Dodano: 20.11.07 - 20:31 | Dział: Media od kuchni

TysiÄ…c tygodni

Tysięczne wydanie każdego tygodnika to okres na tyle długi, że można napisać już ciekawą historię. W wypadku takiego tytułu prasowego jak nasz tygodnik, to on sam jest historią, dokumentem przemian w Polsce od powstania Solidarności.

Inną rolę odrywał tygodnik w 1981 rok, kiedy wydano 37 numerów. W tym ponad półrocznym okresie istnienia był najważniejszym pismem społeczeństwa walczącego o swoją podmiotowość. Półmilionowy nakład rozchodził się błyskawicznie i z powodu ograniczeń, jakie narzuciły wówczas władze PRL-u nie zaspokajał potrzeb rynku. Nawet specjalną decyzją władz Związku reglamentowano prenumeratę, aby sprawiedliwie obdzielić wszystkich chętnych, bo w ogólnopolskim kolportażu oficjalnym był rzeczywiście jedynym niezależnym od władz pismem.

Dzięki sile Związku, który za nim stał, mógł odważyć się na napisanie tego, czego inne tytuły nie mogły. Oczywiście musiał się liczyć z ówczesnymi realiami. Umiarkowana i wyważona polityka ówczesnego redaktora naczelnego, Tadeusza Mazowieckiego, powstrzymywała swobodę na jaką, w tamtych okolicznościach, mogły sobie pozwolić liczne biuletyny związkowe - na przykład jawnie pisząc o opozycji politycznej wobec reżimu komunistycznego.

Stan wojenny przerwał wydawanie tygodnika na 8 lat. Część dziennikarzy redakcji zaczęła pracę w podziemiu. Ustalenia "okrągłego stołu" przywróciły wydawanie tygodnika, ale była to już inna sytuacja wydawnicza niż ta w 1981 roku. Powstawał pluralizm mediów i tygodnik nie był już tytułem wyjątkowym na rynku prasy, również NSZZ Solidarność stopniowo zaczął zdejmować z siebie ciężary ruchu społecznego odpowiedzialnego za całość demokratycznych przemian w kraju.

Powołanie na redaktora naczelnego przez przewodniczącego Związku Lecha Wałęsę Jarosława Kaczyńskiego miało wprawdzie jeszcze wagę polityczną. Dlatego tygodnik w latach 1989-90 stał się głównym miejscem walki o prezydenturę dla Lecha Wałęsy i jednocześnie powstawania partii politycznej - Porozumienia Centrum. Dziś w 2007 r., gdy oglądamy listę osób desygnowanych do mediów publicznych przez PiS, wiele z nich wywodzi się właśnie z tamtejszej redakcji tygodnika.

Na początku lat 90. Związek w coraz większym stopniu stawał się profesjonalnym związkiem zawodowym, dbając przede wszystkim o interesy pracowników, a ci nie byli pieszczochami decydentów tzw. transformacji ustrojowej. Stali się balastem dla rodzącego się kapitalizmu, często dzikiego. Rodziła się nowa elita w mediach, zasilana przez tworzony kapitał i rynek reklamowy. Tygodnik jako obrońca praw związkowych, przypominający o konieczności rozliczenia się za PRL, dla zbyt wielu był niewygodnym świadkiem, a jego szanse rozwoju były z definicji ograniczone. Jednocześnie rozpoczął się kilkuletni okres ofensywy Związku o jeszcze jeden akt przemian. Zaowocowało to powstaniem AWS i rządu kolejnych reform ustrojowych, z próbą powołania instytucji do rozliczenia się z przeszłością komunistyczną poprzez lustrację, dekomunizację, przywrócenie prawdy historycznej.

Tygodnik pod redakcją Andrzeja Gelberga, mianowanego na redaktora naczelnego w 1991 r. przez przewodniczącego Związku Mariana Krzaklewskiego, towarzyszył tym działaniom, a nawet niekiedy je inspirował. Jednak sam okres rządów Buzka, który mógł być okazją do rozwoju pisma, stał się początkiem jego kłopotów finansowych, był niewykorzystaną szansą zaistnienia szerszego forum wypowiedzi obozu posierpniowego (na naszych łamach drukował choćby Zbigniew Herbert).

Po porażce AWS Związek odchodzi od czynnego udziału w polityce, zmienia się również kierownictwo tygodnika. Rozpoczyna się trudny okres odbudowy jego pozycji wewnątrz Związku, gdyż jeden z zarzutów, jaki był kierowany pod adresem tygodnika, polegał na niewystarczającej obecność na jego łamach problematyki pracowniczej i związkowej. Dokonana zmiana w drugiej połowie 2002 r. - przejście na formułę magazynową z formatu gazetowego i poszerzenie palety tematycznej - zaowocowała dwukrotnym zwiększeniem sprzedaży. Jednak to nie wystarczyło, aby silniej zaistnieć na ogólnokrajowym rynku. Niemniej tygodnik był jednym z głównych miejsc, gdzie opozycja solidarnościowo-patriotyczna wobec rządów SLD mogła się systematycznie wypowiadać, to na jego łamach pojawiało się wiele nazwisk, które dziś stanowią czołówkę krajowej publicystyki, Piotr Semka czy Antoni Dudek. Objęcie władzy przez PiS stworzyło nadzieję, że problemy pracownicze i wynikające stąd zagrożenia staną się ważnym sejsmografem nastrojów społecznych, które będą brane pod uwagę także przez rządzących.

Dziś tygodnik jest przede wszystkim pismem związkowo-pracowniczym, wysoko oceniamym przez samych związkowców. Według najnowszych badań aż 90 proc. delegatów na ostatni krajowy zjazd Solidarności czerpie informacje o Związku z naszego tygodnika.

Jednak nie zaniedbujemy też innych obszarów, szczególnie w zakresie najnowszej historii oraz oczywiście problematyki gospodarczej i politycznej.
Warto też wspomnieć, że przez naszą firmę przewinęło się przez ten okres około tysiąca redaktorów, dziennikarzy i innych pracowników.
I sprawa najważniejsza. Mamy spore grono Czytelników, którzy czytają nas systematycznie od początku, utrzymując niekiedy korespondencję z redakcją do dziś. I za to Im szczególnie dziękujemy.

Jerzy Kłosiński
Redaktor naczelny Tygodnika Solidarność