Dodano: 25.08.19 - 17:02 | Dział: Diabelski Marketing

POLSKA I ŚWIAT – MARKETING, POLITYKA I...(23)


NIECH ŻYJE NOWA POLSKA-PIS, DLA NASZEJ WIECZNEJ CHWAŁY w drugim 100 leciu NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI

……………………………………………………………………

Zdzisław Wojciechowski
miesiąc SIERPIEŃ 2019


Z OJCA, DZIADA, PRADZIADA I WCZEŚNIEJSZYCH SWOICH PRZODKÓW

……………………………………………………………………

(NOWOŚCI, CIEKAWOSTKI, A W NICH TAKŻE POLI-TYCZNE NIEDORZECZNOŚCI WSZELKIE, PRZEDSTAWIANE W POSTACI FAKTÓW + REWELACYJNY KĄCIK ZDROWIA)





Piosenka z filmu Gladiator: Hans Zimmer / Lisa Gerrard
„TERAZ JESTEŚMY WOL-NI" - tytuł piosenki

Podobno nie da się przetłumaczyć słów tej piosenki śpiewanej przez Lisa Gerrard. Takie są informacje w Necie. Z wywiadu z Nimi (Hans Zimmer / Lisa Gerrard) wynika, że Lisa śpiewa własnym językiem, którym zwraca się bezpośrednio do Boga i przenosi nas w świat Jej z Bogiem transformacji, który Jej natchnieniem dotyka wszystkich ludzi na ziemi bez żadnych barier i bez względu na region ziemi, jego kulturę, rasę ludzką, religię bądź wyznanie. Natchnienie to wyraża ogromną siłę spokoju, który dotyka wszystkich, którzy tej piosenki słuchają, poprzez ludzki umysł, ludzkie serce i ludzką duszę. (mój tekst i moja interpretacja wspomnianego wywiadu)

Ucz się więc poniższych prawd życio-wych przy niesamowitym brzmieniu muzycznym utworu stworzonego dla spokojnych, opanowanych, a jednocześnie najsilniejszych duchem i odwagą ludzi tego świata , - Gladiatorów. To jakże wymowny mój dla Ciebie dar. Buduj więc przeze mnie nim wspierany siłę Swoją przy jego akompaniamencie i siłą jego brzmienia, duchowej mocy i spokoju, pokonuj kolejne stopnie swojej wolności!. Niech Ci się szczęści już zawsze, a w chwilach jakiegokolwiek zwątpienia, wracaj do tego muzycznego arcydzieła, wraz z nim przenoś się choćby na krótką chwilę w krainę transformacji z Bogiem, czerp z niej siły do własnych działań wszelkich, ... WZACNIAJĄC UTWOREM TYM DUCHA SWOJEGO ZAWSZE WTEDY, KIEDY TYLKO JEST TO MOŻLIWE, LUB KIEDY CZUJESZ TAKĄ DUCHOWĄ POTRZEBĘ i Z W Y C I Ę Ż A J

…..………………………………………………………………….

„…Kiedy czujesz się przegrany, wydaje ci się, że nie ma już żadnej nadziei, ale jeśli wierzysz, nic nie jest w stanie cię pokonać…”
(Michael Jackson i Lionel Richie)
…………….
Niech Bóg zapomni o wszystkich tych, którzy nie pamiętają lub nie chcą pamiętać o heroicznych bohaterach Powstania Warszawskiego, Westerplatte i całej ogólnie II Wojny Światowej
ZDZISŁAW WOJCIECHOWSKI
……………………………………………………………………………………………………………………….

W UZUPEŁNIENIU DWÓCH POPRZEDNICH ART. WYDANIA SPECJALNEGO
………………… JAKA WOJNA

W temacie tytułowym, „JAKA WOJNA”, nie sposób nie wspomnieć o Ideologii Marksistowskiej sformułowanej przez Karola Marksa w roku 1845, do której mamy obecnie światowy nawrót, co stanowi powrót do bardzo niebezpiecznego zagrożenia świata tym wszystkim, co ideologia ta niesie, a co bardzo krótko, ale też w kwintesencji bardzo jasno wyjaśniam, jak niebezpieczne jest stosowanie jej, wprost, co świat już przerabiał wielokrotnie ponosząc niekończące się porażki, co róż to innej natury, ale zawsze z takim właśnie efektem końcowym. To jak odradzająca się zaraza i nieuleczalny wirus dotykający ciągle różne grupy społeczne wszystkich ziemskich społeczeństw ucywilizowanych. To nic innego jak ciągłe nowe odradzanie się światowego komunizmu, wzbogacane bardzo złymi również odradzanymi się powtarzanymi cywilizacyjnymi ludzkimi dewiacjami, które do niedawna jeszcze bardzo wstydliwie ukrywane były przed światłem dziennym opinii publicznej, by dewianci nie popadali w jakąkolwiek społeczną niechęć lub, co gorsze najmniejsze społeczne obrzydzenie. Dzisiejszy świat zły, bo zepsuty posiadaniem nadmiernej ilości przestępczego pieniądza uzyskanego drogą mafijnych krzywd niczego niewinnych, ale normalnych ludzi, wywleka najpierw owe dewiacje na światło dzienne, by zaraz potem wynosić je na śmierdzące z daleka sztandary ludzkiej głupoty, kretyńskiego komunizmu i lewackiego dewiactwa w świecie wszelkiej dotychczasowej normalności.

W ten oto sposób, na życzenie światowego komunizmu dotkniętego owymi nienormalnościami, znika ze światowego krajobrazu normalność. Każda i wszędzie, od zachodu tego Świata biorąca początek, choć trąd ten wywodzi się ze wschodu.


Marksizm jest ideologią komunizmu. Jego podstawą jest hasło, jakie Karol Marks (1818-1883) sformułował w 1845 r. w „Tezach o Feuerbachu”: „Filozofowie tylko różnie objaśniali świat, chodzi jednak o to, żeby go zmienić”. Wyznacza ono chyba największy przełom, jaki wydarzył się w historii filozofii.

Filozofia, (czyli umiłowanie mądrości) została sprowadzona do uzasadniania metod realizacji ideologicznych celów i zlikwidowana została różnica między filozofem, a ideologicznym aktywistą.


Sam Marks twierdził ironicznie, że nie jest marksistą, dlatego pojęcie "marksizm" oznacza właściwie ideologią zbudowaną na filozoficznych i ekonomicznych teoriach Marksa, ale zmodyfikowaną i rozwiniętą przez jego następców. Istotną rolę w powstaniu marksizmu odegrał Fryderyk Engels. Tzw. Manifest Komunistyczny z 1848 r. jest powtórzeniem pracy Engelsa w 1847 r. pt. "Zasady komunizmu", a więc z czasów, gdy Marks dopiero zaczynał studiować ekonomię. W duecie Marks-Engels Marks pełnił rolę wizjonera, natomiast Engels rolę solidnego administratora. Sam Engels przed śmiercią przeszedł na pozycje socjaldemokratyczne, natomiast ostateczną postać nadał marksizmowi Włodzimierz Lenin, który odrzucił koncepcję proletariatu, jako świadomej siły rewolucyjnej...
...Ważna jest tu kolejność. W marksizmie najpierw powstała wizja społeczeństwa komunistycznego, potem wizja filozofii, jako uzasadnienia rewolucji, następnie program rewolucji społecznej, dopiero potem marksistowska historiozofia, a na samym końcu ekonomiczna analiza systemu kapitalistycznego. „Kapitał” powstał, gdy marksizm, jako ideologia był już systemem zamkniętym i nie miał dla jego rozwoju żadnego znaczenia. Wyjaśnia to kwestię w marksizmie najbardziej uderzającą – całkowite oderwanie teorii od społecznej rzeczywistości i elementarnej wiedzy o ludzkiej psychice.
…………………………………….
Marksizm - filozofia, definicja, opis. Założenia marksizmu, ekonomia marksistowska

Mianem marksizmu najogólniej możemy nazwać ideologię odwołującą się do teorii Karola Marksa i Fryderyka Engelsa – materializmu dialektycznego i mate-rializmu historycznego. Podstawowe założenia doktryny marksistowskiej zawarte są w wydanym w roku 1867 dziele Marksa pt.: „Kapitał” oraz w „Manifeście Komunistycznym” – dokumencie programowym z roku 1848.
Marksizm przeciwstawia się zarówno kapitalizmowi, liberalizmowi, jak i perso-nalizmowi chrześcijańskiemu (prąd filozoficzny stawiający w centrum zaintere-sowania filozofii człowieka, także pogląd, według którego religia polega na za-wiązaniu więzi, relacji między człowiekiem i Bogiem). W swych założeniach ci dwaj filozofowie oparli się na tradycji heglowskiej, przede wszystkim na jego pojęciach alienacji, uprzedmiotowienia oraz rozwiązania sprzeczności. Marks zasadniczo rozwinął te koncepcje i próbował stworzyć jednocześnie własną wizję przezwyciężenia kryzysu rzeczywistości i człowieka, o jakim wspominał Hegel. Za podstawowe pojęcia w teorii marksistowskiej możemy uznać nieco zmodyfikowaną teorię tzw. odczłowieczenia (alienacji) oraz teorię tzw. materializmu historycznego.

Pierwsza z nich mówiła o wyobcowaniu człowieka z jego własnego otoczenia, które zachodzi w warunkach systemu kapitalistycznego. Człowiek został pozbawiony wolności, zmuszony do pracy i tym samym wprzężony w machinę kapitalizmu; jego zniewolenie polega przede wszystkim na tym, iż odebrano mu możliwość samorealizacji poprzez pracę, ukierunkowując całą działalność na zyski finansowe. Życie uległo automatyzacji – człowiek stale wykonując te same czynności, zaczął zachowywać się jak automat, powiela jedynie pewne schematy działania, przestając jednocześnie zastanawiać się nad sensem wykonywanego zajęcia. Można, zatem mówić o „odczłowieczeniu” istoty ludzkiej w warunkach kapitalistycznych.

Natomiast teoria materializmu historycznego głosiła, iż bieg historii, zmienne religie, ideologie, ustroje i obyczaje w pełni zależą od materialnej sfery, tzw. bazy. Tak, więc zmiany w systemie produkcji i powstawanie nowych klas społecznych pociągają za sobą zmiany sposobu myślenia i świadomości człowieka. Z tym zagadnieniem wiąże się również idea walki klas, czyli koncepcja stwierdzająca, iż na społeczeństwa składają się dwie opozycyjne klasy – dominująca (wyzyskiwaczy) i niższa (wyzyskiwanych). Zgodnie z założeniem marksistowskiego dialektyzmu – toczy się nieustanna walka między nimi, a celem marksizmu jest przeprowadzenie rewolucji społecznej (nie wykluczano przy tym drogi pokojowej), która obaliłaby panującą władzę i stanowiła pierwszy etap w budowie komunizmu (idealnie sprawiedliwego systemu, bezklasowego, bez własności prywatnej).

Ekonomika marksistowska zakładała przewartościowanie dotychczasowych stosunków ekonomicznych. Marks chciał stworzyć system oparty na sprawiedliwym i równym podziale dóbr między ludźmi, zgodnie z potrzebami każdego obywatela. Za najlepsze rozwiązanie uznano gospodarkę centralnie zarządzaną, z własnością państwową zamiast prywatnej. Poglądy ekonomiczne Marksa są obecnie bardzo krytykowane, a to głównie za sprawą fatalnych skutków wprowadzenia w życie tych tez przez władze ZSRR.

marksizm «koncepcja filozoficzna, ekonomiczna i społeczno-polityczna stworzona przez K. Marksa i F. Engelsa, zakładająca, że motorem zmian histo-rycznych jest walka klas, prowadząca do utworzenia społeczeństwa komuni-stycznego»
• marksistowski • marksistowsko • marksista • marksistka
marksizm-leninizm «teoria marksistowska rozwinięta przez Lenina, będąca podstawą funkcjonowania partii i państwa komunistycznego»
• marksistowsko-leninowski

(ZW) Tylko tyle, ale bardzo zasadnie. Komunistyczne ośrodki skrajnie le-wicowe, dzisiaj, kiedy Komunizm – kolejny system totalitarny, (jako taki – traktowany, jako zło), nie ma szans na powrót w brzmieniu dosłownym z po-wodu ogólnego zła wszelkiego czerwonego – bolszewickiego, jakie światu wyrządził i do dzisiaj jeszcze wyrządza, przybiera kolory TĘCZY i ...
>>>


…TEGO NIE WOLNO LEKCEWAŻYĆ!!!

Nadszedł najwyższy już czas bezwzględny, by cały Polski Naród i Polskie Społeczeństwo, ale także Społeczeństwo Europy i Świata pozostałego poznało prawdę jedyną w zakresie poniżej przeze mnie omówionym, o którym głośno mówić nie pozwala dewiacyjnie bardzo mocna chora psychicznie tzw. poprawność polityczna coraz bardziej zirytowanego swoją bezczynnością politycznego świata całego i jego imiennych przedstawicieli w poniższym zakresie…

Bestialsko nam wyrasta nowa – tęczowa odmiana starego żyjącego czerwonego Komunizmu bolszewickiego – zarazy czerwonej, która dzisiaj przybrała złe kolory tęczy.

…Nie ma najmniejszej potrzeby organizacji marszów i prowadzenia jakichkolwiek działań w walce o tzw. „równość” w Polsce, ponieważ rząd PiS ustalił ją autentycznie na tak bardzo wyraźnym, uczciwym i sprawiedliwym poziomie, o jakim wszystkie dotychczasowe po roku 1989 do roku 2015 rządy w Polsce, nie mogły nawet pomarzyć, bo tak bardzo ograniczały ich, nie tylko w tym zakresie horyzonty myślowe wszystkich przedstawicieli ówczesnych rządów, które jedyne wyraźne działania i myślenie ustawiły na bezwzględne okradanie Polaków i Polski ze wszystkiego, co mieściło się w zakresie pojęcia mienia o najwyższej wartości ekonomicznej i gospodarczej. DLACZEGO WIĘC POLSKI RZĄD NADAL NA NIE ZEZWALA? W ten właśnie niewyobrażalnie bezwzględny przestępczo mafijny sposób w latach 2007- 2015, bandyta, gangster, przywódca Mafii w Polsce i ludobójca Donald Tusk, doprowadził kraj nasz na skraj kolejnych zewnętrznych rozbiorów Polski, przed którymi uchronił nas Bóg Najwyższy w końcówce roku 2015, przekazując pełny ster rządów w Polsce w ręce Polskiej Prawicy, pod kierownictwem Prawa i Sprawiedliwości! (Sam Tusk zbiegł natomiast do Brukseli /2014/ pod rodzinne skrzydła unijnej opiekunki Angeli Merker i ulokowany został na jednym z unijnych tronów).

Za ten nadzwyczajny DAR BOŻY właśnie, do końca dni swoich, każdy z nas dziękować musi Bogu naszemu najwyższemu i Panu naszemu Jedynemu w sposób szczególnie wyjątkowo świątobliwy i szczery z całych sił i pełni serc indywidualnych naszych:…


…DZIĘKUJEMY CI BOŻE ZA RZĄDY PiS

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego do tej pory ten najuczciwszy ze wszystkich prawdziwych i uczciwych głosów w tak zasadniczej narodowej sprawie, nie jest słyszalny przez nas ze strony naszej jedynej nadziei, - kochanej przez Polski Naród i większość polskiego społeczeństwa POLSKIEJ PRAWICY, na czele z PiS.

Podziękowanie nasze skutecznie zakłóca niczym do tej pory nieokiełzana komunistyczna, bolszewicka i niemiecka nazistowska dzicz niby ludzka, w postaci przebieranych, - co rusz w inne łachy, -„wyprodukowana” i nadal akceptowana przez antychrześcijański, dewiacyjnie chory lewacki świat zachodni, który eksplodował antyludzką wprost ekspansją GENDER I LGBT, niszcząc najpierw na zachodzie tego świata wszelkie naturalne jego zasady i kanony, by dotrzeć wulgarnie do największej w Europie ostoi chrześcijaństwa – POLSKI(!) - jedynej w świecie naturalnej normalności wszelkiej, - by swoimi wynaturzeniami i zwyrodnieniami bardzo skutecznie zakłócać ogólnym chaosem społeczno medialnym ową normalność, czyli setkami lat wypracowane genetycznie już zasady i normy życia w zgodzie z naturą i jej naturalnymi Prawami Bożymi.

Według ideologii GENDER i LGBT Światem rządzić mają przestępcze elyty (nie Elity) polityczne – polityczne Mafie, wraz z przedstawicielami przeróżnych dewiacji przez ludzi sztucznie ustanowionych, które przeprowadzają celowo chaotyczny, bolszewicki, totalitarny i rewolucyjny zamach na niepodległość, który wymusić ma powstanie nowego ładu społecznego, identycznie jak uczynili to na zachodzie. To ubecka z premedytacją zaplanowana również zmiana obecnego porządku prawnego, który w Polsce we wszystkim tym im przeszkadza i wręcz poczynania ich imputuje. Nie mogę znaleźć ani pół dobrego słowa o gangsterze Donaldzie Tusku, ale powiem tak. Gdyby nie zdecydował się zostać szefem bolszewickiej Mafii w Polsce i skutecznie nie zajmował się przygotowaniem Polski do kolejnych rozbiorów zewnętrznych, ze sprawą tych nowych ruchów aspołecznych w obecnej ich formie, (gdyby zechciał), poradziłby sobie bardzo szybko, z czym obecna władza (daj Boże żeby trwała wiecznie, rządząc bardziej zdecydowanie) nie radzi sobie jednak z nowym porządkiem prawnym przez ostatnie cztery już lata. A ludzie odrywani siłą od naturalnych zasad, od rodziny, od kościoła, stają się coraz bardziej oswajani manipulacjami i coraz łatwiejsi, mniej odporni, na manipulowanie nimi samymi. I o to w tym wszystkim właśnie chodzi!!!


Piękne hasła początków Rewolucji Francuskiej(1789-1799) oraz Październikowej Rewolucji Bolszewickiej (1917), to jednocześnie początki starej marksistowskiej ideologii LGBT, która dzisiaj przybrała niewinne niby barwy tęczowe. To szczególna sytuacja, w której drogą niezwykłej i niezwyciężonej siły wytrawnego Marketingu, wprowadzane jest wszystko to, co skutecznie zakłóca dotychczasowy wypracowany setkami lat ludzki porządek społeczny i wyznaniowy.

Czy teraz już rozumiesz Drogi Czytelniku, dlaczego na poznanie zagadnienia Marketingu poświęciłem niemal 35 lat życia swojego, dwadzieścia lat publikacji ogólnej Marketingu i ostatnich 10 lat prezentowania jego możliwości pod egidą GI Kworum i własnym w Nim działem nie bez kozery zatytułowanym „Diabelski Marketing”?

