Piątek 19 Kwietnia 2024r. - 110 dz. roku,  Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 14.08.15 - 22:13     Czytano: [4449]

Skandal! Szeptycki świętym (Aktualiz.)



List otwarty do rektora PMK w Australii

Marian Kałuski
Melbourne, Victoria
14.7.2015

O. Wiesław Słowik TJ
Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Australii
Melbourne, Victoria

Wielebny Ojcze,

Z pewnością Ojciec będzie zaskoczony moim poniższym listem. Tak, jestem katolikiem, o czym Ojciec dobrze wie, ale także – z woli Boga! – Polakiem. A jako Polak mam obowiązki polskie. Mój patriotyzm nie pozwala mi obojętnie patrzeć na szkodzenie Polsce i narodowi polskiemu przez Watykan, jak również nie tylko na obojętność na to biskupów polskich, ale również popieranie przez nich antypolskich akcji, tylko dlatego, że większość moich rodaków to ludzie albo mało inteligentni, albo wyprani z patriotyzmu, albo osoby, które nie mają cywilnej odwagi powiedzieć Watykanowi i swoim „polskim” biskupom „BASTA!” lub „non possumus”.

Otóż media światowe podały, że 16 lipca 2015 roku papież Franciszek zapowiedział beatyfikowanie czyli wyniesienie na ołtarze Andreja Szeptyckiego, ukraińskiego grekokatolickiego arcybiskupa Lwowa z lat 1900-44.

Tymczasem prawda o tym człowieku jest taka, że był on skrajnym nacjonalistą ukraińskim, który świadomie odrzucał dwa przykazania miłości: miłowanie drugiego człowieka, nawet nieprzyjaciela. Jako nacjonalista ukraiński był wyjątkowo obrzydliwym wrogiem Polski i Polaków, do tego stopnia, że, przez swe milczenie, tolerował masowe (100-200 tys. ofiar) ludobójstwo ludności polskiej przez nacjonalistów ukraińskich. Gorzej. Jako jedyny biskup katolicki w Polsce wysyłał listy do Hitlera gratulujące jego podbojów w Europie i wyraził gotowość budowy wraz z nim nowej Europy, w której dla Polski nie było miejsca. Zgodnie z tym pragnieniem był współzałożycielem ukraińskiej Dywizji SS „Galizien”, która (włącznie z 20 kapelanami skierowanymi do niej) m.in. pacyfikowała polskie wioski i także brała udział w ludobójstwie Polaków.

Jako Polak i katolik jestem wstrząśnięty i oburzony decyzją Stolicy Apostolskiej i papieża Franciszka (papieże bardzo często byli wrogami Polski i Polaków) wynoszeniem na ołtarze „człowieka”, który nienawidził drugiego człowieka i pośrednio partycypował w dokonywanym przez jego wiernych ludobójstwie! Jestem oburzony także brakiem jakiejkolwiek reakcji – protestu na tę decyzję za strony biskupów „polskich”, które to zachowanie trudno nazwać patriotycznym (dla wielu biskupów polskich na przestrzeni wieków interesy Watykanu były bliższe od interesów Polski i narodu polskiego – przykre to, ale prawdziwe). Jaka jest przepaść między kard. Stefanem Wyszyńskim a obecnymi biskupami „polskimi” w tej konkretnej sprawie. Kard. Wyszyński dwa razy – w 1958 i 1962 roku zablokował w Watykanie ukraińskie starania o beatyfikację Szeptyckiego. Mylił się, czy był prawdziwym chrześcijaninem i człowiekiem, którym podczas wojny wstrząsnęły do głębi informacje o masowym mordowaniu przez Ukraińców Polaków – w tym kobiet, dzieci i starców, tylko dlatego, że byli Polakami?! Był patriotą polskim. Czy współcześni biskupi „polscy” są ludźmi bez serca i wyprani z patriotyzmu?! Przecież także biskup Montini, późniejszy papież Paweł VI mówił, że list Szeptyckiego do Hitlera był „niedopuszczalny”. A dzisiaj jest O.K.?!

W 1968 roku papież Paweł VI mianował biskupem pomocniczym diecezji monachijskiej księdza Matthiasa Defreggera. Sakrę biskupią przyjął on we wrześniu w Monachium. Rok później prasa ujawniła nieznane fakty z jego życia. Okazało się, że w czasie wojny służył w randze kapitana w Wehrmachcie. W 1944 roku jego jednostka znalazła się we Włoszech, w okolicach małej wioski Filetto. Wojska niemieckie poniosły tam duże straty. W ramach odwetu wydano rozkaz pacyfikacji miejscowości. Dowodził nią kapitan Defregger. Jego podkomendni spalili całą wieś i wymordowali prawie całą ludność cywilną. Po wojnie Defregger wstąpił do seminarium duchownego, a po jego ukończeniu rozpoczął szybką karierę kościelną, której zwieńczeniem stała się sakra biskupia.

Oburzenia mianowaniem „ludobójcy" biskupem nie krył cały świat. Biskup morderca został zmuszony do odbycia dłuższych rekolekcji zamknięty w nieznanym klasztorze. Jak Szeptycki odpokutował za swój grzech polakożerstwa i flirtu z Hitlerem?

Nie tylko że nie odpokutował, ale teraz jest za te grzechy wynoszony na ołtarze!

Mogę zrozumieć zachowanie papieża Franciszka – obywatela państwa (Argentyna), które po wojnie ochoczo dawało schronienie największym zbrodniarzom hitlerowskim. Możliwe, że niektórzy z nich byli kochanymi parafianami ks. Jorge Mario Bergoglio (dziś papieża Franciszka). Nie mogę jednak za nic zrozumieć milczenia biskupów „polskich” w sprawie próby beatyfikacji Szeptyckiego – faszysty, ze zbroczonymi polską krwią rękoma.

Czy Watykan i biskupi „polscy” wyobrażają sobie Polaków modlących się do tego błogosławionego-mordercy Polaków i poplecznika Hitlera?

Okłamuje się ludzi, że za wstawiennictwem Szeptyckiego dokonał się jakiś cud. Cud można dziś kupić tak jak dyplom najlepszego uniwersytetu na świecie. Jego „cud” to taki „cud” jak rzekomo cudowne uzdrowienie włoskiej zakonnicy z choroby nowotworowej za rzekomym wstawiennictwem 800 męczenników z Apulii, kanonizowanych przez papieża Franciszka w 2013 roku. Profesor Salvatore Toma, który tę zakonnicę leczył w latach 1979-82 w szpitalu w Genui powiedział, że to była zasługa nauki i terapii, a nie żaden cud i stwierdził, że z religijnego punktu widzenia cud musi być natychmiastowy. Watykańskie mury czegoś takiego nie słyszały. Lekarz po raz pierwszy w historii zakwestionował decyzję Stolicy Apostolskiej („To nie był cud” Dziennik.pl. 12.5.2013).

Świat tak łatwo nie przełknie faszystę i zbrodniarza na ołtarzach kościołów katolickich!

Quo vadis Watykanie? Quo vadis biskupi „polscy”? Potwierdzają się ponownie słowa papieża Pawła VI, który powiedział, że „czad Szatana wślizgnął się do Kościoła”.

Kościół na całym świecie upada. I trudno się temu dziwić, jeśli, obok innych skandalicznych grzechów duchowieństwa katolickiego, które wstrząsają obecnym Kościołem, na ołtarze wynoszeni są zbrodniarze i faszyści!

Kościół sam podkopuje swoją naukę o opiece Ducha św. nad Kościołem!!!

Ja także zastanawiam się czy jeśli Szeptycki zostanie wyniesiony na ołtarze pozostanę członkiem Kościoła katolickiego. Przecież nie będę się modlił do hitlerowców (a Litania do Wszystkich Świętych obejmie także Szeptyckiego!). Jeśli to grzech, to biorą go na swoje sumienie papież Franciszek, kurialiści watykańscy i biskupi „polscy”.

Jeśli biskupi polscy są patriotami, to, za wzorem kard. Stefana Wyszyńskiego, niech zablokują beatyfikację człowieka, który za nic nie ma prawa być wyniesiony na ołtarze!

Może Ojciec mi udowodni, że jestem w błędzie, że Szeptycki naprawdę zasługuje na wyniesienie na ołtarze? Proszę mnie o tym przekonać. Jestem w depresji. Trudno mi w to uwierzyć, że Kościół może tak nisko upaść.

Polecam obszerne i poparte dowodami historycznymi uwagi na ten temat prof. Andrzeja A. Ziemby z Uniwersytetu Jagiellońskiego, które są opublikowane w Internecie. Tutaj zamieszczam angielskie streszczenie.

Polecam także mój artykuł historyczny „Dzieje stosunków polsko-watykańskich”, o których przeciętny Polak nie ma zielonego pojęcia, nawet ci, którzy ukończyli historię na uniwersytetach. Bo to temat tabu i rzekomo antykościelny, a tym samym antypolski. Tymczasem Polacy powinni tę ponurą prawdę znać. Tak w interesie Polski jak i narodu polskiego. Tym bardziej, że Watykan nie wyleczył się nigdy z antypolskiej choroby. Np. od ponad dwudziestu lat Watykan prowadzi, często w sposób brutalny, depolonizację pozostałych Polaków na Białorusi i Ukrainie. A skandalem nad skandalem jest to, że w tej akcji biorą udział przybywający tu z Polski „polscy” księża i zakonnicy. Ale to także temat tabu – ukrywany bezwstydnie przed Polakami. Przez polski Kościół, polski rząd, media i wiele polskich instytucji. Jedynym sprawiedliwym (i patriotą polskim) w tej sprawie jest ks. Roman Dzwonkowski („Dramat Polaków w kościele katolickim na Białorusi i Ukrainie” Nasz Dziennik 22-23.9.2007).

Mówi się, że duża wiedza u człowieka sprzyja Bogu – wierze w Boga. Ale na pewno nie sprzyja Kościołowi, gdyż wyciąga na światło dzienne jego bardzo liczne i często potworne brudy.

Dziwię się współczesnym Polakom, że wszystko olewają, na czym żerują wrogowie Polski i narodu polskiego, w tym Watykan i „polscy” biskupi.

„Polski” papież Jan Paweł II powiedział: „Prawda was wyzwoli”. Tak proszę odczytać ten list. Trzeba rozdrapywać rany, póki nie zarosną błoną podłości. Tak aby zwyciężyła prawda. Aby Watykan i „polscy” biskupi przestali szkodzić Polsce i narodowi polskiemu, który ich karmi POLSKIM chlebem!

Z poważaniem,
Marian Kałuski


Kopie poprzez Internet: biskupi „polscy”, nuncjusz apostolski w Polsce i Australii, premier RP, polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Ambasada RP przy Watykanie, partie polityczne, wybrani politycy, wybrane instytucje i gazety w Polsce.

Internet:
PRAWDA HISTORYCZNA A PRAWDA POLITYCZNA W BADANIACH NAUKOWYCH
pod redakcją Bogusława Pazia
Kraków 2013


ANDRZEJ A. ZIĘBA
Uniwersytet Jagielloński

SZEPTYCKI W EUROPIE HITLERA
SHEPTYTSKYI IN HITLER’S EUROPE

SUMMARY

Ukrainian Metropolitan Andrew Sheptytskyi had, in spite of old age and disease, a full understanding of the reality of the Second World War. He was the only Catholic hierarch in occupied Poland, who officially and actively supported the Nazi Germans. As a politician he demanded them to recognize Ukrainians as a partner in the war. In July 1941 he supported the initiative of nationalist leader, Stepan Bandera, to create an allied Ukrainian state alongside Hitler. Next steps in this direction he did in collaboration with a broader spectrum of Ukrainian politicians more cautious than Bandera, but also focused on collaboration with the Nazis (letter of January 1942 to Hitler; support of the SS Division “Galicia” in March 1943). The content of confidential letters to the Pope, parallel written, shows that he was aware of the ethical circumstances of alliance with Nazi Germany, but still he remained a determined supporter of it. Vatican believed in the anti-German attitude of Szeptycki until two Greek Catholic bishops, Grigoriy Khomyshyn of Stanislaviv and Paul Gojdych of Presov, did not handed a copy of the Sheptytskyi.s letter to Hitler. Polish ambassador to the Vatican, Kazimierz Papée, found that the letter .bears the hallmarks of high treason [...], indicates a sell-out for Hitler and the Third Reich [...], and may exclude Sheptytskyi from the future of the Polish-Ukrainian relations.. Archbishop Giovanni Battista Montini (the future Pope Paul VI) called the letter „unacceptable”. Genocide of 1941-1944 proved to be vital test for Sheptytskyi. Harm done to the Jews and Poles by Germans he did not approve, but a favorable treatment of Ukrainians was more important for him. His ethical objections raised at the margins of public support for collaboration. For Metropolitan Jews were a people that could have been saved and converted to Christianity, in the case of Poles he did not feel the religious motivation, because they already were Catholics. Jews do not formulate their own national political plan that would be an alternative to the proposed Ukrainian state. In contrast, the Poles, according to the Ukrainians, were their most dangerous political rivals. This calculation was the context of the Metropolitan’s silence on the genocide of Poles committed by the Organisation of Ukrainian Nationalists.
Sheptytskyi had failed when, in letters to the faithful, called for not killing others and referred to the argument that you can not serve the holy cause with bloody hands. Since, however, he publicly and repeatedly argued that you can work with those who are literally drowning in human blood, the faithful have the right to get lost in the inconsistency.

Dzieje stosunków polsko-watykańskich

Motto: Kto nie zna historii ten zawsze pozostanie dzieckiem – Cyceron. A że Polacy nie znają historii, dlatego polski katolicyzm jest dziecięcy - płytki, niedouczony i fanatyczny, a jego dzieje zafałszowane.

Głową państwa watykańskiego, a do 1870 roku Państwa Kościelnego, i najwyższym zwierzchnikiem Kościoła katolickiego jest papież.

Stosunki Polski i Polaków z papiestwem i Stolicą Apostolską rozpoczął sam fakt przyjęcia przez władcę polskiego Mieszka I w 966 roku chrześcijaństwa zachodniego, a więc rzymskiego. Akt ten rozpoczął chrystianizację Polski, która z biegiem wieków stała się jednym z największych państw katolickich w Europie i na świecie, a przez wypadki historyczne „przedmurzem chrześcijaństwa” (pierwszy nazwał Polskę „przedmurzem chrześcijaństwa” Mikołaj Machiavelli w „Discorsi” wydanym w 1516 roku).

Tak Polska jak i Czechy były zagrożone roszczeniami cesarstwa niemieckiego. Toteż w 965 roku Mieszko I wszedł w porozumienie w księciem Czech Bolesławem I (z rodu Przemyślidów). W wyniku tego porozumienia politycznego Mieszko I pojął za żonę córkę Bolesława I, Dobrawę (Dąbrówkę). Czechy były już wówczas krajem chrześcijańskim (od 874 r.). Porozumienie czesko-polskie stało się wstępem do chrystianizacji Polski. Jeszcze w 965 roku papież Jan XIII (965-972) wysłał do Polski jako swego legata ze szczególnymi pełnomocnictwami misyjnego biskupa Jordana. Fakt ten zapoczątkował nawiązanie bliskich kontaktów Mieszka I i Polski ze Stolicą Apostolską. Dzięki staraniom Mieszka I papież Jan XIII utworzył w 968 roku pierwsze w Polsce biskupstwo w Poznaniu, tworząc w ten sposób Kościół polski; biskupstwo to do 1012 roku było bezpośrednio zależne od Stolicy Apostolskiej.

Pod koniec swego panowania (między 985 a 992 r.) Mieszko I wystawił dokument, od pierwszych słów aktu zwany „Dagome iudex”, w którym ustalił stosunek swego państwa do Stolicy Piotrowej, oddając Polskę pod opiekę-protekcję papieską – Stolicy Apostolskiej (tzw. darowizna św. Piotra). Trwałą konsekwencją tego aktu było płacenie Stolicy Apostolskiej przez Polskę, od czasu Mieszka I, świętopietrza, czyli daniny na rzecz papiestwa. Początkowo świętopietrze płacone było przez władców, później (prawdopodobnie od XI w.) obowiązek jego płacenia spadł bezpośrednio na ludność. Przetrwało ono do reformacji – do 1555 roku. Z Polski odpływały olbrzymie sumy pieniędzy na rzecz papiestwa, które rzadko kiedy popierało interesy Polski i narodu polskiego.

Jednocześnie od przyjęcia chrztu przez Polskę, każdy jej władca musiał składać przysięgę posłuszeństwa każdemu nowo wybranemu papieżowi albo osobiście, albo przez swego posła, co władcy polscy czynili bez żadnego oporu. Uważał to za poniżające władców polskich doktor praw, starosta generalny Wielkopolski, a następnie wojewoda poznański, wychowanek m.in. uniwersytetu włoskiego w Bolonii, który w latach 1464 i 1466 z ramienia króla Kazimierza Jagiellończyka posłował do Rzymu, zapalony wielbiciel literatury i nauki rzymskiej Jan Ostroróg (ok. 1436-1501). W swym pierwszym polskim dziele politycznym Monumentum pro Rei-publicae ordinatione (ok. 1477, wydanie polskie 1831) sugerował uporządkowanie niektórych spraw w Polsce. Odnośnie wyzwolenia się królów polskich z poddaństwa papieskiego pisał: „Odwiedzić nowego papieża, powinszować mu tego wyniesienia, napomnieć i zachęcić, aby sprawiedliwie i świątobliwie Kościołem Chrystusa rządził, także oświadczyć i wyznać, że król z całym królestwem wiarę katolicką zachowuje – w tym wszystkim nie widzę nic złego; ale żeby roztropną rzeczą było obiecywać posłuszeństwo we wszystkim (jak to zwykle papieżowi obiecują) – na to żadną miarą nie przystanę. Sprzecznością jest bowiem co innego mówić, a co innego czynić. Twierdzi król Polski (i słusznie, bo nikomu nie ulega!), że oprócz Boga nie ma nad sobą żadnej zwierzchności: jakże to pogodzić z prawdą, jeśli mówić będziemy do papieża tak, jakeśmy dotychczas, winszując mu, mówili? Niech sobie nadal pozostaną odwiedziny, ale pod imieniem uszanowania, nie posłuszeństwa, bo to absurd uwłaczający godności króla polskiego”.

Przyjazną politykę wobec Stolicy Apostolskiej prowadził następca Mieszka, książę/król Bolesław Chrobry. Owocami tej polityki było w 999 roku kanonizowanie przez papieża Sylwestra II (999-1003) pierwszego świętego polskiego – św. Wojciecha, który zginął w 997 roku śmiercią męczeńską z rąk Prusów, a którego ciało, wykupione przez Chrobrego, złożono z największą czcią w stolicy książęcej – Gnieźnie, oraz utworzenie w tymże samym roku arcybiskupstwa w Gnieźnie i w 1000 roku pierwszej polskiej metropolii (gnieźnieńskiej) wraz z trzema podległymi jej biskupstwami w: Kołobrzegu, Krakowie i Wrocławiu. Dało to Polsce zupełną niezależność kościelną, ale też zupełną niepodległość polityczną (wobec ścisłego związku, jaki w owych czasach zachodził między organizacją polityczną a kościelną w świecie chrześcijańskim). Przybyły do Gniezna w roku 1000 cesarz Otton III uczynił z Bolesława Chrobrego „współuczestnikiem cesarstwa” i włożył diadem na głowę Chrobrego, co było wielkim wyróżnieniem w stosunku do Czech i książąt niemieckich. Gniezno stało się duchową stolicą Polski, od początku XV w. siedzibą prymasów Polski. Metropolia gnieźnieńska stała się ośrodkiem i siłą jednoczącą naród polski aż po XX wiek.

Jak pisze Leon Koczy: „Przyjąwszy chrześcijaństwo z Zachodu weszła Polska do rodziny ludów chrześcijańskich i miała odtąd rozwijać się w ramach kultury zachodniej. Politycznie w latach 963-967 występują na jaw wszystkie czynniki, które odtąd stanowić miały osnowę dziejów polskich aż do ostatniego Piasta: zagrożenie niemieckie, dążność do zachowania niezależności i walka o Ziemie Zachodnie. Na polu kościelnym objawiło się to za pierwszych Piastów w staraniach o własną prowincję kościelną (metropolię), w zakresie politycznym – w zabiegach o koronę królewską. W dziedzinie kościelnej przeprowadzili pierwsi Piastowie swój program całkowicie. Dzięki współpracy z Czechami uzyskała Polska samodzielne, od Rzymu zależne biskupstwo misyjne (968) i pierwszego biskupa Jordana, duchownego z Zachodu, nie z Niemiec, w każdym razie nie z (wrogiej) Saksonii. Ten pierwszy polski biskup działał niezależnie od założonej w r. 968 (niemieckiej) metropolii „Słowian” w Magdeburgu. Samodzielne stanowisko pierwszego polskiego biskupa ułatwiło następcom jego zabiegi o arcybiskupstwo, podjęte przez pierwszych Piastów z myślą o uchronieniu się przed wpływami niemieckimi... Tak więc dzięki staraniom polskich władców, Mieszka I i jego syna, Bolesława Chrobrego, doszło do skutku ufundowanie metropolii polskiej na pamiętnym zjeździe gnieźnieńskim w roku 1000... Nowa metropolia kładła kres roszczeniom Magdeburga do praw kościelnych nad Odrą; politycznie była niejako przypieczętowaniem niezależności Polski w stosunku do cesarstwa (niemieckiego)...”.

Tak więc chrystianizacja Polski poprzez Stolicę Apostolską (Watykan) przyczyniła się do utrwalenia państwowości polskiej, zagrożonej przez niemieckie „parcie na wschód”. To było korzystne dla narodu polskiego.

Chrystianizacja Polski i systematyczny rozwój Kościoła w Polsce przyczyniły się do bliskich związków papiestwa-Stolicy Apostolskiej z Polską, polskim Kościołem i Polakami i na odwrót. I to od samego początku historii chrześcijaństwa polskiego. Wiemy, że Mieszko w 973 roku wysłał poselstwo do papieża Benedykta VI. To z Rzymu przybyli do Polski m.in. św. Wojciech (997) i św. Brunon z Kwerfurtu (1004) oraz na czele mnichów św. Romualda Benedykt z Benewentu. W Rzymie był w 999 roku Gaudenty, uczestniczący w pruskiej podróży misyjnej swego brata, św. Wojciecha – patrona Polski, zorganizowanej przez księcia Bolesława Chrobrego w 997 roku; został wówczas prekonizowanym pierwszym arcybiskupem nowoutworzonej metropolii gnieźnieńskiej. W Zjeździe gnieźnieńskim w 1000 roku brało udział kilku kardynałów z Rzymu. Z kolei Bolesław Chrobry w 1001 roku wysyła swego posła Astryka-Anstazego do papieża Sylwestra II. W 1003 roku udaje się do Rzymu „jeden z braci” eremu św. Romualda w Międzyrzeczu, w sprawach religijnych, ale również i państwowych, zleconych przez Bolesława Chrobrego; tenże mnich po raz drugi udaje się do Rzymu jesienią tego samego roku. W następnym roku udaje się do Rzymu jako poseł Chrobrego biskup poznański Unger (uwięziony po drodze przez Niemców). Na przełomie roku 1013 i 1014 notujemy znowu poselstwo Chrobrego do Rzymu, a w 1014 roku jeszcze jedno (W. Meysztowicz).

Przez cały okres piastowski (do 1370) były utrzymywane bardzo bliskie stosunki polsko-papieskie. Stolica Apostolska brała pod uwagę to, że Polska w okresie przed rozbiciem dzielnicowym (1138) i po zjednoczeniu większości ziem polskich przez Władysława Łokietka (pocz. XIV w.) była bardzo dużym państwem w ówczesnej Europie i to, że od północnego-wschodu graniczyła z krajami jeszcze pogańskimi – Prusami i Litwą, a od wschodu z prawosławną Rusią. Polska z kolei widziała w dobrych stosunkach ze Stolicą Apostolską pewnego rodzaju gwarancję na niezależny od cesarstwa niemieckiego byt państwowy. Polska i Stolica Apostolska wspierały się więc wzajemnie. A jeśli chodzi o Kościół polski, to papieże starali się utrzymać go w swych rękach przez specjalnie wysyłanych legatów (W. Meysztowicz). Papież Jan XIX wydał zgodę na koronację Bolesława Chrobrego w 1025 roku, i jeszcze w tym samym roku na koronację Mieszka II (1025-34). W sporze cesarza Henryka IV z papieżem Grzegorzem VII o program reform kościelnych książę polski Bolesław Śmiały popierał papieża (co przyczyniło się do triumfu papieża Grzegorza VII nad cesarzem w Kanossie w 1076 roku), za co Grzegorz VII wyraził zgodę na jego koronację (1076). Książę Bolesław Krzywousty nawiązał ściślejsze kontakty z papieżem Paschalisem II (1099-1118): w Polsce przebywał wówczas legat papieski, kard. Idzi. W związku ze sporem o dziedziczenie władzy zwierzchniej w Polsce między księciem Władysławem II i młodszymi braćmi, dla złagodzenia konfliktu, papież Eugeniusz III przysłał do Polski w 1148 roku swego legata kardynała Gwidona. Natomiast papież Innocenty IV w 1248 roku wysłał nad Wisłę swego legata kardynała Jacques Pantaleon’a z Troyes (przyszły papież Urban IV 1261-64) dla lepszej organizacji Kościoła polskiego. Papież Bonifacy VIII wydał w 1295 roku pozwolenie na koronację królewską dla księcia wielkopolskiego Przemysława II. Między innymi przy poparciu Rzymu odrodziło się królestwo polskie za Władysława Łokietka (1320), a papież Jan XXII zezwolił na jego koronację.

