Czwartek 18 Kwietnia 2024r. - 109 dz. roku,  Imieniny: Apoloniusza, Bogusławy

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 04.07.16 - 16:56     Czytano: [1901]

Dział: Opowiadania

Wyczekując dnia


Wielu z tamtych ludzi powiązanych siecią zależności
pomiędzy tymi, którzy byli, a tymi, którzy mają nadejść,
wyciągało do mnie ręce, prosząc:
– Bądź dla mnie, udzielaj się, obumieraj dla mnie.
Większości z nich nawet nie zauważyłem,
próbując nadążyć za przelatującym mi przed oczami
pociągiem z wagonami wypełnionymi czasem mojego życia.
Wielu skrzywdziłem.
Nielicznym pomogłem.
Teraz mi wstyd.


Rzeczywistość oddziału onkologii stołecznego szpitala to rzeczywistość przedcmentarna. Prawie każdy z leżących tu chorych ma z grubsza określony czas przeżycia. Większość aktualnie umiera.
Koledzy mówili mi „powiedz mu wcześniej, bo po operacji może się nie obudzić”. Nie mogłem. Pewnie to źle, bo wprawdzie po wybudzeniu złapał z nami kontakt wzrokowy, ale nie wypowiedział już ani jednego słowa. Wątpię, czy rozumiał, co do niego mówię.
– Czy pana coś boli?
Kręci głową, że nie. Mętne pocieszenie musi mnie zadowolić, nie mam nic więcej w tej chwili. Patrzę na zlecenia, idę dalej.
Leżący obok mężczyzna jest po przeszczepie szpiku. Niestety, nawrót białaczki skreślił go z jakiegokolwiek przyczynowego leczenia. Od trzech dni tylko patrzy w sufit, nie podnosi się nawet do jedzenia.
No i pan Roman. Tu jakoś trudno bez emocji. Gdy wchodziłem do sali, dwójka jego dzieci siedziała na łóżku. Jasnowłosy chłopiec mógł mieć najwyżej piętnaście lat, złotowłosa dziewczynka może dwanaście. Wycofują się taktownie. Żona pana Romana umarła u nas na raka dwa lata wcześniej. Teraz umierał on, a te dzieci były takie małe jeszcze. Po obchodzie wychodzę, zatrzymuje mnie scena, której wolałbym nie oglądać. Dziewczynka płacze, jej starszy brat przytula ją, choć jemu samemu niewiele brakuje. Patrzy na mnie, jakby chciał powiedzieć „Proszę jej nie mówić”.
On chce wziąć na siebie ten ciężar, pod którym wkrótce upadnie z całą pewnością.
Nie mam sił. Tu śmierci jest więcej niż powietrza do oddychania. Po wczorajszym dyżurze „zwolniły się” trzy miejsca. Ci, którzy położą się dziś na tych pustych łóżkach, mają już wypisany wyrok, opieczętowany w ich dokumentach, zapisany w komputerowych archiwach.
– Zróbmy przerwę – mówię do pielęgniarki, ale nie idę pocieszać dzieci, tylko na półpiętro, na świeże powietrze. Gdy schodzę po schodach, położna przechodzi obok z noworodkiem na rękach. Maluszek kwili, uśmiecham się na to.
Otwieram drzwi na taras i zastaję tam pana Janka z piątki. Pali, wciągając dym papierosa przez rurkę tracheotomijną(1) . No to nie pooddycham. Spogląda beznamiętnie, nawet mu nie jest wstyd. Może to ostatni papieros? Widziałem jego wyniki. Liczne przerzuty do wątroby i kości. Nic nie mówię. Jakie to miałoby znaczenie? On wie, może nawet jest wdzięczny? Na oddziale nie pozwalają. Grożą dyscyplinarnym wypisem. A on w nocy się dusi. Nie stać go na domowe leczenie tlenem. Na papierosy też go nie stać, ale na to być musi. Ostatecznie zostają „cudzesy”. Ile jeszcze wypali? Pewnie niewiele.
Wracając, rozmyślam nad tym, co powiedział mi rano kolega po zdaniu dyżuru. Koralski, ten z szóstki, kilka dni wcześniej miewał już bezdechy i można powiedzieć, był w agonii. Wczoraj wołają dyżurnego, że właśnie umarł. Koledzy Koralskiego z sali, a było tam kilku w dobrym stanie umysłu, relacjonują, że Koralski ni stąd ni zowąd zerwał się z łóżka, uklęknął na podłodze, zaczął bezgłośnie poruszać ustami i tak, z różańcem w dłoni zastygł.
Gdy lekarz dyżurny wszedł na salę, tamten był już martwy. Skąd wiedział? Jak po tylu dniach, gdy leżał jak kłoda, mógł jeszcze zejść samodzielnie z łóżka? Religijność na tej sali podniosła się automatycznie. Kapelan długo rozmawiał z jej mieszkańcami, zanim przechodził dalej.
Dziwne to wszystko. Sprawy wydają się inne, gdy stają się ostateczne. Człowiek, gdy słyszy głos Boga, będąc zdrowym, to zastanawia się, czy nie wybrać się do psychiatry. A gdy usłyszy ten sam głos, cierpiąc w śmiertelnej chorobie? Potrafi przyjąć fakt, że oto Stwórca przemawia do niego. A może to właśnie śmiertelna choroba przybliża niektórych do Boga?
Korytarz oddziału. Dzieci poszły do domu. To dobrze. Jutro z nimi porozmawiam. Dziś muszę odpocząć. Może wieczorem pójdę do kościoła? Skąd wziąć siłę na te rozmowy? Na oddychanie śmiercią, która unosi się wokół jak dusząca mgła?
Czas mojego życia przecieka mi przez palce, a przecież muszę już teraz założyć, że z wszystkich moich dociekań, wywodów i prób udowadniania, na sekundę przed śmiercią nie pozostanie nic. Tylko nadzieja, że Bóg dotrzyma słowa. Że mimo mojej nieprzydatności, arogancji i codziennego zaprzedawania się za „srebrniki”, On sam naprawi defekt człowieczeństwa.
Nic lepszego nie przychodzi mi do głowy, jak już dziś zacząć wyczekiwać tego dnia. Wypatrywać go w szarości świtu, po którym wciąż nie może nastąpić jasność, bo bój ciemności i światła trwać musi nieprzerwanie do końca świata.
Będę więc wyczekiwał tego dnia. A gdy przyjdzie, na pewno nie będę gotowy.


