Dodano: 29.10.23 - 12:04 | Dział: Polskie Skrzydła
IZRAELSKIE 9/11
Od dziś, każdy naród, który ukrywa lub wspiera terroryzm, będzie uważany przez Stany Zjednoczone za wrogi reżim (państwo sponsorujące terroryzm).
George W. Bush, 20.09.2001
Mijają trzy tygodnie od spektakularnych wydarzeń w Izraelu, w wyniku których śmierć poniosły już tysiące ludzi, zburzono setki domostw w strefie Gazy, a rannych na ciele i duchu trudno nawet policzyć. Media całego świata relacjonują obrazy z tej części świata niemalże na bieżąco i nie ma potrzeby, by je tu powielać. Chciałbym jednak przypomnieć kilka faktów, których próżno by szukać w codziennej wrzawie medialnej. A chodzi o prapoczątki organizacji, która zainicjowała ten ponury ciąg wydarzeń na Bliskim Wschodzie. Pisałem o niej w książce "Oko Cyklopa".
W 1928 roku, Egipcjanin Hassan Al-Banna założył nacjonalistyczną grupę o nazwie Bractwo Muzułmańskie. Banna zauroczony był poglądami człowieka, który niedługo potem odcisnął tragiczny ślad w historii świata. Tym osobnikiem był Adolf Hitler. Banna pisywał nawet do niego wiernopoddańcze listy. Już wkrótce Bractwo stało się swego rodzaju odnogą niemieckiego wywiadu. Nacjonalizm arabski miał z niemieckim nazizmem coraz więcej wspólnego, a niechęć obu ideologii wzbudzali zarówno Żydzi, jak i elementy zachodniej kultury. Niemcy wspierając działalność Bractwa w Egipcie, wzmacniali de facto "piątą kolumnę" egipskiej armii. Na wieść o wybuchu wojny Bractwo złożyło zapewnienie wywołania powstania i pomocy oddziałom generała Rommla.
Bractwo rosło w siłę. Powstała nawet sekcja palestyńska, której szefem został wielki mufti Jerozolimy. Współtworzył on międzynarodową dywizję SS składającą się z arabskich nazistów. Dywizja ta, o nazwie Muzułmańskiej Dywizji Handzar, miała w swych ambitnych planach podbicie całej Afryki. Po wojnie Bractwo znalazło się na indeksie, a wywiad brytyjski wyłapał jego najaktywniejszych członków. Jednak, jak to w wywiadowczym zwyczaju bywa, postanowiono ich wykorzystać. Trafili do Egiptu, gdzie przez trzy lata szkolono ich do wykonywania zadań specjalnych. Brytyjczycy zamierzali wykorzystać grupę do walki z nowo tworzącym się państwem Izrael. Brytyjczyków wspierał w tych działaniach wywiad francuski, który uwolnił wielkiego muftiego i wysłał go również do Egiptu. Kiedy okazało się, że plany spaliły na panewce, Brytyjczycy przekazali swe muzułmańskie aktywa rodzącej się służbie wywiadowczej USA. CIA postanowiła wykorzystać arabskich nazistów, na terenie Środkowego Wschodu, w formie przeciwwagi dla arabskich komunistów, pozyskanych przez Związek Sowiecki.
Pomysł nie spodobał się władzom egipskim i Naser, ówczesny przywódca tego państwa wydał polecenie likwidacji członków Bractwa. W latach 50. Egipt przestał być bezpiecznym dla nich miejscem. Ratując sytuację, CIA przerzuciła ocalonych z czystki do Arabii Saudyjskiej. Duchowi przywódcy Bractwa rozpoczęli wkrótce w tamtejszych szkołach religijnych nauczanie zasad opartych na zlepku ideologii nazistowskiej z islamskim wahhabizmem. W jednym z tamtejszych medresów, z ogromnym zainteresowaniem nauk tych wysłuchiwał młody Arab, o którym w przyszłości miał usłyszeć cały świat. Nazywał się Osama Bin Laden.
