Dodano: 06.06.13 - 22:03 | Dział: Głos Polonii

Pierwsze koty za płoty


Śniłam o spotkaniu. Spotkaniu po raz pierwszy. Napawa mnie ciekawością i strachem - jak ten kraj, do którego wybierałam się przed dwudziestu dwu laty. Czuję gorączkę przygotowań. W pośpiechu wyszukuję wierszy na dysku, kopiuję je, słucham nagrań recytacji, koniecznie z podkładem muzycznym.
Co wybrać, aby zainteresować, nie zanudzić... Dam radÄ™ – „dla chcÄ…cego - nic trudnego”.
Tomiki ciężkie, jak mój pierwszy laptop. I jak moje życie.
Wystarczyłoby tylko nagrać na DVD i gotowe, ale ja zawsze wybieram trudną drogę, jak kiedyś moja matka.
I tu zaraz przypomina mi się jej znane powiedzonko, kiedy chciałam, aby rodzice przyjechali do Australii.
Dziecko -„nie przesadza siÄ™ starych drzew”- ja już siÄ™ z Polski nigdzie nie ruszam, tutaj moje miejsce. NucÄ™ piosenkÄ™ Krawczyka:

„Nie przesadza siÄ™ starych drzew
Choćby nawet lepszy gdzieś był wiatr
Choćby nawet im w konarach wiatr melodię grał
Gdzie korzenie tam rodzinny sad”

Ale moje myśli wracają do przygotowań:
„Jak ciÄ™ widzÄ…, tak ciÄ™ piszÄ…”...
Acha! Moja czerwona sukienka, którą rok temu nabyłam za całe sto sześćdziesiąt polskich złotych w Pułtusku.
Z bÅ‚yszczÄ…cÄ… klamrÄ… z przodu – ta może zrobić wrażenie, jeÅ›li już nie moja poezja. Ale, co ja też gadam! „Nie szata zdobi czÅ‚owieka”, a „Aksamity, atÅ‚asy sÅ‚awy nie czyniÄ…”.
BiorÄ™ prysznic, malujÄ™ oczy, usta, wkÅ‚adam sukienkÄ™. PrzeglÄ…dam siÄ™ w lustrze i nie mogÄ™ siÄ™ nadziwić, skÄ…d tyle zmarszczek. Zaraz potem odsuwam siÄ™ od lustra o metr dalej i zaraz wyglÄ…dam lepiej. To sztuczka, którÄ… poleca Pani Beata Tyszkiewicz – sÅ‚ynna polska aktorka.
Zapominam po trosze o tremie, uśmiecham się z lekka do osoby z lustra, aby zaraz potem skarcić się:
„nie pomoże puder róż, kiedy...”

Budzi mnie wiatr za oknem i liście mojego mango, uderzające o dach pergoli. Przewracam się na drugą stronę, po czym wraca mój sen.
I gorÄ…czka przygotowaÅ„. TowarzyszÄ… mi przy tym wszystkie możliwe emocje. Jestem już prawie gotowa – biorÄ™ laptop, tomiki, nagrania. NakÅ‚adam żakiet, w ostatniej chwili wracam po parasol, tak na wszelki wypadek. „Przezorny zawsze ubezpieczony”!
Zamykam drzwi wyjściowe na klucz.
Na dworze wiatr szarpie jesienne konary drzew, moje włosy i czerwoną sukienkę. Brunatne liście spadają, tańczą przede mną, wirują w powietrzu.
A ja biegnÄ™ przed siebie, bo nie znam ani drogi ani miejsca spotkania.
Czarne chmury gromadzÄ… siÄ™ tuż nad mojÄ… gÅ‚owa, pÅ‚ynÄ… z różnych stron – północne naprzeciw poÅ‚udniowym. Sztorm, albo cyklon idzie... PamiÄ™tam, jak baÅ‚am siÄ™ cyklonu nie tak dawno, bÄ™dÄ…c na Gold Coast . MiaÅ‚am wrażenie, że wiatr wyrwie okna hotelowe, spaÅ‚am pomiÄ™dzy Å›ciankami korytarza na poduszkach sofy – szukajÄ…c schronienia.
Próbuję się pocieszyć:
„Nie taki diabeÅ‚ straszny, jak go malujÄ…!”
Ale wichura wzmaga na sile, wokół ciemność, z początku silny deszcz przeradza się w śnieżne gradowe kulki. Mokra sukienka przylega do mojego ciała, po twarzy spływają smużki deszczu, zmieszane z zieloną farbą makijażu. Moja parasolka słaba, wiatr łamie druciki. Nie wiem, jak ochronić przed deszczem wiatrem moje tomiki wierszy. Nakładam na nie torbę foliową.
Z poczÄ…tku strach, ale zaraz potem rzeÅ›ka myÅ›l – „Po burzy zawsze sÅ‚oÅ„ce przychodzi.”