Stosunki polsko-watykańskie w okresie piastowskim nie były jednak pełną idyllą. Weszły po raz pierwszy w stadium kryzysu w okresie panowania księcia Bolesława Krzywoustego. Ciągłe walki o tron papieski, które spowodowały istnienie obok siebie papieży i antypapieży, przy czym często nie było wiadomo, kto jest papieżem, a kto antypapieżem, doprowadziły do tego, że Polska i polski Kościół uznawały antypapieży Klemensa III (1080-1100), a potem Anakleta II (1130-38) za papieży. Wynikało to także z tego faktu, że zasiadający na tronie Piotrowym Innocenty II (1130-43) popierał antypolskie zarządzenia i plany króla niemieckiego Lotara (1125-37, cesarz od 1133). W odpowiedzi na to Innocenty II targnął się na niepodległość Polski i w 1133 roku wydał bullę, która podporządkowała wszystkie biskupstwa polskie nienieckiej metropolii w Magdeburgu. Osiągnięte jednak dwa lata później porozumienie polsko-watykańskie przywróciło odrębność polskiej metropolii gnieźnieńskiej. Natomiast papież Klemens II (1187-91) oderwał od polskiej prowincji kościelnej diecezję w Kamieniu Pomorskim.

Do nowego konfliktu polsko-watykańskiego doszło w XIV wieku za sprawą Krzyżaków, czyli niemieckiego katolickiego zakonu rycerskiego, zwanego: Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego, który powstał w okresie wojen krzyżowych w Jerozolimie w 1198 roku. Wobec klęsk ponoszonych przez chrześcijan w Palestynie w walkach z muzułmanami, zakon postanowił przenieść się do Europy. W 1211 roku król węgierski Andrzej II sprowadził Krzyżaków do obrony granic Węgier przed Połowcami, ale kiedy spostrzegł, że zamierzają oni z części jego ziem utworzyć państwo dla siebie, już w 1224-25 usunął ich z Węgier. Nie wiedział nic o tych – delikatnie mówiąc – niecnych działaniach Krzyżaków na Węgrzech książę Mazowsza Konrad, który w 1226 roku sprowadził ich, aby dla niego podbili mu pogańskie Prusy, które bez przerwy dokonywały najazdów łupieżczych na Mazowsze. Za ten obowiązek nadał im w lenno Ziemię Chełmińską. Zaraz po przybyciu Krzyżaków na Ziemię Chełmińską, wielki mistrz krzyżacki Herman von Salza uzyskał od cesarza Fryderyka II – bez wiedzy księcia Konrada – przywilej, nadający Krzyżakom przyszłe zdobycze w Prusach oraz darowizny Konrada. W 1234 roku Krzyżacy uzyskali też zatwierdzenie przez papieża Grzegorza IX nadań książęcych, mających rzekomo obejmować również Prusy. W tym samym roku Krzyżacy dokonali jeszcze fałszerstw w przywileju Konrada Mazowieckiego (tzw. kruszwickim) w ten sposób, że dokument stał się zrzeczeniem przez Konrada zdobyczy w Prusach na rzecz zakonu, a tym samym dał im podstawę prawną do zorganizowania tam swojego państwa. Co więcej, Krzyżacy po podboju Prus i stworzeniu tam silnego Państwa Krzyżackiego skierowali swą ekspansję terytorialną przeciw Polsce i w 1308 roku zajęli Pomorze Gdańskie z Gdańskiem, gdzie dokonali rzezi mieszkańców. Od tej pory i aż do 1525 roku Polska była często w stanie wojny z zakonnym Państwem Krzyżackim.

Nie miejsce tu na opisywanie historii konfliktu polsko-krzyżackiego. Starczy stwierdzenie faktu, że w tym okresie głównym wrogiem Polski był podporządkowany Watykanowi Zakon Krzyżacki i że papieże, którzy wówczas stanowili potęgę polityczną, z którą musieli się liczyć władcy Europy (np. w 1411 r. biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki w imieniu króla Jagiełły składał hołd posłuszeństwa Janowi XXIII (który w 1415 r. został aresztowany i złożony z papiestwa przez sobór powszechny za popełnione „55 ohydnych i zbrodniczych przestępstw” – co odnotował nasz dziejopis, ksiądz Jan Długosz), zazwyczaj popierali Krzyżaków przeciw nam – byli protektorami naszych wrogów, tylko dlatego, że tym wrogiem był zakon katolicki, którego interesy były ważniejsze dla Kościoła od interesów Polski. Nawet Marcin V (1417-31), chociaż wybrany został na papieża dzięki poparciu polskiemu, w sporze polsko-krzyżackim opowiedział się po stronie Krzyżaków. Prawda, trybunał powołany przez papieża Jana XXII na prośbę Władysława Łokietka w 1321 roku nakazał Zakonowi Krzyżackiemu zwrócić zagarnięte Pomorze Gdańskie, a drugi trybunał papieski w Warszawie w 1339 roku w wyroku swym nakazał Krzyżakom zwrot Polsce Pomorza, Ziemi Chełmińskiej, Kujaw, Ziemi Dobrzyńskiej i ogromne odszkodowanie w wysokości 94 tysięcy grzywien, jednak podległy papieżowi Zakon nie podporządkował się wyrokowi papieskiemu, wiedząc, że de facto ma pełne poparcie dla siebie ze strony Watykanu, że te procesy miały na celu zachowanie twarzy przez Watykan wśród Polaków. Potwierdza to dobitnie zachowanie Watykanu w sprawie polsko-krzyżackiej na soborze w Konstancji (1414-18). Kiedy rektor Akademii Krakowskiej Paweł Włodkowic przedstawił tam swój traktat De potestate Papae et imperatoris respectu infidelium, dowodzący, że nikogo nie wolno nawracać siłą, ponieważ niechrześcijanie mają takie sama prawa do życia, rodziny i własności i dlatego Krzyżacy są w Prusach nielegalnie, wynikł wówczas spór między papieżem i delegacją polską na tle oceny działalności Zakonu. Watykan popierał wszelkie zbrodnie Zakonu Krzyżackiego! Dlatego delegacja polska na soborze w Bazylei (1431-49) roku uderzyła w papieży i opowiedziała się za koncyliaryzmem, czyli za panującą w XIV-XV wieku doktryną w katolicyzmie, twierdzącą, że sobory powszechne są najwyższą władzą Kościoła, mającą nawet władzę sędziowską nad papieżem. Spośród Polaków, którzy nie akceptowali nieograniczonej władzy papieża w sferze religijnej, a przede wszystkim politycznej był biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki oraz wykładowcy Akademii Krakowskiej: Paweł Włodkowic, Andrzej Łaskarz, Jakub z Paradyża, Jan Kanty i Sędziwoj z Czechła. Watykan, aby ratować swe wpływy w Polsce wysłał do Krakowa legata Juliusza Cesariniego, który skłonił młodziutkiego króla Władysława IV do posłuszeństwa Watykanowi. Pomimo zawartego rozejmu z sułtanem królewskim Muradem II, skłonił również króla do podjęcia w 1444 roku walki z Turkami, która zakończyła się klęską pod Warną i śmiercią króla.

Dodać tu należy, że po wybuchu wojny polsko-krzyżackiej (tzw. trzynastoletniej 1454-66) papież Mikołaj V w 1454 roku rzucił klątwę na działający w Państwie Krzyżackim Związek Pruski, który ofiarował poddanie się królowi polskiemu Kazimierzowi Jagiellończykowi. Klątwę tą potwierdził pod koniec wojny papież Kalikst III. Ta antypolska postawa Watykanu przyczyniła się do poważnego konfliktu polsko-watykańskiego, do którego oliwy do ognia wlał w 1460 roku papież Pius II, który w 1460 roku chciał uczynić biskupem krakowskim swoją marionetkę. Król Kazimierz Jagiellończyk nie dopuścił do tego, jak również nie uznał i nie wpuścił do Polski legata papieskiego. Król ten nie dopuszczał przez 11 lat do objęcia diecezji warmińskiej przez mianowanego przez papieża Pawła II, Mikołaja Tuengena, który był sojusznikiem Krzyżaków i przekształcił spór z Polską w zatarg zbrojny, znany w historii jako „wojna popia”. Wojnę trzynastoletnią, którą przegrali Krzyżacy, zakończył pokój toruński (19 X 1466), mocą którego Polska odzyskała Pomorze Gdańskie, Ziemię Chełmińską, Warmię i zachodni pas Prus z Malborkiem i Elblągiem; resztę ziem Zakonu pozostała przy Krzyżakach jako lenno Polski. Sprawiedliwy z punktu widzenia historycznego, etnicznego i moralnego traktat nie uzyskał potwierdzenia Watykanu, który uważał go za bezprawny.

W XI wieku przybyli z Azji Centralnej muzułmańscy Turcy zajęli większą część Azji Mniejszej, a na początku XIV wieku przekroczyli Dardanele i zaczęli podbijać państwa bałkańskie, zagrażając także Wenecji i Państwu Kościelnemu. Do połowy XV wieku stosunki polsko-tureckie układały się pokojowo. Kiedy w 1440 roku królem Węgier został król Polski (od 1434 r.) Władysław III, papież Eugeniusz IV przedstawił młodziutkiemu – 18-letniemu i będącemu pod całkowitą kontrolą biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego Władysławowi III plan powstrzymania potęgi tureckiej. Zniewolony do tego król podjął w 1443 roku zbrojną wyprawę przeciwko Turcji, zakończoną zwycięstwem i 10-letnim rozejmem w Segedynie. Papież przyjął gniewnie ten fakt i wysłał do króla swego legata Juliana Cesariniego. Ten usilnie namawiał króla do rozpoczęcia nowej wojny z Turcją, obiecując pomoc floty burgundzkiej i weneckiej, co okazało się obietnicą bez pokrycia. Młody król w szponach Cesariniego i Oleśnickiego zerwał korzystny rozejm, po czym w 1444 roku poprowadził przeciw Turcji źle przygotowaną krucjatę chrześcijańską, złożoną z ok. 25 tys. wojsk węgiersko-polsko-włoskich, która skończyła się klęską i śmiercią Władysława III 10 listopada w bitwie pod Warną nad Morzem Czarnym. Przez Watykan Polska straciła króla i Węgry. Od tej pory Watykan często namawiał Polskę do wojny z Turcją. Obiecywał pomoc finansową, jednak często rzucał nam ochłapy albo nic nie dawał . Wykorzystywał bezwstydnie naszą religijność, jak również i naiwność. Za nazywanie Polski „przedmurzem chrześcijaństwa” Polska miała walczyć z Turkami, co leżało w interesie Państwa Kościelnego, gdyż wojny polsko-tureckie odsuwały niebezpieczeństwo tureckie od granic Państwa Kościelnego i państewek włoskich. W marcu 1683 roku Turcja uderzyła na Austrię. Dzięki staraniom papieża Innocentego XI 1 kwietnia 1683 roku Polska i Austria zawarły przymierze przeciwko Osmanom, którego gwarantem był papież. Po trzech miesiącach walk austriacko-tureckich, 14 lipca armia wielkiego wezyra Kara Mustafy obległa Wiedeń. Cesarz rzymsko-niemiecki (austriacki) – pupilek papieży Leopold I Habsburg zwrócił się do króla Polski Jana III Sobieskiego z błaganiem o pomoc w walce z najazdem tureckim, z którym siły Habsburgów i Rzeszy Niemieckiej nie mogły same sobie poradzić. Armia polska pospieszyła na pomoc. 12 września 1683 pod Wiedniem doszło do bitwy między wojskami polsko-austriacko-niemieckimi pod dowództwem króla polskiego Jana III Sobieskiego a armią Imperium Osmańskiego pod wodzą Kara Mustafy, która zakończyła się klęską Turków. Od tej pory Turcja przestała stanowić zagrożenie dla chrześcijańskiej części Europy. Do dziś dnia Polacy cieszą się z tego wielkiego zwycięstwa. Jednak okazało się ono nieszczęściem dla Polski. Wspierana przez papiestwo katolicka Austria z każdą nową dekadą rosła w siłę i postanowiła zniszczyć katolicką Polskę, w czym pomagała jej Stolica Apostolska – wszyscy kolejni papieże. To katolicka Austria zainicjowała I rozbiór katolickiej Polski, a więc 89 lat od wiktorii wiedeńskiej, kiedy to uratowaliśmy przy życiu to obrzydliwe w dziejach całej Europy katolickie państwo Habsburgów.

Ledwo pozbyliśmy się kłopotu z Krzyżakami (w 1525 r. zakonnicy zdradzili Kościół katolicki - przeszli na luteranizm, a Prusy Książęce stały się lennem Polski), a już na karku mieliśmy nowego wroga – właśnie katolickich Habsburgów, którzy rządzili Austrią, Niderlandami, Hiszpanią, Czechami, Węgrami i dużą częścią Włoch (Królestwo Obojga Sycylii) oraz całą Amerykę Łacińską. Potężni Habsburgowie byli katolikami więc Watykan wszedł w specjalny sojusz z nimi. Tak jak przedtem popierał wroga Polski – Krzyżaków, tak teraz papieże popierali nowych naszych wrogów – Habsburgów, których celem był podporządkowanie sobie Polski przez małżeństwa Habsburżanek z królami polskimi (Kazimierz Jagiellończyk, Zygmunt August, Zygmunt III, Władysław IV, Michał Korybut Wiśniowiecki i August III), co z biegiem czasu przybrało chęć podporządkowania sobie Polski lub jej wchłonięcia.

Jak już wspomnieliśmy, Polska nie miała prawa prowadzić własnej polityki zagranicznej. Musiała być ona podporządkowana polityce Watykanu, która bardzo często była sprzeczna z polską racją stanu. Na przykład, w 1526 roku zmarł król Czech i Węgier Ludwik II Jagiellończyk. W polskim interesie było, aby na tronie węgierskim zasiadł ktoś, kto będzie przychylnie i pokojowo nastawiony do Polski. Dla Polski taką osobą był wojewoda siedmiogrodzki Jan Zapolya (1487-1540), syn Stefana Zypolyi i piastowskiej księżniczki Jadwigi cieszyńskiej (w 1539 roku Zapolya poślubił Izabelę Jagiellonkę), a poza tym przywódca stronnictwa antyhabsburskiego na Węgrzech. I tak się stało. Węgierskie zgromadzenie szlacheckie w październiku 1526 roku wybrało go na następcę Ludwika II Jagiellończyka. Habsburgowie chcieli jednak zawładnąć Węgrami. Podkupili więc część magnatów, którzy obwołali w grudniu 1526 roku królem Węgier arcyksięcia austriackiego Ferdynanda Habsburga. Na Węgrzech wybuchła wojna domowa, a właściwie zbrojna interwencja Habsburgów w tym kraju. Polacy poparli Zypolyę. Uzyskał on także pomoc ze strony sułtana tureckiego Sulejmana I, który był w wojnie z Habsburgami. Wówczas Habsburgowie rozpoczęli serię intryg skierowanych przeciw Polsce, także w Watykanie, przedstawiając nas jako sprzymierzeńców muzułmańskiej, czyli antychrześcijańskiej Turcji.

Do ponownego zgrzytu w stosunkach polsko-watykańskich doszło po ucieczce z Polski do Francji króla Henryka Walezego w 1574 roku. Wówczas nuncjusz apostolski w Polsce, biskup Vincenzo Lauro (Laureo), mając pełne poparcie na to Watykanu, do chwili wyboru nowego króla w 1576 roku (Stefana Batorego), otwarcie i agresywnie agitował na rzecz osadzenia Habsburgów na polskim tronie, co spowodowało duże oburzenie w kraju, za jego wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski, za próbę narzucenia nam na króla osobę wrogą polskiej racji stanu, a tym samym Polsce. Za panowania Stefana Batorego Watykan ponownie doprowadził do poważnego zgrzytu w stosunkach z Polską. Król prowadził zwycięskie kampanie militarne z wrogą Polsce Moskwą. Chcąc uniknąć klęski car Iwan IV Groźny zwrócił się o pomoc do Watykanu. Wierząc w naiwność Watykanu, jak pisze Jan Żaryn w Encyklopedii historii Polski (t. 2, 1994): „zbałamucił” Rzym obietnicami ewentualnego przyjęcia katolicyzmu i udziału w lidze antytureckiej. Chwyciło. Watykan przez swego wysłannika Antonio Possevino wyraźnie skłaniał króla do przerwania polskich działań przeciwko Moskwie, a następnie w trakcie rokowań polsko-moskiewskich w Jamie Zapolskim w styczniu 1582 roku działał na rzecz Rosjan. Iwan IV okpił Watykan, a Polska straciła okazję pełnego pokonania Rosji.

Po śmierci króla Stefana Batorego, w 1588 roku arcyksiążę Maksymilian Habsburg chciał zbrojnie zająć Kraków i koronować się na króla Polski. Uniemożliwiła mu to przegrana przez niego bitwa z wojskiem polskim pod Byczyną 24 stycznia. Tę klęskę z wielkim bólem przyjęła do wiadomości Stolica Apostolska.

Pamiętajmy zawsze o jednym: to właśnie katolicka Austria była inicjatorem I rozbioru katolickiej Polski! Nuncjusze apostolscy w Polsce pracowali w tym kierunku, bowiem interesy Habsburgów były dla Watykanu ważniejsze od interesów Polski, dlatego, że to Austria była największą monarchią katolicką na świecie. Za wiedzą i zgodą papieży byli oni agentami Habsburgów. Niechlubny udział papiestwa w próbie zajęcia tronu polskiego przez arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, jak również inne grzechy papiestwa wobec Polski, omawia książka historyka polskiego Czesława Nanke Z dziejów polityki Kurii Rzymskiej wobec Polski 1587-89 (Lwów 1921), napisana w wyniku ekspedycji rzymskiej krakowskiej Akademii Umiejętności w latach 1910-12 i 1921. O wcześniejszej agenturalnej roli papiestwa w Polsce mówi m.in. zachowany list nuncjusza apostolskiego w Polsce Giovenniego Commendone z 8 marca 1565 roku, w którym pisał: „Poczytuję to za szczególniejsze szczęście, iż spełniając w tym kraju (tzn. w Polsce – M.K.) obowiązek mój według rozkazów ojca świętego, mogę zasłużyć się cesarzowi i arcyksiążętom (tj. Habsburgom – M.K.). A wspomniany wyżej Nanke pisze, że nuncjusz Vincenzo Lauro (1574-76) nie tylko pracuje z polecenia kurii watykańskiej na korzyść cesarza austriackiego, ale „posuwa się w tym tak daleko, że skompromitowany musiał opuścić Polskę”.

W ogóle aż do upadku państwa polskiego w 1795 roku papiestwo działało prawie zawsze na szkodę Polski w zmowie z Habsburgami. Np. nuncjusz Mario Filonardi (1635-43) prowadził brudną działalność skierowaną przeciwko królowi Władysławowi IV, który chciał prowadzić bardziej niezależną politykę. Kiedy w 1676 roku król Jan III Sobieski zawarł korzystny na ten czas dla Polski traktat z Turcją w Żurawnie, partia habsburska w Polsce, kierowana przez nuncjusza w Polsce i „lokaja Habsburgów” Francesco Martelli (1675-80), uznając cesarza Austrii jako swego protektora, organizowała zbrojny bunt przeciw „bezbożnemu Sobieskiemu” (Kazimierz Konarski Polska przed odsieczą wiedeńską Warszawa 1914). Następca Martelliego, kard. Opicjusz Pallavicini (1680-86), również agent Habsburgów, był nazywany wrogiem króla Sobieskiego i jego „domowym szpiegiem Habsburgów” (ks. Władysław Fabisz Wiadomość o legatach, ok. 1881). Za Jana III Sobieskiego doszło do jeszcze innego zgrzytu z Watykanem. Wynikł on ze sporu o nieuwzględnianie przez papieży królewskich kandydatów na godności kardynalskie. A trzeba przy tym pamiętać, że kardynałowie do XX wieku byli niekoniecznie osobami duchownymi i często spełniali rolę dyplomatów danego władcy. Papieże odmawiali tego Polsce; nie chcieli mieć w Watykanie ludzi stojących na straży polskiej racji stanu.

Wszyscy znaczący historycy polscy utrzymują, że rządy Sasów (Niemców) w Polsce: Augusta II 1697-1733 i jego syna Augusta III 1733-63 przyczyniły się do politycznego, gospodarczego i kulturalnego upadku Polski. August II wciągnął Polskę do wojny północnej 1700-21, chociaż Polska nie miała w niej żadnego interesu bo nie była w niej stroną. Przyczyniła się ona do straszliwego zniszczenia kraju. Była to wojna między Rosją, Danią i Polską a Szwecją. Toteż kiedy w 1704 roku wojska króla szwedzkiego Karola XII odniosły zwycięstwo nad Augustem II pod Pułtuskiem, zawiązała się konfederacja warszawska (16 lutego) przeciwko Augustowi II. 12 lipca 1704 roku odbyła się w Warszawie koronacja na króla Polski urodzonego we Lwowie Polaka – Stanisława Leszczyńskiego, który był bardzo światłym człowiekiem oraz troszczącym się o dobro Polski. Wówczas papież Klemens XI zrobił coś, co nie miało nic wspólnego z religią i dobrem Kościoła, a tylko brudną i antypolską polityką. Stanął po stronie Augusta II, tak jakby miał prawo do decydowania kto ma być królem Polski (Tadeusz Silnicki Dzieje papieży : od początków Kościoła do czasów dzisiejszych, t.2, Poznań 1997). 10 czerwca 1705 roku wydał brewe, w którym zabronił udziału biskupów polskich w koronacji Stanisława Leszczyńskiego, „pod karami odsądzenia od wykonywania obrządków biskupich i zakazu wstępu do kościoła”, oraz nakazał nuncjuszowi Julianowi Piazza doprowadzenie do aresztowania biskupa warmińskiego Andrzeja Chryzostoma Załuskiego, który popierał Leszczyńskiego, i odesłania do Rzymu, gdzie musiał się tłumaczyć papieżowi ze swego polskiego patriotyzmu.

Nuncjusz w latach 1721-28 Vincenzo Santini tak nachalnie i bezwstydnie wtrącał się w wewnętrzne sprawy Polski, działając jawnie na szkodę naszego kraju, że Sejm Polski uznał, że naruszał on obowiązujące w Rzeczypospolitej prawa. Otoczono jego dom strażą marszałkowską, a papieża Benedykta XIII poproszono o jego natychmiastowe odwołanie z Polski. Wcześniej, bo w 1558 roku musiał opuścić Polskę nuncjusz Luigi (Alojzy) Lippomano, ze względu na groźby pod jego adresem za wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski oraz za próbę wprowadzenia inkwizycji w Polsce.

Przez 19 lat przebywał w Polsce z pochodzenia Wenecjanin Jerzy Hieronim Maria Wojciech Laskarys (Lascaris), duchowny katolicki, którego ojcem był Teodor XIII, potomek rodziny cesarskiej w Nicei (obecnie Turcja). Po ukończeniu studiów teologicznych w Rzymie wstąpił do zgromadzenia teatynów i pracował w Watykanie. W 1738 roku został skierowany do jedynego w Polsce klasztoru teatynów we Lwowie. W 1741 roku dzięki poparciu księcia Michała Kazimierza Radziwiłła „Rybeński” został proboszczem parafii infułackiej w Ołyce na Wołyniu i w tymże roku wyświęcony na tytularnego biskupa zenopolitańskiego; w 1754 roku uzyskał tytuł arcybiskupa teodozyjskiego. Zreformował Akademię Zamojską w Zamościu, czyniąc ją w większym stopniu wyższą uczelnią. W 1748 roku Laskyrys został opatem żółkiewskim (Żółkiew k. Lwowa) oraz kanonikiem kapituły lwowskiej (do 1795 r.). W 1757 roku papież Benedykt XIV wezwał go do Rzymu – do pracy w Watykanie. W 1763 roku został tytularnym patriarchą aleksandryjskim, później jerozolimskim. W 1767 roku Laskarys został członkiem powołanej przez papieża Klemensa XIII watykańskiej kongregacji do spraw polskich, w której pełnił funkcję referenta i eksperta spraw polskich. Niestety, nie był w niej rzecznikiem spraw polskich, tylko watykańskich. Np. potępiał katolicką z ducha konfederację barską (1768-72), uważając, że nie należy drażnić Rosji zajętej wojną z Turcją (Watykan popierał wszelkie poczynania antytureckie) i skłonił papieża do milczenia wobec apelu konfederatów (PSB, t. XVI). Interesy Watykanu zawsze brały górę nad wszystkim innym, nawet nad moralnością i zwykłym ludzkim współczuciem!

