Dodano: 13.10.21 - 12:42 | Dział: W kręgu wydarzeń

Zamiast programu agresja



Dziś już trudno mieć wątpliwości: niedzielny wiec Donalda Tuska okazał się klęską. Mizerna frekwencja, zła atmosfera, nieudane przemówienie, agresywny przekaz. Lider PO wydał wojnę, i przegrał - przynajmniej pierwszą bitwę. Dlaczego? Według mnie przyczyny są następujące:


Po pierwsze, Tusk chciał być złośliwy, i zwołał wiec w tym samym czasie, w którym w warszawskiej katedrze modlono się i wspominano ofiary katastrofy smoleńskiej. Tylko ta zbieżność tłumaczy wybór tak późnej pory. Może liczył na jakąś otwartą konfrontację? Może nie wiedział, że marsze smoleńskie skończyły się już dawno, po 196 miesiącach? W każdym razie popełnił błąd, i zwołał ludzi w ciemność.

Po drugie, właśnie ciemność. Zmrok zapadł szybko, i ciężki jesienny mrok przytłoczył wszystko. Tusk zorganizował imprezę w stylu prawicy w najcięższych latach opozycyjnych. Prawicy to jednak nie szkodziło, bo walczyła wówczas o przetrwanie. Tusk chciał zaś porwać - bądź przestraszyć - zwykłych Polaków. Zamiast tego wysłał sygnał, że na Placu Zamkowym dzieje się coś bardzo dziwnego.

Po trzecie, wraz z Tuskiem ze sceny przemawiała menażeria III RP - od Owsiaka po Lempart. To nie pomogło, ale zaszkodziło, przypominając wszystkich, że to jest to samo, co zawsze. Gdyby Jerzy Owsiak miał moc obalania rządu, PiS już dawno by nie rządził. Do tego doszła cała wulgarność tzw. Strajku Kobiet, wydarzenia w pewnej chwili głośnego, ale dziś już obumarłego. Równie dobrze na Placu Zamkowym mógłby przemawiać Mateusz Kijowski.

Po czwarte, obok Tuska nie stanęli inni liderzy opozycji. To ważny sygnał. Z jednej strony Tusk głosi, że wali się świat, że nadchodzi Polexit, ale inni politycy nie przychodzą, de facto mówiąc: nie, to jednak ściema, PR-owa zagrywka, kolejna sztuczka. Absencja Czarzastego, Kosiniaka-Kamysza czy Hołowni - podyktowana logiką gry o swój kawałek podłogi - podminowała dramatyzm całej sytuacji. Wyszła groteska.

Po piąte, Tusk wygłosił bardzo słabe przemówienie, a do tego nie potrafił poradzić sobie z kontrmanifestacją Roberta Bąkiewicza. Trudno pochwalać zagłuszanie przemówień, ale trzeba przypomnieć, że liderzy Zjednoczonej Prawicy od lat mierzą się z jeszcze gorszymi zjawiskami w czasie własnych wieców. Oni potrafią utrzymać nerwy na wodzy, potrafią mówić mimo niesprzyjających okoliczności. Tusk poległ: był bardzo zdenerwowany, widać było, że marzy, by już skończyć.

Po szóste, Tusk oparł swój przekaz na polexitowym kłamstwie. Platforma krzyczy o rzekomo grożącym nam rozstaniu z Unią, dostaje mnóstwo lajków od swoich sympatyków, ale Polacy wiedzą, że to bajka, że to po prostu fake news. Nie czują tej intencji po stronie władzy. A może także zaczynają już rozumieć, że można być w Unii, można chcieć w niej być, ale nie na kolanach? Że można dbać o polskie interesy, zamiast myśleć o stanowisku dla siebie?

Po siódme, Tusk potwierdził, że jeśli polityk wyjeżdża na dłużej, to traci kontakt ze społeczeństwem. Lider PO sprawia wrażenie, że wyszedł z zamrażarki. Teoretycznie wie, że minęło 7 lat od chwili gdy opuścił urząd premiera, ale tylko teoretycznie. Realnie odwołuje się do dawnych diagnoz, technik, metod, sztuczek, haseł. A one już nie działają, ponieważ to jest inna Polska: bardziej dojrzała, bardziej pewna siebie, o niebo bardziej pluralistyczna.

Sądzę, że za parę, paręnaście dni klęska Tuska będzie jeszcze bardziej oczywista niż obecnie. Kto wie, czy to nie jest początek końca? Dziś można nawet postawić tezę, że były premier nie utrzyma się na stanowisku lidera opozycji, i że kto inny poprowadzi Platformę do wyborów. Z tej mąki chleba już nie będzie.

Jacek Karnowski
wPolityce.pl