Czwartek 28 Marca 2024r. - 88 dz. roku,  Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 22.05.21 - 14:22     Czytano: [2429]

Litwa Kowieńska – tam była Polska (II)


Marian Kałuski


Polskość Litwy Kowieńskiej


„’Litwin jestem’ – mówił Kościuszko, ‘Litwo Ojczyzno moja’ – pisał Mickiewicz. Wszyscy uważaliśmy siebie za Litwinów i za Polaków równocześnie” – napisał w swoich wspomnieniach pochodzący spod Poniewieża (Litwa Kowieńska) ksiądz profesor Walerian Meysztowicz (Gawędy o czasach i ludziach Londyn-Łomianki 2008). Wszyscy oni byli Polakami – i za nich się uważali. Nie pozostawił co do tego żadnych wątpliwości Adam Mickiewicz pisząc w Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego: „Litwin i Mazur bracia są; czyż kłócą się bracia o to, iż jednemu na imię Władysław, drugiemu Witowt? Nazwisko ich jedno jest, nazwisko Polaków” (rozdz. XII). A historyk polski Marceli Kosman w swej Historii Białorusi (Wrocław 1979) wzmacnia twierdzenie Mickiewicza pisząc: „(Już) W II połowie XVIII w. przez Polaków rozumiano szlachtę całej Rzeczypospolitej, ‘Polska’ bowiem stała się pojęciem obejmującym Koronę i Wielkie Księstwo Litewskie”. Konstytucja 3 maja 1791 r. zniosła Wielkie Księstwo Litewskie – od tej pory była tylko Polska.
Litwa i Żmudź były Polską nie tylko do czwartego kwartału XIX w., ale w zasadzie aż do 1918 r., gdyż jak pisze historyk białoruski Aleksander Ćwikiewicz w odniesieniu do ziem białoruskich byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, które niczym nie różniły się pod tym względem od ziem litewsko-żmudzkich: „O właścicielach i na ogół o przedstawicielach ekonomicznego życia Białorusi w oderwaniu od Polaków nie ma i o czym mówić: stanowili oni główną, kardynalną siłę w kraju. Gospodarka, kultura, administracja – wszystko znajdowało się w rękach polskiej inteligencji, która tym wszystkim kierowała. W tym sensie różnica pomiędzy Białorusią i na przykład gubernią lubelską albo łomżyńską była bardzo nieznaczna – różnica była tylko w masach ludowych, które tu pozostawały białoruskie, a tam – polskie.” O sile polskiej inteligencji np. w Kownie, faktycznej stolicy Litwy w latach 1918-40, na progu niepodległej Litwy napisał litewski minister spraw wewnętrznych z czasów dyktatora Antonasa Smetony (1926-40) Rapoalas Skipitis w swej książce Nepriklausoma Lietuva statant (1961, 1967), że podczas wyborów do samorządów w 1919 r., a więc już w czasie rządów litewskich w mieście i na Litwie Kowieńskiej, do 71- osobowej Rady Miejskiej Kowna weszło aż 30 Polaków, 22 Żydów, tylko 12 Litwinów, 6 Niemców i 1 Rosjanin. Jeśli chodzi o znajomość języka polskiego na obszarze późniejszej Litwy Kowieńskiej, to pomimo 100 lat od III rozbioru Polski w 1795 r. i stu lat panowania rosyjskiego tutaj, a przede wszystkim pomimo urzędowego carskiego zakazu używania języka polskiego w miejscach publicznych, język polski był tutaj nadal językiem powszechnie używanym. Potwierdził to nie kto inny jak sam późniejszy prezydent, a następnie dyktator Litwy (1926-40) Antonas Smetona, który wspominał, że gdy w latach 1889-94 był w szkołach rosyjskich w Wiłkomierzu i Połądze (Żmudź) na stancjach uczniowskich mówiono wyłącznie po polsku (A. Merkelis Antanas Smetona New York 1964). Litwa Kowieńska była częścią Polski aż do 1918 r. także i z tego powodu, że aż do powstania państwa litewskiego, na Litwie i Żmudzi wszystkie nazwy geograficzne (m.in. miasta, wsie, rzeki, jeziora itp.) miały nazwy jedynie polskie – nazwy, które obowiązywały tu także podczas zaboru rosyjskiego (1795-1915, oczywiście w alfabecie rosyjskim, ale jednak polskie) i okupacji niemieckiej Litwy (1915-18). Nazwy litewskie wprowadzono dopiero w państwie litewskim i często nie miały one nic wspólnego z nazwą historyczną danej miejscowości. Nie były one wynikiem badań naukowców, ale wymysłem maniakalnych polakożerców, dążących do odpolszczenia wszystkiego co było polskie (także nazwy) na Litwie Kowieńskiej (a po 1939/1945 r. także na Wileńszczyźnie). Litwę Kowieńską możemy nazywać Polską także i dlatego, że większość kościołów katolickich i pałaców, które są najbardziej okazałymi budowlami na Litwie i cennymi zabytkami, jest fundacji polskiej lub zostało zbudowanych przez polskich architektów (stąd Litwini w ich opisach rzadko podają nazwisko architekta), a pałace dla polskiej arystokracji. Wreszcie dowodem na to, że Litwa Kowieńska była polską są jeszcze dziś dość licznie zachowane nagrobki polskie na starych cmentarzach.
Faktem jest, że jeśli mieszkaniec Litwy przed I wojną światową przeniósł się do Polski, był tam, i to z własnej woli, zawsze Polakiem od pierwszego dnia pobytu na etnicznych ziemiach polskich. A mowa o raczej wielu tysiącach takich osób. Ten fakt mówi także o polskości Litwy Kowieńskiej i o tym, że polskojęzyczni jej mieszkańcy nie byli żadnymi Litwinami w dzisiejszym znaczeniu tego wyrazu, a tylko Polakami.
Również fakt, że z obszaru Litwy Kowieńskiej pochodziło bardzo wiele znanych dziś osób, które bez wątpienia były nikim innym jak Polakami i które odegrały wielką czy dużą rolę w życiu Polski i narodu polskiego jest dowodem na to, że Litwa Kowieńska była polską ziemią. Bowiem na żadnych terytoriach etnicznych jakiegoś narodu czy obszarach okupowanych przez kogokolwiek nie rodzą się prezydenci, premierzy, ministrowie, ambasadorowie, senatorzy, posłowie na sejm, generałowie, biskupi, malarze, kompozytorzy, aktorzy, sportowcy i wielu uczonych – profesorów uniwersytetów – i to w tak dużej liczbie. Austria okupowała polską Galicję (kraj większy i ludniejszy od Litwy Kowieńskiej) w latach 1772-1918 i kolonizowała ją do 1868 r. Jednak na palcach najwyżej dwóch rąk można policzyć znanych Austriaków urodzonych w zaborze austriackim. Tymczasem na Litwie Kowieńskiej urodziło się setki znanych Polaków (np. Polski Słownik Biograficzny), których wymieniam w swoim tutejszym Słowniku.
Na terenie Litwy Kowieńskiej urodziły się m.in. tak ważne osoby w życiu politycznym, wojskowym, dyplomatycznym, sądowym i kościelnym przedwojennej Polsce (ograniczamy się tu tylko do tych trzech grup), jak m.in.: pierwszy prezydent odrodzonej Polski Gabriel Narutowicz (1922, także minister spraw zagranicznych), premier Polski Marian Zyndram-Kościałkowski (1935-36, także minister), ministrowie rządu: Seweryn Ludkiewicz, Zdzisław Ludkiewicz, Aleksander Meysztowicz i Tadeusz Romer (minister spraw zagranicznych i poseł i ambasador RP w Lizbonie, Tokio i Moskwie), konsul generalny RP w Królewcu i Monachium Konstanty Jeleński, senatorowie RP: Tadeusz Giedroyć, Józef Godlewski, Bronisław Krzyżanowski, Walery Roman, Marian Strumiłło i Piotr Zubowicz, posłowie na Sejm RP: Witold Bańkowski, Antoni Hałko, Wiktor Maleszewski, Zygmunt Nowicki, Kazimierz Okulicz, Stanisław Pławski, Feliks Raczkowski, Stefan Rudziński, Teofil Staniszkis, Marian Świechowski, Edward Taurogiński, Witold Żyborski i Bronisław Żongołłowicz, I prezes Sądu Najwyższego i przewodniczący Trybunału Stanu Franciszek Nowodworski, wojewodowie: Walery Roman i Marian Zyndram-Kościałkowski (i tymczasowy prezydent Warszawy), generałowie Wojska Polskiego: Antoni Baranowski, Aleksander Gabszewicz, Jerzy Jastrzębski, Piotr Koreywo, Mieczysław Mackiewicz, Maciej Józef Radziukinas, Kazimierz Rumsza, Stefan Marian Strzemieński, Antoni Towiański; biskupi katoliccy: sufragan wileński Kazimierz Michalkiewicz i sufragan warszawski Stanisław Ruszkiewicz.
To nie byli żadni Litwini czy nawet spolonizowani Litwini. To byli Polacy i tylko Polacy i to wówczas Polacy od wielu pokoleń. Inaczej można by było mówić, że Litwini, jeśli nie rządzili to na pewno współrządzili przedwojenną Polską (szczególnie po dodaniu Polaków rodem z Wilna i dzisiaj litewskiej części Wileńszczyzny z Naczelnikiem Państwa Polskiego, premierem i marszałkiem Józefem Piłsudskim, premierem i ministrem Aleksandrem Prystorem, 5 innymi ministrami oraz 23 posłami na Sejm RP, 6 senatorami RP oraz 14 generałami na czele). A to byłby czysty nonsens. Na początku XX w. wiele tysięcy Litwinów wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Dzisiaj ich potomkowie są Amerykanami bardzo często nie mającymi nic wspólnego ze swoim litewskim pochodzeniem. I zwykłą niedorzecznością byłoby mówić, że są to zamerykanizowani Litwini. A jeszcze głupszą rzeczą twierdzić, że powinni na nowo stać się Litwinami.
Nacjonaliści litewscy chcąc nie chcąc muszą uważać i uważają wyliczonych powyżej polityków polskich za Polaków. Jednak ich braci, siostry, kuzynów i kuzynki, wujków i ciotki itd. nadal uważają za Litwinów czy spolonizowanych Litwinów. Np. brat prezydenta Polski Gabriela Narutowicza (1922) - Stanisław Narutowicz, który uważał się za Polaka, jest przedstawiany jako Litwin (litewska Wikipedia). – Na zawodową głupotę nie ma lekarstwa.
Ale nie tylko polskojęzyczni mieszkańcy Litwy, którzy przenieśli się do etnicznej Polski uważali się za Polaków. Za Polaków uważali się także ci polskojęzyczni mieszkańcy Litwy, którzy wyemigrowali do Europy Zachodniej, Ameryki czy Australii. Na przykład „legenda Żmudzi” – Adam Bitis, dowódca 70-osobowego oddziału powstańczego w powiecie szawelskim w 1863 r. i zwycięzca kilku bitew z Rosjanami, który po powstaniu wyemigrował do Francji – Paryża, należał do polskiej emigracji politycznej, związanej z księciem Adamem Czartoryskim. Stąd, chociaż właśnie był on pochodzenia litewskiego, milczy o nim internetowa litewska Wikipedia, chociaż był bohaterem Powstania Styczniowego w powiecie szawelskim, a nacjonaliści litewscy uważają je przecież za powstanie litewskie tylko dlatego, że toczyło się ono na ziemiach litewskich. Z kolei pochodzący również ze Żmudzi Zygmunt Witold Romaszkiewicz przybył do Australii w 1910 r. i trzy lata później w Brisbane założył pierwszą organizację polską na terenie stanu Queensland „Ognisko Polskie”.
Właśnie dlatego, że Litwa Kowieńska – Żmudź były Polską, kraj ten został utrwalony na zawsze w literaturze polskiej i historii literatury polskiej, zanim pierwszy pisarz litewski zaczął pisać o tej ziemi. Ze skarbca znanych pozycji z literatury polskiej należy tu wymienić co najmniej dwie powieści: Potop (Warszawa 1886) Henryka Sienkiewicza i Dewajtis (Warszawa 1888) Marii Rodziewiczówny.
Tadeusz Katelbach (1897-1977), polski polityk, dziennikarz, publicysta, senator RP, działacz emigracji politycznej i Polonii w USA, znany piłsudczyk, w swoich wspomnieniach zatytułowanych Ciocia otwiera wrota do Litwy („Wiadomości” Londyn 20.2.1975) pisze, że jego miłość do Józefa Piłsudskiego zbiegała się z patriotycznym wychowaniem, którego symbolem stała się lektura dzieł Henryka Sienkiewicza. Dzięki Trylogii/Potopowi poznał dzieje Kresów, spotykał też "małą ojczyznę" Piłsudskiego. Pisał: „Był jeszcze jeden powód chęci poznania (przez niego M.K.) Kowieńszczyzny. Bardzo polski. Od chwili, gdy zaczęliśmy połykać sienkiewiczowską Trylogię, znaliśmy nazwy wielu miejscowości tej właśnie części Litwy. Lauda, Kiejdany, Pacunele, Lubicz, Wodokty, Poniewież, Wiłkomierz, Taurogi, Połąga, Birże czy Telsze zapadły w naszej pamięci na zawsze. Mieszkali w nich, zaglądali do nich, bili się o nie bohaterowie sienkiewiczowscy - Kmicic, Wołodyjowski, Zagłoba czy imć pan Longinus Podbipięta. A obok bohaterów, których zrodziła wyobraźnia wielkiego pisarza, spotykaliśmy w jego książkach autentyczne nazwiska Radziwiłłów, Billewiczów, Tyszkiewiczów, Butrymów, Chrapowickich, Oskierków, Parczewskich”.
Tak, romantyczna legenda, jaką otoczył Sienkiewicz w Potopie Litwę Kowieńską, zroszona krwią jej synów, przelaną w służbie Rzeczypospolitej, podniecała wyobraźnię każdego Polaka.
