Dodano: 07.06.24 - 11:40 | Dział: Polskie Skrzydła

AGENDA TOWARZYSKA


Nie jestem przeciwny idei uniosceptycyzmu głoszonej przez część polityków startujących w nadchodzących wyborach do PE, wręcz przeciwnie. Ale, moim zdaniem, tego tworu nie da się uleczyć, ani zreformować. Na 705 mandatów Polsce przypadną 53, jednak z uwagi na wyborcze mechanizmy, należy spodziewać się rozdrobnienia głosów europejskiej opozycji i efekt będzie żałosny. Nie mam złudzeń wobec przyszłych europosłów z ramienia PiS, bo przecież to dzięki ich koleżankom i kolegom przewodniczącą KE została Ursula von der Leyen, uosobienie tego wszystkiego, co Polskę rujnuje i spycha w odmęty całkowitej katastrofy. Być może to Niemcy, którym mandatów przypada 96, a prawo głosu mają ludzie już w wieku 16 lat, w znacznej części opowiadający się za AfD i Lewicą, paradoksalnie zbudują największą grupę przeciwników swojej, uwikłanej w afery korupcyjne, rodaczki. Ale, w perspektywie długoterminowej, trudno od tych właśnie wyborców oczekiwać przychylności, czy choćby sympatii dla polskiego interesu narodowego. Nie sposób zresztą im to wyrzucać, skoro sami Polacy o ten interes nie dbają. Według ośrodków badania opinii publicznej, za pozostaniem w strukturach UE, opowiada się 77% naszych rodaków. W porównaniu, podobnie myślących obywateli Grecji, którą UE politycznie przeczołgała, a gospodarczo zrujnowała, jest zaledwie 39%. Najwidoczniej, musimy doświadczyć podobnego szoku, by odrzucić zapisy "świętej księgi", z której czerpią inspirację do kolejnych, antyludzkich zarządzeń, europejscy komisarze. Jest nią Agenda 2030, którą globaliści nazwali żartobliwie agendą na rzecz zrównoważonego rozwoju. Za sprawą tej haniebnej rezolucji, którą przedstawiciele naszego umęczonego kraju podpisali w 2015 r., po blisko 10 latach tkwimy w miejscu, które określić można jednym, acz bardzo wulgarnym określeniem. Bogaty język polski potrafi je jednak zastąpić wyrażeniem dwuwyrazowym, jakim jest dom publiczny. Zwolennicy wpychania nas w objęcia Zachodu, tworząc tego typu przybytki na początku lat 90., nazywali je bardziej eufemistycznym i "europejskim" określeniem - agencja towarzyska.

Wiadomo, że każda rewolucja rozpoczyna się od odwracania pojęć i zmian w ich nazywaniu, by rzeczy ohydne, nieprzyzwoite ugładzić i spopularyzować. Początkowo szokując, później przyzwyczajając, doprowadzając do zobojętnienia, a na końcu karząc za odbiegającą od nienormalności, tzw. mowę nienawiści.

Niestety, tkwimy w tym szambie po uszy i, sądząc po podnieceniu wokół nadchodzących wyborów, zaczynamy się w nim pomału urządzać. Tymczasem, nadrzędność prawa unijnego nad polskim jest już faktem. To koniec polskiej suwerenności. Sztandarowe przykłady działań "naszych" rządów, które konsekwentnie realizują cele antyludzkiej agendy, można mnożyć. Zaczynając od nabijania kabzy małżeństwu von der Liars zakupami preparatów dziesiątkujących populację, inwestowanie w wiatraki Siemensa, czy używane samochody elektryczne, których nikt już nie chce kupować. Wysyłamy paliwa na Ukrainę, przepłacając z tego powodu przy tankowaniu samochodów na stacjach we własnym kraju, choć nie tak dawno obiecywano Polakom, że litr benzyny będzie kosztował 5,19 zł. Ślemy prąd na Ukrainę, która jeszcze niedawno miała być hubem energetycznym Europy. To sprawia, że prąd w Polsce jest najdroższy w tej części świata. Politycy w mediach tego nie mówią. Powiedzieli niedawno Ukraińcy. Przy tej okazji dowiedzieliśmy się, że na odbudowę sieci energetycznej dostali miliard dolarów. Ale, w efekcie, to my za to zapłacimy, bo pchamy tam nieprzerwanie, z uporem godnym lepszej sprawy tzw. pomoc, a z powodu niewyobrażalnego poziomu korupcji, który na Ukrainie dostrzegli nawet Amerykanie, jest to worek bez dna.

