając oczy, zabierali ze sobą na zawsze.

Sławomir M. Kozak

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

16 Maja 1902 roku
Urodził się Jan Kiepura, jeden z najwybitniejszych śpiewaków XX wieku, tenor (zm. 1966)


16 Maja 1674 roku
Szlachta wybrała podczas elekcji na króla Jana Sobieskiego.


Zobacz więcej