Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 15.05.21 - 17:08     Czytano: [1374]

Litwa Kowieńska – tam była Polska (I)


Marian Kałuski



Słowo wstępne




Wybitny uczony, uczestnik konferencji pokojowej w Rydze i Paryżu – geograf Eugeniusz Romer pisał w swoich pamiętnikach: Nie wystarczy wykroić kawał ziemi i Polską go zatytułować.

Doskonale wiedział co oznacza owo „wykrojenie”. To kwestia losu, setek tysięcy ludzi, podstawa gospodarki państwa, warunki jego obronności. To odpowiedzialność przed Bogiem i historią.

Kwestie te dotyczyć mogą wielu państw Europy. Żadna część świata nie jest tak rozdrobniona, w przeszłości skłócona, wyniszczana konfliktami i wojnami. Historia pozostawiła w Europie piętno w krajobrazie. Graniczne twierdze, umocnienia, bunkry. Są i inne ślady. Niezgodność przebiegu granic politycznych i rozmieszczenia narodowości. Mniej lub bardziej znane. Eksponowane lub przemilczane, w zależności od polityki państw. Ale żyjące w świadomości ludzi. I tych zamieszkujących narodowościowe enklawy w innych państwach, jak i tych brutalnie wysiedlonych z ziemi ojców. Oni pamiętają – jak pisał poeta:

Można mnie stamtąd wyrzucić, można mi kazać nie wrócić…
Ale jak można zakazać tęsknoty?


Stanisław Baliński „O kraj mój”.

Nie wszystkie nasze „małe ojczyzny” są znane zwłaszcza młodemu pokoleniu. Nie znają nawet polskiego nazewnictwa geograficznego tych ziem, nie mówiąc już o wkładzie Polaków dla rozwoju tych ziem w trakcie wielu wieków ich historii.

Kto z Polaków potrafi dziś wyjaśnić mickiewiczowskie Litwo, Ojczyzno moja czy słowa Tadeusza Kościuszki Litwinem jestem. Autor wyjaśnia tę sprawę.

O jednej z takich „zatopionych” wysp polskości pisze Marian Kałuski. Podjął się tematyki kontrowersyjnej, wręcz niewdzięcznej. Dotyczy ona Litwy Kowieńskiej. O tragicznej, nieznanej historii tego obszaru świadczy krótkie zestawienie. Przed II Wojną Światową mieszkało tu około 250 000 Polaków – tj. 10% ludności regionu. Dziś to około 1%, czyli zaledwie 2000 Polaków.

Autor ukazuje losy tych ludzi i regionu. Robi to w sposób dający świadectwo swojej kultury moralnej i politycznej. Nie dąży do rozdrapywania ran. Nie poucza, nie moralizuje. Ukazuje prawdę, czasem bolesną, taką, o której pisze Julia Hartwig:

Nie, pamięć nie jest jedna
Jej siostry są liczne i do siebie niepodobne.


Przekaz autora jest logiczny i transparentny, pozostawiający czytelnikowi własną ocenę.

W prezentacji problemów tak różnie ocenianych nie dostrzegamy akcentów nacjonalistycznych, lecz specyficzny apel, aby uczestnicy dialogu wzajemnie szanowali swoje racje. Marian Kałuski dyskretnie apeluje do politycznych liderów, którzy jak pisze prof. Wolff Powęska bardziej dziś dbają o formę opakowania, aniżeli o charakter produktu, który oferują.

Opracowanie Mariana Kałuskiego może być merytorycznym i etycznym wzorcem dla podobnych publikacji. Oby znalazł naśladowców…

Prof. Stefan Kałuski Uniwersytet Warszawski


Od autora
Przemilczana zagłada Polaków na Litwie Kowieńskiej
i apel do historyków polskich


„Polskie władze tylko wtedy interesują się mordowaniem Polaków, jeśli mordercami są Niemcy”
- to fragment raportu podziemia z Ziem Wschodnich RP z 1943 r.

(Piotr Zychowicz Wołyń zdradzony Rebis, Poznań 2019)