Natomiast akcja popularnej powieści Marii Rodziewiczówny, umieszczona na Żmudzi w okresie zaboru rosyjskiego, obraca się wokół problemu walki o utrzymanie ziemi – majątków i przetrwania polskości w tych apokaliptycznych dla polskości czasach na Litwie. Symbolem żywotności tamtejszej społeczności polskiej jest świadek wielowiekowej przeszłości – dąb Dewajtis. I ten dąb, symbol litewskiej (pamiętajmy, że wtedy „litewski” znaczyło też „polski”) dawnej przyrody i mitologii, towarzyszy bohaterowi powieści – Markowi Czertwanowi, młodemu szlachcicowi z zaścianka, strzec majątku Orwidów. Po latach tej walki przyjeżdża z Ameryki dziedziczka majątku Irena Orwidówna, córka uczestnika polskiego Powstania Styczniowego na Litwie w 1863 r., który po upadku powstania był zmuszony opuścić kraj i wspólnie, potem jako małżeństwo, utrzymali majątek w polskich rękach. Książka głęboko polska i patriotyczna. Tymczasem Litwini – „Encyklopedia litewska” jako praca litewskich nacjonalistów nie omieszkała złośliwie napisać o Polakach, sugerując, że Czertwan jest apoteozą litewskiego szlachcica o polskiej kulturze, które Rodziewiczówna stawia jako wzór, ponieważ w społeczeństwie polskim takiego nie można znaleźć. Powieść została pozytywnie oceniona także poza Polską. Została przetłumaczona na języki: niemiecki, angielski, francuski, hiszpański, czeski, słowacki, chorwacki, serbski i węgierski oraz litewski. Czytając ją Litwini pojęli jak bardzo ważną rolę w podtrzymaniu polskości na Litwie mają polskie majątki. Toteż wkrótce po uzyskaniu niepodległości, w 1922 r. uderzyli bezwzględnie w polską własność ziemską na Litwie: bez odszkodowania przejęli około 1 milion ha ziemi ornej i lasów znajdujących się w polskich rękach; 2000 polskich rodzin pozbawiono, zgodnie z przyjętą antypolską ustawą o reformie rolnej, czyli w złodziejski sposób 80% wartości ich ziemi.
Życie także znanego powieściopisarza polskiego Józefa Weyssenhoffa, piewcy tradycji starego ziemiaństwa kresowego i łowów, związane było z Litwą Kowieńską. Był m.in. kilka razy gościem Rosenów, właścicieli majątku i dworu w Gaczanach koło Rakiszek, gdzie napisał częściowo powieść Puszcza (1915). Tutaj toczy się akcja jego wcześniej wydanej powieści Soból i panna (1911), w której znajdujemy opisy życia ziemiańskiego polskiego na Litwie Kowieńskiej. Książka opiewa urodę krajobrazów litewskich i uroki łowiectwa. Tytuł jej nawiązuje do bardzo znanej staropolskiej pieśni myśliwskiej Pojedziemy na łów... („Tobie zając i sarna, a mnie soból i panna, towarzyszu mój”). Powieść pięknie ilustrował kuzyn Józefa Weyssenhoffa - Henryk Weyssenhoff (1859 - 1922), malarz, członek warszawskiej grupy artystycznej Pro Arte.
Polską literaturę o Litwie Kowieńskiej, a dokładnie samej Kowieńszczyźnie, wzbogaca także piękna i ciekawa książka Melchiora Wańkowicza (1892-1974) Szczenięce lata, wydana po raz pierwszy w 1934 r., opisująca nieistniejący już świat dworów na Kresach. Jest prawdziwą gawędą, pisaną piękną polszczyzną oraz kopalnią wiadomości na temat ówczesnych zwyczajów i tradycji. Tutaj jest m.in. opisany majątek babki autora, matczyne Nowotrzeby, położony w przepięknej dolinie Niewiaży i oddalony około 18 km od Kowna, który Wańkowiecze z Mińszczyzny (a więc nie wszyscy Polacy na Litwie Kowieńskiej byli spolonizowanymi Litwinami!) kupili ongiś od książąt Giedroyciów i który dzierżony był przez cztery pokolenia w rękach matriarchatu, tak się bowiem składało, że przechodził w linii kobiecej z matki na córkę, z babki na wnuczkę. A że dziedziczki żyły krzepko i długo, rękę zaś miały twardą i zwyczaje starodawne, zachował się w Nowotrzebach obyczaj żywcem przeniesiony z początków XVIII stulecia. Do Melchiora Wańkowicza należał majątek w Jodańcach koło Bobtów, nad Niewiażą.
Należy tu wspomnieć także i to, że Litwa Kowieńska wywarła decydujący wpływ na twórczość pochodzącego z Szetejni koło Kiejdan nad Niewiażą poety polskiego – laureata literackiej nagrody Nobla 1980 Czesława Miłosza (1911-2004), który w swej twórczości literackiej często odwoływał się do wspomnień z dzieciństwa (np. autobiograficzna Dolina Issy 1955), a tradycje Wielkiego Księstwa Litewskiego, stosunki polsko-litewskie, kultura i historia są widoczne w jego eseistyce. Niewiaża jest pierwowzorem rzeki Issy. Jest to poetycka powieść, niepozbawiona elementów autobiograficznych, przedstawiająca dzieje dojrzewającego chłopca Tomasza Dilbina, przebywającego pod opieką dziadków Surkontów we dworze polskim na Litwie Kowieńskiej - w rodzinnym Giniu (Miłoszowskich Szetejniach) nad rzeką Issą (Niewiażą). Tłem historycznym opowieści są konflikty narodowościowe i społeczne w niepodległej Litwie po I wojnie światowej, u progu lat dwudziestych XX wieku, reforma rolna brutalnie uderzająca w polską własność ziemską przejmowaną bez odszkodowania oraz powikłania wynikające z wytyczenia nowej granicy kraju, która decyzją władz litewskich oddzieliła Litwę od Polski „chińskim murem”, a tym samym Polaków litewskich od polskiej Macierzy. Polska liczna drobna szlachta znad Niewiaży nie wiązała się z nową, chłopską Litwą: domowe tradycje i domowa polszczyzna okazywały się skuteczną zaporą (Andrzej Romanowski). Dla Polaków w nacjonalistycznej Litwie nastały ciężkie czasy, gorsze od tych za carskiej Rosji. Dlatego matka Tomasza, który jest głównym bohaterem powieści pragnie zabrać go do Polski, która właśnie po 123 latach niewoli odzyskała niepodległość. Tomasz nie chce opuścić ukochanej i pięknej rodzinnej od setek lat ziemi (przestrzeń krajobrazową powieści tworzy urzekająca kraina lesistych wzgórz, jezior, bagien i moczarów). Ostatecznie Tomasz (Czesław Miłosz) wyjeżdża z matką do polskiego Wilna.
Także Witold Gombrowicz (1904-1969), przez wielu uznawany za jednego z najwybitniejszych pisarzy polskiej literatury współczesnej, pochodził z rodziny litewskiej, czyli także rodziny polskiej. Jego przodkowie przez setki lat mieszkali na Żmudzi, w powiecie poniewieskim. Jeszcze w XVI wieku pisali dokumenty cyrylicą, zgodnie z panującym wówczas w Wielkim Księstwie Litewskim językiem ruskim, ale już w XVII wieku spolonizowali się. Należały do nich majątki w okolicach miasta Remigoła: Wysoki Dwór, Lenogiry i Mingajłów. Dziadek pisarza, Onufry Gombrowicz przed wybuchem Powstania Styczniowego 1863 r. został uwięziony za udział w spisku antycarskim; później zwolniono go, jednak nakazano mu sprzedanie swych włości i opuszczenie na zawsze Litwy; zamieszkał w Sandomierskiem.
W Poniemoniu koło Kowna 28 czerwca 1891 r. odbył się obchód 25-lecia pracy literackiej Elizy Orzeszkowej (1841 Milkowszczyzna koło Grodna - 1910 Grodno), jednej z największych powieściopisarek polskich, autorki m.in. nieśmiertelnej powieści Nad Niemnem (1888; w 1904 i 1909 r. kandydatka do literackiej nagrody Nobla,), która zadebiutowała w 1866 r. opowiadaniem Obrazek z lat głodowych. Obchód w Poniemoniu odbył się z udziałem m.in. Włodzimierza Spasowicza i deputacji miasta Grodna, gdzie pisarka mieszkała na stałe od 1869 r. Kobiety, warszawskie feministki, wysłały delegację, która wręczyła jubilatce ładną tacę (obecnie znajduje się ona bezprawnie, bo skradziona narodowi polskiemu przez Litwinów, w Muzeum w Wilnie, w dziale pamiątek po Orzeszkowej) z wymalowanym epizodem z powieści Orzeszkowej Marta (1873; o równouprawnieniu kobiet z mężczyznami) przez Bronisławę Poświkową.
Niemen – matka rzek litewskich jest także bardzo związany z Polską i Polakami. To nie tylko powieść Elizy Orzeszkowej Nad Niemnem. Polscy mieli kontakt z rzeką już od XII wieku, a do 1945 r. była to także polska rzeka. Niemen był nazywany „rzeką domową” Rzeczypospolitej i często stanowił motyw w malarstwie, literaturze i poezji polskiej. W literaturze polskiej Niemen „kanonizowali” przede wszystkim wspomniana już Eliza Orzeszkowa i Adam Mickiewicz. Wystarczy wspomnieć jeden z pierwszych wersów polskiej epopei narodowej – Panu Tadeuszu, w którym wiesz-tułacz wzdycha za zielonymi łąkami, rozciągniętymi szeroko nad błękitnym Niemnem. Mickiewicz także w innych swoich dziełach jak np.: Konrad Wallenrod – czyli w poemacie historycznym z czasów walk litewsko-krzyżackich czy Grażynie pisze o największej rapie na Niemnie. A oprócz nich Niemen występuje w twórczości innych pisarzy polskich, jak np. Ludwika Kondratowicza/Władysława Syrokomli. Popularną wśród Polaków w XIX w. i aż do I wojny światowej była pieśń Rozłączenie (Za Niemen hen precz... lub Za Niemen nam precz), autorstwa Augusta Bielowskiego, śpiewana także przez powstańców podczas Powstania Styczniowego 1863-64. Niemen uwieczniło w swojej twórczości szereg malarzy polskich, m.in. Michał Kulesza (1799 Wilno – 1863 Białystok), Stanisław Żukowski (1873-1944) – znane obrazy „Niemen” i „Kra na Niemnie” (1931, Muzeum Narodowe w Warszawie) czy Władysław Jahl (1886- 1953 Paryż) „Przeprawa Napoleona przez Niemen 1812” (1944). Polska kinematografia nakręciła filmy: „Nad Niemnem” (film fabularny z 1939 r., reż. Wanda Jakubowska), „Nad Niemnem” (film fabularny z 1987 r., reż. Zbigniew Kuźmiński), „Nad Niemnem” (serial telewizyjny z 1988 r. na podstawie filmu z 1987 r., reż. Zbigniew Kuźmiński); od rzeki Niemen przyjął nazwisko Czesław Niemen, właściwie Czesław Juliusz Wydrzycki (1939-2004), jeden z najważniejszych i najwybitniejszych twórców muzyki w powojennej Polsce. Z Niemnem związana jest Bitwa nad Niemnem – decydująca bitwa wojny polsko-bolszewickiej, stoczona w dniach 20–26 września (niektóre źródła podają, że do 28 września) 1920 r., której początek miał miejsce na obszarze Litwy Kowieńskiej, była drugim zasadniczym sukcesem militarnym Wojska Polskiego w kontrofensywie przeciw Armii Czerwonej po Bitwie Warszawskiej i wspierającej ją Litwie. Po stronie polskiej walczyło 67 tys. żołnierzy, a po stronie bolszewickiej ok. 100 tys. – litewskiej ok. 2,5 – 3 tys. żołnierzy. Straty polskie wyniosły 7 tys. żołnierzy, straty bolszewickie ponad 40 tys. plus kilkaset Litwinów (1700 wziętych do niewoli). Zwycięstwo to uratowało nie tylko Polskę, ale także… Litwę (!) przed utratą niepodległości, gdyż Lenin w podzięce Litwinom włączyłby Litwę do Związku Sowieckiego już w 1920 r.
W życiu narodu polskiego dużą rolę odegrała (odgrywała do 1914 r.) Połąga nad Morzem Bałtyckim. To polski hrabia Józef Tyszkiewicz (1830-1891), który był właścicielem Połągi (Tyszkiewiczowie mieli tu piękny pałac) postanowił uczynić z niej kurort i uzdrowisko. I uczynił – z biegiem lat stał się jednym z najpopularniejszych nadbałtyckich kurortów, do którego na odpoczynek nad morzem i leczenie podążyli Polacy z wszystkich trzech zaborów, oczywiście najwięcej z zaboru rosyjskiego. Połąga została wykreowana na drugie Zakopane, które w tamtych czasach uznawano za duchową stolicę Polski pod zaborami. Faktem jest, że w latach poprzedzających wybuch I wojny światowej Połąga stała się jedynym polskim kąpieliskiem morskim. Stało się to także z pobudek patriotycznych tak Tyszkiewiczów i ich współpracowników jak i polskiej arystokracji, ziemian i inteligencji. Była to z ich strony pierwsza i udana próba wykreowania własnego, polskiego kurortu nadmorskiego na Bałtykiem. Był to polski sen o Bałtyku, a właściwie kontynuacja polskiej historii tego morza. W działaniach tych kierowano się właśnie względami patriotycznymi. Wspierali je patriotyczni publicyści polscy z trzech zaborów, którzy wskazywali na polską Połągę na żmudzkim wybrzeżu Bałtyku jako alternatywę dla niemieckich kurortów, do których do tej pory podróżowali Polacy. Miała to być odpowiedź Polaków na prześladowanie Polaków w zaborze niemieckim. Chwyciło to. Połąga stała się prawdziwie pierwszym polskim kurortem nadmorskim nad Bałtykiem i przez ponad 30 lat od lat 80. XIX wieku aż do 1914 r. właśnie tu – podobnie jak w Zakopanem – spotykali się polscy letnicy z wszystkich trzech zaborów. Rocznie przybywało tu w okresie letnim ok. 4000 gości, głównie właśnie Polaków. Nie była to mała liczba w tamtych czasach, tym bardziej, że Połąga nie była jedynym miejscem w Polsce, gdzie odpoczywali Polacy. Pamiętnikarz Kazimierz Kamiński wspominał: „Połąga była letnim salonem dla Polaków, gdyż uznawali oni Bałtyk za morze polskie, a brzeg jego w Połądze najbardziej bliski dla siebie”. Połąga stała się nie tylko pierwszym i jedynym wówczas polskim kurortem nad Bałtykiem. Na początku XX wieku stanowiła także centrum polskiej kultury. Mało brakowało, aby Połąga przybrała również charakter polskiej kolonii artystycznej. Ten proces powstrzymała I wojna światowa. Spotykała się tam polska elita intelektualna i artystyczna z trzech zaborów: pisarze, poeci, muzycy, kompozytorzy, malarze (pozostawili nam obrazy tematycznie związane z Połągą, które są obecnie w muzeach polskich), architekci. Bywali tu m.in. Stanisław Witkiewicz, Henryk Sienkiewicz, Lucjan Rydel, Tadeusz Miciński, Leon Wyczółkowski, Kazimierz Alchimowicz, Aleksander Zelwerowicz czy Władysław Reymont, który tutaj dokończył w 1908 r. pisać powieść Chłopi, dokładnie czwarty tom, który ukazał się drukiem w Warszawie w następnym roku, która przyniosła mu literacką nagrodę Nobla (1924) i została przetłumaczona na 27 języków. – Z Polakami związane jest inne znane i popularne uzdrowisko (wody mineralne) – Birsztany nad Niemnem. W 1846 r. Benedykt Biliński odkrył tu wody mineralne, ich właściwości chemiczne i lecznicze badał były profesor polskiego Uniwersytetu Wileńskiego M. Abicht, dr Biliński do spółki z Adamem Bartoszewiczem zbudowali tu pierwszy zakład kąpielowy, większość lekarzy pracujących w uzdrowisku jak i pacjentów (2000 rocznie) do I wojny światowej stanowili Polacy.
