Niedziela 28 Kwietnia 2024r. - 118 dz. roku,  Imieniny: Bogny, Walerii, Witalisa

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 22.10.23 - 21:46     Czytano: [379]

Australia - Aborygeni - Referendum


W "Rzeczpospolitej" z 15 października 2023 roku ukazał się komentarz Anny Widzyk pt. "Referendum w Australii zakończyło się fiaskiem. Aborygeni są rozgoryczeni" odnoszący się do odbytego w Australii ostatniej soboty referendum w sprawie specjalnego przywileju dla autochtonicznej/tubylczej ludności Australii (Aborygenów). Wyborcy zostali wezwani do podjęcia decyzji - czy do australijskiej konstytucji powinien zostać wpisany paragraf w kwestii przyznania autochtonicznej ludności specjalnego przywileju za pośrednictwem wprowadzenia organu przedstawicielskiego znanego jako Indigenous Voice to Parliament czyli Głosu Aborygenów w Parlamencie Pierwszych Narodów w Australii. Głos reprezentowałaby wybrana grupa wyłącznie Aborygenów, która, według kłamliwej propagandy ze strony lewicowego rządu i współpracujących z nim Aborygenów miałaby tylko i wyłącznie doradzać rządowi w różnych sprawach dotyczących Aborygenów oraz w podejmowaniu decyzji i ustanawianiu polityki i praw, które dotyczą Aborygenów, nazywanych dzisiaj w lewackich kręgach Pierwszymi Narodami Australii.

Wspomniany komentarz Anny Widzyk jest przedrukiem z Deutsche Welle. Nie dziwota więc, że jest on bardzo tendencyjny. To stek niemieckiej głupiej i antyaustralijskiej propagandy.

Na temat Aborygenów i referendum można by było napisać wiele książek.

Zacznijmy od ad ovo, czyli od jajka.

Australia jako Związek Australijski (Commonwealth of Australia) należy obszarowo do kilku największych państw na świecie (po Rosji, Kanadzie, Chinach, USA i Brazylii). Zajmuje obszar aż 7 682 300, który zamieszkiwany jest przez zaledwie 26,5 mln ludzi (ludność Polski 38 mln), z tego Aborygeni stanowią od 2 do 4% ludności. Tę różnicę tłumaczy to, że prawdziwych Aborygenów jest około 200 000, a ponad 200 000 czy więcej to BIALI ludzie udający/podający się Aborygenów dla korzyści materialnych, gdyż na pochodzeniu aborygeńskim można dzisiaj dużo skorzystać i wiele zarobić; poza tym osoby te liczyły na to, że, szczególnie po zaakceptowaniu Głosu, Aborygeni będą otrzymywać duże odszkodowania finansowe ze specjalnych podatków nakładanych na nie-Aborygenów za krzywdy wyrządzone Aborygenom, zmarłym 200, 150 czy 100 lat temu. A to dlatego, że DZISIEJSI Aborygeni i przybrani Aborygeni-cwaniacy ponoć przeżywają tragedię i cierpią mentalnie za zabicie ich przodków 200 lat temu. Kretynizm do kwadratu! Niestety, wspierany przez zidiociałych polityków i innych lunatyków i cwaniaków.

Że biali cwaniacy udają Aborygenów potwierdzają wyniki australijskich spisów ludności. I tak w 2006 roku za Aborygenów podało się 455 028 osób, w 2011 roku 548 368 osób - wzrost aż o 93 340, czyli aż o 20.5%, w 2016 roku 649 171 osób, czyli wzrost aż o 100 803 osoby, czyli wzrost aż o18.4%, w 2021 roku 812 728, czyli wzrost aż o 163 557, czyli wzrost aż o 25.2%. Oczywiście tak wielkiego przyrostu naturalnego nie było wśród pozostałej ludności Australii (English Wikipedia: Aboriginal Australians"). Ludzie europejskiego wyglądu odmawiają przedstawiania dowodów na swoje aborygeńskie pochodzenie. A rząd toleruje to jedno z największych oszustw w dziejach Australii.

Jak widać, cwaniactwo to nie tylko polska specjalność. Starczy popatrzeć ilu tych białoskórych "Aborygenów" jest w wielu organizacjach aborygeńskich, w których odgrywają wielką rolę, m.in. w szczuciu Aborygenów na białą ludność. A więc kichają w swoje etniczne gniazdo! Ale co się nie robi dla pieniędzy! Jeśli więc uważają, że biali bezprawnie kolonizują Australię, to dlaczego oni sami, będąc białymi ludźmi, nie zapakują swoich manatków, szczerze przeproszą Aborygenów za ich własne kolonizowanie ich ziemi i nie wyjadą z Australii do państw swoich przodków w Europie?!

