Czwartek 25 Kwietnia 2024r. - 116 dz. roku,  Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 24.10.15 - 21:27     Czytano: [2754]

Depolonizacja Polaków na Kresach


Jest faktem bezsprzecznym, że polskość wśród emigrantów polskich podtrzymywała i ciągle podtrzymuje wiara katolicka, a konkretnie polskie kościoły czy polskie msze.

Joanna Bilska w artykule „Dzieje Polaków w Estonii” (Wspólnota Polska - Świat Polonii) pisze, że w Estonii „katolik znaczy Polak”, gdyż „tym co łączyło (i łączy jak wynika z moich obserwacji) Polaków była religia, pełniąca bardzo ważną rolę identyfikacyjną... Wśród Polaków w Estonii częstą przyczyną uczęszczania do polskiego kościoła był właśnie używany w nim język polski, możliwość śpiewania polskich pieśni religijnych, modlenia się w ojczystym języku”.

Tak było zawsze w zaborze rosyjskim i w głębi Rosji od XIX wieku do 1991 roku. Prawie zawsze każdy tam katolik był postrzegany jako Polak, co zazwyczaj odpowiadało prawdzie. Potwierdzały to rosyjskie spisy ludności. I tak, dla przykładu, w guberni wołyńskiej w 1897 roku było 298 000 katolików, z których 291 000 podało narodowość polską, a w guberni podolskiej 262 700 katolików w tym 261 000 Polaków.

Na ziemiach białoruskich i ukrainnych w latach 1865-1905 nie tylko że nie było żadnych polskich organizacji, szkół czy prasy polskiej, ale nawet po polsku nie wolno było mówić w miejscach publicznych. Wyjątkiem były kościoły katolickie na tym obszarze. Polacy, szczególnie po wsiach, w których stanowili mniejszość, na co dzień przechodzili na język ukraiński czy białoruski. Jechali jednak do często odległego kościoła i tam używali języka polskiego, a przede wszystkim śpiewali polskie pieśni i modlili się po polsku. I właśnie ta ich wiara katolicka robiła z nich Polaków – identyfikowali się ci ludzie z narodem polskim.

Tak było także za Sowietów.

W 1991 roku upadł Związek Sowiecki. Na Białorusi i Ukrainie nastąpiło widzialne gołym okiem odrodzenie polskości. Odzyskano kilkaset kościołów, powstały bardzo liczne polskie organizacje, punkty nauczania języka polskiego, odrodziła się prasa polska. Wszystko to wskazywało na to, że nastąpi również i statystyczne zwiększenie liczebności ludności polskiej. Mówiło się – w tym media o 800 tysiącach czy nawet o milionie Polaków na Ukrainie.

Tymczasem w okresie od 1989 do 2001 roku liczba Polaków na Ukrainie nie tylko nie wzrosła, ale zmniejszyła się z 219 200 do 144 100.

Czy to możliwe? Jaka jest tego przyczyna? A może ukraiński spis ludności z 2001 roku jest niewiarygodny?

Jeśli naprawdę nastąpiło zmniejszenie liczby Polaków na Ukrainie, a wszystko wskazuje na to, że tak jest rzeczywiście, to przyczyn tego było kilka, jak chociażby mieszane małżeństwa, asymilacja mniej lub bardziej przymuszona, trudności gospodarcze Ukrainy itd. Jednak najwięcej do depolonizacji Polaków na Ukrainie przyczynił się i ciągle przyczynia depolonizowanie Kościoła katolickiego na Ukrainie (podobnie ma się rzecz na Białorusi).

Prof. Piotr Eberhardt stwierdza to samo, co powyżej stwierdziła Joanna Bilska: „Ostoją polskości na ziemi ukraińskiej był zawsze Kościół rzymskokatolicki. Wyznanie rzymskokatolickie było identyfikowane z polskością. Tradycyjnie językiem sakralnym Kościoła rzymskokatolickiego był język polski. Wciągu ostatnich kilkunastu lat rozpoczęły się intensywne procesy ukrainizacji Kościoła rzymskokatolickiego. Musiało to również odgrywać niebagatelną rolę w życiu wiernych” (Świat Polonii).

Co jest oburzające to to, że Polaków-katolików na Ukrainie depolonizują dzisiaj bardzo często księża przybyli z Polski do pracy duszpasterskiej na Ukrainie! A więc Polak z Polski świadomie depolonizuje Polaków-katolików na Ukrainie! Zamienia ich albo w Ukraińców, albo w Rosjan. Ostatnio wprowadzono język ukraiński do nabożeństw w katedrze lwowskiej – przez setki lat wielkiego bastionu polskiego katolicyzmu o znaczeniu ogólnopolskim, w którym m.in. w 1656 roku król Jan Kazimierz ogłosił Matkę Bożą Królową Polski i który jest wielką skarbnicą cennych pamiątek polskich. Nie jest to jednak tragedią. Tragedią będzie jak bazylika ta niebawem stanie się w pełni świątynią ukraińską, jak Ukraińcy zniszczą w niej pamiątki polskie i zaczną fałszować jej historię. Uważałem i nadal uważam, że świątynia ta powinna mieć statut kościoła polskiego, taki jaki ma polski kościół św. Stanisława Bpa w Rzymie. Jednak Kościół polski, a przez to i rządy polskie nie są tym zainteresowane. Wszyscy olewają historię Polski i pamiątki polskie na Kresach!

Dlaczego tak się dzieje? Otóż Watykan po upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku uznał, że rozwój Kościoła katolickiego na Ukrainie (i Białorusi) może się dokonywać wyłącznie przez całkowitą jego depolonizację, tak aby wyraz „katolik” nie łączono już z Polakami, których tak Ukraińcy jak i liczni na Ukrainie Rosjanie nie lubią. Np. kiedy 21 sierpnia 2005 roku odbywały się w Kijowie uroczystości przeniesienia władz ukraińskiego Kościoła grekokatolickiego ze Lwowa do stolicy Ukrainy, licznie protestujący prawosławni krzyczeli: „Katolicy precz do Polski”, chociaż tymi katolikami byli ukraińscy unici.

Polacy na Ukrainie są więc skazani na wynarodowienie. Z pomocą lub przez bierność Polaków w Polsce, a przede wszystkim wszystkich polskich rządów od 1989 roku. Dopiero w obecnym (2015 rok) programie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości mówi się głośno o repatriacji Polaków z Kresów.

Tymczasem w Polsce nie tylko, że popiera się narodowościowy status quo, ale także umożliwia tworzenie się nowych narodów z narodu polskiego, jak np. kaszubskiego i śląskiego.

Niszczy się więc naród polski nie tylko poza granicami Polski, ale i w samej Polsce!

Takich dożyliśmy czasów!

Pocztówki kresowe

Pocztówka albo widokówka czyli karta pocztowa to najczęściej prostokątna, kartonowa kartka służąca do krótkiej korespondencji, często wysyłana bez koperty. Jedna strona przedstawia zazwyczaj fotografia jakiegoś miasta, ulicy, placu czy budowli, a druga podzielona jest na dwa pola: lewe, przeznaczone na treść korespondencji oraz prawe z miejscem na wpisanie adresata i naklejenie znaczka pocztowego. Kartki pocztowe są przedmiotem pożądania wielu kolekcjonerów, tzw. deltiologów. Pierwsze pocztówki zostały wyprodukowane w Anglii w 1870 i w Niemczech w 1872 roku.