I APEL do Rządu i Pana Ministra Zbigniewa Ziobry

Naród polski rozumie, że podjęte reformy w zakresie systemu całego sądownictwa w Polsce są nie tylko bardzo, ale niezwykle wyjątkowo trudne i nie da ich się przeprowadzić szybko. Niemal cztery lata rządów, to jest jednak wystarczająco długi czas, by najpilniejsze i niezbędne USTAWY w tym najbardziej patologicznym zakresie społecznym w kraju przeprowadzić. A ten polski problem-porządek narodowo i prawnie społeczny, jest absolutnie najważniejszy i bezwzględnie najpilniejszy do rozwiązania, bo przecież nie ma nic gorszego od chaosu w jakimkolwiek zakresie, a w tym zakresie szczególnie i zupełnie niezrozumiałych rządowych zaniechań. Musicie to przecież rozumieć, albo zrozumieć już teraz, by za chwilę nie było na nie za późno. Odwieczni wrogowie Polski każde zaniechania w tym zakresie, bezwzględnie bestialsko medialnie i czynnie wykorzystują, - nie odpoczywając. Dla nich, to zadanie najwyższej lewacko ubeckiej rangi patronowanej przez bolszewicko-niemiecko-nazistowskie systemy totalitarne, - tęczowe, - które należy już teraz bezwzględnie unieszkodliwić, by ich bezwzględności nie ulec zupełnie, - bo przecież częściowo już ulegamy.
……………………………..
(ZW) Poniżej tylko jeden z wielu dziesiątek podobnych artykułów, na potwierdzenie tego, co napisałem powyżej.



OPRAC. KAROLINA KOŁODZIEJCZYK

23-07-2019 (12:48)

Marsze LGBT i kontrreakcje. Małgorzata Gosiewska mówi o działaniach służb rosyjskich

– Są w Polsce środowiska, które starają się doprowadzić za wszelką cenę do konfrontacji, destabilizacji i chaosu oraz oczernienia ugrupowania rządzącego – powiedziała Małgorzata Gosiewska. Wicemarszałek Sejmu z Prawa i Sprawiedliwości była pytana o wydarzenia z Białegostoku, gdzie ostatnio doszło do zakłócenia Marszu Równości.

Małgorzata Gosiewska była gościem Polskiego Radia 24. Polityk Prawa i Sprawiedliwości odniosła się do wydarzeń w Białymstoku, którego ulicami przeszedł Marsz Równości. Doszło do starć pomiędzy kontramanifestantami.
Według niej, "były to starania przedstawienia Polski opinii publicznej państw zachodnich jako kraju zacofanego, nacjonalistycznego i brutalnego w stosunku do niektórych środowisk".

- Dochodzi do wywołania konfliktu poprzez kwestie światopoglądowe i moralne po to, by doprowadzić za wszelką cenę do konfrontacji, destabilizacji i chaosu oraz oczernienia ugrupowania rządzącego – zaznaczyła Gosiewska.

Podkreśliła również, że marsze LGBT i negatywne reakcje na nie "to w wielu miejscach skutek działania służb rosyjskich". - W Mołdawii i Gruzji tworzy się oraz finansuje ugrupowania, które mają w sposób brutalny reagować na działania środowisk LGBT - dodała.– Nie wiem, kto kierował agresją podczas zamieszek w Białymstoku, ale niewykluczone, że to również tego typu działania – powiedziała Małgorzata Gosiewska.

LGBT i Marsz Równości w Białymstoku. Incydenty i akcja policji

Przypomnijmy: w sobotę przez stolicę Podlasia po raz pierwszy przeszedł Marsz Równości. Tego samego dnia protestowali uczestnicy kilkudziesięciu kontrimpez przeciwko "promocji LGBT".

Pod koniec Marszu Równości doszło do starć pomiędzy grupami. Uczestnicy Marszu Równości zostali zwyzywani, w ruch poszły również jajka, kamienie i petardy. Również w stronę funkcjonariuszy poleciały m.in. butelki i kostka bru-kowa.

- Na tę chwilę mogę powiedzieć: 36 osób zakłócające Marsz Równości trafiło w nasze ręce. Kolejnych 13 jest namierzonych - mówił w TVN24 komendant główny policji gen. Jarosław Szymczyk.

Mateusz Morawiecki oświadczył, że polski rząd potępia incydenty, do których doszło w Białymstoku. - W Polsce jest miejsce dla każdego, ale nie ma miejsc na chuligańskie zachowanie, barbarzyńskie traktowanie drugiego człowieka - powiedział szef polskiego rządu.
…………………………………..

MERYTORYCZNE CIEKAWOSTKI WYCHWYCONE Z SIECI


MARCIN MAKOWSKI

28.03.2019 / 16:00

Amerykański analityk: "Musimy być gotowi na wojnę z Rosją i Chinami jednocześnie"

Rosja i Chiny zdają się zmierzać w kierunku, który prowadzi do wojny - mówi Mark A. Gunzinger. To nie jedyna niepokojąca informacja. Według przedstawiciela waszyngtońskiego think-tanku Center for Strategic and Budgetary Assessments, Fort Trump z militarnego punktu widzenia, nie ma większego sensu.

Marcin Makowski: Zapytam wprost - czy Polska i Stany Zjednoczone powinny przy-gotowywać się dzisiaj do wojny z Rosją? A może równoczesnym zagrożeniem w przyszłości będą Chiny coraz agresywniej działające w basenie Morza Południowochińskiego?
Mark A. Gunzinger (CSBA): Jako NATO musimy robić wszystko, aby do wojny nie doszło i na pewno nie jesteśmy stroną, która aktywnie szuka starcia z Chinami czy Rosją. Nie zmienia to jednak faktu, że oba państwa zdają się zmierzać w kierunku, który do niej prowadzi. W tej sytuacji należy działać odstraszająco, zwiększając swoją gotowość militarną w zależności do potrzeb, aby wysłać - na przykład Moskwie - jasny sygnał - wiemy co robicie, a wasza przewaga w czasie nie jest dłużej skuteczna. Możemy przeciwdziałać waszej strategii, kontrując ją naszymi siłami. Chodzi o to, aby pokazać - jak na szachownicy - że nasze figury są tak rozstawione, że każda agresji spotka się z dotkliwą kontrą. I zapobiec agresji jako takiej.
Co jest najmocniejszą, a co najsłabszą stroną wojsk NATO w stosunku do Rosji? Czym możemy zaskoczyć Moskwę, a na jakim odcinku jesteśmy słabsi?

Jako Sojusz Północnoatlantycki na pewno posiadamy lepsze precyzyjne systemy ogniowe, siły powietrzne oraz bombowce - w tym strategiczne. Posiadamy również niezaprzeczalnie lepszą i liczniejszą marynarkę wojenną oraz lepiej wyposażone i wytrenowane wojska w przekroju całych sił zbrojnych. Siłą NATO jest również zaawansowanie technologiczne oraz możliwości mobilizacyjne.

Co jest jednak największą słabością w kontekście wschodniej flanki oraz Polski? Siły, o których mówiłem, w większości nie są u was obecne. Ba, wielu z tych kluczowych komponentów, potrzebnych do ewentualnego odparcia Rosji, nie ma nawet w Europie. Wycofaliśmy je po zimnej wojnie, gdy stacjonowały na kontynencie w celu szybkiego pokonania inwazji ZSRR. Z czasem nawet symboliczna obecność US Army zaczynała się kurczyć. Sądzę, że najwyższy czas odwrócić ten trend.

Ale chyba nie chodzi o to, aby cofnąć się do stanu z końca lat 80.?

Nie, w tej chwili i czasy, i wyzwania są już po prostu różne. Nie potrzeba grupowania i stacjonowania licznych oddziałów pancernych, bo tak wyobrażaliśmy sobie przeszłe wojny. Obecnie kluczowe są systemy precyzyjnego ostrzału naziemnego, siły powietrzne, które będą w stanie przetrwać w warunkach intensywnej obrony przeciwlotniczej, obrony nabrzeżnej oraz jednostek rakietowych, ale także zdolności do prowadzenia cyberwojny, przewidywania ruchów przeciwnika poprzez użycie dronów oraz stworzenia antyrakietowego parasola ochronnego nad resztą wojsk. To zupełnie inny miks sił niż w końcówce XX wieku. Dlatego właśnie doradzamy NATO transformację kształtu swoich sił na flance wschodniej, aby odstraszyć potencjalną agresję z Kaliningradu, która jest realna.

To teraz przejdźmy do przewagi Rosji. W czym jej wojska są lepsze?

Rzecz oczywista, ale konieczna do podkreślenia - Rosja jest po prostu bliżej pola walki. Jej wojska stacjonują niemal przy granicy z Polską i przy granicach z państwami bałtyckimi. Poza tym już testowali swoje siły w wojnach hybrydowych. Na Krymie sprawdzali możliwość stosowania dywersji elektronicznej, radiowej detekcji i lokalizacji sił naziemnych przeciwnika, następnie prowadząc błyskawiczny ostrzał artyleryjski tego terytorium.

Rosja przeważa również w ilości możliwego do zmobilizowania i wystawienia na pole walki wojska, gotowego do starcia od pierwszych godzin konfliktu. A mówimy tutaj nie tylko o krótko i średniodystansowych rakietach manewrujących, ale także o artylerii dalekiego zasięgu. Bez skutecznej kontry, systemów tarczy antyrakietowej i zapewnienia sobie przewagi w powietrzu, NATO będzie miało twardy orzech do zgryzienia na tym polu.

Czy w takiej sytuacji, opisywanego przyszłego pola starcia zbrojnego z Polską - naj-pewniej w regionie przesmyku suwalskiego - idea Fort Trump jako jednej bazy cen-tralnej, przypominającej niemiecką bazę Rammstein, jest sensowna z punktu widzenia operacyjnego?

Odpowiem na to pytanie jako były wojskowy planista. Koncentrowanie sił w jednym miejscu oraz doprowadzanie do niego łańcuchów zaopatrzenia, to sposób w jaki Ameryka budowała swoje bazy od czasu zakończenia II wojny światowej. Tak wyglądają choćby nasze struktury obronne na obszarze Pacyfiku. Dowództwo myślało wtedy, że centralizacja przełoży się na optymalizację zarządzania i zaoszczędzi koszty, ułatwi logistykę. I miało rację, ale tylko przy jednym, kluczowym założeniu - że wróg nie będzie w stanie tych baz zaatakować, a Ameryka posiada pełny zestaw narzędzi do obrony ataków rakietowych i lotniczych, co przez długi czas było prawdą, ale nie jest nią już dzisiaj.

Jednym słowem, jeśli ktokolwiek myślał o potężnych hangarach u zgrupowaniach wojsk, powinien się z tą ideą pożegnać?

Tu nie chodzi o idee, tylko o skuteczność. Moim zdaniem nie ma znaczenia, jak tą obecność wojsk amerykańskich na wschodniej flance NATO nazwiemy. Czy Fort Trump, czy Fort Cokolwiek. Istota sprawy to takie rozlokowanie sił, aby pasowały do wizji przebiegu przyszłego konfliktu i zagrożeń współczesnego pola walki.

Czyli obecność zdecentralizowana, ale stała, byłaby pana zdaniem najbardziej realna do utrzymania w Polsce?

Tak, moim zdaniem najbardziej sensowne jest zlokalizowanie wielu mniejszych baz, składów amunicji i utworzenie pełnego dowództwa dywizji w Polsce, ale gdy mówimy o obecności stałej, powinniśmy ją definiować jako permanentne stacjonowanie określonych typów i ilości jednostek oraz żołnierzy, ale niekoniecznie tych samych ludzi i tego samego sprzętu. Może trzeba byłoby ustalić pewne cykle, np. nowa jednostka przylatuje do pół roku, ale ważne jest, aby ktoś był na miejscu. Taki styl zarządzania może być również uzupełniony częścią jednostek przebywających w Polsce na stałe, aby połączyć zalety znajomości terenu, ludności i kontaktu z polskim dowództwem, ale rozłożenie akcentów to temat na osobną, szczegółową dyskusję. Istotne jest również to, aby wojska polskie i amerykańskie urządzały regularnie wspólne ćwiczenia.
Przez lata był pan pilotem wojskowym, zajmował się kwestiami lotniczymi. To z tego powodu woli pan myśleć o rozproszonej obecności wojsk w regionie konfliktu?

Tak, jestem pilotem i powiem panu, że gdyby myślał o tym, co chciałbym dostać na talerzu od przeciwnika, to zdecydowanie na pierwszym miejscu byłoby rozlokowanie myśliwców i bombowców na jednym pasie startowym, w ogromnej bazie. Wszystkie cele w jednym miejscu - łatwizna. Teraz proszę sobie wyobrazić, że tych baz, lotnisk, miejsc stacjonowania jest więcej. To w oczywisty sposób utrudnia przeciwnikowi zadanie decydującego ciosu na początku wojny, zmusza go do uruchomienia wywiadu, ciągłego monitorowania ruchu tych jednostek.

Rosja i Europa Środkowo-Wschodnia to nie jedyny potencjalny teatr wojenny. Co pana zdaniem może przyjść szybciej - starcie tutaj, czy konflikt z Chinami w Azji? Wiemy przecież, że w globalnym świecie tak kolejność jest kluczowa, bo uruchomi cały efekt domina, burząc obecny układ bezpieczeństwa.

Wie pan, ludzie piszą całe książki na temat tego, co jest bardziej prawdopodobne - wojna z Rosją czy Chinami. Nie sądzę, aby była dzisiaj dobra odpowiedź na to pyta-nie, dlatego nie mamy innego wyjścia, niż przygotowywanie się do obydwu wariantów w tym samym czasie. Co wymaga większych sił zbrojnych, niż Ameryka posiada obecnie i przeorientowanie myślenia ze starcia na jednym froncie, na potencjał dwóch frontów. A przecież nie wspomnieliśmy w rozmowie nawet o Iranie czy Korei Północnej. Na pewno przed nami bardzo ryzykowne czasy, dlatego trzeba robić wszystko, aby wojna nie przyszła i nie zastała nas nieprzygotowanymi.

Mark A. Gunzinger - Starszy członek waszyngtońskiego think-tanku Center for Strategic and Budgetary Assessments (CSBA). Były lotnik, pełnił funkcję zastępcy Asystenta Sekretarza Obrony ds. Transformacji Sił i Zasobów. CSBA został założony przez byłych urzędników Pentagonu. Z jego usług korzysta m.in. departament obrony USA.
Marcin Makowski z Waszyngtonu dla WP Opinie
…………………………………..


GAZETA.PL

Szymon Hołownia oburzony spaleniem książek przed kościołem w Gdańsku. "Ludzie, co wam odbiło?"



© PATRYK OGORZAŁEK Szymon Hołownia

"Pogaństwem" i "żałosnym happeningiem" nazywa Szymon Hołownia spalenie książek przed kościołem w Gdańsku. W obszernym komentarzu pisze też o "śmierci polskiego Kościoła" i kryzysie.
Mam do czcigodnej fundacji i do ks. Rafała jeden apel: przestańcie nas kompromitować
- prosi katolicki publicysta Szymon Hołownia. W obszernym komentarzu potępia spalenie książek przed kościołem Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła i św. Katarzyny Szwedzkiej. Na stosie spłonęły tam m.in. książki o Harrym Potterze, a także słoniki z podniesioną trąbą. To akcja Fundacji SMS z Nieba, w której brali udział księża i ministranci. Twierdzili, że są posłuszni słowu Boga i w ten sposób walczyli z magią.
Przekaz dobry, forma zła - podsumował rzecznik diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Innego zdania jest Szymon Hołownia. Do organizatorów akcji zwrócił się ze stanowczym apelem, w którym nie brak mocnych słów.
Nie róbcie z Jezusa scenarzysty Waszych eventów
- zaapelował Hołownia. Przestrzegał przed hodowaniem pogańskich zwyczajów, czy wręcz - jak to nazwał - herezji, opartych na przekonaniu, że "na świecie walczą dwie siły, Dobry Bóg walczy ze złym bogiem". - Ten zły porywa temu Dobremu ludzi, "obsikuje" przedmioty, zastawia niewidzialne pułapki, w które wpada każdy, kto wejdzie do chińskiej restauracji albo dotknie czwartego tomu "Harry,ego Pottera". My zaś jesteśmy czymś w skrzyżowaniu "Ghost Busters" z komandosami Pana Boga - kpił Szymon Hołownia.
- W Ewangelii stoi jak wół, że nic, co wchodzi w człowieka nie czyni go nieczystym, a to co z niego wychodzi. Książka, kawałek drewna, plastiku nie może być zła czy zły. Złe mogą być decyzje człowieka - zwrócił uwagę.

Szymon Hołownia: to "kryzys" i "śmierć" Kościoła

Publicysta pisał też z zaniepokojeniem o kryzysie polskiego Kościoła. Odnosił się już nie tylko do palenia książek, lecz także obecności narodowców na Jasnej Górze ("pokrzyczeli tam te swoje zwyczajowe przedpotopowe bzdury o "Wielkiej Polsce Katolickiej, Wielkiej Polsce Narodowej" i ponarzekali na terror UE") czy problemu pedofilii wśród księży.
Nie mam już żadnych wątpliwości, że nasz Kościół wszedł właśnie w najgłębszy kryzys, jaki ja za swojego życia widziałem.
Liczni biskupi, na własną prośbę, co najdotkliwiej widać przy kwestii rozliczenia przypadków pedofilii - utracili autorytet i kompetencje przywódcze, abdykowali z nich, wymieniając je na partyjne, ideologiczne czy korporacyjne interesy
- uważa Hołownia. Jego zdaniem w takiej sytuacji wyjściem nie jest "uciekanie z Kościoła", a wręcz przeciwnie - wspieranie tego, co w nim dobre.
Dla mnie ta śmierć polskiego Kościoła, którą właśnie na żywo zacząłem oglądać, jest jednocześnie początkiem opowieści o jego - naprawdę w to wierzę - nowym, bardziej ewangelicznym odrodzeniu. Właśnie, dlatego moje miejsce jest dziś przy moich braciach, a nie na odpływającej od naszego nabierającego wody statku szalupie
- konstatuje Szymon Hołownia w swoim wpisie na Facebooku, zakończonym pytaniem "Ludzie, co Wam odbiło?". Wpis w całości znajdziecie poniżej.