Także inne miejscowości Litwy Kowieńskiej są na trwałe związane z historią Polski i Polakami, jak np. Birże i Kiejdany i z dwa tuziny innych miejscowości. Np. prawdopodobnie w Dubinkach koło Uciany urodziła się królowa polska Barbara Radziwiłłówna (ok. 1520 – 1551), żona króla Zygmunta Augusta, a w Mereczu zmarł 20 maja 1648 r. król polski Władysław IV. Losy Barbara Radziwiłłównej stały się tematem wielu polskich utworów dramatycznych (np. Alojzego Felińskiego Barbara Radziwiłłówna. wydana), Wężyka, Odyńca, Wyspiańskiego, Rydla) i dzieł filmowych (serial TVP Królowa Bona oraz filmy kinowe z 1936 i 1982 r. – w roli Barbary wystąpiły odpowiednio Jadwiga Smosarska i Anna Dymna), a malarze polscy pozostawili nam szereg obrazów, m.in. Józef Simmler „Śmierć Barbary Radziwiłłówny” (1860), Wojciecha Gersona „Duch Barbary Radziwiłłówny” (1886). W latach 80. XX w. był projekt sprowadzenia jej szczątków z Wilna do Polski. Greże koło Poniewieża są związane z Marylą Wereszczakówną (1799-1863), która była ukochaną Adama Mickiewicza. 1 sierpnia 1821 r. w Cyrynie Mickiewicz wraz z nią trzymał do chrztu Franciszka Sakowicza. W Płużynach w sierpniu 1821 r. przy okazji jej imienin Mickiewicz napisał piękną balladę Świtezianka. Wereszczakówna była ponadto adresatką jego wiersza Do M*** i upamiętniona w Balladach i romansach (w wierszu Do przyjaciół poprzedzającym balladę To lubię i tejże) i w IV części Dziadów. I Igłowie koło Szak nad Niemnem w latach 1895-98 w ich majątku (400 ha ziemi ornej i 300 ha lasów) mieszkał wraz z żoną Anną, a później bardzo często przebywał Emil Młynarski (1870-1935), znany polski dyrygent, skrzypek i kompozytor, dyrektor filharmonii w Warszawie w latach 1901-05. Jego gośćmi tutaj było wielu wybitnych Polaków, m. in. Ignacy Paderewski, Karol Szymanowski, Paweł Kochański, Stefan Żeromski, Michał Elwiro Andriolli, Ferdynand Ruszczyc, Józef Herbaczewski. W pałacu Tyszkiewiczów w Czerwonym Dworze nad Niewiażą eksponowane były płótna m.in. tak znanych malarzy jak Guido Reniego, Andrea del Sarto, Correggia, Caravaggia, Carracciego, Guercina, Domenichina, Dosso Dossiego, Rubensa, Poussina... a także, nabyty od twórcy w roku 1876 oraz wielki obraz Jana Matejki „Batory pod Pskowem” (1872), który dzisiaj wisi na Zamku Królewskim w Warszawie. W Burbiszkach koło Radziwiliszek w 1911 r. został wzniesiony w pięknym parku przez jego ówczesnego właściciela, Michała Bażeńskiego, pierwszy i jak dotychczas jedyny na Litwie Kowieńskiej pomnik Adama Mickiewicza, dłuta Kazimierza Ulańskiego (1878-1914) z pobliskiego Poniewieża, ucznia Konstantego Laszczki z Krakowa. Córka Michała Bażeńskiego - Emilia Bażeńska (1881-1926), wyszła za mąż za Kornela Makuszyńskiego (1884-1953), późniejszego autora 120 przygód Koziołka Matołka (1932), powieści obrazkowej należącej do kanonu polskiej literatury dziecięcej, i oboje mieszkali w Burbiszkach w latach 1913-14, a w latach 1922-25 często tu przyjeżdżali z Polski. Makuszyński podczas spędzanych tu wakacji w 1923 r. napisał poemat Pieśń o ojczyźnie (1924), za który w 1926 r. otrzymał nagrodę państwową.
Z Litwą Kowieńską związane jest życie polskiej hrabianki Emilii Broel-Plater herbu Plater (1806 Wilno - 1831 Justianów, Litwa Kowieńska, niedaleko obecnej granicy polsko-litewskiej), która w czasie Powstania Listopadowego toczonego na Litwie Kowieńskiej w 1831 r. na czele oddziału złożonego z 400 ludzi, walczyła bohatersko (za co otrzymała stopień kapitana Wojska Polskiego) na terenie Litwy Kowieńskiej. Po upadku powstania na Litwie Kowieńskiej postanowiła walczyć dalej na etnicznych ziemiach Polski. Przez dziesięć dni w przebraniu chłopskim wraz z towarzyszami szła do Królestwa Polskiego, ukrywając się po lasach. Trudy wędrówki – zmęczenie, głód, bezsenność – okazały się jednak ponad siły fizyczne Emilii. Paliła ją gorączka, zemdlona z wyczerpania znalazła schronienie w gościnnym dworze Ignacego Abłamowicza w Justianowie w ówczesnym powiecie sejneńskim. Emilię kurowano tam i ukrywano jako bonę pod nazwiskiem Korawińskiej. Mimo troskliwej opieki, którą została otoczona zmarła 23 grudnia 1831 r. Zwłoki jej zostały przewiezione do Kopciowa w dobrach Abłamowiczów i pochowane na miejscowym cmentarzu. Mogiła istnieje do dzisiaj. Emilię Plater unieśmiertelnił, a tym samym i Litwę Kowieńską w społeczeństwie polskim Adam Mickiewicz swoim wierszem Śmierć pułkownika, który uczy się na pamięć polska młodzież szkolna. Znany pisarz Wacław Gąsiorowski wydał powieść Emilia Plater (1910). Dzisiaj Emilia Plater jest patronką wielu szkół polskich (m.in. Warszawie, Gdańsku, Lublinie, Sosnowcu, Płocku, Piotrkowie Trybunalskim, Białej Podlaskiej, Sanoku), jak również drużyn harcerskich (np. pierwszej żeńskiej drużyny skautową w Polsce - 3 Lwowska Drużyna Harcerek im. Emilii Plater, 33 Krakowskiej Drużyny Harcerek „Ognisko Wśród Skał”), została umieszczona w 1931 oraz w 1936 na banknotach 20-złotowych (Banknoty polskie z lat 1930–1939), a w 1940 roku na banknocie o nominale 50 złotych, jej portret od głowy do szyi przedstawia wojowniczkę i chlubę narodu (Banknoty polskie z 1940), jej imię nosił 1 Samodzielny Batalion Kobiecy, a wieś na Dolnym Śląsku, w której po zakończeniu wojny osiedliły się kobiety-żołnierze została nazwana Platerówką, jej imieniem nazwano wiele ulic w polskich miastach, po jeziorach augustowskich pływał statek turystyczny „Emilia Plater”, poświęcony jej Głaz Pamięci znajduje się w Olszynce Grochowskiej, o niej śpiewa metalowy zespół Horytnica w utworze „Emilia Plater”.
Nawet dzisiaj ta romantyczna dawna polska Żmudź przyciąga każdego, kto interesuje się dziedzictwem kultury polskiej na Żmudzi. Śladami polskimi na Żmudzi podążyli mi.in. w grudniu 2012 r. wykładowcy i słuchacze Centrum Polonistycznego Uniwersytetu Wileńskiego, po której napisali w „Kurierze Wileńskim” (18.12.2012): „Nie od dziś wiadomo, że na Żmudzi tych śladów polskości w historii miast zapisanych jest bardzo wiele, jednak w trakcie naszego wyjazdu zwracaliśmy szczególną uwagę na zachowane napisy polskojęzyczne, zwłaszcza na polskie inskrypcje nagrobne. Żmudź, którą charakteryzował wysoki odsetek drobnej szlachty, w większości wykazującej polską tożsamość narodową, zachowała ich sporo”.


Narodziny antypolskiego nacjonalizmu litewskiego



Medal znanego litewskiego rzeźbiarza Petrasa Rimšy (1881-1961)
przedstawiający Polskę jako świnię




Niestety, XIX wiek był okresem narodzin zwyrodniałego patriotyzmu nazywanego nacjonalizmem. W latach 1772 - 1795 utworzona w 1385 r. z Korony i Litwy Rzeczpospolita Polska upadła pod ciosami trzech sąsiadów – Austrii, Rosji i Prus (Niemiec), którzy podzielili się ziemiami polskimi. Ziemie litewsko-żmudzkie dostały się pod panowanie Rosji. Do prawie stu lat po rozbiorach utrzymywała się unia polsko-litewska między narodami polskim i litewsko-żmudzkim – Polak i Litwin byli ciągle braćmi. Ks. Walerian Meysztowicz w swoich wspomnieniach Poszło z dymem (Londyn 1973) pisze, że do końca XIX w. na późniejszej Litwie Kowieńskiej „…Litwinami byliśmy wszyscy: w pałacach, dworach i chatach; nikomu to nie przeszkadzało być Polakiem. Przynależność do dwóch narodów, stanowiących jedną Rzeczpospolitą była powszechnie przyjęta. Nie było zasady „wyłączności narodowej”. Nie zabraniano Litwinowi być Polakiem ani Polakowi Litwinem. Języki choć pomieszane, nie dzieliły ludzi – nie istniał „nacjonalizmu glotologiczny: to znaczy nacjonalizm czysto językowy”.
Co się więc stało, że etniczni Litwini, którzy uważali się także za Polaków i prawie do końca XIX w. byli patriotami polskimi/Rzeczypospolitej, raptownie, prawie z dnia na dzień stali się wrogami Polski, Polaków oraz wszystkiego co polskie i nie chcieli już więcej unii z Polakami?
Wpłynęło na to kilka rzeczy.
Prawie całe litewskie terytorium etniczne po 1795 r. znajdowało się na terenie Rosji. Jednak mała jego część należała od XIII w. najpierw do Państwa Krzyżackiego, od 1525 do Prus Książęcych (które do 1657 r. były lennem Królestwa Polskiego) ze stolicą w Królewcu, od 1657 r. były niezależnym księstwem, które w 1701 r. wraz z Brandenburgią utworzyły Królestwo Prus. Po 1772 r. powstała prowincja Prusy Wschodnie, która należała do Niemiec do 1945 r. W 1875 r. 73,5% ludności Prus Wschodnich stanowili Niemcy, 18,4% Polacy i 8,1% (ok. 120-130 tys., ale w 1933 już tylko 15-18 tys., ale bez okręgu Kłajpedy na Litwie Kowieńskiej, gdzie także pozostała ich garstka) Litwini, który mieszkali w rejonie kłajpedzkim i nad dolnym Niemnem - w okolicach Tylży oraz w kilku wschodnich powiatach północnej części Prus Wschodnich. Byli to ewangelicy i z Litwinami mieszkającymi na terenie Rosji niewiele mieli wspólnego i niewiele kontaktów. Władcy Prus popierając szerzenie się luteranizmu wśród Litwinów zapoczątkowali wydawanie w Królewcu książek religijnych w języku litewskim. Było ich kilka, jednak spowodowały, że w dalszym ciągu w Prusach rozwijał się, chociaż ciągle skromny, piśmienniczy ruch litewski w oparciu o protestancki uniwersytet w Królewcu. Powstało tam także trochę szkół czy raczej szkółek litewskich. Tam też wyrósł najwybitniejszy z poetów litewskich, pastor Krystyn Donelaitis (1714-1780), który zapoczątkował litewską literaturę świecką. W Wielkim Księstwie Litewskim litewska działalność wydawnicza była bardziej niż skromna. Wydawano głównie książki religijne w prymitywnym języku starolitewskim. Mikołaj Daukszta (zm. 1613) przetłumaczył z polskiego na język litewski publikacje katolickie: Postyllę Jakuba Wujka i Katechizm Ledesmy. Dopiero w XIX w. przeniosło się zainteresowanie rzeczami litewskimi z Litwy pruskiej na Litwę rosyjską. Wydatną rolę odegrał w tym procesie Uniwersytet Wileński, który chociaż był ogniskiem kultury polskiej, rozbudzał intensywność badań nad historią i duchowością na ziemiach litewskich. Szereg uczonych polskich (T. Czacki, K. Bohusz, J. Lelewel, I. Daniłowicz, J. Jaroszewicz) badaniami swymi rozbudzali zamiłowanie do przeszłości Litwy. Wpłynęły one na to, że jeszcze nieliczni etniczni Litwini – patrioci swej ojczystej ziemi i ojczystego języka (lokalny patriotyzm), którzy popierając nadal unię polsko-litewską, rodzinną ziemię zaczęli kochać więcej niż Polskę i Polaków i wyrażali troskę o przyszłość języka i kultury litewskiej, co samo w sobie jest rzeczą naturalną i zdrową. Stąd ich działalność popierali z początku i aż do przełomu XIX i XX w. także Polacy mieszkający na Litwie Kowieńskiej. Np. Joanna Narutowiczowa, od 1888 r. żona Stanisława Narutowicza, właściciela wielkiego majątku w Brewikach na Żmudzi, która była bratową Gabriela Narutowicza – pierwszego prezydenta Polski, bratanicą Marii Piłsudskiej i kuzynką Józefa Piłsudskiego, w Brewikach założyła ludową szkółkę litewską i nauczała w niej w latach 1891-99 i ponownie w latach 1904-07 (po powrocie z Kalisza). Także ostatnia właścicielka Oknisty – od 1901 r. Zofia Emilia Węcławowiczowa dała się poznać jako długoletnia działaczka społeczną wśród okolicznych Litwinów w okresie rządów carskich. Pisze o niej Encyklopedia litewska (t. XXXIII, str. 344) nie wspominając jednak o tym, że była Polką. Chociaż obie panie były Polkami (zmarły w Warszawie – pierwsza w 1948 r., druga w 1964 r.) i do narodowości litewskiej nigdy się nie przyznawały, pracowały dla społeczności litewskiej. Po prostu, jak szereg innych Polaków na Litwie Kowieńskiej, wspierały swoich Litwinów, którzy byli wówczas przychylnie ustosunkowani do Polski i Polaków. Także przywódca polskich narodowców Roman Dmowski, nie widząc nic złego w odrodzeniu się świadomości litewskiej o propolskim obliczu. W „Przeglądzie Wszechpolskim” w 1895 r. napisał, że jest ona wydarzeniem nader pomyślnym, gdyż: 1. Nie ma dwóch patriotyzmów polskiego i litewskiego, ale jest wspólny, jak jest jedna, wspólna wszystkim ojczyzna. 2. Postęp cywilizacyjny ludu litewskiego leży w interesie całej Polski, a zatem obrona języka i popieranie rozwoju literatury litewskiej jest jednym z artykułów patriotyzmu polskiego. Język litewski, jako jeden z naszych języków narodowych, zasługuje na pielęgnowanie na równi z polskim (Pisma, t. III, str. 41). I z pewnością odrodzona świadomość litewska miałaby propolskie oblicze, gdyby w proces odrodzenia litewskiej świadomości narodowej nie włączyli się Rosjanie i Niemcy.