Oddaję w ręce Czytelników i historyków w Polsce i na Litwie unikalną i z pewnością pionierską książkę pt. Litwa Kowieńska – tam była Polska. Słownik historyczno-geograficzno-biograficzny. Przyczynek do historii i zagłady Polaków na Litwie Kowieńskiej. Dotyczy ona historii obszaru Litwy Kowieńskiej, czyli tego terytorium, które w latach 1918-39 stanowiło Republikę Litewską z faktyczną stolicą w Kownie i tamtejszych Polaków od XIII wieku po dziś dzień.
Celem niniejszej książki jest pokazanie współczesnym Polakom, jak bardzo litewskie ziemie etniczne, czyli Litwa Kowieńska była mocno związana z Polską – z historią Polski i narodu polskiego. Tam naprawdę była Polska. I należy o tym pamiętać w imię prawdy historycznej i zdrowego patriotyzmu polskiego, który ma odwagę pisać i mówić o tym co kiedyś było polskie. Prawdy, która jednocześnie nie przekreśla prawa Litwinów do posiadania swej ojczyzny – przede wszystkim i bez żadnych zastrzeżeń na etnicznych ziemiach litewskich, które akurat pokrywały się z terytorium Litwy Kowieńskiej. Drugim celem książki jest pokazanie w jaki sposób nacjonaliści litewscy – wyjątkowo zacieki wrogowie Polski, Polaków i wszystkiego co polskie od ponad stu lat (w zasadzie to prawie wszyscy Litwini) od 1918 roku doprowadzili do prawie całkowitej zagłady 200/250 tysięcznej społeczności polskiej mieszkającej na Litwie Kowieńskiej.
W trakcie dwumiesięcznych walk podczas Powstania Warszawskiego w 1944 r. straty wojsk polskich wyniosły ok. 16 tys. zabitych i zaginionych, 20 tys. rannych i 15 tys. wziętych do niewoli. W wyniku nalotów, ostrzału artyleryjskiego, ciężkich warunków bytowych oraz masakr urządzanych przez oddziały niemieckie zginęło od 150 tys. do 200 tys. cywilnych mieszkańców stolicy. Na Litwie Kowieńskiej w wyniku skrajnie antypolskiej polityki rządu litewskiego i Litwinów przestała istnieć 200/250-tysięczna społeczność polska. Czyli straty biologiczne narodu polskiego w obu tragediach były zbieżne. Straty biologiczne narodu polskiego na Litwie Kowieńskiej były jednak znacznie większe od polskich ofiar niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz (od ok. 80 do 140–150 tys. zamordowanych Polaków), rzezi Polaków przez Ukraińców na Wołyniu (60-100 tys. ofiar) czy sowieckich Katyniów (ponad 20 tys. ofiar). Zbrodnie popełnione przez Niemców w Warszawie w 1944 r. i Auschwitz, Ukraińców na Wołyniu w latach 1943-44 i przez Związek Sowiecki (Rosję) w Katyniach w 1940 r. uważamy za zbrodnie przeciwko narodowi polskiemu. Czas najwyższy, aby wytępienie przez Litwinów 200 tys. Polaków na Litwie Kowieńskiej uznać także za zbrodnię przeciwko narodowi polskiemu. To apel przede wszystkim do Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. To skandal, że Instytut nie uczynił tego do tej pory z pobudek czysto politycznych, stosując wybiórczą rejestrację zbrodni popełnionych na narodzie polskim! To rzuca cień na jego bezstronność w badaniach naukowych. Piszę to z bólem serca, bo ogólnie mówiąc jego istnienie jest bardzo potrzebne i mimo wszystko robi on dobrą robotę.
Książka składa się z dwóch części: historycznej i ze Słownika historyczno-geograficzno-biograficznego. W moim założeniu książka nie miała być i nie jest pracą naukową i przez to nie podlega regułom obowiązującym przy ich pisaniu. Pierwsza część książki jest koniecznym wprowadzeniem do Słownika, jest pracą kompilacyjną w moim ujęciu i z nową interpretacją faktów, ze specjalnym uwzględnieniem polskich wątków w historii Litwy Kowieńskiej. Za wzór do jej napisania posłużyła mi książka profesora Jerzego Ochmańskiego Historia Litwy (wyd. 2, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1982). Tak jak ta książka, moja książka ma więc charakter pracy popularno-naukowej. Wykorzystałem w niej dostępne mi – w dalekiej Australii prace historyków krajowych i emigracyjnych oraz częściowo litewskich (uważny Czytelnik to dostrzeże). Jeśli miałem możliwość to niektóre informacje podane przez dawnych historyków poprawiłem, opierając nie na najnowszych badaniach. Prace, które wykorzystałem w mniejszym lub większym stopniu są wymienione w Bibliografii na końcu książki. Dla podkreślenia wagi danej informacji czy opinii, zaraz po niej podawałem w nawiasie od kogo i z jakiej książki ona pochodzi. Czasami w nawiasie jest podane tylko nazwisko autora, którego pracę można znaleźć w Bibliografii. W bibliografii są podane nie tylko prace naukowe, ale także popularno-naukowe oraz teksty opublikowane w różnych czasopismach emigracyjnych, litewskich i krajowych. Właśnie te liczne informacje prasowe, zazwyczaj nieznane historykom krajowym, bardzo wzbogacają tę książkę, podnosząc jej wartość historyczną. Bardzo pomocny był tu Internet i jego Wikipedia (korzystałem najwięcej na równi z polskiej i litewskiej oraz rosyjskiej i angielskiej Wikipedii; bez zebranych tam informacji trudno byłoby opracować Słownik) . Bardzo pomocnym przy opracowywaniu tej książki było wykorzystanie przeze mnie uprzednio opracowanego przeze mnie i opublikowanego materiału w moich opasłych 4 tomach Spraw kresowych bez cenzury Toruń 2017-2018). Starałem się wykorzystać jak najwięcej ciekawych o nich i ich działalności informacji, bowiem nie wszystko jest podane w pracach historycznych z różnych usprawiedliwionych i nieusprawiedliwionych powodów.
Poza wyjątkami (m.in. teksty lub wywiady takich bardziej wiarygodnych litewskich badaczy jak np. Arunas Bubnys czy Alfredas Bumblauskas i kilku innych), litewską Wikipedią i litewskich prasowych nie korzystałem na ogół z publikacji dotyczących stosunków polsko-litewskich pisanych przez „historyków” litewskich, gdyż są one w przygniatającej większość zakłamane albo tendencyjne, że nie sposób ich poważnie traktować. Na ich tendencyjność jest w tej książce aż za dużo wiarygodnych informacji – i to mnie usprawiedliwia. Korzystają z nich zazwyczaj historycy polscy wyprani z patriotyzmu lub wspierający polską politykę wschodnią polskich rządów po 1989 r., ewentualnie bardzo dobrzy znawcy tematu, którzy potrafią rozdzielić plewy od ziaren. Również wiele prac historyków rosyjskich, niemieckich i zachodnich – angielskich, amerykańskich i francuskich jest tendencyjnych i wyraźnie odczuwa się w nich antypolskie nastawienie. Autorzy ci chcą w ten sposób wybielić zdradę Polaków przez Stany Zjednoczone i Anglię w Jałcie 1945 r. i Francję we wrześniu 1939 r. i w 1945 r. – jako pierwsze państwo uznało sowiecką okupację Polski i legalność władzy komunistycznego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (29 VI 1945).
W okresie PRL-u bardzo wielu historyków polskich dla kariery i przez oportunizm wspierało fałszowanie historii Polski przez reżym, a o Kresach i tamtejszych Polakach nic nie pisano, albo pisano o nich zgodnie z sowiecką „prawdą” historyczną. Czesław Halski (1908 Lwów – 1981 Londyn), poeta, pisarz, spiker Polskiego radia Lwów, krytyk muzyczny, kompozytor i biograf, w swym szkicu Rozgłośnia Lwowska (Polski Lwów. Wykłady wygłoszone w r. 1979/80. Lwowskie Seminarium Kultury Polskiej w Londynie, wydawca Koło Lwowian w Londynie i Polski Uniwersytet na Obczyźnie, Londyn 1981) pisze w odniesieniu do polskiej historii Lwowa: „Może dzieje tego cudownego miasta natrafią kiedyś na historyka, dla którego prawda ważniejsza będzie od kariery i oportunizmu”. A chociaż po upadku komunistycznej władzy w 1989 r. ukazało się wiele książek o Lwowie i na inne tematy kresowe, także i dzisiaj historia Polski i Polaków na Wschodzie jest nadal podporządkowana polityce historycznej i wschodniej Polski wszystkich polskich rządów po 1989 r., opartej na tzw. polskiej polityce wschodniej opracowanej przez redaktora paryskiej „Kultury” Jerzego Giedrycia za pieniądze amerykańskie (o finansowaniu paryskiej „Kultury” przez Amerykanów pisze dyrektor Sekcji Polskiej Radia Wolna Europa Jan Nowak-Jeziorański w miesięczniku RWE w numerze czerwcowym 1972 r.) – co mówi samo za siebie: nie jest podporządkowana polskiej racji stanu, ale amerykańskiej we Wschodniej Europie; to tłumaczy uparte opieranie się na niej przez wszystkie polskie rządy po 1989 r. pomimo jej ostrej krytyki przez patriotów polskich. Po odrodzeniu się państwa litewskiego w 1991 r. rządy polskie uważają Litwę, pomimo obecnego prześladowania przez nią Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie, za rzekomego przyjaciela Polaki i Polaków oraz za strategicznego partnera Polski, chociaż „armia” litewska jest wręcz operetkowa. Niestety, takie mamy czasy. Na tym cierpią Polacy w Wilnie i na Wileńszczyźnie oraz prawda historyczna w odniesieniu do historycznych stosunków polsko-litewskich, szczególnie w odniesieniu do prześladowania Polaków od 1918 r., czyli od ponad stu lat.
Książka Litwa Kowieńska – tam była Polska. Słownik historyczno-geograficzno-biograficzny. Przyczynek do historii i zagłady Polaków na Litwie Kowieńskiej jest książką napisaną poza cenzurą i bez tzw. samocenzury autora w duchu polskim oraz bez poprawności politycznej, niszczącej wolną myśl i prawdę. W tym jej zaleta. Jest to prawdopodobnie jednocześnie pierwsza w języku polskim historia zagłady tamtejszej 200-tysięcznej społeczności polskiej, dokonanej przez rząd litewski w latach 1918-40, a w latach II wojny światowej (1940-44) przez Litwinów oraz współpracujących z nimi w tej zbrodni okupantami Litwy: sowieckim (1940-41), niemieckim (1941-44) i ponownie po wojnie sowieckim do 1990 r. napisana przez Polaka w duchu patriotycznym. W tym jej wyjątkowość i pionierskość w dzisiejszych czasach. Zdaję sobie sprawę z tego, że pisanie historii Polski w duchu patriotycznym jest dzisiaj niemodne – nie zgodne z obowiązującą i brutalnie narzucającą nam poprawnością polityczną. Ja inaczej książek nie umiem pisać. Takie są moje wszystkie książki (34). Maciej B. Stępień kończy następująco recenzję mojej książki Polacy w Chinach (Pax, Warszawa 2001): „…W faktograficznym natłoku i językowych pułapkach Autor nie zagubił jednak właściwego sobie ładunku emocji, szczerego umiłowania historii i najlepiej rozumianego patriotyzmu. Dzięki temu Polacy w Chinach mogą „wciągać” niczym epicka opowieść. Jako popularyzator historii Polaków na obczyźnie i przewodnik po jej meandrach, M. Kałuski sprawdza się znakomicie. Pozostaje mieć nadzieję, że już wkrótce, za jego przewodem, temat zostanie podjęty w następnych, nie tylko popularyzatorskich opracowaniach” („Recenzje i omówienia” Studnia Polonijne tom 24, KUL, Lublin 2003, str. 281).
Historią Polaków na Litwie Kowieńskiej i ich prześladowaniem przez władze litewskie w latach 1918-70 (w 1970 r. przeprowadzony został w Związku Sowieckim spis ludności, który ostatecznie potwierdził zniknięcie prawie całej społeczności polskiej na Litwie Kowieńskiej, co spis z 1989 r. dodatkowo potwierdził) zajmowało się wielu historyków polskich już od czasów przedwojennych. Szczególnym zainteresowaniem badaczy cieszył się okres II wojny światowej i następujący po niej okres sowietyzacji Kresów oraz działalności konspiracyjnej Polaków na Litwie (wg informacji otrzymanej z IPN). Okresem międzywojennym zajmowali się przede wszystkim Piotr Łossowski (najbardziej zasłużony na tym polu, autor najwartościowszych książek), Mieczysław Jackiewicz, Zenon Krajewski, Krzysztof Buchowski, Jarosław Subocza, Aleksander Srebrakowski, z prac których wiele wykorzystałem. Ukazało się także kilka wspomnień Polaków z Litwy Kowieńskiej, m.in. Bohdana Paszkiewicza – Pod znakiem Omegi (Warszawa 2003), Tadeusza Katelbacha – Za litewskim murem (Warszawa 1938) i Spowiedź pokolenia (opr. S. Cenckiewicz, Gdańsk 2001) i Konrada Łapina – Głos z Litwy (Gdańsk 1998). Niestety, wszystkie ich prace i książki wyszły w śmiesznie niskich nakładach i poza grupą zainteresowanych historyków i osób, są w ogóle nieznane społeczeństwu polskiemu. W ogóle, gdyż o zagładzie 200/250 tysięcy Polaków na Litwie Kowieńskiej nie piszą nawet w jednym zdaniu podręczniki szkolne do historii.
Wydaje mi się jednak, że żaden z nich nie potraktował w pełni czy w jednej publikacji tego zagadnienia i nie przedstawił historii i tła wydarzeń, tak jak ja to zrobiłem. Nikt tak jak ja nie opisał bardziej treściwie Litwy Kowieńskiej jako państwa i nikt w skrócie, a jednocześnie tak bardzo treściwe nie pokazał jak wielką rolę odegrało Wilno w życiu Polski i narodu polskiego, ani mentalność litewską i antypolską obsesję Litwinów. To pomaga lepiej zrozumieć to co było wyprawiane z tamtejszymi Polakami. Poza tym dużą wartością w książce jest na pewno to, że zdecydowanie obala ona propagandę nacjonalistów litewskich, że Polacy na Litwie to spolonizowani Litwini, podając masę przykładów na to, jak bardzo wielu przedstawicieli arystokracji i szlachty na Litwie Kowieńskiej pochodziło z innych rejonów Rzeczypospolitej oraz pokazuje jak Litwini w latach 1918-45, szczególnie w 1940 i 1945 r. przywłaszczyli (po prostu ukradli) sobie prywatne zbiory rodzin polskich mieszkających na Litwie Kowieńskiej, pełne wielu bardzo cennych polskich pamiątek narodowych (o czym milczy się w powojennej Polsce; możliwe że 75% wszystkich zbiorów w muzeach na Litwie pochodzi z tych kradzieży; przecież biedni chłopi litewscy nie kolekcjonowali dzieł sztuki). Litwini przedstawiają okres Litwy Kowieńskiej w bardzo wyjaskrawionych kolorach. Mogą być dumni tylko z jednego – że zdali egzamin państwowotwórczy. Wszystko inne dawało mniej powodów do dumy z tego państwa. Było ono obok Albanii najbardziej zacofanym krajem w Europie. Opis ten musi być bardzo przykry dla Litwinów, którzy przesadnie gloryfikują Litwę Kowieńską, jej historię i wywyższają samych siebie (drwiąc przy tym z Polaków), uważając Litwę za ważne państwo w Europie, a samych siebie – zaledwie 2,5 milionowy narodek za ważny naród. Można to ignorować albo sprowadzić Litwinów na ziemię. Przedstawiam fakty takie jakie one były. Nie wymyśliłem ich, bo one od dawna występują w fachowej literaturze. Na pewno nie deprecjonuję i nie wyśmiewam państwa litewskiego i Litwinów. Po prostu piszę PRAWDĘ (nikt nie udowodni, że tak nie jest), a że prawda często w oczy kole, to nie moja wina. Na pewno nie mam kompleksu antylitewskiego. Popieram istnienie państwa litewskiego (uważam jednak, że małe państwa i narody są bardzo skrzywdzone pod wieloma względami – upośledzonymi w stosunku do dużych narodów, np. w dziedzinie kulturalnej – np. przez brak tłumaczeń są odcięci od literatury i kultury światowej i przez to wegetują w swoim nacjonalizmie), nie wysuwam roszczeń terytorialnych nawet do współczesnej Litwy, gdyż zdaję sobie sprawę z tego, że są wydarzenia historyczne, które są nieodwracalne. Jednak uważam, że oderwanie Wilna od Polski to sadyzm historii, to niesprawiedliwość dziejowa, to triumf zła - wynagrodzenie tych, którzy przez swoją antypolską działalność zasługują na ostre i stanowcze potępienie. Tak przez Boga, jak i porządnych ludzi. Dlatego zapewne można wyczuć, że nie mam serca nie tylko dla nacjonalistów litewskich, ale w ogóle Litwinów. Bo jak można lubić ludzi, którzy prześladowali i prześladują Polaków na Litwie Kowieńskiej, a teraz w Wilnie i na Wileńszczyźnie? Czy Polacy, Anglicy nie wspominając Żydów lubili Niemców – wszystkich Niemców podczas II wojny światowej? Na pewno nie tylko nie lubili, ale wręcz nienawidzili. I nie słyszałem, aby ktoś miał o to do nich pretensje. Bo to jest normalny ludzki odruch wobec wroga. A przecież Litwini prowadzą ciągłą wojnę ze swoimi Polakami, a tam, gdzie mogą także z Polską. Jednak nie mam nic przeciwko porządnym Litwinom, nawet jeśli są patriotami, bo to cecha pozytywna, szczególnie jeśli uzupełnia ją humanitaryzm. Dlatego np. szanuję uczciwego litewskiego historyka Alfredasa Bumblauskasa.
Część druga książki to kilka razy większy od wprowadzenia „Słownik historyczno-geograficzno-biograficzny” Litwy Kowieńskiej. Oto opinia o słowniku historyka Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie dra Pawła Libery: „…ułożony w porządku alfabetycznym. Sam zamysł przygotowania tego słownika jest bez wątpienia ideą godną pochwały, a dzieje tych ziem i ich związek z kulturą i historią Polski zasługują ze wszech miar na przypomnienie i upamiętnienie. Trudno oprzeć się nasuwającej się analogii z wydawanym przez Instytut Pamięci Narodowej cyklem „Kresowe Rezydencje” pod redakcją Grzegorza Rąkowskiego… W recenzowanym tomie wszystkie hasła są napisane według tej samej zasady i posiadają podobną konstrukcję (autor nie miał okazji poznać się z cyklem G. Rąkowskiego – M.K.). Każde hasło składa się z nazwy miejscowości, informacji o przynależności administracyjnej oraz bardzo zwięzłych danych o (polskich) dziejach miejscowości… Jako plus należy podkreślić, że słownik został ułożony według polskich nazw geograficznych, ale podaje również wersję litewską. Wreszcie każde hasło zawiera informacje o pochodzeniu i związanych z omawianymi miejscowościami Polakach. Informacje te często zamieniają się w biogramy… Cennym uzupełnieniem haseł historyczno-geograficznych są wspomnienia cytowane w tekście…”.
Napisane wprowadzenia historycznego nie kosztowało mnie może nawet 5 procent spędzonego czasu przy pisaniu książki. Słownik jest nie tylko kilka razy obszerniejszy od wprowadzenia historycznego, ale był przedsięwzięciem prawie że ponad ludzkie możliwości, szczególnie jednego człowieka. To bez wątpienia pionierska praca w literaturze polskiej. Nie ma bowiem nawet w przybliżeniu wydanej takiej pracy. Trzeba było z ołówkiem w ręku przeczytać 15 opasłych tomów Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich (Warszawa 1880-1902), zaznaczać odpowiednie informacje i od razu opracować hasło – oczywiście w pierwszej redakcji. Wtedy trzeba było przeczytać jeszcze więcej, bo 37 (do których miałem dostęp) równie opasłych tomów „Polskiego Słownika Biograficznego” i od razu tworzyć nowe hasła i uzupełniać hasła uzyskanymi nowymi informacjami natury historycznej i biograficznej. Informacje uzyskane z kilkudziesięciu innych publikacji zazwyczaj uzupełniały posiadane już hasła, chociaż i one wniosły dobrze ponad setkę do książki nowych haseł. Następną czynnością było znalezienie wersji litewskiej dla przygniatającej większości miejscowości. Zajęło to wiele setek godzin, gdyż poza większymi lub historycznymi miejscowościami - najwyżej 200, wszystkie inne nie mają w literaturze polskiej literaturze polskiej litewskich nazw. Nie ma także polsko-litewskich nazw geograficznych także w żadnej publikacji litewskiej, gdyż przez ciągle paranoiczną litewską walkę z językiem polskim na Litwie, polskich nazwa geograficznych nie ma w żadnej publikacji litewskiej. Dla Litwinów one po prostu nigdy nie istniały (nawet dla historycznych miejscowości na Litwie w okresie I Rzeczypospolitej) i nie istnieją. Np. w polskiej Wikipedii oprócz nazwy polskiej w haśle „Wilno” jest podana także nazwa litewska, białoruska, rosyjska, łotewska, niemiecka, w jidysz i hebrajska, podobnie jest w Wikipedii angielskiej czy rosyjskiej, natomiast w litewskiej jest podana tylko nazwa litewska – Vilnius. Szukałem więc tych nazw gdziekolwiek istniało podejrzenie, że może tam być potrzebna mi litewska nazwa. Zazwyczaj bezowocnie. Była to tak żmudna i czasochłonna praca, że były momenty, że chciałem zrezygnowani z podawania nazw litewskich. Jak już miałem nazwę litewską, to już znacznie łatwiej było umiejscowić ją w aktualnej przynależności administracyjnej. Około 40 procent informacji podanych w Słowniku historyczno-geograficzno-biograficznym pochodzi ze Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, 20 procent z litewskiej Wikipedii (przyswojenie sobie ok. 200 wyrazów litewskich ułatwiło mi jej czytanie), a 40% z innych źródeł. Najobszerniejszym hasłem jest „Kowno”. Jest ono najobszerniejszą (27 807 wyrazów), a właściwie jedyną w literaturze polskiej historią/monografią Polaków w tym mieście. Przypuszczam, że także kilkanaście innych haseł (jak np. „Birże”, „Kiejdany”, „Kłajpeda”, „Połąga”, „Poniewież”, „Szawle”, „Wiłkomierz” czy „Żmudź”) ma pierwszorzędne znaczenie w literaturze polskiej, bo tych haseł nikt jeszcze tak dokładnie nie opracował.
Hasła w Słowniku, ze względu na ustaloną z góry objętość książki (i tak dużej – ponad 500 stron) siłą rzeczy musiały być bardzo zwięzłe. Ograniczały się do podania polskiej historii danej miejscowości i jej powiązań z Polską oraz ewentualnie zawierały również krótki biogram (na wzór małych encyklopedii) Polaków urodzonych w nich. Pewna ilość wymienionych nazwisk nie posiada dat życia, inne nie posiadają imion, które zostały zastąpione znakami zapytania czy tylko pierwszą literę imienia. Starałem się je uzupełnić – zazwyczaj bezowocnie. Podałem więc te dane tak jak występują one w innych publikacjach książkowych (braki te występują także np. w Polskim Słowniku Biograficznym). Słownik nie jest również pracą naukową, dlatego nie mają żadnych odsyłaczy do wykorzystanych materiałów źródłowych i literatury przedmiotu. Jest opracowany bez tego, podobnie jak np. Słownik geograficzno-krajoznawczy Polski (PWN Warszawa 1983) czy Polska. Nowy podział terytorialny. Przewodnik encyklopedyczny (Świat Książki Warszawa 1999).
Kontynuacją rejestracji litewskich zbrodni przeciwko narodowi polskiemu, ale teraz w Wilnie i na Wileńszczyźnie jest będąca także w druku moja książka pt. Unicestwianie Polaków i polskości w Wilnie i na Wileńszczyźnie od października 1939 roku.
Republika Litewska zniknęła z mapy politycznej Europy w 1940 roku – została wchłonięta przez Związek Sowiecki pod którego okupacją pozostawała do 1990/1991 roku. Od tego czasu mamy II Republikę Litewską, która, niestety, w odniesieniu do Polski i Polaków w Wilnie i Wileńszczyźnie jest wierną kopią I Republiki Litewskiej (1918-40). W związku z tym, że na Litwie Kowieńskiej nie ma już Polaków, których wytępiono tam do 1970 roku, teraz tępi Polaków i polskość na w Wilnie i na Wileńszczyźnie tym samymi metodami, jakimi się posługiwano na Litwie Kowieńskiej. Nic Litwinów nie zmieniło – ani okupacja sowiecka, ani nawet życie w innym świecie (szczególnie w Europie, która jest bardziej demokratyczna i tolerancyjna niż przed wojną, jak również przynależność do Unii Europejskiej i NATO. Dlaczego tak się dzieje wyjaśnia odważny historyk litewski Alfredas Bumblauskas. W audycji „Komentarze tygodnia” w prywatnej litewskiej stacji telewizyjnej TV3 powiedział: „Cała nasza litewska tożsamość jest antypolska. My, współczesny naród litewski, urodziliśmy się jako antypolacy. Najważniejsi XIX-wieczni twórcy naszej tożsamości narodowej mówili, że podstawowym dążeniem tworzącego się narodu litewskiego powinno być wyzwolenie się spod dominacji polskiej (zasianie nienawiści do Polski i Polaków i wszystkiego co polskie)...”. Zdaniem Bumblauskasa każdy humanista i naukowiec litewski powinien zadać sobie pytanie, co osobiście zrobił, by przezwyciężyć te uformowane w okresie międzywojennym antypolskie stereotypy we wszystkich naukach, a w tym i w polityce. Jego zdaniem w tej dziedzinie nie zrobiono nic albo bardzo mało (Kresy24.pl 18.5.2011).
Obie książki stanowić będą bez wątpienia cenny przyczynek do historii i zagłady Polaków na Litwie Kowieńskiej oraz dzisiejszego tępienia Polaków i polskości w Wilnie i na Wileńszczyźnie.

……….

Potworne były losy Polaków w XX wieku: zdziesiątkowanie naszych rodaków na terenie Związku Sowieckiego w latach 1921-1939, zagłada Polaków na Litwie Kowieńskiej przez Litwinów i nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, wymordowanie kilku milionów etnicznych Polaków przez Niemców/Niemcy i NKWD/Związek Sowiecki.
O zbrodniach niemieckich, sowieckich i ukraińskich na Polakach ukazało się bardzo wiele prac naukowych i książek popularnonaukowych i wspomnieniowych. O horrendalnych zbrodniach niemieckich popełnionych na Polakach podczas II wojny światowej wie każdy dorosły Polak jak i dzieci chodzące do szkół. O sowieckiej zbrodni katyńskiej wie dziś chyba każdy Polak. Podobnie jest ze sprawą sowieckich wywózek Polaków z Kresów na Sybir i o zbrodni ludobójstwa dokonanej na Polakach przez nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej w latach 1943-45. I tak powinno być. Tego domaga się i prawda, i historia, a przede wszystkim pamięć i cześć dla zamordowanych czy bezwzględnie prześladowanych naszych Rodaków, tylko dlatego, że byli Polakami. A bez prawdy nie można budować prawdziwie dobrego współżycia między społeczeństwami i państwami. O wytępieniu 200/250 tysięcy Polaków na Litwie Kowieńskiej prawie nikt z Polaków nic nie wie.

……….