W Polsce pierwsze znane polskie ilustrowane karty pocztowe zostały wydane 1892 roku w zaborze austriackim. Pochodzą one z Krakowa i Przemyśla. Zaraz potem pierwsza ilustrowana pocztówka została wydana we Lwowie, a w Stanisławowie (obecnie Iwanofrankowsk na Ukrainie) w 1897 roku. W Rosji i zaborze rosyjskim pierwsze polskie karty ilustrowane pocztowe zostały wydane w 1895 roku. We Lwowie wydawaniem pocztówek zajmowały się wówczas głównie dwa wydawnictwa polskie: Stefana Wierusza Niemojowskiego i Hermanna Altenberga. Również we Lwowie wkrótce po nich rozpoczął wydawanie pocztówek także Bolesław Ostoja - Ostaszewski. Wydawał je ponad dwadzieścia lat – w okresie 1902-1925 – w mieście wiernym Rzeczypospolitej (Semper Fidelis), następnie w Krakowie, aż wreszcie w Warszawie. Jego pocztówki dotyczyły tematyki patriotycznej i propagandowej. W 1908 roku w wielu księgarniach w Wilnie znaleziono jego pocztówki o tematyce patriotycznej, a ich właścicieli ukarano.

95% Ukraińców mieszkających w Galicji Wschodniej/Małopolsce Wschodniej mieszkało na wsi. Było małorolnymi, czyli biednymi chłopami, i zazwyczaj analfabetami. Niewiele korzystali w korespondencji z pocztówek, a tym bardziej ich nie wydawali. Prawie wszystkie karty pocztowe z widokami miast wschodniogalicyjskich miały napisy polskie i niemieckie, albo tylko polskie, jak np. pocztówka z widokiem Czortkowa (woj. tarnopolskie) z 1914 roku prezentowana w Internecie. Tylko niektóre, i to zapewne dopiero z okresu I wojny światowej, miały napisy także po ukraińsku i to raczej na tych wydawanych w miasteczkach (widziałem pocztówkę z widokiem Monasterzysk i z Brodów w woj. tarnopolskim z napisem po polsku, niemiecku i rusku/ukraińsku). Jednak i wówczas zdecydowana większość pocztówek z widokami miast Małopolski Wschodniej miała napisy tylko po polsku i niemiecku, jak np. prezentowana w Internecie pocztówka: Rawa Ruska (woj. lwowskie) „Rynek z ratuszem” z 1917 roku. Jednak chyba żadna lwowska pocztówka nie miała napisu w języku ukraińskim. Gdyby miała, to przypuszczam, że w haśle dotyczącym karty pocztowej w ukraińskiej Wikipedii pokazano by choć jedną z takich pocztówek. Tymczasem są tam reprodukcje czterech pocztówek z ilustracją Dworca Głównego, gmachu dawnego uniwersytetu z kościołem św. Mikołaja, placu Bernardyńskiego i kościoła jezuitów, na których nie ma napisu ukraińskiego, a gdyby takie były, to na pewno by dokonano właśnie ich reprodukcji, aby pokazać, że Lwów to ukraińskie miasto. Tymczasem trzy pierwsze pocztówki mają napisy polskie i niemieckie, a czwarta tylko po polsku, co dowodzi o polskim charakterze miasta okupowanego przez Austriaków.

Wydawane w zaborze rosyjskim pocztówki w latach 1905-15 miały napisy rosyjskie i polskie (np. prezentowana w Internecie pocztówka z Pińska na Polesiu).

Nie spotkałem również starych pocztówek z Wilna, które by miały napisy litewskie. Litwinów w Wilnie praktycznie nie było (1% ludności miasta). Np. wydane w Wilnie w 1915 roku pocztówki z widokami Ostrej Bramy mają napisy wyłącznie po polsku. Wcześniejsza pocztówka, tj. z pierwszych lat XX w., i prezentowana na wystawie w wileńskiej Galerii Sztuki „Kunstkamera” w 2012 roku, ma również napis tylko po polsku: „Wilno. Kościół i kaplica Ostrobramska”.

W okresie międzywojennym duże zasługi w historii polskiej pocztówki odegrała założona we Lwowie i mającą swą centralę w tym mieście Książnica Atlas – Zjednoczone Za¬kłady Kartograficzne i Wydawnicze Sp. Akc. T.N.S.W. Lwów – Warszawa. Wydawała ich dużo i bardzo ładne. W Wilnie i prawie we wszystkich miastach kresowych wydawano wówczas pocztówki. Stąd jest ich tak duży zbiór w kolekcjach polskich i do nabycia w antykwariatach.

Po 1991 roku ukazało się w Polsce wiele albumów prezentujących pocztówki. Są one po-dzielone na dwie grupy, obejmujące: Polskę w jej obecnych granicach i Polskę w jej dawnych granicach: Zamki kresowe, Podole, Karpaty Wschodnie, Wileńszczy¬zna, Wołyń. W 2012 roku wyszedł piękny album Piotra Jacka Jamskiego Pocztówki z Kresów przedwojennej Polski (PWN, Warszawa). Jedna z recenzentek pisał o nim: „Nie mam korzeni w tamtych stronach, a jednak przeglądałam ze ściśniętym gardłem. Wyobrażam sobie, jak wzruszeni muszą być ludzie, którzy stamtąd pochodzą, gdy oglądają fotografie przedstawiające miejsca bliskie ich sercu”.

Pocztówka szybko okazała się praktycznym wynalazkiem i kolekcjonerskim przedmiotem (np. kolekcja pocztówek Marka Sosenko z Krakowa liczy blisko 600 tys. obiektów). Już w 1899 roku w Nicei zorganizowano pierwszą wystawę pocztówek. W swym wydaniu z dnia 3 września 1899 roku „Gazeta Lwowska” doniosła: „...Wydawcy ozdobnych, a tak dziś modnych kart korespondencyjnych, silą się bezustannie na pomysły coraz to piękniejsze i efektowniejsze”. Szereg lwowian jak również szereg instytucji lwowskich miało piękne zbiory pocztówek. Większość tych zbiorów zagarnęli sobie Ukraińcy po 1939 roku. Pocztówki lwowskie i kresowe "Książnicy-Atlas" z kolekcji Romana Chrząstowskiego znajdują się dzisiaj w Bibliotece Śląskiej w Katowicach. Są one również w zbiorach szeregu innych placówek w Polsce, jak np. w Bibliotece Uniwersyteckiej w Toruniu, czy w Bibliotece Narodowej w Warszawie, w której ich kolekcja złożona z około 17 000 kresowych kart pocztowych stanowi szczególnie ważną część całego zespołu kart pocztowych (100 000 sztuk) i stanowi obiekt zainteresowań wielu filokartystów. Stąd została opublikowana w 2001 roku w wydanym przez Bibliotekę Narodową katalogu „Kresy wschodnie dawnej Rzeczypospolitej”. Ceny starych pocztówek w antykwariatach wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Np. polską pocztówkę z kamieniem Dobosza w Jaremczu w Karpatach Wschodnich (obecnie Ukraina) z 1902 roku można było niedawno kupić za 30 zł. (Internet: ebay), ale za równie starą pocztówkę z Żurawna (woj. stanisławowskie, ob. Ukraina) żądano 500 zł.