Trwające w latach 1863-64 polskie Powstanie Styczniowe, które masowo poparli chłopi litewsko-żmudzcy, i jego krwawe stłumienie, a następnie antypolska polityka caratu na Kresach, w tym także na litewskim terytorium etnicznym, zapoczątkowała rozbrat polsko-litewski. Bowiem bodajże najważniejszym czynnikiem, który doprowadził do powstania litewskiego ruchu narodowego o antypolskim obliczu była właśnie klęska Powstania Styczniowego i doprowadzenie przez administrację carską w ramach represji popowstaniowych do złamania polskiej dominacji politycznej i kulturalnej na Litwie (zniszczenie wszystkich polskich placówek oraz zakaz używania języka polskiego w miejscach publicznych). Umożliwiło to wejście w wytworzoną próżnię z pomocą rosyjską, a następnie niemiecką separatystycznego litewskiego ruchu narodowego. Powstał on w grupie osób biorących udział w odradzaniu się w narodowej świadomości litewskiej. Z jednej strony wychodzili oni z założenia, że jeśli unia między Polakami i Litwinami będzie nadal trwała, to za dwa pokolenia wszyscy Litwini będą Polakami i zniknie język i kultura litewska. Obawy ich potęgował fakt, że pomimo prześladowań ze strony administracji carskiej właśnie pod koniec XIX w. i na początku XX w. coraz więcej etnicznych Litwinów wiązało się z narodem polskim - stawało się dobrowolnie Polakami. Zygmunt Szczęsny Brzozowski pisze: „Przed 1915 rokiem w przygranicznych miejscowościach Wileńszczyzny, a także w Wiłkomierskim (powiecie Litwini) polszczyli się… Robili to jednak dobrowolnie, gdyż w czasach zaboru rosyjskiego nie mogło być mowy o przymusie ze strony Polaków”. W Kownie powstała liczna polska klasa robotnicza. Dlatego pod koniec XIX w. Feliks Dzierżyński redagował w Kownie pismo socjalistyczne „Robotnik Kowieński” w języku polskim, dając tym dowód jakim językiem mówiła wówczas ludność tego miasta. W roku 1874 w gimnazjum kowieńskim, według oficjalnego spisu było bardzo wielu uczniów Polaków, a obok nich Żydów, Rosjan, trochę Niemców i ani jednego Litwina. Również językiem wykładowym w seminarium kowieńskim do powstania był język polski. I pomimo tego, że w ostatnich kilku latach przed I wojną światową, a szczególnie podczas jej trwania (1914-18) w Kownie się osiedliło dużo Litwinów, podczas wyborów do samorządu w roku 1919 do 71-osobowej Rady Miejskiej Kowna zostało wybranych 30 Polaków, 22 Żydów, 12 Litwinów, 6 Niemców i 1 Rosjanin. Miasta na Litwie były żydowsko-polskie. Litwinów w każdym mieście na Litwie Kowieńskiej przed I wojną światową można było policzyć na palcach. Nie było więc litewskiego mieszczaństwa, litewskiej burżuazji, w miastach twórców litewskiej kultury, a nawet litewskich zamiataczy ulic czy dziewczynek spod latarni. Stąd znany litewski poeta i dysydent w okresie sowieckim Tomas Venclova pisał, że litewska kultura i twórczość wywodzą się spod chłopskiej strzechy, toteż w litewskiej tradycji kulturalnej i literaturze miasta są białą plamą. Nie ma litewskiej powieści mieszczańskiej, takiej jak w literaturze polskiej, jak np. najbardziej znana, bo wciąż czytana, gdyż jest tak bardzo polska Lalka Bolesława Prusa (1890), w której od początku do końca czujemy tętna ruchu Warszawy. Widzimy w niej polskie salony, sklepy, podwórka, domy, zaułki, bulwary, kościoły, dworce kolejowe; widzimy sceny z życia arystokracji, kupiectwa, młodzieży, licytacje, wyścigi, rauty, sesje handlowe; widzimy całą czeredę postaci warszawskich, począwszy od uczonych, książąt, adwokatów, kupców, lekarzy a skończywszy na... faktorach, pieczeniarzach i dziewczynach publicznych. W niej są miejskie korzenie i dzieje polskiego mieszczaństwa. Dlatego dzisiaj, kiedy miasta na Litwie są już w większości litewskie, ich mieszkańcy nie znajdują w nich żadnej litewskiej tradycji, żadnych litewskich korzeni, do których mogliby nawiązać („Kultura” nr 12/435, Paryż 1983). Wilno w ogóle było polskie. Kowno, które zostało stolicą powstałego w 1918 r. państwa litewskiego, było do I wojny światowej i kilka lat po niej dużo bardziej polskie niż litewskie. A jak dodamy do tego, że los tak zrządził, że Litwini stali się w zasadzie narodem bez historii, gdyż Wielkie Księstwo Litewskie było od XIII w. prawie w całości ruskie i z ruskim językiem urzędowym (od 1696 r. polskim), a od 1385 r. związane z historią Polski i narodu polskiego, i od unii lubelskiej zawartej w 1569 r. zdominowane przez Polaków (język, kultura, nauka, religia, polityka, wojsko), to perspektywa przetrwania narodowości litewskiej stała pod znakiem zapytania. Dlatego, aby zachować naród litewski – litewską tożsamość narodową oraz język i kulturę litewską uznali, że należy nie tylko zerwać unię między Litwinami i Polakami, ale tożsamość litewską budować także na antypolonizmie – na sianiu nienawiści do Polski, Polaków i wszystkiego co polskie. Jako drugi powód do zerwania unii polsko-litewskiej podawali to, że przez tę unię Litwini, muszą cierpieć razem z Polakami. A przecież jako osobny naród mogą współpracować z Rosją i przez to uzyskać status autonomii dla Litwy.
Jednocześnie Rosjanie, jak wszyscy okupanci obcych ziem o charakterze wieloetnicznym, aby móc na nich rządzić, po polskim Powstaniu Styczniowym 1863-64, chwycili się perfidnych środków – zgodnie ze starorzymską zasadą „divide et impera” (dziel i rządź) wyszli naprzeciw dążeniom separatystów litewskich, wiedząc, że ten mały narodek nie będzie stanowił żadnego poważnego zagrożenia dla Rosji, a jednocześnie przyczyni się do osłabienia narodu polskiego i polskich wpływów na Kresach. Postanowili m.in. wykorzystywać różnice klasowe i językowe, ażeby u pewnej części pochodzących z biednych rodzin chłopskich Litwinów rozbudzić uczucia obcości, separatyzmu i nienawiści wobec Polski i Polaków na Litwie i Żmudzi. Po uwłaszczeniu chłopów litewsko-żmudzkich w 1864 r., w szczególnie zdominowanym teraz przez dzieci chłopów litewskich gimnazjum w Mariampolu i seminarium nauczycielskim w pobliskich Wejwerach Rosjanie dbali o to, aby Litwini wychodzili z nich polonofobami. Aby ich sobie zjednać, w gimnazjum mariampolskim, jako jedynym na Litwie, wykładany był także język litewski oraz oferowali im duże stypendia (aż do 300 rubli!) lub bezpłatne studia od 1874 r. na uniwersytecie moskiewskim, a później na innych uniwersytetach rosyjskich, na których młodzi Litwini zdobywali wykształcenie w kulturze rosyjskiej i w antypolskiej atmosferze. Ze szkół, uniwersytetów i ze zlitewszczonych seminariów duchownych w Kownie i Sejnach młodzi Litwini wynosili pierwiastek silnej niechęci czy wręcz wrogości do polskości, których przedstawicieli utożsamiali z „panami”. Tak uformowała się nowa, niepolska już inteligencja litewska. Od tej pory wyrazicielem budzącej się narodowości litewskiej staje się już nie szlachta osiadła na Litwie, ale właśnie ta młoda inteligencja litewska, wychodząca z uwłaszczonej i usamodzielnionej warstwy włościańskiej i żywiąca niechęć i nienawiść do Polaków i wszystkiego co polskie. Tej młodej polakożerczej inteligencji litewskiej udostępniły swoje łamy także polakożercze pisma rosyjskie, jak „Nowoje Wremia” i „Moskowskoje Nowosti”. Ci nowonarodzeni nacjonaliści litewscy w walce z Polakami i polskością postanowili całą garścią skorzystać z pomocy wrogów narodu polskiego – Rosjan i Niemców. Nazywany „ojcem odrodzenia narodowego Litwy” Jonas Basanovicius na łamach rosyjskiej gazety „Nowoje Wremja” napisał m.in., że „interesy teraźniejszych Litwinów jako narodu nie mają nic wspólnego z patriotycznymi polskimi marzeniami… Tylko na ziemi litewskiej i w niepodzielnym związku z potężnym państwem rosyjskim możliwe jest odrodzenie się Litwy i jej dalszy rozwój”. Współpracownik Bsanoviciusa - Jonas Šliūpas był związany z carską Ochraną (P. Błaszkowski, H. Wisner). Znany na Litwie pseudohistoryk i polakożerca Kazimieras Prapuolenis, którego Historia Litwy stanowiła źródło wiedzy o przeszłości Litwy dla młodzieży litewskiej, współpracował z tygodnikiem Sojuza Russkich Ludiej Swiatogo Michała Archanioła „Za Litowskoju Ruś” (Z.Sz. Brzozowski). Znane są kontakty późniejszego dyktatora Litwy Antanasa Smetony z szowinistami rosyjskimi przed I wojną światową, a podczas niej z polakożercami niemieckimi. Rosja jednak ani przez minutę nie myślała o przyznaniu Litwy autonomii. Czyli Murzyn (Litwin) miał zrobić swoje (zerwać unię polsko-litewska), po czym Murzyn miał odejść z niczym. Pomimo tego w stosunku do Rosji nacjonaliści litewscy okazywali aż do wybuchu I wojny światowej (1914) oblicze zdecydowanie ugodowe, wierząc, że wspólnie z nią zniszczą Polaków i polskość na Litwie. W 1900 r. czołowy nacjonalistyczny publicysta litewski ks. Juozas Tumas-Vaižgantas w katolickim czasopiśmie „Tevynes Sargas” napisał, że „polityczną niezależność Litwy uważamy za pustą mrzonkę… Litwa uznaje cara rosyjskiego za swojego prawdziwego władcę” (J. Ochmański).
Jednocześnie Rosja nie rezygnowała z planu rusyfikacji Litwinów. I nie tylko wykorzystując do tego administrację i szkolnictwo. Zaczęto także wydawać cyrylicą książki litewskie. Na przełomie XIX i XX w. wydali 58 książek, z czego 19 podręczników, 16 dzieł religijnych, 14 kalendarzy i 6 utworów literatury pięknej (H. Wisner Unia…).
Niemcy także zaczęły wspierać Litwinów dążących do zerwania unii między Polakami i Litwinami. Objęli oni dyskretną opiekę nad drukowanymi od 1868 r. w Prusach Wschodnich i przemycanymi na Litwę książkami litewskimi. Za ich pozwoleniem na terenie Niemiec (Ragneta, Prusy Wschodnie) grupa nacjonalistów litewskich na czele z Jonasem Basanoviciusem w latach 1883-86 wydawała skrajnie antypolskie czasopismo „Auszra” (Aušra czyli jutrzenka) oraz liczne broszury o wybitnie antypolskim charakterze. „Auszra” stała się rzeczywistą jutrznią narodzenia nowej narodowej Litwy, jak i nadania jej marki wybitnie antypolskiej. Ich i ich następców antypolska fobia wypływała z troski o przyszłość narodu litewskiego zagrożonego przez całkowitą polonizacją. Ale jej źródłem było przede wszystkim to, że przyswoili sobie w wulgarnej formie społeczny darwinizm, który wyniósł rasizm, nacjonalizm i eugenikę do rangi postępowych i nowoczesnych idei. Auszrowcy opracowali swoją „teorię pochodzenia – geograficzną”, którą posiłkuje „teoria krwi” jako kryteria przynależności narodowej. Zaczęli twierdzić, że Litwinem jest ten, kto pochodzi z terenów dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego bez względu na język jakim się posługuje na co dzień i własne poczucie przynależności narodowej (nie dotyczy to Żydów i napływowych Rosjan). Ci zaś spośród nich, którzy nie mają świadomości litewskiej są spolonizowanymi Litwinami, tutejszymi, białoruskojęzycznymi katolikami i należy ich na powrót zlitwinizować nawet pod przymusem. „Odrzucono całkowicie czynniki decydujące o powstawaniu i istnieniu narodu jako osobliwego tworu duchowego i psychicznego, mającego świadomość własnej wspólnoty i jednolity typ myślenia, narodu posiadającego wspólnotę kulturową i wszystko co się na nią składa łącznie z jednolitym zespołem idei, stylem twórczości, dążeniami, działaniami, tęsknotami i ambicjami, nie mówiąc już o wspólnym języku i historii. Dla narodu nowoczesnego istotą jest jedność łącząca jednostki, ich świadoma wola, przyznająca się do narodowej masy” (Jerzy Waszkiewicz Jakie są kryteria „Czerwony Sztandar” nr 168, 20.7.1988, Wilno). Należy tu zaznaczyć, że te dwie skrajnie szowinistyczne teorie: pochodzenia/geograficzna i krwi są obowiązujące na Litwie po dziś dzień, tak wśród wszystkich polityków litewskich jak i w Kościele litewskim.
