Dodano: 02.11.16 - 19:17 | Dział: Świat i Ludzie

…nie bÄ™dÄ™ siÄ™ smuciÅ‚


Nie czuję się samotny wchodząc między groby, tam gdzie krzyże za zmarłych wyszeptują chwałę. Gdzie wiatr roztropny zdmuchuje z kamieni palące się liście, które wcześniej zrzucił.
Nie czuje się samotny zaplątany w ciszę jak w siatkę pajęczą grającą na wietrze. Nie będę się smucił i żalu wylewał, tu każdy skrawek ziemi napełniony smutkiem. Tutaj, gdzie faluje jesienne powietrze jest żalu do syta, albo więcej jeszcze. Kamienne płyty zastygnięte w czasie szepczą coś do siebie cichutko i skrycie. Po skórze przechodzą przenikliwe dreszcze i wieczne pytanie nasuwa się z wolna. Czy śmierć taka sama, jakie było życie?
Nikt nie odpowie, milczą stare krzyże pochylone nad życiem i śmiercią człowieka, ile takich pytań jest w każdym istnieniu i ilu ludzi na odpowiedź czeka. Szumią stare drzewa o los zatroskane, wicher załamuje ich spróchniałe ręce, a człowiek czeka na zesłanie losu, a może jeszcze czeka na coś więcej! Wpatrzony w zimny płyty wizerunek, odbicia blasku wciąż szuka wytrwale, pisze testament na ruchomym piasku. Kamienna cisza zaciera litery, słychać krew w żyłach jak do serca płynie, a człowiek pisze o swoim życiu, które jak każda chwila - przeminie.
I czyta litery przez mistrza wyryte, wiąże je do siebie najmocniejszym Å‚ykiem, przemyÅ›la w milczeniu najmÄ…drzejsze strofy i duma nad piÄ™knem, wiecznoÅ›ciÄ… i szykiem. Waży sÅ‚owa ojca i sÅ‚owa plebana, rozpoznaje komety i znaki na niebie. Zauważa Boga, który daje życie. CzÅ‚owiek bywa czÄ™sto w potrzasku, w potrzebie, gdy bez kół samolot lÄ…duje na pÅ‚ycie. Wtedy widzi maÅ‚ość sÅ‚abego czÅ‚owieka, któremu w sekundzie los stawia pytanie. Niczym nić pajÄ™cza urywa siÄ™ życie. UÅ‚amek sekundy, czy to nie za maÅ‚o? To wiek, kiedy tylko sekunda zostaje. A Bóg pisze znaki na ruchomym piasku, który rozsiewa wraz z zachodem sÅ‚oÅ„ca. Czy zechce jutro raz jeszcze powtórzyć – nikt tego nie wie. DziÅ› jest na pewno, jutro niewiadomÄ….
W wielu przypadkach Bóg nas ocala, przemawia do nas prostym językiem, lecz nasza pycha słuchać nie pozwala. Słowo dziękuję jest nie na czasie, człowiek niechętnie opuszcza głowę, a jeszcze rzadziej zgina kolana.
Jest taki w niebie kalendarz boski, na którym każdy żywot widnieje, a palec boży stawia znak krzyża gdy czas przychodzi…
Trzeba się zadumać nad każdą mogiłą i nad swym marnym człowieczym losem.
Wśród ramion krzyży łatwiejsze dumanie, w godzinę przejść można przez calutkie życie, nie zawsze czasu na zadumę stanie.
Wiatr porusza liÅ›cie ostatnie na drzewie i dziki goÅ‚Ä…b skrzydÅ‚ami uderzy, a czÅ‚owiek nadal zadufany w sobie, kamieniom i krzyżom nie wierzy. A czÅ‚owiek milczy, chociaż myÅ›li krzyczÄ……
Poprawi pÅ‚omieÅ„ na knocie Å›wiecy i kwiat poÅ‚oży na pÅ‚ycie, lecz rzadko myÅ›li, że kiedyÅ› odejdzie i skoÅ„czy siÄ™ jego życie. Ono tak krótkie jak kadr filmowy, cienkie jak babie lato, zwiewne jak listek, umknie jak pamięć…
„A czas jak rzeka, jak rzeka pÅ‚ynie” od źródÅ‚a siÄ™ oddala, raz zwolni nieco, drugi przyspieszy i wzburzy siÄ™ jak fala. I my pÅ‚yniemy wraz z nurtem rzeki, której istotnie nie widać koÅ„ca i tym sposobem siÄ™ oddalamy od ludzi, i od sÅ‚oÅ„ca.
Stawiamy dynie na parapecie w wigilię wielkiego święta, zabawa każe wszystko zapomnieć, po co o zmarłych pamiętać. Twarz okrywamy maską potwora, by tym sposobem własną ocalić. Najtrudniej zagrać siebie samego, to rola nie do zagrania.
Idą poganie odziani w szaty, rządzący im wiwatują, trzeba pozwolić ludziom na wszystko, na to, z czym dobrze się czują. Własna kultura nam nie wystarcza, bawimy się krzyżami, a potem mamy wielkie pretensje, że nikt nie liczy się z nami. Nie szanujemy własnego gniazda, nie szanujemy też nieba.
Młodzi wyjeżdżają do obcych za chlebem, świat nieczytelnym wątkiem.
Lecą bomby na biedaków domy, zbudowane sił resztką i marzeń początkiem. Giną młodzi chłopcy pod nieznanym niebem, bez racji i bez przyczyny.
Zapomniane mogiły powtarzają chórem: dość już bohaterów wyrwanych z rąk matek i łez płynących spod matczynych powiek. Dość gniewu, agresji, niech miłość zwycięża, niech zrodzi się nowy człowiek.
Pochylone krzyże na starych mogiłach czas odmierzają i o pamięć proszą. Groby zapomniane oplotły powoje i dzika trawa rozsiadła się wszędy.
Znicz zapala słońce tam każdego ranka i wiatr suszy rosę, która noc pamięta, Bóg nigdy nie czeka na okazję święta, a ludzka pamięć krótka niczym życie.
Usnął żołnierz w lesie wśród ptaków śpiewania, słucha drzew mowy i poszumu liści.
Noc listopadowa zagląda do okien, księżyc twarz omywa w przydrożnej sadzawce i rusza na obchód gdzie samotne groby psalm śpiewają niemy. Rozsiewa srebro na ubitą ziemię, by rozjaśnić smutek, który usiadł w ciszy. Śpią żołnierze w mroku snem pełnym nadziei, że jutro ktoś odczyta nieznane imiona. Że ktoś wołanie z tamtych lat usłyszy, kiedy młode życie zostawili w polu. Czekają na apel poległych za wolność, spędzając sen wieczny ze zmęczonych powiek. A żyjący człowiek zawodną ma pamięć, na jutro odkłada najważniejsze sprawy i pewien siebie kroczy złudną drogą. Nie obchodzą go wojny, omija cmentarze, nie czyta napisów wyrytych w kamieniu. Wszystko, co ludzkie omija w milczeniu, nie zadaje pytań i nie odpowiada. Los mu sprzyja więc pędzi przed siebie, nie zważa na świętości i znaków nie czyta. Zapomniał o dziadach, o dumie narodu, o sztandarze, który łopotał na wietrze i białym orle w złocistej koronie.
Nie będę się smucił w dniu listopadowym, gdy pod butami umierają liście. Nie będę milczał, kiedy mówią groby, gdy kraj w chaosie tonie.

Władysław Panasiuk