Dodano: 11.07.14 - 20:46 | Dział: Co w prasie piszczy

Uciekli przed ukraińską siekierą


Ludobójcza depolonizacja rozpoczęta w końcu 1942 r. na Wołyniu przez nacjonalistów ukraińskich z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii (potocznie zwanych banderowcami) w połowie 1943 r. przybrała apokaliptyczny wymiar. Tylko w ciągu jednego dnia, 11 lipca 1943 r., wybijano Polaków jednocześnie w 100 miejscowościach dwu powiatów, w pozostałe dni mordy odbywały się w innych rejonach Wołynia, w niektórych dotknęły po kilkanaście miejscowości w jednym czasie.

Wkrótce eksterminacją objęto Polaków w Małopolsce Wschodniej (tarnopolskie, stanisławowskie, lwowskie), gdzie największe nasilenie zbrodni było w 1944 roku. Z różną intensywnością napadów dokonywano aż do zakończenia ekspatriacji w latach 1945-1946.

Masakry Polaków urzÄ…dzane przez banderowców wywoÅ‚ywaÅ‚y u potencjalnych ofiar różne reakcje. Wszechobecny niepokój, narastajÄ…cy wraz ze zÅ‚ymi wiadomoÅ›ciami byÅ‚ nieraz tÅ‚umiony poczuciem niewinnoÅ›ci: „nic zÅ‚ego nie uczyniÅ‚em UkraiÅ„com, wiÄ™c dlaczego mieliby mnie mordować”. Trudno byÅ‚o bowiem zrozumieć, że dla nacjonalistów ukraiÅ„skich najwiÄ™kszym przewinieniem Polaka byÅ‚o to, że jest Polakiem i że wÅ‚aÅ›nie dlatego Polacy sÄ… mordowani.

Tropieni jak zwierzęta

Rzezie wołyńskie dokonywane były głównie na terenach wiejskich, a dla polskiego chłopa opuszczenie gospodarstwa, które zapewniało rodzinie egzystencję, było trudne do wyobrażenia, zwłaszcza w warunkach okupacji niemieckiej, pod jaką były wówczas Wołyń i Małopolska Wschodnia. Mimo ściągania ze wsi grabieżczych kontyngentów przez Niemców, na wsi nie umierało się z głodu i był dach nad głową.

Zagrożeni Polacy poczÄ…tkowo trzymali siÄ™ swych siedzib, wystawiali warty ostrzegajÄ…ce przed zbliżajÄ…cymi siÄ™ napastnikami, co sprzyjaÅ‚o ucieczce i ukryciu siÄ™ w lesie, na polach, w różnych kryjówkach w pobliżu, na strychach domów, w stodoÅ‚ach. Jednak wartowania i patrole byÅ‚y organizowane tylko w części czysto polskich miejscowoÅ›ci. Najczęściej unikano zaskoczenia napadem czy podpaleniem domostwa, spÄ™dzajÄ…c noce poza domem – w lesie, zagajnikach, w polu, w ogrodach, nawet przez wiele miesiÄ™cy, we wschodniej części WoÅ‚ynia od zimy 1943 roku. CaÅ‚e rodziny, z dziećmi w każdym wieku, bez wzglÄ™du na pogodÄ™, na mrozie i deszczu, spaÅ‚y w ciepÅ‚ych ubraniach, zawijajÄ…c siÄ™ w derki i koce, na pierzynach i kożuchach rozkÅ‚adanych na ziemi, na gaÅ‚Ä™ziach. Latem chowano siÄ™ w stogach. Zimno i wilgoć powodowaÅ‚y choroby, zwÅ‚aszcza u dzieci. Rano powracano do prac gospodarskich. Nie uchodziÅ‚o to uwagi UkraiÅ„ców i wiele mordów nastÄ™powaÅ‚o, gdy Polacy zjawiali siÄ™ w swych sadybach.