Polski pałac we Lwowie pałacem prezydenta Ukrainy

Potoccy herbu Pilawa to jeden z najmożniejszych i najpotężniejszych rodów magnackich w dziejach Polski. Wywodzą się z Potoka koło Jędrzejowa (Kieleckie), a pierwsza o nich wzmianka pochodzi z 1236 roku. Jednak wybitną rolę Potoccy zaczęli odgrywać od początku XVII. w. Dali Polsce dzielnych wodzów (ale i zdrajców, bo czarna owca zawsze znajdzie się w każdej takiej rodzinie, jak np. Stanisław Szczęsny Potocki zm. 1805), w XVIII wieku przewodzili obozowi antyrosyjskich „republikanów” (Ignacy i Stanisław Kostka), przyczynili się mocno do odrodzenia narodu w dobie stanisławowskiej i w dziele organizacji oświaty w Księstwie Warszawskim i Królestwie Kongresowym, a szereg przedstawicieli tego rodu zajmowało wybitne stanowiska w życiu politycznym w okupowanej przez Austrię Galicji (1772-1918) w dobie autonomii, przyznanej Polakom w 1867 roku. Stali się właścicielami największej fortuny w Galicji i zyskali powiązania ze wszystkimi niemal panującymi domami Europy.
Z tego okresu pochodzi Pałac Potockich we Lwowie. Ten bardzo duży i piękny pałac w stylu neorenesansowym, który jeszcze bardziej ozdabiał i tak już piękne to polskie miasto, został wzniesiony w latach 1888-90 przez Alfreda Józefa Potockiego (1817-1889) według projektu polskiego architekta Juliana Cybulskiego. Po zajęciu Lwowa przez Związek Sowiecki we wrześniu 1939 roku Sowieci przejęli pałac i w 1940 roku władze Sowieckiej Ukrainy skonfiskowały go. W rdzennie polskim Lwowie do 1945 roku nie istniały żadne historyczne ślady państwowości ukraińskiej, przy spotykanej na każdym kroku polskości, tego niegdyś wspaniałego miasta, pięknego, bogatego, dumnego ze swojej polskości. Stąd po powstaniu państwa ukraińskiego po rozpadzie Związku Sowieckiego w 1991 roku pałac po latach zaniedbań odrestaurowano i dzisiaj mieści rezydencję prezydenta Ukrainy we Lwowie i w części Lwowską Galerię Sztuki, w której większość wspaniałych zbiorów pochodzi z dawnych zbiorów polskich, ukradzionych Polakom przez Stalina i dzisiaj bezprawnie przetrzymywanych przez Ukraińców. Ze zbiorów ukraińskich, jako naród chłopski w 95 procentach (małorolnych chłopów i analfabetów do pocz. XX w.), chwalić by się mogli jedynie wyrobami sztuki ludowej.

Borysław w Małopolsce Wschodniej i znani Polacy pochodzący z tego miasta

Borysław był dużym miastem (50 tys. mieszk. w 1939 r.) w powiecie drohobyckim w województwie lwowskim (dziś na terenie Ukrainy). Ropę naftową i wosk ziemny wydobywano tu od lat 30. XIX w. W 1896 roku odkryto tu bardzo duże nowe pokłady ropy naftowej i Borysław stał się największym w Polsce ośrodkiem jej wydobycia, jak również wosku ziemnego i gazu ziemnego (59% produkcji krajowej). W 1931 roku w Borysławiu mieszkało 41 496 ludzi, spośród których 63.5% było Polakami, 24.1% żydami i tylko 11.3% Ukraińcami. Tutejsza parafia rzymskokatolicka św. Barbary w 1937 roku miała aż 20 961 parafian i była bodajże największą parafią w diecezji przemyskiej. W 1886 roku utworzono tu polską Szkołę Górniczą, którą w 1928 roku przekształcono w Państwową Szkołę Wiertniczą. W 1920 roku utworzono tu Karpacki Instytut Geologiczno-Naftowy. W Borysławiu mieściły się siedziby Stowarzyszenia Polskich Inżynierów Przemysłu Naftowego oraz Związku Polskich Techników Wiertniczych i Naftowych; od 1926 roku ukazywała się tu „Statystyka Naftowa Polski” (od 1934 „Kopalnictwo Naftowe w Polsce”), a od 1937 „Biuletyn Związku Polskich Techników Wiertniczych i Naftowych”.