Aborygeni australijscy mają ciemnobrązową skórę, faliste włosy (mężczyźni noszą często obfite brody), usta bardzo szerokie, nosy między oczami wklęsłe, poniżej szeroki, zadarte. Ładną rasą na pewno nie są. Ale nie piękno stanowi człowieka. Według badań genetycznych przybyli do Australii z Afryki od 125 do 50 tysięcy lat temu. A więc sami byli kolonizatorami! I byli. Znany historyk australijski, profesor Blainey pisze, że w ostatnich 40 000 latach do Australii przybyły trzy fale kolonistów: Tasmańczycy, Murrayans i Carpentarians. A więc kłamliwe jest nazywanie obecnych Aborygenów "pierwszym narodem Australii". Co więcej, zachowane na wielu obszarach Australii liczne ślady starej kultury świadczą o tym, że poprzednicy obecnych Aborygenów stali na wyższym szczeblu rozwoju (Wikipedia). Niestety, historię Australii i Aborygenów zna mało ludzi, więc łatwo jest rozpowszechniać różne kłamstwa.

Prawdopodobnie przez to, że Australia jest taka wielka, dzielili i dzielą się na bardzo wiele małych plemion, które dzisiaj nazywa się w sprzeczności z nauką i ze słownictwem szumnie "narodami" (naród jest ekspresją idei nacjonalizmu, a ucieleśnione elementy kultury narodowej to architektura, zbiory dzieł literackich itp., a tego u Aborygenów w ogóle nie było i nie ma). Pod koniec XVIII wieku, a więc u progu kolonizacji europejskiej populacja Aborygenów liczyła prawdopodobnie 750-780 tysięcy osób (inne źródła szacują tę liczbę na 300-400 tysięcy). Na samym początku XIX wieku, a więc kiedy przybyli na teren dzisiejszej Australii pierwsi koloniści brytyjscy, istniało około 600 szczepów. Każdy z nich miał własną nazwę, język lub dialekt, zwyczaje i władało oddzielnym terytorium. Aborygeni australijscy byli na bardzo niskim szczeblu rozwoju. Po prostu byli barbarzyńcami i najbardziej prymitywnymi ludźmi na świecie: byli ludożercami (tak jak wszystkie ludy Australii i Oceanii, ale o tym w dzisiejszej Australii głośno nie wolno mówić), szczepy zniewalały inne szczepy, mordowały się nawzajem, dokonując aktów ludobójstwa (genocide) - mordowali szczególnie kobiety i dzieci, aby w ten sposób uniemożliwić odrodzenie się szczepu, traktowanie kobiet i dzieci było w społeczności aborygeńskiej wyjątkowo brutalne (Tony Thomas "The long history of Aboriginal violence - Part II" (Quadrant 7.5.2023), gwałcenie córek przez ojców było I JEST na porządku dziennym, zazwyczaj chodzili nago, albo okrywali się skórą, żyli w szałasach lub jaskiniach, nie znali koła, użycia metali, nie używali garnków i naczyń, nie znali żadnych mebli, nie uprawiali ziemi (tylko niektórzy coś tam sadzili), byli nomadami, nie hodowali żadnych zwierząt domowych; zajmowali się łowiectwem, rybołówstwem oraz zbieractwem (jedli najczęściej różne robactwo - dosłownie i jagody), byli animistami. Ci ludzie byli tak ciemni, że nie łączyli seksu z zajściem w ciążę. A dzisiaj robi się z nich aniołów, a ich skrajnie prymitywną kulturę stawia na równi np. kulturą europejską.

Żaden z aborygeńskich szczepów nie miał nazwy dla tego wielkiego kraju, który poza swoim własnym terytorium w ogóle nie znali. Nazwa "Australia" to nazwa nadana krajowi przez białych ludzi. Ciekawe jaką dzisiaj nazwę nosiłaby Australia, gdyby nie przybyli tu Brytyjczycy? Na pewno też nie jakąś aborygeńską, tylko jakąś azjatycką. A los tych ziem nie byłby lepszy od tego jaki zgotowali im biali koloniści. Bo nie ma nic gorszego od rasizmu azjatyckiego (we wszystkich krajach Azji, co potwierdzają chociażby najnowsze wydarzenia rasistowskie i pełne nietolerancji napływające z tych ziem).