Szymon Hołownia


Bezdenna głupota - tak Zbigniew Nosowski skwitował na swoim profilu wczorajsze palenie książek "okultystycznych" (a także dziecięcej parasolki Hello Kitty) podczas (albo po) Eucharystii (ksiądz jest jeszcze w szatach liturgicznych) w kościele NMP Matki Kościoła w Gdańsku, zorganizowane przez Fundacja SMS Z NIEBA. Jest to komentarz trafny i w zasadzie wyczerpujący.
Ale to przecież nie koniec wrażeń z weekendu. W sobotę Jasną Górę po raz kolejny sprofanowali swoim parteitagiem nacjonaliści, którzy pokrzyczeli tam te swoje zwyczajowe przedpotopowe bzdury o "Wielkiej Polsce Katolickiej, Wielkiej Polsce Narodowej" i ponarzekali na terror UE, która - co za zabawna historia- finansuje remont owej Jasnej Góry, o czym przypominają dwie wielgachne, zamontowane tuż przy wejściu do sanktuarium, tablice (unijne wyziewy, jak widać, czasem śmierdzą, a czasem jednak nie).
Dowiedziałem się o tym wszystkim wracając z rekolekcji, które prowadziłem w Korbielowie, wspaniałego czasu modlitwy, wspierania się w drodze, słuchania mądrych kazań tamtejszych dominikanów. Poczułem się jakbym wyszedł z domu i został spoliczkowany. Nie mam już żadnych wątpliwości, że nasz Kościół wszedł właśnie w najgłębszy kryzys, jaki ja za swojego życia widziałem. Liczni biskupi, na własną prośbę, co najdotkliwiej widać przy kwestii rozliczenia przypadków pedofilii - utracili autorytet i kompetencje przywódcze, abdykowali z nich, wymieniając je na partyjne, ideologiczne czy korporacyjne interesy. A gdy oni śpią albo udają, że nie widzą, Ewangelię szarpią na wszystkie strony ideolo - sekty: a to miłośników jakichś chrześcijańskich zabobonów, a to robienia z niego czystych narodowo, rasowo i wyznaniowo gett ksenofobicznej pychy (mającej w pompie wyraźne stanowisko polskiego Episkopatu, który wyraźnie stwierdził, że nacjonalizm nie ma nic wspólnego z patriotyzmem, ja dodam od siebie - jest jego nowotworem).
Niestety, mam wrażenie, że skoro Bóg dopuścił takie rzeczy, zezwolił na takie pomieszanie umysłów, to nie tylko takie kwiaty za chwilę w Kościele zobaczymy. Tyle, że to dla mnie jest wezwanie nie tylko do tego, by piętnować zło, jakie teraz wyłazi u nas z każdej strony, ale wspierać też praktycznie dobro. Jeśli chcesz poprzestać na stwierdzaniu zła - idź robić do policji, załóż agencję prasową. Jeśli chcesz, żeby dobro ze złem wygrało - nie możesz poprzestać na diagnozie, musisz wspierać zdrowie. Czas wzmożonej ekspozycji tych idiotyzmów: nacjonalizmów, partykularyzmów, korpotchórzostwa, nie jest dla mnie czasem na uciekanie z Kościoła, a przeciwnie - na wsparcie w nim jeszcze mocniej tego, co zdrowe: mądrych grup, super księży, parafii, w których jest życie i wspólnota, dobrych wydawnictw, dobrych mediów. Za stary jestem, by wierzyć, że zmienię tych, co wierzą, że mają całą rację - niech robią, co chcą, ja nie będę latał i wyrywał wszystkich chwastów, bo mógłbym od tego nie mieć czasu na dbanie o wzrost zboża. A Pan sam rozsądzi, co, na jaką kupkę (albo kupę) pójdzie przy końcu czasów. Jeśli oceniam - to tylko po to, by wiedzieć, gdzie samemu iść, a gdzie nie iść. Dla mnie ta śmierć polskiego Kościoła, którą właśnie na żywo zacząłem oglądać, jest jednocześnie początkiem opowieści o jego - naprawdę w to wierzę - nowym, bardziej ewangelicznym odrodzeniu. Właśnie, dlatego moje miejsce jest dziś przy moich braciach, a nie na odpływającej od naszego nabierającego wody statku szalupie.
To tyle oświadczeń poselskich, a teraz jeszcze dwie wskazówki praktyczne.
Jeśli ktoś z katolików tak jak ja oburzonych robieniem z Jasnogórskiej Matki Bożej druhny zastępowej samozwańczych obrońców cywilizacji, dla których problemem nie jest to, że dziś na świecie umrze z głodu 15. Tysięcy dzieci (i to jest ta "cywilizacja śmierci"; dla "cywilizacji chrześcijańskiej" nie ma nic ważniejszego, niż stanięcie na głowie by uratować każde z tych dzieci – (gendery, homopropaganda i inne bzdury to przy tym sprawy dziesięciorzędne), a to, że ktoś ich podobno, (co za miękkie charaktery, swoją drogą) próbuje zindoktrynować, więc jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się, dlaczego to coś jest nie tylko głupie, ale też antychrześcijańskie, (cho
głośno buzie kardynałem Wyszyńskim wyciera) - zapraszam do wpisania do Google: "stanowisko Episkopatu w sprawie nacjonalizmu" oraz "wywiad bpa Krzysztof Józef Zadarko dla KAI".
A jeśli ktoś chciałby zrozumieć, dlaczego pogaństwem było palenie książek w Gdańsku, wyjaśniam, co następuje:
Walka z magią, którą oglądamy na tych zdjęciach to magia, tyle że a rebours. Ktoś - jak rozumiem - trzymał jakieś przedmioty w przekonaniu, że one zostały w magiczny sposób poświęcone jakimś bożkom, więc teraz my je spalimy, żeby ten wgrany do nich magiczny faktor wyparował (jak powszechnie wiadomo - złe moce giną w mniej więcej 200. stopniach, zabija je też czosnek, może być w aerozolu, i osikowe kołki, ale poświęcone).
Po pierwsze - nie ma żadnych bożków. Albo się wierzy w Jedynego Boga Jahwe, a całą resztę tzw. "bożków" uznaje za to, czym są - a więc po prostu kawałki drewna, metalu, papieru, albo się jest politeistą, a więc heretykiem. Kropka.
Po drugie - w Ewangelii stoi jak wół, że nic, co wchodzi w człowieka nie czyni go nieczystym, a to co z niego wychodzi. Książka, kawałek drewna, plastiku nie może być zła czy zły. Złe mogą być decyzje człowieka, przedmiot nie. Jeśli człowiek chce spalić swoje decyzje - niech je pali (wewnętrznym ogniem). Jeśli chce palić artefakty - uprawia zabobon (nawet w imię Ewangelii, w imię Ewangelii robiono i gorsze rzeczy niestety), i tyle.
Po trzecie - od jakiegoś czasu rozwija się u nas w Kościele coś, co w istocie jest powrotem do gnostyckich herezji, zaprawionych obrazkami z gier komputerowych i nordyckich mitologii: oto na świecie walczą dwie siły, Dobry Bóg walczy ze złym bogiem. Ten zły porywa temu Dobremu ludzi, "obsikuje" przedmioty, zastawia niewidzialne pułapki, w które wpada każdy, kto wejdzie do chińskiej restauracji albo dotknie czwartego tomu "Harry,ego Pottera". My zaś jesteśmy czymś w skrzyżowaniu "Ghost Busters" z komandosami Pana Boga. Mamy tropić tych skurczysynów, detonować ich miny, egzorcyzmować "demony wegetarianizmu" kiełbasą swojską (bo salceson na nie już kurczę - ile to mówi o jakości polskiego mięsa - nie działa). Ks. prof. Grzegorz Strzelczyk od lat pisze o tym obłędzie i od lat zbiera bęcki od różnych miłośników kato-magii, ilustrowanych magazynów dla miłośników tropienia szatana etc. Dla nich znany (i bardzo kontrowersyjny, bo widzący szatana chyba wszędzie) o. Gabriel Amorth jest źródłem teologicznym ważniejszym niż Jezus Chrystus. Skutek tego skrzywienia - w mojej ocenie - jest szatański. Dokładnie tak: poświęcanie szatanowi czasu zabiera go Bogu. Robi z Boga niepełnosprawnego, patologicznego Ojca, który nie jest Zwycięzcą, który szatana de facto nie kontroluje, który nie jest w stanie z palcem w uchu "ogarnąć" wszystkiego, jeśli mu zaufam. To chrześcijaństwo, które budzi lęk - bo przecież wszędzie mogą czaić się "zakażone" książki, meble, sprzęty, a nie daje nadziei. Chrześcijaństwo nie jest mówieniem światu, że jest szatan, a że istnieje, żyje Chrystus. Oczywiście, że są potrzebni egzorcyści, oczywiście że jeśli ktoś zdecyduje, że pakuje się w szambo, trzeba go przed tym przestrzec, albo pomóc, gdy prosi. Ale to są osobiste dramaty, delikatne sprawy, a nie materiał na tak żałosne happeningi.
Po czwarte - przestańcie, błagam, zasłaniać się hasłami "Jesteśmy posłuszni Słowu". Tacy jesteście posłuszni? A oczy już sobie wyłupiliście, skoro zdarzyło Wam się nimi (a na pewno się zdarzyło) grzeszyć? A nakaz zakopywania odchodów łopatką (Pwt 23,14) już spełniony? A kamienowanko dziewcząt współżyjących przed ślubem (ta sama księga, rozdział 22) kiedy i w jakiej parafii po Mszy się w ramach "nowej ewangelizacji" odbędzie? Nie róbcie z Jezusa scenarzysty Waszych eventów, bo jedynym jego Eventem jest Pascha - od umycia uczniom nóg i paschalnej kolacji przez śmierć za nich i zmartwychwstanie. Wszystko, co w Kościele nie zawiera się w tym, nie ma w tym korzenia i do tego nie prowadzi, to nie żadna ewangelizacja, a cyrk.
Po piąte - trzeba być naprawdę z innej planety, by nie wiedzieć, jakie konotacje ma w naszej kulturze palenie książek. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, by doprowadzić do tego, by Jezus Chrystus dzięki takiemu matołectwu swoich sług stawiany był na zdjęciach obok Hitlera, Stalina i innych totalitarnych zbrodniarzy, którzy takie auto da fe praktykowali (BTW - na książkach skończymy, czy - zgodnie z wielowiekową tradycją - w przyszłą niedzielę będą czarownice)?
Po szóste - ks. Rafał Jarosiewicz, (którego miałem okazję poznać, spec od "nowej ewangelizacji") broni się teraz w najgłupszy możliwy sposób, pisząc: "a gdybyście tak przeciwko aborcji protestowali jak przeciwko paleniu książek". Wszystko się tym argumentem ogarnia: "Protestujecie przeciwko dręczeniu zwierząt? A aborcja?!", "Zarzucacie, że księża skrzywdzili dzieci? A aborcja?!" Cóż, gdyby ks. Rafał wykazał w tę niedzielę troskę o owe ginące podczas aborcji dzieci, protestując konstruktywnie - przez wsparcie podejmujących taką decyzję kobiet, choćby po to by nie czuły się bez wyjścia (a co wybiorą - to inna rzecz) - należałoby tylko temu przyklasnąć. Ale on ma czas na palenie bajek o "Harrym Potterze", z których pewnie wiele radości, (bo to po prostu sympatyczne bajki są) miałyby dzieciaki w jakiejś wiejskiej bibliotece.
Jak widać walka z opętaniem przybrać może formę opętania walką.
Mam, więc do czcigodnej fundacji i do ks. Rafała osobiście jeden apel: przestańcie nas kompromitować. Pokażcie, że bycie "solą świata" nie polega na tym, by walić nią ludziom w oczy, sypać w rany, kazać jeść na surowo na kilogramy, ale pokazać im, że ich życie może mieć smak.
Ludzie, co Wam odbiło? Naprawdę będziecie teraz robić tu hokus pokus z paleniem czarowników, by pokazać im, że mamy lepsze czary? Czym wy się wtedy różnicie od tego znienawidzonego przez Was Harry,ego Pottera? Co wy, na wszystkie świętości, robicie?!

Z/W Mój komentarz

To nie są wyimaginowane bzdury, jakich w koło pełno, tworzone w walce z chrześcijańskim kościołem i szkalowaniem naszych wrodzonych i genetycznych chrześcijańskich wyjątkowych, ale także niepowtarzalnych nigdzie indziej wartości. To bardzo merytoryczne odniesienie do obecnej rzeczywistości, kreślone bardzo trzeźwym autorskim spojrzeniem i wyostrzonym, ale normalnym intelektem. Dalsze komentowanie treści powyższego, było by nieprzyzwoitym i niehumanitarnym znęcaniem się nad meritum sprawy. Autorskie odniesienie się do całości zagadnienia, jest wystarczająco wyraźnie oddające sedno sprawy celnie omówionego zagadnienia.

……………………….
„WPROST”

Szef rosyjskiej mafii w Polsce przerywa milczenie. „Siedząc w Warszawie próbowałem pociągać różne sznurki”

Agata Jankowska 07.12.2018 / 01:00

– Ponad 20 lat mieszkałem w Polsce i Wasz kraj był moją bazowa wypa-dową do robienia interesów w Mińsku czy w Moskwie. Nazwano mnie rezydentem. To dobre określenie, choć podejrzewam, że niektórzy użyliby słowa pośrednik. Niech więc będzie przedstawiciel. Dostawałem do zała-twienia rozmaite mission impossible, rozsiane po całym świecie i siedząc w Warszawie próbowałem pociągać różne sznurki – mówi Nazar M., rezy-dent mafii rosyjskiej.
Agata Jankowska, „Wprost”: Czy Putin stoi za Rosyjską mafią?
Artur Górski, dziennikarz, korespondent wojenny, pisarz, autor książki „Ruska Mafia”: Jak najbardziej. A mafia stoi za Putinem, choć pozostaje pytanie, czym dziś właściwie jest mafia. Na pewno osoby wywodzące się ze świata przestępczego, które kiedyś tworzyły wielkie mafijne struktury, dzisiaj pokładają w Putinie nadzieje. Wystarczy spojrzeć na władze Kry-mu.
Mówisz o rządzie Republiki Autonomicznej Krymu?
Siergiej Aksjonow, przewodniczący partii Rosyjska Jedność, dążącej do wcielenia Krymu do Rosji był w młodości przestępcą. Wywodzi się z ważnej grupy przestępczej z Symferopola o nazwie Salem. Nazwa, wbrew przypuszczeniom, nie pochodzi od powieści Stephena Kinga „Miasteczko Salem”, ale od lokalu Salem Cafe, własności jednego z bossów, gdzie spo-tykała się owa grupa. O przestępczej przeszłości Aksjonowa mówią nie tylko źródła ukraińskie, a więc mu niechętne, ale także źródła rosyjskie. Był bliskim współpracownikiem jednego z największych bossów rosyj-skiej mafii Aleksieja Woroncowa. Ale ten także już nie jest gangsterem - został szefem Związku Przedsiębiorców Krymu, a jednocześnie szefem ukraińskiej federacji boksu oraz biznesmenem, właścicielem kilku przed-siębiorstw.

Czyli rosyjska mafia przejęła Krym?
Jeżeli się przyjrzymy, kim są władze Krymu, skąd się wywodzą, czym się zajmowali, to możemy przypuszczać, że cała administracja jest budowana na strukturze grup przestępczych. To oznacza także, że Putin wie o tym, i to widocznie mu pasuje. Okazuje się, że tam, gdzie jest bezhołowie poli-tyczne i administracyjne, mogą pomóc doskonale zorganizowane struktury przestępcze.

O powiązaniach Putina z mafią mówiło się już wtedy, gdy na Krymie po-jawiły się bojówki w mundurach bez dystynkcji. Putin umywał ręce, mó-wiąc że takie mundury można kupić w każdym sklepie z militariami.
Nie chce mi się wierzyć, żeby w mundurach występowali kryminaliści. Nawet najlepsi gangsterzy nie byliby w stanie przejąć części państwa. Ta-kie przejęcie mogło się dokonać tylko przez elitarne siły specjalne, a więc to byli doskonale wyszkoleni żołnierze. Wcale nie musiało tego finanso-wać państwo, ale na przykład wielkie koncerny, firmy z sektora strategicznego. Na tym polega siła służb specjalnych, że mogą się dopuszczać dowolnych prowokacji.

Mówi się także o werbowaniu przez ukraińskich separatystów członków półświatka, także z Polski.
Nie jesteśmy w stanie udowodnić, że separatyści werbują do swoich szeregów przedstawicieli świata przestępczego. Choć nie jest tajemnicą, że Polacy mieli bliskie związki z ukraińską mafią. „Masa” w jednej z książek opowiadał, że przedstawiciele grupy pruszkowskiej pojechali z wizytą do pani boss mafii ukraińskiej, żeby zaproponować współpracę. Co z tego wyszło – nie wiem. Osobiście nie wydaje mi się, żeby polskie grupy przestępcze były na siłach i miały moc, aby wspierać konflikt Rosja – Ukraina.

Z najnowszej twojej książki „Ruska Mafia” wynika, że mafia ukraińska i rosyjska współpracowały ze sobą i się lubiły. Czy wobec konfliktów poli-tycznych struktury przestępcze także się poróżniły?

Tego nigdy nie rozstrzygniemy. Przypuszczam, że współpraca na niższym poziomie trwa cały czas, bo trwają wspólne, brudne interesy. Nie chce mi się wierzyć, żeby ukraińscy watażkowie nie widzieli szansy w tym, że Krym zmienił się w swego rodzaju republikę bananową, gdzie jest wizja zarobienia pieniędzy.

Powiedziałeś, że mafijne struktury dzisiaj pokładają w Putinie nadzieje. Na co?
Szczególnie tak zwane grupy słowiańskie jednoczą się wokół władzy, wo-bec zagrożeń płynących ze świata szeroko rozumianego islamu. Walka z dżihadem to cel nadrzędny i Kremla i mafii. Tyle że dla nich islam to nie-koniecznie Bliski Wschód, ale Kaukaz. Nie było większej wojny wśród ugrupowań mafijnych z terenów byłego ZSRR niż między grupami sło-wiańskimi i kaukaskimi. Drudzy zawsze mieli zakusy, żeby zdobyć wpły-wy w Rosji, do tego są hermetyczny, trudni do spenetrowania, a jednocze-śnie aktywni i skutecznie przejmowali wpływy w dziedzinie rozrywki i gastronomii.