Historia Polaków na Litwie Kowieńskiej rozpoczęła się w XIII w., kiedy to Litwini osiedlali tam polskich „brańców” podczas swoich łupieżczych najazdów na ziemie polskie. Unie polsko-litewskie zawarte w 1385 r. i w 1569 r., a szczególnie ta druga, otworzyły Litwę i Polskę na pokojowe przemieszczanie się ludności. W ten sposób wielu Polaków zamieszkało na Litwie, a Polak i Litwin stali się braćmi i byli nimi do końca XIX w., to jest, dopóki przyjaźń polsko-litewską nie zmąciły konsekwencje upadki Rzeczypospolitej Obojga Narodów oraz antypolskie działania Rosji i Niemiec – dwóch odwiecznych wrogów Polski w okresie zaborów. Wyższość kultury polskiej sprawiła, że tysiące etnicznych Litwinów stawało się ludźmi polskiego języka i polskiej kultury, a w XIX w. stało się po prostu Polakami. Przed I wojną światową i w okresie międzywojennym na Litwie Kowieńskiej żyło 200-250 tysięcy Polaków, którzy stanowili 10 procent ludności kraju. Dzisiaj na tym obszarze Litwy praktycznie nie ma żadnych Polaków – nawet 1% spośród tych, którzy mieszkali tam przed wojną. A przecież jeśli ktoś z dzisiejszych Polaków w jakiś cudowny sposób wie, że na Litwie Kowieńskiej było tak dużo Polaków, a dzisiaj ich tam w ogóle nie ma, to automatycznie powinno rodzić się pytanie: co się z nimi stało? To pytanie powinni postawić stawiać sobie historycy polscy, szczególnie ci – a jest i wielu, którzy zajmują się dziejami Polaków na świecie. Tymczasem nikt z nich tym tematem – tą białą kartą w historii Polski i narodu polskiego do tej pory solidnie się nie zajął. Bo to co dotychczas wydano w Polsce na ten temat jest dalece nie wystarczające i w ogóle nie znane społeczeństwu polskiemu. Na palcach można policzyć Polaków, którzy coś wiedzą o Polakach na Litwie Kowieńskiej - o nich, ich historii i tragedii jaka ich spotkała po 1918 roku. Rezultat tego jest taki, że chociaż to właśnie Polacy na Litwie Kowieńskiej byli pierwszym narodem ukaranym za bycie Polakami, to w społeczeństwie polskim panuje przekonanie, że pierwszym narodem ukaranym byli Polacy na terenie Związku Sowieckiego. Tak to przedstawia np. książka Mikołaja Iwanowa Pierwszy naród ukarany. Polacy w Związku Radzieckim 1921-1939 (Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa-Wrocław 1991). Tymczasem Litwini rozpoczęli prześladowanie Polaków z pomocą Niemców na Litwie Kowieńskiej już w czasie I wojny światowej. Po powstaniu państwa litewskiego w 1918 r. różnego rodzaju prześladowanie było tak powszechne i brutalne, że w przeciągu 40-50 lat prawie nic nie pozostało z 200-250-tysięcznej społeczności polskiej na Litwie Kowieńskiej (potwierdził to sowiecki spis ludności z 1970 r.). W żadnym kraju, w którym nie było brutalnie prowadzonej polityki asymilacji, nie zniknęła tak bardzo liczna społeczność w okresie zaledwie dwóch pokoleń. Pomimo większych prześladowań nie zniknęła w tym samym okresie, a nawet i dłuższym (do 1991 r.) społeczność polska na terenie Związku Sowieckiego. Z tego wypływa wniosek, że prześladowania Polaków w innych rejonach Związku Sowieckiego nie były aż tak masowe i różnorakie (w okresie stalinowskim wymordowano jedynie inteligencję i polskich działaczy, większość zwykłych chłopów polskich np. na Mińszczyźnie i Podolu pozostawiono w spokoju, pozbawiając ich jedynie jakiejkolwiek polskiej działalności, ale w otwartych kościołach katolickich trwał język polski i dlatego polski ruch narodowy mógł się tam odrodzić po upadku Związku Sowieckiego, co nie nastąpiło na Litwie Kowieńskiej po 1989 r., pomimo tego, że jeszcze w 1945 r. aż 129 tys. Polaków z Litwy Kowieńskiej wyraziło chęć repatriacji do PRL) jakimi były na terenie Litwy Kowieńskiej w latach 1918-40 i Sowieckiej Litwy (w której rządzili nacjonaliści litewscy przefarbowani na czerwono) na tymże terenie w latach 1944-1970. Bowiem to właśnie w tych dwóch okresach czasu zniknęła społeczność polska na terenie Litwy Kowieńskiej. Zniknęło/zgładzono aż 200 tysięcy Polaków, czyli tyle samo co zginęło naszych Rodaków podczas Powstania Warszawskiego 1944 r., a więcej niż podczas rzezi Polaków na Wołyniu w latach 1943-44, eksterminacji etnicznych Polaków w obozie koncentracyjnym Auschwitz czy w Katyniach z rąk oprawców sowieckiego NKWD.
Dla rzetelnego historyka nie ulega wątpliwości, że polityka wynaradawiania Polaków przez zaborcę niemieckiego i rosyjskiego nie była aż tak brutalna (poza okresem 1863-1905), jaką była w nacjonalistycznej i nacjonalistyczno-sowieckiej Litwie. Niemcy i Rosjanie po prostu dążyli do wynarodowienia Polaków – do tego, aby stali się Niemcami czy Rosjanami bez żadnych warunków wstępnych. Litwini natomiast świadomie dążyli do wynarodowienia Polaków poprzez uprzednie sadystyczne ich odczłowieczenie i upodlenie. Pauperyzacja i zacofanie cywilizacyjne społeczeństwa polskiego miały prowadzić do ich lituanizacji. Polacy zanim mieli się stać Litwinami musieli przejść przez swoisty ogniowy czyściec. Czy to nie był sadyzm ze strony Litwinów?!
Pewne grupy Niemców i Rosjan, ale nigdy nie wszyscy Niemcy i Rosjanie – tak w carskiej jak i sowieckiej Rosji, nie lubili czy nie lubią Polaków. Tymczasem nacjonalistyczne władze Litwy Kowieńskiej do spółki – niestety – z Kościołem litewskim wszczepili w całe społeczeństwo litewskie (wyjątki potwierdzają regułę) wielką nienawiść do Polski i Polaków, że jeszcze dzisiaj – chociaż Litwini mają dziś Wilno, a rządy polskie są skrajnie prolitewskie, niemowlęta litewskie jakby piły polakożerstwo z mlekiem matki. Potwierdza to podana wyżej wypowiedź historyka litewskiego Alfredas Bumblauskas.
Zasianie przez nacjonalistów litewskich wśród Litwinów tak wyjątkowo wielkiej nienawiści do Polski i Polaków oraz wszystkiego co polskie było z pewnością fenomenem w dziejach nie tylko Europy, ale i świata. A to dlatego, że do 1918 r. Polacy i Litwini byli braćmi i Polacy nie dali Litwinom żadnego powodu do ich nienawidzenia. Jako chrześcijanin jestem skłonny dopatrywać się w tym ręki Szatana, bo inaczej tego w żaden logiczny sposób wytłumaczyć nie można. Litwini stali się jego narzędziem w jego sianiu nienawiści między obu naszymi narodami. Mnie osobiście jako katolika, zadziwia wielka rola katolickiego Kościoła litewskiego w tym szatańskim dziele!
Co na to rząd polski i Polacy? Ignorują to. Słyszymy starą polską przyśpiewkę: „Polacy, nic się nie stało” i nie dzieje. Rządzący, a z nimi media – wzorem z czasów PRL, kiedy wmawiano Polakom, że Związek Sowiecki to nasz przyjaciel, upupiają Polaków twierdzeniem, że Litwa to – wbrew wszystkim faktom temu zaprzeczających! - nasz przyjaciel i strategiczny partner Polski (jak maleńkie i zupełnie bezbronne państewko może być partnerem strategicznym Polski?!). Do tego stopnia są prolitewscy, że w sprawie Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie uprawiają politykę zgodną z powiedzeniem: „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”. Krótko mówiąc, dla rzekomej przyjaźni polsko-litewskiej godzą się na powolną zagładę Polaków także w Wilnie i na Wileńszczyźnie przy pozorach ich wspierania. Sprawy te szerzej omawiam w mającej się ukazać książce Unicestwianie Polaków i polskości w Wilnie i na Wileńszczyźnie od 1939 roku.
W Polsce Ludowej (1944-89) sprawy kresowe i Polaków na Kresach były narzuconym przez władze tabu. Z tego powodu nie można było mówić o zbrodniach popełnionych w XX w. przez jakikolwiek naród mieszkający na terenie Związku Sowieckiego. W 1989 r. upadł komunizm w Polsce i w niby wolnym już kraju niektóre tematy kresowe pozostają nadal tabu. Jednym z nich jest mówienie pełnej prawdy o Polakach na Litwie. Rządy pokomunistyczne w Warszawie nie cenzorują tekstów, nie ma, jak to było w PRL cenzury prewencyjnej i represyjnej. Jednak przez 45 lat życia w szponach cenzury, wielu historyków nauczyło się samocenzury, czyli do podporządkowywania swego pióra oficjalnej polityce rządu w danej sprawie. A wszystkie polskie pokomunistyczne rządy za politykę wschodnią Polski przyjęły wytyczne paryskiej „Kultury” czy – jak kto woli – naczelnego redaktora tego pisma Jerzego Giedroycia. Polska w imię budowania z Litwą, Ukrainą i ewentualnie Białorusią antyrosyjskiego sojuszu, ma zapomnieć o historii polskiej na Kresach, o Polakach tam mieszkających i spełniać możliwie wszystkie do spełnienia życzenia Wilna, Kijowa i Mińska, nawet wtedy jak są sprzeczne z polską racją stanu. Wszystko to po to, aby pozyskać te państwa do wspólnej walki z rzekomym zagrożeniem rosyjskim dla Polski. Trzeba być naprawdę skrajnym rusofobem, aby twierdzić, że dzisiejsza dużo mniejsza, słabsza ekonomicznie i militarnie Rosja jest zagrożeniem dla niepodległości Polski. Przecież potężnego Związku Sowieckiego, który był supermocarstwem nie stać było na przejście z pomocą gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu w 1981 r. – na inwazję i okupację Polski. Prawda, Moskwa – szczególnie Putina jest stanowi zagrożenie dla Wilna, Mińska i Kijowa, ale - powtarzam – na pewno nie dla Polski. Jednak dzisiaj trudno wyobrazić sobie także podbój Litwy, Białorusi i Ukrainy przez Rosję. Te czasy minęły bezpowrotnie. A poza tym nad Rosją wisi chiński miecz Damoklesa. Wielkie Chiny są niemiłosiernie przeludnione, a granicząca z nimi olbrzymia Syberia prawie bezludna i pełna bogactw naturalnych. Tylko nikt w Warszawie nie potrafi myśleć po polsku.
Właśnie owocem tej polityki i bezmyślności i sprzecznej z polskim interesem narodowym polityków polskich jest przemilczanie czy raczej mówienie półgębkiem o litewskiej zbrodni dokonanej na Polakach na Litwie Kowieńskiej, która była niczym innym jak czystką etniczną, a więc zbrodnią, która według rezolucji Komisji Praw Człowieka obejmuje deportację i przymusowe, masowe usuwanie lub wypędzanie osób z ich domów, jawne naruszanie praw tych osób w celu przemieszczenia lub zniszczenia grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych. Warszawa nawet nie potrafi od małej Litwy zażądać oficjalnych przeprosin za tę zbrodnię.
Podczas II wojny światowej, w czasie niemiecko-litewskiej okupacji polskiego Wilna i Wileńszczyzny (1941-44), Niemcy wspólnie z Litwinami dopuścili się wielu potwornych zbrodni na obywatelach polskich narodowości żydowskiej i Polakach. W samych Ponarach koło Wilna zamordowali około 100 000 Żydów i Polaków (wiele tysięcy). Chociaż tej zbrodni dokonali Niemcy z Litwinami (oni głównie rozstrzeliwali ofiary), pod naciskiem komunistów litewskich za pośrednictwem Moskwy „…ta tragedia nie istniała na kartach historii” (ani polskiej do 1989 r., ani litewskiej), jak napisał marszałek Sejmu RP Marek Kuchciński w liście skierowanym do uczestników obchodów Dnia Ponarskiego 28 maja 2019 roku pod Krzyżem-Pomnikiem Ponarskim na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie („Kronika Sejmowa” Maj 2019, str. 74). Po upadku komunizmu w Polsce Polacy, głównie 107 tys. Polaków wypędzonych z Wilna w 1945 roku, wśród których były rodziny pomordowanych, zaczęły domagać się prawdy w zbrodni ponarskiej, i zbrodnia ta przestała być białą plamą w historii Polski i narodu polskiego. Niestety, o pamięć o ofiarach zbrodni dokonanej na Polakach na Litwie Kowieńskiej nie miał i nie ma kto się upomnieć, a rządy pokomunistyczne postanowiły nadal ją ukrywać w imię budowania na lodzie przyjaźni polsko-litewskiej (analogia do budowanej również na lodzie w czasach PRL-u przyjaźni polsko-radzieckiej).
Na Litwie Kowieńskiej dokonała się jedna z najobrzydliwszych czystek etnicznych w Europie w XX w. Gdyby dzisiaj miała ona miejsce, Litwa przez takie zachowanie byłaby nazywana pariasem Europy, gdyż byłoby ono całkowicie sprzeczne z Deklaracją Praw Człowieka, uchwalonej 10 grudnia 1948 roku podczas Trzeciej Sesji Ogólnego Zgromadzenia ONZ, z Międzynarodową ochroną praw mniejszości narodowych i etnicznych (wyd. pol. Komitet Helsiński w Polsce, Warszawa 1992), łamaniem europejskiej Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności z 1950 roku czy Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych uchwalonego przez Zgromadzenie Ogólne ONZ z dnia 16 grudnia 1966 roku. Łamaniem praw człowieka na Litwie zajmowałby się Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Litwa na pewno nie została by członkiem Unii Europejskiej ani NATO.
W latach 90. XX wieku pewne kręgi polskich polityków (m.in. Unii Wolności) i niektóre media z redakcją „Gazety Wyborczej” na czele uprawiały „politykę wstydu”. Polacy mieli się bić w piersi nie tylko za grzechy popełnione, ale także za nie popełnione, a wymyślone w ramach tej akcji. Jednocześnie ci ludzie nie domagali się o naszych sąsiadów, aby także i oni przeprosili nas za popełnione przez nich grzechy i zbrodnie, których bez wątpienia się dopuścili.
Przyznanie się do popełnionej winy i przeproszenie poszkodowanych jest rzeczą wskazaną w relacjach międzyludzkich i między państwami. Bez tego nie może być prawdziwego pojednania, zbudowania prawdziwej przyjaźni między państwami. W czasach PRL, a więc przez 45 lat na grandę budowano przyjaźń polsko-radziecką (sowiecką) z wynikiem takim, że de facto pogłębiała się wrogość Polaków do okupanta sowieckiego, bo tę „przyjaźń” budowano i na przemilczaniu, i na kłamstwie. Trzeba było milczeć o zbrodni katyńskiej, o wywózkach Polaków na Sybir i stepy Kazachstanu, o ekonomicznym wyzyskiwaniu Polski. To oburzało i bolało Polaków. To siało u nich nienawiść do Rosjan – w dodatku okupantów kraju.
Nie zbuduje się również szczerej przyjaźni polsko-litewskiej przez przemilczanie czy fałszowanie tragicznej historii stosunków polsko-litewskich od chwili powstania państwa litewskiego w 1918 r., w tym przemilczanie zagłady 200-250-tysięcznej społeczności polskiej na Litwie Kowieńskiej oraz bez oficjalnego przeproszenia Polski i Polaków przez rząd litewski i Kościół litewski za tę zbrodnię. Właśnie brak potępienia tej zbrodni i żądania przeprosin za nią przez rząd polski, Kościół polski i w ogóle Polaków utrzymuje Litwinów w przekonaniu, że nic złego nie zrobili i tym samym zachęca obecne rządy litewskie do prześladowania i niszczenia dzisiaj Polaków w arcypolskim w swych dziejach Wilnie i na etnicznie ciągle polskiej Wileńszczyźnie, które Stalin bezprawnie w świetle prawa międzynarodowego oderwał od Polski i sprezentował Litwie w 1939 r., aby móc ją przyłączyć do Związku Sowieckiego już w następnym roku (w czerwcu 1940 r.). Litwini robią to dziś w rękawiczkach w Wilnie i na Wileńszczyźnie, ale ich cel jest taki sam: zniszczenie społeczności polskiej i dowodów na polskość tej ziemi. Jak niebezpieczne jest ignorowanie przez stronę polską prześladowania Polaków na Litwie, która było czystką etniczną obrazuje fakt uważania przez Litwinów za osobę świętą litewskiego biskupa Mecislovasa Reinysa, który bezprawnie zarządzający arcybiskupstwem wileńskim w latach 1940-47 niemiłosiernie prześladował polskich katolików w Wilnie i na Wileńszczyźnie, doprowadzając m.in. do aresztowania przez Niemców w Wilnie 22 marca 1942 r. arcybiskupa wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego i członków Kurii Biskupiej i zaraz potem do aresztowania i zesłania do więzień i obozów, kilkudziesięciu księży polskich – w tym wielu proboszczów, profesorów i kleryków wileńskiego seminarium duchownego oraz wielu zakonników polskich („W Służbie Miłosierdzia” Nr 3 2007, Białystok). W 2009 r. Poczta Litewska, jak gdyby nic złego na nim nie ciążyło, uczciła tego polakożercę przez wypuszczenie znaczka pocztowego z podobizną tego „wielkiego Litwina”. A dzisiaj Kościół litewski stara się w Watykanie o wyniesienie tego polakożercy, a przez to pseudochrześcijanina na ołtarze! (Internet: angielska Wikipedia; POLSKA i litewska Wikipedia milczą o tym z wiadomych powodów, tak samo jak polski Kościół katolicki i dojdzie do tego, że w polskich kościołach będziemy się modlić do św. Reinysa – patrona polakożerców!). Politycy i historycy polscy powinni zainteresować się artykułem pt. Litwa rozlicza się z wojenną przeszłością, z którego wynika, że wielu jej bohaterów kolaborowało z nazistami” („Politico” 17.8.2019) i niech dopilnują tego, aby Litwa rozliczyła się także z obrzydliwego prześladowania, asymilowania i mordowania Polaków. I niech zaczną wreszcie zwalczać także antypolską, a przede wszystkim kłamliwą propagandę historyczną związaną z Polakami na Litwie. To nie są żarty i bez żadnego znaczenia dla Polski i jej historii. No bo czy można tolerować – machać ręką np. na to jak Litwini głoszą, że Polska od 1385 do 1939 roku OKUPOWAŁA Wilno (Michael Moran Along the amber shore dziennik „Weekend Australian” 13-14.2.2010, bo tak mu nakłamali Litwini; o obrzydliwych współczesnych kłamstwach litewskich można się dowiedzieć m.in. z artykułu J. Juliusza Jadackiego Fikcje i fakty „Magazyn Wileński” nr 17 1993)? Czas najwyższy, aby to zaczęli robić! W paryskiej „Kulturze” (Nr 1/2 1970, str. 13) czytamy w artykule o stosunkach polsko-litewskich: „Tylko twarda stanowcza taktyka daje sprawiedliwe wyniki”.
W Polsce jest tysiące historyków. Chcę wierzyć, że wśród wielu tysięcy polskich historyków z tytułem doktora znajdzie się choć jeden, który zdobędzie się na odwagę i w imię prawdy historycznej i z pobudek patriotycznych zajmie się naukowo sprawą zagłady 200-250 tysięcy Polaków na Litwie Kowieńskiej przez nacjonalistów litewskich w latach 1918 – 1970.
A do polityków polskich kieruję uwagę, że Naród, który nie ma godności i nie szanuje własnej historii i przykłada rękę do tępienia Polaków na Kresach nie jest wart istnienia!
Niestety jak na dzisiaj władze polskie, polski Kościół i polskie instytucje historyczne, jak np. Instytut Pamięci Narodowej w Warszawie, którego celem i obowiązkiem jest badanie wszystkich zbrodni dokonanych na narodzie polskim w XX wieku ani myślą zająć się zagładą Polaków na Litwie Kowieńskiej, a wszyscy oni zająć zdecydowane stanowisko w sprawie tępienia dzisiaj Polaków i polskości w Wilnie i na Wileńszczyźnie, m.in. polskich katolików. Starałem się zainteresować tą sprawą Instytut Pamięci Narodowej (widać, że bezowocnie), a Episkopat polski tragicznym losem polskich katolików w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Również w przypadku Episkopatu bezowocnie. Wygląda na to, że pozostali Polacy na Kresach z pomocą samych Polaków są również skazani na zagładę, a polska historia przez wybiórczą politykę historyczną na ciągle wiele białych plam w swoich dziejach.
Instytut Pamięci Narodowej jest placówką potrzebną i zasłużoną. Ale, niestety, w swej działalności kieruje się zgubną poprawnością polityczną i polityką kresową wszystkich rządów polskich od 1989 roku do dziś dnia. Np. w roku 2002 ukazały się „Teki edukacyjne” Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) pt. Stosunki polsko-ukraińskie 1939-1945 opracowane przez prof. Grzegorza Motykę i innych autorów, dotyczące ludobójstwa popełnionego na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej oraz w części województwa lubelskiego i na Podlasiu. Teki te były ostro skrytykowane przez nieżyjącego już prof. Józefa Wysockiego (2008), ze względu na liczne przekłamania i tendencyjne przedstawienie różnych zdarzeń i sytuacji. Przez tę polityczną poprawność rządów polskich IPN finansowany przez nie, nie zajął się dogłębnie nie tylko zagładą Polaków na Litwie Kowieńskiej, ale także takimi ważnymi sprawami polskiej historii XX wieku, jak np. udziałem Litwinów i Białorusinów i rosyjskich własowców w zbrodniach dokonanych na Polakach i obywatelach polskich podczas II wojny światowej czy o udziale Ukraińców w zdławieniu Powstania Warszawskiego 1944 r. (ta ostatnia sprawa jest bardzo ważna i potrzebna wyjaśnienia, bez którego Polacy np. bardzo często łączą zbrodnie własowców z ukraińskimi!), jak również udziałem Słowacji w podboju i rozbiorze Polski we wrześniu 1939 r. przez Niemcy i Związek Sowiecki oraz okupacji polskiego Spisza i Orawy przez Słowację w latach 1939-45, o czym przeciętny Polak nic nie wie. Nie jest dokładnie i zgodnie z prawdą wyjaśniona sprawa Zaolzia i jego zajęcia przez Polskę w październiku 1938 r. I dlatego z tego powodu Polska od jesieni 2019 r. jest ona nachalnie przedstawiana przez prezydenta Rosji Władimira Putina jako państwo, które przyczyniło się do wybuchu II wojny światowej. Mamy tylu historyków, ale jak widać wielu z nich to historycy a la Bronisław Komorowski, który po ukończeniu studiów historycznych na Uniwersytecie Warszawskim powiedział publicznie, że Konstytucja 3 maja 1791 roku była DRUGĄ w Europie, podczas gdy była pierwszą. I stąd w polemice z głupstwami i złośliwościami ze strony Putina nikt, dosłownie nikt w odniesieniu do sprawy zajęcia Zaolzia przez Polskę w 1938 r. nie powiedział następującej prawdy: Hitler dokonywał rozbioru Czechosłowacji za zgodą rządów Anglii i Francji. Niemcy były wówczas mocarstwem europejskim i głosiły 1000-letnie panowanie Rzeczy hitlerowskiej. Zaolzie, podstępnie zajęte zbrojnie przez Czechosłowację w 1919 r. (podczas wojny Polski z Ukraińcami) było historyczną ziemią polską, a nie czeską i w 1938 r. zamieszkiwane w większości przez Polaków. Rząd Polski słusznie uznał po układzie monachijskim, że jest to ostatnia szansa odzyskania tej polskiej ziemi. To po pierwsze. Po drugie, Zaolzie miało być również włączone do Niemiec. A więc zajmując Zaolzie Polska nie odbierała je od Czechosłowacji a tylko Niemcom (najlepszym na to dowodem jest zajęcie przez Polaków strategicznego dworca w Boguminie, co rozsierdziło Berlin)! A po trzecie nikt z polskich historyków nie powiedział Putinowi, że przecież Związek Sowiecki jest hipokrytą, gdyż sam usprawiedliwiał zajęcie polskich Ziem Wschodnich we wrześniu 1939 r. rzekomą obroną Ukraińców i Białorusinów przed hitlerowską okupacją. A więc Kreml popełnił taką samą zbrodnię, jaką Polska ponoć popełniła w sprawie Zaolzia. Z tym, że Polska miała prawo historyczne, etniczne i polityczne do zajęcia Zaolzia – do nie dopuszczenia do hitlerowskiej okupacji tej polskiej ziemi na 1000 lat. Natomiast Związek Sowiecki nie miał żadnego prawa do agresji na Polskę i dokonania jej rozbioru, czego na pewno nie życzyła sobie także większość polskich Ukraińców i Białorusinów. Mogli nie kochać Polski, ale z dwojga złego na pewno wybrali by Polskę, a nie piekło na ziemi – stalinowski Związek Sowiecki.
Premier Mateusz Morawiecki powiedział w Auschwitz 6 grudnia 2019 roku: „Bierność wobec przekłamań historycznych oznacza bycie ich współautorem”.
Ile jest w tym prawdy, że największymi wrogami sprawy polskiej są sami Polacy!
Tak jak Czesław Halski chcę wierzyć, że wreszcie znajdzie się chociaż jeden historyk polski związany z Instytutem Pamięci Narodowej, który zdobędzie się na odwagę i uczciwie i w pełni przedstawi tragiczny los Polaków na Litwie Kowieńskiej w latach 1918-1970.