Do wybrzeży Australii dotarli pierwsi z Europejczyków żeglarze holenderscy: Willem Jonsch (Janszoon) w 1605 roku, Dirk Hartog w 1616 roku, Fryderyk de Houtman i Jakub Edel w 1619 roku i zszedł na wyspę u wybrzeży Australii w dzisiejszej Zatoce Rekina, która obecnie nosi jego imię. W 1619 roku do zachodniego wybrzeża Australii (obecnie Ziemia Edela) dopłynęli kolejni Holendrzy: Fryderyk de Houtman i Jakub Edel, a w 1627 roku na południowo-zachodnim wybrzeżu (obecnie przylądek Nuyts) wylądował holenderski żeglarz Piotr Nuyts, a do Wielkiej Zatoki Australijskiej także w 1627 roku Frans Thyjssenan (Thyssen). Holendrzy to naród kupców. Stwierdziwszy, że z bezludną czy prawie bezludną oraz nie nadającą się do kolonizowania Australią nie można handlować, więcej tu się nie wybierali. Docierali tu jednak nie tylko Holendrzy/Europejczycy, ale także Azjaci. Będąc na Tajwanie w 1968 roku - jako pierwszy Polak z paszportem PRL (wpuszczono mnie na wyspę po dłuższych rozmowach ze mną i wyższymi przełożonymi i dlatego, że na stałe mieszkałem w Australii), zwiedziłem przebogate w dzieła sztuki Narodowe Muzeum Pałacowe (zbiory wywiezione z Zakazanego Miasta w Pekinie). Widziałem tam mapę Australii opracowaną w XVII wieku. Na tej mapie jest pokazana jedynie linia brzegowa północnej Australii i wschodniej, jeśli dobrze pamiętam po teren Brisbane czy Sydney. Co ciekawe linia brzegowa na tej mapie niewiele odbiega od współczesnych map Australii. - Jak widać, również dla Chińczyków Australia wydała się mało atrakcyjna tak pod względem handlowym jak i osadniczym. Dzisiaj na pewno tego żałują. Tak czy siak, aborygeńska Australia skazana była na nieistnienie. Jakby nie zajęli jej Brytyjczycy, to wcześniej czy później zawitali by tu inni koloniści. Tym bardziej, że nie było na jej wielkim obszarze żadnego państwa i rządu aborygeńskiego. Starczyło przepędzić jakiś szczep i zająć jego ziemię.

Podczas swej pierwszej podróży naokoło świata angielski żeglarz i odkrywca James Cook dotarł do wybrzeży Australii 29 kwietnia 1770 roku - do zatoki Botany Bay, na obszarze dzisiejszego Sydney. Anglicy chcieli być panami świata. Dlatego postanowili dorzucić do swego imperium także nowo odkryty przez kapitana Cooka ląd. Chociażby, aby móc tu zsyłać swoich licznych kryminalistów, bo prawo w Anglii było wówczas wyjątkowo bardzo surowe - np. za kradzież tylko bochenka chleba można były być zesłanym do Australii. I tak pod koniec XVIII wieku Anglicy utworzyli w Botany Bay kolonię karną. Pierwsi więźniowie przybyli 18 stycznia 1788 roku. Kolonia ta zapoczątkowała europejską kolonizację Australii, powstanie angielskich kolonii terytorialnych: Nowa Południowa Walia, Tasmania, Wiktoria, Południowa Australia, Queensland i Zachodnia Australia (dzisiaj są to stany), a następnie powstanie 1 stycznia 1901 roku nowego państwa pod nazwą Związek Australijski.
Aborygenów spotkał niezwykle smutny los. Niestety, jak to bywa z każdą kolonizacją, osadnicy z Europy zaczęli Aborygenów wypierać z ziem coraz dalej w głąb kontynentu. Bardzo często dochodziło do znęcania się, bicia, prześladowania, a nawet do zabójstw i eksterminacji rdzennej ludności. Często tępiono ich jak dziką zwierzynę. Na Tasmanii płacono za każdego zabitego Aborygena! W latach 1894-97 miał miejsce zbrojny bunt Aborygenów, któremu przewodził Jandamarra. Przez ponad 100 lat ludność aborygeńska ginęła wskutek konfliktów z białymi osadnikami, z powodu braku pożywienia i nieznanych tu przedtem chorób przywleczonych z Europy, co spowodowało, że na początku XX wieku uznano ich za lud wymierający. Ich liczba katastrofalnie spadała aż do lat 30. XX wieku, kiedy ich liczbę oceniano już tylko na 67 tysięcy (1933). Według popularnego mitu wykreślono ich wtedy z oficjalnej Księgi Flory i Fauny (uznając ich za ludzi i przyznając im prawa obywatelskie) tego kraju, co jest nieprawdą, ponieważ Aborygeni nigdy nie byli tam zapisani. Faktem jest jednak, że przyjęto od tego momentu zasadę asymilacji dobrowolnej. W 1965 roku wprowadzono Politykę Integracyjną, aby dać Aborygenom większą władzę nad ich społeczeństwem i życiem. Od tej pory Aborygeni uzyskiwali coraz więc różnych praw. Dzisiaj mają pełne prawa obywatelskie, a w Parlamencie Federalnym i w stanowych jest 11 posłów i senatorów pochodzenia aborygeńskiego, są ministrowie i gubernatorzy Aborygeni. Działa aż 400 różnych organizacji i instytucji aborygeńskich, które są całkowicie finansowane przez rząd federalny i stanowe z pieniędzy podatników, a więc nie-Aborygenów (którzy do gospodarki australijskiej wnoszą tyle co kot napłakał). Na potrzeby Aborygenów rząd wydaje każdego roku 5 miliardów dolarów. Aborygeni są dziś często uprzywilejowani w stosunku do innych mieszkańców Australii (np. studia wyższe, finansowanie ich spraw sądowych). W latach 30. ubiegłego wieku powstał ruch polityczny Aborygenów. Jego celem było odzyskanie terytoriów plemiennych (marzenia ściętej głowy). W 1992 roku Sąd Najwyższy w stolicy Australii uznał istnienie tubylczego prawa, czyli tytułu własności ziemi. Rok później potwierdzono to prawo ustawą Parlamentu Federalnego.