O takiej sytuacji wspomina Janka „WoÅ‚ynianka” z kolonii GÅ‚Ä™boczek na WoÅ‚yniu: „ByÅ‚ lipcowy poranek. Niektórzy z ukrywajÄ…cych siÄ™ w lesie, z powodu przeciÄ…gajÄ…cego siÄ™ deszczu tej nocy wrócili do domu. Byli to przeważnie ci, którzy mieli maÅ‚e dzieci. […] Wczesnym rankiem, wÅ›ród zÅ‚owróżbnej ciszy, nagle rozlegÅ‚ siÄ™ przeraźliwy ludzki krzyk… rodzice jak stali, tak wybiegli z domu… dom stojÄ…cy opodal już pÅ‚onÄ…Å‚… od jego strony biegÅ‚o dwu banderowców… jeden z nich miaÅ‚ karabin, ale nie strzelaÅ‚. Ojciec trzymaÅ‚ mnie na rÄ™ce, a drugÄ… rÄ™kÄ… trzymaÅ‚ siÄ™ z mojÄ… matkÄ…, która byÅ‚a w dziewiÄ…tym miesiÄ…cu ciąży. […] Rodzice zaczÄ™li biec w stronÄ™ rosnÄ…cego za domem zboża. Wtedy banderowiec zaczÄ…Å‚ strzelać. Na szczęście niecelnie”.

PrzemyÅ›lni gospodarze budowali podziemne schrony na terenie gospodarstwa, w ogrodzie lub w polu, do których byÅ‚y zamaskowane wejÅ›cia, a niekiedy nawet podziemny korytarz. W tych kryjówkach spÄ™dzano noce, które uważano za typowy czas napadów i do nich też uciekano w ich trakcie. Wszystkie te sposoby przetrwania „na swoim” w nadziei na „uspokojenie sytuacji” albo koÅ„czyÅ‚y siÄ™ zamordowaniem wszystkich lub części ukrywajÄ…cych siÄ™, albo ucieczkÄ…, gdy okazywaÅ‚o siÄ™, że kryjówka nie daje pewnoÅ›ci przeżycia.

Punkty oporu

Skuteczniejszym dziaÅ‚aniem chroniÄ…cym życie i dajÄ…cym szansÄ™ na przetrwanie na miejscu do koÅ„ca wojny, który miaÅ‚ przynieść bezpieczeÅ„stwo i spokój, byÅ‚o organizowanie samoobrony. WiÄ…zaÅ‚o siÄ™ z tym wiele problemów. Pod obiema okupacjami – najpierw sowieckÄ…, potem niemieckÄ… – posiadanie broni i organizowanie siÄ™ byÅ‚o karane. Jednakże Niemcy po swojej klÄ™sce pod Stalingradem, szarpani przez dywersjÄ™ sowieckÄ…, nie byli już zdolni do absolutnego sterroryzowania ludnoÅ›ci wschodnich terenów okupowanych.

Polacy, nie baczÄ…c na ewentualne reakcje wÅ‚adz niemieckich, podejmowali ryzyko tworzenia placówek samoobrony. Reakcje Niemców na samoobronÄ™ zaÅ› byÅ‚y różnorakie – od tolerowania do pacyfikacji – w zależnoÅ›ci od indywidualnego stopnia wrogoÅ›ci wobec Polaków lokalnych administratorów i wojskowych dowódców załóg niemieckich.