……….

Książkę dedykuję ku pamięci Polaków, których z Litwy Kowieńskiej zdziesiątkował w latach 1920 - 1940 nieludzki i antypolski nacjonalizm litewski, a „dobił” również z piekła rodem nacjonalizm sowiecko-litewski z lat 1940 - 1990.

„Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek
teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości" – powiedział Józef Piłsudski.
Dzięki pamięci historycznej potrafimy wybrnąć z trudnych sytuacji i naprawiać błędy.
(„Rzeczpospolita” 12.11.2019)


Nazwa „Litwa Kowieńska”


Nazwa „Litwa Kowieńska” ma dwa znaczenia. Pierwsze to obszar etnicznych ziem narodu litewskiego przed wybuchem I wojny światowej w 1914 r., wchodzących w skład Rosji, a drugie to państwo litewskie powstałe czy raczej utworzone przez Niemcy tylko na tych ziemiach w 1918 r., które istniało do czerwca 1940 r., czyli pomiędzy ogłoszeniem niepodległości a włączeniem jego do Związku Sowieckiego w 1940 r. – noszące nazwę Republika Litewska (Lietuvos Respublika). Ta Litwa (lit. Lietuva), której stolicą było Kowno, była tak określana w międzywojennej Polsce i bardzo często jest także i dzisiaj, szczególnie w publicystyce i literaturze. Zupełnie słusznie, gdyż oprócz Litwy Kowieńskiej była także Litwa Środkowa ze stolicą w Wilnie (1920-22, następnie zgodnie z wolą większości jej mieszkańców włączona do Polski) oraz ze względu na to, że w latach 1240-1795 istniała Litwa - Litwa historyczna/Wielkie Księstwo Litewskie, którego nie można utożsamiać jedynie ze współczesnym państwem i narodem litewskim, gdyż, ze względu na zajmowany obszar i zamieszkujące je narody, stanowi ona wspólną historię Litwinów, Białorusinów, Polaków, Rosjan, Łotyszów i Ukraińców. Litwini odgrywali w jej dziejach dużo mniejszą rolę od Polaków i Białorusinów. Podobnie międzywojenny okres w historii Polski nazywamy II Rzeczpospolitą, a np. Niemcy były nazywane Republiką Weimarską i III Rzeszą, a Francja III Republiką Francuską.
Litwini uważają, że nazwa „Litwa Kowieńska” jest pejoratywna. W polemice polsko-litewskiej na łamach paryskiej „Kultury” (Nr 4 1976) w sprawie wyrażenia „Litwa Kowieńska” wypowiedział się Czesław Miłosz: „Bywają wyrażenia, które w jakimś krótkim tylko okresie są emocjonalnie zabarwione i do nich należy rażąca (Litwinów) „Litwa kowieńska”. W istocie termin ten może być użyty bez jakichkolwiek politycznych intencji i jest użyteczny, bo skoro Wilno jest Litwą, jak nazwać niepodległe państwo litewskie z lat 1918-1939 ze stolicą w Kownie?”.
Pod pojęciem „Litwa” – szczególnie w polityce i historii Polski powinien być rozumiany jedynie obszar przedrozbiorowego Wielkiego Księstwa Litewskiego Rzeczypospolitej Obojga Narodów, połączonego z Polską w jeden mechanizm państwowy Konstytucją 3 maja 1791 r. Jest więc taka Litwa pojęciem zgodnym z historią i jednocześnie szerokim, obejmującym także Wileńszczyznę, polską Suwalszczyznę i Podlasie i całą dzisiejszą Białoruś, kraj ponad trzy razy większy obszarowo i ludnościowo od dzisiejszej Litwy, który, podobnie jak Polska, zupełnie słusznie uważa się za spadkobiercę historycznej Litwy i historycznych Litwinów. Z tego powodu dzisiejsze państwo ze stolicą w Wilnie nie powinno być nazywane po polsku Litwą, a tylko zgodnie z oficjalną terminologią litewską/z oficjalną nazwą państwa: Lietuvos Respublika - Republika Litewska, względnie Lietuva (po polsku: Litwa), a mieszkańcy dzisiejszej Litwy Lietuwisami (nigdy Litwinami!). Wówczas unikniemy wiele nieporozumień natury politycznej i historycznej, jak np. fałszowania przez Litwinów historii Wielkiego Księstwa Litewskiego, którego prawem kaduka uważają się za wyłącznych spadkobierców, przy bierności ze strony władz polskich i historyków polskich.


