Dodano: 09.03.20 - 14:01 | Dział: Na każdy temat

Niedzielne przemyślenia


Jako dziecko dostałam małą lalkę plastikową, jej rączki i nóżki były przytwierdzone do całości, nie poruszały się, a sama lalka ani nie śpiewała, ani nie przewracała oczkami. Nieruchoma. Ale to była pierwsza, którą przywiózł mi mój tatuś. Toteż nie rozstawałam się z nią. Kiedyś przyszli do naszego domu koledzy moich starszych sióstr, jak to bywało kiedyś na wsiach, zwykle przy niedzieli. Młodzież spotykała się - grali w karty, śpiewali, chodzili nad Bug albo organizowali potańcówki na świeżym powietrzu, czy w remizie strażackiej. Kiedyś, któryś z nich użył stopki mojej lalki do ugaszenia peta. Oczywiście w pięcie laleczki pozostała dziura. Jakie to było dla mnie przeżycie, jak ja mogłam płakać, jakby to co najmniej stało się to mnie albo mojej siostrze.
Kołysałam moją laleczkę i szyłam jej ubranka, a potem dostałam dla niej kołyskę, zrobioną ręcznie przez mojego tatę. Miałam też inną lalkę, uszytą przez moją mamę. To dla niej rozwiązałam kolorowe wstążki, którymi sąsiadka przymocowała krzewy pomidorów do słupków drewnianych. Chciałam, żeby miała takie kolorowe kokardy. Wtedy moja mama z sąsiadką kazały mi oddać owe wstążki, powiedziały, że je ukradłam. Jak mi było żal mojej lalki, że nie może mieć tych wstążek!
Kiedy moja mama chciaÅ‚a najpierw zabić niedołężnego kurczaczka wÅ‚aÅ›nie dlatego, że nie byÅ‚ sprawny, jak inne – bardzo pÅ‚akaÅ‚am, bo to jemu rzucaÅ‚am wiÄ™cej ziarenek, niż innym. A kiedy lis porwaÅ‚ kurÄ™ i część kurczÄ…t, to te pozostaÅ‚e upatrzyÅ‚y sobie mnie, jako ich matkÄ™ i gdziekolwiek bym siÄ™ nie ruszyÅ‚a – biegÅ‚y za mnÄ….

RosÅ‚am w Å›wiecie, gdzie wieczorami schodzili siÄ™ ludzie, kroili kapustÄ™ i kisili w wielkich beczkach, kobiety i dziewczÄ™ta robiÅ‚y na drutach i darÅ‚y pierze. I snuÅ‚y siÄ™ opowieÅ›ci najrozmaitsze – o duchach, o czarownicach... A kiedy podrosÅ‚am zawirowaÅ‚ Å›wiat baÅ›ni. Wiele bajek opowiadaÅ‚ mi mój tatuÅ›, a potem to ja czytaÅ‚am zebranym baÅ›nie Andersena. I tych baÅ›ni sÅ‚uchali wszyscy – i doroÅ›li i dzieci. Książki z jÄ™zyka polskiego byÅ‚y piÄ™kne, kolorowe. CzytaÅ‚am je wszÄ™dzie – w lesie, gdzie wyprowadzaÅ‚am krowÄ™, bo tam byÅ‚a piÄ™kna i soczysta trawa, na podwórku i po drodze, ze szkoÅ‚y. Jako dziecko miaÅ‚am swojego pieska – Wrzosika, który byÅ‚ miÅ‚oÅ›ciÄ… mojego życia. Ale to jego chciaÅ‚am sprzedać, aby mieć pieniÄ…dze dla mojej wyimaginowanej prawdziwej i biednej matki. Zażartowano bowiem z dziecka i powiedziano, że moja mama nie jest mojÄ… mamÄ…. A prawdziwa nie może mnie wziąć, bo jest biedna. Wrzosika pochowaÅ‚am w kwiatach bzu, ja – najmÅ‚odsza z rodzeÅ„stwa, kiedy otruÅ‚ siÄ™ trutkÄ… na szczury. Mój Å›wiat zwiÄ…zany byÅ‚ Å›cisÅ‚e ze Å›wiatem przyrody, zwierzÄ…t, ptaków, a nawet starego paÅ‚acu, zniszczonego w czasie wojny. Dawny Å›wiat, ekonomicznie biedny z jednej strony, ale jaki bogaty z drugiej. Ludzie - zwyczajni, proÅ›ci potrafili rozmawiać tym samym jÄ™zykiem i wspomagać siÄ™ w potrzebie. MieszkaÅ„cy wsi – bohaterowie moich wspomnieÅ„ ze swoimi problemami, drobnymi radoÅ›ciami i czÄ™sto wielkimi rozterkami mieszkajÄ… w moim sercu do dzisiaj. Nie pamiÄ™tam już ich twarzy, ale czasem wspominam drobne wydarzenia z codziennego życia wsi. Ludzie czasem siÄ™ kłócili ze sobÄ…, wyzywali, ale nie byÅ‚o rozwodów, a w potrzebie można byÅ‚o na nich liczyć. Ludzie żyli razem - razem pracowali, razem jedli, pili, Å›piewali i taÅ„czyli. A bywaÅ‚o, że i pÅ‚akali. NocÄ… trzymali tzw. wartÄ™ – ogromny kij, przekazywany z domu do domu, żeby czuwać nad wsiÄ….
Takie czasy zapamiętałam, czasy mojego dzieciństwa we wsi oddalonej 40 km od Warszawy nad rzeką Bug, gdzie jako dziecko łowiłam oklejki na muchę. Ten świat nie był łatwy, ludzie dużo pracowali, ale też potrafili się cieszyć z drobiazgów.
Bardzo mi żal obecnego młodego pokolenia, żyjącego samotnie przecież, bo nie można liczyć rozmów przez skype, czy pisania wiadomości na FB.
Mamy do nich pretensje, ale sami przecież nie jesteśmy lepsi. Internet i nowa technologia zawładnęła nami, naszym człowieczeństwem. Jesteśmy po trosze zaprogramowani, jak roboty, które nie mają serca. A jaka nas czeka przyszłość?

Danuta Duszyńska"australijka"