Rządy Australii aż do połowy lat 60. XX wieku stosowały wobec Aborygenów politykę przymusowej asymilacji. Miała ona swoje plusy i minusy. Plusem było to, że przybliżyła ich do białej ludności (język angielski, chrześcijaństwo, edukacja, a przez to mieli lepsze życie i większe możliwości społeczne i zawodowe). Podobnie było z tzw. skradzionym pokoleniem (ang. Stolen Generations). Tak, praktyka ta miała swoje podłoże w polityce przymusowej asymilacji kulturowej, ale nie tylko. Odbierano również dzieci z rodzin znajdujących się w bardzo trudnych warunkach egzystencjonalnych i w których bardzo często dochodziło do przemocy domowej, która była i jest ciągle plagą w rodzinach aborygeńskich obok alkoholizmu. To bez wątpienia była psychiczna tragedia dla rodziców i dzieci. Z drugiej strony dzieci te zazwyczaj wygrały los na loterii - przez edukację i przebywanie w cywilizowanym społeczeństwie włączyły się do życia w społeczeństwie australijskim. To wyłącznie z tego grona Aborygenów wyszły osoby, które odgrywały i odgrywają dużą rolę w życiu społeczeństwa aborygeńskiego i całej Australii. Oby ich było coraz więcej.

Nie ulega wątpliwości, że wielka krzywda była wyrządzana Aborygenom przez ponad 150 lat. Ja jakbym był Aborygenem również nie lubiłbym białych ludzi. Jednak czas leczy rany, a harmonijnie ze sobą żyjące grupy etniczne są dużo, dużo lepsze od tych, które chcą kultywować wrogość i liczyć na zemstę. Język jaki używają działacze aborygeńscy odnosząc się do białej ludności Australii, to ZAWSZE język oskarżycielski, graniczący z połajanką, ofiary, pełen skargi. Nigdy nie jest językiem równości, a tylko wyższości, bo my jesteśmy właścicielami i panami tej ziemi, a wy najeźdźcami, kolonizatorami, mordercami i gwałcicielami, żyjącymi w państwie, które nie jest wasze. I bez przerwy domagają się przeprosin od białych Australijczyków. Jednak jak słusznie napisał Douglas Murray: "Przeprosiny mają sens tylko wtedy, kiedy są wypowiadane przez osobę, która dopuściła się do zadania krzywdy"? Tak, historia może być brutalna, zaakceptujmy to i idźmy naprzód ku lepszej przyszłości, ku harmonijnemu współżyciu ("Sorry, but can we all please move on from the guilt trips?" (Weekend Australian 19-20.8.2023). Tymczasem premier Albanese wszedł w buty aborygeńskich rasistów i za nimi odnoście historii Australii ma do powiedzenia tylko to, że "Australian history od 1788 had been a "brutal" history" - że australijska historia od 1788 była brutalną historią". A czy nie była brutalną przed 1788 rokiem, kiedy szczepy nieustannie brutalnie się mordowały i kiedy gwałty kobiet i dziewczynek były na porządku dziennym i kiedy ludożerstwo było także na porządku dziennym? (jw.)

Bez wątpienia z każdym nowym rokiem następowałoby większe zbliżenie białych Australijczyków z Aborygenami, gdyby na drodze ku temu nie stanęli najpierw Żydzi, potem komuniści, Partia Zielonych (lunatycy) i wreszcie biali cwaniacy podszywający się pod Aborygenów, a ostatnio w coraz większym stopniu także socjaliści (Australian Labor Party).

