Sobota 20 Kwietnia 2024r. - 111 dz. roku,  Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 17.07.15 - 22:26     Czytano: [2416]

Litwini: Wilno jest polskie


W 1938 roku Litwa uznała przynależność Wilna do Polski

W czasie wojny polsko-bolszewickiej 12 lipca 1920 roku obaj wrogowie Polski - Rosja Sowiecka i Litwa Kowieńska zawarły traktat, który przyznawał Litwie wszystkie ziemie przedrozbiorowego województwa wileńskiego oraz znaczną południową część obszaru byłego województwa trockiego. Na tym terenie mieszkało 700 000 Polaków i tylko 100 000 Litwinów. Bolszewicy przekazali Litwie Wilno i najbliższe ziemie podczas odwrotu Armii Czerwonej po doznanej klęsce pod Warszawą w połowie sierpnia 1920 roku, tylko i wyłącznie według zasady divide et impera (dziel i rządź), by opóźnić postępy wojsk polskich w pogoni za bolszewikami i jeszcze bardziej skłócić Polaków z Litwinami, zgodnie z powiedzeniem, że gdzie dwóch się bije tam trzeci (bolszewik) korzysta. Po ostatecznej klęsce Armii Czerwonej w bitwie nad Niemnem, w październiku 1920 roku naczelnik państwa polskiego, marsz. Józef Piłsudski, nakazał generałowi Lucjanowi Żeligowskiemu odebrać uzurpatorom litewskim arcypolskie Wilno i okolice. Z wyzwolonych spod okupacji litewskiej ziem powstało 12 października 1920 roku nowe państwo - Litwa Środkowa o obszarze 13 490 km kw., zamieszkałe przez 735 089 osób, spośród których 73% stanowili Polacy, 11,5% Żydzi, 8,8% Białorusini i tylko 7,2% Litwini. W demokratycznym głosowaniu powszechnym przeprowadzonym 8 stycznia 1922 roku, przy frekwencji 64,35%, prawie wszyscy głosujący opowiedzieli się za łącznością Litwy Środkowej z Polską. Sejm Litwy Środkowej 20 lutego 1922 roku przegłosował przyłączenie kraju do Polski (96 posłów za, 6 wstrzymało się od głosu); w punkcie 4 tej uchwały napisano: „Ziemia Wileńska stanowi bez warunków i zastrzeżeń nierozerwalną część Rzeczypospolitej Polskiej”. 18 kwietnia 1922 roku terytorium to stało się częścią państwa polskiego: tego dnia w arcypolskim Wilnie odbyły się huczne uroczystości mające symbolicznie wprowadzić w życie ustawę o wcieleniu Wileńszczyzny do Polski. Chociaż Litwini mieli takie same prawa do Wilna jak np. Amerykanie do Księżyca (na którym jako jedyni byli, ale to nie daje im praw do niego!), rząd litewski (uparci i chamscy oraz przeżarci skrajnym nacjonalizmem i faszyzmem z chłopów króle – dosłownie: byli to synowie biednych i prostackich chłopów; 1926-40 Litwa Kowieńska była państwem dyktatorskim nawet bez marionetkowego parlamentu!) nie uznał przyłączenia Wilna do Polski, uważał miasto za stolicę Litwy okupowaną przez Polskę i nie uznawał granicy polsko-litewskiej (chociaż miała ona międzynarodowe uznanie od 1923 r.), nazywając ją uparcie (i po dziś dzień!) linią demarkacyjną oraz prowadził wściekle antypolską działalność względem Polski i Polaków na Litwie, a także na arenie międzynarodowej, popierając m.in. akcję terrorystów ukraińskich i białoruskich skierowaną przeciwko Polsce. Po kolejnym ostrym konflikcie politycznym, spowodowanym przez Litwę 11 marca 1938 roku incydentem zbrojnym na granicy, podczas którego został zabity polski żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza Stanisław Serafin, Warszawa miała dość krnąbrnego i agresywnego sąsiada-karła i sprawę postawiła na ostrzu noża: wojna albo normalizacja obustronnych stosunków i pokój między obu państwami (Warszawa niczego więcej od Litwy nie zażądała!). Maleńka Litwa wobec wielokrotnej przewagi militarnej Polski i w obliczu grożącej jej wojny, skapitulowała. 19 marca 1938 roku zostały nawiązane stosunki dyplomatyczne między Polską i Litwą. W nauce prawa międzynarodowego nie podlega dyskusji to, że data nawiązania stosunków dyplomatycznych w 1938 roku stanowi de facto uznanie istniejącej granicy polsko-litewskiej i przynależności państwowej Wilna i Wileńszczyzny przez Republikę Litewską. Dodatkowo potwierdzeniem tego był fakt otworzenia przez Litwę w Wilnie litewskiego Konsulatu Generalnego, na podstawie wymiany not z 25 stycznia 1939 roku między Warszawą a Kownem. Żadne państwo na świecie nie ustanawia na swoim terytorium własnego konsulatu! 22 sierpnia 1939 roku konsulem litewskim w Wilnie został Antanas Trimakas. Dzisiaj Litwini przemilczają ten – niewygodny dla nich – fakt historyczny, gdyż nie są w stanie tej prawdy historycznej przekreślić. Od 1939 roku (faktycznie od 1945 roku) Litwini mają Wilno w swoich łapach tylko i wyłącznie z daru Józefa Stalina – dyktatora Związku Sowieckiego, największego obok Hitlera agresora, zbrodniarza i ludobójcy 1. połowy XX wieku (tylko diabeł w ludzkim ciele mógł dać Wilno Litwinom!). I jemu za to Litwini powinni postawić niebosiężny pomnik na placu Katedralnym w Wilnie, a nie Mendogowi, który z Wilnem nie miał nic wspólnego.