Budzę się na nowo, to silne krople deszczu tłuką w szyby mojej sypialni.
-„Leje jak z cebra.”
Wyglądam na zewnątrz, na cegiełkach leżą białe kulki gradowe. Domykam szczelnie okno i wracam do ciepłego łóżka, okrywam się polska puchową kołdrą.
Na dworze, jakby się uspakajało...

W moim Å›nie docieram do miejsca spotkania. Nadal pada deszcz i wieje silny wiatr. WidzÄ™ gromadkÄ™ ludzi w starszym wieku. BiegnÄ… z różnych stron – wszyscy do jednego miejsca. Zdziwiona - poprzez smugi deszczu - wyglÄ…dam tego magicznego miejsca, do którego tak zdążajÄ….

Ależ tak! To jest to miejsce!
Widzę duży, kolorowy parasol - ma mocne metalowe sztalugi, jest porządnie zacementowany w grunt ziemi różanego ogrodu.
To tam wszyscy biegnÄ…!
Widzę dłonie, wiele pomocnych dłoni, wyciągniętych i zapraszających do środka.
Już ci wszyscy ludzie - zmoknięci, zmęczeni wiatrem i nieznośną aurą późnej jesieni - stoją razem. Pod jednym dachem tego niezwykle magicznego miejsca. Podają sobie ręce i uśmiechają do siebie przyjaźnie.
„Jak strumienie i roÅ›liny, dusze także potrzebujÄ… deszczu, ale deszczu innego rodzaju: nadziei, wiary, sensu istnienia. Gdy tego brak, wszystko w duszy umiera, choć ciaÅ‚o nadal funkcjonuje. Można wtedy powiedzieć: „W tym ciele żyÅ‚ kiedyÅ› czÅ‚owiek”.
/ Paulo Coelho, Piąta góra/

PodchodzÄ™ nieÅ›miaÅ‚o, z moim wielkim, starym laptopem i ciężkÄ… od deszczu torbÄ…, sama „przemokniÄ™ta do suchej nitki”, ale z nienaruszonymi przez wiatr
i deszcz – tomikami wierszy.
Teraz już wiem, że zachowałam swoją poezję dla nich.
CzyjeÅ› mocne ramiona wciÄ…gajÄ… mnie pod dach PARASOLA.

Jestem.
Jest dobrze, spokojnie.
Po burzy przyszło słońce. Ogrzewa mnie pospołu z promienistymi spojrzeniami ludzi dobrej woli.
Jestem przekonana, że tego miejsca nie zdoła zburzyć ani sztorm, ani huragan, ani największe tornado świata.
Już nie czuję tremy, bo widzę sympatyczne twarze moich słuchaczy.
„Pierwsze koty za pÅ‚oty” ...

W opowiadaniu wykorzystałam polskie przysłowia i powiedzenia ludowe.

autor: Danuta Duszyńska nick - "australijka"
Opowiadanie przygotowane na spotkanie poetyckie z seniorami w Perth - podopiecznymi społecznej organizacji dla ludzi starszych i niepełnosprawnych. http://www.umbrellacommunitycare.com.au