W 1772 roku spełniło się marzenie Habsburgów i papiestwa: nastąpił I rozbiór Polski z inicjatywy Austrii, po którym miały przyjść rozbiory II w 1793 roku i III w 1795 roku, które wymazały Polskę z mapy politycznej Europy. Oczywiście Austria była za słaba aby sama zniszczyć państwo polskie. Skumała się w celu zrealizowania tej zbrodni na katolickim narodzie polskim z protestanckimi Prusami i prawosławną Rosją. „Zamordowanie” katolickiej Polski wcale nie zmartwiło Watykanu, gdyż było ono zgodne z wielowiekową polityką Stolicy Apostolskiej wobec Polski i Austrii. Ukoronowaniem antypolskiego służalstwa papiestwa wobec Habsburgów jest sławny i pełen niesławy – hańby dla papiestwa list papieża Klemensa XIV do Marii Teresy, w którym uspakaja „katolickie” sumienie cesarzowej Austrii, Marii Teresy, po jej udziale w zbrodni pierwszego rozbioru Polski, w którym czytamy: „Najechanie Polski i jej podział były nie tylko rzeczą polityczną, lecz leżały w interesie religii i dla duchowej korzyści Kościoła było konieczne, aby dwór wiedeński rozpostarł swe panowanie w Polsce o ile można najdalej” (Joachim Lelewel Historie de Pologne, t. 1, Paris 1844).

Niestety, taka jest prawda: papiestwo w sojuszu z Habsburgami-Austrią pracowało na zgubę państwa polskiego i swą działalnością przyczyniło się do upadku Polski!

Watykan nigdy nie przeprosił Polski za swój współudział w zagładzie katolickiego państwa polskiego w latach 1772-1795. Nie uczynił tego nawet „polski” papież Jan Paweł II w 2000 roku, kiedy przepraszał w imieniu Kościoła za jego grzechy wobec ludzkości popełnione w 20 wiekach istnienia Kościoła.

Patrząc na historię Polski i wielowiekową wrogą Polsce politykę Watykanu szereg historyków uważało, że Polska i naród polski lepiej by na tym wyszedł, gdyby zwyciężyła myśl najpierw króla Zygmunta Augusta, a następnie arcybiskupa gnieźnieńskiego i prymasa Polski Jakuba Uchańskiego (1502-1582) – myśl powstania polskiego Kościoła narodowego. Król Zygmunt August w 1555 roku wysłał w tej sprawie do papieża Pawła IV (1555-59) kasztelana sandomierskiego Stanisława Maciejowskiego z prośbą o uzyskanie zgody Stolicy Apostolskiej na cztery podstawowe punkty, które miałyby obowiązywać Kościół w Polsce: 1. służba Boża odbywać się będzie w języku narodowym; 2. Komunia św. będzie udzielana pod dwoma postaciami; 3. zniesienie celibatu księży; pozwolenia na zwołanie soboru narodowego, poświęconego liturgii, dogmatom i innym spornym zagadnieniom. Paweł IV stanowczo odrzucił przedstawione postulaty. Jednocześnie natychmiast wysłał do Polski nuncjuszy Alojzego Lippomano, a potem Giovenniego Commendone, agenta Habsburgów (nie chcieli oni powstania w Polsce Kościoła narodowego, bo to utrudniałoby im podporządkowanie sobie Polski, a następnie jej wchłonięcie przez Austrię), którzy odciągnęli króla od tego zamiaru. Powrócił do tej myśli Jakub Uchański, arcybiskup gnieźnieński od 1562 roku. Wówczas papież Pius V kategorycznie zabronił biskupom polskim brania udziału w synodzie narodowym gdyby taki został zwołany przez abpa Uchańskiego. Sprawa więc upadła. W obu planach polski Kościół narodowy nie miał całkowicie zerwać w papiestwem. Miał być Kościołem autonomicznym w ramach światowej wspólnoty katolickiej. Gdyby powstał polski Kościół narodowy to nie byłyby wówczas tak podległy i zależny od papieży – od ich często antypolskiej polityki. Również Polacy żyjący poza granicami Polski nie ulegali by tak szybkiej asymilacji, bowiem nie byliby wchłaniani i wynaradawiani przez lokalne wspólnoty katolickie. Faktem bowiem jest, wiara katolicka Polaków przebywających na obczyźnie jest tym czynnikiem, który najszybciej i najbardziej skutecznie wynaradawia Polaków (Marian Kałuski Polonia katolicka w Australii Toruń 2010).

Oficjalna, zazwyczaj katolicka, historia papieży i ich powiązań z Polską przemilcza wielowiekową antypolską politykę Watykanu. Natomiast wymienia skwapliwie kilkunastu papieży, których życie związało z Polską albo mieli w swych biogramach wyraziste polskie epizody. Miało to miejsce począwszy już od XIII wieku. Podawane przez nią fakty są zazwyczaj pozytywne lub neutralne, które potwierdzają, że była także mała grupa papieży, którzy byli życzliwie nastawieni do Polski i Polaków.

W wydawnictwach tych czytamy (poza wspomnianymi już faktami), że przed upadkiem Polski w 1795 roku: papież Honoriusz II (1124-30) erygował diecezję w Wolinie, którą podporządkował metropolii gnieźnieńskiej; Innocenty IV kanonizował w 1253 roku biskupa krakowskiego Stanisława Szczepanowskiego; Urban IV, który był papieżem w latach 1261-64, jako legat papieski przebywał w Polsce w latach 1247-48 i m.in. przewodniczył synodowi prowincjonalnemu we Wrocławiu, na którym ogłosił statuty, które zachowały się do naszych czasów; podczas wychodzenia Polski z rozbicia dzielnicowego, Bonifacy VIII (1294-1303) wyraził zgodę na koronację Przemysława II na króla Polski; „francuscy” papieże Jan XXII (1316-34) i Benedykt XII (1334-42) poparli Polskę w sporze z Krzyżakami; Urban V (1362-70) zezwolił na założenie Akademii Krakowskiej; kiedy w 1399 roku królowa Jadwiga urodziła córkę, papież Bonifacy IX polecił ją trzymać do chrztu w swoim imieniu, a w 1397 roku wyraził zgodę na erekcję wydziału teologicznego na Akademii Krakowskiej; Pius II (1458-64) jeszcze jako kardynał Enea Silvio Piccolomini uzyskał w 1457 roku poparcie papieża Kaliksta III (1455-58) na biskupa warmińskiego, jednak wyboru tego nie uznał król Kazimierz Jagiellończyk, za jego sprzyjanie Krzyżakom; prawdopodobnie Piccolomini jako wysłannik antypapieża Feliksa V (1439-49) przebywał w Polsce w latach 1444-45; Leon XIII (1513-21) udzielił pomocy finansowej na odbudowę twierdzy w Kamieńcu Podolskim na pograniczu polsko-tureckim oraz potwierdził w 1515 roku tytuł prymasa Kościoła polskiego dla arcybiskuów gnieźnieńskich oraz nadanie im godności legata urodzonego – legatus natus; Juliusz II (1550-55) w 1555 roku mianował pierwszego nuncjusza apostolskiego (ambasadora) w Polsce – Alojzego Lippomano; Grzegorzy XIII w 1578 roku zatwierdził powstanie Akademii w Wilnie, która odegrała tak wielką rolę w dziejach nauki polskiej do 1831 roku i ponownie, jako USB, w latach 1919-39; legatem papieskim w Polsce był w latach 1588-89 kard. Ippolito Aldobrandini, późniejszy papież Klemens VIII (1592-1605), który dobrze orientował się w stosunkach panujących w Polsce, do której odnosił się z wielką życzliwością, w 1592 roku zatwierdził powstanie Akademii w Zamościu oraz chciał powierzyć naczelne dowództwo wojsk chrześcijańskich hetmanowi Janowi Zamojskiemu, jednak hetman nie przyjął tej propozycji (z papieżem tym związana jest anegdotyczny polonik: otóż późniejszy Klemens VIII będąc w 1588 roku legatem w Polsce polubił piwo z Warki koło Warszawy;. będąc papieżem zachorował i dręczony pragnieniem szepnął: „Piva di Warka”, a zgromadzeni przy łożu chorego kardynałowie myśląc, że papież wzywa pomocy jakiejś świętej, zaczęli głośno się modlić: „Sancta Piva, ora pro eo” - „ Święta Piwo, módl się za nim!); Grzegorz XV (1621-23) wspierał finansowo wojnę Polski z Turcją, z tym że pomagając Polsce, pomagał także Państwu Kościelnemu w zwalczaniu wspólnego wroga; zanim Innocenty X (1644-1655) został papieżem, był wiceprotektorem Polski i odnosił się z wielką wyrozumiałością do spraw polskich; Aleksander VII (1655-67) udzielił pomocy Polsce w wojnie z protestancką Szwecją; w warszawskiej nuncjaturze za króla Zygmunta III Wazy pracował przez trzy lata ks. Emilio Altieri, późniejszy papież Klemens X (1670-76), który wspierał finansowo wymierzone w Imperium Ottomańskie poczynania militarne króla Jana III Sobieskiego; wspierał Klemensa X w tej akcji kard. Benedetto Odescalchi, następca Klemensa X jako Innocenty XI (1676-89), który zwycięstwo odniesione przez króla Jana III Sobieskiego nad Turkami pod Wiedniem w 1683 roku uznał za triumf Europy katolickiej i polecił wybić medal na cześć króla polskiego; w latach 1660-68 nuncjuszem papieskim w Polsce był opat Antonio Pignatelli, późniejszy papież Innocenty XII (1691-1700), który jako nuncjusz w lipcu 1665 roku nuncjusz udzielił ślubu Janowi Sobieskiemu i Marii Kazimierze d’Arquien (znanej dziś jako królowa Marysieńka) i był zawsze życzliwy dla króla Jana III Sobieskiego, po którego śmierci gościł w Rzymie wdowę Marię Kazimierę wraz z rodziną (królowa spędziła w Rzymie prawie 15 lat); Klemens XI (1700-21) był ojcem chrzestnym, a potem stałym opiekunem i protektorem wnuczki króla Jana III Sobieskiego, Marii Klementyny Sobieskiej (1701-1735).

Wszystko to nie kompensuje jednak krzywd wyrządzonych Polsce przez Stolicę Apostolską na przestrzeni wieków, a szczególnie w okresie zaborów w latach 1795-1918. To był najtragiczniejszy dla Polaków okres w stosunkach polsko-watykańskich.

Aby zrozumieć lepiej politykę Watykanu wobec Polski w okresie porozbiorowym, musimy cofnąć się do antypolskiej działalności trzech ostatnich nuncjuszy apostolskich w Polsce: abpa Giovanniego Andrea Archetiego 1775-84, abpa Ferdinando Marii Saluzzo 1784-94 i Laurentiusa Litty 1794-95, jak również do rewolucji francuskiej, wojen napoleońskich, kongresu wiedeńskiego i Świętego Przymierza. Antypolska działalność trzech ostatnich nuncjuszy apostolskich w Polsce pokaże nam, jak bardzo niemoralną – całkowicie sprzeczną z nauką Chrystusa politykę uprawiał Watykan w stosunku do Polski w ostatnich dekadach jej istnienia i czego można było się spodziewać od niej po upadku państwa polskiego.

Archetti został nuncjuszem w Polsce w 1775 roku. Niestety, nie była to najlepsza nominacja dla Polski. Więcej, była wręcz tragiczna. Kraj nasz, po tragicznych latach panowania Sasów, potrzebował głębokich reform społeczno-polityczno-kościelnych. Nuncjusz Archetti nie tyle tych problemów nie dostrzegał czy nie chciał dostrzegać, co raczej wykonywał ściśle polecania Stolicy Apostolskiej, której polityka wobec Polski niestety często w przeszłości była sprzeczna z polskim interesem narodowym. Archetti np. zwalczał zawzięcie projekty reform zawarte w Zbiorze praw sądowych kanclerza wielkiego koronnego Andrzeja Zamoyskiego (który m.in. podważał tradycyjne przywileje duchowieństwa, szkodliwe dla państwa), przyczyniając się drogą przekupywania posłów do ich odrzucenia przez Sejm 1780 roku. Dążąc do zachowania przywilejów Kościoła w dziedzinie oświaty, występował również przeciw reformie szkolnictwa prowadzonej przez Komisję Edukacji Narodowej. Co więcej, abp Archetti działał w przymierzu z Rosją – ambasadorem rosyjskim w Warszawie Stackelbergiem na szkodę Polski i ogólnie więcej dbał o Rosję i tamtejszych bardzo nielicznych katolików niż o sprawy polskie i wielki polski katolicyzm; po 1783 roku został przyjacielem carycy Katarzyny II. Także nuncjusz Ferdinando Marii Saluzzo działał na szkodę Polski, co potwierdzają pamiętniki Jakoba Johanna Sieversa, od grudnia 1792 do grudnia 1793 roku posła carycy Katarzyny II w Warszawie pt. Jak doprowadziłem do drugiego rozbioru Polski (Warszawa, 1992). Nuncjusz Litta był jeszcze gorszy od abpa Saluzzo. Był to także sługa Katarzyny II. Jego brat był admirałem floty rosyjskiej. Litta był wrogo nastawiony do Powstania Kościuszkowskiego 1794 i w czasie jego trwania współpracował z wywiadem rosyjskim i Prusakami. Pierwszy witał wkraczające do Warszawy wojska rosyjskie, potem przejmujące ją wojska pruskie.

Tak, wszyscy ostatni trzej nuncjusze apostolscy w Polsce pracowali na zgubę naszego kraju w sojuszu z Rosją, Prusami i Austrią. Przykład szedł do nich jednak z góry. Rządzący Kościołem katolickim w latach 1775-1799, a więc już po I rozbiorze Polski (1772) dokonanym przez katolicką Austrię, protestanckie Prusy i prawosławną Rosję, papież Pius VI stosował wobec Polski i jej sąsiadów politykę chwiejną i kunktatorską. Watykan zawsze trzymał z możnymi tego świata i nie miało znaczenia to, że ci możni nie są katolikami i działają na szkodę jakiegoś państwa katolickiego – w tym wypadku Polski. Tak, gorzką prawda jest fakt, że to że Polska była dużym i ważnym krajem katolickim miał dla papieży drugorzędne znaczenie. Liczył się tylko Kościół oraz jego interes i przywileje. W 1791 roku Pius VI wprawdzie uznał Konstytucję 3 Maja, ale pod warunkiem, że dotychczasowe wielkie przywileje Kościoła katolickiego w Polsce, niekiedy nie służące Polsce i narodowi polskiemu, nie będą naruszone. W latach 1792-95 papież i w ogóle Stolica Apostolska nie zrobili nic, aby powstrzymać likwidację państwa polskiego w 1795 roku. Powtarzam, Watykan nie zrobił nic, aby ratować przed upadkiem katolicką Polskę! Co więcej, w 1795 roku Pius VI potępił Powstanie Kościuszkowskie i nie zaprotestował przeciwko ostatecznemu rozbiorowi Polski przez Rosję, Austrię i Prusy, w 1796 roku zlikwidował nuncjaturę apostolską w Warszawie, a w 1798 roku, a więc zaledwie 3 lata (!) po ostatecznym rozbiorze Polski, uznał go oficjalnie, zawierając konkordat z Rosją, do czego doprowadził abpa Litta, który po upadku Polski został nuncjuszem w Rosji, której przedtem służył w Warszawie.

Jak widzimy, Watykan ze stoickim spokojem, ale także z ukrywaną przed ogółem radością (!) przyjął upadek katolickiej Polski, a zawierając konkordat z Rosją uznał Polskę za trupa, za coś co już nigdy nie powróci na mapę polityczną Europy, której to wierze był wierny aż do 1918 roku. O dziwo! Jedynie muzułmańska (!) Turcja nigdy, tj. przez cały okres zaboru – czyli do 1918 roku, nie uznała likwidacji państwa polskiego, które kiedyś dla Stolicy Apostolskiej było „przedmurzem chrześcijaństwa” i w 1683 roku uratowało przed Turkami jego ukochaną Austrię (wiktoria wiedeńska). Kiedy w początkach 1916 roku Roman Dmowski prowadził w Kurii Rzymskiej rozmowy w sprawie odbudowy niepodległej Polski, ówczesny sekretarz stanu, kard. Pietro Gasparri ze śmiechem powiedział: „Polska niepodległa? Ależ to marzenie, to cel nieziszczalny” (R. Dmowski Polityka polska i odbudowanie państwa Warszawa 1926).

Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden jakże wymowny fakt: Stolica Apostolska nie potępiła likwidacji katolickiego (!) państwa polskiego – przeciwnie, przyjęła ten fakt z nieukrywaną radością w kontaktach z zaborcami. Tymczasem ten akt był bardzo niesprawiedliwy z punktu widzenia moralnego i chrześcijańskiej nauki - odbierał Polakom prawo do posiadania własnej ojczyzny na polskiej ziemi. To najmniej martwiło papieży. Jednak kiedy w 1870 roku doszło do upadku Państwa Kościelnego, którego władcą był papież, ówczesny papież Pius IX rzucił ekskomunikę na jego „zaborców”. A przecież Państwo Kościelne było sztucznym państwem, nie mającym racji bytu – i to z wielu względów. Tą ziemię nie zamieszkiwali jacyś ludzie narodowości kościelnej, ale Włosi, którzy pragnęli istnienia jednego państwa włoskiego. A trzeba przy tym pamiętać, że istniejące 1100 lat Państwo Kościelne w ogóle nie zdało egzaminu. Nie było przykładem tego jak powinno być rządzone państwo chrześcijańskie. Niestety, było, jak wszystkie inne ówczesne państwa, tyranem gnębiącym i eksploatującym swoich obywateli, których traktowano jak jakiś śmieć, jak parobków, którzy mieli pracować na luksusowe życie papieża i kardynałów w największym pałacu w Europie (zapominali co Pan Jezus mówił o bogaczach). I tylko dlatego Włosi z Państwa Kościelnego nienawidzili to państwo i chcieli zjednoczonych Włoch. Tymczasem Pius IX depcząc wolę Włochów, tak jak on i inni papieże deptali wolę Polaków, na realizatorów tej woli Włochów rzucił ekskomunikę, tak jak papież Grzegorz XVI potępił w 1832 roku Polaków walczących o wolną Polskę, nakazując im przy tym szacunek i wierność wobec zaborcy.

24 października 1795 roku Rosja, Austria i Prusy wymazały Polskę z mapy politycznej Europy, dokonując III i ostatecznego rozbioru Polski. Z mapy politycznej Europy zniknęło największe państwo łacińskiej (zachodniej) Europy. Rosja, Austria i Prusy stały się sąsiadami, a Rzesza Niemiecka po 1870 roku największą potęgą militarną, wierzącą jedynie w opancerzoną pięść. Wcześniej czy później Europa musiała stanąć w ogniu. Nastąpiło to latem 1914 roku, w którym w Europie wybuchła I wojna światowa.

Katastrofę tą przewidział znakomity i uczciwy historyk niemiecki, profesor uniwersytetu w Freibergu Karl von Rotteck (1775-1840), który w swym dziele Allgemeine Geschichte (Historia powszechna; t. 1-9, Freiburg 1813-1827) napisał: „Upadek Polski oznajmił gromowym głosem cywilizowanemu światu całkowite obalenie równowagi, zwycięstwo przemocy, a następnie zanik zupełny publicznego prawa. I jeżeli, według ciężko ważących słów Jana Muellera: Bóg chciał wówczas obnażyć moralność wielkich, to przed myślicielem otwiera się wskutek tego ponura perspektywa na niekończoną pełnię cierpienia i na straszliwy szereg przewrotów, które stały się nieuniknione, aby w życiu publicznym przewrócić stan prawny. Niech Europa drży przed skutkami, jakimi całemu systemowi politycznemu cywilizowanego świata zagraża zniszczenie państwa, przedzielającego trzy wielkie mocarstwa militarne”.

Bóg w pełni obnażył moralność, czyli jej brak, m.in. w polityce Watykanu względem Polski. Papieży, którzy popierali rozbiory Polski, błogosławili je i do 1918 roku robili wszystko, aby nie odrodziło się państwo polskie, aby Polacy – katolicy polscy (!) byli posłusznymi poddanymi Austrii, protestanckich Prus/Niemiec i prawosławnej Rosji i w ostateczności zniknęli z grona ludów Europy. Tego bardzo, a bardzo chciał Watykan i jego papieże. Oczywiście, według nich, miało się to stać dla większej chwały Boga i dobra Kościoła katolickiego.

Swą niemoralną, bardzo, ale to bardzo daleką od nauki Chrystusa polityką sam dla siebie szykował jeśli nie całkowitą zgubę, to przyczynił się do wielkiego swego upadku moralno-politycznego i wielkiej dechrystanizacji w świecie katolickim, który to proces trwa po dziś dzień, w ostatnich dekadach nawet z wytężoną siłą (przez występującą w nim na wielką skalę pedofilię; Irlandia, kraj bardzo katolicki, który wysyłał misjonarzy na cały świat jeszcze w 1. połowie XX w., przechodzi dechrystanizację tak wielką, że seminaria duchowne świecą pustką i brakuje księży).

Pod koniec XVIII wieku lud francuski, podobnie jak każdy inny lud w katolickim świecie, miał dosyć nędzy i tyranii monarszo-kościelnej. 14 lipca 1789 roku lud paryski zdobył Bastylię. Tak rozpoczęła się wielka rewolucja francuska. Wobec antyrewolucyjnej postawy dworu i najazdu prusko-austriackiego na Francję w celu ratowania monarchii, lud obalił francuską monarchię i 22 września 1792 roku ogłosił Francję republiką. Rok wcześniej została ogłoszona konstytucja gwarantująca wszystkim obywatelom Francji równość wobec prawa. Monarchię wspierał Watykan i przegniły moralnie francuski Kościół katolicki, a to dlatego, że biskupi francuscy (139 diecezji) należeli do klasy magnackiej. Nawet król nie miał tego bogactwa co miał Kościół. Biskupi żyli w przepychu równym królewskiemu, podczas gdy ich „owieczki” (wierni) często przymierali lub umierali z głodu. Biskupi francuscy współrządzili z krajem, a np. kardynałowie A.J. Richelier (1585-1642) i J. Mazarin (1602-1661) mieli Francję w swoich rękach. Stąd terror rewolucyjny nie ominął Kościoła. A co ciekawe to to, że, jak pisze ks. prof. Józef Umiński w swej Historii Kościoła (t. 1-2, Opole 1960), „Kościół we Francji w czasie rewolucji otrzymał najwięcej ciosów od własnych wiernych”. Katolicy francuscy zmiażdżyli wielkie wpływy i potęgę Kościoła francuskiego. W procesie tym brali udział nawet niektórzy biskupi, jak np. biskup Maurycy Talleyrand czy biskup bazylejski Jean-Baptiste Gobel, który był jednym z autorów Konstytucji cywilnej dla kleru oraz konsekratorem kilku biskupów konstytucyjnych, a od 27 marca 1791 roku pełnił funkcję konstytucyjnego arcybiskupa Paryża, co stało się powodem jego suspendowania przez papieża Piusa VI.

W listopadzie 1799 roku władzę we Francji przejął Napoleon Bonaparte (1769-1821), zwycięski wódz armii francuskiej w wojnie z Austrią 1796-97 i z Anglikami w Egipcie w 1798 roku. W latach 1799-1804 sprawował władzę jako pierwszy konsul Republiki Francuskiej, a w latach 1804-15 jako cesarz Francuzów; był również prezydentem (1802-1805) i królem Włoch (1805-14), w skład których w latach 1809-15 wchodziły ziemie Państwa Kościelnego. Okres sprawowania władzy przez Napoleona od 1803 roku, czyli od zerwania pokoju w Amiens i wypowiedzenia Francji wojny przez Wielką Brytanię, był okresem tzw. wojen napoleońskich, które obecnie w historiografii zachodniej coraz częściej nazywane są „wojnami Koalicji”, ponieważ faktycznie zostały one narzucone Napoleonowi przez kolejne koalicje antyfrancuskie (Anglia, Prusy, Austria, Rosja). Wojny te – dzięki talentom dowódczym Napoleona początkowo zwycięskie, zakończyły się przegraną Francji – inwazją Francji w 1814 roku, połączoną z abdykacją Napoleona. Polacy, licząc na to, że Francja odbuduje niepodległą Polskę, popierali Napoleona. Po stronie Francji walczyły legiony polskie. I rzeczywiście, w 1806 roku wielki wódz francuski pobił Prusaków i z ziem polskich zaboru pruskiego utworzył w lipcu 1807 roku Księstwo Warszawskie, do którego, po wojnie z Austrią, została włączona znaczna część zaboru austriackiego. W Watykanie przyjęto tą wiadomość z wielkim bólem - jako dopust boży.

