Dodano: 26.08.13 - 18:22 | Dział: Prosto z mostu

Nie jest dobrze...


„Nie jest dobrze, Marcinie” - powiedziaÅ‚a do Marcina krowa - co wÅ‚aÅ›nie zmarÅ‚y SÅ‚awomir Mrożek uwieczniÅ‚ byÅ‚ w sztuce „Indyk”. Najwyraźniej musiaÅ‚y wspierać go jakieÅ› proroctwa, bo wystarczy siÄ™ rozejrzeć (si monumentum requiris circumspice), żeby przekonać siÄ™, że rzeczywiÅ›cie - dobrze nie jest. No bo jakże ma być dobrze, skoro tygodnik „Newsweek” kierowany przez samego pana red. Tomasza Lisa, co to w... maÅ‚ym paluszku ma wszystko, co z tÄ… PolskÄ… i w ogóle, powoÅ‚ujÄ…c siÄ™ aż na dwa niezależne źródÅ‚a najsampierw ogÅ‚asza o dymisji wicepremiera i ministra Finansów Jacka Vincenta Rostowskiego, kiedy poruszeni ta informacjÄ… uczeni politologowie zaczynajÄ… wieszczyć, że jeÅ›li tak, to premier Tusk zostaÅ‚ „osamotniony” - a „tymczasem na mieÅ›cie inne byÅ‚y już treÅ›cie”, bo pan wicepremier-minister Jacek Vincent Rostowski ogÅ‚osiÅ‚ dementi, że mianowicie o żadnej dymisji nie ma mowy?

Jasne, że dobrze w takich warunkach być nie może, to jasne, zwÅ‚aszcza, że obydwa niezależne źródÅ‚a informacji pana red. Lisa mogÅ‚y mieć jednak jakieÅ› wspólne iunctim, na przykÅ‚ad w postacie jednego i tego samego oficera prowadzÄ…cego. To by nawet rzucaÅ‚o snop Å›wiatÅ‚a na przyczyny tej faÅ‚szywej wiadomoÅ›ci o dymisji - bo jeÅ›li bezpieczniackiej watasze, do której akurat należaÅ‚ wspomniany oficer prowadzÄ…cy zależaÅ‚o na stworzeniu wrażenia, iż premier Tusk zostaÅ‚ „osamotniony”, to przynajmniej na parÄ™ godzin siÄ™ udaÅ‚o. To jednak by oznaczaÅ‚o, że poparcie dla premiera Tuska wÅ›ród bezpieczniackich watah zaczyna sÅ‚abnąć, że inaczej mówiÄ…c - razwiedka zaczyna zÅ‚ocić mu rogi, bo jużci - na kogoÅ› trzeba bÄ™dzie zrzucić odpowiedzialność za sytuacjÄ™ w naszym nieszczęśliwym kraju, a premier Tusk nadaje siÄ™ do tego, jak maÅ‚o kto.

PamiÄ™tamy z „Dziadów” części trzeciej, jak to diabÅ‚y molestowaÅ‚y we Å›nie senatora Nowosilcowa. ChodziÅ‚o im o to, by najpierw go „w pychÄ™ wzdąć, a potem w haÅ„bÄ™ pchnąć”. Toteż senator najpierw sÅ‚yszaÅ‚ dookoÅ‚a „lube szemrania”, a potem szydercze posykiwania, że oto wÅ‚aÅ›nie „wypadÅ‚ z Å‚aski”. Premier Tusk nasÅ‚uchaÅ‚ siÄ™ „lubych szemraÅ„” aż do rozpuku, te wszystkie „Tusku musisz!” od proroków mniejszych i tak dalej . NasÅ‚uchaÅ‚ siÄ™ - to i dosyć - teraz kolej na bolesny powrót do rzeczywistoÅ›ci. Nie jest bowiem wykluczone, że bezpieka jeszcze wykorzysta premiera Tuska do pacyfikacji jego rÄ™kami („tymi rÄ™cami!”) rosnÄ…cej rzeszy mÅ‚odych ludzi, którzy już siÄ™ zorientowali, że zostali zrobieni w bambuko przez bezpiekÄ™ i UmiÅ‚owanych Przywódców i 11 listopada chcÄ… siÄ™ z nimi skonfrontować. Dla bezpieczniaków to prawdziwy dar Niebios, bo liczÄ…, że za jednym zamachem i spacyfikujÄ… i skompromitujÄ… premiera Tuska, by w ten sposób utorować drogÄ™ do zewnÄ™trznych znamion wÅ‚adzy umiÅ‚owanej lewicy.

Warto wspomnieć, że wśród kandydatów na stanowisko ministra Finansów po Jacku Vincencie Rostowskim obok Jana Krzysztofa Bieleckiego, który nad premierem Tuskiem sprawuje kuratelę podobna do cura prodigi, wymieniany był pan Dariusz Rosati, co to serce ma nie tylko gorejące, ale w dodatku - po lewej stronie. Od razu widać, że nawet przy rozpowszechnianiu fałszywych pogłosek z obfitości serca usta mówią.

A tymczasem mamy już nieoficjalne wyniki wyborów przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Miały być one znane już 20 sierpnia, ale z zagadkowych przyczyn wystąpił poślizg. Dlaczego on wystąpił, ten poślizg - tego oczywiście nie wiemy, chociaż to i owo można wydedukować z faktu, że frekwencja w tych wyborach oscylowała wokół 50 procent, a mimo to pobożny poseł Gowin osiągnął wynik 20-procentowy. Okazuje się, że co najmniej połowa członków Platformy Obywatelskiej kładzie lachę na to, kto będzie im przewodził. Nieomylny to znak, że zarówno przywództwo, jak i kierunek jest im obojętny, byle tylko Umiłowany Przywódca dostarczał im synekur i innych konfitur władzy w oczekiwanej obfitości.