Twój rozmówca Naraz, rezydent mafii rosyjskiej w Polsce, wielokrotnie mówi o zagrożeniach płynących ze strony islamu. Czy naprawdę bogoboj-ni mafiosi czują zagrożenie wobec islamizacji, czy to jedynie ideologiczny pretekst do krwawych konfliktów?
Religia w Rosji i na Białorusi urosła do rangi państwowego prioryte-tu. Jeśli na tym terenie powstaje meczet, wokół obudowuje się go kilkoma cerkwiami. Święta i uroczystości religijne są uroczystościami państwowymi. Zabawne jest, że w Mińsku, gdzie są ulice imienia Le-nina czy Bieruta, w herbie jest czczona Matka Boska. To jest fasada. Ale walka nie toczy się tylko w wymiarze symbolicznym. Nie chcę twierdzić, że grupy kaukaskie uznają się za wojowników islamu i wie-rzą w to tak samo jak Iran, czy Bliski Wschód. Natomiast religia to jest coś, wokół czego się jednoczą. Trzeba pamiętać, że Kaukaz to nie tylko islam w Azerbejdżanie i Czeczenii, która zresztą została skutecznie podporządkowana Rosji, ale także chrześcijańska Gruzja, której grupy przestępcze aktywnie penetrują tereny rosyjskie. Nawiasem mówiąc, nie przypadkiem Putin oddał wpływy w Czeczeni rodzinie Kadyrowów. Ta miała także bardzo bliski związek handlowy z rosyjskimi grupami przestępczymi. Być może w efekcie tego Grozny już nie wygląda jak ze zdjęć, które zapamiętaliśmy z czasów szturmów na miasto. Dziś bardziej przypomina Dubaj.

Czy na Białorusi grupy przestępcze także wspierają wojnę z Kaukazem?
Białoruś poszła w inną stronę. Związała się z Chinami. Wbrew pozorom, Łukaszenko jest dość niezależnym przywódcą, a kapitał chiński jest coraz silniejszy. To nie przypadek, że w Mińsku powstają nowe osiedla we „wschodniej estetyce”, przypominają pagody. Możemy lubić Łukaszenkę bądź nie, ale trzeba mu przyznać, że ukrócił na Białorusi przestępczość w sposób znaczący. Teraz można w Mińsku nie zamykać samochodu i małe ryzyko, że go ukradną. Kary za kradzież i rozbój są tak wysokie, że samo-rzutni przestępcy nie ryzykują. Poczucie bezpieczeństwa, wbrew wyobra-żeniu, jest bardzo wysokie.

……………….

……………………………
HISTORIA
DoRZECZY

To, dlatego Putin zabił mi przyjaciela. Brutalna prawda o śmierci Litwinienki

DoRzeczy Online
23.11.2018


© Wikimedia Commons Władimir Putin podczas składania przysięgi. 2012 r.

Sasza brał udział w rozmaitych wymierzonych w Kreml przedsięwzięciach, rozsadzała go energia. Uważał, że misją jego życia jest walka z reżimem Putina.
Wiktor Suworow

Nazwa „polon” pochodzi od słowa „Polska”. Osobą, która pod koniec XIX w. odkryła ten groźny radioaktywny pierwiastek, była bowiem Maria Skłodowska-Curie. Nadając mu taką nazwę, chciała spopularyzować sprawę Polski, która była wówczas pod zaborami. Ponad sto lat później – w listopadzie 2006 r. – za pomocą polonu zamordowany został rosyjski dysydent Aleksandr Litwinienko. Był to pierwszy w dziejach akt międzynarodowego terroryzmu z użyciem materiału radioaktywnego. Odpowiedzialna za niego jest Rosja.

Operację przeprowadził Andriej Ługowoj, były funkcjonariusz KGB i FSB, a obecnie zamożny przedsiębiorca. To on spotkał się z Litwinienką w londyńskim barze sushi, w którym doszło do otrucia. Brytyjska policja przeprowadziła później śledztwo i się okazało, że ślady polonu znajdowały się w miejscach, w których Ługowoj był przed spotkaniem. W samolocie, którym przyleciał do Wielkiej Brytanii, i w pokoju hotelowym, w którym się zatrzymał. W efekcie Londyn wystąpił do Moskwy z wnioskiem o ekstradycję Ługowoja.


© Dostarczane przez Platforma Mediowa Point Group SA

Sasza Litwinienko był moim wielkim przyjacielem. Całą jego charakterystykę mógłbym właściwie zamknąć w jednym krótkim zdaniu: To był prawdziwy d’Artagnan, najdzielniejszy z muszkieterów. Wszystko, do czego się zabierał, robił z otwartą przyłbicą i niebywałą odwagą. Był nieustraszony.

Podczas wywiadu, którego udzieliłem ostatnio pewnej rosyjskiej gazecie, dziennikarz zapytał mnie: „Dlaczego Litwinienko został zamordowany, a pan żyje?”. Wiedział bowiem, że nadal ciąży na mnie wydany w Związku Sowieckim wyrok śmierci. Uznałem, że to pytanie jest nie na miejscu. Było to bowiem typowe pytanie zadawane przez NKWD żołnierzom Armii Czerwonej, którzy uciekli z niemieckiej niewoli: „Dlaczego cię nie zabili?”. Dla sowieckiej bezpieki żywy człowiek był zawsze podejrzany.

Odpowiedziałem jednak temu dziennikarzowi: „Uważam na każdy swój krok i podejmuję środki bezpieczeństwa, które chronią mnie i moją rodzinę. Litwinienko żył zaś w Wielkiej Brytanii zupełnie otwarcie. Wszyscy go znali, chętnie widywał się z ludźmi, można go było spotkać na ulicy albo odwiedzić w domu. Przyjmował każdego, brał udział w rozmaitych wymierzonych w Kreml przedsięwzięciach, rozsadzała go energia. Uważał, że misją jego życia jest walka z reżimem Putina”.

Czytaj także:

Kadyrow. Władca, który ujarzmił Putina
Kadyrow. Władca, który ujarzmił Putina
Jest jeszcze jeden powód, dla którego ja żyję, a on nie. Podczas gdy głównym celem mojej krytyki jest towarzysz Stalin, głównym celem krytyki Saszy była FSB. Litwinienko szybko więc znalazł się na celowniku rosyjskich tajnych służb. Za swoją odwagę zapłacił najwyższą cenę.

Sasza w latach 90. był jednym z najbardziej skutecznych oficerów FSB w wydziale zajmującym się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej. Osiągnął wielkie sukcesy w zwalczaniu mafii, dostał wiele odznaczeń. Pewnego dnia wezwano go jednak z kilkoma innymi oficerami na odprawę do „dużego szefa”. Usłyszeli tam, że mają zabić Borisa Bieriezowskiego. Oligarchę, bez pomocy którego Putin nie zaszedłby tak daleko, ale który potem stał się zaciętym wrogiem reżimu.

Abstrahując już od oporów moralnych, oficerowie ci doskonale znali rosyjskie tajne służby i wiedzieli, jak to się skończy. Gdyby nawet zgodzili się zamordować Bieriezowskiego, szybko zabito by również ich samych. Po wykonaniu tego zadania nikomu nie byliby już bowiem potrzebni, mało tego – jako niewygodni świadkowie stanowiliby zagrożenie. Wyeliminowanie ich zatarłoby zaś wszelkie ślady prowadzące do rozkazodawców na szczytach rosyjskiej władzy.

Cóż więc zrobili ci oficerowie? W listopadzie 1998 r. zwołali konferencję prasową. Jeden z nich siedział z maską na twarzy, inny miał czarne okulary, inny się nie odzywał. Sasza, jak zwykle, poszedł zaś na całość. „Panie i panowie – powiedział zgromadzonym dziennikarzom. – Otrzymaliśmy zadanie zgładzenia Borisa Bieriezowskiego”. Wywołało to gigantyczny skandal, działo się to bowiem w czasach nieco innych niż obecne. Litwinienko i jego koledzy uznali, że w ten sposób zapewnili sobie bezpieczeństwo, że Putin nie ośmieli się ich tknąć.

Stało się inaczej. Wkrótce zaczęły się szykany. Nagle wyciągnięto z więzienia jakiegoś alkoholika, który pod przysięgą zeznał, że kilka lat wcześniej Litwinienko go bił i torturował. Sasza został natychmiast aresztowany. Było to kuriozum. Wielu oficerów FSB rzeczywiście na co dzień biło podejrzanych podczas przesłuchań, ale jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakakolwiek skarga ofiar skończyła się aresztowaniem czy choćby wszczęciem śledztwa. Litwinienko po pewnym czasie został zwolniony, ale szybko ponownie go aresztowano. W końcu miał już tego dość i wyjechał do Wielkiej Brytanii.

Tutaj się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy. Od d Artagnana różniło go właściwie tylko to, że francuski muszkieter nie stronił od wina, a Litwinienko był abstynentem. W Rosji zawsze pije się w trzech. Wzięło się to stąd, że w czasach sowieckich pół litra kosztowało 2 ruble 87 kopiejek. Trzeba więc było trzech mężczyzn, z których każdy miał po rublu, aby kupić wódkę i niewielką zakąskę. Kiedy spotykaliśmy się w trójkę – ja, Sasza i Władimir Bukowski – musieliśmy jednak pić we dwóch. Litwinienko zawsze odmawiał.

Sasza, gdy został otruty, zadzwonił do mnie ze szpitala. Byłem jedną z pierwszych osób, która dowiedziała się o tym, co go spotkało. Na początku nie wziąłem jednak tego na poważnie. Myślałem, że Litwinienko żartuje, że to nie może być zamach. Zadzwoniłem do jego żony i zapytałem, czy mogę go odwiedzić. Powiedziała, że na razie Sasza czuje się fatalnie, że muszę poczekać kilka dni. Rozmawiałem z nim jednak codziennie przez telefon i wiedziałem, że jego stan pogarsza się z godziny na godzinę.

Bardzo przeżyłem jego śmierć. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że Władimir Putin wcale nie jest głową państwa, ale hersztem przestępczej organizacji.
………………………………………
Nigdy nie wolno nam zapomnieć o zamachu, jakiego na najwyższej Polskiej Elicie rządowo – parlamentarnej dokonały dwie światowe kanalie, bestie i ludobójcy. Przywódca największej i najbardziej bestialskiej w świecie Mafii rosyjskiej: bezwzględnej, pracującej obecnie pod dowództwem Putina Wladimira oraz Mafii polskiej - szlifującego metody bestialstw Putina w postaci codziennych mordów i ludobójstw, pojętego i przykładnego ucznia Putina, Tuska Donalda – byłego premiera Polski (tfu), pod Smoleńskiego ludobójcy..



usk ujawnia, o czym rozmawiał z Putinem na molo [CAŁE WYSTĄPIENIE PREMIERA O SMOLEŃSKU]
d
20 kwietnia 2012 | 17:02

Kwestia katastrofy smoleńskiej obrasta kłamstwami. Autorami kłamstw są ci, którzy chcą wmówić Polakom, że katastrofa smoleńska to wynik zamachu i spisku Tusk - Putin, Komorowski, Miedwiediew. Takim samym kłamstwem jest teza o rozdzieleniu wizyt - grzmiał dziś premier Donald Tusk

Konferencja premiera w piątek po południu po posiedzeniu rządu dotyczyła przyjętych projektów ustaw emerytalnych. W pewnym momencie pytanie zadał Artur Dmochowski, dziennikarz niezależna.pl, portalu związanego z "Gazetą Polską".

Dmochowski: - Panie premierze chciałem nawiązać do tej fali demonstracji, która ostatnio ma miejsce w kraju, nie tylko w sprawach emerytalnych, ale również politycznych, rocznica Smoleńska. Tam często padają ciężkie zarzuty zdrady, współpracy z Rosjanami. Czy mógłby pan rozwiać te zarzuty? Np. tam często powtarza się data 1 września 2009 r. i pańska rozmowa z Władimirem Putinem na molo w Sopocie. Czy nie było tam mowy o rozdzieleniu wizyt w Katyniu? O czym była mowa, mógłby pan ujawnić treść tej rozmowy?


Premier Donald Tusk spokojnie odparł: - Nie mam poczucia, że Polskę ogarnęła fala manifestacji. Niektórzy by chcieli, żeby taka fala manifestacji się pojawiła, ale nie mam takiego poczucia. Wszystkich, którzy uważają, że w Polsce można rozhuśtać nastroje społeczne, i że warto to zrobić, odsyłam do doświadczeń innych krajów, i czy warto wmawiać sobie, że Polska ogarnięta jest jakąś rewolucją, czy kontrrewolucją. Ja nie mam takiego wrażenia. Myślę, że jesteśmy w stanie zapewnić wszystkim poczucie bezpieczeństwa i porządek.
………………………………………………………
Z.W. / Mój komentarz
Zamach i ludobójstwo pod Smoleńskiem 10.04.2010. Nie nowe, ale nigdy się nie zestarzeje. Zupełny zbieg okoliczności(?
??):
- Po pierwsze data, - 1 września, aczkolwiek 2009 roku, - czyżby, więc to zapowiedź jakiegoś nowego bardzo złego …???
- Po drugie, miejsce. Brak możliwości podsłuchu i szum morza na wszelki wypadek, to idealne miejsce do prowadzenia: otwartej polityki w temacie gospodarczym, czy dowolnie innym, w tym prywatnym także, - prawda??? Przede wszystkim tej o wątku gangstersko bandyckim.
- Po trzecie, brak możliwości udziału jakichkolwiek mediów???
- Po czwarte, wyjątkowo negatywny publiczny stosunek do powyższego, samej przydupasowej Tuskowi Gazety Wyborczej…???

Tekst poniższy komentuje się sam, więc w jego komentarzu udziału nie biorę.
……………………………………………………………….
trona główna » Blogi » Blog użytkownika Szymonn

"Rozmowa na molo" - obnażenie kłamstw Tuska



Szymonn - 24 Kwietnia, 2012 - 15:59
Tusk
Putin
Sopot
katastrofa
Smoleńsk
molo
Sam nie mogę uwierzyć w to, jak łatwo udało mi się udowodnić kłamstwa Tuska w poniższej notce.
Bardzo proszę wszystkich czytających o rozpowszechnienie jej treści - wyrażam na to bezwarunkową zgodę (proszę jedynie o podanie źródła).
-----------------
Donald Tusk coraz bardziej rozpaczliwie broni się w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Kolejne "ataki uprzedzające" lub "dementi" będą się regularnie pojawiać w mediach, które dobrze wiedzą, że muszą nagłaśniać każdą taką akcję Premiera.
W związku z pytaniami o treść rozmowy na molo Tuska z Putinem w dniu 1 września 2009 (kiedy to mogło dojść do ustalenia rozdzielenia wizyt Lecha Kaczyńskiego i Premiera na dwie osobne imprezy).
Donald Tusk po jednym z posiedzeń rządu 20 kwietnia 2012 r. "wyczerpująco wyjaśnił" wątpliwości w sprawie tajemniczej rozmowy na molo.
"Tusk, pytany czy w czasie spaceru po molo w Sopocie z Władimirem Putinem 1 września 2009 roku rozmawiał z ówczesnym premierem Rosji o rozdzieleniu wizyt polskiego prezydenta i premiera w Katyniu w kwietniu 2010 roku podkreślił, że z szefem rosyjskiego rządu rozmawiał krótko i "głównie pokazywał trasę, którą często przebiega jako jogger".
- Pytaliśmy także siebie nawzajem jak wygląda kwestia życia prywatnego w kontekście ochrony. Premier Putin między innymi powiedział, że jego ochrona siedzi u niego w kuchni, ja mówiłem, że mam zdecydowanie większy komfort, bo mam większą swobodę - wspominał rozmowę z rosyjskim premierem Tusk. Szef rządu dodał, że "na tym wyczerpała się ta tajna rozmowa na molo, zaimprowizowana przez nas tylko po to, by móc pokazać delegacji rosyjskiej jak Sopot i Bałtyk wygląda z perspektywy mola".
Dodał także: "Ja wiem, że są tacy, którzy uważają, że polityka polega na spiskach."

http://www.wprost.pl/ar/317853/Tusk-z-Putinem-na-molo-w-Sopocie-rozmawia... (link is external)

Przeanalizujmy linię obrony Donalda Tuska.
Jednym z ciekawszych elementów jest wyśmiewanie rzekomej "tajności" rozmów Tusk-Putin.
Drugim sposobem na ucięcie spekulacji o treści rozmowy jest "ujawnienie" przez Premiera tematu rozmów z Putinem na molo - życie prywatne, pokazanie trasy jaką Tusk przebywa podczas joggingu. Ogólnie nic na temat spraw państwowych - jak można wywnioskować z oświadczenia Donalda Tuska, jakie wygłosił 20 kwietnia 2012 po posiedzeniu rządu.
Oczywiście Tusk w swojej wypowiedzi wyśmiewa "zwolenników teorii spiskowych" - ludzi, którzy uważają, że rozmowy Tuska i Putina 1 września 2009 roku dotyczyły spraw poważniejszych niż jogging, a zwłaszcza dotyczyły spraw tajnych, które nie mogły być ujawnione publicznie.
W takim razie - Houston - mamy poważny problem!
Bo jak się okazuje - kłamać to jednak też trzeba umieć, a umiejętności tej nie wykształca haratanie w gałę.
Ani obijanie się na stołku szefa rządu.
Zobaczmy jak łatwo można obnażyć kłamstwa Donalda Tuska:
Całość kompromitujących Tuska informacji została zaczerpnięta ze strony przychylnej PO Gazety Wyborczej
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,6986918,70__rocznica_II_... (link is external) (dla zapewnienia pełnej wiarygodności, wszystkie cytaty z GW zostały zamieszczone DOSŁOWNIE I W CAŁOŚCI - jedynie wytłuszczone istotne fragmenty):

1. Kłamstwo pierwsze - rozmowa nie była tajna, albo nie miała być tajna
"6.35 O 9.25 ma rozpocząć się spotkanie w cztery oczy Tusk - Putin. Rosyjski premier, który wieczorem przyleciał do Polski noc spędził w Hotelu Grand w Sopocie. Teraz jest już pewnie po śniadaniu i szykuje się do udziału w uroczystościach."
Spotkanie w cztery oczy sugeruję poufność, czyli tajność. Czyżby dziennikarze GW wymyślili sobie to określenie z oczami? Raczej wątpliwe ;).
"8.47 O 10.50 ma odbyć się konferencja prasowa Putina i Tuska w sopockim Sheratonie po rozmowie w cztery oczy. Dziennikarze już na nią czekają isą bardzo pilnowani. - Mamy zakaz zbliżania się do premierów, a kamery musimy mieć opuszczone do czasu rozpoczęcia konferencji. Nie wolno nam filmować miejsc, gdzie siedzieć będą Putin i Tusk - mówi nasza reporterka. Dziennikarze wchodzą i wychodzą innymi wejściami niż premierzy. Ci, którzy już przyszli, nie mogą opuścić budynku, bo nie zostaną wpuszczeni z powrotem."

To tyle jeśli chodzi o insynuację Donalda Tuska, że rozmowy nie były tajne. Na pewno zostały zaplanowane jako tajne.