Napoleon upadł, ale niektóre jego reformy żyją po dziś dzień i to na całym świecie, a sama rewolucja francuska przyczyniła się pośrednio do powstania w wielu krajach Europy nowego stylu myślenia i do walki o wyzwolenie narodowe w Polsce, Belgii, we Włoszech i na Bałkanach. Prawda, rewolucja francuska mocno uderzyła w Kościół francuski. Ale on na to ciężko sobie zapracował! Kwestią otwartą jest czy była ona w rękach Szatana, czy aktem sprawiedliwości Bożej. Ale o tym wie tylko Bóg.

Po upadku Napoleońskiej Francji z inicjatywy Rosji, Anglii, Austrii i Prus został zwołany do Wiednia międzynarodowy kongres, zwany dzisiaj kongresem wiedeńskim, w celu dokonania zmian ustrojowych i terytorialnych w Europie. W kongresie, który odbywał się od września 1814 do 9 czerwca 1815 roku, wzięli udział przedstawiciele 16 większych państw europejskich. Sprawa Polski należała do najważniejszych punktów kongresu i decyzje w jej sprawie zostały przyjęte po zaciętych targach. Z ziem utworzonego przez Napoleona Księstwa Warszawskiego, Prusy otrzymały Wielkopolskę i departament bydgoski z Toruniem, Austria dostała okręg Wieliczki, a z reszty ziem utworzono Królestwo Polskie, połączone unią personalną z Rosją (car osobno był koronowany na króla Polski).

Z dużą pomocą prawosławnego cara Aleksandra I zostało przywrócone Państwo Kościelne (Bp Wincenty Urban Ostatni etap dziejów Kościoła w Polsce... Rzym 1966). Pytanie jest: za jaką cenę i czego spodziewała się w zamian Rosja? Bo przecież wrogie katolicyzmowi prawosławie nie zrobiło tego bezinteresownie. - Można powiedzieć bez żadnego wahania, że Rosja spodziewała się ze strony Watykanu nie popierania w niczym polskich katolików na ziemiach zaboru rosyjskiego. Petersburg nie zawiódł się na Watykanie – na wszystkich papieżach panujących do 1918 roku.

26 września 1815 roku w Paryżu car Rosji Aleksander I, cesarz Austrii Franciszek I i król Prus Wilhelm III podpisali akt znany pod nazwą Święte Przymierze, którego istotą była wspólna walka z liberalizmem i ruchami rewolucyjnymi, zwalczanie dążenia do reform konstytucyjnych w swych krajach oraz obrona porządku politycznego, tzw. legitymizmu, ustalonego na kongresie wiedeńskim (1815). Nazwa Święte Przymierze przyjęła się ogólnie jako określenie sojuszu Rosji, Austrii i Prus, wzmocnionego obawą przed polskim ruchem niepodległościowym. Nie ulega wątpliwości, że była to słuszna obawa ze strony tych zbirów, rzekomo namaszczonych przez Boga (Kościół: każda władza pochodzi od Boga; Hitlera i Stalina też?!). Nie ulega bowiem wątpliwości, że m.in. polski problem i polski ruch niepodległościowy, który dawał znać o sobie nie tylko na ziemiach polskich, ale w całej Europie, sprawiał liczne problemy Wiedniu, Berlinowi i Petersburgowi i w ostateczności w sporym stopniu przyczynił się do upadku monarchii w Austrii, Niemczech i Rosji. Katolickich Habsburgów nareszcie diabli wzięli, a Austria stała się małym i nic nie znaczącym państwem w Europie.

Prawdą jest, że Watykan – papież Pius VII odmówił podpisania aktu Świętego Przymierza, zaaprobował jednak zawarte w nim zasady, a więc, że nigdy i w żadnej formie nie będzie popierał starań Polaków do odbudowania niepodległej Polski. To miało być i było podziękowaniem Watykanu za przywrócenie przez zaborców Polski Państwa Kościelnego i gwarancję, że nikt ponownie nie targnie się na jego istnienie. Od tej chwili Watykan stał się, obok Rosji, Niemiec i Austrii, największym sojusznikiem tych państw, a przez to samo zaciętym wrogiem nie tylko nie tylko odrodzenia się państwa polskiego, ale także narodu polskiego, który uważał za dopust boży.

Dla papieży ważniejszym było być władcą świeckim (papieże byli władcami-królami Państwa Kościelnego) i noszenie na głowie aż potrójnej korony (tiary) niż bycie namiestnikiem Chrystusa na ziemi i głosicielem Jego nauki. Tymczasem wola samych mieszkańców Państwa Kościelnego obaliła władzę papieży w 1870 roku. I żadne państwo nie pospieszyło z pomocą Państwu Kościelnemu. Chyba jedynie chętna do jego obrony była grupa wojaków polskich, a i zapewne dziwaków. Jednego z nich, uczestnika Powstania Listopadowego 1830-31, za męstwo odznaczonego Złotym Krzyżem Virtuti Militari, następnie emigranta polskiego z Francji, Marcina Aleksandra Rojewskiego (1798-1880), który w wieku 69 lat chciał zaciągnąć się do żuławów papieskich, w 1867 roku przyjął na audiencji prywatnej papież Pius IX. Nazwałem go tu dziwakiem, gdyż chciał walczyć za instytucję, która go osobiście potępiła w encyklice Cum primum papieża Grzegorza XVI wydanej 9 czerwca 1832 roku za udział w Powstaniu Listopadowym. Oto „mądrość” wielu Polaków, która egzystuje po dziś dzień w odniesieniu do Kościoła i Watykanu.

Zaraz po kongresie wiedeńskim 1815 roku ruszyła całą parą antypolska współpraca między Watykanem a katolicką Austrią, protestanckimi Prusami/Niemcami i prawosławną Rosją, czyli brutalnymi okupantami ziem polskich. Można to nazwać swoistym ekumenizmem – bo bez Boga.

Przede wszystkim Pius VII uznał w 1818 roku narzucone ziemiom polskim przez zaborów nowe granice diecezji i założenie metropolii warszawskiej w Królestwie Polskim (Kongresówce). Co więcej, jednego z kilku biskupów polskich należących do targowiczanin i współorganizatora „sejmu hańby”, biskupa chełmskiego Wojciecha Skarszewskiego, który w 1794 roku został skazany za zdradę prawomocnym wyrokiem sądu, lecz szubienicy uniknął, bo Kościuszko szantażowany przez Kościół klątwą i błagany przez dwie kochanki biskupa (wg gen. Zajączka) - zamienił zdrajcy stryczek na dożywocie, mianował pierwszym arcybiskupem warszawskim i nadał mu godność prymasa „Kongresówki”, pomimo tego, że Skarszewski nie miał już święceń, bo mu je publicznie zdjęto przed planowaną egzekucją. Nie przeszkadzało to jednak Piusowi VII. Harmonijna współpraca Watykaniu z Rosją była ważniejsza od takich „drobiazgów”.

Muszę tu zrobić małą dygresję zanim szerzej omówimy współpracę Watykanu z zaborcami. Otóż uważam, że chyba nie ma na całym świecie bardziej zakłamanej historii jak historia Kościoła polskiego i polsko-watykańskich stosunków. Np. do znudzenia słyszymy biskupów mówiących i historyków katolickich piszących, że „Kościół polski był zawsze z narodem” (np. w liście pasterskim, skierowanym do wiernych w 2912 roku, arcybiskup białostocki Edward Ozorowski napisał, że w Polsce katolicyzm związał się nierozerwalnie z patriotyzmem, a przez dziesięć wieków Kościół katolicki nieustannie bronił polskiej racji stanu). Tymczasem jest to monstrualne kłamstwo. Tysiące wiarygodnych dowodów temu twierdzeniu zaprzecza. Jednak częściej przedstawia się niektóre sprawy wyjątkowo tendencyjnie (np. biogram biskupa Karola Skórkowskiego w Polskim Słowniku Biograficznym czy sprawę encykliki Cum primum Grzegorza XVI w skądinąd bardzo ciekawej i wartościowej pracy bpa Wincentego Urbana Ostatni etap dziejów Kościoła w Polsce przed nowym tysiącleciem. 1815-1965 Edizioni Hosianum Rzym 1966), albo po prostu przemilcza. Oczywiście, ku większej chwale Boga. Biskupi i historycy polscy budują więc wiarę i wierność Polaków Kościołowi na kłamstwie! I jeszcze jedno. Wydanie mojej książki Jan Paweł II. Pierwszy Polak papieżem (Melbourne 1979) sfinansowali całkowicie księża polscy w Australii. Byli jednak księża, jak np. rektor Polskiej Misji Katolickiej w Australii, którzy uważali, że o pewnych sprawach nie powinienem pisać, gdyż czytelnicy mogą ich nie zrozumieć i błędnie interpretować, ze szkodą dla Kościoła. A przecież sam „polski” papież mówił, że: tylko prawda może nas wyzwolić. Chcę wierzyć, że mówił to szczerze. Poza tym jest również takie powiedzenie: tylko prawda jest ciekawa. Uważam, że jest bardzo niemoralne, wręcz rasistowskie twierdzenie, że na stosunek Watykanu do sprawy polskiej w okresie zaborów czy postawy papieża Piusa XII wobec cierpienia Polaków i Kościoła polskiego podczas II wojny światowej należy patrzeć przez pryzmat tego, że „Papież musi się troszczyć o losy całego Kościoła Chrystusowego na ziemi” (m.in. bp Urban, jw, str. 56, bo to bardzo często powtarzane twierdzenie). Znaczy ono ni mniej ni więcej tylko tyle, że Kościół zezwalał na prześladowanie i zabijanie Polaków, aby inne Kościoły czy katolicy nie ucierpieli. To czysty i obrzydliwy rasizm! Tym bardziej, że to usprawiedliwienie w całej historii Kościoła zostało zastosowane jedynie wobec Polaków. A to dlatego, że Watykan w najnowszej swej historii nigdy tak bardzo nie skrzywdził żadnego narodu, jak skrzywdził Polaków.

Zaraz po kongresie wiedeńskim Watykan najbardziej brutalny antypolski kurs prowadził w zaborze austriackim w ścisłej współpracy z Wiedniem. Najlepiej to widać na przykładzie katolickiej, a więc polskiej, archidiecezji lwowskiej. Już w 1815 roku arcybiskupem metropolitą lwowskim mianowany został Andrzej Alojzy Ankwicz (1774-1838), syn targowiczanina Józefa, który był płatnym agentem rosyjskim i na sejmie grodzieńskim w 1793 roku pierwszy podpisał traktat II rozbioru Polski (jako zdrajca został powieszony w czasie powstania kościuszkowskiego), jak pisze delikatnie bp Wincenty Urban (j.w.) „Polakom niechętny”, a bardziej poprawna opinia powinna brzmieć: obrzydliwy pachołek Wiednia, renegat, wróg Polski, Polaków i wszystkiego co polskie. Po jego odejściu w 1833 roku, kolejnymi arcybiskupami lwowskimi zostali mianowani przez Watykan Niemcy austriaccy: Franciszek Luschin (1833-34), Franciszek Pisztek (1836-46, nie znał nawet języka polskiego) i zgermanizowany Czech Wilhelm Wacławiczek (1847-48). Podobnie było w diecezji tarnowskiej, gdzie Watykan z Wiedniem osadzili na stolcu biskupim także Niemców: Grzegorza Zieglera (1822-27), Ferdynanda Chotka (1831-32) i Franciszka Piszteka (1832-36).

W ogóle w planach Watykanu i Wiednia było mianowanie na biskupów w Galicji wyłącznie Niemców, jednak ten plan okazał się być nierealny w diecezjach, gdzie katolikami byli wyłącznie Polacy i wobec zaprzestania przez Wiedeń brutalnej polityki germanizacyjnej w Galicji, która po 80 latach okupacji okazała się totalnym fiaskiem oraz pod naporem domagania się przez Polaków większych praw. W lepszej sytuacji pod tym względem były Niemcy. Na Warmii i Pomorzu, gdzie oprócz katolików polskich mieszkało trochę katolików niemieckich. Stąd Watykan z Prusami/Niemcami obsadzał w latach 1795-1945 diecezję warmińską wyłącznie Niemcami (w latach 1551-1795 biskupami warmińskimi byli wyłącznie Polacy). W diecezji chełmińskiej po Polaku Franciszku Rydzyńskim (1795-1814), po długim wakansie, biskupem został polski Niemiec, lojalny wobec zaborcy Ignacy Stanisław Mathy, a od jego śmierci w 1832 do 1926 roku biskupami byli wyłącznie Niemcy. Trudniej dla Prusaków i Watykanu było obsadzanie Niemcami tak bardzo polskiego arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, połączonego unią z arcybiskupstwem poznańskim od 1821 roku, którego biskupi byli od 1417 roku prymasami Polski. Ale i tutaj Watykan i Berlin nie dawali za wygraną. Idąc na rękę Bismarckowi Watykan w 1886 roku zmusił od 1866 roku arcybiskupa gnieźnieńsko-poznańskiego Mieczysława Ledóchowskiego do zrezygnowania i na jego miejsce mianował Niemca, Juliusza Dindera (1886-1890). Spowodowało to duże oburzenie zawsze patriotycznie nastawionych Wielkopolan, co zmusiło papieża Leona XIII do ponownego mianowania Polaka na arcybiskupstwo gnieźnieńsko-poznańskie i tak już pozostało do końca zaboru. W 1821 roku papież Pius VII idąc na rękę Prusakom oderwał od polskiej metropolii gnieźnieńskiej należącą do niej od 1000 roku jako sufragania pełną Polaków-katolików diecezję wrocławską i podporządkował ją bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. Biskupi wrocławscy (wszyscy Niemcy), a szczególnie Jerzy Kopp (1887-1914) i Adolf Bertram (1914-45), z błogosławieństwem Watykanu, prowadzili akcję germanizacyjną wobec ludności polskiej (Bertram zmarł w lipcu 1945 r. w Czechach i tam był pochowany; w 1991 roku „patriotyczny” Kościół polski, chcąc przypodobać się Niemcom, sprowadził szczątki tego polakożercy i pochował w katedrze wrocławskiej!). W Rosji nie było katolików rosyjskich, stąd biskupi musieli być Polakami, chociaż watykańskiemu sekretarzowi stanu w latach 1887-1903 Marianowi Rampolli świtała myśl obsadzania wszystkich polskich diecezji katolickich w zaborze rosyjskim duchownymi z Zachodniej Europy.

Ustanowiony przez Watykan w 1417 roku tytuł prymasa Polski przysługiwał urzędującym arcybiskupom gnieźnieńskim i miał na celu podkreślenie ich pierwszeństwa w polskim episkopacie, do którego należeli biskupi diecezji, które zagarnęła Austria podczas rozbiorów Polski (Galicja). Aby przekreślić jakiekolwiek powiązania biskupów galicyjskich z polskim Kościołem, Watykan i Wiedeń ustanowili w 1817 roku tytuł prymasa Galicji, który przysługiwał katolickim arcybiskupom lwowskim: renegatowi Andrzejowi Ankwiczowi, a po nim niemieckim biskupom Lwowa: Luschinowi, Piszetekowi i Wacławiczkowi. Z chwilą ponownego mianowania Polaków na lwowską stolicę arcybiskupią tytuł ten przestał obowiązywać. Jedynie podczas rewolucyjnej Wiosny Ludów w 1848 roku Wiedeń z Watykanem „na złość Polakom” (Urban, jw.) przyznali ten tytuł unickiemu metropolicie lwowskiemu Michałowi Lewickiemu, który, jako wierny pachołek Wiedna, był wrogiem Polaków, ignorując fakt, że unitów było w Galicji mniej niż katolików (Polaków). Podobnie było w zaborze rosyjskim. Tutaj Watykan z caratem, aby przekreślić jakiekolwiek powiązania biskupów Królestwa Polskiego z polskim Kościołem, papież Pius VII nadał w 1818 roku arcybiskupowi warszawskiemu tytuł prymasa Królestwa Polskiego, który jednak po Powstaniu Listopadowym 1830-31 został zaniechany. Natomiast związany z arcybiskupstwem gnieźnieńskim tytuł prymasa Polski nie został zniesiony, jednak wydano zarządzenie, aby go w ogóle nie używać.

Właśnie Powstanie Listopadowe 1830-31, czyli walka zbrojna z Rosją o wolne państwo polskie, stała się okazją do okazania pełnej lojalności Watykanu wobec Rosji – zaborcy rosyjskiego i to w bardzo ważnej sprawie dla caratu.

Powstanie zostało utopione w morzu krwi i zwycięska Rosja – zgodnie z tradycją barbarzyńskiego Wschodu - przystąpiła do mszczenia się, do jeszcze większego prześladowania Polaków. W swej antypolskiej wściekliźnie poprosiła Watykan o potępienie powstania. Usłużny jej papież Grzegorz XVI dnia 9 czerwca 1832 roku wydał encyklikę Cum primum, w której potępił Powstanie Listopadowe jako podstępny akt nieposłuszeństwa i bunt przeciwko legalnej władzy rosyjskiego cara. Dokument napominał biskupów polskich, aby bezwzględnie poddali się woli i władzy cesarskiej, nakładał też obowiązek odpowiedniego poinstruowania kleru i nakłaniania do posłuszeństwa wiernych wobec prawowitej władzy pochodzącej od Boga.

Akt potępienia Powstania Listopadowego wpisuje się w ogólnoeuropejską perspektywę sprawowania władzy, nakreśloną przez kongres wiedeński. Papież był nie tylko autorytetem moralnym i duchowym przywódcą. Jako jeden z europejskich monarchów — władca Państwa Kościelnego, zawarł w swym dokumencie wykład uznanych zasad pokongresowych: niechęć do rewolucji, głębokie przekonanie o Bożym pochodzeniu władzy (nawet prawosławnego cara) i legitymizm, co zaś za tym idzie w praktyce - bezwarunkowe poddanie ludu władzy zwierzchniej (Internet: Muzeum Historii Polski).

Wydanie tak podłej encykliki wywołało powszechne oburzenie wśród Polaków, co odbiło się także echem w polskiej literaturze romantycznej. W II akcie Kordiana Juliusz Słowacki nakreślił cyniczny dialog pomiędzy Papieżem, Kordianem i Papugą:

"No, mój synu, idź z Bogiem, a niechaj wasz naród
Wygubi w sobie ogniów jakobińskich zaród,
Niech się weźmie psałterza i radeł i sochy…
(…)
Na pobitych Polaków pierwszy klątwę rzucę".

To wielkie polskie oburzenie doszło oczywiście do Watykanu. Toteż kiedy w 1837 roku przebywał w Rzymie hrabia Władysław Zamoyski i doszło do jego spotkania z papieżem, Grzegorz XVI usprawiedliwiał się mu, że został wprowadzony w błąd.

Prawda jest jednak taka, że Grzegorz XVI wcale nie był wprowadzony w błąd. On bardzo dobrze wiedział co robi. Antypolskiej encykliki Cum Primum nie napisał sam i nie napisał jej w pośpiechu – na przysłowiowym kolanie. Przeciwnie, bp. Urban pisze, że tekst encykliki przed jej ogłoszeniem papież dał do sprawdzenia posłowi rosyjskiemu w Watykanie, Grzegorzowi Gagarinowi i zgodził się na wszystkie poprawki uczynione przez posła (Urban, jw.). Grzegorz XVI, tak jak każdy inny papież, nie prowadził i nie prowadzi sam polityki zagranicznej Watykanu. Ta działalność należy do sekretarza stanu, a tą pierwszą po papieżu osobą w Państwie Kościelnym/Państwie Watykańskim mianuje sam papież. Wybierał i wybiera na to stanowisko osobę, którą możemy śmiało nazwać jego przyjacielem, człowiekiem, z którym ma wspólne myśli i wspólny język oraz wspólne cele, osobą, do której ma całkowite zaufanie. To co mówił czy mówi, robił czy robi sekretarz stanu to tak jakby to mówił czy mówi i robił czy robi sam papież. Dlatego żaden papież nigdy nie był wprowadzony w błąd przez swego sekretarza stanu.

Grzegorz XVI świadomie prowadził antypolską politykę zgodną z założeniami Świętego Przymierza z 1815 roku i działalnością na tym polu jego poprzedników. W Watykanie nie wierzono, że jeszcze kiedykolwiek będzie niepodległa i suwerenna Polska. Co więcej, nie tylko że nie wierzono, że kiedykolwiek odrodzi się państwo polskie, którego ziemie okupowały trzy ówczesne mocarstwa europejskie, ale po prostu nie życzono sobie odrodzenia się Polski i dlatego robiono wszystko co było w ich mocy i na rękę zaborcom, aby myśl Polaków o wolnej i suwerennej ojczyźnie nigdy się nie ziściła. Dlatego wszelkie polskie dążenia do odzyskania wolności Watykan traktował jako wystąpienia antyreligijne i rewolucje, burzące porządek polityczny ustanowiony przez Boga (!). Angielska (polska to przemilcza) internetowa Wikipedia podaje jeszcze jeden powód potępienia Powstania Listopadowego przez Grzegorza XVI: papież był oburzony tym, że Polacy przez swoje powstanie uniemożliwili carowi Mikołajowi I wysłanie wojska rosyjskiego do Francji w celu wsparcia tamtejszej reakcyjnej monarchii Karola X, obalonego w lipcu 1830 roku. Czyli Grzegorz XVI troszczył się bardziej losem obalonego reakcyjnego monarchy niż tym, że Polacy – polscy katolicy są prześladowani przez prawosławną Rosję. I to jest prawdziwa geneza encykliki Cum Primum.

Nawet biskup Wincenty Urban w swej pracy (jw.) był zmuszony napisać: „Wiele żalu i bólu zrodziła w sercu polskim znana encyklika Cum Primum z r. 1832 i w niejednym sercu osłabiła lub podważyła harmonijny stosunek do papiestwa... (a nawet) oziębiła w znacznym stopniu uczucia religijne wśród Polaków”, ale zaraz potem przystąpił do obszernej obrony Grzegorza XVI, do usprawiedliwienia jego niemoralnego czynu. Nigdy w życiu nie czytałem bardziej bałamutnego tekstu, w którym jedno stwierdzenie zaprzecza drugiemu. Oczywiście jest tam o tym, że „Papież musi się troszczyć o losy całego Kościoła Chrystusowego na ziemi” i o tym, że Grzegorz XVI był wprowadzony w błąd. Bp Urban w jednym miejscu zwala winę na sekretarza stanu, kard. Luigi Lamburschiniego, który uważał, że stłumienie powstania przez cara było całkowicie słuszne i winno być zwycięstwem „prawowitej władzy nad buntem” (czyli ten rzekomo chrześcijanin uważał, że brutalna okupacja jednego kraju przez drugie jest moralna, bo okupant reprezentuje sobą prawowitą władzę – władzę od Boga!), podczas gdy w innym miejscu pisze, że tekst układał Grzegorz XVI, „korzystając z rad Lamburschiniego”; w jednym miejscu pisze, że rząd powstańczy nie starał się zdobyć zaufania Watykanu, co chyba należy rozumieć jako skargę na brak kontaktu władz powstańczych z Kurią Rzymską, a z drugiej, że przybyły do Rzymu hr. Sebastian Badeni, który miał Watykanowi wyjaśnić sprawy związane z powstaniem i poprosić o pobłogosławienie powstańcom, został przyjęty przez sekretarza stanu i Grzegorza XVI „ale nic nie zyskał”; pisze, że pamięć o encyklice ciągle odświeża przykre nastawienie, a w umysłach tendencyjnie nastawionych stanowi rzekomy argument dla wykazania niesprawiedliwego i nieżyczliwego podejścia Stolicy Apostolskiej ku Polsce, by dalej, usprawiedliwiając papieża napisać: „Watykan oceniał powstanie listopadowe w świetle ówczesnej doktryny i stosunków politycznych za bunt przeciw prawowitej władzy, za nielegalny i niemoralny”, ignorując fakt, że właśnie taka postawa – polityka Watykanu była skrajnie niemoralna – sprzeczna z nauką Kościoła i krzywdząca naród polski.