Kiedy w r.1979 Sowieci wkroczyli do Afganistanu, amerykańskie służby specjalne zdecydowały o wysłaniu im w sukurs swych bojowników z Arabii Saudyjskiej. Z uwagi na złe konotacje ideologiczne Bractwa, postanowiono zmienić ich wizerunek. Nowi pomagierzy Ameryki przyjęli nazwę Maktab al-Khadamat al-Mujahidin. I to oni wykrwawili sowieckich żołnierzy w niedostępnych afgańskich górach. Wkrótce po tym przestali być potrzebni. Arabia Saudyjska, z pewnością wypełniając wolę USA, nie miała już ochoty dłużej ich gościć i zamknęła przed nimi drzwi. W zamian za spokój na swym terenie zobowiązała się jednak wspierać ich finansowo. (...) Animatorzy wywiadowczych gier postanowili część z nich po prostu uśpić, zachowując pełną nad nimi kontrolę, co miało się przydać w różnych jeszcze misjach. Tego, że takie zadania nadal spełniają, dowodzi fakt powstania z członków radykalnego odłamu Bractwa, organizacji Hamas (...) Ojcem chrzestnym tego tworu jest Izrael. Osama Bin Laden, który po tajemniczej śmierci swego mentora Azzama, zaczął odgrywać pierwsze skrzypce w Bractwie, powołał do życia organizację Al Kaida. Musiało być na nią zapotrzebowanie i pomału przygotowywano zręby nowej organizacji. Tak oto powstała Baza. Baza dla kolejnego zadania militarnego. Baza dla wydarzeń 11 września 2001 roku i wszystkich późniejszych konsekwencji tego dnia.
To, co się obecnie rozgrywa na terenie strefy Gazy jest jednym z następstw tamtego właśnie dnia. Uważam, że Hamas powstał, jako przeciwwaga dla cieszącej się ogólnym poparciem Palestyńczyków organizacji Al-Fatah, kierowanej przez charyzmatycznego Jasira Arafata. Był on, w latach 1969-2004 przywódcą Organizacji Wyzwolenia Palestyny, dla której uzyskał w r.1974 status obserwatora przy ONZ. Jak pisze o nim Wikipedia "w 1988 r. ogłosił utworzenie państwa palestyńskiego i powołał rząd emigracyjny. W 1989 roku wybrany przez emigracyjny parlament na prezydenta. Na przełomie lat 80. i 90. rozpoczął rozmowy pokojowe z Izraelem. Porozumienia zawarte w Oslo w 1993 roku dały początek Autonomii Palestyńskiej w Gazie i na Zachodnim Brzegu. W uznaniu prowadzonych przez niego rozmów pokojowych otrzymał w 1994 roku Pokojową Nagrodę Nobla. Proces pokojowy w praktyce wstrzymało powstanie rządu Binjamina Netanjahu. W latach 2001-2002 więziony przez władze izraelskie w swojej kwaterze w Ramallah. (...) Zmarł w 2004 r.". Dziś Izraelem ponownie zarządza skompromitowany we własnym kraju Netanjahu, któremu polityka prowadzona przez Arafata nigdy nie odpowiadała.
Przypomnę w tym miejscu, o czym pisałem w "Operacji Dwie Wieże", że Netanjahu, w okresie poprzedzającym zburzenie w Nowym Jorku wież WTC, pozostawał w prawie codziennym kontakcie telefonicznym z ich właścicielem, Larrym Silversteinem. Netanjahu, po zamachu w Ameryce, zapytany, co ataki terrorystyczne znaczą dla relacji amerykańsko-izraelskich odpowiedział, że "są bardzo dobre", a chwilę potem dodał, iż "tak naprawdę to nie jest dobrze, ale wywołają one atmosferę poparcia i zrozumienia. Jeżeli najbliższy sojusznik Izraela poczuje ból spowodowany zbiorową śmiercią cywilów z rąk terrorystów, wtedy Izrael stworzy niezniszczalną więź z największym światowym mocarstwem. Co więcej, dostanie wolną rękę w walce z palestyńskimi terrorystami, którzy mordowali niewinnych izraelskich cywilów podczas ciągnącej się przez cały 2001 rok intifady."