Unia Polski z Litwą i jej konsekwencje


Litwini i ich historycy nacjonalistyczni zachowują się tak, jakby to Polska w 1385 r. została przyłączona do Wielkiego Księstwa Litewskiego i tytuł wielkiego księcia litewskiego był ważniejszy od tytułu król Polski (np. litewska Wikipedia, hasło Jonas Kazimieras Vaza (lenk. Jan II Kazimierz Waza: nad portretem króla Jana Kazimierza jest podpis: Lietuvos didysis kunigaikštis, Lenkijos karalius – wielki książę litewski, król polski). Litwini ignorują fakt, że tytulatura wszystkich królów polskich była następująca: „Z Bożej łaski król Polski, ziemi krakowskiej, sandomierskiej, łęczyckiej, sieradzkiej, Kujaw, wielki książę Litwy, pan i dziedzic Rusi, Prus, Chełmna, Elbląga i Pomorza, książę mazowiecki” i że od zawarcia unii lubelskiej (1569) każdy nowo koronowany król Polski zostawał władcą Litwy z urzędu i nigdy nie był podnoszony na Wielkie Księstwo Litewskie. Wielkie Księstwo Litewskie było de facto DRUGĄ POLSKĄ. Bowiem cała władza w Wielkim Księstwie Litewskim była w rękach ludzi mówiących po polsku i polskiej kultury (litewskim żargonem mówili tylko chłopi, głównie na Żmudzi). Stąd Sejm Czteroletni/Wielki (1787-1791) w celu wzmocnienia państwa w obliczu rozbiorów ściślej połączył Koronę z Litwą (także ich wojska i skarby). Warto tu także zwrócić uwagę na fakt, że dla całej Europy Zachodniej po unii Litwy z Polską nie istniała żadna Litwa, żadne Wielkie Księstwo Litewskie, żadna Rzeczypospolita Obojga Narodów – tam zawsze mówiono i pisano o nowym państwie polsko-litewskim dawnym zwyczajem: „Polska”, „Rzeczypospolita Polska”, „sejm polski” i tylko „król polski” (Stanisław Kościałkowski Rzeczpospolita Obojga Narodów (1569-1795) w: Dzieje Wielkiego Księstwa Litewskiego Londyn 1953).
Historia Polaków na etnicznej Litwie liczy sobie akurat 800 lat i zapoczątkowali ją sami Litwini. Będąc wówczas „ludźmi z lasu” - dzikimi barbarzyńcami (także poganami), od 1201 r. żyli z łupieskich wypraw na sąsiednie kraje. W latach 1201-1236 dokonali 40 wypraw łupieskich, w tym 4 na Polskę. W 1213 r. napadli i spalili duży i bogaty Płock na Mazowszu. Z kolei w latach 1237-68 hordy litewskie dokonały 39 wypraw, w tym 9 na Polskę, a do 1306 r. kolejnych 46 wypraw, w tym 16 na Polskę. Najazdy te obejmowały Mazowsze, Lubelszczyznę, Ziemie Sieradzką i Łęczycką. Z sąsiadującej z nimi i ludnej Polski Litwini uprowadzali także ludność, tak jak później robili to Tatarzy krymscy. Dlatego wyprawy na Polskę organizowali w okresie świąt, gdy ludność była w kościołach (łatwo ją było wtedy uprowadzić). Wynikiem tych najazdów było wyludnienie Lubelszczyzny; podczas gdy w sąsiedniej ziemi sandomierskiej przypadało wtedy 19 osób na km kw., to w Lubelszczyźnie na 1 km kw. przypadała przez najazdy litewskie tylko 1 osoba. Historycy obliczyli, że w całym okresie Litwy pogańskiej Litwini uprowadzili do swego kraju do 100 000 Polaków (kronikarze mówią o 150 tysiącach), z których większość uległa lituanizacji. Na etnicznej Litwie zakładane były nawet wsie polskie z tych „brańców”. Z tego okresu pochodzą wsie o polskich nazwach, które przetrwały do dzisiaj, jak np. Lenkaiciai czy Lenkaliai o litewskiego słowa Polacy-Lenkai oraz Mozurai czy Mozuriskis od litewskiego słowa Mazurzy – Mozurai (J. Ochmański Dawna Litwa). Kiedy Aldona, córka wielkiego księcia litewskiego Giedymina w 1325 r. wychodziła za mąż za królewicza Kazimierza (późniejszego króla Kazimierza Wielkiego), jako wiano przywiozła ze sobą z Litwy przeszło 20 000 brańców polskich (K. Wojnar). A kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że w połowie XIII w. Litwa liczyła nie więcej jak 200 tysięcy, a za Jagiełły jako wielkiego księcia litewskiego 300 tysięcy mieszkańców, wtedy dopiero pojmiemy jak wielki był przelew krwi polskiej do żył litewskich, gdyż większość Polaków uprowadzonych na Litwę zatraciła swą mowę, wyznanie i obyczaj (W. Wielhorski). Jednak na Litwie przed unią z Polską mieszkali nie tylko Polacy uprowadzeni z Polski przez Litwinów. Osiedleńcy polscy na Litwie już od czasów Mendoga rekrutowali się także z przybyszów dobrowolnych, sprowadzanych przez książąt litewskich i darzonych przywilejami ekonomicznymi. Sporo ich napłynęło na Litwę za Giedymina. Jednak do końca XV w. w miastach litewskich dominował element niemiecki i ruski. Polacy byli na trzecim miejscu, zaś Litwini w grodach litewskich składali się w większości z pospólstwa (W. Wielhorski). Hufce polskie miał ze sobą Kiejstut w wyprawie przeciw Moskwie w 1372 r., a prawie bezludne południowe tereny litewskie (Grodzieńszczyzna) przy granicy z Polską od XIV w. zaczęło zasiedlać polskie rycerstwo (H. Łowmiański Studia nad dziejami Wielkiego Księstwa Litewskiego). W 1528 r., podczas popisu wojska litewskiego, Polacy stanowili ponad 20% ogółu rycerstwa Wielkiego Księstwa Litewskiego. Również od czasów założenia Wilna przez Giedymina (I poł. XIV w.) datuje się systematyczny przypływ polskich kupców i rzemieślników najpierw do stolicy, a następnie do innych osiedli litewskich. W XVI w. mieszczaństwo polskie już dobrze było zadomowione na Litwie („Rota” 2/3 1993). Współczesna krew litewska niewiele różni się od krwi polskiej. Nacjonaliści polscy mogliby śmiało twierdzić, że współcześni mieszkańcy Litwy Kowieńskiej to Polacy mówiący po litewsku.
Pogańska Litwa do 1363 r. podbiła zniszczone i wyludnione przez najazdy tatarskie ziemie białoruskie i ukraińskie (w 1363 r. opanowano Kijów) i włączyła do swego księstwa. Etniczne ziemie litewskie stanowiły wówczas mniej niż 10% powierzchni, a Litwini ok. 10% ludności Wielkiego Księstwa Litewskiego. Etniczna Litwa w porównaniu z ziemiami ruskimi była krajem nie tylko małym, ale także zacofanym pod względem gospodarczym i kulturalnym: prymitywne języki litewski i żmudzki były aż do końca XVIII w. językiem chłopstwa, używanym także jako język pomocniczy w parafiach, w których dominowała ludność litewska (Wikipedia), stąd język ruski (z którego powstał język białoruski), który dominował (obok prawosławia) na 90% powierzchni Wielkiego Księstwa Litewskiego, był nie tylko w powszechnym użyciu wśród litewskich bojarów i mieszczaństwa, ale także na dworze wielkoksiążęcym. Prof. Władysław Wielhorski pisze, że już w XV w. na Wileńszczyźnie bojarstwo i mieszczaństwo jest językowo zrutenizowane i że nawet tamtejsi chłopi litewscy coraz chętniej używają ruszczyzny. W ten sposób granica językowa litewska zaczęła się cofać ku zachodowi. „obserwujemy tu prąd kultury, wdzierający się w obszar szczepowy Litwy od wschodu”. W samym Wilnie, dominujący w nim Niemcy do XVI w. ulegli częściowo asymilacji językowej: najpierw ruskiej, później polskiej, podobnie jak Tatarzy sprowadzeni tu przez księcia Witolda (Stosunki narodowościowe, wyznaniowe i językowe w: Dzieje Wielkiego Księstwa Litewskiego Londyn 1953). Tak więc to nie język polski wyparł z Wileńszczyzny język litewski, a tylko język starobiałoruski. Powszechne używanie języka ruskiego wśród Litwinów powodowało ruszczenie się elity litewskiej – wielu książąt litewskich na Rusi przyjęło religię prawosławną, język i narodowość ruską. Sam Witold przed unią z Polską przyjął chrzest w obrządku prawosławnym wraz z imieniem Aleksander i mógł śmiało przejść do historii jako książę ruski. Wraz z religią prawosławną Litwini przyjmowali kulturę wschodnią - bizantyjską. W Wilnie były już cerkwie prawosławne. Wielkość Wielkiego Księstwa Litewskiego, którą chwalą się dzisiaj Litwini, była de facto wielkością nie litewską a ruską. „Tym sposobem Wielkie Księstwo Litewskie przestało być litewskim” (Anatol Estryn, „Kultura” Nr 6/345, Paryż). Gdyby nie nastąpiło zbliżenie się Litwy do Polski, to nie ulega wątpliwości, że dzisiaj nie było by narodu litewskiego; na Litwie Kowieńskiej mieszkali by obecnie albo Białorusini, albo Rosjanie (Jerzy Iwanowski „Kultura” Nr 1 1956, Paryż). A jeśli Krzyżakom udał by się podbój czy raczej utrwalenie ich władzy na Litwie żmudzkiej, to dzisiaj mieszkali by tam Niemcy; Żmudź pozostała przy Litwie i etnicznie ziemią litewską dzięki Polakom (pokój z Krzyżakami w Toruniu 1411 r.). Nie ulega wątpliwości, że unia polsko-litewska uratowała wszystkich Litwinów przed losem Prusów, których podczas rzekomego nawracania na wiarę chrześcijańską wytępili i wynarodowili Krzyżacy (Niemcy). A Litwini byli ostatnim narodem pogańskim w Europie. Ostatnim do wytępienia, co za swój obowiązek uznawała cała Zachodnia Europa, której rycerstwo wspierało wyprawy krzyżackie na Litwę. Zresztą nie uważano Litwinów w ogóle za ludzi. „Gdy w czasie jednej z takich wypraw (koniec XIV w.) rycerz angielski wziął do niewoli Litwina, przywiózł go do Anglii, gdzie go pokazywano w klatce, jako dzikusa i poganina (Henryk Paszkiewicz Litwa przedchrześcijańska. Geneza unii polsko-litewskiej w: Dzieje Wielkiego Księstwa Litewskiego Londyn 1953). Aż do XVI-XVII w. na Zachodzie uważano Litwinów za dzikusów i tak ich przedstawiano na ilustracjach (stroje).
Unia polsko-litewska została zawarta w Krewie (dziś Białoruś) w 1385 r. „Unia i przyjęcie chrześcijaństwa podług obrządku zachodniego otworzyły przed Litwą drogę na Zachód, przyłączyły ją do wielkiej rodziny narodów europejskich pozostających pod wpływem kultury łacińskiej, korzystających z jej owoców i przyjmujących udział w jej rozwoju. Unia przesądziła przynależność narodu litewskiego do tej kultury” (Jerzy Iwanowski Dialog polsko-litewski „Kultura” Nr 1 1956, Paryż). To się stało dzięki Polakom. Według postanowień unii krewskiej wielki książę litewski Jagiełło za koronę polską – poślubienie królowej Polski Jadwigi zobowiązał się m.in. przyjąć wiarę katolicką z rąk polskich i przyłączyć do Polski ziemie Litwy i Rusi. „Jagiełło na chrzcie przyjął imię Władysława. Wśród dynastii Jagiellonów stale spotyka się imię Władysław i Kazimierz – co nie jest wcale przypadkiem – są to imiona Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego. W ten sposób Jagiełło i jego potomkowie nawiązywali do tradycji polskiej” (Henryk Paszkiewicz Litwa przedchrześcijańska. Geneza unii polsko-litewskiej w: Dzieje Wielkiego Księstwa Litewskiego Londyn 1953). 2 października 1413 r. w postanowieniach kolejnej unii polsko-litewskiej – zwanej horodelską, wprowadzono instytucję odrębnego wielkiego księcia na Litwie, wybieranego przez króla Królestwa Polskiego za radą i wiedzą panów polskich oraz bojarów litewskich, postanowiono w niej dotrzymać przyrzeczeń wzajemnego związku i wspólnego prowadzenia wojen, upodobniono administrację Księstwa do administracji w Polsce (kasztelanie, województwa), wprowadzono wspólne sejmy i zjazdy polsko-litewskie, a litewscy bojarzy wyznania rzymskokatolickiego otrzymali te same prawa, które posiadała szlachta polska. Bojarzy litewscy przyrzekli wierność szlachcie polskiej, Koronie polskiej (Polsce), królowi Władysławowi Jagielle oraz wielkiemu księciu Witoldowi. Jednocześnie potwierdzony został nierozerwalny związek Litwy z Królestwem Polskim. Zbliżenie obu państw i narodów było udane i tak wielkie, że w 1569 r. Korona Królestwa Polskiego i Wielkie Księstwo Litewskie zawarły nową i ostatnią unię – unię lubelską, powołującą do życia państwo pod nazwą Rzeczpospolita Obojga Narodów. Od zawarcia unii lubelskiej każdy nowo koronowany król Polski automatycznie stawał się władcą Litwy i dlatego nigdy nie był podnoszony na Wielkie Księstwo Litewskie (Wikipedia).
Król Zygmunt August – ostatni Jagiellon na tronie polskim zmarł 7 lipca 1572 r. Władca Rzeczypospolitej Obojga Narodów pozostawił tak Polakom jak i Litwinom następujące nauki i wskazania w swym w ogóle dzisiaj przemilczanym i przez to nikomu, a szczególnie Litwinom, nieznanym testamencie: „Rzeczpospolita niczem inszem w całości zachowania dłużej mieć nie może, jedno zgodą, miłością, społecznością, jednością: przeto tym naszym Testamentem obiema państwu, Koronie Polskiej i Wielkiemu Księstwu Litewskiemu dajemy i odkazujemy i zostawujemy miłość, zgodę, jedność, którą przodkowie nasi po łacinie unją zwali... a który z tych dwóch narodów naród tę uniję wdzięcznie przyjąwszy, mocno trzymać będzie, temu błogosławieństwo dajemy... a który zasię naród niewdzięczen będzie i dróg do rozdwojenia będzie szukał, niechaj się boi gniewu Bożego... Racz Panie Boże to w tym obojgu państwie utwierdzić, coś w niem przez nas sprawił, racz oboi ten lud w jedności spojony, w niezmyślonej miłości wiecznie zachować...” (K. Wojnar).
Należy zwrócić uwagę na fakt, że rzekomo litewska – co bardzo mocno podkreślają Litwini - dynastia Jagiellonów z punktu widzenia etnicznego nie była aż tak bardzo litewską i tylko zwyczajowo jest nazywana litewską. Powinna być nazywana poprawnie wielkolitewską, bo w jej żyłach płynęło najwięcej krwi litewskiej i ruskiej – i chyba po równej połowie. Na wstępie należy zaznaczyć, że gdyby Jagiełło nie został królem Polski to nie tylko nie było by dynastii jagiellońskiej, ale także sam Jagiełło byłby w Europie nikomu nieznaną postacią historyczną. Tym kim jest dzisiaj w historii nie tylko Polski i Litwy, ale i Europy zawdzięcza tylko i wyłącznie tronowi polskiemu! Przyjrzyjmy się jakim Litwinem był Jagiełło – założyciel dynastii jagiellońskiej, która przetrwała na tronie polskim do 1572 r. Jagiełło na pewno był z punktu widzenia politycznego Litwinem do 1386 r. (następnie przez zostanie królem Polski – jak by się dzisiaj powiedziało – Polakiem pochodzenia litewskiego), ale z pewnością nie był rasowym Litwinem, gdyż w jego żyłach płynęło dużo krwi nielitewskiej. A co ciekawe to to, że w jego żyłach płynęła także krew polska! Dziadem Jagiełły był wielki książę litewski Giedymin (1316-41), założyciel dynastii Giedyminowiczów, którego żoną, jak przyjmuje większość historyków, była Jewna, córka księcia połockiego Iwana, a więc Rusinka-Białorusinka. Ich synem i ojcem Jagiełły był wielki książę litewski Olgierd (1341-77), którego żoną była Julianna Aleksandrowna Twerska, córka wielkiego księcia ruskiego Tweru Aleksandra i Anastazji halickiej, która była córką ruskiego księcia halickiego Jerzego I i Eufemii Kujawskiej, siostry króla polskiego Władysława Łokietka (ich rodzicami byli: książę kujawski Kazimierz I i Eufrozyta, córka księcia opolskiego Kazimierza I). Jak z tego widzimy, Jagiełło nie był rasowym Litwinem. W jego żyłach płynęła krew litewska, ruska (dzisiaj białoruska i rosyjska) oraz polska. Dynastia Jagiellońska już przez samego Jagiełłę, w którego żyłach płynęło bardzo mało krwi litewskiej, była mało litewska, a tym bardziej przez następnych jej przedstawicieli na tronie polskim: jego syna Kazimierza Jagiellończyka (1427-1492), wnuka Zygmunta Starego (1467-1548) i prawnuka Zygmunta Augusta (1520-1572) była jeszcze mniej litewska, gdyż nie otrzymywała nowej krwi litewskiej. Dlatego z każdym następnym pokoleniem coraz trudniej nazywać tę dynastię litewską. W żyłach ostatniego przedstawiciela tej dynastii na tronie polskim – Zygmunta Augusta płynęło zaledwie 1/16 krwi litewskiej. Matką wszystkich dzieci Władysława Jagiełły była spolonizowana Rusinka/Białorusinka (m.in. inicjatorka pierwszego tłumaczenia Biblii na język polski – tzw. Biblia Królowej Zofii) Zofia Holszańska (zm. 1461 Kraków), królowa Polski od 1422 r.