W Borysławiu urodziło się sporo znanych Polaków, m.in.: Tadeusz Apollo (ur.1909), działacz społeczny, turystyczny i harcerski (współpracownik Aleksandra Kamińskiego), współtwórca nauczania w harcerstwie; Zbigniew Balik (ur. 1935), chemik, dyrektor Podkarpackich Zakładów Rafineryjnych, samorządowiec, polityk, poseł na Sejm RP 1989-91; Adam Bielecki (1910-2003), matematyk, profesor Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie; Bazyli Jan Bobeszko (1906–1944), działacz robotniczo-kulturalno-społeczny; organizator teatralnej sceny robotniczej w Borysławiu ( do 1930); kier. personalny Społecznego Przedsiębiorstwa Budowlanego w Warszawie (do 1939), podczas wojny organizator pomoc żydom, rozstrzelany przez Niemców; Adela Boguńska (1878–1942), podczas wojny członek ruchu oporu - jej mieszkanie było punktem kontaktowym szefa Związku Odwetu Okręgu ZWZ Kraków, aresztowana IV 1941, zginęła w obozie koncentracyjnym w Ravensbrueck; Tomasz Borowski (ur. 1943), malarz, grafik, znany ilustrator książek (gł. dla dzieci); Wiktoria Czerwonkówna (1904–1939/40), nauczycielka w Osowej na Pomorzu, działaczka Polskiego Związku Zachodniego i Związku Nauczycielstwa Polskiego, aresztowana przez Niemców jesienią 1939 i rozstrzelana w Lasach Piaśnickich; Adam Daniewicz (1906-1984), aktor teatralny, pedagog; Wilhelm Dichter (ur. 1935), pisarz (Koń Pana Boga, Szkoła bezbożników); Andrzej Dołżycki (1919–1944), członek ruchu oporu w okupowanej Warszawie, uczestnik akcji zbrojnych, m.in. niszczenia garaży niemieckich prze ul. Kruczej 6 IX 1943, prowadził laboratorium pirotechniczne, aresztowany, zginął podczas ucieczki w obozie koncentracyjnym w Gross Rosen; Michał Florków (1900–1968), działacz PPS, 1924-36 jeden z czołowych działaczy ruchu robotniczego i związkowego w Borysławiu, 1933-36 radny miasta Borysławia; Jan Friedberg (1870–1949), historyk dziejów Polski, autor bardzo dobrego podręcznika historii dla szkół średnich; Wilhelm Friedberg (1873–1941), geolog i paleontolog, profesor Uniwersytetu Poznańskiego i Uniwersytetu Jagiellońskiego; Zdzisława Gutkowska-Piłat (ur. 1928), malarka, grafik; Herman Horowitz (1891–po IX 1939), matematyk, ubezpieczeniowiec, autor fachowych prac z dziedziny ubezpieczeń, kierownik departamentu Ubezpieczeń Społecznych w Ministerstwie Opieki Społecznej; Tadeusz Jan Hozer (ur. 1934), dziennikarz, 1980-90 redaktor naczelny dziennika „Echo Dnia” w Kielcach; Witold Hryniewiecki (1925-2007), jako 14-latek walczył w kampanii wrześniowej 1939, działacz sportowy i społeczny, członek organizacji kombatanckich, sekretarz Krajowej Rady Żołnierzy Weteranów Września 1939; Włodzimierz Hubicki (1914–1977), chemik, historyk chemii, profesor. UMCS w Lublinie; Henryk Janiga (ur. 1926), scenograf teatralny; Ryszard Kozioł (ur. 1930), technik, taternik, alpinista, docent Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, wicedyrektor Instytutu Wychowania Fizycznego krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego, organizator i kierownik 10 polskich wypraw w góry Turcji, Norwegii, Mongolii, Iranu i Jugosławii, w Alpy, Kaukaz, Hindukusz, Andy; Ryszard Lacher (ur. 1955), regionalny działacz polityczny, wicewojewoda dolnośląski 2003–05; Wiesław Lesiuk (1943-2003), lekarz, profesor Uniwersytetu Opolskiego; Zdzisław Leśniak (1930–2002), aktor teatralny (Warszawa) i filmowy, reżyser; Marta Lipińska (ur. 1941), popularna aktorka teatralna, radiowa, filmowa i telewizyjna; Józef Lipman (ur. 1931), chemik, profesor Politechniki Wrocławskiej; Helena Maszczak (ur. w Borysławiu), współczesna artystka plastyczka, pedagog; Władysław Nehrebecki (1923-1978), reżyser i twórca filmów animowanych, projektodawca inicjator i konsultant polskiego serialu animowanego "Bolek i Lolek", współautor postaci plastycznych Bolka i Lolka, klasyk i jeden z pionierów polskiej animacji; Kazimierz Rolewicz (1898–1986), podpułkownik piechoty Wojska Polskiego i Armii Krajowej, kierownik Biura Informacji i Propagandy Okręgu Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej Kraków, członek Komendy Okręgu; Wit Rzepecki (1909-1989), chirurg, profesor Instytutu Gruźlicy w Warszawie; Tadeusz Słowik (1916-2010), lekarz, założyciel Kliniki Neurochirurgii Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie, autor kilkudziesięciu publikacji naukowych, twórca nowych ośrodków oraz metod leczenia w zakresie neurochirurgii, Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata; Marek Staffa (ur. 1942), architekt, autor publikacji krajoznawczych poświęconych Sudetom; Krystyna Szczepańska-Miklaszewska (1912-1998), artystka plastyczka – graficzka, tkaczka; wykładowca Techniku Tkactwa Artystycznego w Zakopanem; uzyskała złote medale na Triennale w Mediolanie i 1959 na Niemieckich Targach Rzemiosła Artystycznego w Monachium; Janusz Sztumski (ur. 1930), socjolog, profesor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach; Jerzy Trunkwalter (1933-2007), dziennikarz, teoretyk i krytyk filmowy; Piotr Wach (ur. 1944), pedagog, profesor i rektor Politechniki Opolskiej, senator RP od 2005; Jerzy Ważny (1927-2010), leśnik, technolog, profesor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, twórca polskiej szkoły ochrony i konserwacji drewna; Andrzej Wilczyński (ur. 1920), architekt, urbanista; Zdzisław Wróbel (1925-2007), literat, dziennikarz: redaktor naczelny dwutygodnika „Pomorze” Bydgoszcz 1967-72, kierownik literacki Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu 1973-81, autor szeregu książek; Marek Zahajkiewicz (ur. 1934), ksiądz katolicki, teolog, kanonik honorowy kapituły lubelskiej, profesor Wyższego Seminarium Duchownego w Lublinie i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego; Kazimierz Zięborak (1923-2004), fizykochemik, profesor Polskiej Akademii Nauk w Warszawie; Zdzisław Żygulski jun. (ur. 1921), historyk i teoretyk sztuki, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Ledóchowscy – polski ród hrabiowski z Wołynia

W związku z beatyfikacją Marii Teresy Ledóchowskiej, znany polakożerca, ukraiński kardynał Josif Slipyj powiedział, że „Ledóchowscy nie są ani Polakami ani Austriakami a tylko Ukraińcami” („Wiadomości” 1.2.1976, Londyn). Prawda, ród Ledóchowskich wywodzi się z Rusi, jednak od prawie siedmiuset lat są związani z Polską i od kilkuset lat są Polakami, poza chyba tylko tymi, którzy żyjąc poza Polską wynarodowili się. Hipolit Stupnicki w swoim „Herbarzu polskim” (Lwów 1855) pisze, że gniazdem tego rodu jest Wołyń, gdzie Nestor Halka przodek jego otrzymał w nagrodę czynów wojennych od króla Kazimierza Wielkiego dobra Ledóchów koło Krzemieńca i od nich przyjął nazwisko Ledóchowskiego. Polskość Ledóchowskich potwierdzają już dawne herbarze (pieczętują się także starym polskich herbem z 1354 roku Szaława) i tylko polscy Ledóchowscy zaznaczyli się w historii – że tak szumnie powiem – świata, gdyż niektórzy z nich działali, powtarzam, jako Polacy, poza Polską. Najbardziej znani przedstawiciele rodu Ledóchowskich to Polacy: Antoni hr. Halka-Ledóchowski (1895-1972), nestor polskiego szkolnictwa morskiego, długoletni wykładowca w Państwowej Szkole Morskiej w Gdyni i Szczecinie; ojciec polskiej astronawigacji; Henryk Ledóchowski (ur. 1944), polski działacz samorządowy, prezydent miasta Sopotu w latach 1990-1992; Ignacy Hilary Ledóchowski (1789-1870), generał, w powstaniu listopadowym 1830-31; Ignacy Kazimierz Ledóchowski (1871-1945), generał dywizji Wojska Polskiego RP II; Jan Ledóchowski (1791-1864), poseł na Sejmy Królestwa Polskiego (Kongresowego), polski polityk emigracyjny; Maria Ledóchowska (1863-1922), polska błogosławiona Kościoła katolickiego; Maria Barbara Ledóchowska (1921-2007), polska działaczka na rzecz praw człowieka; Mieczysław Ledóchowski (1822-1902), kardynał, metropolita poznańsko-gnieźnieński, prymas Polski; Stanisław Ledóchowski (1666-1725), marszałek generalny konfederacji tarnogrodzkiej, wojewoda wołyński, marszałek sejmu niemego 1717; Urszula Ledóchowska (1865-1939), święta Kościoła katolickiego, założycielka Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego; Włodzimierz Ledóchowski (1868-1942), polski jezuita, generał zakonu jezuitów.

Akta parafii katolickiej diecezji pińskiej w Polsce

W wyniku oderwania przez Stalina Ziem Wschodnich od Polski w 1945 roku, większa część rzymskokatolickiej diecezji pińskiej znalazła się na terenie Związku Sowieckiego – Republiki Białoruskiej wraz ze stolicą w Pińsku. Urzędy diecezji przeniosły się wówczas z Pińska do pozostałej w granicach polski części diecezji, ostatecznie do Drohiczyna (od 1991 r. jest to stolica diecezji drohiczyńskiej).