Analizując informacje Wyborczej - widać, że rzeczywiście spacer po molo mógł być "zaimprowizowany", ponieważ rozmowa pierwotnie miała się odbyć w hotelu Grand. Dlaczego jednak zakładamy, że zaplanowana POUFNA rozmowa odbyła się akurat na molo? Przebieg uroczystości wskazuje, że ODBYŁA się rozmowa - natomiast miejsce jej odbycia jest moim zdaniem zupełnie drugorzędne.
Nie zmienia to jednak faktu, że dziennikarze nie zostali wpuszczeni na molo i mieli zakaz zbliżania się i filmowania.
"10.43 Żałosne! Co oni robią? - tak dziennikarze komentują traktowanie ich przez organizatorów spotkania. Reporterzy dowiedzieli się właśnie, że organizatorzy postanowili po konferencji nie wypuszczać ich do 12.00. Ze "względów bezpieczeństwa". Najpierw "zakazy zbliżania", podnoszenia kamer i wysłuchania wypowiedzi po rozmowie na molo. Teraz zakaz wychodzenia. Nadgorliwość czy po prostu brak szacunku dla obsługujących wizytę?"

Dlaczego jednak w Internecie możemy znaleźć filmy ze spotkania na molo? Otóż TVN miał na sopockim molo swoją stację pogodową (dziennikarzy z kamerami) - i tylko dlatego mogli sfilmować spacer Tuska z Putinem. Jak możemy jednak sprawdzić (np. na youtube.com) filmowani politycy są z dużej odległości na tle jasnego nieba - więc nawet próbując czytać z ruchu ust trudno byłoby odszyfrować poszczególne słowa.

Niezależnie od "faktycznej" tematyki rozmowy na molo, tematyka spotkania była precyzyjnie określona.
Zobaczmy, co o tym napisała prorządowa Wyborcza:
"9.30 Powitanie Putina z Tuskiem przy molo w Sopocie. Mocny uścisk dłoni. Zamaszyste ruchy. Wietrzna pogoda. Rozmowa w cztery oczy w sopockim Sheratonie potrwa około pół godziny. Tematy (m.in.): wojna i Katyń, Ribbentrop-Mołotow, gaz i energetyka. Można się spodziewać, że będą rozmawiać po niemiecku (Putin lubi ten język bardziej niż angielski)."

Analiza gestów na dostępnym na youtube.com fragmencie spotkania - wskazuje, że treścią rozmowy niekoniecznie była kwestia joggingu, czy gdzie siedzą ochroniarze obu panów. Gesty Putina (coś jak by "przekazanie obiema rękami ciężaru" w stronę Tuska - świadczy, że Putin w tym momencie, przekazywał jakąś ważną informację, jednocześnie symbolicznie "przekazując odpowiedzialność"). Wchodząc (dopiero teraz) na grząski grunt teorii spiskowych - możemy stwierdzić, że mogło to dotyczyć propozycji rozdzielenia wizyt w Katyniu - Putin w takim przypadku "przekazałby odpowiedzialność" za załatwienie tej sprawy po stronie polskiej - co w pełni wyjaśniałoby ten specyficzny gest, nie pasujący do luźnej rozmowy o joggingu.
W odpowiedzi Tusk wykonał gest pionowo ustawioną dłonią - "płynącej ryby", kończący się obracaniem na boki ustawionej pionowo dłoni. Ten gest to sygnał: jakoś to wykombinujemy, jakoś rozwiążemy - to gest lekko "kombinatorski", wskazujący na konieczność rozwiązania sprawy przy użyciu sprytu (płynąca na boki ryba), przy czym sygnalizujący brak pewności co do wyniku działań (gest: "na dwoje babka wróżyła").
Jeszcze raz podkreślę, że to spekulacje - bo rozmowa mogła równie dobrze dotyczyć tego, czy Tuskowi uda się zabrać swoją żonę na wycieczkę na Kreml (wszak z kobietami nigdy nie wiadomo ;)), ale w połączeniu z wcześniejszymi gestami Putina - sugeruje, że rozmowa akurat w tej chwili mogła dotyczyć właśnie imprezy w Katyniu.
Oczywiście - tematem mogła być równie dobrze (albo bardziej dobrze) kwestia "przepchnięcia" umowy gazowej i darowania długu 1,2 mld złotych Gazpromowi. To nawet bardziej prawdopodobne - w świetle wypowiedzi Tuska podczas konferencji prasowej podsumowującej rozmowy.

Niezależnie od treści rozmowy na molo - "publiczne" spotkanie zakończyło się ok godziny 10.
Potem politycy powrócili do hotelu Grand.

Oddajmy dalej głos Wyborczej:
"10.20 Kolejna ciekawostka: po wejściu do hotelu była chwila dla fotoreporterów. Putin i Tusk wypowiedzieli się dla mediów, ale do pomieszczenia nie wpuszczono żadnych polskich dziennikarzy oprócz fotoreporterów i operatorów i jednego dziennikarza PAP. Wpuszczono za to dziennikarzy rosyjskich."

Tak wygląda według Tuska JAWNOŚĆ (brak tajności)???
Nie wspominając o tym, że traktowanie dziennikarzy wskazuje, że Tusk podczas tych spotkań był petentem, który musiał dostosować się do dominującego partnera - dyktującego warunki.

Od godziny 10 do 11 Tusk i Putin już we własnym gronie i całkowicie poza zasięgiem kamer i mikrofonów dziennikarzy najwidoczniej prowadzili dalszą część spotkania (jeśli zakładamy, że na molo nie omówili tematów omawianych później na konferencji prasowej).
Jak to wyglądało w oczach przyzwyczajonych do demokracji i jawności polskich dziennikarzy?
"10.43 Żałosne! Co oni robią? - tak dziennikarze komentują traktowanie ich przez organizatorów spotkania. Reporterzy dowiedzieli się właśnie, że organizatorzy postanowili po konferencji nie wypuszczać ich do 12.00. Ze "względów bezpieczeństwa". Najpierw "zakazy zbliżania", podnoszenia kamer i wysłuchania wypowiedzi po rozmowie na molo. Teraz zakaz wychodzenia. Nadgorliwość czy po prostu brak szacunku dla obsługujących wizytę?"

Odpowiedź brzmi: tematy rozmów najwidoczniej po wyczerpaniu wątku joggingu i ochroniarzy w kuchni ;), musiały dotyczyć ZAPLANOWANYCH tematów: gazu, energetyki, Katynia (czyżby także planowanych uroczystości?), etc.
A treść tych rozmów - skoro de facto ograniczono wolność zaproszonych dziennikarzy - była tak tajna, że nie można było ryzykować, że jakiś żurnalista z kamerą lub mikrofonem choćby przypadkiem posłyszy, lub nagra rozmowy.

Jak widać więc, tajność rozmów była tak ważna dla Putina (i najwidoczniej dla Tuska), że aż wywołano oburzenie dziennikarzy (nawet tych prorządowych z Wyborczej) tak skandalicznym traktowaniem.

Czy możemy jednak jakoś poznać szczegóły rozmów Putina i Tuska, a choćby bliżej ich tematykę?
Tak. I tu niestety (dla Tuska) widać, że kłamstwo ma krótkie nogi. Obaj politycy o 11 uczestniczyli w konferencji prasowej, gdzie z ich wypowiedzi można bardzo wyraźnie odczytać, co ich przede wszystkim zaprzątało podczas rozmów.

Ponownie Wyborcza:

"11.23 Putin: - W ostatnich miesiącach stosunki polsko-rosyjskie zmieniły się na lepsze. Wcześniej tak nie było, ale to nie my dążyliśmy do ich pogarszania. Jestem bardzo wdzięczny obecnemu rządowi, że znaleźliśmy w osobie premiera Tuska i jego ministrów partnerów, z którymi możemy współpracować."

Czyli da się dogadać z Tuskiem (w przeciwieństwie do Kaczyńskiego?).

"11.20 Pytania. Tusk powtarza, że ws. gazu polityka ma być odłożona na bok, a techniczne szczegóły umowy mają być dopracowane jak najszybciej: - Z premierem Putinem przypilnujemy, by nikt piachu w tryby nie sypał. W naszym interesie jest, by rozmowy zakończyły się jak najszybciej, czyli wczesną jesienią."

Ta szczerość będzie kosztować Tuska głowę.
O co chodziło?

Na początku 2009 roku wskutek osiągniętej rosyjskim szantażem zmiany umowy pomiędzy Gazpromem, a ukraińskim Naftohazem, ukraiński partner musiał zaprzestać dostarczania Polsce gazu. Korzystając z patowej sytuacji Polski, Gazprom zaproponował, że sprzeda nam dodatkową ilość gazu, aby wyrównać braki w dostawach gazu.
W czerwcu 2009 roku wicepremier i minister gospodarki, Waldemar Pawlak podpisał umowę na jednorazowy zakup od Gazpromu gazu w wysokości 1,2 miliarda metrów sześciennych.
Była to maksymalna ilość, którą w tamtym momencie Gazprom zgodził się sprzedać.
W obliczu groźby niedoborów gazu, w połowie 2009 r. Gazprom wystąpił z propozycją zwiększenia dostaw - ale po renegocjacji umowy. Propozycję rozmów przyjął rząd Donalda Tuska. W lipcu 2009 roku Gazprom postawił wstępne warunki. Oczekiwał zmian w statucie spółki EuRoPol Gaz SA, aby strona polska nie miała tam decydującego głosu. Oczekiwał również rezygnacji z budowy terminala w Świnoujściu. Zaoferował ponadto zwiększenie rocznego importu gazu do Polski do ponad 11 mld m3 i przedłużenie umowy do 2037 r.
Oferta Gazpromu przedstawiona stronie polskiej została przekazana do Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a stamtąd do Kancelarii Prezydenta.
Warunki proponowane przez Gazprom zaniepokoiły Lecha Kaczyńskiego.
Jeszcze w lipcu 2009 r. Kaczyński wystąpił do Ministerstwa Gospodarki z zapytaniem o instrukcje negocjacyjne dla polskich urzędników, którzy będą prowadzić rozmowy z rosyjskim koncernem. Doszło do kolejnego poważnego spięcia na linii rząd - prezydent. Ani Waldemar Pawlak, ani Donald Tusk nie chcieli bowiem przekazać Prezydentowi instrukcji.

Oczywistym więc jest, że wypowiedź Tuska sugerowała, że sprzeciw Lecha Kaczyńskiego co do podpisania niekorzystnej dla Polski umowy gazowej - był dla Premiera elementem "gry politycznej" (jakiż ten język jest elastyczny, skoro pozwala innych oskarżać o własne zbrodnie), a groźba pilnowania wraz z Putinem, aby (jak łatwo się domyślić) Kaczyński piachu nie sypał w tryby - w świetle katastrofy smoleńskiej - brzmi makabrycznie i przerażająco.
Co więcej - taka wypowiedź MUSIAŁA wypływać z treści rozmów (UZGODNIEŃ pomiędzy Tuskiem i Putinem) - i naprawdę nieważne jest, czy rozmowa, która zakończyła się takimi ustaleniami - odbyła się na molo, czy w hotelu.

Co gorsza - kwestia decyzji o rozdzieleniu imprez w Katyniu - to również nieistotny DETAL w świetle podjętej wspólnie decyzji o "rozwiązaniu" problemu Kaczyńskiego.
Ważniejsze jest, jakie JESZCZE szczegóły i SPOSÓB REALIZACJI tej zapowiedzi obaj panowie zaplanowali???

„NIEZALEŻNA”

W świetle kłamstw Tuska - zapewne się tego nie dowiemy. Wszyscy jednak wiemy, że dzięki katastrofie smoleńskiej "piasek z trybów" został usunięty raz na zawsze (ktoś by to określił jako "ostateczne rozwiązanie"), a niekorzystna dla Polski umowa gazowa została podpisana, a wygrane w rosyjskim sądzie pieniądze dla Polski w wysokości 1,2 mld złotych zostało "wspaniałomyślnie" Gazpromowi darowane.
Pytanie, za jaką cenę - wydaje się w świetle powyżej przedstawionych faktów - zupełnie retoryczne!

PS. Nie zakładam (jeszcze), że akceptując CEL - usunięcie "przeszkody" w postaci Lecha Kaczyńskiego, Tusk również zaakceptował środki do tego celu prowadzące - ale dla mnie nie zmienia to, że Tusk w sprawie "rozmowy na molo" perfidnie kłamie, a w świetle przestępstw związanych z działaniem na szkodę Polski, a na rzecz Gazpromu - i (mimo niechęci do teorii spiskowych) w świetle katastrofy smoleńskiej - czas, aby Tusk politycznie DAŁ GŁOWĘ.

………………………………………………………

TROCHĘ WSPOMNIEŃ:ZDRAJCY -

Ilu ludzi był gotów poświęcić Jaruzelski? Ekspert ujawnia tajemnice „wojny przeciwko narodowi”

redakcja 13.12.2018 / 08:00



37 lat temu, w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., został wprowadzony stan wojenny. „To była wojna wypowiedziana własnemu narodowi" - mówi dr Grzegorz Majchrzak z Instytutu Pamięci Narodowej. Jak zaznacza, główną zagadką dotyczącą stanu wojennego jest kwestia, ile ofiar przewidywali wojskowi planujący stan wojenny w zależności od wariantu rozwoju wydarzeń.
Jak wyjaśnił historyk, w czasie przygotowań do stanu wojennego pojawił się dokument („Notatka służbowa MSW dot. gotowości do wprowadzenia stanu wojennego w kraju ze względu na bezpieczeństwo państwa” z dnia 16 marca 1981 r.), w którym przewidywano trzy różne warianty rozwoju wydarzeń w zależności od reakcji społecznych. Wariantem najbardziej niekorzystnym dla rządzących była sytuacja, kiedy dojdzie do masowych strajków, ludzie wyjdą na ulice oraz zaatakują i zaczną niszczyć budynki rządowe i partyjne. Wówczas, jak głosił dokument, „nie wyklucza się pomocy wojsk Układu Warszawskiego”.
Jak podkreślił badacz, jest to oczywiste, że w tym wariancie ofiar śmiertelnych byłoby najwięcej.

Wiadomo, że poczyniono przygotowania, między innymi opróżniając przed 13 grudnia szpitale. Natomiast nie zachował się, a przynajmniej nie odnaleziono do dzisiaj, żadnego dokumentu mówiącego o tym, ile przewidywano ofiar w zależności od rozwoju wydarzeń
– powiedział Majchrzak.

Historyk wskazał, że swego czasu - bodajże w „Przeglądzie” - została opublikowana bardzo ciekawa notatka, mówiąca o ewentualnych kosztach interwencji sowieckiej w Polsce. Wynika z niej, że koszty polityczne, ekonomiczne i militarne byłyby bardzo duże. W tej ostatniej kategorii mieściła się m.in. konieczność kilkuletniej okupacji Polski, a wcześniej walki na jej terenie, a z drugiej strony zajęcie Kuby przez USA. W tym wariancie ofiar niewątpliwie byłoby najwięcej.

To, czego mi osobiście brakuje, co wiemy jako historycy, ale czego jednak nie przeanalizowali chyba nigdy prawnicy, to kwestia prawodawstwa stanu wojennego
– powiedział dr Majchrzak. Historyk wskazał, że to, co opublikowano, czyli dekret o stanie wojennym i pozostałe dekrety z nim związane, które znalazły się w Dziennikach Ustaw nie są tymi dekretami, które uchwaliła Rada Państwa.

Nad tymi dekretami pracowali legislatorzy z URM, a także do 16 grudnia, czyli trzy dni po ich uchwaleniu, mogli zgłaszać uwagi jeszcze poszczególni ministrowie. Prawnicy z Urzędu Rady Ministrów zmieniali i poprawiali to prawo, ponieważ według nich było ono fatalnie napisane – drętwym, wojskowym językiem. Wręcz stwierdzili, że mogło ono powstać nie w Polsce, tylko w Związku Sowieckim
– wyjaśnił historyk.

Badacz wskazał dwie największe zmiany w dekrecie o stanie wojennym, z którego wypadły wówczas dwa przepisy dotyczące działalności Kościoła. W ocenie Majchrzaka, był to powrót do czasów stalinowskich, kiedy stanowiska kościelne mogły być obsadzane przez władze PRL.

Jak zauważył badacz, nikt nigdy nie porównał tych uchwalonych dekretów z tymi opublikowanymi.
To jest o tyle istotne, że nasuwa mi się w związku z tym pytanie: czy to prawo w ogóle obowiązywało? Jest to niezwykle ważne, jeżeli przypomni się liczbę około 10 tys. internowanych oraz kilkunastu tysiącach skazanych osób. Za chwilę może się okazać, że jakiejkolwiek podstawy prawnej do tego nie było. W myśl obowiązującego w każdym cywilizowanym kraju prawa, w tym, co zostało uchwalone, nie można nawet przecinka zmienić, a tutaj zmiany były o wiele dalej idące
– wyjaśnił historyk.

Historyczna ocena stanu wojennego, w opinii dr Majchrzaka, jest jasna.

Stan wojenny był wojną wypowiedzianą własnemu narodowi czy też tej części narodu, która dążyła do demokratyzacji PRL, w porozumieniu z innym państwem, ze Związkiem Sowieckim. Przygotowania do stanu wojennego były ściśle uzgadniane z Moskwą do tego stopnia, że to właśnie za wschodnią granicą wydrukowano najbardziej znany dokument stanu wojennego, czyli obwieszczenie o jego wprowadzeniu. Towarzysze z KGB mieli zastrzeżenia do takich rzeczy jak szata graficzna czy liternictwo. Ten dokument był gotowy już najprawdopodobniej w sierpniu albo na początku września 1981 r.
– mówił historyk.

Inną kwestią jest rzeczywista liczba ofiar stanu wojennego, która jest nieznana.

Są to nie tylko ofiary pacyfikacji zakładów pracy, demonstracji, ofiary brutalności funkcjonariuszy MO i SB, ponieważ – o czym trzeba przypomnieć – to jest czas, kiedy pojawiła się instytucja tzw. nieznanego sprawcy. Ofiarami są również te osoby, do których nie dojechała na czas karetka, bo wyłączono w stanie wojennym telefony. To również ofiary powodzi w województwie płockim, gdzie w związku z brakiem łączności telefonicznej, nie udało się części osób ewakuować. Tak naprawdę takiej listy nigdy nie stworzono. Można liczyć, że ona powstanie, ale jaka jest to perspektywa, trudno mi powiedzieć
– powiedział.

Dr Majchrzak zwrócił również uwagę na kwestię rozliczenie sprawców – zarówno funkcjonariuszy, jak i sędziów, prokuratorów.