Głupi Polacy... wszystkich wokoło przepraszają

W styczniu 2007 roku znany ze swej antypolskiej postawy Światowy Kongres Ukraińców zażądał od Polski oficjalnych przeprosin za akcję "Wisła", jak również wypłacenia odszkodowań dla jej ofiar, w Polsce, a konkretnie w „Gazecie Wyborczej”, toczyła się dyskusja o rzekomej konieczności przeproszenia Ukraińców przez Polskę za akcję „Wisła”, przeprowadzoną w 1947 roku, zirytowany skrajną głupotą niektórych Polaków, konkretnie żydowskiej redakcji „Gazety Wyborczej” i jej „polskich” popleczników, napisałem wówczas:
„Głupi Polacy sami sobie ufundują to, że wkrótce wyrzucenie (2,5 miliona) Polaków z Ziem Wschodnich (Wileńszczyzna, Grodzieńszczyzna, Polesie, Wołyń i Małopolska Wschodnia) będzie uznane za całkowicie usprawiedliwione, a wysiedlenie (140 tys.) Ukraińców z Polski po 1945 roku i Niemców z Ziem Odzyskanych będzie powszechnie uważane za potworną zbrodnię - czystkę etniczną dokonaną przez Polaków, chociaż o wysiedleniu Niemców z Polski zadecydowali nie Polacy, a tylko Związek Sowiecki, USA i Wielka Brytania!
Polacy jak prawdziwi idioci przepraszają wszystkich wokoło, a ich nikt nie przeprasza. No, bo Polaków (według „Gazety Wyborczej” i jej popleczników) nikt nigdy nie skrzywdził.
Jak sami uważacie się za najgorszych z najgorszych i tak gorliwie wszystkich przepraszacie, to zróbcie kolejny krok: dajcie się wysterylizować - wymrzecie i nareszcie zapanuje pokój na świecie między narodami.
Marian Kałuski, Australia” (Internet).