Po chrzcie Litwy zaczęło przybywać na Litwę polskie duchowieństwo świeckie i zakonne. Napłynęło więcej polskich rękodzielników i kupców. „Jednak do czasu Unii Lubelskiej w 1569 r., polski stan rycerski nie miał swobodnego prawa nabywania ani dziedziczenia dóbr w Wielkim Księstwie Litewskim. Bojarstwo litewskie (jeszcze nie spolonizowane językowo i kulturalnie) strzegło wyłączności swego posiadania ziemi, która była wtedy najistotniejszą wartością gospodarczą, narodową, polityczną, dającą pełnię praw stanowych posiadaczom. W tym okresie nie miały miejsca powszechnej (poza nielicznymi wyjątkami) małżeństwa polsko-litewskie w warstwie szlachecko-bojarskiej. Początek wieku XVI otworzył okres napływania do miast, miasteczek i rezydencji wielkopańskich oraz klasztorów na prowincji, jak też do zarządu dóbr wielkoksiążęcych, zamożniejszego bojarstwa i magnatów – nowej fali polskich imigrantów, z posiadaniem ziemi jeszcze bezpośrednio nie związanych” (W. Wielhorski). Przez wielką reformę rolną na Litwie królowej Bony z Polski sprowadzano do Litwy techników rolnych, leśnych, rachmistrzów, geometrów, administratorów itp. Po tej reformie kraj się wzbogacił i rozbudowywał, co przyciągało z Polski majstrów, rzemieślników, budowniczych, artystów, kupców. Np. król Zygmunt August do przyozdobienia zamku w Wilnie używał artystów polskich: Marcina Ostrowskiego, Wojciecha Chełmińskiego z Inowrocławia i Stanisława Rutkę z Poznania (prof. Feliks Kucharzewski). Unia Lubelska zniosła zakaz kupna ziemi przez Polaków, co wpłynęło m.in. na mnożenie się związków rodzinnych pomiędzy szlachtą polską i litewską. Przybywali na Litwę także polscy uczeni i nauczyciele, politycy, pisarze i artyści. Jak pisze Wielhorski, imigracja polska na Litwę nie była masowa – była to emigracja wyborowa pod względem kulturalnym. „Wreszcie należy stwierdzić, że przybysze ci nie mieli skłonności do tworzenia polskiego „getta””. Litwa zaczęła polonizować się językowo (język zaczyna zastępować język ruski i łacinę) i kulturalnie, w miastach, a szczególnie w Wilnie, element polski wziął górę nad wszystkimi innymi. Najważniejszy dokument prawny Wielkiego Księstwa Litewskiego był w 1588 r. wydany po rusku (nigdy nie był wydany po litewsku, bo nie miał kto tego dokonać!), siedem następnych jego wydań pomiędzy 1614 a 1819 r. zostało wydanych już po polsku, bo język ruski przestawał być „językiem całego ludu” – powszechnie używanym.
Litwini (wyjątki potwierdzają regułę) wyjątkowo bardzo opacznie – przez okulary skrajnego nacjonalizmu interpretują wspólną historię polsko-litewską. Twierdzą m.in., że przyjęcie chrześcijaństwa z rąk Polski było przyczyną osłabienia ducha litewskiego i zahamowało rozwój państwowo-twórczych talentów Litwinów, że w ogóle unia z Polską przyniosła wielką tragedię narodowi litewskiemu, że przez unię Polska otrzymała wiele od Litwy włącznie z dynastią jagiellońską („Kultura” Nr 1 1956, Paryż, str. 81). A czy przyjęcie chrztu z rąk Rusinów, do czego wcześniej czy później by doszło, nie zahamowało by rozwój państwowo-twórczych talentów Litwinów? I nie byłyby to wówczas talenty litewskie tylko ruskie! Natomiast z wyjątkowych zalet i umiejętności panowania dynastii jagiellońskiej korzystali przecież w równym stopniu Polacy jak i Litwini, którzy wówczas jeszcze się nie spolonizowali. Poza tym na te wyjątkowe zalety i umiejętności Jagiellonów na tronie polskim musiało mieć wpływ ich polskie otoczenie na dworze krakowskim. Bardzo często dobrym politykiem jest się przez posiadanie dobrych doradców. A wśród nich na dworze wielkolitewskim byli głównie Polacy i bardzo niewielu Litwinów. Już wielki książę Witold na swoim dworze miał polskich doradców, co pokazują dokumenty historyczne.
Litwa od Polski i Polaków też wiele dostała. Przede wszystkim odzyskała Żmudź, która była w rękach krzyżackich oraz broniła Litwę przez moskiewską agresją. Aż dziewięćdziesiąt procent obszaru Wielkiego Księstwa Litewskiego zajmowały ziemie ruskie. Na wschód od Litwy zaczęło rosnąć w siłę Wielkie Księstwo Moskiewski, które w 1480 r. wyzwoliło się od zależności od tatarskiej Złotej Ordy. Księstwo to stało się jedynym niezawisłym państwem ruskim. Po podboju Bizancjum, Bałkanów i Kaukazu przez Turków Wielkie Księstwo Moskiewskie stało się także jedynym niepodległym państwem prawosławnym w Europie. Moskwa zaczęła aspirować do roli spadkobierczyni Bizancjum i stolicy świata prawosławnego, co wyrażono m.in. w teorii trzech Rzymów. W 1547 r. odbyła się koronacja wielkiego księcia moskiewskiego Iwana IV Groźnego na „cara wszech Rusi”, co dało początek Carstwu Rosyjskiemu (Wikipedia). Pierwszy wielki książę moskiewski Iwan III Srogi (1462-1505) ogłosił się „gosudarem wszystkiej Rusi” (panem całej Rusi), a więc także ziem ruskich Wielkiego Księstwa Litewskiego. I on jako pierwszy rozpoczął „zbieranie ziem ruskich”. W 1492 r. rozpoczął wojny zaborcze przeciw Litwie. W 1500 r. ponownie zaatakował Wielkie Księstwo Litewskie. Wielkie Księstwo Litewskie miało, zgodnie z zawartą unią z Polską, swoją armię i nie chciało czy uważało, że nie potrzebuje polskiej pomocy wojskowej. Obie wojny z Iwanem III Litwa sromotnie przegrała. W bitwie nad Wiedroszą, stoczoną 14 lipca 1500 r., Litwini dowodzeni przez hetmana Konstantego Ostrogskiego ponieśli totalną klęskę. Zginęła masa Litwinów i sam hetman Ostrogski dostał się do moskiewskiej niewoli, a w jej wyniku 1/3 ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego została przyłączona do Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Litwini zrozumieli, że bez polskiej pomocy przyszłość Litwy stanęła pod znakiem zapytania. W wyniku wojny osłabiona i zagrożona Litwa, zmuszona została do zacieśnienia związków z Polską podpisując w 1501 r. unię mielnicką. Już w 1512 Wielkie Księstwo Moskiewskie ponownie zaatakowało Litwę, rozpoczynając I wojnę polsko/litewsko-rosyjską (1512–22). 8 września 1514 r. razem z Polakami, Litwini odnieśli wspaniałe zwycięstwo nad Moskalami w bitwie pod Orszą. 30-tysięczna armia polsko-litewska pobiła armię moskiewską liczącą od 35 do 80 tysięcy ludzi. Zwycięstwo to stało się głośne w całej Europie. W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie znajduje się obraz Bitwa pod Orszą namalowany ok. 1530 r. przez artystę pozostającego pod wpływem Lucasa Cranacha starszego. Wspólna walka wojsk polskich i litewskich (raczej ruskich) zaowocowała tym, że od 1522 r. zdołano ustalić granicę Wielkiego Księstwa Litewskiego na odcinku białoruskim, która przetrwała (z nieznacznymi przejściowymi zmianami) do 1772 r., czyli do I rozbioru Polski, wykazując rzadką w historii trwałość przez tak długi czas (W. Wielhorski). Wojny polsko/litewsko-rosyjskie toczone były także w latach: 1534-37, 1558-70, 1577-82, 1632-34 i 1654-67. Bez unii z Polską wcześniej czy później Wielkie Księstwo Litewskie uległo by Wielkiemu Księstwu Moskiewskiemu/Rosji i dzisiaj ziemie nawet etnicznej Litwy byłyby częścią Rosji i zamieszkałe przez wyznawców prawosławia, może nawet uważających się za Rosjan.
Polacy mieszkający w Wielkim Księstwie Litewskim nigdy nie próbowali tworzyć własnego getta, nie odcinali się od otoczenia i od spraw państwa litewskiego, a potem – od II poł. XVI w. – polsko-litewskiego. Wręcz przeciwnie – nasiąkali wielkolitewskim patriotyzmem państwowym, za co zdobywali zaufanie i uznanie niepolskiego otoczenia. (Z. Krajewski „Rota” Nr 2/3 1993). Jednak „Litewskość ta nie miała nic wspólnego z nacjonalizmem (litewskim) a była (jedynie) wyrazem głębokiego przywiązania do własnej państwowości i różnych związanych z nią tradycji…” (Henryk W. Żebrowski Dookoła zagadnienia polsko-litewskiego „Wiadomości” 1.8.1965, Londyn). Ten patriotyzm wielkolitewski Polaków, podobny np. do lokalnego patriotyzmu Bawarczyków w Niemczech (przecież także Niemców), przetrwał do XX w., chociaż od 200-300 lat miał on oblicze także polskie. Patriotyzm wielkolitewski o obliczu polskim reprezentowali na początku XX w. tzw. krajowcy. Była to grupa inteligencji polskojęzycznej bądź polskiej na Litwie na początku XX wieku. Grupa ta w obliczu emancypacji narodowej Litwinów wysuwała program kompromisu pomiędzy tradycyjnym a nowoczesnym znaczeniem pojęcia "Litwin" (zob. Litwini w znaczeniu historycznym). Krajowcy pragnęli połączyć świadomość narodową polską i użycie języka polskiego ze świadomością państwową litewską, a niektórzy z programem lojalności wobec państwa nowolitewskiego, tzn. Republiki Litewskiej (Wikipedia). Niestety, nacjonaliści litewscy nie chcieli mieć nic wspólnego nie tylko z Polską, ale także z językiem i kulturą polską. W ich programie Litwin nie miał prawa mówić po polsku i mieć cokolwiek wspólnego z polską kulturą. Byli i są przeciwnikami tak popularnej dzisiaj w świecie zachodnim polityki wielokulturowości. Hołdują, wzorując się na zwierzęcym wprost rasizmie XIX-wiecznym, czystości rasowej, językowej i kulturalnej.
Inną korzyścią jaką Wielkie Księstwo Litewskie odniosło z unii z Polską była zapoczątkowana na ziemiach polskich wielka reforma rolna, za wzorem której także magnaci wielkolitewscy urządzali swe dobra, co było dla Litwy rewolucją niesłychanie zbawienną, gdyż zreformowała bardzo prymitywne całe rolnictwo wielkolitewskie (Franciszek Bujak Historia osadnictwa ziem polskich Warszawa 1920).
Także przez unię z Polską Litwa należy dziś do świata kultury zachodniej, co bez wątpienia miało i ma wielkie znaczenie w dziejach narodu litewskiego po dzień dzisiejszy.
Po unii lubelskiej ukształtowało się dwustopniowe poczucie narodowości. Litwini i Polscy potrafili wypielęgnować patriotyzm państwowy i narodowy. Określenie „Polak” znaczyło aż do XIX w. tyle co „obywatel Rzeczypospolitej (Obojga Narodów)”. Pojęcia „Polak” i „Litwin” nie przeciwstawiały się sobie, a wręcz przeciwnie – dopełniały się. Termin „Polak” był pojęciem szerszym, zaś „Litwin”, czy np. „Mazur”, węższym (Rota 2/3 1993). Mieszkaniec ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego był Litwinem i Polakiem. Marszałek Polski Józef Piłsudski mówił o sobie „Litwin”, a przecież był przede wszystkim Polakiem. Podobnie było np. z Tadeuszem Kościuszką czy Adamem Mickiewiczem. W odezwie do mieszkańców Wielkiego Księstwa Litewskiego Kościuszko używał alternatywnie terminów Polska i Litwa. Mickiewicz (historyczną, bo przecież pochodził z białoruskiej Nowogródczyzny i litewskiego nie znał) Litwę nazywał swoją ojczyzną, ale w jego rozumieniu Litwin i Mazur byli braćmi o wspólnym nazwisku – Polacy (W. Sukiennicki). Podobnie było z marsz. Józefem Piłsudskim. Pochodząc z Wileńszczyzny nazywał siebie Litwinem, ale polskości nie mogą mu odmówić nawet Litwini. Przeciwnie, uważają go za wielkiego wroga Litwy Kowieńskiej i Litwinów, co w świetle faktów jest nieprawdą. Oto jeden z wielu przykładów na to: Piłsudski, jako naczelny wódz Wojska Polskiego, w liście z dnia 5 września 1919 r. do gen. Stanisława Szeptyckiego, ówczesnego dowódcy Frontu Litewsko-Białoruskiego pisze: „że jeżeli spokojnie znosi (chodzi o Piłsudskiego – M.K.) na swojej lewej wojsko litewskie, którego komunikowania się z wrogiem przyłapuje, dowodzi to tylko “że jesteśmy w stosunku do Litwinów zasadniczo jak najbardziej pokojowo i chętnie do pertraktacji usposobieni”. Gdyby nie ta dobra wola – zaznacza dalej Józef Piłsudski – “dawno dałbym rozkaz swoim wojskom maszerowania wprost na Kowno i usunięcia samozwańczego rządu…”” (Kazimierz Okulicz Listy Józefa Piłsudskiego do gen. Szeptyckiego „Tydzień Polski” 19.2.1972, Londyn).