Okazało się też, że i pobożny poseł Gowin ma w PO poparcie większe, niż mówiono, bo mówiono, że swoją frakcje tworzy sam, no może jeszcze z posłem Rasiem - tymczasem wygląda na to, że spośród tych, którzy pofatygowali się do głosowania, a więc tych aktywniejszych, frakcja pobożnego posła Gowina wynosi aż 20 procent. Toteż nic dziwnego, że uczeni politologowie powiadają, że wprawdzie od strony arytmetycznej premier Tusk niewątpliwie wygrał, ale już od strony politycznej nie jest to takie oczywiste i że wygranym może czuć się raczej pobożny poseł Gowin. Takie to ci paradoksy, że ten co wygrał, to przegrał, a ten co przegrał - to wygrał. Politologia to nie żarty.

Tym bardziej nie żarty, że jak jeszcze w latach 70-tych odkryÅ‚a pani red. Anna Bojarska - „od polityki uciec niepodobna”. I rzeczywiÅ›cie. „Gazeta Wyborcza” nie może nachwalić siÄ™ JE abpa Józefa Kowalczyka, który powiada, że ci, co nie chcÄ… „politycznych rozgrywek” mogÄ… spokojnie nie iść na referendum w sprawie odwoÅ‚ania pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Rzecz w tym, że niezawisÅ‚y sÄ…d stwierdziÅ‚, że podpisy pod wnioskiem o referendum zostaÅ‚y zgromadzone w wystarczajÄ…cej iloÅ›ci. W tej sytuacji mÄ…drość etapu nakazuje skoncentrować siÄ™ na frekwencji, w celu pozbawienia referendum znaczenia prawnego.

Dlaczego akurat „Gazecie Wyborczej” tak zależy na zachowaniu pani Hanny Gronkiewicz-Waltz na stolcu prezydenta Warszawy - tajemnica to wielka, podobnie jak stosunek Jego Ekscelencji do uczestnictwa w procedurach demokratycznych. PamiÄ™tam podobna sytuacjÄ™, kiedy w okresie miÄ™dzy pierwszÄ… a drugÄ… turÄ… wyborów prezydenckich w roku 1995, w których Aleksander KwaÅ›niewski rywalizowaÅ‚ z Lechem WaÅ‚Ä™sÄ…, JE bp Tadeusz Pieronek ogÅ‚osiÅ‚ nowy grzech - że mianowicie grzechem jest powstrzymanie siÄ™ od udziaÅ‚u w wyborach. Na szczęście ten nowy grzech dÅ‚ugo siÄ™ nie utrzymaÅ‚, bo kiedy okazaÅ‚o siÄ™, że wygraÅ‚ Aleksander KwaÅ›niewski, JE bp Tadeusz Pieronek pryncypialnie zganiÅ‚ tych, którzy nadużyli uczuć religijnych dla celów politycznych twierdzÄ…c, że powstrzymanie siÄ™ od udziaÅ‚u w wyborach jest grzechem.

Ale nie tylko to potwierdza prawdziwość spostrzeżenia Anny Bojarskiej, że od polityki uciec niepodobna, jak też spostrzeżenie Roberta Penn Warrena, który w książce „Gubernator” zauważa, że jeÅ›li czÅ‚owiek politykuje, to jego sumienie także. Oto okazaÅ‚o siÄ™, że w klasztorze OO Jezuitów w Nowym SÄ…czu doszÅ‚o do rÄ™koczynów miÄ™dzy przewielebnym ojcem Krzysztofem MÄ…delem, a jego konfratrami na tle rozmowy, jakÄ… z przewielebnym ojcem przeprowadziÅ‚a wczeÅ›niej „Gazeta Wyborcza”. Przewielebny ojciec w dość grubych sÅ‚owach skrytykowaÅ‚ byÅ‚ tam ksiÄ™dza profesora Longchamps de Berrier, podobnie jak swego konfratra zakonnego, który w sierpniowÄ… miesiÄ™cznicÄ™ katastrofy smoleÅ„skiej przypomniaÅ‚ w kazaniu wszystkie zagadkowe zgony Å›wiadków katastrofy i osób czynnych przy próbach jej wyjaÅ›niania. Å»e takie kazania irytujÄ… Å›cisÅ‚e kierownictwo „Gazety Wyborczej” to nic dziwnego. Już w Balladzie „Lilie”, opowiadajÄ…cej o Pani, co to zabiÅ‚a Pana, przewidziaÅ‚ to Adam Mickiewicz, wkÅ‚adajÄ…c w usta Pani wyznanie, ze „pójdÄ™ aż do piekÅ‚a, byleby moja zbrodnie wieczysta noc powlekÅ‚a”. Dlaczego jednak w tÄ™ sprawÄ™ tak bardzo zaangażowaÅ‚ siÄ™ uczuciowo przewielebny ojciec Krzysztof MÄ…del, którego przecież nikt o nic w zwiÄ…zku z katastrofÄ… smoleÅ„skÄ… nie podejrzewa? Tajemnica to wielka i trochÄ™ niepokojÄ…ca w sytuacji, gdy z takich powodów dochodzi do rÄ™koczynów nawet po klasztorach. Czyż tedy nie miaÅ‚a racji krowa, która do Marcina odezwaÅ‚a siÄ™ ludzkim gÅ‚osem: „nie jest dobrze, Marcinie”?







Stanisław Michalkiewicz
25 sierpnia 2013