Kolejnym problemem byÅ‚ brak broni i amunicji, toteż w niektórych miejscowoÅ›ciach na WoÅ‚yniu wartownicy dla odstraszenia bojówkarzy UPA paradowali z atrapami karabinów wykonanymi przez stolarzy. WiÄ™kszość samoobron ulegÅ‚a samolikwidacji, gdy stwierdzano przewagÄ™ UPA i współdziaÅ‚ajÄ…cego z niÄ… chÅ‚opstwa ukraiÅ„skiego, część zostaÅ‚a przez UPA rozbita. Na WoÅ‚yniu przetrwaÅ‚o do wkroczenia wojsk sowieckich w 1944 r. kilkanaÅ›cie punktów samoobrony ze stu dwudziestu kilku, natomiast w MaÅ‚opolsce Wschodniej „uchowaÅ‚o siÄ™” znacznie wiÄ™cej takich placówek z podobnej liczby samoobron. Dobrze zorganizowane i silne samoobrony przyciÄ…gaÅ‚y ludność polskÄ… z okolicy. Przybywali tam Polacy w obawie przed ukraiÅ„skÄ… siekierÄ… i kosÄ… oraz niedobitki z atakowanych osiedli polskich. Bardzo wiele ocalaÅ‚ych z pogromów uchodźców przybywaÅ‚o do placówek samoobrony bez niczego, nawet półnadzy wyrwani ze snu ciosami oprawców i pożogÄ… ich domostw. Byli też wÅ›ród nich ranni. Solidarność staÅ‚ych mieszkaÅ„ców placówek samoobrony wobec tych nieszczęśników byÅ‚a na ogół imponujÄ…ca, mimo i tak ciężkich warunków okupacyjnych bez dodatkowych obciążeÅ„ przybyszami.

Kolonia Przebraże

NajwiÄ™kszÄ… samoobronÄ…, najsprawniej funkcjonujÄ…cÄ…, wrÄ™cz wyjÄ…tkowÄ…, dajÄ…cÄ… schronienie Å‚Ä…cznie ok. 10 tysiÄ…com ludzi, byÅ‚o Przebraże – polska kolonia w powiecie Å‚uckim na WoÅ‚yniu. Å»aden inny punkt samoobrony jej nie dorównaÅ‚. Nazywano jÄ… bazÄ… samoobrony, ponieważ swym zasiÄ™giem objęła kilka sÄ…siednich polskich kolonii, w których również zorganizowaÅ‚y siÄ™ grupki obroÅ„ców. Baza byÅ‚a otoczona rowami z zasiekami i stanowiskami strzeleckimi, strzeżona nieustannie przez cztery kompanie obroÅ„ców na dwudziestokilometrowym obwodzie obozu.

Od późnej wiosny 1943 r. wciąż do Przebraża przybywali uchodźcy, najwięcej po okrężnym pochodzie UPA na Przebraże z 4 na 5 lipca 1943 r. niszczącym po drodze wszystkie polskie kolonie. Po maksymalnym zapełnieniu wszystkich budynków tysiące ludzi, w tym dzieci, całe lato koczowały w szałasach, zmagając się z prymitywnymi pod każdym względem warunkami życia. Przed zbliżającymi się chłodami postawiono drewniane baraki, pobudowano ziemianki, gdzie ludzie tłoczyli się, cierpliwie oczekując na kres mordęgi i licząc na powrót w przyszłości na swoje gospodarstwa, ich odbudowanie i normalne życie.

Nie lada wyzwaniem dla kierownictwa samoobrony Przebraża było zapewnienie wyżywienia tak wielkiej rzeszy ludzi tam zgromadzonych, pozbawionych samozaopatrzenia ze swoich gospodarstw. Głównym sposobem zdobywania żywności były wyprawy z uzbrojoną obstawą członków samoobrony na pola uchodźców, ale też na pola ukraińskie, do czego doprowadziła UPA, uniemożliwiając Polakom uprawy i zbiory. W tak ciężkich okolicznościach samoobrona, oprócz stałej gotowości bojowej i staczania walk i potyczek z UPA, organizacji zaopatrzenia, musiała także panować nad nastrojami ludności, porządkiem w obozie, problemami sanitarnymi, zwalczyć epidemię tyfusu.

Przebraże wytrzymało kilka ataków UPA, urządziło też kilka akcji prewencyjno-odwetowych na wsie ukraińskie zagrażające jego istnieniu. Doskonała organizacja obrony i obozu, waleczność i determinacja ocaliły życie tysięcy Polaków. Nawet ukraińskie donosy do Niemców na Przebraże nie doprowadziły do likwidacji tej warowni, w przeciwieństwie do innych podobnych ośrodków samoobrony.