Pozostajemy w czarnej dziurze i to właściwie bez większej przenośni, bo zgodziliśmy się na pakt migracyjny, który nabierze rozpędu zanim nowo wybrani europosłowie zdążą się na dobre umościć w brukselskich apartamentach. Ten pakt nie dotyczy, jak chcieliby wierzyć naiwni wyborcy polskiego duopolu politycznego, przybyszy z najbliższej zagranicy. Bo oto na scenę wejdzie mechanizm wyrównawczy - ta nowomowa! Oznacza, że jeśli nie przyjmowaliśmy od 2015 r. imigrantów, teraz będziemy zmuszeni ich przyjąć. Jak grzyby po deszczu powstaną kolorowe miasteczka, a z nimi lokalne konflikty. To walka o czarną supremację na kontynencie europejskim i eliminację białego człowieka. Poza wszystkim innym, biały człowiek, to w dużej mierze chrześcijanin. A wojna z krzyżem w przestrzeni publicznej wchodzi właśnie w nową fazę, co trudno przeoczyć, zwłaszcza w stolicy Polski. Niedługo, nawet zdeklarowani przeciwnicy PRL zauważą, że znienawidzona przez nich poprzedniczka III RP, nie była aż tak antykatolicka. Z tego dobrowolnego samobójstwa próbuje wyrwać się Francja, która tradycję multi-kulti ma już tak przećwiczoną, że zaczyna dostrzegać swój rychły koniec. Ta Francja, którą w historii, jak mawia red. Michalkiewicz, Ameryka dwukrotnie już widziała bez majtek, usiłuje przywrócić sobie wizerunek Dziewicy Orleańskiej, ale czyni to, niczym paralityk w konwulsjach. Z jednej strony nie może się uwolnić od uzależniających, rosyjskich surowców i flirtu z chińskim smokiem, z drugiej pcha do boju na Dzikie Pola wyrzuconą z zamorskich kolonii Legię Cudzoziemską, tuląc się do Niemców. Ci zaś, nie chcą wyrzec się satanistycznej agendy, uprawianej z lubością, na co wskazywać może nagranie krążące w sieci, na którym tzw. polityk z partii FDP liże w ekstatycznym uniesieniu pisuar w publicznej toalecie. Koedukacyjnej, bo przecież skoro mężczyźni startują w dyscyplinach sportowych, jako kobiety, to jakie to wszystko może mieć znaczenie, czyja jest łazienka. To właśnie w Niemczech zatwierdzono ustawę o transseksualizmie i to w tym, szanowanym, nie wiadomo z jakich powodów, przez wielu Polaków państwie, dopuszczono tzw. tranzycję dzieci i młodzieży. Efekty tego zezwierzęcenia, w kolorze i stereo, mogliśmy oglądać podczas ostatniej edycji Eurowizji. Odruch samoobronny wykazali Czesi, którzy ogłosili, że zamierzają wycofać się z tej żenującej i niesmacznej zabawy. Zapewne bez żadnego związku z tą decyzją, prezydent tego państwa Petr Pavel, doznał obrażeń w wyniku wypadku motocyklowego, do którego doszło 23 maja br.. Szczęśliwie, niegroźnego. O mniejszym szczęściu może mówić premier Słowacji, którego 15 maja postrzelił szalony literat z bezpieczniacką przeszłością. To, w jaki sposób zdążył oddać 5 strzałów do najbardziej znienawidzonego przez globalistów polityka, pozostanie zapewne tajemnicą służb specjalnych tego państwa. "Grzechy" Roberta Fico przedstawiły już rozmaite tuby medialne globalnego kahału, nie wspominając jednak, że to właśnie dzięki niemu Europa, a przede wszystkim Polska, nie znalazła się dotąd w stanie wojny ze Wschodem, bo to on, jako jedyny sprzeciwił się temu w lutym br. podczas zlotu dzieci Klausa Schwaba, mającego na celu otwarcie "drugiego frontu". Dzięki Bogu, Schwab odszedł właśnie na emeryturę i choć nadal pozostaje w Radzie Nadzorczej swej przestępczej organizacji, to widocznie traci siły, czego mu serdecznie życzę, choć to nieładnie.

Skoro mówimy o premierach, to warto wspomnieć, że dwaj z nich, oczywiście z krajów nie będących pod unijnym butem, uznali Palestynę za państwo. To przywódcy Norwegii i Irlandii. O żydowskim ludobójstwie napisałem już wiele, więc tu tylko wspomnę, że wizerunkowi Izraela z pewnością nie pomogła katastrofa śmigłowca 19 maja br., w wyniku której śmierć ponieśli, zarówno prezydent, jak i szef dyplomacji Iranu. Po raz pierwszy, z niekłamanym zdziwieniem, muszę zgodzić się z prezydentem Dudą, który "porównał tragedię Iranu do Smoleńska"[1], choć należy przypomnieć, że jego partyjni koledzy, z Antonim Macierewiczem na czele, "katastrofę polskiego rządowego samolotu w Smoleńsku w Rosji"[2], uznali już dawno temu za zamach. Naturalnie, wszelkie insynuacje w tej sprawie będą skutecznie eliminowane na podstawie zapisów na temat mitycznego antysemityzmu, którego apogeum ogarnęło Stany Złajdaczone, a które są właśnie wypalane płonącym żelazem na karierach naiwnych studentów, pośród których całkiem sporo jest potomków jeńców niemieckich obozów śmierci. Ale, jakakolwiek krytyka polityki (!) państwa dokonującego eksterminacji ludności na oczach świata i w świetle reflektorów jest niedopuszczalna, i określana mianem faszyzmu. Reasumując, nie dajmy się nabrać po raz kolejny na blichtr i urodę naganiaczek do krótkotrwałych uciech tej obskurnej agendy towarzyskiej, bo za chwilę położą przed nami rachunek.

[1] https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30986550,andrzej-duda-reaguje-na-smierc-prezydenta-iranu-wspomnial-o.html

SÅ‚awomir M. Kozak