Auszrowcy i ich następcy zarażeni bakcylem nacjonalizmu w najgorszym wydaniu – szowinizmem, który wyraża się w ślepym uwielbieniu dla własnego narodu i w nienawiści i pogardzie dla innych ludzi i narodów, zatracili możność logicznego myślenia i przez to ignorowali otaczającą ich rzeczywistość (także w stosunkach z Polską). Mitologizowali wszystko co litewskie, wbrew prawdzie historycznej. Pomogła im w tym bajkowa twórczość znanego powieściopisarza polskiego Józefa Ignacego Kraszewskiego poświęcona m.in. pogańskiej/legendarnej Litwie (Witolorauda 1840, Mindowe 1842 i Witoldowe czasy 1844). Propaganda litewska czyniła z Litwy pępek świata. Działacz polski na Litwie Kowieńskiej Zygmunt Szczęsny Brzozowski w swoich wspomnieniach Litwa – Wilno 1910-1945 (Paryż 1987) pisze: „W wyniku tej propagandy zrodziła się w narodzie litewskim ogromna megalomania. Półinteligent litewski był przekonany, że język litewski jest znany w całej Europie. Mniej inteligentni młodzi księża nie dawali się przekonać, że np. w Warszawie język litewski nie tylko nie jest rozumiany, ale w ogóle nie jest znany. Mówili mi, że „to przecież niemożliwe, by w Warszawie nie rozumiano litewskiej mowy”. Tak wykształcona mania wyższości, przy jednoczesnym kompleksie niższości, dopomogła w prawdzie ówczesnym Litwinom do wznowienia poczucia odrębności i świadomości narodowej, ale równocześnie ogromnie usypiała ich krytycyzm”. W przychylnej sprawom litewskim paryskiej „Kulturze” redaktora Jerzego Giedrojcia w dziele „Listy do redakcji” można spotkać wypowiedzi Litwinów świadczących jak głęboko megalomania zatruła mózgi Litwinów. Np. jeden z nich lamentował, że Polacy nie znają „wielkiej literatury litewskiej” (której nie ma!), a drugi dowodził, że gdyby przed wojną Polska żyła w przyjaźni z Litwą, to z pomocą armii litewskiej (raptem 25 tys. ludzi licho uzbrojonych!) wygrała by z Niemcami kampanię wrześniową 1939 r. Podobnie napisał historyk litewski, prof. Zenonas Ivinskas w londyńskim „Tygodniu Polskim” z 17.7.1970 r. Jednak największą głupotą popisał się poseł Litwy Kowieńskiej w Paryżu Oskaras Milašius (1877-1939), który jako pierwszy miał rzekomo poprawnie zrozumiał treść Apokalipsy św. Jana. Zaczął twierdzić, że Litwa Kowieńska albo Litwini/Lietuwisi (zaledwie 2 miliony ludności, 25 tys. wojska!) będą rządzić światem, a Bóg zezwolił mu na głoszenie tej rewelacji („Kultura” nr 5 1978, Paryż, str. 109-110). Także gen. Stasys Raštikis w latach 1935-40 naczelny wódz litewskich sił zbrojnych niewiele był skromniejszy w swych wyobrażeniach o Litwie Kowieńskiej, którą widział jako wielkie państwo, wpływające na współczesne losy Europy. W swoich wspomnieniach pisał, „że jeśli stosunki polsko-litewskie oparto by na zasadzie równości, to wówczas zaistniałaby współpraca wojskowa i sojusze, które mogłyby zmienić ostateczny wynik wojny (polsko-niemieckiej we wrześniu 1939 r.), a więc też wyłonić inną mapę Europy niż ta, którą znamy od 1945 roku” (Anna M. Cienciała „Lituaqneas” o stosunkach polsko-litewskich „Kultura Nr 4/447 1984, Paryż). Niestety z takimi niepoważnymi Litwinami Polska miała i ma do czynienia.
Niezależnie od zorganizowanych nacjonalistów litewskich wokół „Auszry”, z propagandą nienawiści do Polaków występował z całą energią młody kler litewski, który, domagając się usunięcia języka polskiego z dodatkowych nabożeństw w kościołach oraz zastąpienia księży-Polaków litewskimi, pobudzał w tym kierunku ciemne masy litewskie, co doprowadziło do gorszących awantur i bójek po kościołach. Duchowieństwo litewskie wydawało w Prusach szereg antypolskich pism. Samą „Auszrę” zastąpiło w 1887 r. czasopismo klerykalne i także antypolskie „Szwiesa” („Światło”). Wyjątkowo antypolskim czasopismem katolickim był „Tevynes Sargas” („Stróż Ojczyzny”), wydawany w latach 1896-1904, w którym czołowym publicystą był ks. Juozas Tumas-Vaiżgantas (1869-1933). „Tevynes Sargas” oznajmił, że jego zadaniem będzie obrona Litwinów „od trzech największych naszych nieprzyjaciół: miejscowej administracji, Żydów i wyrodnych Litwinów. Do rzędu „wyrodnych Litwinów” pismo zaliczało oczywiście „litewskiego pochodzenia polonizatorów” (J. Ochmański). Chrystusowe przykazanie miłości bliźniego było całkowicie obce temu katolickiemu duchownemu. Ten zarzut dotyczył zresztą kilkuset księży litewskich i chyba wszystkich litewskich czasopism katolickich. Tylko mniejszość patriotycznego społeczeństwa litewskiego o zabarwieniu demokratycznym, skupiająca się wokół wychodzącego od 1889 r. pruskiej Tylży czasopisma „Varpas” (Dzwon), zajmowała wobec Polaków stanowisko pojednawcze, domagając się jedynie uznania odrębnej narodowości litewskiej. W analogiczny sposób ustosunkowała się powstała później litewska Partia Socjalistyczna (Litwa Encyklopedia Gutenberga, Warszawa 1933). „Auszra” i wszystkie inne publikacje litewskie wydawane z Prusach były dostarczane na Litwę drogą kontrabandy. O jej rozmiarach niech świadczą liczby skonfiskowanych różnych druków litewskich przez carską policę. W latach 1891-93 zatrzymała ona 37 718 publikacji litewskich, w 1894-96 – 40 335, w 1897-99 – 39 024, w 1900-02 – 56 182 i w 1903 r. – przeszło 23 tys. Ogółem w latach 1865-1904 wydano w Prusach 3320 druków litewskich. Ciekawe kto to wszystko finansował? Przecież to musiało kosztować chyba kilka milionów rubli (to zawrotna suma pieniędzy), a narodowy ruch litewski był wówczas jeszcze w powijakach i większość Litwinów żyła w nędzy, przez co każdego roku tysiące chłopów litewskich emigrowało w poszukiwaniu chleba za ocean, głównie do Ameryki.
Historyk litewski L. Kondratas w artykule napisanym po polsku (raczej w żargonie litewsko-polskim) pt. Polacy na Litwie i ich stosunki z Litwinami w ciągu dziejów (Internet) pisze, że nacjonaliści litewscy na łamach wydawanej „Auszry” zaczęli głosić zerwanie unii polsko-litewskiej i twierdzić, że prawdziwym Litwinem jest tylko ten, kto mówi w rodzinie po litewsku i tylko do nich Litwa ma należeć. Natomiast mieszkające na Litwie osoby mówiące po polsku są tylko spolszczonymi Litwinami i nie mają dalszego prawa do swej polskości i muszą wrócić do korzeni litewskich. Stało się to credem nacjonalistów litewskich, które jest aktualne po dziś dzień. To kolejna i trudna do wyleczenia antypolska fobia u Litwinów. Z dziecięcym uporem odrzucają nowe informacje lub wiedzę na ten temat, a przede wszystkim opinię na temat swej narodowości samych Polaków na Litwie. Według Litwinów nie przysługuje im prawo do samookreślenia czy wyboru swej narodowości. Oni i tylko oni mają prawo decydować kto jest Polakiem, a kto nie i kto jest Litwinem. Ta totalna dziecinada, totalna głupota, totalny rasizm doprowadził w 1886 r. do upadku „Auszry” po trzech latach jej wydawania, bowiem większość jej czytelników stanowili ludzie, którzy nie chcieli zerwania unii z Polską i byli związani językiem i kulturą z Polakami. Jej nakład spadł z 1000 do 175 egzemplarzy (Wilipedia litewska); czyli tak mało było wówczas zwolenników jej polakożerstwa wśród Litwinów. Jednak jej idea stała się zaczynem, który z każdym kolejnym rokiem deprawował coraz więcej Litwinów, bo ludzie są bardzo podatni na zło.
Sprawą m.in. tzw. spolszczonych Litwinów zajął się były redaktor polskiego dziennika wydawanego w przedwojennym Kownie Edmund Jakubowski w swoim zapewne nieznanym poza Australią, a dzisiaj tam także już zapomnianym cyklu o Polakach na Litwie Kowieńskiej, drukowanym z przerwami w latach 1968-88 w wydawanym w Melbourne „Tygodniku Polskim”, pisząc: „Przed pierwszą wojną światową miejscowi Polacy (na Litwie) uważali się za Litwinów w sensie dzielnicowym. Kto jest Litwinem – mówili – ten samo przez się jest też Polakiem. Przeciwników tego stanowiska, separatystów litewskich zwano „litwomanami”. W pierwszych latach odrodzonej republiki litewskiej, a nowej sztuce litewskiej, na scenie teatru kowieńskiego, młoda Litwinka symbolicznie zdruzgotała statuetkę Adama Mickiewicza. Ten gest miał oznaczać zerwanie ze wspólną przeszłością polsko-litewską. Dawni litwomani stali się Litwinami, a Litwini w sensie historycznym, wierni związkom kulturalnym, politycznym i językowym z Polską, otrzymali dźwięczny przydomek „wyrodków”. Dla udokumentowania tej tezy uchwycono się wyników (powierzchownych! – M.K.) badań prof. Jana Jakubowskiego. W jednej ze swych prac historycznych o W. Księstwie Litewskim, sformułował wniosek, że Polacy na Litwie są w przygniatającej większości spolonizowanymi Litwinami. Pewna domieszka krwi polskiej (głównie mazurskiej) płynie w żyłach ludności Litwy, ale prawie w równej mierze wśród mówiących po polsku i po litewsku. A że Litwini z pochodzenia sprzymierzają się z obcą i wrogą potencją, jaką jest Polska, są wyrodkami. Słowo (litewskie) „iszgama” (wyrodek) było w częstym użyciu i dotyczyło również Marszałka Piłsudskiego. Brzmienie nazwiska było (dla Litwinów) miarodajnym kryterium do stwierdzenia pochodzenia…, (co w zasadzie było nonsensem, gdyż wielu rodowitych Litwinów miało nazwiska polskie, jak np. Lanckoroński, Potocki. To sprawiło, że) Franciszek Karp, Polak… zainteresował się rodowodami starolitewskich bojarskich nazwisk jak: Gimbut, Sagaiłło, Dowgiałło, Kibort, Korsak, Dowgird, Orwid itd. W swej kilkudziesięciostronicowej pracy doszedł do nieoczekiwanych wyników. Bardzo mało wśród tych nazwisk – dowodził – świadczy o litewskim pochodzeniu. Bułhak i Korsak – to pochodzenie tatarskie. Nazwiska kończące się na: rym, but, ort, ird, to stare nazwisko bojarów litewskich pochodzących od Wikingów. Dla porównania cytował książkę telefoniczną Kopenhagi (stolica Danii). Twierdził, że czyta się ją jak heraldykę litewską, tyle tam nazwisk zbliżonych do litewskich nazwisk arystokratycznych, a żadnego podobieństwa do typowo ludowych! Natomiast nazwiska kończące się na „ajłło” były bezspornie litewskie w odróżnieniu od najpospolitszych na „wicz”, które były naleciałością ruską, świadczącą nie o pochodzeniu, a o modzie dodawania tej końcówki. Pracę Karpia drukował „Dzień Polski” w Kownie w odcinkach, póki autor nie doszedł do wikingowskich konkluzji. Wówczas (litewska) cenzura wstrzymała druk… Pracę Karpia zamieściło przed wojną wydawnictwo Instytutu Bałtyckiego w Toruniu”.
„Auszra” zapoczątkowała rewizję historii stosunków polsko-litewskich, którą kontynuują ich współcześni następcy. Operowali i operują oni ciągle nazwami „Litwa”, „litewski”, „Wielkie Księstwo Litewskie” (WLK) jakby współczesna Litwa, powstała w 1918 r., stanowiła proste przedłużenie Litwy historycznej, jej historii, państwowości, kultury itd. i miała i ma prawo do ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego i do wszystkiego co było związane z tymi ziemiami. Po prostu uznali się i uznają po dziś dzień za jedynego spadkobiercę Wielkiego Księstwa Litewskiego, podczas gdy ziemie Litwy etnicznej stanowiły w 1772 r. zaledwie 20% obszaru WKL (dzisiaj ponad 80% ziem dawnego WKL należy do Białorusi, ok. 12% do Litwy i ok. 7% do Polski – Suwalszczyzna, Podlasie) a etniczni Litwini stanowili zaledwie 21% jego ludności – Białorusini stanowili 36% ludności księstwa, a Polacy 26% (z tym, prawie wszyscy znani ludzie w WKL, którzy od XVI w. tworzyli jego historię i kulturę byli Polakami, jako że Litwini w 99% byli chłopami, którzy do historii i kultury WKL prawie nic nie wnieśli!). Można tu dodać, że litewskie ziemie etniczne stanowiły nie tylko zaledwie 20% obszaru WKL, a etniczni Litwini zaledwie 21% jego ludności, ale także i to, że odegrały one bardzo, ale to bardzo małą rolę z historii i życiu WKL, a to dlatego, że leżały na zadupiu Księstwa, z dala od ważnych szlaków komunikacyjnych i nie stanowiły terenów ważnych strategicznie. Dlatego w leksykonie Bitwy polskie (Znak, Kraków 1999) jedyną bitwą (spośród kilkudziesięciu, jakie miały miejsce na ziemiach białoruskich WKL i na Wileńszczyźnie) jaka została stoczona na terenie Litwy Kowieńskiej do upadku Polski w 1795 r. była bitwa wojsk polsko-litewskich z Krzyżakami pod Wiłkomierzem w 1435 r. Podobnie było i w innych dziedzinach działalności człowieka na terenie ziem Litwy Kowieńskiej do upadku Polski, jak np. w historii Kościoła katolickiego. Na obszarze Litwy Kowieńskiej była tylko jedna diecezja – żmudzka, a wschodnia część jej obszaru należała do diecezji wileńskiej; w gronie biskupów zasiadających w Senacie biskup żmudzki zajmował dopiero dziesiąte miejsce, a udział diecezji w życiu Kościoła w przedrozbiorowej Polsce był mało znaczący. Na późniejszej Litwie Kowieńskiej było zaledwie jedno kolegium jezuickie – w Krożach. Nie ukazywała się tu prasa ani polska, ani litewska i nie drukowano tu książek. Całe istotne życie w Wielkim Księstwie Litewskim ogniskowało się głównie w polskim Wilnie i na ziemiach dzisiaj białoruskich.