27 lutego 2007 roku prezydent Polski Lech Kaczyński, który w pas kłaniał się nacjonalistom ukraińskim, i Prezydent Ukrainy – znany nacjonalista Wiktor Juszczenko, dla którego Ukraińcy mordujący Polaków to bohaterzy narodowi!, we wspólnym oświadczeniu potępili akcję „Wisła” i stwierdzili, że była ona sprzeczna z podstawowymi prawami człowieka (a czy przymusowe wysiedlenie 1,2 mln Polaków ze Lwowa, Małopolski Wschodniej i Wołynia nie było czystką etniczną i sprzeczne z podstawowymi prawami człowieka?!; o tym obaj prezydenci nie chcieli mówić, no bo wysiedlanymi byli Polacy, a Polaków można mordować, wysiedlać i opluwać). Z kolei 27 kwietnia 2007 roku prezydent Juszczenko stwierdził, iż „winowajcą tej operacji był totalny reżim komunistyczny”.

Oświadczenie to wywołało reakcję uczciwych polskich historyków. Grzegorz Motyka z Polskiej Akademii Nauk, specjalista od najnowszych stosunków polsko-ukraińskich, stwierdził, iż polskie władze musiały i miały prawo zwalczać Ukraińską Powstańczą Armię (UPA), która dążyła do okrojenia terytorium Polski, ale nie może to usprawiedliwiać zastosowania odpowiedzialności zbiorowej. Z kolei Ewa Siemaszko zauważyła, iż jako jedynego winowajcę poczucia krzywdy związanej z akcją „Wisła” dostrzega się komunistyczne władze, natomiast pomija się antypolski program i działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i UPA.

A teraz szef Fundacji Ośrodka Karta w Warszawie Zbigniew Gluza i kilku polskich publicystów w debacie zorganizowanej przez Ośrodek Karta w warszawskim Domu Spotkań z Historią 17 kwietnia 2015 roku zastanawiali się, a Zbigniew Gluza wręcz sugerował, aby Polska przeprosiła Litwinów za zajęcie arcypolskiego Wilna w 1920 roku przez gen. Lucjana Żeligowskiego. Że to niby poprawi stosunki polsko-litewskie. Biedaczyna nie wie lub udaje Greka, że Litwini mający teraz Wilno dzięki Stalinowi, chcą teraz od Polski Suwalszczyzny, a już na pewno Ziemi Sejneńskiej i przyjęcia bez najmniejszych zastrzeżeń ich wersji historii stosunków polsko-litewskich oraz kilku innych rzeczy. Ale najwięcej by ich ucieszyło jakby Polscy w ogóle zniknęli z powierzchni Ziemi, a oni mogli wówczas zająć całą Suwalszczyznę, Warmię i Mazury – ongiś ziemie spokrewnionymi z nimi Prusów.

Usiąść i płakać nad głupotą bardzo wielu współczesnych „polaków”.

Stereotyp „Polak-katolik” na Ukrainie

Katolicyzm obrządku łacińskiego był na Ukrainie (jak również na Białorusi i w Rosji) reprezentowany przez wieki głównie przez Polaków. Np. według carskiego spisu ludności z 1897 roku w guberni wołyńskiej na mieszkających tam 298 tys. katolików, aż 291 tys. osób podało narodowość polską, a w guberni podolskiej wśród mieszkających tam 262 700 katolików, 261 tys. osób podało się za Polaków. Spowodowało to powstanie tam stereotypu „katolik-Polak” – „Polak-katolik”, powodujący utożsamienie katolicyzmu z polskością.

Polacy stanowią większość wiernych w Kościołach katolickich na Białorusi i Ukrainie

Zdecydowana większość wiernych Kościoła katolickiego na byłych polskich Ziemiach Wschodnich utożsamia się nadal z narodowością polską, co potwierdziły przeprowadzone tam badania po upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku i powstaniu niepodległych państw: Białorusi i Ukrainy. Badania te wskazują, że na Białorusi 63% (na Grodzieńszczyźnie 83,3%), a na Ukrainie 71% tamtejszych katolików utożsamia się z narodowością polską (R. Dzwonkowski SAC, O. Gorbaniuk, J. Gorbaniuk „Postawy katolików obrządku łacińskiego na Ukrainie wobec języka polskiego” Lublin 2001). Wskazuje to na charakterystyczny paradoks: mniejszość narodowa, którą w tych krajach stanowią Polacy, jest większością w Kościele katolickim (ks. Roman Dzwonkowski, j.w.).