I jeszcze jedna sprawa: bp Urban robi z Lamburschiniego watykańskiego sekretarza stanu w chwili ogłoszenia encykliki Cum Primum, podczas gdy był nim od 10 sierpnia 1831 do 20 stycznia 1836 roku kard. Tommaso Bernetti (o czym wie Urban, bo pisze o nim), a Lamburschini był nim dopiero w latach 1836-46. A o zapatrywaniach politycznych Lamburschiniego bp Urban pisze następująco: „Jako sekretarz stanu nadał on pontyfikatowi Grzegorza XVI charakter zdecydowanie reakcyjny. Wielką sympatią darzył Austrię i jej kanclerza (Klemensa) Metternicha, również zdecydowanego reakcjonistę”. Dodajmy tu, że Metternich z Austrii, której był kanclerzem w latach 1815-48, uczynił kraj rządów policyjnych, cenzury i reglamentacji wszystkich dziedzin życia. Był znienawidzony przez ludy monarchii austriackiej i całej postępowej Europy jako uosobienie reakcji i tyranii; podczas rewolucji 1848 roku uratował swe życie uciekając z Wiednia. Był zaprzysiężonym wrogiem wolnej Polski i Polaków – strasznie gnębił Polaków w Galicji. To on w 1846 roku zlikwidował wolną republikę Kraków i miasto włączył do Austrii. – Takiego człowieka (Lamburschiniego) papież Grzegorz XVI mianował watykańskim sekretarzem stanu! Co bez wątpienia dodatkowo nie czyniło Grzegorza XVI przyjacielem Polaków – polskich katolików.

Że Grzegorz XVI nie był przyjacielem Polaków – polskich katolików potwierdza niezbicie jego drugi skrajnie antypolski akt. Otóż w grudniu 1832 roku w Paryżu ukazał się utwór poetycko-publicystyczny Adama Mickiewicza pt. Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, skierowane szczególnie do emigrantów po Powstaniu Listopadowym 1830-31. Jak pisze historyk literatury polskiej Zofia Stefanowska, Księgi są wybitnym dokumentem mesjanizmu, gdyż w zarysie dziejów ludzkości pojętych jako wyzwalanie się ludów spod władzy despotów przez wcielenie w życie polityczne i społeczne zasad chrześcijańskich – Polsce, która zachowała ideały wiary i wolności, Mickiewicz przyznał rolę odkupicielską; rozbiory Polski porównane są do męki Chrystusa, a jej wyzwolenie do zmartwychwstania. Księgi przetłumaczone na wiele języków, zdobyły wielką popularność, nie tylko za granicą, ale także w Polsce, gdzie były nielegalnie drukowane. Dzięki temu utworowi Mickiewicz stał się znany i sławny w Europie, spragnionej wyzwolenia ludów ze szponów tyranów. Tymczasem dla Watykanu, który bez żadnego zastrzeżenia – nawet natury moralnej! - popierał zaborców Polski, porównane rozbiorów Polski do męki Chrystusa, a jej wyzwolenie do zmartwychwstania i popieranie przez Mickiewicza uniwersalnych praw człowieka drogą rewolucji, było nie do zaakceptowania. Dlatego Grzegorz XVI potępił w specjalnie wydanej bulli utwór Mickiewicza.

Następne antypolskie posunięcie Grzegorza XVI to fakt, że na życzenie austriackiego kanclerza Metternicha i ambasadora rosyjskiego przy Watykanie B. Tatiszczewa, Grzegorz XVI usunął w 1835 roku z krakowskiej stolicy biskupiej jej biskupa Karola Skórkowskiego. Jak czytamy w Polskim Słowniku Biograficznym: „Był to pierwszy biskup (polski), który szedł w XIX w. na wygnanie za działalność polityczną przeciw rządowi rosyjskiemu, jedyny, który był usuwany za zgodą Rosji i Rzymu”. Był wydalony z diecezji przez zignorowanie antypolskiej encykliki Grzegorza XVI, w której papież napominał biskupów polskich, aby bezwzględnie poddali się woli i władzy carskiej.

81-letni starzec Grzegorz XVI był schorowany i przysłowiowo jedną nogą w grobie (zmarł 1 czerwca 1846 r.), ale jeszcze kąsał Polaków. Podczas rewolucji krakowskiej i rabacji chłopskiej w Galicji (styczeń-marzec 1846) 27 lutego 1846 roku wysłał list do biskupa tarnowskiego (na jej terenie doszło do rabacji) Józefa Wojtarowicza z następującym napomnieniem: „Dowiedzieliśmy się z wielką przykrością, że w kraju podległym Nam bardzo drogiemu Synowi Cesarzowi Austrii... przedsięwzięto szkaradny spisek przeciw Najwyższej Władzy Najjaśniejszego Władcy... który się dobrze zasłużył Świętej Stolicy, który podtrzymuje religię katolicką w swoich państwach... Przesyłamy ci ten list, być uczył swe owieczki z gorliwością większą świętej nauki posłuszeństwa, które poddani winni stanowczo Najwyższej Władzy, według nauki świętego Pawła i nakazu samego boskiego Pana Pasterzy... nie przestań nigdy upominać swego kleru, aby on pamiętał o swym powołaniu i... by czynił wszystkie wysiłki, aby odwieść chrześcijan tak słowem, jak przykładem od tych spisków zdradzieckich... i by ich uczył, że wszelka władza od Boga pochodzi” (Juliusz Górecki Rzym a Polska Warszawa 1936). – Biskup Wojtarowicz posłuchał papieża i surowo napiętnował rabację chłopską. Biedak nie wiedział, że była ona na rękę rządowi austriackiemu, gdyż zapobiegła wybuchowi antyaustriackiego powstania i dla biskupa skończyło się tym, że na żądanie Wiednia został bez żadnych skrupułów odwołany przez papieża z urzędu ordynariusza (P. Nitecki, jw.).

Na papieżu Grzegorzu XVI nie zakończyła się antypolska działalność Watykanu. Chyba największymi, obok Luigi Lambruschini’ego, wrogami Polski i narodu polskiego w 1000-letnich dziejach polsko-watykańskich byli długoletni watykańscy sekretarze stanu: Giacomo Antonelli (1848-76), Lodovico Jacobini (1880-87) oraz Mariano Rampolla (1887-1903). Na ogół nieprzychylny Polakom był również następca Grzegorza XVI na Tronie Piotrowym Pius IX (1846-78). Podczas europejskiej rewolucji zwanej Wiosną Ludów w 1848 roku, w lutym tego roku przybył do Rzymu Adam Mickiewicz z zamiarem pozyskania papieża Piusa IX dla włączenia się do walki o podstawowe prawa człowieka, aby stanął na czele ruchów ludowych. Wezwał do tego Piusa IX podczas audiencji 25 marca 1848 roku. Niestety, Pius IX wolał stanąć po stronie reakcyjnych rządów oraz gnębicieli narodu polskiego.

Nie miejsce tu na opisanie wszystkich krzywd jakich doznali Polacy ze strony Watykanu w okresie zaborów. Ograniczamy się więc do tych największych.

Kard. Antonelli, chociaż rzekomo chrześcijanin, był wyjątkowo ciemną postacią. Musiała to stwierdzić nawet Encyklopedia Katolicka (t. 1, KUL 1973) pisząc: „sprzeciwiał się włoskiemu ruchowi narodowemu oraz ruchom rewolucyjnym; stąd również jego niechęć (to bardzo delikatnie powiedziane – M.K.) do Polaków; sympatyzował z państwami konserwatywnymi; sprzeciwiał się reformom w Państwie Kościelnym; (...) w życiu prywatnym uprawiał nepotyzm (protegowanie krewnych – M.K.), zgromadził też ogromny majątek”. – Na czym mógł się tak wzbogacić, jak nie przez korupcję! Antypolską encyklikę Grzegorza XVI usprawiedliwiano kłamliwie tym, że papież był wprowadzony w błąd. Toteż po wybuchu w zaborze rosyjskim Powstania Styczniowego 1863, Rząd Narodowy wysłał do Rzymu swego agenta dyplomatycznego, Gabriela Łuniewskiego, który przywiózł ze sobą adres Rządu Narodowego do papieża Piusa IX. Jednak Watykan nie uznał Łuniewskiego jako dyplomaty i odmówiono mu audiencji u papieża. Co więcej, Pius IX uznał prawo caratu do stłumienia polskiej „rebelii” – jak nazwał nasze powstanie narodowe. Stłumienia, czyli utopienia w morzu krwi, zapominając, że Ten, którego był rzekomo namiestnikiem na ziemi, dał nam stanowcze przykazanie: „Nie zabijaj”. Papież łamał to przykazanie, a z drugiej strony pokazał, że tragiczny los Polaków jest mu zupełnie obojętny, że dla nas nie miał serca i litości. W tym samym czasie jego katechizm katolicki mówił nam o uczynkach miłosiernych co do ciała, m.in.: „Więźniów pocieszać” (byliśmy więźniami zaborców). Tymczasem wszyscy papieże w okresie zaborów uważali, że zaborcy mają prawo nas więzić i nie mają obowiązku okazywać nam miłosierdzie!

Za kard. Jacobini śmiertelny wróg Polaków kanclerz niemiecki Bismarck, który prowadził walkę z Kościołem i z Polakami w zaborze pruskim – Kulturkampf, otrzymał od papieża Leona XIII Order Chrystusa z diamentów i z serdecznym listem, a arcybiskupem gnieźnieńsko-poznańskim, czyli prymasem Polski, został w 1886 roku Niemiec, ks. Juliusz Dinder.

Cóż można powiedzieć i spodziewać się było po papieżu Leonie XIII (1878-1903), który, wbrew woli jego mieszkańców, pragnął przywrócić Państwo Kościelne i chociaż Włoch z urodzenia, liczył na to, że przez podlizywanie się Niemcom (Bismarckowi) i Austrii, państwa te wystąpią zbrojnie przeciw Zjednoczonemu Królestwu Włoch i restytuują Państwo Kościelne oraz papieżu, który poparł dla korzyści politycznych dla Watykanu Wielką Brytanię w walce ze zbuntowanymi katolikami irlandzkimi?! (John N.D. Kelly Encyklopedia papieży Warszawa1997).

W encyklice z 19 marca 1894 roku Leon XIII przypomniał biskupom polskim o obowiązku posłuszeństwa wszystkim trzem zaborcom naszego kraju: „Poddani winni panującym okazywać cześć i wierność, tudzież jako Bogu przez ludzi królującemu, uległość nie tylko dla gniewu, ale też dla sumienia... poddani powinni się stosować święcie do przepisów państwa... w wierze świętej czerpiąc podnietę do wierności względem Państwa i monarchów...”. Ten obowiązek posłuszeństwa Polaków wobec zaborców powtórzył papież (św.) Pius X w encyklice z 3 grudnia 1905 roku, wydanej w czasie rewolucji 1905 roku, która ogarnęła Rosję i Królestwo Polskie słowami: „Poddanych obowiązuje cześć i wierność swoim książętom tak jak Bogu” (J. Górecki jw.).

Poleceniom obu papieży podporządkowali się tylko niektórzy biskupi polscy. Naród, pragnący niepodległego bytu, po prostu je zignorował. U wielu Polaków potęgowały one jedynie wrogość do Watykanu i Kościoła.

Sekretarzem stanu za Leona XIII był w latach 1887-1903 kard. Mario Rampolla, który był po prostu diabłem w ludzkim ciele, człowiekiem od którego po prostu buchała wściekła nienawiść do Polaków. To w jego otoczeniu padła nawet myśl, aby w zaborze rosyjskim, gdzie było 15 diecezji katolickich, na żadną z nich i nigdy – nawet na arcybiskupstwo warszawskie! - nie powoływać Polaka na biskupa. O jego – kapłana Chrystusowego!!! - wyjątkowo obrzydliwym polakożerstwie był zmuszony choć trochę w gorzkich słowach napisać nawet biskup Wincenty Urban we wspomnianej wyżej jego pracy, pisząc: „Kardynał Rampolla patrzył na bolesne i gwałtem przeprowadzone rozbiory Polski, jako na fakt dokonany, a Polaków uważał za poddanych rozbiorców, nie wczuwając się wcale w losy gnębionego na wszelki sposób i ciemiężonego narodu”. Nie tylko to, z głębi duszy nienawidził on Polaków, czyniąc im najrozmaitsze świństwa (Urban, str. 98-101): np. nie uznawał narodowości polskiej biskupów polskich, włączając np. biskupów z zaboru austriackiego do nacji austriackiej, utrudniał im dostęp do papieża, utrudniał pobyt pielgrzymów polskich w Rzymie (np. zamówione przez Polaków miejsca w hospicjum św. Marty w Rzymie, przybyłych na obchody roku jubileuszowego, zostały oddane Niemcom, bez zawiadomienia o tym polskich pielgrzymów), nie godził się na osobne przyjęcia Polaków przez papieża (np. przybyła do Rzymu w 1888 r. pielgrzymka z okazji jubileuszu 50-lecia kapłaństwa papieża Leona XIII, dostała polecenie przyłączenia się do pielgrzymki francuskiej albo „pocałowania się w nos”), na polecenie Rampolli usunięto polskie podarunki w przeddzień otwarcia jubileuszowej wystawy, aby zwiedzający nie dowiedzieli się o tym, że istnieje naród polski.

Polscy protestowali przeciwko polakożerstwu kard. Rampolli. Nic innego, jak właśnie ta antypolska polityka biurokratów watykańskich ulegającym możnym tego świata w sojuszu z amerykańskimi biskupami pochodzenia irlandzkiego (w walce z Anglikami Irlandczycy w Irlandii i USA zajmowali postawę proniemiecką) i niemieckiego, przyczyniła się na przykład do powstania w Ameryce Polskiego Kościoła Narodowego, który na początku XX w. poparło aż 300 000 amerykańskich Polaków. Jego założyciel ks. Franciszek Hodur, wstrząśnięty antypolskimi poczynaniami Watykanu, mówił tym ludziom w 1903 roku: „Nie wierzymy w Rzym – wierzymy w Boga i Polskę”. Twierdził, że „w walce o wyzwolenie państwowe Polski papież jest wrogiem na równi z zaborcami i domagał się analogicznego traktowania Watykanu”. W 1898 roku papież Leon XIII rzucił ekskomunikę na ks. Franciszka Hudora. Tylko za to, że chciał być polskim katolikiem, że miał odwagę zaprotestować przeciwko antypolskiej działalności Watykanu i Kościoła amerykańskiego. W tym wypadku Watykan przyznał się do swojej głupoty i 15 lutego 1992 w katedrze Polskiego Narodowego Katolickiego Kościoła w Scranton (USA) odbyło się Nabożeństwo gojenia ran , w czasie którego odwołano ekskomunikę rzuconą przez papieża Leona XIII na ks. Franciszka Hodura. W nabożeństwie wziął udział ówczesny Przewodniczący Rady do spraw Jedności Chrześcijan kardynał Edward Cassidy.

W samym Watykanie brano poważnie pod uwagę możliwość buntu polskich katolików w samej Polsce przeciw antypolskiemu Watykanowi – czyli możliwość oderwania się Kościoła polskiego od papiestwa już w okresie Powstania Styczniowego 1863, a nawet trochę wcześniej. Arcybiskup warszawski Zygmunt Feliński (1862-83) zapewniał wówczas zmartwiony taką możliwością Watykan, że Polsce schizma nie grozi, informując jednocześnie, że „Duchowieństwo znajduje posłuch tylko o tyle, o ile jest patriotyczne i podziela powszechny pogląd na sprawę narodową...” (S. Cat-Mackiewicz). Watykan nie myślał jednak o zmianie orientacji politycznej, czyli o sojuszu z zaborcami Polski: Austrią, Niemcami i Rosją, a przez to o złagodzeniu swej antypolskiej postawy. Nienawiść do Polaków była tam aż tak wielka, że godzono się nawet z myślą zerwania narodu polskiego z rzymskim katolicyzmem. To, że do tego nie doszło, zadecydowało odrodzenie się państwa polskiego w 1918 roku i... kult Maryjny Polaków.

I pomyśleć, że kard. Rampolla - człowiek, który sobą reprezentował całkowite dno moralne, uważał się i uważany był przez papieża Leona XIII za chrześcijanina i był jego prawą ręką, w 1903 roku kandydował na papieża. Nie został nim przez oficjalny sprzeciw biskupa krakowskiego, kard. Jana Puzyny, w imieniu Austrii, która uważała go za skrajnego rusofila.

Prochy Rampolli spoczywają w bazylice - najważniejszej na świecie świątyni chrześcijańskiej - obok prochów apostoła, św. Piotra!

Watykan Leona XIII i zaborca austriacki sprezentowali nam również nacjonalizm ukraiński o skrajnie antypolskim obliczu.

Otóż zaborca austriacki, pielęgnując we własnym interesie starorzymskie powiedzenie „dziel i rządź” (divide et impera), w okresie rewolucji 1848 roku podburzył Rusinów w Galicji Wschodniej/Małopolsce Wschodniej przeciwko Polakom. Jednak antypolski ruch rusiński wymknął się z rąk Wiednia. Stał się ruchem moskalofilskim. Rusini galicyjscy zaczęli uważać się za... Rosjan (!) i ciążyć w kierunku carskiej Moskwy, do tego stopnia, że zaczęli myśleć o porzuceniu unii (grekokatolicyzmu uznającego papieża) i przejściu na rosyjskie prawosławie. Moskalofilizm był ruchem chłopskim i analfabetów. Brakowało mu przywódców – ludzi o znanych nazwiskach, przywódcy, który byłby w stanie pociągnąć za sobą masy. Watykan zaczął szukać kogoś znanego, kto mógłby zachować Cerkiew grekokatolicką przy wierności Watykanowi. Wśród Rusinów takiej osoby nie znaleźli. Zwrócili się do księcia, a zarazem księdza Adama Sapiehy, ale ten czując się Polakiem odmówił stania się renegatem. Jednak kurialistom watykańskim za cenę obietnicy grekokatolickiego lwowskiego stolca arcybiskupiego udało się pozyskać innego Polaka, młodego i chorobliwie ambitnego hrabiego Romana Szeptyckiego (1865-1944), syna córki największego komediopisarza polskiego, Aleksandra Fredry, a brata zasłużonego generała Wojska Polskiego i w 1923 roku ministra spraw wojskowych Stanisława (1867-1950). Roman Szeptycki przeszedł na grekokatolicyzm i zmienił imię na Andrzej (apostoł Andrzej jest uważany za patrona prawosławia). Dopuścił się zdrady narodowej – za urząd stał się renegatem (największym polskim renegatem XX w.) i wyjątkowo zajadłym wrogiem Polski i Polaków. W wieku zaledwie 34 lat został grekokatolickim biskupem stanisławowskim, a rok później arcybiskupem lwowskim. Chwyciło. Rusini, którzy pod wpływem Szeptyckiego stawali się teraz Ukraińcami byli dumni, że na ich czele stoi graf (hrabia) – jak go nazywali. Pozyskał Rusinów przez upodabnianie w liturgii i obrzędach Cerkwi grekokatolickiej do Cerkwi prawosławnej (przy jednoczesnym utrzymywaniu więzi z papiestwem). Ten rzekomy kapłan Chrystusa zamiast siać miłość człowieka do człowieka, siał wśród Rusinów nienawiść do Polaków, co zaowocowało m.in. masowym mordowaniem Polaków przez zdziczałe bandy ukraińskich grekokatolików podczas II wojny światowej. Gratulował Hitlerowi jego podbojów, oferował swoją pomoc w budowaniu przez niego nowej Europy i popierał powstanie zbrodniczej ukraińskiej Dywizji SS Galizien, do której skierował „duchownych” na kapelanów wojskowych. Dzisiaj ukraińscy nacjonaliści starają się w Watykanie o wyniesienie Szeptyckiego na ołtarze. I tradycyjne antypolski Watykan popiera je. W dniu beatyfikacji papież Franciszek powinien ogłosić Szeptyckiego patronem renegatów, polakożerców i nacjonalistów-faszystów. A biskupi „polscy” powinni tego dnia Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie dać drugie wezwanie: bł. Andreja Szeptyckiego.

Wyjątkowo nieprzychylna Polakom działalność Rampolli sprawiła, że po jego upadku w 1903 roku Kościół polski w Galicji wysłał księcia (bo to wówczas miało duże znaczenie w Watykanie), księdza Adama Sapiehę do Watykanu, aby w otoczeniu dobrodusznego papieża św. Piusa X pełnić funkcje doradcze w sprawach Kościoła Polskiego na terenie zaborów. Była to realizacja pomysłu lwowskiego arcybiskupa obrządku ormiańskiego od 1902 roku i wielkiego patrioty polskiego Józefa Teodorowicza (z którym Sapiehę łączyła wieloletnia przyjaźń), by w Kurii Rzymskiej umieścić „ambasadora” spraw Kościoła polskiego.

Ks. Adam Sapieha poznał do szpiku kości antypolskie tendencje panujące w Watykanie, które po śmierci Piusa X w 1914 roku odżyły na nowo za pontyfikatu Benedykta XV (1914-22), którego sekretarzem stanu był nieprzychylny Polsce i Polakom Pietro Gasparri (1914-30). Dlatego nawet pod koniec I wojny światowej (1914-18) papież Benedykt XV nie widział Polskę jako wolne państwo; namawiał Romana Dmowskiego, aby „kwestię polską” rozwiązał na drodze współdziałania polityków polskich z Niemcami i Austro-Węgrami, a to oznaczało ewentualne istnienie jakiejś tam kadłubowej Polski (nie tylko bez ziem zaboru pruskiego, ale z dodatkowymi terenami polskimi z Królestwa Polskiego przyłączonymi do Niemiec) i całkowicie zależnej od Niemiec. A w chwili odradzania się państwa polskiego kard. Gasparri wspierał antypolskie posunięcia niemieckie (np. w czasie plebiscytu na Górnym Śląsku) i antypolsko nastawionych Ukraińców z Małopolski Wschodniej (np. działalność P. Genocchi’ego). I tylko dlatego, kiedy w 1918 roku odrodziło się jednak ku całkowitemu zaskoczeniu Stolicy Apostolskiej państwo polskie, biskup krakowski i wielki patriota polski Adam Sapieha był jednym z czołowych przedstawicieli Episkopatu Polskiego sprzeciwiających się konkordatowi Polski z Watykanem uważając, że Kościół polski powinien być całkowicie niezależny od antypolskiego Watykanu, a jego prymasem winien być biskup warszawski. Postawa ta doprowadziła do konfliktu z nuncjuszem apostolskim w Polsce, Achillesem Rattim - m.in podczas pierwszego wspólnego, powojennego zjazdu polskich biskupów w Gnieźnie (26-30 sierpnia 1919) Sapieha poprosił Rattiego o opuszczenie sali obrad, gdyż, jak twierdził „Kościół polski chce rozstrzygać swoje sprawy bez wpływów zewnętrznych”. Reperkusją tej animozji było nieprzyznanie biskupowi Sapieże kapelusza kardynalskiego podczas całego długiego pontyfikatu Piusa XI, którym został nuncjusz Ratti w roku 1922 (J. Marecki, F. Musiał (red.), Niezłomni. W obronie Ojczyzny i Kościoła, Kraków 2008). Namiestnik Chrystusa okazał się być mściwym człowiekiem!

Innym Polakiem, który walczył w Watykanie o święte prawa narodu polskiego i dbał o sprawy polskie w okresie zaborów był ks. Kazimierz Skirmunt (1861-1931), rodem z Wileńszczyzny. Ukończył on studia prawnicze, rolnicze i w Rzymie teologiczne (doktorat z teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim), po czym zapisał się na studia w Accademia dei Nobili Ecclesiastici, przygotowującej kadry przyszłej administracji i dyplomacji watykańskiej (1895-97). Po jej ukończeniu został pracownikiem Sekretariatu Stanu, którym wówczas kierował kard. Giacomo della Chiesa (przyszły papież Benedykt XV 1914-22). Stał się zaufanym pośrednikiem między episkopatem polskim w zaborze pruskim i rosyjskim a Stolicą Apostolską. Został konsulorem Kongregacji Rozkrzewiania Wiary i Kongregacji do Spraw Nadzwyczajnych, które to funkcje pełnił do końca życia. Podczas I wojny światowej za jego pośrednictwem papież Benedykt XV przekazywał pomoc humanitarną do Polski. W 1919 roku Benedykt XV obdarzył go godnością protonotariusza apostolskiego. Od 1919 roku był radcą kanonicznym ambasady polskiej przy Watykanie. Po jego śmierci w prasie polskiej, watykańskiej i włoskiej pisano, że był „orędownikiem spraw polskich przy Watykanie”. Warto by było zbadać gruntownie tę działalność ks. Kazimierza Skirmunta.

Jednak tak Adam Sapieha jak i Kazimierz Skirmunt niewiele mogli sami zrobić w Watykanie z braku silnego polskiego lobby.
Takiego lobby nie mieliśmy w zasadzie do pontyfikatu Pawła VI (1963-78), a prawdziwego przyjaciela w Watykanie do pontyfikatu Jana XXIII (1958-63). Z tym, że po odrodzeniu się państwa polskiego w listopadzie 1918 roku Watykan był zmuszony zmienić swój dotychczasowy wrogi stosunek do narodu polskiego i nawiązać względnie poprawne stosunki z Polską, która była jednym z największych państw w Europie w Europie, a Polacy czwartą największą grupą katolicką na tym kontynencie.