W Archiwum Diecezjalnym w Drohiczynie znajdują się archiwalia z niektórych parafii diecezji pińskiej, leżących obecnie na terenie Białorusi. Niestety, są to jednak tylko drobne pozostałości akt parafialnych. Zostały one przejęte przez władze sowieckie i ich dalszy los nie jest do końca wyjaśniony. Część z nich trafiła do sowieckich Urzędów Stanu Cywilnego, niektóre po prostu spalono lub wyrzucono na śmietnik, a te najcenniejsze zostały prawdopodobnie wywiezione do Mińska lub Moskwy. Księżom polskim wypędzanym do stworzonej przez Stalina komunistycznej Polski
władze sowieckie pozwalały niekiedy zabrać metryki parafialne. Niektóre księgi znaleźli parafianie na śmietnikach, inne ratowali ze stosów przeznaczonych na spalenie. Z tych ocalałych wówczas fragmentów tamtejszych archiwów parafialnych, przywiezionych do Polski powstał w Archiwum Diecezjalnym w Drohiczynie osobny zespół akt parafii leżących obecnie na Białorusi. Do wyjątków zaliczyć można w tym zespole, dłuższy ciąg ksiąg metrykalnych danej parafii czy też innych jej akt. W większości wypadków, są to pojedyncze księgi, lub zaledwie kilka ksiąg, jakie dało się ocalić od zniszczenia. Być może są to jedyne zachowane dokumenty źródłowe do dziejów tamtejszych parafii, stąd bardzo cenne dla historyków (E. Borowski, Akta rzymskokatolickiej diecezji pińskiej w zbiorach Archiwum Diecezjalnego w Drohiczynie, Białostocczyzna 2/ 1998). Udało się uratować trochę archiwaliów, głównie z okresu międzywojennego i do czasu wywózki Polaków z diecezji pińskiej z parafii: Podwyższenia Krzyża Świętego w Baranowiczach, Matki Bożej Królowej Polski w Brześciu nad Bugiem, w Czerewiszczach, Dywinie, Hancewiczach, Horodecu, Iwieńcu, Juszkiewiczach, Kiwatyczach, Kobryniu, Kobryniu – parafia wojskowa, Kroszyna, Leninie – Sosnowiczu, Linowie, Lubieszowie, Łohiszynie, Łachwie, Łunieńcu, Łuninie, Mikaszewiczach, Mirze, Osowej, Ostromaczewie, Otołczycach, Płaskowiczach, Połonce, Popinie, Puziczach, Rubieżewiczach, Siechniewiczach, Sielecu, Starojelni, Stawach, Stolinie, Stołpcach, Szczytnikach, Wierzchowiecach, Wołczynie, Wysokie Litewskie, Zaostrowiczach, Zaoście i Zbirogach.

Ozdobą tego zbioru jest Księga Chrztów Parafii Wołczyn z lat 1653-1759, a w niej na
s, 13, metryka chrztu ostatniego króla Polski Stanisława Augusta, a właściwie Stanisława
Antoniego Poniatowskiego, gdyż imię Augusta przybrał on dopiero przy koronacji.

Do najstarszych archiwaliów poza tym należą: Księgi chrztów 1680-1802 i 1848-1866, księgi małżeństw 1675-1802, księgi zmarłych 1721-1802, inwentarze kościoła 1799, 1844, 1851, 1860, 1861, 1867 i Księga Bractwa Trójcy Przenajśw. 1763-1800 z parafii w Dywinie; Inwentarz kościoła 1853 z parafii w Kiwatyczach; księgi chrztów z lat 1862-1864 i 1903-1935, księgi małżeństw z lat 1907-1921, księgi zmarłych 1881-1877, plan beneficjum kobryńskiego i zdjęcie kościoła kobryńskiego po zniszczeniu przez sowieckich żołnierzy z parafii w Kobryniu; księgi chrztów z lat 1688-1823, księgi małżeństw 1745-1790, księgi egzaminów przedślubnych 1827-1865, księgi zmarłych 1827-1868, inwentarz kościelny z 1820, uposażenie kościoła i Kronika szkoły z parafii w Kroszynie;
akt nadania praw miejskich Łohiszynowi przez króla Władysława IV z XVII w. z parafii w Łohiszynie;
inwentarz kościoła 1772, Księga Bractwa Szkaplerza Św. 1796-1945 i Kronika parafii i kościoła w Niedźwiedzicy - ks. inf. W. Piłątkowskiego z parafii w Mirze; księgi chrztów z lat 1788-1827, księgi małżeństw 1788-1827 i księgi zmarłych 1827-1855 z parafii w Stawach; księga chrztów parafii unickiej 1743-1752 z parafii w Szczytnikach; księgi chrztów z lat 1653-1809 i 1827-1866, księgi małżeństw 1728-1860, księgi zmarłych 1728-1866, księgi egzaminów przedślubnych 1865-1866, księga bierzmowanych 1761, inwentarze kościoła 1788, 1818, 1844, 1851, księga spisu parafian 1852-1865, pokwitowanie odebrania kluczy od kościoła i od krypty z trumną królewską, wydane przez sowieckie władze miejscowe ks. A. Czyszewiczowi, pismo biskupa K. Bukraby w sprawie przewiezienia do Wołczyna trumny z ciałem ostatniego króla Polski z parafii w Wołczynie;
Wiadomości o kościele i parafii katolickiej w Wysokim Litewskim, opracowanie ks. A. Kaczyńskiego z parafii w Wysokiem Litewskiem; dokumenty uposażenia kościoła 1618-1784 z parafii w Zbirogach.

Grodzieńskie listy Elizy Orzeszkowej

We Wrocławiu w 1976 roku ukazał się w opracowaniu Edmunda Jankowskiego tom VIII „Listów Zebranych” Elizy Orzeszkowej (1841-1910), wielkiej pisarki polskiej epoki pozytywizmu, która od 1869 do śmierci w 1910 roku mieszkała w Grodnie. Jak pisze Jarosław Iwaszkiewicz w „Życiu Warszawy” z dnia 5-6 marca 1977 roku, tom ten jest jeszcze jednym potwierdzeniem faktu, że „dzięki Orzeszkowej Grodno na przeciąg kilkudziesięciu lat zatraciło charakter prowincjonalnej mieściny, a było po prostu jedną z duchowych stolic Polski – państwa skreślonego z mapy świata”.