Uważając się za jedynych spadkobierców WKL nacjonaliści litewscy przywłaszczyli sobie historyczne nazwy „Litwa” i „Litwini” oraz herb WKL – Pogoń, który jest obecnie herbem Litwy. Tymczasem Pogoń ma korzenie ruskie. Pogoń została przedstawiona (przypuszczalnie) w 1366 r. jako znak wielkiego księcia litewskiego – Olgierda. W 1384 r. Pogoń stała się herbem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tymczasem postać jeźdźca z uniesionym mieczem pojawia się sto lat wcześniej w kręgu kultury ruskiej na pieczęciach Aleksandra Newskiego, zięcia księcia połockiego Briaczysława Wasilkowicza (Wikipedia). Herb Pogoni włączony zostaje do herbu Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W 1795 r., gdy Imperium Rosyjskie anektowało Białoruś, Pogoń została oficjalnie ustanowiona herbem tego regionu. W latach 1919–1940 i od 1991 r. Pogoń jest herbem państwowy Litwy. Jednak wcześniej, bo w 1918 r. Pogoń została herbem Białoruskiej Republiki Ludowej (1918 – 1919), a w 1991 r. jednocześnie z Litwą herbem niezależnej Białorusi (do 1995). Można mówić, że jest także Pogoń polska, czyli występująca w Polsce. Pogoń Litewska to starodawny polski herb szlachecki, m.in. Krzywickich, Litwinowiczów, Łukomskich, Mackiewiczów, Niedzielskich, Nowosielskich, Rybickich, Zasławskich. Pogoń jest herbem Puław, Siedlec i Brańska oraz występuje w herbach Brzegu Dolnego, Milicza, Ostródy, Trzciela. Są wsie Pogoń Gosławicka, Pogoń Lubstowska i Pogoń-Leśniczówka. Nazwę Pogoń ma część miasta Sosnowica, część wsi Niedoń w powiecie sieradzkim i wsi Nowosielec w powiecie niżańskim. Dziewiętnaście polskich klubów sportowych, m.in. w Poznaniu, Katowicach, Sosnowcu, Rudzie Śląskiej, Siedlcach, Zduńskiej Woli, we Lwowie (polski klub) ma nazwę Pogoń. Tytuł „Pogoń” miał tygodnik polityczno-społeczny wydawany w Tarnowie w latach 1888-1914. Tak więc Litwini nie mają monopolu na Pogoń i na pewno mniejsze prawa do niej od Rusinów/Białorusinów, jak prawdziwych twórców.
Według mnie, jest jeden najważniejszy i najbardziej przekonywujący dowód na to, że współczesna Litwa (Lietuva) nie ma prawa uważać się za jedynego spadkobiercę Wielkiego Księstwa Litewskiego, a kto wie czy poza mało znaczącą przynależnością geograficzną do tego tworu państwowego ma prawo w ogóle uważać się za jego współspadkobiercę. Otóż Marek Jerzy Minakowski (ur. 1972) jest polskim filozofem, historykiem i przede wszystkim wybitnym genealogiem, autorem szeregu publikacji z tej dziedziny. Jak czytamy w Wikipedii, w Internecie opublikował pracę pt. „Ci wielcy Polacy to nasza rodzina” (od 2009 r. pod nazwą „Wielka Genealogia Minakowskiego”), która zawiera informacje o prawie 700 tysiącach (stan na kwiecień 2017) powiązanych ze sobą rodzinnie osób i jest ciągle rozbudowywana i aktualizowana. Jest także twórcą serwisu „Genealogia Potomków Sejmu Wielkiego”, poświęconego potomkom posłów i senatorów uczestniczących w obradach Sejmu Wielkiego (1788-1792), zawierającego dane ponad 125 tysięcy osób (stan na kwiecień 2017). W kwietniu 2006 r. razem z żoną Anną Lebet-Minakowską i Januszem Janotą-Bzowskim został współzałożycielem Stowarzyszenia Potomków Sejmu Wielkiego i objął funkcję marszałka, którą pełnił przez kilka lat do czasu wyboru Andrzeja Krzyżanowskiego. W październiku 2008 r. był prelegentem polsko-litewskiej konferencji naukowej z okazji pierwszych obchodów święta państwowego Republiki Litewskiej oraz uczestniczył w spotkaniu uczestników z prezydentem Litwy, Valdasem Adamkusem. Minakowski prowadzi swoją stronę internetową Minakowski.pl. 24 stycznia 2011 r. zamieścił w niej swój tekst pt. „Smetona-Piłsudski-Komorowski: kłótnia w rodzinie”, w którym pisze m.in.: „Gdy dwa lata temu marszałek Sejmu Litewskiego (C. Jursenas), prezydent (V. Adamkus) i premier (A. Kubilius) pytali mnie czy jacyś potomkowie posłów Sejmu Wielkiego żyją na Litwie, potrafiłem im wskazać tylko drobne wyjątki”. Potomkowie ci żyją dzisiaj głównie w Polsce (np. z rodziny Radziwiłłów - Konstanty był w latach 2015-18 polskim ministrem zdrowia, a obecnie jest wojewodą mazowieckim) i sporo poza nią, ale jak widzimy nie na Litwie.
Ten fakt potwierdza dobitnie, że współczesny naród litewski nie ma nic wspólnego z ludźmi, którzy przez wieki rządzili Wielkim Księstwem Litewskim, budowali je, bronili na polach bitew i tworzyli jego kulturę, naukę, literaturę.
Bez żadnej żenady tezom nacjonalistów litewskich, że są jedynymi spadkobiercami Wielkiego Księstwa Litewskiego podporządkowane są fakty historyczne, nie cofające się przed groteską i farsą (M. Kosman), co trwa po dziś dzień, tak na Litwie jak i wśród Litwinów na emigracji. Oto trzy spośród wielu przykładów: 1. Litwini w Ameryce utrzymywali, że dokument unii krewskiej z 1385 r. został sfabrykowany przez Polaków, 2. W litewskim programie radia ABC Melbourne nadanym 29 maja 1975 r. powiedziano, że w 1795 r. miał miejsce rozbiór Litwy dokonany przez Rosję, Prusy i Austrię, czyli z Rzeczypospolitej zrobiono Litwę – w ogóle nie wspomniano Polski, 3. Supreme Committee for Liberation of Lithuania z okazji 600-lecia Litwy w 1987 r. wydał broszurę w języku angielskim, z której wynika, że Polska – Polacy nie mieli nic wspólnego z chrztem Litwy, unia polsko-litewska została zawarta dopiero 1569 r., a w latach 1386-1569 Polska była częścią Litwy.
„Auszra” zaczęła domagać się przyłączenia do nacjonalistycznej Litwy polskiego Wilna, także etnicznie polskiej części Suwalszczyzny (Suwałki, Augustów, Sejny) i polskiego Podlasia (sejm litewskiej emigracji, który odbył się w dniach 6-8.2.1981, w specjalnej uchwale nazwał Suwalszczyznę ziemią litewską anektowaną przez Polskę). Jednocześnie nacjonaliści litewscy przywłaszczyli sobie polskie historyczne postacie. Stąd np. Tadeusz Kościuszko, Adam Mickiewicz czy Emilia Plater, ba nawet Kopernik (rzekomo zniemczony Prus) są uważani tylko i wyłącznie za Litwinów w obecnym tego słowa znaczeniu na Litwie. Kiedy polski poeta pochodzący z Litwy Kowieńskiej Czesław Miłosz w 1980 r. otrzymał literacką nagrodę Nobla, Litwini od razu zaczęli nazywać go Litwinem, na co zareagował on mówiąc: „Istnieje taka legenda, że jestem Litwinem, jednak nie jestem Litwinem, a Polakiem” („Kultury” nr 4, Paryż 1981, str. 96). Z drugiej strony, jak potrzeba dla wzmocnienia antypolskiej propagandy wśród Litwinów, osoby te nazywa się zaprzańcami narodu litewskiego za to, że stali się Polakami, że odeszli od języka i tradycji litewskich, chociaż nikt z nich przez całe swoje życie nie miał do czynienia z językiem i tradycjami litewskimi. Gorzej, pretensje o to ma się również do rdzennych Polaków, którzy w swoim życiu zasłużyli się dla ziem litewskich czy Litwinów. Ofiarą tej antypolskiej nienawiści stał się np. Józef Ignacy Kraszewski (1812-1887), autor wspaniałych książek z przeszłości Litwy, chociaż wiadomo, że rodzina Kraszewskich nie miały korzeni litewskich. Pochodziła bowiem z Kraszewa na Mazowszu. Adam Wierciński tak to skwitował: „Smutny to żart. I żenujący” (Spory polsko-litewskie „Ład” 18.3.1990).
Auszrowcy (a za nimi współcześni ich ziomkowie), podnosili pod niebiosa rzekomą potęgę i chwałę Litwy w okresie pogańskim. Tymczasem raczej bez walk Litwini od czasów Mendoga po 1363 r. (zajęcie Kijowa) zajmowali bardzo słabo zaludnione, rozdrobnione i zdezorganizowane po długotrwałej niewoli tatarskiej ziemie ruskie, a nawet po ich zajęciu Litwa pozostawała nadal państwem bez większego znaczenia w Europie – miała takie znaczenie jak obecna Litwa, a więc prawie żadne. A waleczność Litwinów również można kwestionować. Byli dobrzy do łupieskich napadach na przygraniczne wioski polskie czy ruskie, czyli na bezbronną ludność. W walkach nie mieli już szczęścia. Starczy wspomnieć dwie wielkie klęski Litwinów: bitwę nad rzeką Strawą (dopływ Niemna) koło Żyżmorów 2 lutego 1348 r., kiedy to Litwini (9 tys. ludzi) w bitwie z Zakonem Krzyżackim (4 tys. ludzi pod dowództwem wielkiego komtura Winrycha von Kniprode) stracili 6000 zabitych, czyli 2/3 całego stanu wojska, w tym książąt Narymunta i Monwida, podczas gdy wojska krzyżackie straciły zaledwie 60 ludzi, w tym 8 rycerzy zakonnych; oraz bitwę z Tatarami nad Worsklą na stepach ukraińskich 12 sierpnia 1399 r., zakończoną kompletną rzezią wojsk księcia Witolda. Poległo aż 74 kniaziów litewskich. Witold ledwie uratował się z pogromu. Pomoc z Polski zdążyła obsadzić przeprawy na Dnieprze i Tatarzy nie przeniknęli na zachód. Dlatego, jak pisze Paweł Jasienica (Polska Jagiellonów Warszawa 1983): „Witold niesłusznie uchodzi za znakomitego wodza. Nad Worsklą naiwnie dał się zwodzić Timur Kutłukowi pertraktacjami, zostawił mu trzy dni czasu do namysłu i doczekał się nadejścia głównych sił tatarskich pod wodzą strasznego Edygeja, jednego z najwybitniejszych podwładnych Tamerlana. Edygej nadciągnął nocą, w zupełnej ciszy”, kiedy Litwini smacznie sobie spali. Litwini nie okryli się bohaterstwem także podczas bitwy pod Grunwaldem 15 lipca 1410 r. i przez samego Jagiełłę zwycięstwo Polaków nie zostało wykorzystane do całkowitego zniszczenia zakonu (Wikipedia), ani w czerwcu 1940 r., kiedy Armia Czerwona odbierała ich ojczyźnie niepodległość. W obronie ojczyzny nie oddali ani jednego strzału! Widać, że honor jest im obcy.
Jak się ma to ciągłe krytyczne ocenianie unii polsko-litewskiej 1385 i 1569 r. przez litewskich nacjonalistów do podanych faktów przez litewskiego historyka, profesora historii krajów bałtyckich i Polski na uniwersytecie w Bonn (Niemcy). Prof. Ivinskis w artykule pt. O stosunkach polsko-litewskich („Tydzień Polski 27.6.1970, Londyn) napisanym z okazji 400-lecia Unii Lubelskiej napisał m.in.: „…Odpowiedzmy więc, w dużym skrócie, na zasadnicze pytanie: czy sojusze i unie z Polską przyniosły Litwinom jakieś korzyści?” i stwierdza, że przez sam chrzest Litwy z rąk właśnie polskich, Polska i Litwa pozbawiły sensu istnienia Zakonowi Krzyżackiemu – największemu i bardzo niebezpiecznemu wrogowi Litwy. I stąd „Pierwszą i niezaprzeczalną korzyścią była wspólna walka Litwy i Polski z Krzyżakami w momentach największego niebezpieczeństwa. Dzięki niej Zakon niemiecki został pokonany, a ziemie zamieszkałe przez Litwinów, w pierwszym rzędzie Żmudź, zostały wyzwolone. Równocześnie zapobieżono utworzeniu przez Zakon Krzyżacki mostu terytorialnego do Liwonii (Łotwy)”. W okresie polubelskim Polacy pomagali Litwinom (Wielkiemu Księstwu Litewskiemu) w ich walce z wzrastającą potęgą Moskwy, która zaczęła rościć pretensje do panowania nad wszystkimi ziemiami ruskimi, w takie ziemie stanowiły 80% powierzchni WKL. Bez pomocy polskiej Wielkie Księstwo Litewskie już w XVI czy XVII w. zostało by częścią Rosji. Prof. Ivinskis będąc przy tym temacie zauważa, że także bez polskiego zwycięstwa nad bolszewicką Rosją w 1920 r., którą nacjonalistyczna Litwa wspierała (!), nie byłoby także wolnej Litwy, gdyby Polska przegrała bitwę nad Wisłą.
