Dodano: 04.07.16 - 16:56 | Dział: Opowiadania

WyczekujÄ…c dnia


Wielu z tamtych ludzi powiązanych siecią zależności
pomiędzy tymi, którzy byli, a tymi, którzy mają nadejść,
wyciągało do mnie ręce, prosząc:
– BÄ…dź dla mnie, udzielaj siÄ™, obumieraj dla mnie.
Większości z nich nawet nie zauważyłem,
próbując nadążyć za przelatującym mi przed oczami
pociągiem z wagonami wypełnionymi czasem mojego życia.
Wielu skrzywdziłem.
Nielicznym pomogłem.
Teraz mi wstyd.


Rzeczywistość oddziału onkologii stołecznego szpitala to rzeczywistość przedcmentarna. Prawie każdy z leżących tu chorych ma z grubsza określony czas przeżycia. Większość aktualnie umiera.
Koledzy mówili mi „powiedz mu wczeÅ›niej, bo po operacji może siÄ™ nie obudzić”. Nie mogÅ‚em. Pewnie to źle, bo wprawdzie po wybudzeniu zÅ‚apaÅ‚ z nami kontakt wzrokowy, ale nie wypowiedziaÅ‚ już ani jednego sÅ‚owa. WÄ…tpiÄ™, czy rozumiaÅ‚, co do niego mówiÄ™.
– Czy pana coÅ› boli?
Kręci głową, że nie. Mętne pocieszenie musi mnie zadowolić, nie mam nic więcej w tej chwili. Patrzę na zlecenia, idę dalej.
Leżący obok mężczyzna jest po przeszczepie szpiku. Niestety, nawrót białaczki skreślił go z jakiegokolwiek przyczynowego leczenia. Od trzech dni tylko patrzy w sufit, nie podnosi się nawet do jedzenia.
No i pan Roman. Tu jakoÅ› trudno bez emocji. Gdy wchodziÅ‚em do sali, dwójka jego dzieci siedziaÅ‚a na łóżku. JasnowÅ‚osy chÅ‚opiec mógÅ‚ mieć najwyżej piÄ™tnaÅ›cie lat, zÅ‚otowÅ‚osa dziewczynka może dwanaÅ›cie. WycofujÄ… siÄ™ taktownie. Å»ona pana Romana umarÅ‚a u nas na raka dwa lata wczeÅ›niej. Teraz umieraÅ‚ on, a te dzieci byÅ‚y takie maÅ‚e jeszcze. Po obchodzie wychodzÄ™, zatrzymuje mnie scena, której wolaÅ‚bym nie oglÄ…dać. Dziewczynka pÅ‚acze, jej starszy brat przytula jÄ…, choć jemu samemu niewiele brakuje. Patrzy na mnie, jakby chciaÅ‚ powiedzieć „ProszÄ™ jej nie mówić”.
On chce wziąć na siebie ten ciężar, pod którym wkrótce upadnie z całą pewnością.
Nie mam siÅ‚. Tu Å›mierci jest wiÄ™cej niż powietrza do oddychania. Po wczorajszym dyżurze „zwolniÅ‚y siÄ™” trzy miejsca. Ci, którzy poÅ‚ożą siÄ™ dziÅ› na tych pustych łóżkach, majÄ… już wypisany wyrok, opieczÄ™towany w ich dokumentach, zapisany w komputerowych archiwach.
– Zróbmy przerwÄ™ – mówiÄ™ do pielÄ™gniarki, ale nie idÄ™ pocieszać dzieci, tylko na półpiÄ™tro, na Å›wieże powietrze. Gdy schodzÄ™ po schodach, poÅ‚ożna przechodzi obok z noworodkiem na rÄ™kach. Maluszek kwili, uÅ›miecham siÄ™ na to.
Otwieram drzwi na taras i zastajÄ™ tam pana Janka z piÄ…tki. Pali, wciÄ…gajÄ…c dym papierosa przez rurkÄ™ tracheotomijnÄ…(1) . No to nie pooddycham. SpoglÄ…da beznamiÄ™tnie, nawet mu nie jest wstyd. Może to ostatni papieros? WidziaÅ‚em jego wyniki. Liczne przerzuty do wÄ…troby i koÅ›ci. Nic nie mówiÄ™. Jakie to miaÅ‚oby znaczenie? On wie, może nawet jest wdziÄ™czny? Na oddziale nie pozwalajÄ…. Grożą dyscyplinarnym wypisem. A on w nocy siÄ™ dusi. Nie stać go na domowe leczenie tlenem. Na papierosy też go nie stać, ale na to być musi. Ostatecznie zostajÄ… „cudzesy”. Ile jeszcze wypali? Pewnie niewiele.
Wracając, rozmyślam nad tym, co powiedział mi rano kolega po zdaniu dyżuru. Koralski, ten z szóstki, kilka dni wcześniej miewał już bezdechy i można powiedzieć, był w agonii. Wczoraj wołają dyżurnego, że właśnie umarł. Koledzy Koralskiego z sali, a było tam kilku w dobrym stanie umysłu, relacjonują, że Koralski ni stąd ni zowąd zerwał się z łóżka, uklęknął na podłodze, zaczął bezgłośnie poruszać ustami i tak, z różańcem w dłoni zastygł.
Gdy lekarz dyżurny wszedł na salę, tamten był już martwy. Skąd wiedział? Jak po tylu dniach, gdy leżał jak kłoda, mógł jeszcze zejść samodzielnie z łóżka? Religijność na tej sali podniosła się automatycznie. Kapelan długo rozmawiał z jej mieszkańcami, zanim przechodził dalej.
Dziwne to wszystko. Sprawy wydają się inne, gdy stają się ostateczne. Człowiek, gdy słyszy głos Boga, będąc zdrowym, to zastanawia się, czy nie wybrać się do psychiatry. A gdy usłyszy ten sam głos, cierpiąc w śmiertelnej chorobie? Potrafi przyjąć fakt, że oto Stwórca przemawia do niego. A może to właśnie śmiertelna choroba przybliża niektórych do Boga?
Korytarz oddziału. Dzieci poszły do domu. To dobrze. Jutro z nimi porozmawiam. Dziś muszę odpocząć. Może wieczorem pójdę do kościoła? Skąd wziąć siłę na te rozmowy? Na oddychanie śmiercią, która unosi się wokół jak dusząca mgła?
Czas mojego życia przecieka mi przez palce, a przecież muszÄ™ już teraz zaÅ‚ożyć, że z wszystkich moich dociekaÅ„, wywodów i prób udowadniania, na sekundÄ™ przed Å›mierciÄ… nie pozostanie nic. Tylko nadzieja, że Bóg dotrzyma sÅ‚owa. Å»e mimo mojej nieprzydatnoÅ›ci, arogancji i codziennego zaprzedawania siÄ™ za „srebrniki”, On sam naprawi defekt czÅ‚owieczeÅ„stwa.
Nic lepszego nie przychodzi mi do głowy, jak już dziś zacząć wyczekiwać tego dnia. Wypatrywać go w szarości świtu, po którym wciąż nie może nastąpić jasność, bo bój ciemności i światła trwać musi nieprzerwanie do końca świata.
Będę więc wyczekiwał tego dnia. A gdy przyjdzie, na pewno nie będę gotowy.