XVI wiek był tzw. „złotym wiekiem” w dziejach Polski. Polska była nie tylko największym państwem zachodniej Europy katolicko-protestanckiej, ale krajem wszechstronnie rozwijającym się. Także pod względem narodowym. Nastąpił niebywały rozwój języka i literatury oraz kultury polskiej. Tymczasem Wielkie Księstwo Litewskie, które teraz w porównaniu z polskimi ziemiami etnicznymi było krajem ciągle zacofanym: prymitywne języki litewski i żmudzki pozostawały nadal językiem chłopstwa na etnicznie litewskiej Litwie, a w powszechnym użyciu wśród szlachty i mieszczaństwa pozostawał do końca XVII w. język ruski, pozostający ciągle urzędowym językiem w Wielkim Księstwie Litewskim. Jednakże także i on zatrzymał się w rozwoju i stawał się coraz bardziej skostniały i anachroniczny w porównaniu z językiem polskim, który ostatecznie zatriumfował tu w XVII w. I tak było z językiem ruskim/białoruskim i litewskim prawie do XX w. Litewski był tak prymitywny i nieuporządkowany i pełny naleciałości białoruskich i polskich, że współcześni lituaniści musieli go uporządkować i zastąpić archaiczne wyrazy oraz utworzyć zupełnie nowe. W ten sposób powstał język nowolitewski, zupełnie inny o języka litewskiego używanego w mowie i piśmie do XX w.; próbował go usystematyzować na początku XX w. litewski językoznawca Jonas Jablonskich, ale wszystkiemu sam jeden nie podołał, bowiem brakowało innych odpowiednio wykształconych językoznawców litewskich. Starczy wspomnieć, że nie żaden litewski, ale polski lituanista, przed wojną profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, a po wojnie Uniwersytetu Poznańskiego Jan Otrębski dokonał jednego z największych osiągnięć naukowych w odniesieniu do języka litewskiego – opracował monumentalną, trzytomową Gramatykę języka litewskiego (Warszawa 1956-1965), która ją nareszcie w pełni uporządkowała. Kultura litewska (chłopska) i ruska były także bardzo prymitywne w porównaniu z kulturą polską. Do tego doszła reformacja, którą przyjęła w większości szlachta litewsko-żmudzka. Nowinki religijne szły na Litwę i Żmudź przez Polskę, a tym samym religijna literatura polemiczna była wydawana w języku polskim i wszystkie dysputy teologiczne były prowadzone w tym języku. Szlachta litewsko-żmudzka siłą rzeczy uczyła się pilnie języka polskiego i w ten sposób reformacja w bardzo dużym stopniu przyczyniła się do rozpowszechnienia się języka polskiego na Litwie i Żmudzi. Język polski stał się językiem powszechnie używanym w domach i miejscach publicznych. I sami Litwini uważali to za rzecz naturalną. Sygnalizował to Janusz Radziwiłł (nie ten z Potopu, ale ten żyjący w latach 1579-1620, kasztelan wileński), pisząc do brata Krzysztofa, wielkolitewskiego hetmana polnego, w roku 1615: „Aczem sam Litwinem się urodził i Litwinem umrzeć mi przyjdzie, jednak idioma polskiego zażywać w ojczyźnie naszej musimy”. Było to skutkiem stopniowego zaniku używania łaciny zarówno w życiu publicznym jak i prywatnym (W. Sukiennicki). Wyniesiony na piedestał przez nacjonalistów litewskich syn Krzysztofa - Janusz Radziwiłł (1612-1655) nie tylko mówił po polsku od szczenięcych lat, ale także bardzo wcześnie nauczyć się czytać i pisać. Zapewne z pomocą dorosłych, ale mając lat pięć, napisał po polsku list do ojca. Oprócz polskiego (uczył się pięknego pisania po polsku i łacinie) uczył się także niemieckiego i węgierskiego oraz ruskiego. Natomiast nic pewnego nie można powiedzieć o znajomości litewskiego (Henryk Wisner Dzieciństwo Janusza Radziwiłła „Przegląd Wschodni”, t. IV, z. 3 (15), 1997). Jako książę na pewno nigdy nie miał nawet okazji rozmawiania z chłopstwem litewskim. W XVII w. polonizacja szlachty litewskiej posunęła się już tak daleko, że coraz częściej żądała ona oficjalnego uznania języka polskiego za język urzędowy na Litwie. Stało się to w 1696 r. Ważnym jest pamiętać to, że w Wielkim Księstwie Litewskim język polski nie zastąpił języka litewskiego jako język urzędowy, ale zastąpił język ruski (starobiałoruski). Bo jeśli dzisiaj Litwini potępiają triumf języka polskiego na Litwie od XVI do XX wieku, to muszą także potępiać triumf języka ruskiego w Wielkim Księstwie Litewskim od XIII do XVI/XVII wieku i o tym, że w obu przypadkach sami sobie te języki wybrali za urzędowe. Ani Rusini, ani Polacy im swego języka nie narzucali! Dlatego nie można dzisiaj obarczać winą Polaków i osądzać ich od najgorszych za to, że Litwini z własnej i nieprzymuszonej woli wieki temu zaadoptowali język polski jako swój własny, że zaadoptowali także będącą na wyżynach europejskich kulturę polską w miejsce prymitywnej chłopskiej kultury litewskiej czy nawet ruskiej. Język, literatura i kultura polska były wówczas, a i później, jak się to dzisiaj mówi, trendy w całej Europie. Wszak pod koniec XVII w. język polski był także językiem nawet dworu carskiego w Moskwie (!) – na dworze cara Fiodora i regentki Zofii, a do końca XVIII w. był lingua franca w całej wschodniej Europie. Był w użyciu np. w grecko-prawosławnej Akademii Mohylańskiej w Kijowie, książę mołdawski D. Cantemir tłumaczył dzieła z języka polskiego, poeta rumuński T. Hyżdeu pisał po polsku, polski znał pisarz węgierski J. Batsanyi, kancelaria władców Krymu często posługiwała się językiem polskim nawet w korespondencji dyplomatycznej (W. Sukiennicki). Poeta polski Jan Kochanowski (zm. 1584) uważany jest za jednego z najwybitniejszych twórców renesansu w Europie, Klemens Janicki (1543) otrzymał od papieża Pawła III laur poetycki jako „poeta laureatus”, a Maciej Sarbiewski (zm. 1640), jest po dziś dzień uważany za światowej sławy poetę neołacińskiego. Polski taniec narodowy polonez był tańcem dworskim w całej Europie i jako taki przeszedł do muzyki światowej, itd. Nie jest winą Polaków, że język, literatura i kultura litewska nie dorównywały i nie dorównują językowi, literaturze i kulturze polskiej i że etniczna Litwa jest dużo mniejsza od Polski, a naród litewski wiele razy mniej liczniejszy od narodu polskiego. W XVIII i XIX w. język (język salonów), literatura i kultura francuska były bardzo popularne w Polsce, a Francja jest większa od Polski i naród francuski dość dużo większy od narodu polskiego. Ale nikt w Polsce nie miał i nie ma o to pretensji do Francji i Francuzów. Przeciwnie, przez duże i wszechstronne kontakty polsko-francuskie bardzo dużo zyskała Polska, Polacy i kultura polska. Dzisiaj w krajach zachodnich jest moda na wielokulturowość, która wzbogaca wszystkie narody, a nie na zaściankowy nacjonalizm, który zuboża pod każdym względem naród jemu hołdujący. Jaką wartość dla samych Litwinów ma język litewski, jeśli zdecydowana większość najważniejszych dzieł literatury światowej nie jest dostępna w tym języku? Oto najświeższy przykład: w październiku 2019 r. polska pisarka Olga Tokarczuk została laureatką międzynarodowej Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2018 i w tymże roku laureatką The Man Booker International Prize za powieść Bieguni (Flights), a jej twórczość była dotychczas tłumaczona na 20 języków. Tymczasem jej twórczość literacka w ogóle nie jest znana Litwinom. Gorzej, w internetowej Wikipedii jej biogram jest podany w 56 językach świata, w tym np. w estońskim, łotewskim, islandzkim i macedońskim, a więc w językach narodów, które są dużo mniejsze od litewskiego (ale widać bardziej kulturalne od Litwinów), a także w języku esperanckim, ale nie w języku litewskim, który przez granicę lądową sąsiaduje z polskim! Naród pozbawiony dostępu do najważniejszych dzieł literatury światowej jest narodem ułomnym i siłą rzeczy jest skazany na duszenie się w swoim nacjonalistycznym sosie. Samych etnicznych Litwinów dusi bieda litewska oraz ta zaściankowość i prawdziwa wsiowość ich ojczyzny (co potwierdzają bardzo liczne zdjęcia miejscowości litewskich zamieszczone w internetowej Wikipedii, w tym wielu miast i miasteczek), języka i kultury i dlatego masowo opuszczają Litwę. W latach 2001-2011 liczba Litwinów na Litwie spadła z 2 907 293 do 2 531 314 osób (dane litewskiego spisu ludności), a do 2050 r. ma spaść poniżej 2 milionów.
I jeszcze jedna ważna uwaga. Nacjonaliści litewscy od 135 lat walczą z językiem polskim na Litwie, traktując go jakby to była jakaś cholera czy dżuma. Tymczasem szereg współczesnych znanych Litwinów, jak np. ostatni sekretarz generalny Komunistycznej Partii Litwy Algirdas Brazauskas oraz nacjonalistyczni politycy – oboje prezydenci Litwy i znani wrogowie Polaków na Litwie Vytautas Landsbergis (1990-92) i Dalia Grybauskaitė (2009-19) mówią po polsku. Znany dziennikarz polski Mirosław Ikonowicz wspominając Brazauskasa pisze o swojej rozmowie z nim rozmowie: „Rozmawialiśmy najpierw po rosyjsku, ale on przeszedł na polski. Nie mówił zbyt płynnie. Ja po litewsku też nie. Od czasów, kiedy w Wilnie za „pierwszych Litwinów” (w październiku 1939 r. Stalin oddał na osiem miesięcy Litwie Wilno i Wileńszczyznę) chodziłem przymusowo do litewskiej szkoły, upłynęło wiele lat. Powiedział, że w dzieciństwie przeczytał po polsku trylogię Sienkiewicza i bardzo przeżył śmierć swego rodaka, Longinusa Podbipięty” (Swym działaniem Algirdas Brazauskas wpisał się w nurt niepodległościowy „Tygodnik Przegląd” 21.2.2010). Ale nie tylko politycy litewscy uczyli się języka polskiego w czasach Sowieckiej Litwy. Także bardzo wielu Litwinów spośród inteligencji znało lub zna język polski. To, że ci sprzed I wojny światowej znali język polski – to zrozumiałe. Jednak wielu z nich poznało język polski w okresie międzywojennym (1918-40) i komunistycznym (1944-91). Starczy zapoznać się z biogramami litewskich tłumaczy literatury polskiej w książce Mieczysława Jackiewicza Literatura polska na Litwie XVI-XX wieku (1993), aby się zorientować jak na przykład wielu powojennych i współczesnych pisarzy litewskich zna język polski i nim nie pogardza, tak jak to czyni bardzo wielu ich rodaków. Odnosi się wrażenie, że wielu inteligentów litewskich w okresie sowieckim nie mogło się obejść bez znajomości języka polskiego. Uczyli się więc sami i w dostępny dla nich sposób. W paryskiej „Kulturze” (Nr 5 1972) w Kronice litewskiej czytamy: Najbardziej rozchwytywanym czasopismem w dzisiejszym Wilnie jest „Życie Warszawy”, „bo tam piszą o wszystkim, prawie jak na Zachodzie”. Natomiast w numerze 7-8 (1979) jeden Litwin pisze: „Obecnie w kioskach znajdujemy dużo pism zagranicznych, ale najwięcej polskich. Podobnie jest w bibliotekach. Powinniśmy obecnie przyjaźnić się z Polakami…”, a innym razem czytamy: „Powtarzają się wiadomości, że rodowici Litwini uczą się polskiego, aby móc korzystać z bardziej nieskrępowanych polskich audycji radiowych, mających szerszy zasięg niż telewizja” (Nr 7/8 1981, str. 145). Oto jeden z konkretnych przykładów na to. Tomasz Andrzej Krajewski pisze: „(W Kownie) Stałem patrząc na falujące jezioro, gdy podszedł do mnie mężczyzna i nawiązał po polsku rozmowę. Miał na imię Roman, po litewsku - Romualdas. Kapitan słodkich wód, wożący chętnych, ostatnio często nowożeńców, łodzią po jeziorze. Dwadzieścia lat temu był nawet w Polsce, u krewnych w Bydgoszczy… Kapitonas Romualdas języka polskiego nauczył się dzięki polskiej telewizji, która była odbierana na Litwie i w stosunku do przepełnionych indoktrynacją radzieckich mediów była oknem na świat. Wszyscy ją oglądali, poczynając od "Bolka i Lolka" przez "Czterech pancernych i psa" po czarno-białe filmy amerykańskie…” („Niemen - Rzeka Obojga Narodów” Internet: Włocławski Klub Wodniaków 2006). Nikt tych ludzi nie zmuszał do nauki języka polskiego. Żyjąc w Związku Sowieckim po prostu uznali, że ten język będzie im przydatny, będzie ich oknem na świat. Dlaczego więc potępiają Litwinów, którzy w dawnych wiekach także uznali, że polski język będzie im bardziej przydatny, szczególnie na obszarze całej Rzeczypospolitej aniżeli wiejski język litewski czy archaiczny ruski, używane wyłącznie na terenie Litwy (litewski) i ruski na terenie całego Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale nie w przewodniej w unii Polsce, gdzie była stolica Rzeczypospolitej i siedziba jej króla, czyli centrum polityczne i kulturalne kraju?
Pisarz polski i przyjaciel Litwy i Litwinów Tadeusz Konwicki pisząc o współczesnych obawach Litwinów przed polonizacją napisał: „To prawo historii – zawsze cywilizacja, kultura szły z Zachodu. Myśmy też podlegali jakimś odkształceniom. Był czas, kiedy miasta polskie były w jakiejś części niemieckie. Na to nie ma rady. Chcę zwrócić tylko uwagę, że polonizacja (narodu litewskiego) nie była brutalna. Język litewski nie był zagrożony, ponieważ jak wiemy, bodaj do XVII w. językiem państwowym Wielkiego Księstwa Litewskiego był starobiałoruski, później łacina. Ale zawsze Litwini mogli się obawiać spontanicznej polonizacji, która była wyposażona w tradycję własną i europejską, nosiła w sobie wiele wartości uniwersalnych, którym kultura litewska nie mogła się przeciwstawić. W tej chwili obserwujemy wspaniały rozkwit kultury i sztuki litewskiej…” (Fenomen Wilna „Życie Warszawy” 18-19 5.1991). I dzisiaj świadomość narodowa Litwinów jest już bardzo dobrze ugruntowana. Stąd dzisiaj narodowi litewskiemu nie grozi żadna polonizacja, rusyfikacja czy germanizacja. Dlatego dzisiaj o groźbie polonizacji Litwinów (poza wyjątkami) mogą mówić tylko skrajni nacjonaliści – wrogowie Polski, Polaków i wszystkiego co polskie.
Tymczasem właśnie ci nacjonaliści litewscy – wrogowie języka polskiego ani myślą ustępować w walce z wszelkimi objawami języka polskiego na Litwie. W „Kronice Sejmowej” Nr 67 z 15.9.2017 czytamy: „W litewskim Sejmie jest silna grupa posłów będących zażartymi przeciwnikami oryginalnej (polskiej) pisowni nazwisk, na czele z przewodniczącym sejmowego Komitetu Oświaty i Nauki Eugenijusem Joviską…”. I nie chodzi tylko o pisanie w oryginalnej pisowni polskich nazwisk. Walka z językiem polskim i historią polską oraz pamiątkami polskimi na dzisiejszej Litwie jest totalna. W „Tygodniku Wileńszczyzny” z 7-13 czerwca 2012 (nr 612) czytamy: „Redakcja „Tygodnika Wileńszczyzny” została poinformowana o bulwersującym fakcie, dokonanym podczas odnowy zabytkowego budynku przy ulicy Goštauto 1 – dawnej siedziby Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Wilnie. W trakcie prac remontowych, realizowanych w ramach projektu unijnego, spod warstwy tynku i farby wydobyty historyczny polski napis na głównej fasadzie budynku –TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ NAUK – został potajemnie zniszczony. Z przykrością przyjmujemy do wiadomości doniesienia o sporadycznych wybrykach wandali, wywracających pomniki na cmentarzach pod osłoną nocy. A tymczasem decydenci, którzy dali rozkaz „z mięsem” wyżłobić litery umieszczone na elewacji budynku, wybudowanego na początku XX stulecia ze składek polskiej społeczności, działali w biały dzień… W samym sercu niedawnej europejskiej stolicy kultury... Fundowanie i wznoszenie budynków, takich jak siedziba Towarzystwa Przyjaciół Nauk, ze składek społecznych, a nie jak podaje prasa litewska „darowanych przez cara” był wielkim zrywem, który miał służyć dobru ogółu, rozwojowi nauki i kultury. Zacieranie śladów polskich – wystarczy wspomnieć choćby Uniwersytet Wileński – odbywa się nie tylko w Wilnie, ale w całym kraju. Trwające od zarania Litwy…, szczególny rozmach przybrało w ostatnich dziesięcioleciach, kiedy walka ze wszystkim, co tchnie polskością została podniesiona do największej cnoty i stała się ważnym elementem polityki państwa. Konkretny fakt zamazania autentycznego napisu, wbrew obowiązującym zasadom, zasygnalizowany powyżej, nie pozostawia nawet cienia wątpliwości co do intencji osób zamieszanych w tym „europejskim” projekcie. Jeśli traktować kulturę jako odwieczny palimpsest, to właśnie teraz możemy zaobserwować zacieranie starej warstwy, której nawet poprzednia epoka nie zdołała do końca zniszczyć. Tym razem pierwotna warstwa nie została przykryta, tylko wydłubana i zamazana – bez możliwości rekonstrukcji. Nowa warstwa służy nowemu celowi w młodym państwie, które nie potrafi docenić wspólnej wielonarodowej tradycji, optując za racją jednego narodu. I to już nie jest palimpsest, tylko zwykłe wymazanie z pamięci”. - Jakie to chore! To pokazuje dobitnie, że Litwa nie jest jeszcze w pełni cywilizowanym – demokratycznym i tolerancyjnym krajem, a Litwini narodem. Że wciąż króluje w niej barbarzyński XIX-wieczny nacjonalizm, który zrodził Hitlera i jemu podobnych dyktatorów.