Niektórzy Żydzi, zaczęli popierać Aborygenów - ich różne starania, gdyż wyczuli, że mogą na tym nieźle zarobić, a po drugie, włączyli się do tej pomocy, kiedy w czasie pierwszej palestyńskiej Intifady (1987) i po niej na świecie - w tym także w Australii narastała krytyka okupacji przez Izrael ziem palestyńskich, kiedy dochodziło do ich brutalnego prześladowania włącznie z kolonizacją ziem palestyńskich przez kolonistów żydowskich. Przez włączenie się w niebezinteresowną zresztą pomoc Aborygenom, chcieli pokazać jak bardzo są humanitarni, jak rozpaczają nad losem biednych Aborygenów i jak bardzo chcą im pomagać.

Po jakimś czasie z pomocą Aborygenom pospieszyli komuniści (jedną z czołowych działaczy aborygeńskich i za Głosem oraz osobą kipiąca anty-białym rasizmem jest Aborygenka Marcia Langton, była członkini rozwiązanej Australijskiej Partii Komunistycznej) i członkowie Partii Zielonych. Ci pierwsi zgodnie z komunistycznym hasłem rewolucji światowej, którą budują na skłócaniu narodów. Zieloni, bo będąc lunatykami myślą, że swoją działalnością uszczęśliwią świat.

W 1901 roku rząd australijski wprowadził politykę białej Australii (The White Australia policy) ponieważ wielu białych Australijczyków obawiało się, że nie-biali imigranci mogą zagrozić australijskiemu społeczeństwu. Polityka ta była po II wojnie światowej rozcieńczana, aż wreszcie w 1975 roku socjalistyczny rząd Whitlama uchwalił ustawę o dyskryminacji rasowej, która sprawiła, że kryteria selekcji na tle rasowym stały się niezgodne z prawem.
Dzisiaj australijscy socjaliści od czasu premiera Boba Hawke (1983-91) prowadzą jawną politykę mającą na celu uczynienie z Australii azjatyckiego kraju (The Anti-White Australian policy). Hawke sprowadził do Australii 300 000 Chińczyków, premier Paul Keating (1991-96) ogłosił, że Australia jest państwem azjatyckim, Kevin Rudd (2007-10) i Julia Gillard ją kontynuowały, a teraz Anthony Albanese (od maja 2022), który jest skrajnie i najbardziej lewicowym z nich wszystkich (Peta Credlin "Sunday Herald Sun 10.9.2023, s. 21) na lata 2023-24 postanowił sprowadzić do Australii aż 715 tys. Azjatów (przypominam, że Australia ma tylko 26 mln ludności, nie troszcząc się wcale, gdzie ci ludzie będą mieszkać, gdyż w Australii już dzisiaj jest wielki brak mieszkań - "Why increasing immigration is creating more and more issues" S. Herald Sun 23.7.2023) i jednocześnie zaborygenizować Australię. Zaraz po wyborze na premiera Albanese ogłosił, że zorganizuje Głos (Voice), który da większe prawa w konstytucji tylko Aborygenom, które następnie umożliwią im współrządzenie Australią. Na każdym kroku - w państwowych stacjach telewizyjnych i radiostacjach nachalnie narzuca się nam każdego dnia różne tematy aborygeńskie, nadaje i publikuje całkowicie zakłamaną - zmyśloną historię Aborygenów, z białych Australijczyków robi się jakiś potworów na miarę Hitlera i Stalina, nakazuje się wszystkim instytucjom i organizacjom oraz programom państwowym radiowym i telewizyjnym na samym początku zebrań, imprez, programów itp. wyrażać specjalne skrajnie rasistowskie podziękowanie dla nich, stwierdzające, że nie my - właściciele naszych domów - ale Aborygeni są tradycyjnymi właścicielami australijskiej ziemi, mórz otaczających Australię, nieba nad Australią, które zawsze były ich, są nadal i będą zawsze oraz okazujemy szacunek im i ich przodkom, jak również popieramy dokument Uluru (skierowany przeciwko nie-aborygeńskim mieszkańcom Australii): (We acknowledge the First Nations peoples of Australia, the traditional custodians of the land, seas, skies and waterways on which we reside, work, travel and meet. We pay our respect to First Nations elders past, present, and emerging, and support the Uluru Statement From The Heart. We acknowledge that the land, seas, skies and waterways of Australia were, are and always will be, that of the First Nations peoples). Ludzie mieli i mają tego wszystkiego dość - powyżej dziurek od nosa. Tym bardziej, że w kraju szaleje drożyzna (inflacja) i jest wprost potworny brak mieszkań na kupno i wynajem - ludzie muszą płacić połowę czy 2/3 swoich zarobków za wynajem mieszkania, kiedy Aborygeni wysuwają pretensje do dużej części Melbourne i Gippsland, gdzie mieszka kilkaset tysięcy ludzi, i zaczynają ciągać nas po sądach, aby oddać im te tereny, bo PONOĆ zostały im skradzione 200 lat temu ("Tasma in Indigenous land feud" Sunday Herlad Sun 9.7.2023), kiedy rasistowscy aktywiści aborygeńscy domagają się zniesienia australijskiego święta narodowego, obchodzonego 26 stycznia bo to rasistowskie święto białych ludzi (James Campbell "January 26 a day to forget" Sunday Herald Sun 9.7.2023), on zamiast się tymi sprawami zajmować, wciska w ręce rasistowskich działaczy aborygeńskich kija na nie-Aborygenów (Peta Credlin "Be warned: the Voice is more than "advisory" Sunday Herald Sun 24.9.2023 i w sposób łajdacki chciał abyśmy za tym zagłosowali. Premier Anthony Albanese traktował nas - wszystkich nie-aborygeńskich Australijczyków (96% ludności kraju), którzy jesteśmy prawdziwymi właścicielami Australii i naszych domów, na których kupno ciężko musieliśmy pracować, jak małe głupie dzieci (".You people are too dumb: Michael Kroger blasts Labors leave it to us approach Sky News Australia 14.10.2023), wierząc do ostatniej godziny przed referendum, że kupimy to jego polityczne badziewie i szachrajstwo.