Naciąganie Polaków w kraju do wspierania antypolskich poczynań Kościołów na Białorusi i Ukrainie

Od dwudziestu lat, a szczególnie intensywnie od 2000 roku, a zgodnie z dyrektywą otrzymaną z Watykanu, Kościoły katolickie na Białorusi i Ukrainie depolonizują tamtejszych Polaków-katolików w celu powstania narodowych Kościołów katolickich – białoruskiego i ukraińskiego. Bierze w tym udział wielu spośród licznie tu pracujący duchownych z Polski (widać wyprani z polskiego patriotyzmu na amen!), wykonując to polecenie Watykanu. Jednocześnie ci księża mają czelność naciągać Polaków w Polsce, którzy nie znają prawdy o depolonizowaniu Polaków na Białorusi i Ukrainie przez Kościół (bo „polskie” media o tym milczą!), do finansowego wspierania antypolskich poczynań Kościołów na Białorusi i Ukrainie.

Odbudowę zrujnowanych w okresie sowieckim kościołów na Kresach bardzo często i najhojniej finansowali i finansują polscy katolicy w kraju. Zebrano na to zapewne setki milionów złotych. „Polska robi wszystko co w jej mocy, aby pomoc rodakom zamieszkałym na Wschodzie. Również bardzo często odnawia i remontuje kościoły – w tym przypadku księża nie widzą nic niestosownego w odbudowywaniu za pieniądze polskich organizacji i podatników, świątyń, do których za chwilę niefrasobliwie wprowadzą język ukraiński czy białoruski, wyrzucają często w ogóle język polski z kościołów-nabożeństw. Wyprani z polskości księża pracujący na Ukrainie i Białorusi ręcz zabiegają o pieniądze z Polski, bo wiedzą, że rodacy z Kraju chętnie „kupią” opowieść o Polakach, którzy pozostali po drugiej stronie granicy i jak trudny mają żywot. Sytuacja taka wydaje im się zupełnie na miejscu. A przecież zgodnie z logiką kapłanów, można było by te fundusze przeznaczyć na stworzenie polskich klas w szkołach lub polskich szkół” (Internet: Beata Kost „Głos w dyskusji na temat języka w kościele na Ukrainie”). „...księża (z Ukrainy) zabiegają o pieniądze z Polski, ale potem niewiele dla rodaków robią. – Podam przykład. W parafii w Połonnem za pieniądze wspólnoty polskiej ksiądz wyremontował salkę, w której miało się odbywać nauczanie w języku polskim. Ale potem nie udostępnił jej nauczycielce...” (Cezary Gmyz „Język polski znika z kościoła” Rzeczpospolita 11.5.2009).

W Oranach na Wileńszczyźnie powiesił się litewski ksiądz polakożerca

Znany litewski szowinista, ksiądz Valentinas Virvičius, kiedy w 2004 roku został proboszczem kościoła w Oranach na polskiej Wileńszczyźnie, sprezentowanej Litwie przez Stalina, zburzył 4-metrowy pomnik-kolumnę stojący na dziedzińcu kościoła i upamiętniający polskich żołnierzy poległych tu w latach 1919-1923. Ten ponoć katolicki kapłan 16 lutego 2010 roku popełnił samobójstwo. Samobójstwo w katolicyzmie jest uznawane za grzech śmiertelny, który skazuje samobójcę na wieczne potępienie, mimo to orański proboszcz został pochowany ze wszystkimi honorami, a w uroczystościach pożegnalnych wziął udział sam arcybiskup wileński, kardynał Audrys Juozas Bačkis („Kurier Wileński” 19.2.2010), tak jak Virvičius szowinista litewski i polakożerca, głowa arcybiskupstwa, gdzie ciągle 40% wiernych stanowią Polacy! Osoba, która nigdy nie odezwała się po polsku do swoich bardzo licznych polskich parafian.