Należy też odnotować, że 3 października br., po raz pierwszy w historii USA, odwołano z funkcji spikera Izby Reprezentantów, Kevina McCarthyego. Sądziłem, że nie sposób obsadzić na tym stanowisku nikogo gorszego od jego poprzedniczki, Nancy Pelosi. Niestety, demokraci wpadli na szatański pomysł, by wysunąć na ten urząd kandydaturę Georgea W. Busha, za którego prezydentury miały miejsce wydarzenia z 11 września 2001!
Tego samego, który w 1977 r. otrzymał od Jamesa Batha reprezentującego rodzinę Bin Laden w USA, 50 000 dol. na rozruch swojej spółki naftowej Arbusto Energy. Tego, którego ojciec, były dyrektor CIA, ale też były prezydent, w przeddzień ataków na Amerykę, 10 września 2001 r. spotkał się w waszyngtońskim hotelu Ritz-Carlton ze swym wspólnikiem z firmy Carlyle Group, Shafiq Bin Ladenem, jednym z braci Osamy. Jeszcze przed otwarciem ruchu lotniczego w USA, 19 września, cała 13-osobowa ekipa rodziny Bin Laden odleciała do domu samolotem wyczarterowanym przez Biały Dom. Dzień później George W. Bush, podczas połączonego posiedzenia Izby Reprezentantów i Senatu, nawoływał do koalicji państw mających zwalczać terroryzm, grzmiąc "albo jesteś z nami, albo z terrorystami!". Jak wiemy, wówczas przekonał m.in. przywódców polskiego rządu.
To on także, w r. 2008 oświadczył w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich Abu Zabi, że "działania Iranu zagrażają bezpieczeństwu wszystkich państw". Jak podawała ówczesna prasa "Amerykański przywódca zarzucił Iranowi wydawanie "setek milionów dolarów" na finansowanie takich ugrupowań terrorystycznych jak Hamas czy Islamski Dżihad oraz dostarczanie broni talibom i rebeliantom szyickim w Iraku".
To niezwykle arogancka wypowiedź, której cynizm w pełni możemy dostrzec dzisiaj, czytając, że "reżim Bidena potajemnie przekazał Hamasowi 75 milionów dolarów kilka dni przed atakiem". Dowiadujemy się również, że wcześniej "administracja Bidena wysłała dziesiątki milionów funduszy pomocowych związanych z Covid dla grupy oskarżanej o ukrywanie terrorystów Hamasu". Media donoszą o kwocie przekraczającej 33 mln dolarów.
Co prawda, po 22 dniach bezczynności, 25 października wybrano jednogłośnie, w pierwszym głosowaniu nowego spikera. Został nim republikanin, prawnik i dziennikarz radiowy, Mike Johnson. Stojąc z Biblią w ręku na podium powiedział: "Znamy wyzwania, przed którymi stoicie. Wiemy, że w naszym kraju wiele się dzieje, zarówno tu, jak i za granicą. Jesteśmy gotowi ponownie zabrać się do pracy, aby rozwiązać te problemy. Naszą misją jest dobrze wam służyć, przywrócić wiarę ludzi w tę Izbę, w tę wielką i niezbędną instytucję. (...) Wierzę, że każdy z nas ponosi dziś ogromną odpowiedzialność za sposób wykorzystania darów, które dał nam Bóg, aby służyć niezwykłym ludziom tego wspaniałego kraju, tak jak na to zasługują i zapewnić, że nasza Republika pozostanie wielką latarnią światła, nadziei i wolności w świecie, który rozpaczliwie tego potrzebuje". Czas pokaże, jakie czyny pójdą za tymi słowami.
Tymczasem, pełni zrozumiałego sprzeciwu wobec tragedii rozgrywającej się na terenach państwa palestyńskiego, powinniśmy obserwować tamtejsze wydarzenia ze świadomością, że być może dziennikarze zapędzając się w określanie ich mianem "izraelskiego 9/11", są bliżej prawdy, niż sądzą.
SÅ‚awomir M. Kozak
2023-10-27
Oficyna Aurora