Są dzisiaj w Australii Aborygeni żyjący w ubóstwie. Ale zazwyczaj z własnej winy. To są głównie ci, którzy wybrali życie dzikusów na zadupiach Australii. Trudno, aby dla 100, 150 czy 200 Aborygenów żyjących z dala od siedzib ludzkich zapewnić wygodny transport, opiekę lekarską, szkołę, supermarket itp. Oni i wielu z tych co żyją w miastach jest alkoholikami. Ogólnie są znani z lenistwa i stąd nikt nie chce ich zatrudnić. Nie jest winą białych ludzi, że z tych 5 miliardów dolarów, które rząd federalny przeznacza na potrzeby Aborygenów - aby polepszyć życie, jest głównie wydawanych na biurokrację aborygeńską (królewskie pensje), a także rozkradanych przez ich rodaków. Wykorzystując odrzucenie przez naród rządowego referendum, minister ds. rdzennych Australijczyków, Jacinta Nampijinpa Price, domaga się dochodzenia na co i jak były i są wydawane otrzymywane od wielu lat od rządu miliardy dolarów każdego roku przez organizacje aborygeńskie, gdyż nie widać prawie żadnej poprawy warunków bytowych upośledzonych społecznie Aborygenów. Naród/podatnicy mają prawo to wiedzieć, a przede wszystkim to czy przypadkiem te pieniądze nie są rozkradane ("Government cant ignore the calls: Jacinta Price to pursue Indigenous spending audit" (Sky News Australia 16.10.2023).

M.in. na przykładzie historii istniejącej w latach 1990-2005 rządowej Komisji Aborygenów i Wyspiarzy Cieśniny Torresa (ATSIC) mamy już dowód jak wierchuszka aborygeńska potrafi prowadzić organizacje aborygeńskie, kto w nich może być dyrektorem czy kierownikiem i jak operowano pieniędzmi przeznaczonymi przez rząd na poprawę warunków bytowych Aborygenów w potrzebie oraz protektuje w sądach oskarżonych Aborygenów. Popatrzmy na życiorys chociażby Geoff Clarka, australijskiego polityka i działacza na rzecz Aborygenów, biało-aborygeńskiego pochodzenia, w 1983 roku współzałożyciela Aborygeńskiego Rządu Tymczasowego, który w latach 1983-96 działał lokalnie i międzynarodowo na rzecz ludności tubylczej i na koniec w latach 1999-2004 przewodniczącego wspomnianego wyżej ATSIC. Według jego biografii zamieszczonej w anglojęzycznej Wikipedii, człowiek ten "w 2000 roku Clark został oskarżony o gwałt na swojej kuzynce, Joanne McGuinness, ale sędzia uznał, że nie ma wystarczających dowodów, aby wnieść sprawę do sądu. W 2001 roku doniesienia prasowe w dzienniku "The Age" twierdziły, że Clark był odpowiedzialny za cztery gwałty, które miały miejsce w latach 70. i 80. McGuiness i Carol Stingel wszczęli oddzielne sprawy cywilne przeciwko Clarkowi w 2002 roku. W 2003 roku wyszło na jaw, że ATSIC - z pieniędzy otrzymanych na zaspakajanie potrzeb skrzywdzonych przez los Aborygenów! - zgodził się przeznaczyć 45 000 dolarów na sfinansowanie obrony prawnej Clarka w związku z bójką w pubie, w której był obecny. Początkowo postawiono dziewiętnaście zarzutów, przy czym ostatecznie wycofano wszystkie zarzuty z wyjątkiem "zamieszek" i "utrudniania działań policji". Clark został skazany za oba w swoim pierwszym procesie, a zarzut buntowniczego zachowania został później oddalony w apelacji. W styczniu 2007 roku ława przysięgłych Sądu Okręgowego w Wiktorii uznała, że w 1971 roku doprowadził do dwóch gwałtów grupowych. Ofiara, Carol Anne Stingel, cierpiała na zespół stresu pourazowego, otrzymała 20 000 dolarów odszkodowania wyrównawczego i około 71 000 dolarów na pokrycie kosztów prawnych. W lutym 2007 roku Clark odwołał się od ustaleń ławy przysięgłych w sprawie Stingela, jednak w grudniu 2007 r. przegrał apelację od zasądzonego od niego odszkodowania. Clark nigdy nie zapłacił 20 000 dolarów odszkodowania pani Stingel, a od 2013 roku był winien ponad 300 000 dolarów swoim prawnikom. Clark ogłosił bankructwo w 2009 roku. W sierpniu 2021 roku Clark został postawiony przed sądem wraz z żoną Trudy i synem Jeremym w związku z domniemanym sprzeniewierzeniem około 2 milionów dolarów należących do Framlingham Aboriginal Trust przez okres około 30 lat". Władzom ASTIC zarzucano uprawianie nepotyzmu. W 2005 roku liberalny rząd federalny był zmuszony rozwiązać ASTIC. Z kolei prawa ręka Clarka, wiceprzewodniczący ASTIC Ray "Sugar Ray" Robinson był przedmiotem śledztwa w związku z jego postępowaniem jako administratora i członka zarządu wielu organizacji aborygeńskich.

