Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 06.12.21 - 21:12     Czytano: [1053]

Czy warto obejrzeć się za siebie?


Zastanawiam się, czy wielu z moich piszących przyjaciół obawia się nie samego zejścia z tego świata, ale tego, czy coś z naszego pobytu na ziemskim padole po nas pozostanie. Nie myślę tu absolutnie o fizycznym majątku, bo takiego raczej nie posiadam poza przysłowiowym "dachem nad głową", ale o moich wierszach, opowiadaniach, albumach - o wszystkim tym, co będzie cząstką mnie - moich myśli, rozważań, odczuć. Nawet jeśli nie teraz, to może kiedyś moje córki albo wnuki sięgną po moją książkę, album, coś, co im przypomni wspólnie spędzone chwile. Tak, chwile, bo z chwil się składa nasze życie i każda jest ważna. Nie, nie wybieram się jeszcze z tego cudownego świata, bo i trudno by było pozostawić tych, których kocham.
Ale chciałabym przekazać moim wnukom jak najwięcej wiadomości o korzeniach rodziny - moich rodzicach, ich wspomnieniach, jak też o mnie samej z czasów dzieciństwa, młodości i później, kiedy już zostałam żoną i matką, o czasach moich zmagań z trudną rzeczywistością w Polsce, jak i w końcu o czasach, kiedy przyjechałam z dziećmi do Australii.

Mój ukochany ojciec lubił opowiadać historie ze swojego życia, ale ja nie miałam cierpliwości, żeby go słuchać. Dzisiaj wiedziałabym dużo więcej o jego życiu, o czasach II wojny światowej, kiedy został wysłany na tzw. przymusowe roboty do Niemiec. Jako dziecko uwielbiałam słuchać jego bajek, które potem opowiadał również moim córkom, trzymając je obie na kolanach, jednocześnie karmiąc. Kiedy zasłuchały się, to i posłusznie otwierały buzie, do których "dziadzia" podtykał świeżutko ugotowaną zupkę warzywną z posiekanym w poprzek włókien mięskiem.

Żeby coś konkretnego pozostało, postanowiłam zbudować drzewo genealogiczne rodziny na stronie internetowej My Heritage. Udało mi się rozwinąć moje poszukiwania ze strony mamy Stefanii, nazwisko rodowe Puzio. Z tym nazwiskiem wiąże się zarówno rodzina w Polsce, najwięcej mieszka w Węgorzewie (z którymi utrzymywaliśmy kontakty), ale też i zagranicą, między innymi w Australii. Niestety, nie udało mi się tego zrobić ze stroną mojego ojca Aleksandra. Będzie to być może możliwe, kiedy odwiedzę ich w Polsce. Ale nawet to, co już mam, jest sporą wiedzą dla mojego pokolenia. Największe zainteresowanie korzeniami rodziny wykazuje mój najmłodszy wnuk - 13 letni Sebastianek. On już dostał zaproszenie do tej strony i może na nią wchodzić i analizować. Dokonał już nawet korekty zdjęć z czarno-białych na kolorowe.

Przestrzegłam go, mówiąc, żeby słuchał moich opowieści, bo potem będzie żałował, jak ja, że nie słuchałam ojca. Sebuś odpowiedział mi: - babcia, nie chcę się znaleźć w sytuacji, jak ty, dlatego zostaw wszystko w formie pisemnej!

Cwaniak z tego mojego wnuka, ale myślę, że ma rację, bo nasza pamięć jest zawodna. I tutaj wracam do mojego postanowienia pisania krótkich opowiadań - co tydzień jedno. Może potem da się je jakoś powiązać tematycznie, żeby powstała jakaś całość. I może moje opowiadania przybliżą tamte dawne czasy młodemu pokoleniu, które nie ma pojęcia choćby o moim życiu. Bo czy który z moich wnuków może sobie wyobrazić jak wyglądało życie na dawnej wsi polskiej, gdzie nie było jeszcze elektryczności, a lekcje odrabiałam przy lampie naftowej albo, że woda nie leciała z kranu, a trzeba było iść do studni sąsiadów ze 200 albo 300 metrów, kręcić korbą, aby wyciągnąć wiadro wody, a potem przynieść dwa wiadra do domu i powtarzać taką czynność kilkakrotnie w ciągu dnia, żeby starczyło na ugotowanie obiadu, pozmywania naczyń, uprania bielizny, czy umycia podłogi w dosyć obszernym mieszkaniu? Które z dzieci może wyobrazić sobie, że nasze matki chodziły do rzeki, aby tam prać albo płukać upraną bieliznę? Nikt się też nie zastanawia, jak wyglądały rozrywki w tamtych czasach - bez telewizji i bez komputera? A przecież ludzie, oprócz pracy, mieli swoje rozrywki, wspólne zabawy, śpiewy, tańce. A zasadniczą różnicą między tamtym, a dzisiejszym jest to, że kiedyś dzieci, czy młodzież bardziej "garnęli" do siebie, wspólnie się bawiąc, a dzisiaj technologia dostarcza wielu gier komputerowych. Jak tak sięgnę wstecz, to na moich - naszych oczach dokonało się tyle nowych zmian w technologiach, odkryć, niosących ludziom zarówno wiele dobrego, jak i złego.