Nietolerancja etniczna w Kościele litewskim

Największym skandalem na tle nietolerancji etnicznej w Kościele litewskim jak i Litwie, która ledwo co odzyskała niepodległość, była sprawa odmowy przez rząd litewski i Kościół litewski osobnego spotkania się z Polakami podczas pobytu papieża Jana Pawła II w Wilnie w 1993 roku. Było to skandalem z tego powodu, że Jan Paweł II podczas swych pielgrzymek po świecie spotykał się ZAWSZE z lokalną Polonią, chociażby była to mała grupa osób, co można przeczytać we wszystkich kronikach papieskich pielgrzymek. Np. w spotkaniu papieża z Polakami w Gwatemali wzięło udział zaledwie 100 osób, czyli tyle ilu tam mieszka Polaków. Natomiast w australijskim Melbourne spotkanie z Polakami miało miejsce na stadionie olimpijskim i wzięło w nim udział 30 tys. osób. Tymczasem papieżowi rodem z Polski odmówiono spotkania z 250 000 grupą Polaków zamieszkujących dzisiejszą Litwę, z których 110 000 mieszkało w Wilnie, o co zabiegało wiele polskich środowisk („Ojciec Św. nie wyróżni Polaków” Słowo. Dziennik Katolicki 28.1.1993). Na takie spotkanie nie zgadzali się przede wszystkim biskupi litewscy i papież nie chcąc drażnić tak ich jak i w ogóle Litwinów postanowił nie spotykać się osobno z Polakami. Wybuchły z tego powodu skandal stał się tak głośny i ostry, że papież ostatecznie był zmuszony spotkać się z Polakami w Wilnie. Jednak, aby to spotkanie „nie rzucało się w oczy” światowym mediom i było jak najmniej liczne, Kościół litewski zgodził się jedynie na to, aby urządzono je w kościele polskim św. Ducha w Wilnie, w którym mogło się pomieścić zaledwie ok. 1000 osób („Odnieśliśmy zwycięstwo!” Merkuriusz Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej Nr 4 1993).

Katolickie obrazy kresowe w dzisiejszej Polsce

Polacy wypędzani przez Stalina z przyłączonych do Związku Sowieckiego w 1945 roku polskich Ziem Wschodnich, zabierali ze sobą, często z narażeniem życia, otoczone czcią wiernych obrazy, najczęściej Matki Bożej, z pozostawianych tam kościołów katolickich. Wywozili je do komunistycznej Polski, rządzonej przez agentów Kremla. Stąd prawie we wszystkich przypadkach istnienie tych obrazów było trzymane w tajemnicy w klasztorach czy kościołach. W kościołach były po prostu jakimiś obrazami. Dopiero z biegiem lat, szczególnie w latach 70. i 80. przystąpiono do ujawniania ich pochodzenia, a po upadku komunizmu do wyszukania wszystkich tych obrazów. Znaleziono ich ponad 200. Są rozsiane po całej Polsce, przypominają o kresowych świątyniach, które w wielu wypadkach już nie istnieją.

Jednocześnie przystąpiono do zebrania ich pełnej dokumentacji oraz opracowania ich historii po dziś dzień. Zajmował się tym m.in. ks. Józef Mandziuk, ale bodajże tylko obrazami znajdującymi się na terenie archidiecezji wrocławskiej w jej poprzednich granicach. Jednak największej pracy na tym polu dokonał Tadeusz Kukiz (ur. 1932 w Dębowicach w woj. tarnopolskim, obecnie Ukraina), lekarz i zasłużony popularyzator historii i kultury Kresów, ojciec znanego polskiego wokalisty, muzyka i aktora Pawła Kukiza. Prze wiele lat zajmował się on losami obrazów Maryjnych, przywiezionych na teren dzisiejszej Polski przez Polaków wypędzonych po II wojnie światowej z terenów archidiecezji lwowskiej oraz diecezji przemyskiej (jej części wschodniej, należącej dziś do Ukrainy) i łuckiej. Artykuły i szkice na ten temat ogłaszał w prasie krajowej i polonijnej („Spotkania z Zabytkami”, „Semper Fidelis”, „Wrocławskie Wiadomości Kościelne”, „Kresy Literackie”, „Gość Niedzielny”, „Rocznik Lwowski”, „Wołynie z Wołynia”, londyński „Dziennik Polski” i in.). Jednocześnie w wydaniu książkowym ukazały się jego prace: „Madonny Kresowe i inne obrazy sakralne z Kresów w diecezji gliwickiej” (1997), „Madonny Kresowe i inne obrazy sakralne z Kresów w diecezji opolskiej” (1998), „Wołyńskie Madonny i inne obrazy sakralne z diecezji łuckiej” (1998), „Madonny Kresowe i inne obrazy sakralne z Kresów w archidiecezji wrocławskiej i w diecezji legnickiej” (1999), „Madonny Kresowe i inne obrazy sakralne z Kresów w diecezjach Polski (poza Śląskiem). Część I” (2000), „Madonny Kresowe i inne obrazy sakralne z Kresów w diecezjach Polski (poza Śląskiem). Część II” (2001).

