Dodano: 26.03.17 - 19:16 | Dział: Świat i Ludzie

American dream


Pan mi darował kolejną wiosnę. Ile ich jeszcze przede mną kto wie?
Wiosna ma tyle w sobie uroku, że pierś zatyka jak nadmiar tlenu. Zda się, że lecę w chmury kłębiaste, rosę ocieram z ciepłego czoła, pędzę jak Ikar w nieskończoności. Wiatr gwiżdże w uszach, serce uderza, oczy szeroko na świat otwarte. Wszystko tak pięknie wygląda z góry jakby malował mistrz wprawną dłonią. Chmury ciężarne po niebie suną jakby na łące pasły się stada. Powyżej błękit w słońcu się pali, płyną promienie jasnego złota, wszystko inaczej widać z oddali. Mówią ludziska, że świat jest mały, bo nie szybują jak ja w obłoki. Nie widzą jako rzeki się wiją - jak białe wstęgi, jak wygrzewają góry swe garby w promieniach słońca. Jak człowiek miedzą zagony dzieli porozrzucane wokół jeziora. A jakie sady nasz mistrz maluje i drzewa w lasach, jakie polany! Z góry inaczej ziemia się złoci. Mówią, że Boga nie ma- idioci, a kto do życia wszystko pobudził?

Wiosna przechodzi obok człowieka, choć ten zajęty.
Ludzie jak zwykle pędzą do pracy przez zatłoczone miejskie ulice, by przed utratą swój dom ocalić i spłacić raty , bo wciąż coś trzeba. Kto ma czas spojrzeć na błękit nieba jak tyle trudów ziemia mu daje. Jadą biedacy w odległe kraje, by szukać chleba, bo w kraju bieda. Ciągną pielgrzymki zgnębionych ludzi, wojną wygnanych. Z dziećmi na ręku, z małym tobołkiem idą przed siebie w drogę nieznaną. Kto im uwierzy, kto poda rękę, doda otuchy? Idą w nieznanym sobie kierunku, serce uderza, a człowiek coraz bardziej pazerny i przypomina dzikiego zwierza.

A z lotu ptaka inaczej widać mieszkańców ziemi, pokryte dachy czerwoną blachą i te strumyki, co płyną z wolna, zielone gaje. Jestem szczęśliwy widząc obłoki i niebo czyste, a może tylko mi się wydaje, szczęście mi sprzyja. Piękna jest wiosna i kolorowa, gdzie kwiat wychyla głowę do słońca. A na fasadzie słońce spoczęło po długiej drodze, za chwilę zajdzie za horyzontem, by siać promienie tym, co po nocy wstaną do pracy. Każdy ma własne choć kręte drogi i ciężar krzyża na barku dźwiga.

Wśród monolitu betonowego gdzie często dzwoni pociąg o szyny, usypia człowiek po dnia mozole. Z małym dorobkiem całego życia, który w sklepowym wózku się mieści. Ma tyle marzeń, co każdy z nas i dach nad głową skorodowany. Czasem się mała iskra zapali zbłąkanej gwiazdy i szybko zgaśnie. I gruchnie gołąb, w skrzydła uderzy, by sen zakłócić. Spać mu nie daje wielka ulica, na której życie wciąż nie ustaje. Piszczą opony, światło oślepia i przerażony głośnik zawyje. Pod mostem życie pędzą bezdomni, sen amerykański obok przechodzi. A wiosna idzie niczym królowa, świeżością pachnie. Wicher zawyje jako wilk w lesie, księżyc pokaże obfity róg, człowiek przechodzi tak obojętnie, a krzywdę tylko zrozumie Bóg.

Władysław Panasiuk