Ktoś na podstawie prawa, którego nie było - oskarżał, skazywał ludzi. Tak naprawdę Sąd Najwyższy uniemożliwił rozliczenie sędziów
– ocenił badacz. Co prawda IPN podjął próbę, aby rozliczyć sędziów, którzy skazywali za strajki w pierwszych dniach stanu wojennego, kiedy prawodawstwa dotyczącego tego okresu jeszcze nie było, więc nie mogło ono obowiązywać, Sąd Najwyższy jednak uznał, że sędziowie absolutnie nie mieli takiej świadomości.

A wystarczyło zadać krótkie pytanie: "Co sędziowie mieli przed sobą w momencie, kiedy wydawali wyrok? Kiedy tak naprawdę trafił do nich Monitor czy Dziennik Ustaw z prawodawstwem stanu wojennego?". Tę kwestię zresztą wielokrotnie zresztą po 13 grudnia 1981 r. podnosili adwokaci, opisywał to Komitet Helsiński w raporcie dot. pierwszego roku stanu wojennego, opisywali po 1989 r. naukowcy, jednak Sąd Najwyższy kompletnie to zignorował
– podkreślił Majchrzak.

W sprawie śledztw historyk wskazał na jeszcze jeden problem – żeby prowadzić śledztwo potrzebne są dokumenty. Jednym z pierwszych działań władz PRL było zacieranie śladów, było to np. przestrzelanie broni, z której funkcjonariusze strzelali w kopalni Wujek w pierwszych dniach stanu wojennego czy w Lubinie 31 sierpnia 1982 r. To uniemożliwiło później stwierdzenia, kto konkretnie strzelał.

W ocenie Majchrzaka problem ten jest szerszy i wiąże się także np. z tzw. wolą polityczną wymiaru sprawiedliwości, aby pewne kwestie rozliczyć.

Przez wiele lat nie można było rozliczyć tych, którzy zabili górników w kopalni Wujek, bo dysponując przestrzeloną bronią nie sposób tego udowodnić. Po kilkunastu latach nagle okazało się, że można było tych zomowców wskazać. W sprawie śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka, co prawda, zapadły dwa wyroki skazujące, ale nie wiem, czy któryś ze sprawców trafił do więzienia. Pierwszy skazany funkcjonariusz za podżeganie do pobicia przez kilkanaście lat nie trafił do więzienia. Rzekomo jako chorego na depresję, nie można go było osadzić w zakładzie karnym
– przypomniał historyk.

Stan wojenny został wprowadzony w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. W niedzielę 13 grudnia, o godz. 6 rano, Polskie Radio nadało wystąpienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego, w którym informował on Polaków o ukonstytuowaniu się Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) i wprowadzeniu na mocy dekretu Rady Państwa stanu wojennego na terenie całego kraju.

14 grudnia rozpoczęły się niezależnie od siebie strajki okupacyjne w wielu dużych zakładach przemysłowych. Strajkowano, według danych MSW, w 199 zakładach, w 50 utworzono komitety strajkowe. 16 grudnia w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w trakcie kilkugodzinnych walk milicjanci użyli broni palnej, zabijając 9 górników. 23 grudnia przy wsparciu czołgów i desantu ze śmigłowców udało się stłumić strajk w Hucie „Katowice”. Najdłużej trwały strajki w kopalniach „Ziemowit” (do 24 grudnia) i „Piast” (do 28 grudnia), w których zdecydowano się prowadzić protest pod ziemią.

W pierwszych dniach stanu wojennego internowano około 5 tys. osób, które przetrzymywano w 49 ośrodkach odosobnienia na terenie całego kraju. Łącznie w czasie stanu wojennego liczba internowanych sięgnęła ponad 9,7 tys., w więzieniach znalazła się znaczna część krajowych i regionalnych przywódców Solidarności, doradców, członków komisji zakładowych dużych fabryk, działaczy opozycji demokratycznej oraz intelektualistów związanych z Solidarnością. Gen. Jaruzelski nazwał to „inteligentną formą internowania”. Internowani nie trafili do więzień – przynajmniej formalnie – a do tzw. ośrodków odosobnienia, zwanych internatami.

Nieliczni przywódcy Solidarności, którzy uniknęli zatrzymań, rozpoczęli w wyjątkowo trudnych warunkach tworzenie struktur podziemnych.

Stan wojenny został zawieszony 31 grudnia 1982 roku, a 22 lipca 1983 roku odwołany, przy zachowaniu części represyjnego ustawodawstwa.
……………………….
ZW. Każdy i jakikolwiek komentarz będzie tutaj niewskazany.
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Cd. W KONTEKŚCIE ZDRAJCÓW
To koniec Wałęsy? Właśnie ujawniono nieznany list

12 grudnia 2018 adminWiadomościNo Comment on To koniec Wałęsy? Właśnie ujawniono nieznany list

Sławomir Cenckiewicz opublikował zdjęcie oryginalnego listu, który w 1982 roku Lech Wałęsa wysłał do generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Sławomir Cenckiewicz opublikował zdjęcie oryginalnego listu, który w 1982 roku Lech Wałęsa wysłał do generała Wojciecha Jaruzelskiego.


Sławomir Cenckiewicz, polski historyk czasów najnowszych, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego im. gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego, opublikował w serwisie Twitter zdjęcie oryginalnego listu, który w 1982 roku Lech Wałęsa wysłał do generała Wojciecha Jaruzelskiego.
– Oryginał listu kaprala Wałęsy do generała Jaruzelskiego (oryginał w kolekcji Czesława Kiszczaka w Hoover Institution) z 8 XI 1982 r. Ileż kontekstów kryje ten uniżony liścik… I ileż ważnych archiwaliów jest poza Polską… – napisał Cenckiewicz w opisie swojego tweeta.
– Wydaje mi się, że nadszedł już czas wyjaśnienia niektórych spraw i działania w kierunku porozumienia – pisze w korespondencji Wałęsa, który za kilka dni miał opuścić ośrodek internowania w Arłamowie.
– Proponuję spotkanie i poważne przedyskutowanie interesujących tematów, a rozwiązanie przy dobrej woli na pewno znajdziemy – dodał ówczesny lider „Solidarności”

Źródło:
http://niepoprawni.pl/blog/5653/rozmowa-na-molo-obnazenie-klamstw-tuska


©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.

Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/5653/rozmowa-na-molo-obnazenie-klamstw-tuska

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.
………………………………………


Bogaty zestaw tytułów do wyboru i do nabycia
www.mapazdrowia.pl/dziennik
, które pomogą nie jednej osobie zdecydowanej na udzielenie pomocy samemu sobie, również bliźniemu, zarówno profilaktycznie jak też doraźnie.
…………………………………….
Zdzisław Wojciechowski
88 Gladstone Street
NG18 2LN MANSFIELD Nottinghamshire
Wielka Brytania
Prokurator Krajowy w Polsce
Pan Bogdan Święczkowski

Oskarżenie

Niżej podpisany Zdzisław Wojciechowski, wieloletni publicysta GI KWORUM z własnym w niej działem zatytułowanym „Diabelski Marketing”, donoszę Panu Prokuratorowi Krajowemu o pełnieniu przestępstwa przez nieznaną mi babę podpisaną pod załączonym w Nesweek artykułem, który znalazłem w internetowej sieci w dniu 11.05.2019 (sobota) zatytułowanym:

Dlaczego my, Polacy, żyjemy coraz krócej?
Renata Kim
16 godz. Temu

Oskarżam o to, że na łamach WP oskarżyła tym artykułem PiS i polską Prawicę o celowe skracanie życia Polakom od 2015 roku, ową winę bardzo głupio uzasadniając. Momenty te w artykule zaznaczyłem na zielono, by nie było wątpliwości, co do ich istnienia.
Za powyższe przestępstwo oprócz poniesienia zasłużonej kary kodeksowej, żądam od niej:
- zadośćuczynienia na korzyść rządu PiS za karane prawem nieudowodnione pomówienie w kwocie 200 tys. PLN i przekazanie wymienionej kwoty na rzecz fundacji dzieci niepełnosprawnych wskazanej przez PiS
- oraz zamieszczenia na pierwszej stronie Newsweek WP przeprosin przez okres 20 (dwudziestu) kolejnych tygodni o następującej treści: „Pałająca nienawiścią do PiS i polskiej Prawicy, - idąc śladem swojego pracodawcy Tomasz Lisa, -, ja Renata Kim niesłusznie i bez najmniejszego uzasadnienia posądziłam PiS i polską Prawicę o czyny, które nigdy nie miały w Ich wykonaniu miejsca.
Gdyby jednak okazało się w wyniku dochodzenia, że obwiniona przeze mnie Renata Kim popełniła ten artykuł na polecenie swojego pracodawcy Tomasza Lisa, oskarżenie swoje przenoszę na owego agenturalnego lewaka, którego zatrudnienia opłacają obce sowiecko nazistowskie agentury, co stanowi bardzo publiczną „tajemnicę”, w całym medialnym świecie.
Wyrok w sprawie winien zapaść w niezawisłym terminie dwóch miesięcy od daty przyjęcia przez Prokuraturę Krajową niniejszego oskarżenia, w oparciu o załączone, niewymagające dochodzenia dokumenty, będące w sprawie niepodlegającymi najmniejszej wątpliwości faktami, winną oskarżającymi.
Nie ma, bowiem usprawiedliwienia dla jakiegokolwiek opóźnienia w tak prostej i bardzo jasnej sprawie.
Niniejszym, żądam także przydzielenie adwokata z urzędu do prezentowania mnie wszędzie oficjalnie, z uwagi na Alzheimera, który dokucza mi coraz bardziej, uniemożliwiając wszelkie oficjalne spotkania i wypowiedzi na żywo, spowodowane zakłóceniem percepcji oraz zaburzeniami w normalnym przekazie posiadanej wiedzy i normalnych do niedawna jeszcze wypowiedzi na żywo.
Wyłączności w przeprowadzeniu ewentualnego ze mną wywiadu, udzielam redaktorowi Rafałowi Zimnickiemu, bądź Stanisławowi Janickiemu

Z POWAŻANIEM
74 letni wieloletni publicysta GI KWORUM – Zdzisław Wojciechowski
Poniższe dane do wyłącznej wiedzy Prokuratora Krajowego
Obecny adres zamieszkania: 88 Gladstone Street NG18 2LN MANSFIELD Nottinghamshire WIELKA BRYTANIA
Kontakt: Tel. Kom. +44 07425407010 / Adres mailowy: intermarkbis@wp.pl

Załączam:
- Artykuł Newsweek (kopia z sieci) podpisany Renata Kim
- Mój pod nim komentarz - poniżej kopia obu

NEWSWEEK:

Dlaczego my, Polacy, żyjemy coraz krócej?

Renata Kim
11.05.2019

© Dostarczane przez Ringier Axel Springer Sp. z o.o.

Jeśli zgadzamy się, że należy wydłużać życie, to oznacza, że znaczna jego część upłynie pod znakiem starości i niesprawności. I wtedy rodzi się pytanie, czy nas na to stać – mówi demograf prof. Piotr Szukalski.

NEWSWEEK: Dlaczego Polakom tak się odechciało żyć?
PROF. PIOTR SZUKALSKI: Nie przesadzajmy z tym odechceniem, bo to wygląda tak, jakby to była ich świadoma decyzja. Chociaż rzeczywiście w ciągu ostatnich lat rośnie liczba samobójstw, to jednak wciąż jest to tylko nieco ponad jeden procent wszystkich zgonów.

Problem chyba mniej leży w samobójstwach, a bardziej w tym, że coraz więcej Polaków umiera wcześniej niż do tej pory.
– Niestety, od 2015 roku zaczyna się dziać coś niepokojącego.

Co?
– Zacznijmy od tego, że nie należy się niepokoić tym, że jednorazowo występuje jakaś niekorzystna zmiana. Czasami niezależne czynniki powodują zwiększenie liczby zgonów, wystarczy, że przez kilka tygodni będą silne mrozy albo że nad krajem przejdą głębokie fronty atmosferyczne połączone z gwałtownymi zmianami ciśnienia. I nie można nawet powiedzieć, że dzieje się coś złego, bo na pogodę nie ma rady. Ale jeśli przez praktycznie cztery lata z rzędu, od 2015 roku, mamy do czynienia z obniżaniem się trwania życia lub jego spowolnionym wzrostem, to już może niepokoić.

Do tej pory to się nie zdarzało?
– Owszem, jednorazowo się obniżało, ale w następnym roku z przyspieszeniem nadrabiało straty. Tymczasem z danych, które GUS opracowuje dla ZUS na potrzeby wyliczeń emerytalnych, wynika znaczący wzrost umieralności. W 2015 roku skróciło się trwanie życia mężczyzn, a w 2017 odnotowano to u kobiet. Na razie nie wiemy, czy w zeszłym roku ten proces dotknął przedstawicieli obu płci, czy tylko jednej, ale wiemy, że znowu wystąpił. I jeszcze jedno: w ostatnich latach zmiany pozytywne są niewielkie – nie tak jak wcześniej, że jeśli zrobimy z powodu niezależnych czynników krok do tyłu, to w następnym roku robimy trzy kroki do przodu i w ten sposób nadrabiamy. I to dopiero jest niepokojące.

Czy może być tak – jak twierdzą niektórzy – że Polacy umierają ze zgryzoty? Bo tak nie podobają im się rządy PiS?
– Byłbym tu ostrożny. Wolałbym powiedzieć, że ostatnie lata to czas wydłużania się kolejek do lekarzy, utrudnionego dostępu do diagnozy i podjęcia skutecznego leczenia. Możemy gdybać, czy trwające od początku rządów PiS swary w polskich domach mają wpływ na umieralność, ale czy sądzi pani, że z punktu widzenia wyborców PiS te osiem lat, kiedy rządziła Platforma, to był czas mniejszego stresu?
Dlaczego zamiast żyć coraz dłużej i szczęśliwiej, idziemy w przeciwną stronę?
– Być może zaczynamy właśnie odczuwać pierwsze skutki globalnego ocieplenia. W ostatnich czterech latach występuje wyjątkowo dużo anomalii przyrodniczych: trzy lata temu mieliśmy upały i susze. Dwie ostatnie zimy to krótkie okresy bardzo niskich temperatur, a potem liczne fronty atmosferyczne. Więc podejrzewam, że na dłuższą metę globalne ocieplenie może oddziaływać nie tylko na poziom zdrowotności, ale także na umieralność. Choćby dlatego, że w niektórych temperaturach pewne choroby częściej występują, a zmienność pogody też nie jest dla zdrowia obojętna.

A nasze nałogi? Niezdrowe polskie jedzenie?
– Wbrew pozorom, odsetek palących przez ostatnie 25 lat powoli się zmniejsza. Widać też, że Polacy coraz lepiej jedzą, a przynajmniej różnorodnie. Więc tutaj chyba nic złego się nie stało. Raczej szukałbym przyczyny w tym, że jesteśmy zamożniejsi, więc coraz częściej stać nas na rzeczy, które nie są zbyt zdrowe. Stać nas na kupowanie mięsa, więc jemy go więcej. Jak jesteśmy biedni, nie jemy słodyczy i mamy zdrowsze zęby. Na dodatek częściej posiadamy samochody, a zatem nie ma powodu, aby się poruszać. Niby bieda to zjawisko negatywne, ale czasem ma pozytywne skutki dla stanu zdrowia.
Problem jednak w tym, że my tak naprawdę nie wiemy, dlaczego umieramy. Nikt w Polsce nie gromadzi ani nie analizuje takich danych.
– Procedura jest taka, że kiedy ktoś umiera, dokumenty powinien wypełnić lekarz POZ. Bo to on zna historię pacjenta, jest w stanie odtworzyć przebieg choroby i ustalić przyczynę śmierci. Ale w praktyce jest tak, że lekarze rodzinni robią to na odczepnego. Zamiast spojrzeć w dokumentację medyczną, zastanowić się głębiej, czy to jest pierwsza nasuwająca się przyczyna, czy może jednak były jakieś komplikacje szpitalne związane z zabiegami medycznymi, wpisują pierwsze, co im przyjdzie do głowy. W czasach strajków lekarskich mieliśmy po kilkanaście procent niewpisanych przyczyn zgonów. A jeśli brak takich informacji, to z definicji pojawia się duża luka w ustalaniu przyczyn śmierci obywateli. Już kilka lat temu Światowa Organizacja Zdrowia wykreśliła nas z listy wiarygodnych dostarczycieli danych na ten temat.

Do tego nie ma u nas instytucji koronera.
– To kolejna rzecz, która zmniejsza wiarygodność statystyk umieralności.
Jak nie ma statystyk, to nie można opracować strategii, która powstrzymałaby negatywny trend.
– Jeszcze nie nazwałbym tego trendem, raczej mówiłbym o niepokojących zakłóceniach w dotychczasowym optymistycznym przebiegu wydarzeń.

A jaka jest prognoza na najbliższe lata?
– Do tej pory wydawało się, że wprawdzie wciąż jesteśmy znacząco opóźnieni w stosunku do liderów, ale potrzebujemy jeszcze jakichś 30 lat, by ich dogonić. Najwyższe parametry życia mają w Europie Hiszpania, Szwajcaria, Francja, kraje skandynawskie. Ale we Francji też widać spowolnienie spadku umieralności, podobnie jak w kilku innych europejskich krajach i przede wszystkim w USA. I oni też zadają sobie pytanie, co się stało.

Znaleźli odpowiedź?
– Jeszcze nie, choć wiele wskazuje na długofalowe konsekwencje dużej popularności papierosów wśród dzisiejszych seniorów. Uważam, że obecne kłopoty w Polsce są przejściowe i w perspektywie kilkudziesięciu lat czeka nas wydłużanie się życia i zmniejszanie umieralności. Ale na dłuższą metę nie da się tego utrzymać. I nie chodzi tylko o to, czy istnieje jakiś limit wieku, czy możemy żyć nieśmiertelnie. Dzisiaj na masową skalę pojawiają się problemy, których wcześniej nie było.

Jakie?
– Przede wszystkim epidemia otyłości. Kiedy chodziłem do szkoły, grubasów wytykano palcami. Ktoś powie, że wtedy była inna wrażliwość społeczna, ale dzisiaj jedna trzecia dzieci w szkole podstawowej ma nadwagę lub otyłość. Więc wytykanie ich palcem mija się z celem, traci swoją prześmiewczą, ale i ostrzegawczą funkcję, bo nie da się w ten sposób piętnować co trzeciego ucznia. Ta plaga otyłości będzie w długim okresie bardzo silnie rzutowała na stan zdrowia i liczbę zgonów Polaków. Dzieciaki, które dziś się nie poruszają albo robią to w bardzo ograniczonym zakresie, będą mieć różnego rodzaju problemy, które u w miarę aktywnych ludzi pojawiają się znacznie, znacznie później. Na przykład te wszystkie zmiany miażdżycowe.