To tylko czubek góry lodowej.

Oczywiście Geoff Clark jest ciągle uważany za aborygeńskiego bohatera narodowego.

W Australii żyje dzisiaj chyba już dwunaste pokolenie białych ludzi, którzy urodzili się w Australii. To jest dzisiaj bez wątpienia także ich Ojczyzna, ich ziemia, ich wody i ich niebo. To biali ludzie zbudowali dzisiejszą Australię i jej dobrobyt - jeden z najwyższych na świecie. Z tego dobrobytu korzystają obficie za darmo sami Aborygeni. Nikt w zasadzie się nie spodziewa, że będą za to wdzięczni, bo uważamy, że od nas coś się im należy. Ale mamy prawo spodziewać się od nich uznania nas za współwłaścicieli Australii, a nie ciągle traktowania nas jako kolonistów, którzy nie mają prawa żyć tutaj, najwyżej jako ich woły robocze - pracujący na ich luksusowe życie. A wręcz domagamy się od nich, aby uznawali nasze domy za nasze domy, a nie za ich domy. Ja wypraszam sobie być nazywany kolonistą i człowiekiem, który okupuje rzekomo ich dom, na którego kupno musiałem wiele lat pracować.

Mieliśmy do czynienia z szachrajstwem ze strony premiera Albanese odnośnie referendum, bo premier kłamał w żywe oczy, mówiąc, że Głos będzie tylko doradzał w sprawach czysto aborygeńskich, gdyż nie będzie miał żadnego ujemnego efektu na nas i dla Australii. W ogóle nie chciał powiedzieć wyborcom czym właściwie będzie Głos i kto - jacy ludzie będą reprezentantami tego Głosu w Parlamencie i jakie da on narzędzia rasistom aborygeńskim do walki z nie-Aborygenami i z samą Australią (prawnicy udowodnili, że sugestie Aborygenów w Parlamencie, o które jak trzeba będzie będą walczyć w Sądzie Najwyższym, mogą szkodzić żywotnym interesom Australii, w tym jej bezpieczeństwa; mogą np. przeciwstawiać się budowie nowej bazy wojskowej, bo będą twierdzić, że teren pod jej budowę jest ich "secret ground" - świętą ziemią)! Bezczelnie kłamał odnośnie tzw. Uluru Statement - Oświadczenie Uluru z Serca. Prawdziwy Statement trzymali pod kluczem, a narodowi wpychano króciutki kłamliwy, według którego nic złego nie groziło Australii i nie-Aborygenom, że ten Statement ma tylko i wyłącznie na celu poprawienie warunków życia Aborygenom. Tymczasem prawdziwy Statement, który otrzymała dopiero po ostrych staraniach na podstawie Freedom of Information Act znana komentatorka polityczna Peta Credlin, mówi, że po uzyskaniu Głosu w Parlamencie, rasistowscy (wściekli wrogowie białych Australijczyków) aktywiści aborygeńscy będą brutalnie domagać się zawarcia z nimi traktatu, połączonego z odszkodowaniami na sumę miliardów dolarów, a historia Australia od 1788 roku ma być przedstawiana jako "historia wstydu"; nowa historia napisana przez "historyków" aborygeńskich ma przedstawiać WSZYSTKICH białych Australijczyków jako śmieć, bandytów, złodziei i gwałcicieli ("Say No to abusive leaders" Sunday Herald Sun 17.9.2023). Albanese proponował Głos, który był de facto Koniem Trojańskim i batem na nie-Aborygenów oraz maszynką do robienia pieniędzy dla Aborygenów, szczególnie aborygeńskiej burżuazji, bogacącej się z pomocą rządu z okradania podatników australijskich i swoich braci Aborygenów. A poza tym ten Głos byłby sprzeczny z prawem międzynarodowym (Janet Albrechtsen "Albaneses amendment in breach of international law" The Weekend Australian 28-29.1.2023).