Typowym przykÅ‚adem zlikwidowania rÄ™kami niemieckimi polskiej samoobrony, której UPA nie dawaÅ‚a rady, byÅ‚ Hanaczów w województwie tarnopolskim, nÄ™kany przez wiele miesiÄ™cy przez UPA i w koÅ„cu spacyfikowany przez Niemców „zarzuconych” ukraiÅ„skimi donosami.

Bezbronni

Oprócz samoobron od połowy 1943 r. na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej zawiązywały się oddziały partyzanckie, również chroniące ludność polską przed UPA. Na Wołyniu oddziały te osłaniały niektóre placówki samoobrony, w krytycznych momentach ratowały je przed rozbiciem przez UPA. Nigdzie jednak Polacy nie byli w stanie stworzyć sił równoważących liczebnie i zdolnością bojową OUN-UPA, tak więc istniały ogromne obszary polskiej bezbronności przed barbarzyństwem i bezwzględnością banderowców.

Z takich terenów ratunkiem dla Polaków była ucieczka jak najdalej od groźnego ukraińskiego sąsiedztwa. Jedni uciekali, zanim zostali zaatakowani, inni jako niedobitki z napadu. Kierowano się do miast, stosunkowo bezpiecznych dzięki stacjonowaniu Niemców, których obecność hamowała UPA. Dla większości uchodźców miasta były etapem dalszej wędrówki, Niemcy gromadzili bowiem uchodźców w obozach przejściowych i wysyłali koleją na przymusowe roboty do III Rzeszy. W miastach pozostawali tylko ci, którym udało się znaleźć lokum i zajęcie chroniące przed wywozem na roboty. Wśród uchodźców były sieroty, nie wszystkie znajdowały opiekunów, jak np. jak 10-letnia Leokadia Nowakowicz z wołyńskiej kolonii Aleksandrówka, która straciwszy rodzinę, ranna po pobycie w szpitalu, jakiś czas żyła na targowisku we Włodzimierzu Wołyńskim, śpiąc na stole do rozkładania towaru i żebrząc o jakiekolwiek jedzenie.

Uchodźcy w miastach borykali siÄ™ z gÅ‚odem, a stali mieszkaÅ„cy nie mieli czym siÄ™ z nimi dzielić. Aby przeżyć, trzeba byÅ‚o robić wypady na wieÅ›, na swoje lub cudze gospodarstwa, w poszukiwaniu jakiejkolwiek żywnoÅ›ci. ZdarzaÅ‚y siÄ™ też zorganizowane przez Niemców chronione zbrojnie ekspedycje żniwne i na wykopki – z udziaÅ‚em uchodźców, którzy w zamian za pracÄ™ otrzymywali niewielkie iloÅ›ci pÅ‚odów rolnych. W tych żywnoÅ›ciowych wyprawach wielu Polaków straciÅ‚o życie z rÄ…k bojówek ukraiÅ„skich.

Exodus Polaków

Z osiedli przylegających do przedwojennej granicy z sowiecką Ukrainą Polacy uciekali na jej teren, bliski opuszczonej ojcowiźnie, a mający opinię wolnego od nacjonalizmu. Tamtejsi Ukraińcy nie okazywali wrogości wobec polskich przybyszy, nawet im pomagali, ale od czasu do czasu zagony UPA zapuszczały się tam w pogoni za Polakami, uciekano więc jeszcze dalej na wschód, wszędzie pozostając w nędzy i tymczasowości.