Po śmierci papieża Benedykta XV kolejnym papieżem został Achilles Ratti jako Pius XI (1922-39), człowiek, który miał okazję bliżej poznać odrodzone państwo polskie i Polaków. Stało się tak dlatego, że w 1918 roku został mianowany przez Benedykta XV (1914-22) apostolskim wizytatorem w Polsce, a w 1919 roku nuncjuszem w Warszawie (do 1921 r.). Jako nuncjusz został wyniesiony do godności arcybiskupa tytularnego. Na swoją konsekrację biskupią mógł wybrać Rzym lub Warszawę. Wybrał Warszawę – katedrę św. Jana, a na konsekratora arcybiskupa warszawskiego Aleksandra Kakowskiego; w uroczystości wzięli udział Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, rząd, generalicja i biskupi. Pius XI miał wielkie poważanie dla marsz. Józefa Piłsudskiego. Po śmierci Marszałka powiedział: „Śmierć jego jest niepowetowaną szkodą. Ja go zawsze wysoko ceniłem i dlatego dobrze rozumiem, jak ciężką stratę ponieśliście. Gdy był Naczelnikiem Państwa, częstośmy się widywali... Wówczas poznałem czym jest dla Polski” (Przemysław Kwiecień). Niestety, za jego pontyfikatu w 1924 roku została ustanowiona przy Kongregacji Kościołów Wschodnich komisja Pro Russia, którą do 1934 roku kierował francuski jezuita, biskup Michel d’Herbigny, człowiek bardzo naiwny wobec Rosjan i Sowietów oraz nieprzychylny Polakom, który z Sowietami pracował nad usunięciem polskich księży z sowieckiej Ukrainy i Białorusi (którzy przecież pracowali wśród tamtejszych Polaków!); Hansjakob Stehle napisał: „W rosyjskiej wizji d’Herbigny’ego istniał tylko katolicyzm odpolonizowany” (Tajna dyplomacja Watykanu Warszawa 1993). A na polskich Kresach Watykan d’Herbigny chciał tworzyć rosyjską Cerkiew neounicką: chciał z naszych prawosławnych Ukraińców i Białorusinów zrobić Rosjan. Został usunięty z zajmowanego stanowiska i z Watykanu, kiedy się okazało, że jego sekretarzem był agent sowiecki – ksiądz niemiecki Aleksander Deubner (jego kuzynką była komunistka niemiecka, Klasa Zetkin).

Następca Piusa XI został Pius XII (1939-58), osoba pozostająca po dziś dzień kontrowersyjnym papieżem dla wielu ludzi na świecie i w społeczeństwie polskim przez jego posunięcia odnośnie Polski i Polaków oraz Kościoła polskiego w okresie II wojny światowej 1939-45. Nawet dominikanin, o. Zygmunt Mazur OP w Leksykonie papieży Rudolfa Fischer-Wollperta (Wydawnictwo ZNAK, Kraków 1990) pisze: „...Wiele posunięć Stolicy Apostolskiej (za Piusa XII) spotkało się z krytyczną oceną rządu polskiego w Londynie i społeczeństwa w kraju”. Już sama jego wyjątkowo zimna jak lód i posępna twarz mówiła nam, że to nie duszpasterz kochający każdego człowieka/katolika, ale dyplomata bez serca, którym rzeczywiście był. Znany był z nieprzychylnego stosunku m.in. do Polaków i Polski. Nie ma się temu co dziwić. Od 1905 roku blisko współpracował z Pietro Gasparrim, od którego nauczył się nie lubić Polaków i który w latach 1914-30 był watykańskim sekretarzem stanu (po nim urząd ten sprawował Eugeniusz Pacelli, czyli późniejszy Pius XII). Dodatkowo swoją niechęć do Polaków Pius XII podbudował, kiedy w latach 1917-30 był nuncjuszem w Bawarii i w Niemczech. Był stuprocentowym germanofilem: kochał ten kraj i ludzi, popierał prawie całą ich politykę, otaczał się Niemcami; nawet gosposią jego w Watykanie była Niemka. Dlatego tak łatwo mógł się dogadać nawet z Hitlerem w sprawie konkordatu. A wezwany do tego, aby zrobić coś dla ratowania pokoju w Europie w 1939 roku, doradził jedynie rządowi polskiemu, aby przyjął warunki postawione Polsce przez Hitlera. Natomiast po upadku Polski wierzył zapewne w 1000-letnie panowanie hitlerowskich Niemiec w Europie, gdyż złamał konkordat podpisany przez Watykan i Polskę w 1925 roku, w myśl którego dla diecezji na ziemiach polskich nie mieli być nigdy mianowani na biskupów czy administratorów nie-Polacy. Tymczasem Pius XII mianował administratorów niemieckich dla diecezji polskich przyłączonych do Niemiec i Litwina dla archidiecezji wileńskiej, w której 90% katolików stanowili Polacy. Zerwanie konkordatu z Polską przez Piusa XII wykorzystał komunistyczny reżym warszawski i w 1945 roku zerwał stosunki dyplomatyczne z Watykanem. No i to jego całkowite ignorowanie tragedii narodu polskiego, a nawet Kościoła polskiego podczas II wojny światowej. Nigdy nie potępił zbrodni hitlerowskich w Polsce, nawet wymordowanie 2,5 tysiąca polskich księży! Obrońcy tego zachowania mówią, że Pius XII prowadził cichą – zakulisową akcję w sprawie Polaków. Tyle tylko, że do tej pory nie przedstawiono żadnych konkretnych dowodów na to. A przecież dzisiaj nic nie stoi na przeszkodzie do pokazania tych dowodów. Właśnie ich pokazanie, jeśli istnieją, byłoby najlepszą obroną moralną Piusa XII – jego działalności odnośnie Polaków w latach II wojny światowej. Wygląda więc na to, że kłamstwo ma zakryć gorzką prawdę o Piusie XII – o jego wrogim stosunku do Polski i Polaków i sprzyjaniu hitlerowskiej III Rzeszy, co czynił. Gdyż bardziej od panowania hitlerowców obawiał się panowania bolszewickiej zarazy w Europie. Milczenie w sprawie zbrodni hitlerowskich na Polakach i Żydach mogło, według Piusa XII, sprzyjać po wojnie harmonijnej współpracy hitlerowsko-watykańskiej. Pius XII potrafił jednak walczyć o to, aby Niemcy i Alianci oszczędzili Rzym – czytaj Watykan. Pius XII nie był także życzliwie nastawiony do kard. Stefana Wyszyńskiego, któremu, po pozwoleniu mu przez reżym na wyjazd do Rzymu po uwolnieniu w 1956 roku, kazał czekać godzinami w przedsionku na audiencję podczas jego pierwszej wizyty w Watykanie w 1957 roku, czym poniżył wielkiego kardynała i Polaka oraz naród polski!

Po Piusie XII wstąpił na Tron Piotrowy błogosławiony papież Jan XXIII (1958-63) odwiedził Polskę dwukrotnie jako turysta-pielgrzym, odwiedzając m.in. w 1912 i 1929 roku Jasną Górę w Częstochowie. Był prawdziwym przyjacielem Polski i Polaków. Odnosił się ze zrozumieniem do spraw Polski; np. w przemówieniu w 1962 roku do biskupów polskich podkreślił polskość „Ziem Zachodnich po wiekach odzyskanych”.

Po nim przyszedł papież Paweł VI (1963-1978), który pracował w latach 1923-24 w Nuncjaturze warszawskiej i który bullą z 28 czerwca 1972 roku ostatecznie uregulował pod względem kanonicznym stosunki kościelne na ziemiach zachodnich i północnych. Paweł VI zmienił politykę Kościoła wobec państw bloku wschodniego (komunistycznego) i w 1966 po raz pierwszy spotkał się z sowieckim ministrem spraw zagranicznych Andriejem Gromyką. W tymże roku obchodzono 1000-lecie chrztu Polski i jej związków z papieskim Rzymem. Dlatego obchody tej rocznicy na świecie miała zapoczątkować uroczysta akademia z udziałem Pawła VI 13 stycznia 1966 roku w audytorium Palazzo Pio przy Via della Conciliazione przy Watykanie. Główną część programu stanowił wykład Oskara Haleckiego “Tysiąclecie Polski katolickiej”. Niestety, Watykan zadbał o to, aby wykład był możliwie jak najbardziej strawny politycznie dla Moskwy i Niemców i dlatego ocenzurował go, gdyż zniknęła z tekstu np. pochwała listu biskupów polskich do niemieckich w 1965 roku. W Watykanie zdawano sobie sprawę z nieadekwatności odpowiedzi na ten list biskupów niemieckich, i prawdopodobnie dlatego nie chciano przypominać tej sprawy, wobec ogromnego znaczenia Kościoła niemieckiego w Kościele i Watykanie. Paweł VI pragnął uczcić 1000-lecie chrztu Polski pielgrzymką do Częstochowy jednak komunistyczne władze Polski nie przysłały mu oficjalnego zaproszenia, na co on czekał; papież przesłał wówczas do Częstochowy – Matce Boskiej Częstochowskiej „złotą różę”. Pamiętam te czasy i żal Polaków na emigracji (może także i w Polsce), że Paweł VI nie wybrał się do Polski bez zaproszenia – nie jako papież, ale kapłan odwiedzający swych wiernych; władze prawdopodobnie by go nie wpuściły, ale odzew tej odmowy byłby głośny na całym świecie i bardziej korzystny dla sprawy polskiej, a zachowanie papieża bardziej ludzkie i chrześcijańskie, a nie polityczne.

Po śmierci papieża Jana Pawła I, który ten urząd piastował zaledwie 33 dni – od 25 sierpnia do 28 września 1978 roku, stała się rzecz, której się nikt nie spodziewał. 264 papieżem został Polak - arcybiskup-metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła (1920-2005). Stało się to 16 października 1978 roku. Nowy papież przybrał imię Jana Pawła II. Tym samym kard. Wojtyła stał się największym w historii człowiekiem z rodu Polaków i z rodu Słowian. Jan Paweł II był nie tylko pierwszym papieżem z Polski, ale również pierwszym po 455 latach biskupem Rzymu, nie będącym Włochem. Wielokrotnie sam przywoływał spełnione proroctwo wielkiego polskiego poety Juliusza Słowackiego (1809-1849) z wiersza „Słowiański papież”, w którym jest mowa o polskim papieżu.
Jan Paweł II był papieżem do (swojej śmierci) 2 kwietnia 2005 czyli przez 26 i pół roku (9665 dni). „Polski” papież zrobił wiele dobrego dla Kościoła w Polsce. Natomiast niczego (poza ciepłymi słowami) nie zrobił dla Polaków mieszkających poza granicami Polski.

Po Janie Pawle II kolejnym papieżem, jako Benedykt XVI, został kardynał niemiecki Joseph Alois Ratzinger (ur. 1927), a po jego rezygnacji w 2013 roku kardynał argentyński Jorge Mario Bergoglio (ur. 1936), który przybrał imię Franciszek. Benedykt XVI, jako bliski współpracownik Jana Pawła II, był życzliwie nastawiony do Polski i polskich katolików. Jednak podczas jego pontyfikatu ze zdwojoną siłą przystąpiono do zapoczątkowanej przez Watykan 20 lat temu depolonizacji polskich katolików na Białorusi i Litwie. Natomiast papież Franciszek 16 lipca 2015 roku poinformował świat, że zostanie wyniesiony na ołtarze Andrej Szeptycki - polakożerca i człowiek, który kłaniał się Hitlerowi. Przy braku sprzeciwu ze strony Kościoła polskiego.

Marian Kałuski
(nr 117)

...............................................................................................................................
21.08.2015r.


Mój artykuł „Skandal! Szeptycki świętym”, opublikowany w KWORUM, wywołał duże zainteresowanie w Polsce, na Ukrainie, w Kanadzie, a przede wszystkim w Ameryce, gdzie prowadzona jest nawet ostra dyskusja pomiędzy internautami na ten temat, co często dociera do mnie. Poniżej publikuję uwagi jednego z księży katolickich na Ukrainie oraz znanego krajowego dziennikarza katolickiego i moje odpowiedzi. Uważam, że są one wartościowym uzupełnieniem do mojego artykułu, że pozwalają lepiej zrozumieć poruszony przeze mnie temat.
Najbardziej zaszokował mnie email nijakiej Mirosławy Kruszewskiej z Ameryki, która przedstawiła się mi jako katoliczka i autorka książki o arcybiskupie Szczepanie Wesołym. Tymczasem napisała do mnie: „Ja do żadnych swiętych się nie modlę, więc Szeptycki mi nie przeszkadza wcale. Jeden śmierdzący trampek w niebie więcej lub mniej nie robi różnicy... Zamiast katabasami (wulgaryzm - czyli biskupami) niech się Pan zajmie Drugim Katyniem, bo sprawa teraz jest na czasie”. Nazwała mnie Żydem, a email zakończyła zdaniem pełnym chrześcijańskiej miłości bliźniego: „Wzbudza Pan we mnie najwyższe obrzydzenie”.
Katoliczka czy ateistka? Nie dziwota, że wiara upada, jeśli mamy takich „katolików”.
Marian Kałuski

--------------------------------------------------------------------------------

From:
Sent: Sunday, 16 August 2015 8:24 AM
To: mkaluski@bigpond.net.au
Subject: Szeptycki

Szanowny Panie Marianie!
Swego czasu Papież św. Jan Paweł II zapowiedział, że Szeptycki będzie świętym, i tak się stanie. Nie warto więc szafować swoją przynależnością do Kościoła.
Co do postaci Sługi Bożego Andrzej Szeptyckiego, to polecam zobaczyć film pt. „Niewygodny – abp Szeptycki” //
https://youtu.be/K6pNAYyUSLY
Jest wiele innych spraw, które nas na Ukrainie doprowadzają do depresji.
Z pozdrowieniami,

Wielebny Księże,
OD RAZU zobaczyłem film “Niewygodny – arcybiskup Szeptycki”, co mi Ksiądz ułatwił.
No cóż, jest to ukraiński film propagandowy na rzecz beatyfikowania abpa Szeptyckiego jednak bez advocatus diaboli, czyli tendencyjny. Na pewno cieszy on Ukraińców. Ale wielu Polaków, a może i inne osoby, go odrzucają. Przypuszczam, że do tej pory wszyscy święci byli świętymi dla wszystkich ludzi. Dzisiaj Watykan będzie wynosił na ołtarze osoby tylko dla wybranej grupy etnicznej, jak właśnie abpa Szeptyckiego. Produkuje się dzisiaj tylu świętych i „świętych”, że niedługo „Zywoty świętych” będą wielotomowe i nikt do nich nigdy nie zaglądnie. Wynik tego będzie taki, że ci najwięksi święci pozostaną w pamięci ludzkiej, a ci z „produkcji masowej”, zapoczątkowanej przez papieża Jana Pawła II, będą zapomniani na wieki wieków.
Najciekawsza w całym tym filmie jest wypowiedź tej pani z Instytutu Yad va-Shem w Jerozolimie, która mówi, że abp Szeptycki jest za kontrowersyjną osobą, aby Instytut przyznał mu tytuł „sprawiedliwego wśród narodów świata” za uratowanie 20 żydów. Tak samo do tej osoby powinien podejść Watykan. Tymczasem polityka wzięła górę nad rozsądkiem. Co to za „święty”, który jest opluwany przez wielu Polaków?! Czy Ksiądz myśli, że w Polsce kiedykolwiek jakiś kościół będzie pod wezwaniem „św. Andreja Szeptyckiego” (nieuczciwym chwytem jest nazywanie go po polsku Andrzejem, gdyż imię Andrej przyjął zrywając ze swoją polskością)?
Poza tym właściwie nie wiem za co abp Szeptycki ma być wyniesiony na ołtarze. Z filmu odnoszę wrażenie, że TYLKO za ratowanie Zydów. W celach propagandowych Watykanowi i Kościołowi katolickiemu taki święty jest potrzebny. Ale Polka Sandlerowa uratowała nie 20 Zydów a aż 2500 żydowskich dzieci. Więc chyba ona powinna być pierwsza wyniesiona na ołtarze, jeśli Watykan zakwalifikował do świętości abpa Szeptyckiego tylko za ratowanie Zydów, bo za nic innego nie zasługuje on na świętość. W każdym bądź razie nie jest męczennikiem za wiarę, bo nikt go nie prześladował, nie więził i nie zamordował. Zmarł w królewskim łożu w swoim pałacu i został pochowany z honorami przez władze sowieckie.
Dla Polaków będzie on zawsze renegatem. W filmie mówi się o jego ruskim pochodzeniu, przemilcząjąc w zasadzie to, że jego matka była etniczną Polką – i to córką największego polskiego komediopisarza, a w starodawnym i obowiązującym do dzisiaj prawie żydowskim o etniczności dziecka decyduje etniczność matki. Tylko Bóg wie czy abp Szeptycki był czy nie był z prawego łoża. Przypuszczam, że był, chociaż niedawno czytałem, że 30% dzieci ma innego ojca, niż tego oficjalnego ojca, o czym on nie wie i że to nie żadna nowość, że tak było zawsze, chociaż nie aż w tak dużym procencie; przed II wojną światową było to ok. 10-15%. O tym Ukraińcy powinni pamiętać, narzucając Andrejowi Szeptyckiemu ruskie pochodzenie. Nic tu nie pomoże: urodził się Polakiem. I byłby do końca życia Polakiem, gdyby Watykan nie ofiarował mu grekokatolickiego arcybiskupstwa lwowskiego, na co z próżności swej poszedł!.
Kiedy urodził się Andrej Szeptycki właściwie Roman Maria Aleksander Szeptycki, Szeptyccy byli od kilku pokoleń Polakami i rzymskokatolikami. Brat Andreja – Stanisław był generałem Wojska Polskiego i ministrem spraw wojskowych i miał w nosie swe rzekomo ruskie pochodzenie!
W Kanadzie od 120 lat mieszkają Kanadyjczycy ukraińsko-gerkokatolickiego pochodzenia. Wielu z nich czuje się dziś tylko i wyłącznie Kanadyjczykami i duży z nich odsetek należy do kościołów protestanckich. Proszę sobie wyobrazić, że któryś z nich powie dzisiaj, że wraca do swoich korzeni, że nie jest już więcej Kanadyjczykiem, że jest Ukraińcem, chociaż już jego pradziadek uważał się za takiego, a jego matka była rodowitą Kanadyjką. Nie dość na tym: staje się wrogiem Kanady, Kanadyjczyków i wszystkiego co kanadyjskie.
Co można by było powiedzieć o tym osobniku? Na pewno, że jest wariatem.
A tak właśnie postąpił Roman Maria Aleksander Szeptycki.
Oczywiście, człowiek ma prawo być głupcem, zmienić narodowość i stać się nie tylko renegatem ale i np. polakożercą, jak to miało miejsce z abpa Szeptyckim. Pytam się: gdzie są dowody na to, że nie był polakożercą i dążył do zbratania polsko-ukraińskiego? Gdzie one są?! Nic o nich nie ma w filmie.
Czyli abp Szeptycki był wrogiem Polaków, a więc człowiekiem, który deptał boskie przykazanie miłości bliźniego! Drugie najważniejsze boskie przykazanie!!!
I to ZAWSZE będzie ciągnęło się za abp Andrejem Szeptyckim. I nie pomoże tu ani wyniesienie go na ołtarze, ani wmawianie Polakom przez biskupów „polskich” (oni, jak wszyscy biskupi obrządku rzymskokatolickiego, są wyłącznie obywatelami Kościoła i jemu i tylko mają służyć; wyjątki potwierdzają regułę, a wszystko inne jest mydleniem oczu owieczkom), że Szeptycki zasługuje na wyniesienie na ołtarze.
Czy człowiek depczący przykazanie miłości bliźniego może zostać świętym?
Według kurialistów rzymskich tak – może zostać świętym, co oznajmił nam papież Franciszek.
A więc: Roma locuta causa finita.
A więc, jak Ksiądz pisze: czy się to komu podoba czy nie będziemy mieli „świętego” Andreja Szeptyckiego.
Oto główne zarzuty stawiane abp Andrejowi Szeptyckiemu przez księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego:
„Nie zarzucam mu tego, że wybrał narodowość ukraińską i że chciał wolnej, samostijnej Ukrainy. To jest jego prawo. Ale zarzucam mu to, że występował przeciwko państwowości polskiej i to przez bardzo długi okres czasu, przez całą pierwszą połowę XX wieku. Przymykał oczy na bardzo gwałtowne zaangażowanie księży greckokatolickich w działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Druga rzecz, poparł Adolfa Hitlera w 1941 roku, wystosował odezwę witającą go, wysłał mu podziękowanie za zdobycie Kijowa i nakazał modlitwy w cerkwiach greckokatolickich za zwycięstwo Hitlera.
Kolejna sprawa to oddelegowanie w 1943 roku kapelanów do SS-Galizien. Szeptycki był obywatelem polskim, był członkiem episkopatu Polski i postąpił jak kolaborant, czyli wbrew stanowisku wszystkich innym biskupów. A były przecież w Polsce trzy obrządki, greckokatolicki, rzymskokatolicki i ormiańskokatolicki. On jedyny się z tego wszystkiego wyłamał.
I rzecz chyba najtrudniejsza, że korzystając z tego poparcia dla nacjonalizmu, niektórzy księża zaangażowali się również w sprawy ludobójstwa. Opisałem przypadki z rodzinnej wsi mego ojca, Korościatyn koło Monasterzysk, gdzie ksiądz greckokatolicki razem z córką kierował napadem i sprawę Kut, gdzie wymordowano Ormian, Polaków i Żydów w 1944 roku i także kierował tym ksiądz. Szeptycki wiedział o tych sytuacjach, natomiast nigdy tego oficjalnie nie potępił, nie suspendował żadnego z księży, nigdy nie wyciągnął żadnych konsekwencji, przez to niektórzy odczytywali to jako to zielone światło. Ostatnia sprawa, to jest list do Stalina, gdzie z kolei dziękował Stalinowi za przyłączenie Lwowa i Kresów do Związku Radzieckiego. Czyli dokonał szeregu aktów kolaboranckich”.

Z poważaniem,
Marian Kałuski
.......


Szanowny Panie!
(...) odnioszę się tylko do jednego wątku: kto decyduje o świętości. Proces kanonizacyjny jest tylko STWIERDZENIEM FAKTU, że jakiś człowiek został zbawiony. A o tym czy został, czy nie decyduje Pan Bóg, a nie papież, który to tylko stwierdza na podstawie procedur, nawiasem mówiąc, trochę podobnych do procedur deifikacyjnych w rzymskim Senacie w czasach starożytnych.
Czy JP II szkodził narodowi polskiemu? Wszystko to być może. Ja jednakże chciałbym zwrócić Pańską uwagę na to, że Stolica Apostolska akomodowała się tylko do decyzji rządu polskiego, który nie tylko wyrzekł sie wszelkich pretensji do Kresów Wschodnich, ale nawet bierze udział w gloryfikowaniu banderowców. Smutne to wszystko, że się tak cofamy i cofamy - ale nic na to poradzić nie można, zwłaszcza gdy rządzą agenci.
Pozdrawiam.
S.M.