Polski dziennik „Czerwony Sztandar” w Wilnie 1953-90

We wrześniu 1939 roku Hitler od zachodu a Stalin od wschodu najechali zbrojnie Polskę, po czym podzielili się jej obszarem pół na pół. Związkowi Sowieckiemu przypadły całe Ziemie Wschodnie, w tym Wilno. Na obszarze (9,5 tys. km kw.), który w 1940 roku przyłączono do sowieckiej Litwy przebywało w 1939 roku 537 000 ludności, wśród której Polaków było 371 000 czyli 69% ludności tego obszaru. W latach 1945-47 Stalin wyrzucił stąd do komunistycznej Polski 197 156 Polaków, a w latach 1957-58 wypędzono stąd dalszych 50 000 Polaków. Pomimo tych wysiedleń sowiecki spis ludności z 15 stycznia 1959 roku odnalazł na Litwie 230 000 Polaków, w 1989 roku mieszkało tam 258 000 Polaków, jednak w 2011 roku już tylko 200 317 Polaków, z tego w Wilnie 88 408 Polaków (16.5% ogółu ludności), a np. w powiecie wileńskim 49 648 Polaków (52% ogółu ludności) i w powiecie solecznickim 26 858 Polaków (78% ogółu ludności, w tym najwięcej w gminach Ejszyszki i Miedniki - odpowiednio 93,5% i 93,2% ludności), w powiecie trockim 10 362 Polaków (30,1% ogółu ludności) i powiecie święciańskim 7239 Polaków (26% ogółu ludności). Spośród 230 000 Polaków na Litwie w 1959 roku aż 220 000 uważało język polski za swój język ojczysty, a w 1990 roku ciągle ok. 200 000 Polaków. Z powodu tak dużej używalności języka polskiego wśród Polaków na Litwie i z prawie zupełnego braku znajomości języka litewskiego, komuniści litewscy (tak naprawdę większość z nich była nacjonalistami litewskimi udającymi bolszewików) nie chcąc, aby Polacy na Litwie przechodzili na język rosyjski, postarali się o wydawanie w Wilnie polskojęzycznego dziennika jako organu Komunistycznej Partii Litwy, który w 1990 roku stał się organem Rady Najwyższej Litewskiej Republiki Radzieckiej. Dziennik (rocznie 300 numerów), założony w 1953 roku otrzymał nazwę „Czerwony Sztandar” i miał nakład 30 000 a w 1989 roku 52 000 egzemplarzy. Jego redaktorami naczelnymi byli: Anton Fiedorkiewicz (1953-62), Leonid Romanowicz (1962-84), Stanisław Jakutis (1984-88) i Zbigniew Balcewicz (1988-90). Litwini by nie byli Litwinami-polakożercami gdyby nie zmuszali redakcji „Czerwonego Sztandaru” do wyłącznego używania słowa „Wilnius” w miejsce historycznie polskiej nazwy Wilno. Gazeta była odznaczona sowieckim Orderem Przyjaźni Narodów. Pismo można było nabyć także w Polsce w salonach Klubów Międzynarodowej Prasy i Książki. W 1990 roku polskojęzyczny „Czerwony Sztandar” przekształcił się w pismo z ducha polskie i zmienił nazwę na „Kurier Wileński”, nawiązując do nazwy przedwojennego czasopisma polskiego.

Po polsku od wieków Werki a nie Werkiai

Wydawany w Warszawie dziennik „Życie Warszawy” z 16 lutego 1977 roku podał wiadomość, że: „W Wilnie zakończono rekonstrukcję pałacu w Werkiai. Wybudowany według projektu architekta Laurinasa Stuoka-Guciawiciusa (1753-1798) należy do najbardziej reprezentacyjnych budowli epoki klasycyzmu. Pałac Werkiai służył początkowo jako rezydencja Ignasa Masalskisa – biskupa wileńskiego, męża stanu. Pałac przechodził z rąk do rąk i bardzo ucierpiał w okresie ostatniej wojny. Teraz starannie go odbudowano”.

Powyższa notatka była typowym przykładem głupoty reżymowej cenzury lub raczej, co jest bardziej prawdopodobne, dziennikarza, który napisał tę notatkę i redaktora, który ją w takiej formie opublikował, a przede wszystkim zwierzęcego nacjonalizmu i polakożerstwa litewskiego, gdyż: po pierwsze – Werkiai to od wieków po polsku Werki koło Wilna i tak powinno napisać „Życie Warszawy” (tak jak piszemy po polsku: Paryż a nie Paris, Nowy Jork a nie New York czy Rzym a nie Roma); po drugie – co by powiedzieli Wawrzyniec Gucewicz i biskup Ignacy Massalski, którzy języka litewskiego z pewnością nie znali!, gdyby wstali z grobu i się dowiedzieli, że nazywają się Laurinas Stuoka-Guciawicius i Massaliskis i że są Litwinami we współczesnym znaczeniu tego wyrazu (a więc koniecznie polakożercami), którzy zapewne nie znali języka polskiego i że Gucewicz nie był profesorem polskiego Uniwersytetu Wileńskiego tylko litewskiego Uniwersytetu Wileńskiego, którego oczywiście nigdy do 1940 roku w Wilnie nie było. Tym bardziej, że dodatek Stuoka w jego nazwisku jest wymyślony przez współczesnych Litwinów i używany przez historyków litewskich i nie był w ogóle stosowany i znany przez Gucewicza (nie występuje w żadnym dokumencie związanym z Gucewiczem)! Przypuszczam, że tak Gucewicz jak i biskup Massalski protestowali by przeciwko tej głupiej litewskiej mistyfikacji. – Tylko z drugiej strony co się dziwić małemu narodowi litewskiemu, który ma kilkuwiekową lukę we własnej historii i cierpi na brak sławnych rodaków oraz stara się zamazywać polskość Wilna, Werek i całej Wileńszczyzny.

Wracając do pałacu w Wrekach to Litwini urządzili go głównie meblami i innymi rzeczami skradzionymi Polakom po 1939 roku.

Katolicka (czyli polska) diecezja kijowska

Jest to fragment rozdziału z książki Mariana Kałuskiego „Polskie dzieje Kijowa” (234 strony), która akurat się ukazała w Oficynie Wydawniczej Kucharski w Toruniu. Jest to pierwsza w polskiej literaturze historycznej książka na ten temat.
.......
Początki działalności katolickiej w Kijowie i na Rusi sięgają X wieku, dokładnie lat 961-962, a więc kiedy Ruś Kijowska była jeszcze państwem pogańskim, chociaż sprawująca w latach 945-69 jako regentka władzę wielka księżna Olga w 957 roku przyjęła chrzest w Konstantynopolu jako Helena i rozpoczęła powolny proces chrystianizacji kraju (oficjalny chrzest Rusi w obrządku prawosławnym nastąpił w 988 r.). Nie było jeszcze wówczas schizmy wschodniej, czyli zerwania przez Kościoły prawosławny wszelkich kontaktów z papieskim Rzymem, co nastąpiło w 1054 roku. Dlatego wielka księżna Olga zwróciła się do króla niemieckiego Ottona I o przysłanie biskupa katolickiego. Udał się tam w 961 roku (św.) Adalbert jako biskup misyjny, jednak w następnym roku opuścił Kijów bez rezultatów. W 1228 roku katolicką pracę misyjną w Kijowie ponowili polscy dominikanie, ze (św.) Jackiem Odrowążem na czele. Wtedy podjęto próbę ustanowienia biskupa misyjnego, na co wskazuje list papieża Grzegorza IX do Jacka Odrowąża z 12 maja 1232 roku. Niestety, w 1233 roku polscy dominikanie zostali wypędzeni z Kijowa, a w 1240 roku najazd mongolski obrócił Kijów w perzynę. Zgodnie z bullą papieską z 15 czerwca 1234 roku katolicy na Rusi Kijowskiej zostali objęci bezpośrednią opieką Stolicy Apostolskiej. Ponownie próbę ustanowienia biskupstwa w Kijowie podjął polski biskup lubuski (diecezja lubuska wchodziła w skład metropolii gnieźnieńskiej) Stefan, który w 1320 roku mianował pierwszym w dziejach biskupem kijowskim dominikanina Henryka z Pozdawilku, którego na tym urzędzie zatwierdził papież Jan XXII bullami z 15 grudnia 1320 i 18 lutego 1321 roku. Brak jednak śladów jego działalności na Rusi. Tytularnymi biskupami kijowskimi byli także Jakub (1350-78) i biskup sufragan gnieźnieński Mikołaj (1378-83). W 1363 roku książę litewski Olgierd włączył Kijów do Wielkiego Księstwa Litewskiego. W 1385 roku nastąpiła unia Polski z Litwą i król polski był od tej pory panem Kijowa. Królowie polscy na zasadzie patronatu mianowali kandydatów na biskupów.