Państwo coś robi, by wydłużyć życie obywateli?
– Oczywiście, nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile irytujących na co dzień działań państwa ma na celu ochronę zdrowia obywateli. Rozpoczynając od przykrego obowiązku zapinania pasów w samochodzie, przez równie przykry obowiązek płacenia w sklepie monopolowym akcyzy w cenie za alkohol. Chociaż oczywiście najważniejszy jest cel fiskalny, to jednak za pomocą sztucznego podniesienia ceny obniża się popyt i zmniejsza groźbę epidemii alkoholizmu.
W najbliższych latach najważniejsza będzie próba wpływania na styl życia Polaków. Uczenia ich, by powstrzymywali się od nadmiernie częstego spożywania niezdrowych pokarmów i podejmowali częściej aktywność fizyczną.

Kto miałby to robić?
– Ci, którzy wychowują najmłodszych Polaków.

Szkoły podstawowe?
– Najlepiej już przedszkola. Są na świecie programy, które uczą, jak odpowiednio wcześnie wyjaśniać najmłodszym, co jest zdrowe, a co nie. Można tłumaczyć, że mięso dobrze jeść najwyżej trzy razy w tygodniu, a warzywa, jeśli już gotować, to na parze. Wtedy dzieci potrafią powiedzieć babci: nie możesz tak gotować, pani w przedszkolu powiedziała, że to niezdrowe. I babcia, która nie posłucha pani w telewizji, a gdyby uwagi dawała jej przedszkolanka, toby się obraziła, dla wnuka zmieni sposób gotowania. Dzieci znakomicie przekazują takie informacje.

Pamięta pan w Polsce taką skuteczną kampanię?
– Nie potrafię sobie przypomnieć, ale nie należę do najbardziej spostrzegawczych, a poza tym jestem już sklerotykiem. Ale myślę, że wbrew pozorom takich działań jest dużo, szczególnie lokalnie. W długim okresie jest jeszcze jedna trudna kwestia...

Jaka?
– Zanik selekcji naturalnej. Pojawiła się taka zaniedbana i zapomniana przez wszystkich kategoria rodziców, którzy do końca życia będą się zajmować swoimi dziećmi, bo są one całkowicie niezdolne do samodzielnego życia. I nie mówię tu o społecznych przyczynach takiej niezdolności, tylko właśnie zdrowotnych, na przykład różnego rodzaju wadach rozwojowych, skutkujących niepełnosprawnością.

Bo współczesna medycyna ratuje dzieci, które dawniej nie miałyby szans przeżyć?
– Wiem, że zabrzmi to niehumanitarnie, ale nasza chęć oszczędzenia każdego człowieka będzie na dłuższą metę prowadzić do pogorszenia się czysto biologicznej jakości życia. Poza tym rośnie grupa osób z problemami, które są na tyle dokuczliwe, że rzutują na tę jakość. Ci ludzie dożyją dorosłości, będą prowadzić w miarę normalne życie, ale zaczną reprodukować choroby. Kiedyś było tak, że dzieci obarczone tego typu schorzeniami wcześnie umierały, nie miały własnych dzieci, więc następowała swoista selekcja.
Jest jeszcze jedno pytanie: czy przypadkiem nie zbliżamy się do biologicznych granic życia.

Jak pan sądzi?
– Swego czasu mówiono, że nigdy nie przekroczymy 85 lat. Tymczasem są już duże społeczności, nawet kraje, w których dla kobiet ta granica została dawno przekroczona.

W Polsce średnia dla kobiet to prawie 82 lata, ale naprawdę trudno znaleźć Polki, które w tym wieku byłyby w pełni zdrowe i sprawnie funkcjonowały.
– Ta dana, o której pani mówi, to jest czysto hipotetyczny twór. Ludzie, którzy dziś mają 82 lata, urodzili się w czasach, gdy nikt nie oczekiwał, że będą tak długo żyć. Zgodnie z ówczesnymi warunkami mieli żyć średnio 50-60 lat. Poza tym posługujemy się uproszczoną wizją zdrowia, dzielimy ludzi na zdrowych, prawie zdrowych, lekko niezdrowych i mocno niezdrowych. Ale kiedy rozmawiamy o długofalowych przemianach umieralności, należałoby wpisać jeszcze jeden stan. Jak pani myśli, co może być po mocno niezdrowym?

Umierający?
– Nie. Trup! Problem polega na tym, że zmniejszamy liczbę trupów, ale to nie oznacza, że ci, którzy jeszcze nie umarli, są w świetnym stanie zdrowia. I rodzi się pytanie: lepiej, byśmy mieli do czynienia z trupem czy z człowiekiem mocno niezdrowym. Zgodzi się pani, że to poważna kwestia – ocalać ludziom życie, chociaż wiemy, że duża jego część upłynie pod znakiem poważnych problemów zdrowotnych.

Skoro mamy takie możliwości, to leczymy.
– Pytanie, które pani się wydaje z perspektywy humanistycznej pytaniem retorycznym, niesie za sobą problemy ekonomiczne, polityczne i społeczne. Bo jeśli zgadzamy się, że należy wydłużać życie, to oznacza, że znaczna jego część upłynie pod znakiem starości i niesprawności. I wtedy rodzi się pytanie, czy nas na to stać.

Rozumiem, że demograf czy ekonomista może zadać takie pytanie, ale już lekarz nie. Nie mówiąc o bliskim chorego.
– Sama pani widzi, że pojawia się dylemat: kulturowe imponderabilia sprawiają, że pewne odpowiedzi przyjmuje się niejako z góry za pewne. Bo inne byłyby nieetyczne czy wręcz nieludzkie. Co nie zmienia tego, że trzeba sobie je niekiedy zadawać.

Czy gdziekolwiek ktoś zadał sobie takie pytanie i odpowiedział, że państwa nie stać na leczenie ludzi?
– Oczywiście! Amerykanie opracowali metodę liczenia ekonomicznej zasadności podejmowania pewnych procedur medycznych. Szacują, o ile dzięki zastosowaniu pewnej procedury medycznej wydłuża się czas życia chorego. Następnie porównują to z kosztami zastosowania tej procedury i obliczają, ile kosztuje wydłużenie czasu życia o rok. Jeśli ten koszt jest relatywnie niski, procedurę opłaca się zastosować. Jeśli jest wysoki, to się z niej rezygnuje, a przynajmniej zaleca zrezygnować. Bo przecież za te pieniądze można sfinansować leczenie dziesięciu osób. Czasem trzeba dokonywać takich wyborów.

(ZW) Mój komentarz

Artykuł pełen sprzeczności, niedomówień, pomówień i niedorzeczności. Pomieszanie z poplątaniem, które w ostatnim okresie przedwyborczym, poprzez niezasadne pomówienia i brednie obarcza winą PiS, za to, że istnieje, rządzi państwem polskim i …wyprowadza naród polski z zafundowanej Mu przez bandytę Tuska wykopanej przepaści i zafundowanej zapaści.
Rosną zdrowe kadry w NEWSWEEK, które znacznie przerastają zdolności intelektualne mistrza Tomasza Lisa. Obarczał on już PiS i polską Prawicę winami za przeróżne niegodziwości tego świata, nawet te, z którymi PiS nie miał nic wspólnego, ale również takie, o które się nawet nie otarł, o których nie miał pojęcia, że istnieją. Bo Newsweek i Lis mogą. Takiej wolności słowa, jaka jest obecnie w Polsce, nie było od tysiąca lat istnienia naszej nacji, więc teraz możemy mówić wszystko i nikt za to nie ponosi żadnej odpowiedzialności, choć za poprzedników chociażby, już by w pierdlu siedział, albo wpierdal otrzymał taki, że kilka pokoleń naprzód by pamiętało, jeżeli dobrodusznie pozwoliliby mu przeżyć, bo np.: śp. Barbarze Brzeskiej i wielu dziesiątkom setek innych, - tylko mówiących, - istnień ludzkich nie pozwolili. A tu masz babo placek. Nadzwyczaj zdolna naśladowczyni swojego szefa Tomasza Lisa jakaś Renata Kim (bo kim ty babo jesteś?), zdobyła uprawnienia do kategorycznego stwierdzania, że cytuję zbiorczo, nie dosłownie.: „od objęcia rządów przez PiS od roku 2015, nagle w Polsce jakimś tajemniczym sposobem PiS zaczął bardzo skutecznie, potajemnie skracać życie Polakom, która to tendencja trwać będzie do czasów trwania rządu PiS, które musimy natychmiast zlikwidować, by muc dłużej żyć, - jak poprzednio” Niesamowite. Zamiast zgłosić sprawę do nareszcie normalnie, sprawnie, uczciwie i skutecznie jak nigdy dotąd, - za żadnych poprzednich rządów, - pracującej prokuratury o notoryczne skracanie przez PiS życia Polakom, to lepiej, bezpieczniej i bezkarnie opublikować kolejny paszkwil, który nawet szefa tego brukowca zaskoczy inwencją pracownika, aniżeli ryzykować odpowiedzialnością karną, za składnie nie tyko fałszywych, ale przestępczo groźnych pomówień. Z drugiej strony, bardzo jestem ciekaw reakcji nowych, - choć nie w pełni jeszcze zreformowanych polskich organów ścigania. Jeżeli obecnie im również należy donosić, - jak wcześniej należało, - to ja Zdzisław Wojciechowski autor tego komentarza donoszę i oskarżam babę o nazwisku Renata Kim (choć nie wiem kim jest, a nawet internetowy słownik nie przyjmuje pisowni tego nazwiska podkreślając je na niebiesko, co jest do sprawdzenia), o przestępstwo, którego nie kwalifikuję bo prawnikiem nie jestem (a wolno mi nie być zupełnie legalnie), a które to popełnione przez babę tę przestępstwo jasno wynika z powyższego załączonego publicznego artykułu przez babę tę podpisanego i mojego pod nim komentarza, które załączam jako oryginalne dokumenty stanowiące dowód do składanego oskarżenia.

………………………………………………………
ZAKLINACZ…

Donald Tusk komentuje wynik wyborów: gratuluję tym, którzy poszli do urn


OPRAC. VIOLETTA BARAN

28.05.2019

Paradoksalnie i zwycięzcy, i przegrani mają powód do satysfakcji. Chciałbym jednak pogratulować wszystkim ludziom, którzy poszli do wyborów - skomentował wynik wyborów Donald Tusk.

Donald Tusk w rozmowie z dziennikarzami w Brukseli podkreślił fakt wysokiej frekwencji wyborczej w Polsce. - W wyborach wzięło udział dwa razy więcej osób niż 5 lat temu. To coś bardzo optymistycznego. Bardzo wielu naszych rodaków zrozumiało, że wybory europejskie, to wybory dotyczące losu i przyszłości Polaków. To znak pozytywny - powiedział. - Nie jest moją rolą ocena, komu mobilizacja elektoratu sprzyja bardziej. Fakt jest faktem, że poszło do wyborów europejskich 44 procent Polaków - mówił Donald Tusk.

- Wynik Koalicji Europejskiej jest wysoki, wyższy niż wskazywały sondaże. Wyniki PIS-u jest jest wyraźnie lepszy niż można się było spodziewać. Obóz rządzący ma prawo do satysfakcji. Bardzo skutecznie użył narzędzi przekonywania Polaków, polityka socjalna, czasem wręcz prezenty. - mówił Tusk. - Trudno się dziwić, nie ma co pomstować na ten fakt, sytuacja gospodarcza pozwala na taką prospołeczną politykę. Wynik opozycji oceniam bardzo wysoko, nie mają takich instrumentów jak PiS, nie mają też mediów pulicznych - dodał.

- Dokonano pewnego wyboru, dość szerokiej koalicji, to ma swoje dobre i złe strony - odparł Tusk pytany o to, czy nie było błędem stworzenie tak szerokiej koalicji do wyborów do PE. - Tylko taka koalicja była w stanie zdobć prawie 39 proc. głosów. To wynik obiektywnie dobry, choć przyćmiony wynikiem PiS. Szczególnie, że wyborcom trudno utożsamiać się z tak szeroką koalicją. Doceniam ich wynik, choć mają materiał do przemyślenia - dodał.

- Traktuję jako komplement opinię, że moje trzy spotkania w Polsce zmobilizowały Polaków do pójścia do wyborów, i to zapewne nie tylko wyborców Koalicji Europejskiej. To oznacza, że nie jest ze mną tak źle. Te sygnały płynące ze strony PiS, że już po Tusku, traktuję jako może mało elegancki, ale jednak wciąż komplement, to znaczy, że wciąż mają problem - mówił były premier.

Tusk zaznaczył też, że "budowanie, a nie rozbijanie jest wartością" i apelował do liderów opozycji. - Gdybyście mieli się podzielić, to zastanówcie się trzy razy, czy na pewno podzieleni macie pomysł na zwycięstwo - stwierdził. - Nie warto marnować tego wielkiego wysiłku. Nawet, jak z moimi dziećmi rozmawiam, to nie jest łatwo dokonać wyboru koalicji, w której jest tyle odcieni i pomysłów na Polskę. Trzeba uszanować determinację, wolę i odwagę tych milionów ludzi głosujących na tę Koalicję. Byłbym ostrożny na miejscu ich liderów - mówił były premier.

Wybory do PE wygrał w Polsce PiS, który uzyskał 45,38 proc. głosów. Koalicja Europejska zdobyła 38,47 proc. głosów. Próg wyborczy przekroczyła jeszcze tylko Wiosna z poparciem 6,06 proc.
...
(ZW) MÓJ KOMENTARZ

Nagminnemu oszustowi i wielokrotnemu zdrajcy nie tylko Polski, ale także wszelkich polskich ideałów wywalczonych wiekami polskich pokoleń ludzkich, nie wolno wierzyć w każde absolutnie jego wypowiedziane oficjalnie słowo. Choćby brzmiało bardzo swojsko, bardzo miło i najbardziej patriotycznie, jest fałszem w stopniu identycznym z szatańskim wręcz faryzeuszostwem osoby, która je wypowiada.

………………………………..

OPRAC. ANNA KOZIŃSKA

19-05-2019 (18:12)

Zbigniew Ziobro ostrzega przed Donaldem Tuskiem. "Nie ufam mu"

Na tydzień przed wyborami do Europarlamentu, podczas marszu "Polska w Europie" w Warszawie, Donald Tusk skierował mocne słowa pod adresem obozu rządzącego. W programie #Newsroom odpowiedział mu minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. - Czy warto głosować na kogoś, kto grzmiał, że wprowadzi kastrację chemiczną pedofilów, a potem złagodził konsekwencje prawne czynów pedofilskich? To świadectwo braku wiarygodności. Nie ufam panu premierowi. Pięknie używa słowa, ale po czynach go poznacie - podkreślił.

(ZW) MÓJ KOMENTARZ

Nie ufać, Panie Ministrze Sprawiedliwości i Prokuratorze Generalny to zbyt mało, to zaledwie tyle, co groteska.


Groteska (z wł. grottesca) – kategoria estetyczna, charakteryzująca się połączeniem w jednym dziele (literackim, plastycznym, muzycznym, tanecznym, dramatycznym itp.) jednocześnie występujących pierwiastków przeciwstawnych, takich jak m.in. tragizm i komizm, fantastyka i realizm, piękno i brzydota. (ZW. Ja twierdzę, że również : normalność i nienormalność; anioł i szatan; stwórca i kat, bądź ludobójca);

Głosować na niego nie wolno się odważyć już nigdy, by strasznej choroby DTM – Donaldowskiego Trendu Mafijnego się nie nabawić, bo po czynach to my go już znamy lepiej aniżeli siebie. Nadzwyczajna szuja, nadzwyczajny łotr i zwykły kundel. 172 inne bardzo zasłużone epitety w tym miejscu pomijam, bowiem wymieniam je ciągle i nie omieszkuję przy każdej nadarzającej się okazji.
…………………………
KALEJDOSKOP, - czyli: POLSKI ŁAMANIEC

POLITYKA

Kompletna wtopa (porażka) Schetyny na długo jeszcze przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi 2019, będąca rutynowym - rezultatem (wynikiem):
1. Braku wcześniejszego rozpoznania toksycznych związków niby przyjaciół wspólnej nieformalnej grupy totalitarnej opozycji
2. Następstwem, czego było: Ratowanie własnej dupy na ostatnim państwowym bogatym stołku przewodniczącego PO, a tym samym ukrywanie: rozpaczy, wściekłości i ostentacyjnego tumiwisizmu, które w rezultacie i tak wykonane zostały na pokaz i zwróciły ogólną publiczną uwagę.


MARKETING
1. W Dzienniku Czas na E-BIZNES z dnia 15.07.2019 w Akademia IMPLE Piotr Majewski pisze:
- Nie ma głupiej drogi, jeśli doprowadziła Cię do celu. Są drogi bardziej i mniej męczące, krótsze i dłuższe, bardziej i mniej frustrujące, wymagające więcej lub mniej gotówki, kosztujące ostatecznie mniej i więcej itd.
- Głupie jest tylko próbowanie oszukania systemu i szukanie "darmowych" dróg na skróty. Gdyby to było możliwe (systematycznie i moralnie, nie interesują mnie pojedyncze przypadki i nieetyczne biznesy), to 100 tysięcy rocznie i więcej zarabiałoby 50% a nie 8% Polaków.
- Każda droga na skróty coś kosztuje - pracę, czas, pieniądze albo kompetencje. Praca, czas i kompetencje kosztują pieniądze - wydane, albo niezarobione w inny sposób. Zobacz Wzór na sukces, jeśli chcesz lepiej zrozumieć te zależności.
……………………………………………….