W 2012 roku Tadeusz Kukiz został uhonorowany przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, a w 2013 roku został laureatem XII edycji Nagrody Instytutu Pamięci Narodowej – Kustosz Pamięci Narodowej.

Usuwanie pamiątek kresowych z kościołów w Polsce

W związku z prowadzoną przez Watykan depolonizacją Kościoła katolickiego na Litwie, Białorusi i Ukrainie, władze Kościoła polskiego wychodząc temu naprzeciw, postanowiły usuwać, jeśli to możliwe, z kościołów w Polsce wszelkie pamiątki kresowe, aby Polacy w Polsce zapomnieli o Kresach. Np. w Szczecinku na Pomorzu Zachodnim z kościoła parafialnego NMP proboszcz, ks. Zbigniew Regliński usunął obraz MB Ostrobramskiej i kopię cudownego obrazu MB Kazimierzowskiej na Wołyniu. Cudowny obraz MB Swojczowskiej z Wołynia, który od 1945 roku znajduje się w kościele pw. św. Wincentego á Paulo w Otwocku, decyzją kościelną zaczęto nazywać MB Otwocką, aby wierni zapomnieli o jej kresowym pochodzeniu. Chciano nawet odesłać na Wschód wszystkie cudowne obrazy Matki Boskiej znajdujące się dzisiaj w Polsce, a pochodzące z Kresów! (Henryk Dąbkowski „Z Łodzi do Sarn (na Ukrainie). Po latach wraca obraz Matki Bożej Ostrobramskiej” Słowo. Dziennik Katolicki 6.4.1995). Odesłano na Ukrainę kilka obrazów Matki Bożej słynących łaskami. Np. w 2004 roku odesłano do Tartakowa koło Sokala w obwodzie lwowskim słynący łaskami obraz Matki Bożej Tartakowskiej, który w 1944 roku został szczęśliwie uratowany od zagłady przez bandytów ukraińskich i umieszczony w kościele w Łukawcu koło Lubaczowa (Wikipedia.pl). Oddano w ręce ukraińskie polskie pamiątki narodowo-religijne.