Założycielem katolickiego biskupstwa kijowskiego był król polski Władysław Jagiełło, bowiem z jego inicjatywy została ona erygowana między 1400 a1405 rokiem. Król uposażył biskupstwo i zbudował w Kijowie katedrę katolicką. Pierwszym biskupem kijowskim został Polak Borzysław benedyktyn, opat w Starych Trokach, a po nim, możliwe że jeszcze w tym samym roku dominikanin z Płocka Filip. Prawdziwym organizatorem biskupstwa kijowskiego był inny dominikanin polski pracujący na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego Michał Trestka (1410-29), który organizował życie kościelne w diecezji, która za jego czasów włączona została do polskiej metropolii lwowskiej (1414). Biskupi kijowscy zasiadali w Senacie Rzeczypospolitej. Ośrodkiem domeny biskupiej było miasto Fastów, gdzie biskupi kijowscy wznieśli swoją drugą (po kijowskiej) rezydencję i od czasów biskupa Krzysztofa Kaźmierskiego stale tam przebywali.

Ówczesna diecezja kijowska objęła swym zasięgiem Kijowszczyznę, Sierwierszczyznę, Czernihowszczyznę i Smoleńszczyznę. Smoleńszczyzna w 1635 roku została przyłączona do nowoutworzonej diecezji smoleńskiej. Według Marka Roberta Górniaka, w 1619 roku katolicka diecezja kijowska miała 19 parafii, erygowanych przez biskupa Krzysztofa Kaźmierskiego (1599-1618). W samym Kijowie były przed 1648 rokiem 4 kościoły katolickie: katedra oraz kościoły dominikanów, bernardynów i jezuitów. Pałac biskupi wzniósł biskup Józef Wereszczyński (1592-98), a w 1604 roku powstała rzymskokatolicka dzielnica Biskupszczyzna. W 1620 roku biskup Bogusław Radoszewski osiedlił jezuitów w swych dobrach w podkijowskim Chwastowie, którzy w 1645 roku osiedlili się w Kijowie, gdzie w 1647 roku założyli kolegium, uposażone w majątki ziemskie w Chodorkowie i Rzyszczowie. W 1619 roku, za biskupa Bogusława Radoszewskiego, w diecezji kijowskiej powstała kapituła katedralna licząca 3 prałatury i 4 kanonie.

Po wybuchu powstania kozackiego pod wodzą Bohdana Chmielnickiego w 1648 roku, zniszczeniu uległa katedra katolicka i organizacja Kościoła katolickiego na terenie diecezji kijowskiej została zniszczona, szczególnie w Kijowie. Po zajęciu przez Rosję Kijowa w 1654 roku, diecezja kijowska znalazła się w poważnym kryzysie, gdyż przy Polsce pozostały jej tereny po prawej stronie Dniepru (utraciła całe Zadnieprze). Wiemy, że do 1686 roku pracowało tam nielegalnie dwóch jezuitów: w Kijowie i Białej Cerkwi. Przy Polsce pozostały powiaty: kijowski, owrucki i żytomierski. Po ostatecznej utracie Kijowa w 1686 roku, siedziba biskupa została przez biskupa Samuela Jana Ożgę przeniesiona do Żytomierza, gdzie też w 1724 roku zbudował on kościół katedralny (od 1740 murowany). Kapituła katedralna odbywała swe posiedzenia w Lublinie lub w Sokalu, następnie w Żytomierzu. Sytuacja diecezji poprawiła się kiedy wyludnione obszary Kijowszczyzny w XVIII w., szczególnie w drugiej jego połowie, zaczęto zasiedlać katolicką ludnością z Małopolski i Mazowsza, co zaowocowało powstaniem wielu nowych parafii. W 1764 roku diecezja katolicka dzieliła się na dwa archidiakonaty: Kijów i Czernihów, trzy dekanaty: chwastowski, owrucki i żytomiarski i miała 21 parafii. W Żytomierzu działało seminarium duchowne, a jeśli chodzi o urzędy diecezjalne, to liczba prałatów w XVIII w. wzrosła do 8 (archidiakon, dziekan, kanclerz, kantor, kustosz, prepozyt, scholastyk oraz archidiakom czernichowski), a kanonii do 11. Karol Orłowski, prałat, archidiakon kijowski, wydał we Lwowie w 1748 roku pracę „Defensa Biskupstwa i diecezji Kijowskiej”. Do 1772 roku, tj. do pierwszego rozbioru Polski, w wyniku którego Lwów zagarnęła Austria, diecezja kijowska wchodziła w skład polskiej metropolii lwowskiej. Miała wówczas obszar 63 200 km kw. (dekanat chwastowski – 24 900 km kw., owrucki – 24 780 km kw. i żytomierski – 13 520 km kw.), 36 kościołów – 32 parafie i 4 kościoły filialne i 18 klasztorów męskich (głównie dominikańskich i franciszkańskich) oraz ok. 27 000 wiernych. W 1793 roku, a więc w momencie przyłączenia diecezji kijowskiej do Rosji w wyniku II rozbioru Polski), na jej terenie były już 43 parafie, 18 klasztorów męskich, 1 żeński i 8 kaplic. W 1795 roku caryca Katarzyna II zlikwidowała diecezję kijowską i wcieliła ją do nowo utworzonej przez siebie diecezji latyczowskiej (Latyczów na Poldolu). Watykan zlikwidował diecezję kijowską w 1798 roku podczas zatwierdzenia przez Stolicę Apostolską rozbiorów Polski. Wówczas obszar byłej diecezji kijowskiej wszedł w skład nowoutworzonej przez Watykan diecezji żytomierskiej, która weszła w skład polskiej metropolii mohelewskiej (Mohylew, dziś na Białorusi).

Biskupami ordynariuszami kijowskimi byli: Filip 1405-10, Michał Trestka 1410-29, Stanisław z Buzowa 1430, Stanisław Martini 1431-?, Klemens z Wydawy 1449-79, Jan 1477-83, Michał ze Lwowa 1487-94, Bartłomiej Soloznicki 1495-1512, Jan Filipowicz 1520-24, Mikołaj Wieżgajło 1526-31, Jerzy Talat 1532-33, Franciszek ze Lwowa 1534-36, Jan Andruszewicz 1545-56, Mikołaj Pac 1564-72, Józef Wereszczyński 1592-98, Krzysztof Kaźimierski 1599-1618, Bogusław Radoszewski 1619-33, Andrzej Szołdrski 1634-35, Aleksander Sokołowski 1636-45, Stanisław Zaremba 1646-48, Jan Leszczyński 1655-56, Tomasz Ujejski 1656-77, Stanisław Witwicki 1679-82, Andrzej Chryzostom Załuski 1683-92, Mikołaj Święcicki 1697-99, Jan Paweł Gomoliński 1700-11, Walenty Maciej Arcemberski 1715-18, Jan Joachim Tarło 1718-23, Samuel Jan Ożga 1723-56, Kajetan Sołtyk 1756-59, Józef Andrzej Załuski 1759-74, Ignacy Franciszek Ossoliński 1774-84, Kasper Cieciszowski 1784-98.