Przez unię z Polską Litwa i Litwini odnieśli szereg innych ważnych korzyści, o których nie wspomniał prof. Ivinskis. Przede wszystkim unia polsko-litewska uratowała naród litewski przed całkowitą rutenizacją. Przecież przed samą unią w Wielkim Księstwie Litewskim pod względem kulturalnym dominujący wpływ wywierał żywioł ruski, język starobiałoruski był językiem państwowym, a prawosławie zdobyło wyznawców nie tylko wśród wielu bojarów litewskich, ale także wśród członków dynastii panującej Giedyminowiczów. Sam książę Witold, tak wywyższany przez współczesnych Litwinów zanim został katolikiem po unii z Polską przeszedł na prawosławie i miał na imię Aleksander. Nie ulega wątpliwości, że gdyby nie doszło do unii polsko-litewskiej, to narodu litewskiego dzisiaj wcale by nie było. Bo albo byłby wytępiony przez Krzyżaków, albo dobrowolnie powiększyłby liczebnie naród ruski – białoruski. Drugą korzyścią dla narodu litewskiego z unii polsko-litewskiej było to, że wprowadziła ona naród litewski do kultury zachodniej, w czym dużą rolę odegrał polski Kościół katolicki. Trzecią korzyścią dla Litwinów z unii z Polską było to, że stała się ona przełomowym momentem nie tylko w jej stanowisku prawno-państwowym, ale w całokształcie wewnętrznych warunków ustrojowych, społeczno-gospodarczych i wyznaniowo-kulturalnych. W chwili zawierania związku z Polską przedstawiała Litwa obraz kraju rządzonego na wskroś absolutystycznie. Wielki książę nie tylko miał w ręku pełnię władzy państwowej, ale mieszał się w stosunki prywatne swych poddanych. Czynnik społeczny pozbawiony był samodzielnego znaczenia. Warstwa rycerska bojarów, dźwigając szereg obowiązków nie posiadała pełnych praw do zajmowanej ziemi ani swobody normowania stosunków rodzinnych. Pod względem terytorialnym przedstawiała Litwa istną mozaikę. Obok Litwy właściwej, obejmującej etnograficzne terytorium Litwy (było to zaledwie 7% ogólnego obszaru Wielkiego Księstwa Litewskiego pod koniec XIV w.!) oraz części wcześniej wcielonych ziem ruskich (Ruś Czarna), istniały tak zwane aneksa, to jest księstwa ruskie, luźnie związane z resztą państwa, które nie podlegając bezpośrednio władzy wielkoksiążęcej, miały swych odrębnych władców oraz odrębny ustrój (należały tu księstwa: witebskie, połockie, smoleńskie, wołyńskie, bracławskie, kijowskie i siewiersko-czernichowskie. Unia z Polską otwarła na Litwie wrota recepcji polskich urządzeń ustrojowych oraz wpływów kulturalnych (w miejsce ruskich). Recepcja ta stanowiła w dużej mierze rezultat świadomej działalności dynastii jagiellońskiej, który zmierzała konsekwentnie do przetworzenia stosunków litewskich na wzór polski i to bez nacisku ze strony polskiej. Bojarzy litewscy otrzymali w szeregu przywilejów (1387, 1413, 1432-44, 1447) zasadnicze prawa, które przysługiwały w tym czasie szlachcie polskiej: pełne władztwo nad posiadaną ziemią, zwolnienie od głównych danin i robocizn, zabezpieczenie swobód osobistych, ulepszenie na wzór polski sądownictwa, prawo zasiadania w radzie książęcej i do piastowania urzędów. Ostatecznego przeszczepienia ustroju polskiego dokonał król Zygmunt August – ostatni z dynastii jagiellońskiej, który wprowadził na Litwę sądy ziemskie, zorganizował na polską modłę parlamentaryzm, tworząc sejmiki, tron litewski z dziedzicznego przekształcił na elekcyjny (1564). W rezultacie warstwa podległych bezwzględnie W. Księciu bojarów przekształciła się w zamknięty stan szlachecki, wyposażony w odrębne przywileje i samodzielne w stosunku do korony królewskiej stanowisko. W ewolucji tej wzięła również szlachta polska, dopuszczając bojarów do swych herbów (adopcja horodelska). Równolegle z wyemancypowaniem się warstwy bojarskiej nastąpił upadek samodzielnego znaczenia książąt dzielnicowych (kniaziów), którzy z odrębnych władców przekształcili się w przodującą warstwę społeczną, terytorium zaś Wielkiego Księstwa Litewskiego zostało zjednoczone pod wspólną władzą panującego i podzielone na wzór polski, na województwa i kasztelanie. Na skutek tych przemian wytworzyło się potężne możnowładztwo litewsko-ruskie, które zdobywszy silny wpływ na rządy, strzegło odrębności i do ostatniej chwili sprzeciwiało się zawarciu unii (lubelskiej 1569), pragnąc uratować przynajmniej główną domenę swych wpływów – odrębny sejm litewski. W ustrój wsi wielkolitewskiej gruntowne zmiany wniosła dokonana przez Zygmunta Augusta i królową Bonę w dobrach wielkoksiążęcych t.zw. pomiara włóczna. Było to wprowadzenie do gospodarstwa agrarnego litewskiego zasadniczych elementów, które do ustroju wsi polskiej wniosła kolonizacja na prawie niemieckim oraz wytworzenie się gospodarstwa folwarcznego. Jednostką gospodarczą stała się włóka, odpowiadająca w zasadzie polskiemu łanowi. Miejsce dzikiej gospodarki odłogowej zajęła trójpolówka (jare, ozime i ugór). Przeprowadzono komasację gruntów, związaną z przekształceniem istniejących dotąd osad i tworzeniem wsi na modłę polską, zajęcia ludności wiejskiej zostały ujednostajnione, ciężary wyrównane i dokładnie określone w robociznach i czynszach (Litwa „Encyklopedia Gutenberga” Warszawa 1933).
Prof. Ivinskis dodał jedną bardzo ważną uwagę związaną z bitwą pod Grunwaldem w 1410 r., w której Krzyżacy ponieśli straszną klęskę, i która ostatecznie zachwiała potęgą Państwa Krzyżackiego. Pisze: „Stąd zrozumiałe jest czemu Krzyżacy wszelkimi sposobami starali się rozbić wspólnotę (polsko-litewską), czemu cesarz Zygmunt Luksemburczyk kilkakrotnie występował z planami nadania Witoldowi królewskiej korony. Niezgoda partnerów, ich brak współdziałania, byłby bardzo korzystny dla Zakonu, który występowałby wówczas jako „tertius gaudens”. Witold w 1429 r. połasił się na koronę od cesarza. „Dzień koronacji został wyznaczony na (8 IX 1429, jednakże wiozący koronę wysłannicy cesarza Zygmunta nie dotarli na Litwę. Zatrzymali ich Polacy, którzy odebrali posłom cesarskim kompromitujące papiery z nawoływaniem przewrotnego Luksemburczyka do utworzenia antypolskiej ligi z udziałem Niemiec” (J. Ochmański). Gdyby koronacja się udała i Witold zerwał unię z Polską, niechybnie dzisiaj nie byłoby Litwy i Litwinów, którzy podzieliliby los Prusów. I temu warchołowi, działającego ostatecznie na szkodę Litwy i narodu litewskiego nacjonalistyczny rząd litewski nadał w 1930 r. Witoldowi przydomek „Wielki”. Tylko dlatego, że chciał zerwać unię z Polską. A że był to czyn szkodliwy także dla Litwy i Litwinów – nie miało to dla zaczadzonego polakożerstwem Smetony żadnego znaczenia. Bo wiedział, że ciemny lud to kupi.
Jak się to mówi, wszystko ma swoje plusy i minusy. Litwini, ignorując wielkie korzyści jakie unia przyniosła Litwie i narodowi litewskiemu, eksponują dzisiaj tylko ujemne dla siebie skutki unii polsko-litewskiej. Tymczasem polska historiografia prawie całkowicie pomija, wręcz ignoruje co złego dla Polski i narodu polskiego przyniosła unia z Litwinami. Trudno spekulować co by było, gdyby unii polsko-litewskiej nie było. Każdy historyk musi zgodzić się z tym, że unia także i Polsce przyniosła wiele korzyści. Ale obok tych korzyści było i zło – minusy unii z Litwinami, które w ostatecznym rozrachunku zapewne biorą górę nad korzyściami. Przekonująco o tym pisze Paweł Jasienica w Polsce Jagiellonów (Warszawa 1983). Pisze on, że król Polski nie był królem malowanym. Król polski „był właścicielem dóbr koronnych, szafarzem dostojeństw, najwyższym sędzią, a przede wszystkim niezaprzeczalnym kierownikiem polityki wewnętrznej i zagranicznej, nie tylko przełożonym, ale i rzeczywistym dowódcą całej armii… Tak kluczowe stanowisko Polacy oddali we władanie Litwinowi…”. Tymczasem „Jagiełło ani na jotę Litwinem być nie przestał. Służył swej ojczyźnie, wspierając ją polskimi siłami”. Bowiem „z punktu widzenia Jagiełły, „przełączenie” Litwy do Polski oznaczało wciągnięcie tej ostatniej do walki ze wszystkimi wrogami Wielkiego Księstwa (Litewskiego”. I „Jak celnie zauważył (prof. Henryk) Paszkiewicz, Jagiełło (przez całe swe trwające 48 lat panowanie w Krakowie) pragnął zaszczepić Polakom przekonanie, że walcząc gdzieś daleko na wschodzie – bronią Wisły” (Dzisiaj jest podobnie; wmawia się Polakom, że wspierając Litwę i Ukrainę w ich problemach z Rosją – bronimy Wisły). Gorzej, mając na uwadze tylko i wyłącznie dobro Litwy świadomie działał na szkodę Polski. Najjaskrawszym tego przykładem były prowadzone podczas jego panowania wojny z Zakonem Krzyżackim. Wojska polsko-litewsko-ruskie 15 lipca 1410 r. odniosły niebywałe zwycięstwo nad Zakonem Krzyżackim w bitwie pod Grunwaldem – odwiecznym wrogiem Litwinów i Polaków. Jednak po tym zwycięstwie Jagiełło nie poszedł na Malbork, aby doszczętnie zniszczyć Zakon. Bowiem „Należyte wyzyskanie Grunwaldu radykalnie, do głębi zmieniłoby sytuację na korzyść Polski, lecz nie Litwy… Tylko zachowanie jakiejś równowagi mogło uchronić Litwę od znalezienia się na łasce i niełasce Korony (Polski)… Ocalenie (przez Jagiełłę) szczątka państwa krzyżackiego mogło się przyczynić do utrzymania równowagi politycznej. Osłabiony (krzyżacki) Malbork mógł się stać dla Litwy już nie śmiertelnym wrogiem, lecz partnerem”. I tak postąpił Jagiełło – na szkodę Polski i narodu polskiego zawarł rozejm z Krzyżakami. I zadbał o to, aby z pokoju toruńskiego zawartego z nimi 1 II 1411 r. korzyści odniosła tylko Litwa. W konkluzji Jasienica pisze: „Korona królewska, czyli prawo prowadzenia polityki i rozkazywania wojsku, to była olbrzymia cena zapłacona przez Polskę za unię, ważniejsza od szelskich obietnic „przyłączenia” Litwy do Polski. Nie można moralnie potępiać Jagiełły za jego litewski patriotyzm, ale trudno nie przyznać, że grubo przemędrkował – marnując szanse Korony beznadziejnie pogrążył i Litwę”.
Wszyscy królowie Polski z dynastii Jagiellońskiej dbali więcej o dobro Litwy kosztem Polski. O to, aby Litwa była bezpieczniejsza od Polski, a tym samy silniejsza dbał także król Kazimierz Jagiellończyk. Najgorsze to to, że Polacy – jak to Polacy (tak postępują po dziś dzień ze swoimi sąsiadami, poza Rosją) zawsze oddawali pola sąsiadom, nawet wtedy, kiedy wcale nie musieli i nie muszą. I tak, chociaż zgodnie z unią polsko-litewską z 1385 r. i dokumentem wystawionym przez Jagiełłę w Horodle w roku 1413 Wielkie Księstwo Litewskie miało być włączone do Polski, to w 1446 r. wielmoże litewscy na zjeździe z panami polskimi na zjazdach w Parczewie i Brześciu uzyskali od Polaków zgodę na to, że Wielkie Księstwo Litewskie na zawsze ma być wyodrębnione od Królestwa Polskiego, chociaż pozostaje w unii z Polską. O to zadbał Kazimierz Jagiellończyk obrany w 1440 r. wielkim księciem. Zdawał sobie sprawę z tego, że „…Wypuszczenie Polski z rąk (Jagiellonów) nie leżało w interesie tego rodu, który odchodząc z Krakowa tym samym zdegradowałby się w sposób dotkliwy. Przecie to korona polska, a nie mitra litewska zapewniła Jagiellonom poczesne miejsce w Europie” (P. Jasienica). Przez cały swój długi okres panowania na tronie polskim (45 lat), tak jak Jagiełło dbał przede wszystkim o dobro Litwy kosztem Polski. W 1446 r. wystawił dokument, w którym Polskę i Litwę traktuje jako dwa równorzędne państw, a zaraz po wstąpieniu na tron polski w 1447 r. rozszerzył swobody osobiste i prawa majątkowe bojarów, przyrzekł nadawanie urzędów na Litwie tylko mieszkańcom Wielkiego Księstwa oraz utrzymanie Wielkiego Księstwa w granicach Witoldowych wraz z Podolem i Wołyniem, które to ziemie były przedmiotem sporu z Polską. Podczas wojny trzynastoletniej z Zakonem Krzyżackim (1454-66) zamiast zniszczyć doszczętnie państwo krzyżackie, w końcowym okresie wojny zamiast dążyć do tego, więcej dbał o osadzenie swego syna na tronie czeskim. Później swoimi sojuszami ze szlachtą doprowadził do dużego upadku mieszczaństwa i miast polskich. Był wielkim budowniczym szlacheckiej Polski, co na dobre Polsce nie wszyło.
Paweł Jasienica zwraca uwagę na jeszcze dwie inne szkodliwe dla Polski sprawy wynikłe przez zawarcie unii z Litwą. Pisze: Unia Polski z Litwą „tak bardzo podniosła autorytet Krakowa i otwarła przed nim widoki naprawdę mocarstwowe. Wolno przypuszczać, że właśnie ten nagły awans zaniepokoił sąsiadów Polski i zaczął ich skłaniać do pomysłów całkiem bezwzględnych. Teorie równowagi politycznej zaczęto spisywać dosyć późno, lecz w praktyce uznawano je od niepamiętnych czasów. Kto zbyt szybko rósł w potęgę, ten poniekąd automatycznie narażał się na solidarną wrogość sąsiadów. Obszar monarchii jagiellońskiej był ogromny, zasoby materialne również, można więc było spodziewać się wyrośnięcia imperium, które by siłą faktu politycznego zdegradowało państwa przyległe (wielkie imperium rosyjskie zdegradowało wszystkie państwa z którymi sąsiadowało – M.K.). Z takich prawdopodobnie rozważań zrodził się projekt (pierwszego rozbioru Polski) przedstawiony…” Krzyżakom w 1392 r.
„Aż do czasów unii Polska była normalnym, przeciętnym krajem europejskim. Zadania, jakie przed nią stały, rozwiązywała wcale nie najgorzej, a zważywszy na ciężkie okoliczności, można powiedzieć, że nawet dobrze. Miała widoki na dalszy rozwój i ograniczone sukcesy, polegające na odzyskaniu tego, co jej zabrano. Mogła zostać zwykłym państwem jednego narodu, jakich sporo na kontynencie. Zawarłszy unię, do spółki z Litwinami oraz licznymi Rusinami stworzyła problematykę, której w ogóle nigdy i nigdzie przedtem nie było (wewnątrz wspólnego państwa przebiegały granice wiar i kultur). Nie istniały żadne precedensy, nikt nie umiał, ba! – nie próbował rozwiązywać zagadnień tak rozległych i zawiłych, nie miał po temu okazji. A wszystko to stanęło przed ówczesnymi politykami nagle, bez wstępów, przygotowań i stopniowego wdrażania się w robotę. Wydaje się, że mnogość i rozmiary zadań do rozwikłania, a także nagłość dokonanej przemiany są głównymi cechami stworzonego przez unię układu stosunków. One też tłumaczą przyszłą klęskę wspólnego dzieła, które okazało się nie na miarę sił ludzkich”. Jeśli unia polsko-litewska przetrwała aż 400 lat – do 1795 r., tj. do likwidacji państwa polskiego przez Rosję, Austrię i Prusy, to tylko dlatego, że litewsko-ruskie możnowładztwo, szlachta i mieszczaństwo DOBROWOLNIE spolonizowało się. Z rdzennymi Polakami łączył ich język i kultura polska oraz polska religia, czyli polski katolicyzm.