Rasiści aborygeńscy chcą od nie-Aborygenów odszkodowań idących w miliardy dolarów, tak, aby KAŻDY Aborygen, w tym każde z osobna aborygeńskie dziecko było milionerem. I teraz łatwo zrozumieć, dlaczego już pół miliona białych Australijczyków podaje się za Aborygenów. A będzie takich cwaniaków dużo więcej, bo po odrzuceniu Głosu, premier Albanese popiera, zgodnie z obietnicą daną im już dawno (wiele razy podkreślał, że całkowicie popiera - ten prawdziwy - Uluru Statement, starania rasistów aborygeńskich o zawarcie traktatu. Dlatego prezenterka Sky News, Peta Credlin, mówi, że całe Oświadczenie Uluru z Serca "musi zostać wyrzucone do kosza. Australia odrzuciła 14 października Głos do Parlamentu: 61 procent głosujących głosowało na "nie" w referendum. Jeśli demokracja ma cokolwiek znaczyć, cały program Uluru musi zostać wyrzucony do kosza, nie tylko Głos" - powiedziała Credlin. "Ponieważ wyborcy słusznie dojdą do wniosku, że premier ma w nosie (napisała ostrzej: "a tinkers cuss"), to co myślą zwykli Australijczycy. Że jest bardziej niż szczęśliwy, słuchając aborygeńskiego establishmentu kierowanego przez Noela Pearsona i Marcię Langton, ale nie wyborców w tradycyjnym sercu Partii Pracy (w wielu okręgach wyborczych Partii Pracy większość ich mieszkańców zagłosowała na "nie"!), którzy masowo odrzucili program Uluru".

Australijczycy, tak biali jak również bardzo wielu pochodzenia azjatyckiego (np. artykuł Azjaty Ramesha Thakura pt. "Reject race-based "poison" privilege voice will deliver" The Weekend Australian 29-30.7.2023), a nawet wielu samych Aborygenów (np. na "nie" zagłosowała, obok tysięcy innych Aborygenów, Jacinta Price, minister ds. aborygeńskich w gabinecie cieni Koalicji Liberalno-Narodowej) pokazało Albanese gest Kozakiewicza, przez który premier się rozpłakał. 61% wyborców zagłosowało na nie. Powinno ich być więcej. Ale lunatyków, naiwnych idealistów lub po prostu nieoświeconych ludzi jest w każdym narodzie całe mrowie, a w Australii dodatkowo także wielu analfabetów z Afryki i Azji. Na ludzkiej głupocie żerują różni cwaniacy i oszuści, w tym politycy.

Premier Albanese jedynie co osiągnął to to, że mocno skłócił społeczeństwo australijskie ("He is dividing this country: Michaelia Cash slams Albanese over divisive referendum" Sky News Australia 4.10.2023).

Wykorzystując odrzucenie przez naród rządowego referendum, minister ds. rdzennych Australijczyków, Jacinta Nampijinpa Price, domaga się dochodzenia na co i jak jest wydawanych od wielu lat otrzymywanych od rządu aż 5 miliardów dolarów każdego roku przez organizacje aborygeńskie na to, aby polepszyć życie upośledzonych społecznie Aborygenów, gdyż nie widać prawie żadnej poprawy ich warunków bytowych. Naród/podatnicy mają prawo wiedzieć kto te pieniądze kradnie, jeśli są kradzione, i dlaczego jest to tolerowane ("Government cant ignore the calls: Jacinta Price to pursue Indigenous spending audit" (Sky News Australia 16.10.2023).

I tak wygląda prawda o Aborygenach i referendum. Ta z Deutsche Welle to zwykła propaganda i tekst obrażający Australijczyków.

Marian Kałuski

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

28 Kwietnia 1947 roku
W Nowym Jorku odbyło się pierwsze nadzwyczajne posiedzenie ONZ.


28 Kwietnia 1934 roku
Prezydent Ignacy Mościcki dokonał uroczystego otwarcia nowego portu lotniczego na Okęciu.


Zobacz więcej