1.- Tracheotomia – otwór z przodu szyi po operacji usuniÄ™cia krtani z powodu raka


Andrzej Chodacki
Strona autorska


Autor opowiadania: Andrzej Chodacki
Urodzony w 31.05.1970 roku. Z powoÅ‚ania mąż i ojciec, z zawodu lekarz. Pisze prozÄ™ i poezjÄ™, a także fotografuje. Laureat kilkudziesiÄ™ciu konkursów literackich. Jego opowiadania byÅ‚y drukowane miÄ™dzy innymi w Wydawnictwie My Book w Szczecinie, MiesiÄ™czniku Literackim Akant w Bydgoszczy, Kwartalniku Literackim Horyzonty, w Półroczniku literackim „Inter-. Literatura–Krytyka–Kultura”, oraz w wielu czasopismach polonijnych na caÅ‚ym Å›wiecie. W 2012 roku wydaÅ‚ debiutanckÄ… książkÄ™ z poezjÄ… i fotografiÄ… pt.„ Pejzaże tÄ™sknoty”. W 2013 roku wydaÅ‚ cykl opowiadaÅ„ pt. „ OpowieÅ›ci ze Å›wiata”. W 2014 roku wydaÅ‚ kolejny cykl opowiadaÅ„ pt „ WyczekujÄ…c dnia”.
W 2015 roku jego najnowsza powieść pt „ Doktor SeliaÅ„ski” zostaÅ‚a przetÅ‚umaczona na jÄ™zyk ukraiÅ„ski. Od 2015 roku czÅ‚onek Unii Polskich Pisarzy Lekarzy


Od Redakcji: Opowiadania Andrzeja Chodackiego można również znaleźć w dziale:Na każdy temat.