Kiedyś do szkoły, czy do sklepu spożywczo-przemysłowego i kościoła w innej wsi - biegałam na pieszo, nawet kiedy temperatury były bardzo niskie, bo samochodu we wsi wtedy nie miał nikt, nawet ksiądz. Ci bogatsi gospodarze mieli konie i wozy i to takim wozem czasem udało się "przejechać", jak woźnica pozwolił. Pamiętam natomiast motocykle. To one pierwsze pojawiły się we wsi. Kiedyś mając może z osiem lat, mama pojechała ze mną autobusem do Pułtuska, aby odwiedzić stryjka, mieszkającego kilka kilometrów za Pułtuskiem, które trzeba było przejść na pieszo. Matka zaczepiła po drodze motocyklistę, czy nie zechciałby dowieść mnie do domu stryjostwa. Wtedy po raz pierwszy jechałam na motorze, a jazda ta bardzo mi się spodobała, kiedy motor podskakiwał na wybojach polnej drogi. Która matka w obecnych czasach powierzyłaby swoje dziecko przydrożnemu nieznajomemu? Chyba żadna. Ale wtedy to były jeszcze inne czasy. Żarówkę elektryczną zobaczyłam po raz pierwszy mając lat 12, kiedy pojechałam w odwiedziny na Śląsk, gdzie moja siostra zamieszkała po wyjściu za mąż. Matka nacisnęła guzik na klatce schodowej, bo było już późno, kiedy dojechałyśmy. Jaka to jasność rozbłysła, jakbym znalazła się gdzieś poza naszą planetą! A potem, kiedy zobaczyłam pięknie urządzone mieszkanie siostry z błyszczącym parkietem - to pomyślałam, że już piękniej być nie może. Tam też był już kran z bieżącą wodą i możliwością kąpieli. Kuchnia jeszcze na węgiel, wodę w bojlerze również trzeba było grzać przy użyciu węgla, ale już mogłam się po raz pierwszy w życiu wykąpać w tak obszernej wannie, bo dotąd to była metalowa wanienka, a do kąpieli trzeba było nagrzać wody w garnkach. Klasę szóstą kończyłam na Śląsku (dzisiejsza dzielnica Rybnika), tam po raz pierwszy poszłam do kina! Tytułu nie zapomniałam! To był film "Szatan z siódmej klasy", zdaje się od lat 14, a ja miałam 13. Przy wejściu pomógł mi nieznajomy pan, mówiąc - "moja leci". Jaki to był cudowny film! Jak ja mogłam przeżywać jego tajemniczość poszukiwania skarbu. W budynku kina mieścił się dom kultury. kiedyś przygotowywano jakąś uroczystość, a ja jako dziecko bez akcentu śląskiego (z Mazowsza) zawsze byłam typowana do recytacji. Wtedy to usłyszałam po raz pierwszy zarejestrowany swój głos. Nie chciało mi się wierzyć, że to mój! Tam też po raz pierwszy obejrzałam telewizję, bo radio to już wcześniej słyszałam w domu koleżanki. To była audycja dla dzieci na 1 września: Ćwierkają wróbelki? Mieszkając na Śląsku po raz pierwszy matka kupiła radio. Nasze, własne radio! Odtąd w wolnym czasie zasiadałyśmy z siostrą, aby słuchać słuchowisk, a przy niedzieli wygrywała nam śląska kapela.