Iglowie – zasłużeni antykwariusze i księgarze lwowscy

Iglowie – to rodzina zasłużonych antykwariuszy i księgarzy, działająca we Lwowie w latach 1816 – 1939. Jej protoplasta, Dawid, uzyskał w 1816 roku od władz austriackich zezwolenie na prowadzenie stałego antykwariatu we Lwowie przy ul. Sykstyńskiej. Syn jego, Zelman (1813-1870), zanim osiadł na stałe w rodzinnym Lwowie, po ożenieniu się osiadł na Wołyniu. Zajął się poszukiwaniem w licznych polskich bibliotekach dworskich rzadkich druków i rękopisów na dawnych ziemiach Rzeczypospolitej – na Wołyniu, Podolu i Ukrainie, docierając czasami do innych dzielnic Polski. W miarę możności skupował je, dostarczając je następnie bibliotekom (głównie Ossolineum we Lwowie i Bibliotece Kórnickiej koło Poznania) oraz prywatnym zbieraczom, jak np. Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu. Do Lwowa powrócił na stałe w 1855 roku, uchodząc przed represjami carskimi (za kontakty z polskim ruchem spiskowym). Przy poparciu Ossolineum w 1863 roku otrzymał i on koncesję na prowadzenie antykwariatu we Lwowie, przy którym zorganizował wypożyczalnię książek. Prowadził także działalność wydawniczą (opublikował ok. 24 pozycji, m.in. zainicjował serię pod nazwą Biblioteka Teatralna Lwowska). Po jego śmierci przedsiębiorstwo prowadzili razem jego synowie Hersz (zm. 1895) i Lejb (zm. 1917). Dzięki rozgałęzionej sieci pośredników oraz licznym podróżom po całym kraju, zdobywali wiele cennych druków i rękopisów, kupując niejednokrotnie całe biblioteki. W ten sposób wzbogaciły się znacznie zasoby wielu księgozbiorów prywatnych i dział polski Biblioteki Uniwersytetu Lwowskiego. Lejb, od 1895 roku prowadzący przedsiębiorstwo samodzielnie, stał się nie tylko jednym z największych antykwariuszy w Polsce, ale także bardzo znaną osobistością w świecie polskich uczonych. Sprowadził m.in. dublety starych druków i publikacji emigracyjnych z Biblioteki w Raperswilu. Otworzył także, kierowaną przez syna, Dawida, filię swej firmy w Krakowie (1898) oraz wydał 5 katalogów antykwarycznych (1896-1910). W 1917 roku antykwariat lwowski przejął syn Lejba – Zygmunt (1880 Lwów - 1944), wybitny bibliofil i znawca dawnej książki polskiej i obcej oraz wydawca „Kwartalnika Antykwarskiego” (z. 1-5, 1929-1932) oraz „Przeglądu Antykwarskiego” (z. 1-15, 1932-38). Antykwariat zamknęli okupanci sowieccy po zajęciu miasta we wrześniu 1939 roku, kradnąc przy tym jego zasoby. Zygmunt zginął z rąk Niemców. Jego syn, Henryk (1907 Lwów – 1959) początkowo pracował u ojca, a następnie wraz z bratem, Dawidem, prowadził własny antykwariat we Lwowie. W czasie okupacji niemieckiej ukrywał się w Warszawie pod przybranym nazwiskiem Karol Wiśniewski. Pod tymże nazwiskiem po wojnie prowadził antykwariat i wydawnictwo w Łodzi (1945-1949). Tęskniąc za Lwowem i nie chcąc żyć w komunistycznej Polsce i to w dodatku bez Lwowa, wyemigrował za granicę.

Pomniki gen. Józefa Dwernickiego w Łopatynie i we Lwowie

Sławny zwycięzca spod Stoczka, generał Józef Dwernicki (1779-1857) był dowódcą kawalerii w Powstaniu Listopadowym 1830-31. Po jego upadku znalazł się na emigracji we Francji gdzie był prezesem Komitetu Narodowego Emigracji Polskiej i współtwórcą Konfederacji Narodu Polskiego.
W 1848 roku Dwernicki otrzymał od władz austriackich zezwolenie na - powrót do kraju – osiedlenie się w Galicji. Przybycie jego do polskiego Lwowa stało się uroczystością narodową i rzadko kto był tak przyjmowany z czcią i uniesieniem: polska Gwardia Narodowa (był to okres rewolucji zwanej Wiosną Ludów) urządziła wielką defiladę na placu św. Jura. „Trwała parada od 3 do 6 po południu, a Lwów cały trząsł się od entuzjastycznych okrzyków zebranych tłumów, rozbrzmiewał tonami marsza „Grzmią pod Stoczkiem armaty”, wygrywanego przez orkiestrę gwardii. Wieczorem udał się ogromny tłum z pochodniami pod mieszkanie generała. Światło ich było tak mocne że łunę widziano na najodleglejszych przedmieściach” (Mieczysław Opałek „Obrazki z przeszłości Lwowa” 1931). Pamiątką tej uroczystości była rycina Juliusza Kossaka, odbita w litografii Pillera, przedstawiająca generała na koniu, w otoczeniu lwowskiej Gwardii Narodowej. Generał zamieszkał we Lwowie na stałe.