Poza tym diecezja kijowska miała następujących biskupów pomocniczych (sufraganów): Stanisław Gianotti 1659-81, August Józef Czarnecki 1733-39, Antoni Dominik Tyszkiewicz 1739-40, Józef Antoni Łaszcz 1741-48 (koadiutor), Kajetan Sołtyk 1749-56 (koadiutor), Józef Olędzki 1763-81, Antoni Gorczyński 1769-70, Ignacy Franciszek Ossoliński 1773-74 (koadiutor), Kasper Cieciszowski 1775-84 (koadiutor), Franciszek Remigiusz Zambrzycki 1781-98, Michał Pałucki 1791-?

Marian Kałuski
(Nr 122)

Wersja do druku

Lubomir - 27.10.15 8:17
Re: Jan Orawicz Rozumiem o co Panu chodzi. Tylko ja dostrzegam niszczenie benedyktyńskiej pracy Polaków - na rzecz repolonizacji Wielkopolski, Pomorza i m.in. Śląska. Tą wielką pracę polskich archeologów, historyków, kapłanów i nauczycieli próbują przekreślić niemieccy handlowcy, finansiści i przemysłowcy. Poprzez swoje działania regermanizują te ziemie. Nie chciałbym żeby polska polityka gospodarcza była przedłużeniem niemieckiej polityki. Mnie odpowiada wersja, gdy np posthitlerowska firma Adama Opla, stała się amerykańską firmą General Motors i to GMs kieruje swoimi fabrykami w Nadrenii Północnej-Westfalii, Polsce i Wlk Brytanii. Oby kiedyś zakłady GMs powiększyły się np o zakłady na Litwie, Łotwie i Estonii. Oczywiście Niemców nie można mierzyć jedną miarką. Znałem Niemca - nauczyciela matematyki, który był znakomitym pedagogiem i polskim obywatelem, ale i w moim mieście nie zapomniano nigdy o niemieckim przemysłowcu, osiadłym w Polsce, który w czasach niemieckiego najazdu, został gestapowcem. Znając buńczuczne wypowiedzi na temat gospodarczej kolonizacji Polski, wypowiedzi Gerharda Schroedera, architekta 'Paktu Podmorskiego' a de facto nowego Paktu Ribbentrop-Mołotow, jestem wciąż daleki od hurra-entuzjazmu, dotyczącego gospodarczej i finansowej ekspansji Niemiec. To Niemcy odegrali kluczową rolę - w kreowaniu nowych, sztucznie wymyślonych państw, jak np obecna Lietuva. To Niemcy byli inspiratowami i organizatorami polskiej tragedii na Wzgórzach Ponarskich. Dokonało tego pokolenie dziadków Gerharda Schroedera i m.in. Eriki Steinbach. Ponoć wnukowie dziedziczą najwięcej cech po dziadkach. Myślę, że w unifikującej się Europie należy eksponować gospodarki Włoch, Wlk Brytanii, Francji i Szwecji a nie Niemiec i ich pozaunijnego sojusznika - Rosji. Z gospodarczego i finansowego partnerstwa rywali Niemców, powinniśmy korzystać najwięcej. Inaczej - padną oni a wraz z ich upadkiem - rozsypiemy się i my, stając się jedynie częścią niemieckiego obszaru gospodarczego i rezerwuarem taniej siły roboczej, niewolniczej siły roboczej - dla najnowszej 'rasy panów'.

Marian Kałuski - 27.10.15 7:07
Podpisuję się pod tym co napisał Jan Orawicz.
Rosja definitywnie jest i będzie zawsze naszym wrogiem. Hitlera już nie ma i Niemcy są inne. Wcale nie są wrogo nastawione do Polski. Nie możemy mieć wroga na wschodniej i zachodniej granicy. I to na zachodzie z własnego wyboru. Unia Europejska jest także dość dużym gwarantem naszej niepodległości.
Inna sprawa to to, że rząd polski powinien odważnie (ale nie agresywnie!) dbać o polskie interesy w stosunakach z Berlinem, o co nie dbała odeszła w cień 25 października 2015 roku obrzydliwa pod każdym względem Platforma Obywatelska.
Powinniśmy również mocno oprzeć się na państwach grupy wyszehradzkiej, do której powinna dołączyć Rumunia i Bułgaria.
I zapomnieć o jakimś Międzymorzu, gdyż to marzenie ściętej głowy. Ukraina i Litwa NIDGY nie będą naszymi przyjaciółmi-sojusznikami. Zreszą widać, że Ukraina nigdy nie wyzwoli się z rosyjskiego "bratniego uścisku" - i to w dużym stopniu na własne życzenie (to dobrze dla Polski: istnienie niepodległej Ukrainy, ale słabej), a Litwa pod każdym względem jest wielkim zerem i sojusz z nią to tak, jakby mieć sojusz z Nepalem czy Liberią albo Fidżi na Pacyfiku.
Marian Kałuski, Australia

Jan Orawicz - 26.10.15 17:48
Panie Lubomirze to jest krecia robota Niemcow. Czy to sie uda
zauwazyc przez nowy rzad? Jest bardzo trudna sprawa,poniewaz
ona ciazy na stosunkach polsko-niemieckich. A nie chcemy miec tych
stosunkow zlych,bo to wplywa ujemnie na bilans umow handlowych itp.
W dzisiejszym zagrozeniu, jakie narasta ze strony Rosji, przyjazne stosunki
z Niemcami moga gwarantować tez nasze bezpiecznstwo.Nalezymy do
jednego paktu obronnego. I z tego golwnego powodu musimy budowac
przyjazne stosunki z naszym zachodnim sasiadem,ktory sobie liczy
ponad 7O milionow ludzi. A Polska nam sie kurczy! A stan gospodarczy
Polski,co widac golym okiem jest mizerny!!! W to bagno wpadnie nowy
rzad. I zanim sie temu rzadowi uda ruszyc gospodarke do przodu to jeszcze
sporo tysiecy Polakow wyemigruje za chlebem. O tych sprawach dobrze
wiedza ekonomisci. Zabiedzeni ludzie musza wiedziec,ze ten nowy rzad
nie dysponuje rozdzkami czarodziejskimi. I w tym wymiarze sprawy nasze
stosunki z Niemcami musza byc przyjazne. Pozdrawiam

Lubomir - 26.10.15 13:08
Na Kresach Zachodnich i Północno-Zachodnich Rzeczypospolitej Polskiej trwa podobny proces depolonizacji, jak na Wileńszczyżnie, Kowieńszczyźnie czy na Ukrainie Zachodniej. Wciąż trwa exodus młodych Polaków z Opolszczyzny, Dolnego Śląska i m.in. z Pomorza Zachodniego i Środkowego. Ten exodus przypomina masowy odpływ chrześcijan z Palestyny, Libanu, Iraku i Syrii. Na miejsce Polaków zaczynają napływać niemieckie firmy, z załogami złożonymi z Niemców i niemieckich gastarbeiterów. Warunkiem zatrudnienia się Polaków, jest biegła znajomość języka niemieckiego. Mile widziana jest przynależność do Mniejszości Niemieckiej lub do którejś z tzw Autonomii, kreowanych i wspieranych przez Niemców. Wkrótce może okazać się, że polskie krainy zaczynają przypominać Polesie lub Wołyń. Zaczynają tracić kolejne atrybuty polskości.

Wszystkich komentarzy: (4)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

25 Kwietnia 1943 roku
W wyniku tzw. sprawy katyńskiej zerwano polsko-radzieckie stosunki dyplomatyczne.


25 Kwietnia 1632 roku
Zmarł Zygmunt III Waza, król Polski.


Zobacz więcej