Jak pisze Jasienica, po unii z Litwą Polska musiała się dzielić z Litwą wszystkim co miała. Wynik był taki, że Polska – Polacy budowali Litwę kosztem Polski i narodu polskiego. „Zamiast obsługiwać tylko wcale niemałe zapotrzebowania ziem Korony, Akademia (Krakowska) musiała sprostać żądaniom idącym ze wschodniej połaci kraju”. Na ziemie zacofanego pod każdym względem Wielkiego Księstwa Litewskiego przez czterysta lat sprowadzano polskich urzędników, duchownych, uczonych, wojskowych, architektów, techników, różnych majstrów, kupców, którzy z korzyścią mogli by służyć Polsce i ją jeszcze bardziej rozwijać. A dzisiaj nacjonaliści litewscy twierdzą, że Polska kolonizowała i wyzyskiwała Litwę.
Do tych trzech uwag Jasienicy (spośród wielu innych) należy wziąć pod uwagę także i to, że od króla Kazimierza Wielkiego do bitwy pod Grunwaldem (1343-1409) Polska miała 66 lat pokoju z Zakonem Krzyżackim. Kto może przekonywująco twierdzić, że ten pokój nie trwał by dłużej czy nawet zawsze. Bowiem Polska za panowania Kazimierza Wielkiego stała się znaczącym państwem w środkowej Europie – nie była jakąś tam pogańską i bez znaczenia w Europie Litwą. Powtórzmy: celem unii Polski z Litwą miało być wspólne pokonanie Zakonu Krzyżackiego, który zagrażał obu państwom. Tymczasem król Władysław Jagiełło dążąc do utrwalenia panowania dynastii jagiellońskiej w Polsce doprowadził do niewykorzystania wielkiego zwycięstwa polsko-litewskiego nad Krzyżakami w bitwie pod Grunwaldem 15 VII 1410 r., co doprowadziło do dalszego utrzymania się Państwa Krzyżackiego. Obawiał się, że jak Państwo Krzyżackie ulegnie likwidacji, to Polska zerwie unię z Litwą (czyli doceniał znaczenie dla Litwy unii z Polską!). Gdyby w 1410 r. uległo likwidacji Państwo Krzyżackie nigdy nie powstałoby państwo pruskie (formalnie w latach 1525/1657), które przez kilka wieków i do 1945 r. było największym wrogiem Polski i narodu polskiego. Bez wątpienia Litwa wplątała Polskę w permanentny konflikt z Rosją, która od czasów Iwana III Srogiego (panował 1462-1505), który jako pierwszy władca moskiewski używał tytułu „samodzierżcy (cara) całej Rusi” i przystąpił do „zbierania ziem ruskich”. A jak wiemy, ponad 90% obszaru Wielkiego Księstwa Litewskiego stanowiły ziemie ruskie. Polska była więc zmuszona bronić litewską Ruś przed Moskwą. Wiele, wiele tysięcy litrów krwi polskiej zostało przelanej w obronie tego, co nie było przecież litewskie i wcześniej czy później Litwa i tak utraciła by te ziemie, jak nie na rzecz Rosji to niepodległego państwa białoruskiego, które dzisiaj istnieje na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego i jest ponad trzy raz obszarowo i ludnościowo większe od Litwy (i właśnie Białorusini obok Polaków są prawdziwymi dziedzicami spuścizny po WKL, bo udział etnicznych Litwinów w jego dziejach był bardzo minimalny). Nasz udział w tych wojnach uczynił z Rosji drugiego dla Polski śmiertelnego wroga, który ostatecznie wraz z Prusami i Austrią doprowadził do rozbiorów Polski i do wprost niewyobrażalnej tragedii Polaków w latach 1772 – 1945. Utraciliśmy nie tylko Wilno, które było czwartym (po Warszawie, Krakowie i Lwowie) najważniejszym miastem w historii Polski, ale także Lwów, który do Wielkiego Księstwa Litewskiego nigdy nie należał. Na koniec – ostatecznym efektem unii Polski z Litwą stała się w latach 1918-45 bezprzykładna w historii cywilizowanej Europy zagłada Polski i polskości na tzw. Kresach i powstanie w 1918 r. nacjonalistycznej – wyjątkowo skrajnie antypolskiej Litwy, trwającej po dziś dzień! Na pewno zasadnym staje się pytanie: czy warto było wchodzić w unię z Litwą i ratować Litwinów przed ich zagładą, którym powinni zająć się wreszcie polscy historycy, dostrzegający do dzisiaj tylko wątpliwe dla Polski w ostatecznym rozrachunku korzyści z tej unii – tumanią nas wielkością (na słomianych nogach!) Polski Jagiellońskiej. Jakże to trafnie ujął Michał K. Pawlikowski tytułem swego artykułu pt. Jadwiga płaci alinemta („Wiadomości” nr 989, Londyn 1965). Tak, dzisiaj my Polacy, którzy uratowaliśmy naród litewski i samą Litwę przed zagładą z rąk albo krzyżackich, albo rosyjskich, płacimy alimenta za unię z Litwinami.
Obok Polaków odrzucających bezpodstawne zawłaszczanie przez Litwinów historii Wielkiego Księstwa Litewskiego polegające na zacieraniu wszelkiej różnicy między Litwą etnograficzną a WKL, przeciwko temu protestowali i protestują głośno także Białorusini. Historiografia białoruska proponuje zupełnie inną interpretację przeszłości Wielkiego Księstwa Litewskiego. W Wikipedii czytamy, że działacze białoruskiego ruchu narodowego nie bez pewnych podstaw uważają Wielkie Księstwo Litewskie za państwo protobiałoruskie, w istocie będące przodkiem współczesnego państwa białoruskiego. Wysuwają pogląd, że na przełomie XIX i XX wieku Nowolitwini (tak nazywają współczesnych Litwinów), w sposób arbitralny i nieuprawniony zawłaszczyli sobie „litewskość” i w ten sposób utrudnili formowanie się białoruskiego prądu niepodległościowego. Pewni historycy białoruscy uważają, że już Wielkie Księstwo za panowania Witolda można traktować jako zupełnie białoruskie, bo było zdominowane pod każdym względem przez element białoruski. A że „Białorusini to jeden ze szczepów ruskich, więc było państwem Zachodniej Rusi” (Litwa „Kultura” Paryż Nr 5/1974).
Na bezprawnym i niczym nie uzasadnionym przejęciu przez auszrowców dziejów, państwowości i kultury Wielkiego Księstwa Litewskiego nie kończył się program nacjonalistów litewskich wobec Polski i Polaków. Nacjonaliści litewscy wyciągnęli także rękę do śmiertelnych wrogów Polaków – Rosjan i w specjalnie zredagowanym memoriale zaoferowali im moralne zespolenie z Rosją (wydawca „Auszry” Jan/Jonas Sliupas), żeby doprowadzić do takiego moralnego upadku Polski, aby nie była niczym godnym szacunku, zarówno we własnych oczach, jak i zagranicą (J. Ochmański). W memoriale obiecywali Rosji również wytępienie w ciągu kilkunastu lat śladów polskości na Litwie. Jak pisze Piotr Łossowski, „Auszra” uformowała prawie w stu procentach aktualne po dziś dzień (a więc od ponad 135 lat!) u Litwinów argumenty i postawę Litwy i Litwinów do Polski, Polaków i wszystkiego co polskie, skrajnie antypolskiej wspólnej historii polsko-litewskiej, granicy polsko-litewskiej (Litwini ciągle liczą na przyłączenie do Litwy polskiej Suwalszczyzny) i polityki władz litewskich do Polaków najpierw na Litwie Kowieńskiej (1918-40), a po 1945 r. także w Wilnie i na Wileńszczyźnie. W okresie międzywojennym ta skrajnie antypolska postawa Litwinów spowodowała „Konflikt tak ostry i zawzięty, iż budził wręcz zdumienie postronnych obserwatorów. Był w niespokojnej Europie zjawiskiem wyjątkowy, stanowił zarzewie ciągłego niebezpieczeństwa” (Léon Noël). Ta zoologiczna nienawiść Litwinów do Polaków sprawiła, że w okresie zaledwie 40 lat zniknęła na Litwie Kowieńskiej mieszkająca tu setki lat 200-tysięczna mniejszość polska.
Wybitny poeta polski, laureat literackiej nagrody Nobla (1980), rodem z Litwy Kowieńskiej, Czesław Miłosz (1911 – 2004) tak skomentował zachowanie się auszrowców i nacjonalistów litewskich: „Dawna Litwa nie chciała nikogo nawracać na swój język i wiarę, ta nowa wyznaczyła sobie misję depolonizacji, posługując się argumentem, że przecież to wszystko Litwini, tylko nie uświadomieni”, których, jak potrzeba to nawet brutalną siłą, należy przywrócić narodowi litewskiemu.
Bez psychiatry i psychologa nikt nie zrozumie zachowania się nacjonalistów litewskich tak dnia wczorajszego jak i dzisiejszego. Na przykład wypowiedzieli i prowadzą bez przerwy od 135 lat bezpardonową walkę z językiem polskim na Litwie wśród Polaków i ogółu Litwinów. Tymczasem bardzo wielu Litwinów spośród inteligencji znało lub zna język polski. Także niektórzy nacjonalistyczni politycy litewscy, jak na przykład znany polakożerca Vytautas Landsbergis - głowa Państwa Litewskiego w latach 1990–1992, czy prezydent Litwy w latach 2009-19 Dalia Grybauskaitė. Tylko litewski arcybiskup wileński w latach 1991-2013, kard. Audrys Backis nie chciał się nauczyć języka polskiego, chociaż połowę wiernych w jego diecezji stanowili Polacy. Mówi to wiele o jego i po dziś dzień Kościoła litewskiego antypolskim, a więc rasistowskim nastawieniu do Polaków i polskich katolików, co potwierdziło wiele zaistniałych faktów!
Także w sferze politycznej (nawet litewska nazwa ich parlamentu – Seimas jest zapożyczona z języka polskiego, chociaż wymieciono ze słownika języka litewskiego kilka tysięcy polonizmów; pozostało 500, bo nie wiedziano jak pozbyć się tych wyrazów), kulturalnej i naukowej (historia) czerpano z dorobku polskiego. Mieczysław Jackiewicz pisze: “Nawet młodolitewski ruch narodowowyzwoleńczy i kulturalny w końcu XIX wieku, który w swoim programie zdecydowanie odrzucił tradycje polsko-litewskiej unii i nawoływał Litwinów do walki o wyzwolenie narodowe bez udziału Polaków, czerpał z romantyzmu polskiego treści ideowe do kształtowania litewskiej dumy narodowej…”.
Zgorszeni polakożerstem auszrowców „Litwini mówiący po polsku zaczęli kwestionować autentyczność litewskiego ruchu odrodzeniowego, traktując go jako perfidną intrygę rosyjskiego rządu. Uważając się za prawdziwych Litwinów, odmawiali oni prawa do tej nazwy elementom „warcholskim” i stworzyli dla nich nową nazwę „litwomanów”. Podczas tworzenia państwa litewskiego przez Niemców pod koniec I wojny światowej wrogiego Polsce i Polakom, Polacy mieszkający na Litwie oraz w Wilnie i na Wileńszczyźnie, ciągle się uważając za najbardziej autentycznych Litwinów, odmawiali prawa do tej nazwy tym, co wyrzekli się tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego i szli na współpracę z Niemcami, nazywając ich Lietuwisami (W. Sukiennicki). To powinna być oficjalna polska nazwa dla bałtyjskiego pochodzenia mieszkańców Lietuwy (Litwy). Bo obecne nazwy tego państwa i jego ludności w języku polskim są definitywnie bałamutne w odniesieniu do historii tej ziemi i mają wyraźnie antypolskie oblicze. „Litwini” nazywają swoje państwo Lietuwa, a „Litwinów” Lietuwisami i podobnie powinno być w języku polskim. Terminologię „Lietuwisi” używali w swych pracach m.in. prof. Ludwik Janowski i prof. Władysław Zawadzki. W języku polskim wyrazy „Litwa” i „Litwini” powinny być przysługiwać tylko dla historycznej Litwy i historycznych Litwinów. Że tak nie jest, to wielkie to zaniedbanie ze strony historyków i językoznawców polskich, którzy z uporem maniaka nie dostrzegają anomalii z wypływających z tego zaniedbania i jaką to przynosi szkodę dla historii Polski i w ogóle prawdy historycznej.
Terenem, gdzie odrodzeniowy ruch litewski najbardziej bezpośrednio zetknął się z polskością był Kościół. Oba narody były katolickie i modliły się w tych samych kościołach. Separatyzm litewski spowodował strukturalny wstrząs w Kościele katolickim na Litwie, ponieważ – a tak może to interpretować osoba wierząca w Boga/Jezusa Chrystusa - wśród Litwinów zrodził się Kain, który postanowił nie tylko przepędzić ze świątyń katolickich na Litwie Polaka Abla, ale także go zabić. Temat ten zasługuje na osobne omówienie, co poniżej czynimy.
W 1883 r. narodziło się dziecko spłodzone przez Szatana – nacjonalizm/szowinizm litewski (bo jakże on jest daleki od nauki Kościoła katolickiego!), pozostający od tego czasu całkowicie pod jego wpływem. Prawdziwy chrześcijanin, który wiernie trzyma się przykazania Boskiego – miłości bliźniego, nie może inaczej wytłumaczyć tego, co od 1883 r. Litwini (wyjątki potwierdzają regułę) przeżarci do szpiku kości nienawiścią do Polaków wyprawiali i wyprawiają z Polakami na Litwie. Dla chrześcijanina sprawa jest jasna: tylko słudzy Szatana mogą tak postępować!

© Marian Kałuski

Wersja do druku

prawnuczka Billewiczów - 08.02.22 16:30
Jestem w 1/4 Żmudzinką i bardzo cenię sobie moje pochodzenie.Łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu podczas mszy w kościele Wszystkich Świętych w Wilnie kiedy Żmudzini weszli tam ze swoją flagą-niedźwiedziem na białym tle.Antagonizmów nie rozumię. Pozdrawiam Maria

Wszystkich komentarzy: (1)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

28 Marca 1930 roku
Konstantynopol i Angora zmieniły nazwę na Stambuł i Ankara


28 Marca 1940 roku
Został aresztowany przez Gestapo polski olimpijczyk Janusz Kusociński. Niemcy rozstrzelali go w Palmirach w dn. 21.06.1940r.


Zobacz więcej