(ZW) MÓJ KOMENTARZ
Z grubsza, można byłoby powyższe objaśnienia przyjąć. Ale tylko z grubsza, bo np. drugi akapit powyższego tekstu zawiera na tyle poważne nieścisłości, że czynią go niewiarygodnym. Otóż każdy system przez cwaniaków, psychopatycznych maniaków przestępczych, - wywodzących się przede wszystkim z klasy politycznej całego bez wyjątku świata, która ma dostęp bezpośredni do nieograniczonych państwowych środków gospodarczo-ekonomicznych i żywej gotówki, chociaż nie polityczne jednostki przestępcze też do tej grupy należą, - wykorzystywany jest do niewyobrażalnego dla przeciętnego człowieka, przestępczego wzbogacania się owych grup i jednostek przestępczych. Na przykładzie naszego państwa – Polski, przestępcy ci spowodowali nagły przyrost najbogatszych ludzi Europy i Świata w latach 1989 – 2015, - ze szczególnym bardzo niebezpiecznym przestępczo ich wzrostem w latach 2007 – 2015 i dalszych lat tych, którzy wywodzą się z przestępczych elit mafijnych pod wodzą szefa polskiej Mafii Donalda Tuska, które owe 8% wymienione w drugim akapicie powyższego tekstu Piotra Majewskiego wytworzyły w wymienionym czasie i do dziś nadal tworzą siłą rozpędu 42 multimiliarderów i miliarderów. Ilości multimilionerów i milionerów (płotek) wytworzonych w tym samym czasie do tej pory nie policzono jeszcze, by Narodu Polskiego - Suwerena, - czyli podmiotu sprawującego niezależną władzę zwierzchnią, właściciela owych dóbr wszelkich państwowych, - do pełni szewskiej pasji nie doprowadzać. W normalnym, nie przestępczym trybie, owych bogaczy tego świata przybywało w trybie normalnej ekonomii około 2% rocznie, (w Polsce mniej) z bardzo niewielką tendencją zwyżkową w miarę upływu lat wszędzie tam, gdzie tak silnej Mafii jak w Polsce pod wodzą Tuska, nie było. Polska, więc i w tej nienormalności, jak w każdej innej, których w kraju naszym są niespotykane gdzie indziej w świecie ilości, wysforowała się na haniebne czoło przestępczych bogaczy. Ta gangsterska polityczna banda Tuska rozebrała i ograbiła na tyle skutecznie nasz kraj wewnętrznie, że stanął on na krawędzi jego kolejnych rozbiorów zewnętrznych, które były Tuska politycznym zadaniem naczelnym, nakreślonym przez Putina i Merkel. Bardziej tutaj (w Kalejdoskopie) tego tematu rozwijał nie będę. Czyniłem to, bowiem wielokrotnie już wcześniej w swoich publikacjach i czynić będę w nich nadal, kiedy tematem tym będę w jakikolwiek sposób związany szczególnie, bądź uznam to za konieczne.

Z OSTATNIEJ (W DNIU PISANIA) CHWILI
Prezydent Andrzej Duda odpowiada sędziemu Stanisławowi Biernatowi


08.07.2019 12:46
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty

Dlaczego nie możemy dyskutować na temat wyroków Trybunału Konstytucyjnego, czy sądu? Każdego wolno krytykować tylko nie jedną grupę zawodową? Nie zgadzam się z tym - powiedział prezydent Andrzej Duda. Jego zdaniem, w demokratycznym państwie dopuszczalna jest krytyka w odniesieniu do wszystkiego.

Prezydent podczas inauguracji "Belwederskiej Szkoły Letniej" podkreślił, że w trójpodziale władz najważniejsza jest zasada równoważenia się władz. - Istota trójpodziału władz polega na tym, że żadna z nich nie jest najważniejsza. Nie jest tak, że jedna władza w sposób bez-względny może dyktować warunki drugiej i jest nietykalna; że sama się kontroluje, że sama o sobie orzeka i to, co powie jest absolutnie niezdatne do poddani jakiejkolwiek krytyce - za-znaczył.

- Jak słyszę głosy, że nie wolno krytykować wyroków sądowych; że nie wolno krytykować wyroków wydawanych przez Trybunał. A dlaczego w takim razie wolno krytykować polity-ków? Wolno krytykować każde słowo wypowiedziane przez posła (...) wolno, ja nie mam z tym żadnego problemu - zaznaczył prezydent.

Pytał przy tym "dlaczego nie można w taki sam sposób dyskutować na temat wyroków Try-bunału czy sądu?" - Każdego wolno krytykować tylko nie jedną grupę zawodową? Otóż się z tym nie zgadzam. Uważam, że w demokratycznym państwie, w którym panuje zasada wolno-ści słowa krytyka jest dopuszczalna w odniesieniu do wszystkiego - wskazał Andrzej Duda.

Dodał, że na sędziach ciąży niezwykła odpowiedzialność. - W każdym momencie państwo realizując swoją służbę sędziowską, zarazem pracujecie na imię wymiaru sprawiedliwości. Czy to będzie dobre imię, czy złe imię, zależy od Waszej postawy - podkreślił zwracając się do sędziów.

- Ludzie Was obserwują, zwłaszcza w małych środowiskach, kiedy jesteście sędziami w nie-wielkich ośrodkach sądowych, gdzie wszyscy znają tego sędziego. Po tym, w jaki sposób ten sędzia na co dzień funkcjonuje oni sobie wyrabiają zdanie na temat wymiaru sprawiedliwości, To jest bardzo ważne zobowiązanie - dodał.

Prezydent zaznaczy też, że podczas wręczania nominacji sędziowskich zwraca się do sędziów z prośbą o pamięć o człowieku przy wydawaniu wyroków. - Proszę o jedną rzecz, abyście zawsze nawet w największym zmęczeniu i znużeniu, kiedy macie nieznośną powtarzalność spraw, żebyście zawsze pamiętali, że za każdym razem, kiedy wchodzicie na salę tam jest człowiek, którego to jest sprawa być może najważniejsza dla niego, być może jedyna w życiu i on po tym, w jaki sposób go potraktujecie wyrobi sobie osąd o polskim wymiarze sprawie-dliwości - zaznaczył.

Podczas wizyty w Lwówku Śląskim w środę prezydent wskazywał, że jeśli nie będzie w Pol-sce realizowana społeczna gospodarka rynkowa, to Polska "stanie się społeczeństwem kasto-wym". - Społeczeństwem gdzie są kasty nietykalne, które mogą robić, co im się żywnie po-doba - podkreślił. Prezydent zauważył, że zasady społecznej gospodarki rynkowej są zapisane w polskiej konstytucji, ale "ich nie przestrzegano".

Do tej wypowiedzi prezydenta odniósł się w oświadczeniu były wiceprezesa Trybunału Kon-stytucyjnego Stanisława Biernat. Sędzia podkreślił, że odniesienie się do słów Andrzeja Dudy to jego "moralny obowiązek", ponieważ był członkiem składu TK, który w 2014 roku orzekał w sprawie wieku emerytalnego.

Sędzia skierował też szereg pytań do prezydenta. "Jaki ma tytuł Prezydent Rzeczypospolitej do stanowczego stwierdzania, do tego bez żadnego uzasadnienia, że wyrok Trybunału Kon-stytucyjnego jest niezgodny z konstytucją?" - pisze sędzia. Dopytuje też, "jak pogodzić przy-znanie sobie przez prezydenta prawa do dokonywania publicznie takiej radykalnej oceny z jego rolą w postępowaniach przed Trybunałem".

Wskazał na uprawnienie prezydenta do kierowania ustaw przed ich podpisaniem do spraw-dzenia przez Trybunał. "Czy Prezydent zastosuje się do wyroku Trybunału w zależności od tego, czy uzna go za zgodny z Konstytucją, czy nie?" - pyta Biernat.

Sędzia przypomina też i pyta, czy prezydent "nie powinien ujawnić publicznie", że w oma-wianej sprawie przed Trybunałem występował jako przedstawiciel wnioskodawców, czyli grupy posłów PiS, którzy wystąpili o zbadanie zgodności przepisów z konstytucją.

"Czy obecne wypowiedzi nie są przejawem mocno spóźnionego odreagowania tego, że Try-bunał nie zgodził się ze zdaniem wnioskodawców i przejawem mylenia roli, w jakiej ówczesny przedstawiciel wnioskodawców znajduje się obecnie jako głowa państwa?" - pyta sędzia Biernat. Dopytuje też, czy prezydent "zanim zdecydował się na obrażanie Trybunału" zapo-znał się w całości z 98-stonicowym uzasadnieniem wyroku i stenogramem rozprawy liczącym 143 strony.
……………………………….
(ZW) MÓJ KOMENTARZ

Są w śród nas ludzi normalnych także jednostki trzeźwo myślące na tyle prosto, by swoje proste poglądy upubliczniać, prostując także to, co skrzywione zostało dziesiątkami lat trwania naszpikowanego wielorakimi dewiacjami systemu komunistycznego, w którym przyszło nam Polakom egzystować w bestialskich warunkach, bez praw do marzeń nawet do jakiegokolwiek rodzaju wolności, które polityczne systemy totalitarne skutecznie nam odbierały, zmuszając nas do wyłącznego egzystowania w paradoksach życia teoretycznego, jakie owe bandyckie i mordercze systemy nam serwowały.

Nawiązuję tutaj do pierwszego wersu tekstu powyższego artykułu i postawy obecnego Prezydenta RP, Pana Andrzeja Dudy, w dalszej części artykułu rozwijanego w stronę przeciwstawną do postawionej przez Niego tezy.

………………………………

Łukasz Warzecha dla WP Opinie 31.07.2019

Łukasz Warzecha: "Kuchciński nie pomyślał, że robi źle, bo robili tak wszyscy i nikt się nie czepiał" (Opinia)

Jeśli nawet marszałek Kuchciński, latając wspólnie z rodziną rządową maszyną, nie złamał przepisów, to na pewno postąpił nieetycznie. Niesprawiedliwie byłoby jednak obarczać go całkowitą winą. Kuchciński po prostu dostosował się do patologicznego systemu, który trwa w Polsce od lat i z którego korzystali wszyscy do tej pory.
"Dlaczego Markowi Kuchcińskiemu nie przyszło do głowy, że robi coś nie tak, zapraszając rodzinę do rządowego samolotu?" (Agencja Gazeta, Fot: Patryk Ogorzałek)
Można zadać sobie pytanie: dlaczego Markowi Kuchcińskiemu nie przyszło do głowy, że robi coś nie tak, zapraszając rodzinę do rządowego samolotu? I dlaczego nikt nie zwrócił mu uwagi? Odpowiedzi są proste.
Kuchciński nie pomyślał, że robi coś nieetycznego, bo zawsze wszyscy tak robili i nikt się nie czepiał. No dobrze, czasami jednak się czepiał – jak wtedy, gdy Radosławowi Sikorskiemu zdarzyło się odwozić dzieci do szkoły służbowym samochodem – ale trzeba było mieć pecha, żeby się wydało.

”Świadczenia w naturze"

Korzystanie z fruktów władzy bez należytego umiaru wynika między innymi z za-chwiania proporcji między tym, ile politycy zarabiają i tym, co im przysługuje w for-mie "świadczeń w naturze”. Panuje przekonanie, że skoro wynagrodzenia są kiepskie – bo faktycznie są – to można sobie to skompensować luksusami władzy: jazda na "bombach”, traktowanie służbowych podróży jak wycieczek, kolekcjonowanie kilo-metrówek czy podwożenie rodziny służbową limuzyną albo samolotem.

Zobacz także: Loty Kuchcińskiego. Ostre słowa Leszka Millera pod adresem Marszałka Sejmu

To również dziedzictwo Peerelu. Wówczas nie było wyraźnej granicy między tym, co prywatne a co publiczne. Symboliczna jest tu scena z serialu "Alternatywy 4” Stani-sława Barei, w której partyjny dygnitarz Jan Winnicki potrzebuje na cito jakiegoś mieszkania, bo wyprowadził się właśnie od żony i chce uwić gniazdko z kochanką. Odwiedza więc prezesa spółdzielni mieszkaniowej, któremu na poczekaniu wypisuje dwa talony na samochody (tak – młodszym czytelnikom może trudno w to uwierzyć, ale w Polsce Ludowej samochody w normalnej sprzedaży kupowało się na talony), po prostu wyciągając kwity z kieszeni. Bareja wcale tu nie przesadził.

Weekendy Tuska

Takie obyczaje gładko przeszły cezurę 1989 i choć z latami słabły, to w jakimś stopniu trwają do dzisiaj. Polska klasa polityczna nigdy nie nabrała prawdziwego szacunku do publicznych pieniędzy. Widać to nawet tam, gdzie wszystko odbywa się całkowicie zgodnie z prawem. Zostawszy premierem Donald Tusk obiecywał, że w ramach polityki skromności będzie podróżował do Gdańska rejsowymi samolotami. Potem okazało się, że znacznie częściej latał do domu na weekend rządowymi maszynami. Owszem, premier, ministrowie, marszałek Sejmu czy Senatu muszą mieć możliwość sprawnego przemieszczania się. Nie chodzi o to, żeby gnietli się w pociągach, jadąc drugą klasą na korytarzu obok szaletu. Ale jako podatnicy mamy prawo spytać, czy naprawdę Tusk musiał za każdym niemal razem korzystać z rządowego samolotu. Podobnie jak mamy prawo spytać, jakie to niezwykle pilne obowiązki w różnych miejscach w Polsce miał do spełnienia marszałek Kuchciński, że wielokrotnie transportować go musiał rządowy Gulfstream.
A przecież można i w polskich warunkach przestrzegać dobrych standardów. Kiedy para prezydencka odbywała niedawno wizytę w USA, internauci zaczęli pytać prezydenta na Twitterze, kto opłacił przelot i pobyt Kingi Dudy, która towarzyszyła swoim rodzicom w Stanach Zjednoczonych. Prezydent odpowiedział, że jego córka poleciała rejsowym samolotem za prywatne pieniądze i z prywatnych pieniędzy opłacany jest jej pobyt. Można? Można. Co więcej, docenić trzeba, że Andrzej Duda podjął taką decyzję nie pod wpływem wcześniejszej krytyki. Nie musiał gasić jakiegoś pożaru, jak teraz PiS w związku z Kuchcińskim. Po prostu wiedział, jak się zachować, szanując pieniądze podatników. Szkoda, że taka postawa wydaje się bardziej wyjątkiem niż regułą.


Balkon wiceministra

Politykom zdarza się bronić przed oskarżeniami o nadużywanie fruktów władzy w dość perfidny sposób, stosując klasyczny chwyt erystyczny. Pytają mianowicie, czy w takim razie mają dziadować, czy mają spóźniać się na spotkania, czy powinni latać na inne kontynenty klasą ekonomiczną, nie kupować nowych samochodów i nie remontować budynków, w których mieszczą się urzędy. Sami popadają przy tym w paranoję.

Jakieś dwa lata temu robiłem wywiad z jednym z wiceministrów ważnego resortu. Jego gabinet mieścił się w świeżo wyremontowanej kamienicy rządowej opodal głównej siedziby ministerstwa. Z balkonu tegoż gabinetu był przepiękny widok na jedną z reprezentacyjnych ulic Warszawy i znajdujący się za nią park. Widok tak ujmujący, że zrobiłem zdjęcie i wstawiłem na Instagram. Kilka godzin później wiceminister zadzwonił do mnie zatroskany, prosząc, żebym zdjęcie usunął. "Wie pan, ktoś to zobaczy, skojarzy z naszą rozmową i będzie awantura, że minister urzęduje w luksusowym miejscu” – tłumaczył. Prośbę spełniłem, ale sam ani przez chwilę nie myślałem w ten sposób. Przeciwnie wręcz – byłem zachwycony, że ministerstwo wyremontowało przedwojenny gmach i że jego urzędnicy pracują w cywilizowanych warunkach.

Droga do dziadostwa

Często pojawia się też argument "z samolotów”. W odpowiedzi na krytykę nadużywania fruktów władzy politycy twierdzą, że gdyby się tym przejmowali, nigdy nie zostałyby kupione nowe samoloty dla VIP-ów, bo przecież "wszyscy, a zwłaszcza tabloidy”, ten zakup potępiali. To nieprawda. W kwestii samolotów dla najważniejszych osób w państwie panowała wyjątkowa zgoda. Żaden z dwóch polskich tabloidów ani żadne poważne medium od wielu już lat nie kwestionowało takiego zakupu. Przeciwnie – wielokrotnie padały pytania, kiedy w końcu samoloty zostaną kupione. Działo się tak sporo przed katastrofą smoleńską.
Krótko mówiąc – politycy przedstawiają każdą krytykę swoich nadużyć jako nadmierną, wyolbrzymioną, bezzasadną i w prostej drodze prowadzącą do dziadostwa. Tak im wygodnie, ale to oczywisty fałsz. Ograniczenie grupy osób, które mogą korzystać z floty rządowych aut czy wyraźny zakaz korzystania przez osoby postronne – w tym rodziny – z rządowego transportu nie oznacza wcale dziadowania. Szanowanie publicznych pieniędzy to nie dziadowanie. Gdyby tak zresztą było, to dlaczego zmieniano by teraz zarządzenie premiera, tego dotyczące, na bardziej restrykcyjne? Oczywiście pytanie brzmi również, dlaczego zrobiono to dopiero po wybuchu afery z lotami marszałka Kuchcińskiego.

Polskie państwo musi być stać na to, żeby rządzący – obojętnie, z jakiej partii – mogli efektywnie sprawować swoje funkcje. To obejmuje między innymi logistykę, ale też choćby utrzymanie, remonty, zakup budynków dla instytucji. MON, mimo zapowiedzi budowy „polskiego Pentagonu”, nadal jest rozsiany po wielu lokalizacjach. IPN wynajmuje część biurowca w jednym z warszawskich biurowych zagłębi. Generalna Inspekcja Transportu Drogowego – podobnie. To wygląda po prostu niepoważnie. Nikt rozsądny nie zakwestionowałby zakupu przez takie instytucje własnych budynków – to może zresztą przynieść znaczne korzyści, a w perspektywie nawet oszczędności. Nie zmienia to natomiast w niczym krytycznej oceny wożenia przez polityka swojej rodziny rządowym samolotem. To naprawdę da się rozgraniczyć i tylko ktoś o złej woli może łączyć jedno z drugim, mając do mediów pretensję o to, że spełniają swoją funkcję, patrząc władzy na ręce.

Łukasz Warzecha dla WP Opinie

…TYLE

…………………………………………………………………………………………………………..

Autorska stopka:
(ZW) – skrót inicjałów Autora – zaznaczony tekst własny
(K – E.P.) >>> - to skrót od słów Kyokushin - Ekstremum Prawdy – najwyższy stopień prawdy potwierdzony autopsją własną Autora artykułu używany dla treści bardziej obszernych od poniżej określonych


* / ** - Autorskie ciekawe myśli, po-wiedzenia. Inspirujące myśli złote
*** / **** - Autorskie sentencje, aforyzmy; maksymy
**** - Autorskie Apogeum: określenie momentu szczytowego, wartości maksymalnej. Najwyższe możliwe do osiągnięcia jakości, do których należy dążyć.*

Wszelkie pytania, dzielenie się wszechstronnymi uwagami i spostrzeżeniami, także Twoimi propozycjami dotyczącymi moich publikacji, - jeżeli nie odpowiada Ci droga poniższego komentarza, - kieruj proszę bezpośrednio na mój adres mailowy: intermark-bis@wp.pl

Autor artykułu: Zdzisław Wojciechowski - m-c SIERPIEŃ 2019