Pierwszą pralkę "Franię" z wyżymaczką moja mama kupiła za pierwszą moją wypłatę. Po wyjściu za mąż nie było nas stać na telewizor, więc początkowo biegaliśmy oglądać filmy do mojej siostry (w Serocku k/Warszawy). Za kilka lat (początek lat siedemdziesiątych) kupiliśmy pierwszy czarno-biały telewizor, a wielki ruski kolorowy dopiero z końcem lat siedemdziesiątych. W mojej pierwszej pracy w roku 1967 miałam maszynę liczącą, która dzieląc przesuwała się, robiąc ogromny hałas. I trwało to ładnych parę lat, dopiero potem pojawiły się tzw. kalkulatorki. Internet w moim zakładzie pracy wszedł nieco z opóźnieniem, bo inne zakłady już je wprowadziły, jakoś zaraz po moim wyjeździe do Australii (1991). Już wtedy wiele rodzin zadobyło się rodzimego "Malucha" albo większego Fiata-125. Na ulicach zaczęło być tłoczno. Elektryczne pociągi zaczęły jeździć w Polsce znacznie wcześniej, niż w Australii. Tutaj po przyjeździe w 1991 roku jeszcze nie było linii elektrycznej. Bardzo raziły mnie tutaj drewniane słupy elektryczne, a wiele z nich stoi do dzisiaj. Zachwyciły natomiast sklepy i komputerowe kasy, których w Polsce w mniejszych miastach nie było. Jakoś za dwa, czy trzy lata po przyjeździe zbudowano pierwsze pociągowe linie elektryczne. Samolotem po raz pierwszy w 1988 leciałam z Polski do Australii przez Bangkok liniami rosyjskim z tankowaniem w którymś radzieckim kraju, gdzie wszystkie (poza jedną) toalety pozabijane były dechami) a zapachy rozchodziły się na okolicę. Lotnisko w Bangkoku ze stoiskami lśniącymi złotem wywarło na mnie ogromne wrażenie, ale na zewnątrz nie było czym oddychać. Rzeczywistość w tym mieście, jak się wkrótce mogłam przekonać nie była kolorowa. W hotelu mało mnie nie zjadły karaluchy! Byłam zszokowana, że nie ma w tym kraju żadnych zasad ruchu drogowego, a samochody jadą pod prąd na oślep.

Każdy nowy rok przynosi nowości w dziedzinie komputerowej, coraz to nowsze wersje komórek telefonicznych, od lat już działa system bezgotówkowy, samoczynne pobieranie za rachunki. Buduje się nowe rozwiązania komunikacyjne, coraz szybsze, bardziej ekskluzywne. Tyle usprawnień dla człowieka, a mimo to wydaje się, że ludzie są ciągle zabiegani, nie mają czasu dla siebie, a zamiast bawić się wspólnie - klikają w klawisze komputerowych gier. Samochody w godzinach szczytu godzinami stoją w korkach, wydzielając trujące powietrze. Nasza planeta ziemia się buntuje. Lodowce na skutek podwyższonej temperatury powietrza roztapiają się, szaleją huragany, pożary, trzęsienia ziemi i erupcje wulkanów. Politycy próbują (a może tylko udają) ratować naszą planetę, a młoda aktywistka Szwecji oskarża ich o "bla bla" zamiast konkretnych działań. W czasie swojego życia doświadczyłam wielu osiągnięć medycyny, ale ciągle pojawiają się też nowe nieznane dotąd choroby.

To takie moje tylko pobieżne spojrzenie na zmiany w rozmaitych dziedzinach życia. Zmiany te są przeogromne. Bo nawet gdy spojrzę na czasy mojego dzieciństwa, to wydają się one nader prymitywne. A co będzie za 100 lat? Jaka będzie przyszłość? Czy pośpiech rozwoju technologii, pogoń za kapitałem przyniesie nowemu pokoleniu korzyści, dostatni byt, czy też klęskę?

Pewnie choć w części na te moje pytania będą mogli odpowiedzieć moi wnukowie. Całkiem możliwe, że nasze najnowsze wynalazki już za lat 20, a nie za 50 - okażą się przeżytkiem? Bo teraz wszystko leci zbyt szybko, tak szybko, że my starsi już się gubimy w tym pośpiechu, a pośpiech ten pędzi na oślep...
I stąd mój pomysł na moje opowiadania, moje przemyślenia... Niech mój wnusio Sebuś powie kiedyś, jak to dobrze, że babcia zostawiła "written form".

Danuta Duszyńska - "australijka"

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

29 Marca 1848 roku
We Włoszech z inicjatywy Adama Mickiewicza został podpisany akt zawiązania legionu polskiego.


29 Marca 2020 roku
W wieku 86 lat zmarł wybitny kompozytor, dyrygent i pedagog muzyczny Krzysztof Penderecki. Nagrodzone utwory: „Strofy”, „Emanacje”, „Psalmy Dawida.


Zobacz więcej