1.- Tracheotomia – otwór z przodu szyi po operacji usunięcia krtani z powodu raka


Andrzej Chodacki
Strona autorska


Autor opowiadania: Andrzej Chodacki
Urodzony w 31.05.1970 roku. Z powołania mąż i ojciec, z zawodu lekarz. Pisze prozę i poezję, a także fotografuje. Laureat kilkudziesięciu konkursów literackich. Jego opowiadania były drukowane między innymi w Wydawnictwie My Book w Szczecinie, Miesięczniku Literackim Akant w Bydgoszczy, Kwartalniku Literackim Horyzonty, w Półroczniku literackim „Inter-. Literatura–Krytyka–Kultura”, oraz w wielu czasopismach polonijnych na całym świecie. W 2012 roku wydał debiutancką książkę z poezją i fotografią pt.„ Pejzaże tęsknoty”. W 2013 roku wydał cykl opowiadań pt. „ Opowieści ze świata”. W 2014 roku wydał kolejny cykl opowiadań pt „ Wyczekując dnia”.
W 2015 roku jego najnowsza powieść pt „ Doktor Seliański” została przetłumaczona na język ukraiński. Od 2015 roku członek Unii Polskich Pisarzy Lekarzy


Od Redakcji: Opowiadania Andrzeja Chodackiego można również znaleźć w dziale:Na każdy temat.

Wersja do druku

Andrzej Chodacki - 17.07.16 14:20
Ja bardzo lubię kurkumę. A rak jest chorobą wynikającą z tego, że ludzie, zamiast jedzenia jedzą "paszę" z supermarketów. Ta pasza gnije nawet w lodówce po trzech dniach przechowywania. Dlatego powstaje rak, bo człowiek jest ustawicznie i regularnie niszczony przez chemię. Pozdrowienia.

MariaN - 17.07.16 13:13
Wystarczy gdy ktoś wypowie słowo "nowotwór" już wokół groza i strach, Dlaczego choroba nowotworowa takie zbiera żniwo? Czy można temu jakoś zaradzić, a może należy się zbuntować przeciwko trucicielom, którzy wszystko na to wskazuje specjalnie wytwarzają skażoną żywność, żeby później zarabiać na chemioterapii innych medykamentach. Profilaktyka - to słowo KLUCZ i na tym powinni sie skupić prawdziwi lekarze. Jest wiele ziół i przypraw, które nie dopuszczają do rozwoju choroby. Niedawno pytałem lekarza przy okazji wizyty czy kurkuma zabija w organizmie komórki rakowe, lekarz odpowiedział mi tak, że nie może mi na to pytanie odpowiedzieć, ale żebym ją używał codziennie. Zrozumiałem natychmiast o co chodzi...

Andrzej Chodacki - 05.07.16 18:46
Dziękuję za komentarz, jak zwykle trafny. Pozdrawiam serdecznie.

Lubomir - 05.07.16 9:04
Myślę, że Polsce i Europie brakuje klimatu Horacego, klimatu 'Carpe Diem'. My uznający sami siebie za zdrowych, powinniśmy tworzyć radosny klimat. Powinniśmy łapać każdy dzień, dany nam do dyspozycji przez Stwórcę wszech rzeczy. Oczywiście nie mam na myśli ludzi śmiertelnie chorych, ale tych obsesyjnie szukających u siebie chorób. Tych histerycznie realizujących telewizyjne reklamy przemysłu farmakologicznego. Tych marzących o wiecznej urodzie i młodości.

Wszystkich komentarzy: (4)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

18 Kwietnia 1946 roku
W Genewie podczas posiedzenia Ligi Narodów dokonano samorozwiązania i przekazano spuściznę ONZ.


18 Kwietnia 1926 roku
W Warszawie uruchomiono pierwszą stację radiową w Polsce.


Zobacz więcej