Szanowny Panie Redaktorze,
Urodziłem się w rodzinie katolickiej, jestem katolikiem i umrę katolikiem. I nie wyobrażam sobie życia poza moją/naszą tradycją katolicką. Chyba 40 lat temu ksiądz z mojej parafii australijskiej, John O’Ryan, powiedział na kazaniu, że obowiązkiem dobrego katolika jest walka ze złem. Wziąłem to sobie do serca, a Bóg dał mi odwagę i całe życie, w miarę możności; walczę ze złem.
Wprowadzone przez Watykan w 1983 roku zmiany w procedurze wynoszenia ludzi na ołtarze umożliwiają starania o to poprzez „santo subito”, czyli poprzez to czego domaga się lud. Tymczasem lud nie jest powołany do wyboru kandydatów na ołtarze. Tylko Bóg wie kto był świętym człowiekiem. Ale On nie wskazuje nam i Kościołowi tych ludzi. Bo gdyby tak było, to byśmy się nie modlili do „świętych”, którzy nigdy nie istnieli, a których Kościół wyniósł przed wiekami na ołtarze (w 1969 roku papież Paweł VI skreślił z Kalendarza Rzymskiego 200 „świętych”, którzy, jak wykazały badania, w ogóle nie istnieli, m.in. św. Barbarę: Waldemar Rozynkowski „O kulcie św. Barbary” internetowe wydanie tygodnika katolickiego “Niedziela”). A wśród tych, którzy są rzekomo świętymi jest wielu, którzy smolą się w piekle, jak chociażby Włodzimierz Wielki (starczy przeczytać jest biografię – morderca i łajdak nad łajdakami, ogłoszony świętym tylko dlatego, że na Ruś wprowadził chrześcijaństwo; czy cesarz niemiecki Henryk II, którego ostro krytykował nawet św. Bruno z Kwerfurtu).
Ogłaszanie kogoś świętym można przyrównać do odznaczenia kogoś orderem. Zygmunt Gloger w swojej „Encyklopedii staropolskiej” pisze, że król Władysław IV, za namową kanclerza Jerzego Ossolińskiego, w 1634 roku ustanowił pierwszy polski order – Order Niepokalanego Poczęcia Maryi Panny, jednak sejm zakazał odpowiednią ustawą nadawanie komukolwiek orderów, gdyż było to sprzeczne z głoszoną przez szlachtę równością. Tak samo beatyfikacja i kanonizacja w Kościele katolickim powinna być zakazana, gdyż tak naprawdę nie wiemy kogo można nazwać świętym i dlatego, że jest to sprzeczne z równością rodu ludzkiego – wspólnoty katolickiej, gdyż np. papieże włoscy ogłaszali świętymi prawie samych Włochów, często ignorując wielu prawdziwych kandydatów na ołtarze z innych narodowości. Poza tym ignorowani byli i są prawdziwi NIEZNANI święci czyli prawdziwi i bardzo zasłużeni chrześcijanie, na których często z zawiści nie zwracali uwagi ani księża, ani biskupi.
Trudno mi się zgodzić z tym, aby Andrej Szeptycki, jawny polakożerca, pośrednio obarczony winą za dokonane przez jego wiernych ludobójstwa na Polakach i człowiek, który oferował Hitlerowi współpracę w budowaniu nowej – hitlerowskiej Europy został wyniesiony ołtarze, tylko dlatego, że tego domaga się ukraiński lud. To bardzo zaszkodzi Kościołowi! A mówienie, że to Bóg czy Duch Święty wpłynął na papieża Jana Pawła II, czy papieża Franciszka, który ostatecznie podjął decyzję, aby tego grzesznika wynieść na ołtarze jest, wybaczy Pan, niedorzecznością. Jeśli Bóg czy Duch Święty tak oświeca papieży, mówi im co mają robić, to pytam się Pana dlaczego historia Kościoła katolickiego jest taka potworna (np. czy Pan Bóg kazał mianować arcybiskupem Paryża 5-letniego chłopca?!), to dlaczego na tronie Piotrowym zasiadali ludzie, którzy bez wątpienia są potępieni na wieki, jak np. papież Stefan VI (896-897), który, aby przypodobać się rodowi Spoletów, zainscenizował makabryczny sąd nad papieżem Formozusem (jego poprzednik), którego zwłoki kazał wykopać z grobu, ubrać w szaty pontyfikalne i posadzić na ławie oskarżonych. Po przeprowadzonej rozprawie oskarżono Formozusa o naruszenie ustaw kościelnych. Zdjęto z niego szaty i odrąbano trzy palce prawej ręki, którą błogosławił lud. Następnie porąbane zwłoki rzucono do Tybru.
Pytam się Pana Redaktora: gdzie w tym wszystkim był Bóg i Duch Święty?

Pozdrawiam,
Marian Kałuski

Wersja do druku

Olenka - 28.08.15 19:31
Szanuje "Ostatnie slowo oskarzonego" pomimo kolejnych pomylek w ocenie ludzi, ktorzy zwrocili uwage na artykul "Oskarzonego". Podtrzymuje jednak moje slowa, ze zrozumialam to co napisal p. "Agamemnon" i dodaje, ze NIE jestem zakonnica, chociaz sluzyc Bogu w zakonie to nie zaden wstyd a duma.

I uwazam, ze my Polacy powinnismy sie laczyc wokol Chrystusa, Jego nauk i Jego przykazan, a nie wokol samych SIEBIE!!! A szczegolnie NIE wokol tych, ktorzy te nauki ignoruja, wymyslajac nowe.
Pozdrawiam
Olenka

Marian Kałuski - 28.08.15 4:10
Ostatnie słowo oskarżonego

Pisałem już raz, że nie uważam się za alfę i omegę i nikomu nie narzucam swojego zdania. Lubię polemikę, ale polemikę mądrą. A polemizuję z dwóch powodów: po pierwsze - aby przedstawić swój punkt widzenia na jakąś sprawę, a po drugie - aby zapoznać się z czyimś zdaniem na ten temat. Bo wiem, że może być tak, że ta druga osoba może mieć rację, albo że wzbogaci moją wiedzę. Bo moim największym hobby jest właśnie zdobywanie wiedzy. I tylko przez to osiągnąłem w swoim życiu tak wiele. Bez studiów historycznych piszę książki, które są pozytywnie oceniane przez naukowców. To tylko świadczy o tym jak dużą zdobyłem wiedzę - jako samouk i jak rzetelnie podchodzę do poruszanego tematu.
Nie jest grzechem być inteligentnym i mieć swoje zdanie na jakiś temat. To właśnie mało inteligentni ludzie powtarzają to co im ktoś wlał do głowy. I przez swój prymitywizm myślowi przyjmują to za "słowo Boże" i odrzucają wszelką polemikę na dany temat.
Człowiek prawdziwie inteligentny - rozumna istota Boża ma wolny umysł!
Powtarzam, jestem katolikiem i umrę katolikiem. Bycie członkiem Kościoła katolickiego wcale nie zwalnia mnie od krytyki tego co jest złe w Kościele. A dzieje się bardzo dużo złego. A DOBRY KATOLIK ma obowiązek walki ze złem. Ktoś z Was powie, a skąd Kałuski wie co jest dobre, a co jest złe w Kościele. Tylko ignorant nie zauważy zła, które było i jest rozpowszechnione w Kościele. Czy nagminny grzech pedofilii wśród kapłanów to wymysł Kałuskiego? Czy pycha powszechna wśród kapłanów to wymysł Kałuskiego (jeśli tak, to dlaczego papież Franciszek właśnie w walce z tą pachą tylko co zniósł tytuły prałatów i infułatów dla duchownych?, a papież Jan XXIII zabronił biskupom noszenia pozłacanych butów?)? Itd., itd. Pokory musi się uczyć Kościół/duchowni, a nie Kałuski. Bo on jest nikim dla wiernych. A biskupi i księża powinni świecić przykładem.
Kościół potrzebuje odzyskać wiarygodność. I o tę wiarygodność ja się troszczę. Stąd zarzut "Agamennona" że szkodzę Kościołowi jest poniżej krytyki!
A jeszcze większym dnem jest twierdzenie, że moje krytyczne uwagi o teologii szkodzą... Polsce.
Ostatnie dwie wypowiedzi "Agamemnona" i "Oleńki" mają jeden cel: z powodu niemożności zbicia moich wywodów starają się przedstawić mnie jaką osobę głupią, którą rozsadza pycha.
"Agamemnon", prawdę mówiąc nie przekonałeś mnie, że nie jesteś sobą duchowną. Z drugiej strony, po co się ośmieszać czepiając się dupereli. Nie jest ważne czy jesteś księdzem, niedoszłym księdzem czy świeckim absolwentem wydziału teologii. To nie zmienia tego faktu, że jesteś "uczonym w piśmie". A że dowolnie je interpretujesz - to inna sprawa.
"Oleńko", która tu zawsze okazujesz swą wrogość do mnie, to naprawdę cud, że "zrozumiałaś" to czego na pewno nie zrozumiałaś. No chyba, że jesteś zakonnicą czy coś koło tego, która studiowała teologię. Jest więcej niż pewne, że 999 INTELIGENTNYCH osób na tysiąc nie powiedziało by od siebie to co napisał "Agamemnon" i miałoby trudności ze zrozumieniem tego! Jednak bardzo w to wątpię że jesteś zakonnicą czy w ogóle chrześcijanką, gdyż zachowanie twoje wobec mnie nie jest chrześcijańskie. A wiesz chociaż co mówił Pan Jezus o nazywaniu kogoś głupcem?
Prawdziwy chrześcijanin jakby był pewny tego, że Kałuski błądzi, to modlił by się o jego nawrócenie i okazywał by mu swą miłość. A Wy z przyjemności spalilibyście mnie na stosie. Jak za dawnych lat bywało.
Chwalisz teologię, a nawet nie wiesz, że to nic innego jak PYCHA była i jest jej ojcem. Tylko przez pychę nie mamy dzisiaj jednego Kościoła, a mamy ponad 300 Kościołów chrześcijańskich.
Czytałem z ołówkiem w ręku Encyklopedię Katolicką wydawaną przez KUL, ze szczególną uwagą o wszystkich tzw. schizmach. I doszedłem do wniosku, że nie jest ona dziełem Boga/Ducha świętego i że właśnie ona była i jest największym wrogiem jedności Kościoła. A więc jest złem. A na dokładkę ona nie jest wcale potrzebna człowiekowi do szczęścia i zbawienia.
Wiesz "Oleńka" co, myślę że Tobą kieruje zawiść i pycha. Krzyczysz: "łapać złodzieja", a to Ty nim jesteś. Na spowiedzi porozmawiaj o tej naszej sprawie z księdzem. Zobaczysz co ci powie.
Marian Kałuski, Australia

Za -ma - 28.08.15 0:43
(.......) Komentarz zatrzymany z uwagi na niedopuszczalne sformułowania, niczym nie udokumentowane opinie dotyczące innych wypowiadających się na tym forum. Bardzo proszę o komentowanie treści powyższego artykułu.
Admin

Agamemnon - 27.08.15 19:04
Panie Kałuski

Wypowiada się Pan na tematy z zakresu wiedzy jak sam się Pan przyznaje, na której się nie zna. Myli Pan pojęcie teologii od etyki filozoficznej, której osiągnięcia dzięki uczonym Kościoła katolickiego, były głównym przedmiotem ostatniego mojego komentarza. Chce Pan przez wypisywanie bzdur o Kościele katolickim przekonać nas, że Kościół jest głupi? Tyle, że Kościół nie jest głupi. Nieskażoną naukę Chrystusa przekazuje z pokolenia na pokolenia i w tym przejawia się jego wielka historyczna misja. Komu Pan służy? Bo na pewno nie Kościołowi i na pewno nie Polsce. Zresztą Kościołowi są potrzebni znawcy przedmiotu a nie amatorzy.

Co do diagnozy mojej osoby, że niby jestem "osobą duchową" również się Pan jak zwykle pomylił. Coś za dużo pomyłek w pańskim wydaniu na niniejszym portalu.

Olenka - 27.08.15 17:11
..."Od dawna przypuszczałem, osoba duchowna. I nie tam jakiś wiejski klecha, ale, jak widać, kapłan "uczony w piśmie" - posiadający gruntowne wykształcenie teologiczne."

"Jak czytam Pismo święte czy katechizm, to sam napisałbym swoją teologię. Ale po co? Starczy mi teologia katolicka i to, że, że zna ją "Agamemnon".
Przez kilka tysięcy lat tworzono teologię. Każdy "mądrala" dorzucał do niej swe myśli."

PANIE KALUSKI TO co pan ujal w komentarzu odnosnie p."Agamemnona". JEST PYCHA!
PYCHA – to pojęcie i postawa człowieka, charakteryzująca się nadmierną wiarą we WLASNA wartość i możliwości, a także wyniosłością. Człowiek pyszny ma nadmiernie WYSOKA samOOcenę oraz mniemanie o SOBIE.

Pisze pan, ze: "Uważam, że studiowanie teologii to strata czasu".

I jest Pan pewny, "że chyba wszyscy inni czytelnicy nie zrozumieli tego co napisał "Agamemnon".
A ja powiem Panu, ze inteligentni Czytelnicy zrozumieli co napisal p. "Agamemnon" i uważam, że studiowanie teologii NIE JEST strata czasu.

Marian Kałuski - 27.08.15 13:49
"Agamennon" to, jak od dawna przypuszczałem, osoba duchowna. I nie tam jakiś wiejski klecha, ale, jak widać, kapłan "uczony w piśmie" - posiadający gruntowne wykształcenie teologiczne.
Ja nie jestem teologiem i, prawdę mówiąc, nie rozumiem tego, co poniżej "Agamemnon" napisał. I jestem pewny, że chyba wszyscy inni czytelnicy nie zrozumieli tego co napisał.
Uważam, że studiowanie teologii to strata czasu. Bowiem nikt nie ma monopolu na Boga i NIKT NIE ZNA BOGA. Przez kilka tysięcy lat tworzono teologię. Każdy "mądrala" dorzucał do niej swe myśli. Byli teologowie co się zastanawiali nad tym ile aniołów zmieści się na główce szpilki. Dominikanie z jezuitami kłócili się o to czy mamy czy nie wolną wolę i ta sprawa do dziś dnia nie jest wyjaśniona przez Watykan! I tylko i wyłącznie przez teologię (i trochę przez ciemną historię Kościoła) mamy dzisiaj ponad 300 różnych kościołów chrześcijańskich. I każdy z nich uważa, że jego teologia jest prawdziwa.
A zwykłemu człowiekowi teologia nie jest potrzebna ani do szczęścia ani do zbawienia. Starczy wiara w Boga i przestrzeganie Dekalogu.
Jak czytam Pismo święte czy katechizm, to sam napisałbym swoją teologię. Ale po co? Starczy mi teologia katolicka i to, że zna ją "Agamemnon".
Nie wiem co ma wspólnego teologia ze wspomnianym przeze mnie 5-letnim arcybiskupem Paryża czy ze smażącym się w piekle papieżem Stefanem VI. Przecież to nie są, jak pisze "Agamemnon" jakieś "śmieszne epizody" tylko PRAWDZIWA - smutna i tragiczna historia Kościoła, którą mamy prawo znać. Chociażby dlatego, że na błędach się uczymy.
Marian Kałuski, Australia

Marian Kałuski - 27.08.15 8:49
WPan Jan Orawicz

Panie Janie, dziękuję za lojalność okazaną koledze z grona współpracowników KWORUM i za poparcie mojego stanowiska w sprawie wyniesienia na ołtarze przez Watykan abpa Andreja Szeptyckiego, co będzie szkodzić samemu Kościołowi jak i zbliżeniu polsko-ukraińskiemu, czego papież Franciszek jak i Kościół polski w ogóle nie wzięli pod uwagę.

Marian Kałuski, Australia

Agamemnon - 26.08.15 23:23
"Jeśli Bóg czy Duch Święty tak oświeca papieży, mówi im co mają robić, to pytam się Pana dlaczego historia Kościoła katolickiego jest taka potworna (np. czy Pan Bóg kazał mianować arcybiskupem Paryża 5-letniego chłopca?!), to dlaczego na tronie Piotrowym zasiadali ludzie, którzy bez wątpienia są potępieni na wieki, jak np. papież Stefan VI (896-897), który, aby przypodobać się rodowi Spoletów, zainscenizował makabryczny sąd nad papieżem Formozusem (jego poprzednik), którego zwłoki kazał wykopać z grobu, ubrać w szaty pontyfikalne i posadzić na ławie oskarżonych." - pisze Kałuski.


Wielka wartość chrześcijaństwa wyraża się w kondensacji myśli i doświadczeń z zakresu etyki filozoficznej, myśli będącej kontynuacją osiągnięć etycznej myśli starożytnej. Filozofia nowożytna w zasadzie nic nowego do strefy aksjologicznej nie wniosła. Punktem kulminacyjnym jest tutaj nauka Chrystusa.
Nauka ta obraca się wokół człowieka jako podmiotu wszelkich ludzkich działań. Człowiek jest na Ziemi istotą najwyższą, – jest bowiem dzieckiem Boga. Egzystencja człowieka w aksjologii chrześcijańskiej uznana została za suwerenną wartość moralną. W ateizmie nie.
Podstawową zasadą etyki chrześcijańskiej stanowi myśl, że człowiek ma zobowiązanie wobec każdej istoty ludzkiej. Źródłem moralności jest prawo wieczne (lex aeterna). W prawie tym, wyraża się pełnia władzy Boga nad światem. Jest to ta potęga, która nadaje wszystkiemu stworzeniu właściwy im kierunek bycia i działania. Prawo wieczne przejawia się w człowieku w postaci prawa naturalnego( Ślipko).
"....Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu" .Spostrzeżenie to zapisane zostało już kilka tys. lat temu.
Chrześcijaństwo zebrało cały depozyt aksjologiczny i wypracowało metodyczną refleksję nad moralnością ludzkiego działania.

Kościół katolicki to instytucja bosko - ludzka. Depozyt nauki Jezusa Chrystusa jest przez tę instytucję przekazywany z pokolenia na pokolenie w sposób nieskażony.

Kałuski w swoich wywodach nie powołuje się na naukę Kościoła ( tj. na istniejące dokumenty obowiązujące, opublikowane ex cathedra, natomiast powołuje się na epizody śmieszne ,które z nauką Kościoła nie mają nic wspólnego a które pozwoliłem sobie zacytować na wstępie komentarza.

aja - 26.08.15 15:07
PANIE JANIE ORAWICZU
Nie jestem TY spod KSYWY!!!!
Nie napisalem "rymówki", a RYMOWANKI!
Rymowanka to tez utwor poetycki.
To wierszowana forma literacka.
To sa zazwyczaj krotkie wiersze, czasem fraszki, w ktorym na koncu kazdego wersu wystepuja rymy.

Teksty rymowanek przekazywane sa z pokolenia na pokolenie, bo najbardziej sa zapamietywane.
Z polskich WYBITNYCH poetow z pieknych rymowanek zaslyneli m.in.:
Jan Brzechwa, Julian Tuwim, S.J. Lec i Jan Sztaudynger.
A teraz AD 2015 zaslynal na KWORUM p. Jan Orawicz

O co wiec chodzi Panie Janie? Juz lepiej uszanowac Pana NIE moge....!

A jesli chodzi o tworcow publikujacych na Kworum to najbardziej cenie Pana Wladyslawa PANASIUKA, dr Andrzeja CHODACKIEGO, Malgosie TODD i Jana PIETRZAKA, ktorego zdjecie i Jego MALZONKI przy boku prez. REGANA ofiarowane mi w milej atmosferze wisi akurat tu gzie pisze, na moim biurku...

Polecam tez lekture ksiazeczki pt. "Polskie Wyliczanki", w ktorej znajdzie pan przepiekne rymowanki znanych i WIELKICH POETOW, a oni sie wcale nie obrazali, ze ten gatunek ICH tworczosci nazwano RYMOWANKAMI !!!!!
W kulturze anglosaskiej z rymowanek zaslyneli tez m.in.:
Ogden Nash i Edwaed Lear

Jest takie przyslowie: "Nie podkladaj zabko swojej lapki tam gdzie konie kuja":
Jasniej; dyskutowalem z p. Kaluskim, bo domagal sie FAKTOW zwiazanych z jego artykulem! On podal swoje, a ja swoje. O Orawiczu wtedy nie myslalem a o tym co uwaznie przeczytalem i co komentowalem. OK?

Dodam jeszcze co dla mnie jest bardzo wazne, ze cenie i szanuje PANA REDAKTORA (NIE Z. z kropka) a z pelnym imieniem - ZBIGNIEWA SKOWRONSKIEGO - nie tylko jako REDAKTORA Kworum, ale i jako Polaka, dziennikarza i POETE!!!!!!!!!!!!
Ale wezwany do tablicy przez Jana Orawicza nie mam zamiaru na jego pytania odpowiadac.
I jesli sie Panu uda, to prosze zaüamietac, ze nie wazne jest dla mnie KTO pisze, a CO pisze.
Pozdrawiam

Czytelnik z kresów - 26.08.15 13:41
Panie - aja, skąd u pana takie chamskie odzywki nawet do Pana Orawicza. Normalny inteligentny człowiek takich metod nie stosuje, panie katoliku.
Wracając do "ocen" aja, które nie przypiął i nie wypiął, komentować nie trzeba. Natomiast o wartości i warsztacie autora Kałuskiego - świadczą same, jego książki i artykuły. Najbardziej miarodajnym wskaźnikiem, jest to że czytelnikami są ludzie inteligentni, wykształceni i z tytułami uniwersyteckimi, bo jest to autor który jest badaczem historii Polskich Kresów od ponad 40 lat. Gdzie w dalszym ciągu ten temat jest ZAKAZANYM - TABU w pewnych wpływowych kręgach, nie służących Polsce a nawet z konekcjami wrogimi daleko poza granicami kraju.
Jeżeli pan aja, nie dostrzegł tego, to wielki błąd, natomiast licznik poczytności i liczba komentarzy mówi że są to czytelnicy i odbiorcy jednak na najwyższym poziomie wiedzy i kultury. Dla których przedstawiona faktografia M. Kałuskiego, nie wymaga w zakresie prezentowanych tematów, dużej liczby komentarzy co by wskazywało na dobre przygotowanie tematyczne. A swoją drogą, komentarze - to nie są prywatne (anonimowe!) wpisy do prywatnego pamiętnika. To czytają wszyscy, i też oceniają komentarze. Dobrze aby aja na przyszłość o tym pamiętał, że Pan Orawicz też ma prawa jak każdy inny czytelnik, i nie będzie pan stosował metod dobrze znanych jak kneblowanie i SB-eckie pouczanie.

Jan Orawicz - 25.08.15 22:56
Ty człowiecze spod ksywy "aja" zainstaluj sobie hamulce. No,ale pod ksywą
zwykle występują ci,którym brak moralnych hamulców. Pan historyk z poważnym dorobkiem naukowym ma się przed tobą tłumaczyć ze spraw
oczywistych.Osoba bez zasadnego wykształcenia nie podoła w pracy naukowej.
Czy znasz choćby trochę dorobku naukowego Pana historyka Mariana Kałuskiego? Człowiecze, to jest znany historyk wśród znanych historyków
z olbrzymim dorobkiem naukowym.Mnie też nie pouczaj,co ja mam pisać.
Czy moje pisanie to rymówki,czy fraszki to wiedzą znawcy literatury.Nawet
tym ubliżasz samej naszej Redakcji,której Naczelnym Redaktorem jest poeta
Pan Z.Skowroński.Przeczytaj w ruchomej rubryce reklamowej, co pisze Redakcja
o moich fraszkach.Nie popisuj się tutaj swoimi złośliwościami do nas piszących.
No ale spod ksywy można na każdego nabluzgać i każdemu porzdepnąć na odcisk. Takie osiągi twoje!

aja - 25.08.15 21:38
Panie ORAWICZ
Pisz Pan swoje rymowanki i wszystko bedzie OK! ale niezabieraj glosu w sprawach o ktore pana nie dotycza i wtedy tez bedzie OK!
Tworczej veny zycze

J.Orawicz - 25.08.15 15:56
Szanowny Panie historyku M.Kałuski. Otóż taki spod ksywy pisze,że Pana nie zna. Ale nie ma nawet odwagi sam siebie przedstawić z pełnym imieniem i
nazwiskiem.I taka skryta pod ksywą osóbka z Panem prowadzi dialog. Szkoda Pana twórczego czasu. Serdecznie pozdrawiam

aja - 25.08.15 13:20
Panie Kaluski
Ja naprawde nie chce aby "MOJE bylo na wierzchu"!
Korzystam jedynie z mozliwosci wypowiedzenie sie na Kworum. Jasniej z sugestii "dodaj komentarz"...
Sam Pan kiedys narzekal, ze pod jednym, (czy tez wiecej) z Pana artykulow brak komentarzy, a wiec...?
Ale mozliwosc dyskusji z Panem staje sie NIE DO ZNIESIENIA!
Nie znam Pana osobiscie, a jedynie z najdluzszej NOTY BIOGRAFICZNEJ W HISTORII INTERNETU, w ktorej pominiete jest Pana wyksztalcenie, a to utrudnia spojrzenie na na Panski "WARSZTAT PRACY" - na wymiane opinii - historyka z historykiem...
A Pan tez mnie NIE zna wiec osobiste wycieczki nie powinny tu miec miejsca. I tego w moich komentarzach pod tym artykulem Pan nie znajduje.
Ale Pan zarzuca mi cos co jest tylko Pana wyobraznia.
Np. pisze pan, o "mowie trawie", o mojej "ukrainskiej propagandzie", a co najgorsze, ze bronie ukrainskich szowinistow... itp.
Albo pisze pan, ze "Smiesznym jest zarzucanie mi braku obiektywności, gdyż nie pisałem artykułu o Szeptyckim, a tylko o tym dlaczego protestuję przeciwko wynoszeniu go na ołtarze. Wyłożył te zastrzeżenia ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski i ja się pod nimi podpisuję, gdyż są zgodne z prawdą".
To o KIM i o CZYM jest Pana artykul???????