Z kolei z północnej części Wołynia, głównie powiatu sarneńskiego, część uchodźców kierowała się na północ do województwa poleskiego. Tam względne bezpieczeństwo, mimo penetracji przez bojówki UPA, zapewniały bazy zgrupowań sowieckiej partyzantki, w pobliżu których zakładano obozy z ziemiankami i barakami. Tam w jeszcze gorszych warunkach niż w Przebrażu, w bagiennym otoczeniu, bytowały głównie kobiety z dziećmi, mężczyźni bowiem od razu byli zabierani do sowieckich oddziałów, co umożliwiało im choć częściowo opiekę nad obozami.

NiezwykÅ‚ym przypadkiem byÅ‚a wspólna wÄ™drówka taborami piÄ™ciu polskich osiedli ze zwierzÄ™tami gospodarskimi z północy powiatu sarneÅ„skiego (Lado, Tatynne, Perestaniec, Omelno, Jaźwinki) po bezpieczniejszym Polesiu. Przemieszczano siÄ™ w okolice, gdzie stacjonowaÅ‚y sowieckie oddziaÅ‚y partyzanckie, ale te wciąż zmieniaÅ‚y miejsca pobytu, co zmuszaÅ‚o do dalszej wÄ™drówki. TrwaÅ‚a ona po poleskich lasach i bagnach 6 miesiÄ™cy, podczas których obozowano w szaÅ‚asach nawet zimÄ…. Powrót „na swoje” nastÄ…piÅ‚ w styczniu 1944 r., po wyparciu Niemców przez Sowietów z północy WoÅ‚ynia, miaÅ‚ to być koniec gehenny. Jednak po pewnym czasie, nÄ™kani nadal napadami banderowców, mieszkaÅ„cy wÄ™drujÄ…cych kolonii musieli przenieść siÄ™ do miasta i wkrótce w 1945 r. zostali ekspatriowani do Polski.
Nieustanne zagrożenie życia doprowadzało część Polaków do takiego stanu psychicznego, że mimo przywiązania do ziemi i lęku przed niemożnością utrzymania się bez gospodarstwa oraz wywózką do przymusowych robót decydowali się na własną rękę opuścić zagrożone tereny, byle dalej od banderowskich pogromów.

Z poÅ‚udnia WoÅ‚ynia uciekano do województw tarnopolskiego i lwowskiego (należących do Generalnego Gubernatorstwa), a z zachodnich powiatów woÅ‚yÅ„skich na LubelszczyznÄ™, sÄ…dzÄ…c, że tam bÄ™dzie bezpiecznie, co wkrótce okazaÅ‚o siÄ™ zÅ‚udne, bo akcje ludobójcze weszÅ‚y również na te tereny. WoÅ‚yÅ„ byÅ‚ oddzielony od reszty kraju granicÄ… pilnowanÄ… przez Niemców i ukraiÅ„skich „pograniczników”. Przekroczenie jej pieszo i wozami konnymi polegaÅ‚o na sprytnym ominiÄ™ciu placówek kontrolnych lub przekupieniu strażników. W lipcu i sierpniu 1943 r., podczas najwiÄ™kszych fal rzezi Polaków straż nie byÅ‚a w stanie sprostać naporowi uchodźców, wiÄ™c kapitulowaÅ‚a. Część Polaków wyjeżdżaÅ‚a kolejÄ…, choć pod okupacjÄ… niemieckÄ… nie wolno im byÅ‚o jeździć pociÄ…gami, wiÄ™c albo uzyskiwano od wÅ‚adz niemieckich zezwolenia, albo zaÅ‚atwiano z Polakami-kolejarzami, obsÅ‚ugujÄ…cymi niemieckie transporty, nielegalny przewóz w zamkniÄ™tych wagonach towarowych.

Przeciwstawianie się banderowskiemu ludobójstwu, uparte wysiłki, by jakoś przeżyć i przetrwać depolonizację, by nadal żyć na ziemi zagospodarowywanej i cywilizowanej przez wieki, zakończyły się wymuszoną przez Sowietów ekspatriacją w latach 1944-1946, przyspieszaną przez bandyckie napady.

Ewa Siemaszko
Nasz Dziennik