Wraz z językiem polskim przyszła na Litwę kultura polska, która również polonizowała Litwinów i Żmudzinów, podobnie jak i małżeństwa mieszane polsko-litewsko-żmudzkie. Bowiem na Litwie od 1385 r. nie brakowało etnicznych Polaków (urzędnicy, kupcy, rzemieślnicy, żołnierze, duchowieństwo), a unia lubelska (1569) ustanowiła prawo osiedlania się Litwinów w Polsce i Polaków na Litwie, co spowodowało jeszcze większy napływ Polaków na Litwę. Nawet wśród magnaterii litewskiej byli teraz rodowici Polacy: np. Kossakowscy przyszli na Litwę z Mazowsza, Bystramowie i Bażeńscy z polskich Prus Królewskich, a Tyszkiewiczowie wywodzili się z Wołynia-Kijowszczyzny (to tylko cztery przykłady z bardzo, bardzo wielu innych; cała masa szlachty „litewskiej” pochodziła z ziem białoruskich). Wszystkie te fakty historyczne zaprzeczają twierdzeniom nacjonalistów litewskich, że wszyscy Polacy na Litwie to spolonizowani Litwini. Tak, na późniejszej Litwie Kowieńskiej doszło do pełnej polonizacji szlachty i mieszczan oraz duchownych tak protestanckich jak i katolickich litewskiego pochodzenia. W ten sposób życie na całej Litwie i Żmudzi aż do końca XIX w. było przeniknięte polską kulturą, polską mową, wszędzie panowała polska książka i polskie zwyczaje. A chłopi litewsko-żmudzcy aż do tego czasu nie stanowili odrębnego od Polaków narodu i uznawali nadrzędność językową i kulturalną polską. Chociaż uważali się wówczas zazwyczaj za „tutejszych” byli lojalnymi obywatelami historycznej Polski i to jeszcze ponad sto lat po jej rozbiorach. Pochodzący z rodu żmudzkiego miłośnik Litwy, języka i kultury żmudzkiej Dionizy Paszkiewicz/Dionizas Poška (1764-1830) w swoim poemacie w języku litewskim Chłop żmudzki i litewski pisze: „…Nie patrząc, czy to odwilż, a choćby ulewa,/Wieź z lasu wyrąbane tam przez ciebie drzewa,/Albo wędruj daleko, czuwaj niewyspany,/Do Wilna lub Warszawy przez zaspy, kurhany…”. I nieprzypadkowo wymienił Warszawę, która autorowi równie była bliska jak Wilno. W 1861 r. miała miejsce w Kownie (stolicy nacjonalistycznej Litwy w latach 1918-45!) symboliczna Manifestacja Jedności Rzeczypospolitej Obojga Narodów, w której wzięło udział aż 15-20 tysięcy osób – Polaków i Litwinów (ich było więcej!), zorganizowana dla uczczenia rocznicy Unii Lubelskiej. Jej celem było wykazanie wobec władz carskich jedności ziem przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, podzielonych przez władze rosyjskie granicą polityczną wzdłuż Niemna i Bugu – na zachód Królestwo Polskie, na wschód ziemie wcielone bezpośrednio do Rosji (Kresy). Właśnie Kowno do 1918 r. było miastem granicznym - jego lewobrzeżna część leżała w Królestwie Polskim, a prawobrzeżna (główna część Kowna) w Rosji. Nad Niemnem, dzielącym „urzędowo” Polskę (Królestwo Polskie) od Litwy zeszły się 12 sierpnia dwie wielkie procesje: jedna litewska – druga polska, które ze śpiewem „Boże coś Polskę” wkroczyły na most graniczny. „Litwa zarzuca bukietami i wieńcami Polskę, Polska nawzajem Litwę, a Niemen wieńce i bukiety unosi i miesza je ze sobą i łączy tak, jak serca Polski i Litwy, połączone z dawna biją w tej chwili do siebie” – zapisuje naoczny świadek tego zdarzenia (H. Mościcki Wspomnienia i dokumenty). A kiedy dwa lata później wybuchło Powstanie Styczniowe 1863 r. poszczególne regiony Polski wystąpiły z deklaracjami poparcia dla powstańczego centralnego rządu narodowego w Warszawie. Deklarację województwa kowieńskiego (tj. guberni kowieńskiej, która obejmowała 70% ziem etnicznie litewskich), czyli obszaru obejmującego Litwę etniczną, wysłaną 18 września 1863 r. podpisało aż 96 432 osoby. W adresie tym czytamy m.in.: „...w unii dobrowolnej wszystkich ziem naszych z Polską, tworzymy całość odwieczną i niepodzielne ciało polityczne; podobnie chcemy pozostawać w tej jedności nierozerwalnej z naszym własnym Rządem Narodowym polskim. ...jesteśmy pewni, że rządy i ludy Europy opierać się będą w sądach o nas... na naszych ofiarach, na czynach bohaterskich naszych bojowników, którzy wciąż walczą za Polską i znaczą nasze granice swoją krwią...”. Podczas Powstania Styczniowego na terenie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego stoczonych zostało ogółem aż 237 bitew i potyczek oddziałów powstańczych z wojskami rosyjskimi, głównie na terenach litewskich i polsko-litewskich. Były to walki bohaterskie – pełne poświęcenia. I nawet na terenie Królestwa Polskiego, a więc etnicznej Polski, nie brało w walkach udziału tylu chłopów co właśnie na Żmudzi. Legendą powstania na Żmudzi stał się chłop litewski – patriota polski Adam Bitis (1834-1884). Szli do boju pod hasłem: „Będziemy wolnymi Polakami” często wypowiadanym po litewsku: „Busime lenkais valnais” (L. Kondratas). Wcześniej rodowici Litwini wzięli duży udział także w polskich powstaniach narodowych: kościuszkowskim w 1794 r. i w Powstaniu Listopadowym 1830-31.
Z kolei na litewsko-białoruskiej Wileńszczyźnie spolonizowała się także większa część ludności chłopskiej i kraj ten do dziś dnia ma etniczny charakter polski, pomimo dokonywanych od 1939 r. wywózek na Sybir, wypędzeni Polaków do komunistycznej Polski w latach 1945-46 i 1957-58 oraz brutalnie prowadzonej sowietyzacji i lituanizacji. W Wilnie z braku osób tym zainteresowanych msze po litewsku w ostatnim kościele – św. Jana przestano odprawiać w 1737 r. „Czym bliżej końca XVII w. tym bardziej szlachta litewska przesiąkała polską kulturą i polską świadomością narodową” – pisze prof. Jerzy Ochmański w swej „Historii Litwy” (Wrocław 1982). A w XIX w. język i kulturę polską przyjmowało masowo nawet chłopstwo na Wileńszczyźnie i w okolicy Kowna (Lauda). Według rosyjskiego spisu ludności z 1897 r. oraz danych kościelnych na terenach położonych na Litwie Kowieńskiej były parafie katolickie mające dużą przewagę ludności polskiej, jak np.: Kowno 75%, Bobty 80%, Bukańce 60%, Datnów 80%, Janów 85%, Jaswojnie 60%, Jewie 80%, Jeziorosy 90%, Kiejdany miasto 90%, Kiejdany wieś 65%, Kormiałów 80%, Kozakiszki 95%, Łabunów 80%, Łopie 90%, Pacunele 90%, Piwoszuny 60%, Skorule 95%, Sumiliszki/Siemieliszki 60%, Szaty 60%, Wędziagoła 95%, Wodokty 95%, Wysoki Dwór 85%, Żejmy 75%.
Historyk litewski z Ameryki Romualdas Misiunas na Konferencji Studiów Bałtyckich, odbywającej się na uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku zauważył, że dzieje stosunków polsko-litewskich w znacznym stopniu przypominają historię angielsko-szkocką. W obydwóch wypadkach naród bardziej prymitywny, znajdujący się na samym pograniczu cywilizacji europejskiej, ale w pobliżu wysoko rozwiniętego narodu, dał dynastię cywilizowanemu państwu europejskiemu i połączył się unią ze społecznością wyższą kulturalnie. Rezultatem tego połączenia było to, że wyższe warstwy narodu mniej rozwiniętego zatraciły swój język ojczysty i poddały się wyższej kulturze sąsiadów (Wiesław A. Lasocki Polsko-litewskie sentymenty „Wiadomości Polskie” 20.11.1977, Sydney za „Tygodniem Polskim” Londyn). Z kolei Paweł Jasienica w swoim dziele Rzeczpospolita Obojga Narodów (t. 1-3, Warszawa 1967-72) wykazał, że elita litewska ulegała stopniowej polonizacji. W pierwszym stadium, które trwało kilka wieków, elita ta włączyła się w kulturę polską zachowując jednak pewną litewską odrębność. Drugie stadium rozpoczęło się po upadku Polski/Rzeczpospolitej Obojga Narodów i zostało poważnie przyspieszone przez klęskę Powstania Styczniowego 1863-64. Polegało ono na tym, iż ta spolszczona elita zaczęła się włączać całkowicie i bez zastrzeżeń do narodu polskiego. Już wtedy trzeba było mieć jakąś skrystalizowaną narodowość, szczególnie kiedy od 1883 r. nacjonaliści litewscy zaczęli zalewać Litwę brutalną antypolską propagandą. Bliższa była jej narodowość polska. Ich wybór mógł się nie podobać nacjonalistom litewskim, jednak był całkowicie zrozumiały. Bowiem żaden bardzo dobry piłkarz nie chce grać w piątej lidze, szczególnie jeśli jest związany z bardzo dobrym klubem. Toteż kiedy w 1902 r. czołowy publicysta i ideolog litewskiego obozu narodowo-klerykalnego i polakożerca związany z „Auszrą” ks. Aleksandras Dambrauskas (pod pseudonimem Jakstas) wydał po polsku broszurę pt. Głos Litwinów do młodej generacji magnatów, obywateli i szlachty nas Litwie, w której nawoływał „aby do narodu litewskiego wrócili spolszczeni Litwini”, polski ziemianin z Pojościa koło Poniewieża Szymon Meysztowicz dał odpowiedź o znamiennym tytule Przenigdy! (1903) (J. Ochmański). Wybór był już dokonany, a polakożerstwo nacjonalistów litewskich nie mogło nikogo z elity przyciągnąć do litewskości, które ostatecznie opluwało dzieje jej przodków ściśle związane z Polską i Polakami. Dotyczy to także wielu tysięcy włościan litewskich mieszkających w promieniu Wilna, na których oddziaływało to polskie miasto, a jednocześnie często zbliżonych do polskiego dworu czy księdza oraz sprawy polskiej. Również przez rozwój antypolskiego nacjonalizmu litewskiego od końca XIX w., który nie chcieli czy nie mogli z przekonania zaakceptować, wybierali narodowość polską (Z. Brzozowski). To właśnie m.in. mieszkańcy powyżej wspomnianych niektórych miejscowości z przewagą ludności polskiej. Podobnie było w zamieszkałym głównie przez Niemców i ewangelików (tamtejsi Litwini byli ewangelikami, podczas gdy na Litwie Kowieńskiej katolikami) Kraju Kłajpedzkim, który Litwa Kowieńska zajęła zbrojnie w 1923 r. Spis ludności z 1925 r. wykazał, że Litwini czy raczej ludzie mówiący po litewsku (a to duża różnica!) stanowili tam połowę ludności. Litwini również chcieli ich nachalnie zlituanizować i przechrzcić na katolicyzm, co doprowadziło do tego, że zaczęli się oni szybko germanizować. Rzucało się w to oczy przy wyborach do sejmiku kłajpedzkiego, gdy na listę litewską padało nie więcej jak 18 – 5% głosów! (J. Ochmański, Z. Brzozowski). Przez to Litwa utraciła Kraj Kłajpedzki w marcu 1939 r. na rzecz Niemiec i tylko przez Stalina odzyskała w 1945 r., z tym, że wszyscy tamtejsi Litwini wyjechali do Niemiec (podobnie stało się z polskim Wilnem, gdzie ubyło 90% ludności, co umożliwiło po 1945 r. jego powolną lituanizację, nie dokończoną po dziś dzień z powodu małej liczebności Litwinów). Litwinom kłajpedzkim odechciało się być Litwinami. Oto do czego doprowadził litewski agresywny nacjonalizm – próba brutalnej asymilacji.
Historia stosunków polsko-litewskich zna także pojęcie „krajowcy”, o czym już wspomniałem. Była to stosunkowo nieliczna grupa inteligencji polskojęzycznej bądź polskiej na Litwie na początku XX wieku. Grupa ta wysuwała program kompromisu pomiędzy tradycyjnym a nowoczesnym znaczeniem pojęcia „Litwin” oraz pragnęła połączyć świadomość narodową polską i używanie języka polskiego ze świadomością państwową litewską, a niektórzy z programem lojalności wobec państwa nowo litewskiego, tzn. Republiki Litewskiej – Litwy Kowieńskiej (Wikipedia). Grupa ta widząc później jak nacjonaliści litewscy prześladowali Polaków na Litwie Kowieńskiej, a w latach 1939-45 w Wilnie i na Wileńszczyźnie, w latach wojny przestała istnieć. Ludzie ci uznali się za Polaków i patriotów wyłącznie polskich.
Czy to także wina Polaków, których za to należy nienawidzić?! Czy raczej nacjonalistów litewskich, którzy tych ludzi zniechęcili do siebie i Litwy?
Współcześni Litwini mają straszne pretensje do Polski i Polaków za rzekome polonizowanie Litwinów. Litwin dr Juozas Girnius na łamach paryskiej „Kultury” (Nr 10 1955) napisał: „Kultura polska, zamiast pobudzić rozwój kultury litewskiej, kulturę tę podbiła i ujarzmiła”. Zenon Krajewski („Rota” 2/3 1993) zauważa: „Litwini w polski krąg kulturalny weszli świadomie i dobrowolnie, dlatego też ich integracja kulturowa społecznie poszła bardzo głęboko. Poza jej zasięgiem pozostała jedynie warstwa chłopska – i to nie na całym etnicznym obszarze Litwy”. To, że Litwini świadomie i dobrowolnie polonizowali się potwierdza m.in. historyk litewski Zenonas Ivinskis, który stwierdził, że chociaż w 1447 r. Kazimierz Jagiellończyk przymuszony przez Litwinów wydał przywilej gwarantujący wyłącznie mieszkańcom Wielkiego Księstwa Litewskiego do obsadzania diecezji katolickich w Księstwie, biskupi wileńscy, będący centralną postacią w życiu kościelnym ziem wielkolitewskich „przez dalsze stulecia odgrywali swoistą rolę polonizacyjną w środowisku pomieszanym językowo… (i) aż do roku 1918… nie troszczyli o prawa języka litewskiego…” (Marceli Antoniewicz Pochodzenie episkopatu litewskiego XV-XVI wieku w świetle katalogów biskupów wileńskich Studia Źródłoznawcze. Commentationes, Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk, 2001, Tom 39). Poza tym w jakim kraju na świecie przed 2. połową XX w. ludzie jednej narodowości i kultury pobudzali rozwój drugiej narodowości i jej kultury! To wyjątkowo dziwne i niepoważne pretensje. Szczególnie dlatego – i podkreślmy to mocno raz jeszcze, że Polacy nie narzucali swojej kultury i polskiego języka Litwinom i innym narodowościom zamieszkującym Polskę/Rzeczpospolitę Obojga Narodów. Litwini nie do Polaków, ale do samych siebie - do swoich przodków powinni mieć pretensje o to, że nie dbali o zachowanie i rozwój języka litewskiego.

©Marian Kałuski

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

29 Marca 1983 roku
Uruchomiono pierwszy komputer typu laptop


29 Marca 1848 roku
We Włoszech z inicjatywy Adama Mickiewicza został podpisany akt zawiązania legionu polskiego.


Zobacz więcej