I co najwazniejsze przeciez ja NIE napisalem, ze POPIERAM "wynoszenie na ołtarze abp SZEPTYCKIEGO". Podalem jedynie znane mi fakty, bronie jedynie mojego KOSCIOLA I MISTERIUM KANONIZACJI, MOICH SWIETYCH PATRONOW I mojej Wiary, w ktorej zyje Polska juz od ponad 1000 lat.
#
SZCZESC BOZE!

Marian Kałuski - 25.08.15 0:45
"aja"
Jestem katolikiem i umrę katolikiem. Ale nie jestem pachołkiem Kościoła. Bóg mi dał rozum i na pewno nie jestem głupszy od biskupów. Bóg dał mi także odwagę i dlatego mam odwagę zło nazywać złem. Byłem bierzmowany i dlatego Duch święty także mnie prowadzi. A mądre powiedzenie mówi, że NIKT nie ma monopolu na Boga i prawdę.
.......
Kościół, jak zwykle w takich przypadkach, będzie szedł w zaparte, aby obronić "świętość" abpa Andreja Szeptyckiego. Jednak to będzie obrona czegoś, czego nie da się obronić, nawet jak się wymyśli sto "cudów", które zostaną przypisane Szeptyckiemu.
Ten "święty" będzie szkodził Kościołowi, a już na pewno w Polsce.
Co to za "święty", który zamiast łączyć WSZYSTKICH katolików, będzie ich dzielił?!
Bezbożnicy czekają z niecierpliwością na beatyfikację Szeptyckiego. Wtedy ruszą do akcji. Czeka na nią także Putin, który będzie mówił "urbi at orbi": a nie mówiłem wam, że Ukraińcy rządzący dziś Ukrainą to faszyści i modlą się do człowieka, który wraz z Hitlerem chciał budować nową - hitlerowską Europę?
Szeptycki będzie natomiast nie tylko świętym ale zapewne i patronem np. dla Ukrainki-grekokatoliczki (!) Zoriany Konowalec, wolontariuszki nacjonalistycznego i bandyckiego pułku "Azow", złożonego z grekokatolików (!), która na swoim profilu napisała: "Jeszcze Polska nie zginęła ale zginąć musi, jeszcze Polak Ukraińcowi buty czyścić musi" (Telewizja Republika 23.8.2015).
Marian Kałuski, Australia

aja - 24.08.15 16:21
2
W sprawie swietych;
FAKTY
Wiemy jaki byl Sobor Watykanski II
I wiemy jakie sily w nim dominowaly, ale trzeba tez pamietac, ze dokument-
Martyrologium Romanum - jest oficjalnym spisem wszystkich świętych i błogosławionych Kościoła Katolickiego. Ostatnie oficjalne wydanie Martyrologium Romanum (Martyrologium Rzymskie), uzupełnione na polecenie soboru watykańskiego II i promulgowane przez Jana Pawła II, ukazało się w 2004 r.

Martyrologium Rzymskie ukazało się też po polsku po Soborze w 1967 r. W przekładzie opuszczono elementy legendarne i historycznie niepewne.

Wykreślenie świętego z kalendarza liturgicznego NIE oznacza pozbawienia świętego świętości, "bowiem, kto raz został uznany za świętego i wpisany do Martyrologium, pozostaje świętym na zawsze, chociażby wypisano go ze wszystkich kalendarzy liturgicznych na całym świecie".

A ja dodaje, ze Swieci to byli LUDZIE - z krwi i kosci! TEZ popelniali bledy- Jan Pawel II, tez mogl je popelnic (?). A mimo to zwyciezylo DOBRO ich zycia (Bl. Jerzy Popieluszko) modla sie do niego ludzie tez z krwi i kosci - ja tez!
Pozwolmy wiec zyc ludziom zgodnie z ich sumieniem i wyznaniem.
Nie propagujmy SZOWINIZMU! PROPAGUJMY NASZ ZDROWY POLSKI PATRIOTYZM!!!!
Dla przykladu: Jak mowi ks. prof. JOZEF MARECKI wykladowca UP JPII: "W Malopolsce Wschodniej relacja miedzy lacinnikami a Cerkwia ukladala sie poprawnie. Duchowni wspolpracowali ze soba. Ta zyczliwosc plynela z gory. Bp Szeptycki posiadal bardzo dobre kontakty z ksiezmi. Na rodzace sie tendencje nacjonalistyczne i szowinistyczne obie wspolnoty patrzyly z niepokojem (...)

Tak, szowinizm doprowadzil na Wolyniu do czegos co mozna nazwac OPETANIEM, do amoku mordercow. Ks bp Trofimiak okreslil to krwawe szalenstwo jako MYSTERIUM INIQUITATIS czyli TAJEMNICA NIIEPRAWOSCI.
I dodajmy szalona nienawisc do Polakow powodowala zmieszanie NAJSWIETSZEGO SAKRAMENTU z krwia Polakow.
Stad powstala idea wypracowana przez bp Trofimiaka NIEDOKONCZONYCH MSZY WOLYNSKICH, KU CZCI TYCH KTORZY ZOSTALI ZAMORDOWANI PRZY OLTARZU. W Malopolsce 120 kaplanow, na Wolyniu ponad 20.
I to sa dla mnie tez swieci i wierze, ze ci meczennicy zostana beatyfikowani i kanonizowani.
Czy jak dojdzie do tego to tez beda protesty?
Czy tez bedziemy ingerowac w misterium kanonizacji?
Czy dalej bedziemy wierzyc w falszerstwa dokonane na zyciorysach ludzi przez specjalistow od tego: Rosjan, Niemcow, Ubecje, NKWD i tych ktorym zalezy zniszczenie NASZEGO KOSCIOLA KATOLICKIEGO, naszej wiary i ludzi wierzacych FUNDAMENTALNIE... I podawac je jako prawde, jako dowody co wyczytuje w artykule p. Kaluskiego.
Pisze pan...:
"Prawda, rewolucja francuska mocno uderzyła w Kościół francuski. Ale on na to ciężko sobie zapracował! Kwestią otwartą jest czy była ona w rękach Szatana, czy aktem sprawiedliwości Bożej. Ale o tym wie tylko Bóg".

Moim zdaniem to co dokonano na katolickiej Wandei bylo dzielem Szatana i jego "oswieconej" asysty. A PAN BOG natchnal Jana Pawla II, ktory wyniosl na oltarze bohaterskicj Wandeiczykow.

Marian Kałuski - 24.08.15 13:39
"aja", jestem bardziej inteligentny niż myślisz i "mowy trawy" nie kupuję.
To co tu piszesz, to jest powielanie ukraińskiej (!) propagandy w tej sprawie, którą można łatwo znaleźć w Internecie. I to po polsku!
Smiesznym jest zarzucanie mi braku obiektywności, gdyż nie pisałem artykułu o Szeptyckim, a tylko o tym dlaczego protestuję przeciwko wynoszeniu go na ołtarze. Wyłożył te zastrzeżenia ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski i ja się pod nimi podpisuję, gdyż są zgodne z prawdą.
Kościół jest instytucją założoną przez Pana Jezusa, ale jest prowadzony przez ludzi, o których Pan Jezus powiedział, że nie są bez winy. Stąd zakrywanie decyzji i grzechów papieży i biskupów twierdzeniem, że Kościołem opiekuje się Duch św., że oni działają pod wpływem Ducha św. jest wielkim nadużyciem. I akurat Duch św. podał mi dzisiaj dwa dowody na to. Jeden polski, a drugi australijski. Oba dowodzą, że Kościół może być omylny.
Polski, to komentarz znanego dziennikarza katolickiego Tomasza Terlikowskiego - wiernego sługi Kościoła, pt. "Antyklerykalny tabloid wyznaczył standardy" (Rzeczpospolita 23.8.2015), w którym pisze: "Biskupów można, a nawet wręcz trzeba krytykować, i zdarzało mi się to robić...". A więc biskupi nie są poza krytyką, gdyż są omylni, tak jak wszyscy inni.
Drugi to dzisiejsza wypowiedź australijskiego BISKUPA KATOLICKIEGO Geoffrey Robinsona z Sydney, podczas przesłuchania przez Królewską Komisję ds molestowania dzieci, w której zarzucił papieżowi Janowi Pawłowi II milczenie w sprawie seksualnego molestowania dzieci przez księży katolickich ("Pope not leading on abuse reform" (Herald Sun 24.8.2015).
Obarczanie winą Ducha św. za wynoszenie na ołtarze abpa Szeptyckiego dla mnie jest zwykłym bluźnierstwem.
Wyniesienie go na ołtarze ucieszy szowinistów i polakożerców ukraińskich, ale na pewno zaszkodzi Kościołowi.
Ukraińska Cerkiew grekokatolicka powinna być wykluczona ze wspólnoty katolickiej, bo nie są to chrześcijanie. A wtedy niech sobie i Stepana Banderę wynoszą na ołtarze.
Marian Kałuski, Australia

aja - 24.08.15 11:43
1
Pan KALUSKI DOBRZE WIE, ze komentujac styl i poslanie jego artykulu, kazdy komentator jest ograniczony technicznie /brak miejsca w ramce i tylko 4500 znakow/ aby wypowiedziec sie jasno i zrozumiale - na tak ogromnie dlugi artykul w ktorym dominuje brak obiektywizmu!!!
Ale ten pan domaga sie faktow...
Oto kilka z nich, ktorych w publikacji Autora nie znajduje.
PODKRESLAM, ze nie jestem Ukraincem, nie jestem Putinowcem, nie sympatyzuje z agresywnoscia Ukraincow i NIE jestem zwolennikiem tej KANONIZACJI ale i osobiscie jako KATOLIK uszanuje wole Ojcow KOSCIOLA, ktorzy podjeli decyzje w tej SPRAWIE!
Wierze w KOSCIOL POWSZECHNY i SWIETYCH OBCOWANIE... (...)
Odrobina faktow:
"II wojna światowa wybuchła w czasie, kiedy Metropolita Szeptycki miał 74 lata. Już od 9 lat cierpiał z powodu paraliżu i nie rozstawał się z wózkiem inwalidzkim. Z owego okresu, na uwagę zasługuje apel Metropolity do ukraińskich organizacji politycznych o zachowanie neutralności podczas wojny niemiecko-polskiej, co równało się ze sprzeciwem wobec powstania antypolskiego.
W liście z 1 września 1939 roku zobowiązał duchowieństwo do wpływania na wiernych, aby nie dali się zmanipulować propagandzie niemieckiej. Prosił, aby szczególną uwagę zwrócić na młodzież: zachowajcie przykazania Boże niech będą drogowskazem Waszego postępowania i Waszej drogi".
Stanowczo protestował przeciwko bratobójczym walkom polsko-ukraińskim.
Do kontaktów przedstawicieli ZWZ z Metropolitą Szeptyckim doszło w kwietniu i czerwcu-lipcu 1940 roku. W. Piechowska reprezentująca stronę polską twierdziła, że rozmowy trwały kilka godzin. Metropolita opowiadał się za współpracą polsko - ukraińska i wspominał o swej pomocy udzielanej łacińskiemu duchowieństwu. MALO znany jest fakt, że Armia Krajowa otrzymywała stałą pomoc finansową z Watykanu za pośrednictwem A. Szeptyckiego. Kolejny kontakt Szeptyckiego z AK miał miejsce dopiero w czasie okupacji niemieckiej, o czym generał S. Grot - Rowiecki powiadomił Londyn. Wiemy, że już w 1941 r. rozmawiał z hr. Ronkierem w tej sprawie.
Proponował szefowi polskiej Rady Głównej Opiekuńczej Adamowi Ronkierowi w połowie listopada 1941 r., wydanie wspólnej odezwy do Polaków i Ukraińców wzywającej do zgody, z ich podpisami oraz Wincentego Witosa i abp. A. Sapiehy.
W 1943 roku abp Bolesław Twardowski zwraca się do abp A. Szeptyckiego o potępienie terroru ukraińskiego. Metropolita w odpowiedzi (18 sierpnia 1943) zaznaczył, że ostatnio już dwukrotnie zwrócił się w tej kwestii do duchowieństwa i wiernych.
Szeptycki zwracał się również z prośbą do abp Twardowskiego o wspólnie wydanie listu pasterskiego, potępiający zarówno terror ukraiński, jak i polski. Jednak abp Twardowski odmówił twierdząc, że cała odpowiedzialność spoczywa na Ukraińcach i tylko ich należy stanowczo potępić.

Jednym z możliwych rozwiązań konfliktu polsko - ukraińskiego była propozycja kantonalnego podziału Galicji Wschodniej, którą rozważał JEDYNIE Szeptycki.
NIE TWIERDZE, ZE BYLO TO TO DOBRE ROZWIAZANIE UKRAINSKO-POLSKIEJ TRAGEDII, podaje jedynie fakt!!!!
Nalegał na powołanie mieszanej komisji polsko-ukraińskiej, która zajęła by się opracowaniem statusu terenów mieszanej narodowościowo ludności. Komisja, jego zdaniem, powinna posiadać charakter zasadniczo oderwany od sytuacji na terenach zamieszkałych przez ludność polską i ukraińską. Takie postawienie sprawy umożliwiłoby, zdaniem ks. Metropolity, beznamiętną rzeczową dyskusję. Opcja kantonalna popierana przez Szeptyckiego, nie znalazła zrozumienia i przyjaznego gestu. Rozwiązanie proponowane przez Londyn pomijało kwestię administracyjną tzn. sprawę rozwiązania autonomii terenowej, a więc i ewentualności ujęć kantonalnych w taki sposób pominięto milczeniem jądro postulatu Metropolity".

Marian Kałuski - 22.08.15 22:34
Czyli dla "aja" fakty nie są ważne. Dla niego i zapewne "Agamennona" liczy się tylko styl i posłanie.
Nie, Panowie (?). Najważniejsze są fakty! Szczególnie w odniesieniu do historii.
Tych faktów, jak dotychczas, nikt tu nie zakwestionował.
To bardzo wymowne i to przemawia na moją korzyść.
A że prawda w oczy kole, to także nie jest winą Kałuskiego.
Zle świadczy o tych, którzy tę prawdą chcą ukrywać.
Marian Kałuski, Australia

aja - 22.08.15 15:24
"Przyjmijmy, że Agamemnon ma rację w tym co pisze". pisze p. Kaluski...

Po zapoznaniu sie ze stylem i poslaniem artykulu p. Kaluskiego moim zdaniem p. Agamemnon ma racje!

Marian Kałuski - 20.08.15 1:05
Pośrednie poparcie dla tego co robię, m.in. w sprawie wyniesienia na ołtarze abpa Andreja Szeptyckiego, znalezłem we wczorajszym internetowym Dzienniku.pl.

Otóż internauta podpisany "Ambasada Pruska" w komentarzu po artykule "Duda w "Politico Europa" krytykuje Unię za politykę klimatyczną i imigracyjną..." pisze: "Bardzo ważne jest to, że pan prezydent Duda ma własne zdanie i je wypowiada, gdyż to świadczy o klasie polityka. I nawet gdyby się czasami mylił w swoich ocenach to lepiej, że ma odwagę mówić, a nie tylko klaskać jak inni przemawiają albo powtarzać "wiekopomne" słowa innych".

A że nie mówię językiem dyplomatycznym? Co złego jest w mówieniu prosto w oczy i prosto z mostu? Pan Jezus nie bawił się w dyplomację. W sposób zupełnie niedyplomatyczny przepędził kupczących ze świątyni. Jestem więcej niż pewny, że większość tzw. dyplomatów idzie do piekła. Bo zazwyczaj reprezentują zgniliznę moralną i tchórzostwo.

Ja nie jestem tchórzem i lizusem. Mam odwagę mówić to co myślę prosto w oczy i prosto z mostu. Tym bardziej, że nikt nie zaprzeczy temu, że mam duży zasób wiedzy w różnych sprawach. Dużo większy niż niejeden polityk, dyplomata czy nawet biskup.

Wiem, że ta prawda o Kałuskim oburzy niektórych. Ale prawda jest prawdą. I nie ma istotnego znaczenia to czy się ona komu podoba czy nie.

Marian Kałuski, Australia

Marian Kałuski - 19.08.15 21:43
Przyjmijmy, że Agamemnon ma rację w tym co pisze.
To ja się pytam gdzie są zawodowi historycy i duchowni, którzy fachowo by i ze spokojem podeszli do sprawy beatyfikacji abpa Andreja Szeptyckiego?
Wszyscy, z wiadomych powodów, skulili ogon pod siebie. I na tym właśnie zawsze żerowali i żerują wrogowie Polski.
Agamemnon nie rozumie, że tu nie chodzi o to czy abp Szeptycki zostanie świętym czy nie. Bo to, że Watykan kogoś ogłasza świętym wcale nie znaczy, że ta osoba jest naprawdę świętym czy świętą. Przecież w 1969 roku papież Paweł VI skreślił z Kalendarza Rzymskiego 30 świętych, którzy, jak ustalili historycy, w ogóle nie istnieli!
Tu chodzi o PRAWDE i dobro Kościoła. Bo ta "świętość" na pewno zaszkodzi Kościołowi!
I nie jest ważne czy Kałuski podszedł do tej sprawy emocjonalnie czy nie, fachowo czy nie.
Ważne jest, że odkryłem trochę prawdy o stosunkach polsko-watykańskich na przestrzeni wieków, które przed Polakami są trzymane w kasie pancernej.
A przecież "tylko prawda nas wyzwoli".
A dążąc do prawdy nie jest ważne czy czyni to zawodowy historyk czy historyk samouk, czy jest to napisane mową prawniczą, której nikt nie rozumie, czy w prostym języku, który każdy zrozumie.
Historycy zawodowi często piszą głupio-mądre teksty i stąd się wzięło na Zachodzie popularne powiedzenie o ich pracy: another academic bullshit (jeszcze jedno profesorskie gówno). A ich uczniami są np. Bronisław Komorowski (studiował historię), który nie wiedział, że polska Konstytucja 3 maja była pierwszą w Europie (powiedział, że była drugą), a poza tym po studiach tak zna "dobrze" język polski, że w oficjalnym rządowym dokumencie napisał "bulu" zamiast "bólu".
W podsumowaniu: Agamemnon podszedł do tej sprawy bardzo stronniczo i z intencją obniżenia wartości tego co napisałem.

Marian Kałuski. Australia

Agamemnon - 18.08.15 23:47
„Ja także zastanawiam się czy jeśli Szeptycki zostanie wyniesiony na ołtarze pozostanę członkiem Kościoła katolickiego. „

„Tak w interesie Polski jak i narodu polskiego. Tym bardziej, że Watykan nie wyleczył się nigdy z antypolskiej choroby. Np. od ponad dwudziestu lat Watykan prowadzi, często w sposób brutalny, depolonizację pozostałych Polaków na Białorusi i Ukrainie. A skandalem nad skandalem jest to, że w tej akcji biorą udział przybywający tu z Polski „polscy” księża i zakonnicy. „ Niektóre cytaty z dzieła Mariana Kałuskiego.

Trudno brać na poważnie te „dzieła” z uwagi na zawarty tam słaby aparat pojęciowy z zakresu nie tylko historii rozumianej jako dyscyplina naukowa, ale też zwykłej codziennej publicystyki. Język raczej amatora niż profesjonalnego historyka.

Krytyka jest potrzebna, i Kałuski mógłby wziąć udział w procesie beatyfikacyjnym Szeptyckiego, dzięki czemu kandydatura ta m.in. mogłaby zostać odrzucona. Lecz sposób w jaki to robi, może spowodować, że nikt go nie potraktuje poważnie. Trudno jakąś osobę traktować poważnie, gdy ta swoim stylem pisarskim wyraża swoje własne frustracje.

Nie ma prawdziwej historii z pominięciem syntezy nauk szczegółowych w tym nauk społecznych. A to jest już wyższa szkoła jazdy, panu Kałuskiemu niedostępna.

Marian Kałuski - 18.08.15 21:12
Oczywiście, zgodę na beatyfikowanie abpa Szeptyckiego wydał nie papież Jan Pawełł II ale papież Franciszek. Zainicjował ją jednak Jan Paweł II, a że dla Polaków jest on świętością, więc to z jednej strony wykorzystali Ukraińcy, a z drugiej unimożliwiało i unimożliwia powtórzenie sprzeciwu kard. Stefana Wyszyńskiego z 1958 i 1962 roku ze strony Kościoła polskiego. A szkodę poniesie sam Kościół, gdyż abp Szeptycki jest osobą bardzo kontrowersyjną i oskarżany o polakożerstwo i zbrodnie dokonane na Polakach, a przez Zydów za popieranie Hitlera.
Marian Kałuski, Australia

Robert - 18.08.15 13:56
Szanowny Panie Marianie Kałuski, wyniesienie tej kandydatury na Ołtarze, jako Katolik i Polak, nie widzę w tym, żadnej racjonalnej przesłanki. Trudno mi uwierzyć, aby J.P.2 mógł popełnić taką pomyłkę. Proces mógł nasz Papież zapoczątkować, nawet wiedząc że w trakcie procedury z pomocą "advokata diabła" - zostanie kandydatura oddalona. Był zupełnie świadomym, że tak się stanie. Wpływy "Świętego Przymierza", Watykanu - są ciągle niekorzystne dla Polski Polaków, te siły są w tym samym składzie jak kiedyś, dążące do unicestwienia Nas. Nie byłoby w tym nic dziwnego - ale nadarzyła się okazja zniszczenia wiary lub jej poważne zachwianie, w katolickiej Polsce. Oni doskonale wiedzą, jak Polacy uwielbiali J.P.2. Który wniósł propozycję tej Kanonizacji. W trakcie której Papież umiera, nie mając żadnego wpływu na wynik, który umożliwi, albo zostanie odrzucony kandydat.
Na dzień dzisiejszy, sytuacja jest następująca: Po J.P.2. procedura tej Kanonizacji, jest prowadzona przez 2 następnych Papieży, ciągle żywych, sprawujących swoje powinności, Papieża emeryta i czynnego Papieża stolicy Apostolskiej.

Nie wydając żadnych osądów, należy:

WYKLUCZYĆ OSOBĘ PAPIEŻA J.P.2 - Z UDZIAŁU W PROCEDURZE KANONIZACYJNEJ TEJ KANDYDATURY.

Marian Kałuski - 17.08.15 21:06
To prawda. Gen. Stanisław Szeptycki jest na zawsze związany z historią Górnego Sląska. Stał na czele wojsk polskich, które wkroczyły na przyznany Polsce Sląsk.
A tu ciekawostka. Jak bracia Szeptyccy - Andrej i Stanisław spotykali się od czasu do czasu to rozmawiali ze sobą po francusku, gdyż Andrej nie chciał rozmawiać po polsku.

Marian Kałuski, Australia

Lubomir - 17.08.15 11:30
Jak przykro, że tak mało mówi się w Polsce o rodzonym bracie wyżej opisanego, o generale Stanisławie Szeptyckim. Ten m.in. przywracał Rzeczypospolitej Polskiej Górny Śląsk. Być może ktoś pomylił braci i ich zasługi dla Boga i ojczyzny. Na Wyżynie Górnośląskiej generał ze Lwowa, był symbolem Polski, jak generał Haller był i jest - symbolem RP na Pomorzu Gdańskim.

Jan Orawicz - 14.08.15 23:31
Ja jako katolik głeboko wierzacy w Boga, jestem mocno zniesmaczony
zamiarem wyniesienia na Ołtarzę Anrdeja Szeptyckiego,który nawet
wspierał bandytyzm Hitlera i rzezie Polaków przez UPA. A to nie są jakieś
dzikie pomówienia,ale fakty historyczne!!! Czyżby Ojciec Świety nie znał
tych faktów historycznych?! Przecież takie sprawy zaszkodzą Papieżowi,a
zarazem całemu naszemu Kościołowi!! Jeżeli Watykan to uczyni to od tej
chwili uznam Ojca Świetego za zdrajcę Boga i nas katolikow. Osób
duchownych,którzy popierali zamordyzm na czele z Hitlerem w żaden
sposób nie wolno czynić świetymi. To jest takie proste jak wyklepany na
kowadle drut!! Ściskam dłoń Pana Historyka M.Kałuskiego za to podanie
bogatego materiału historycznego na powyższy temat. Nam katolikom
trzeba sie modlić do Pana Boga,by nie dopuscił bezbożników do wyniesienia
na ołtarze Szeptyckiego. Kto to uczyni to dla mnie stanie sie zdrajcą Boga,
a zarazem mej wiary. Serdecznie pozdrawiam Pana historyka.

Agamemnon - 14.08.15 23:12
Pan Marian Kałuski jest niewątpliwym ekspertem od procesów kanonizacyjnych. Jako Polacy mamy wyjątkowe historyczne szczęście, że znalazł się ktoś, kto prowadzi zbłąkane owieczki.

Wszystkich komentarzy: (29)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

19 Kwietnia 1899 roku
Zmarł Stanisław Kierbedź, konstruktor mostów (ur. 1810)


19 Kwietnia 1979 roku
Dokonano próby wysadzenia pomnika Lenina w Nowej Hucie.


Zobacz więcej