Hrabia Adam Zamojski, przyjaciel generała, zapraszał go często do swoich dóbr w Łopatynie (do 1939 woj. tarnopolskie, obecnie Ukraina). Także ostatnie lato spędził Dwernicki tam w 1857 roku. Podczas tego pobytu rozchorował się i tu zmarł 23 listopada 1857 roku. Tam też został pochowany na lokalnym cmentarzu i do dziś znajdują się tam jego prochy i nagrobek wykonany przez lwowskiego rzeźbiarza Pawła Eutele. W licznym orszaku pogrzebowym było kilku starców – towarzyszy broni generała. Okazały pomnik ufundowali w 1861 roku żołnierze i przyjaciele Dwernickiego. Przedstawia on lwa stojącego na lufie armatniej, opierającego przednią łapę na urnie przykrytej draperią i nakrytej wieńcem laurowym i rogatywką. Rzeźba została ustawiona na wysokim cokole o kilkustopniowej podstawie, którego boki wypełniają panoplia i inskrypcje, na płycie wykuto napis: ŚP. JÓZEF DWERNICKI - generał wojsk polskich - 1857. W okresie zaborów i do 1939 roku pomnik gen. Józefa Dwernickiego był licznie odwiedzany przez wycieczki a zwłaszcza przez młodzież, dla której gen. Dwernicki był narodowym bohaterem, przedmiotem dumy, symbolem polskości i męstwa w walce o wolną Ojczyznę.

Zachował się jeszcze jeden pomnik poświęcony pamięci gen. Józefa Dwernickiego, wykonany na zlecenie towarzyszy wypraw wojennych oraz rodaków generała. Powstał we Lwowie w 1864 roku, a jego autorem był wybitny lwowski rzeźbiarz Parys Filippi. Umieszczony został 15 maja 1869 roku w nawie bocznej lwowskiego kościoła OO Karmelitów Bosych p.w. Św. Michała Archanioła. Miał przede wszystkim upamiętnić zasługi Dwernickiego dla sprawy polskiej. Pomnik składał się z pełnoplastycznej figury leżącego generała, wykonanej z jasnokremowego wapienia porowatego oraz sarkofagu, na którym spoczywa, ozdobionego marmurową płytą inskrypcyjną w obramieniu alabastrowym i alabastrowymi bocznymi elementami dekoracyjnymi z rytowanymi herbami (Orzeł i Pogoń), a także ze stiukowego panoplium składającego się z draperii, pary luf armatnich, orła i szabli.
Kiedy w 1991 roku nacjonalistyczne władze Lwowa dawną polską świątynię karmelitów bosych przekazali bezprawnie na własność ukraińskiemu greckokatolickiemu zakonowi studytów, ci postanowili pozbyć się polskiego pomnika – rozbili go i wyrzucili do podziemi kościelnych. Kiedy Polacy to zauważyli, w 1996 roku katolicki arcybiskup lwowski Marian Jaworski uzyskał zgodę studytów na przewiezienie ocalałych fragmentów do archikatedry łacińskiej i złożono w kruchcie. Odrestaurowania pomnika podjął się dr Janusz Smaza z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”. Odrestaurowany pomnik zamontowano w 2000 roku na ścianie wschodniej kaplicy św. Józefa w archikatedrze katolickiej we Lwowie. Obecnie trwa ukrainizacja świątyni, w której król Jan Kazimierz w 1656 roku ogłosił Matkę Bożą Królową Polski, i można się spodziewać tego, że pewnego dnia nacjonaliści ukraińscy ponownie zniszczą pomnik gen. Dwernickiego, jak i inne pamiątki polskie w tej świątyni.

Dąbrowica na Wołyniu

Miasteczko Dąbrowica nad Horyniem na Wołyniu, w przedwojennym powiecie sarneńskim (obecnie Ukraina) należało od XIV w. do litewskiego rodu Holszańskich, którzy w XV w. zamienili nazwisko na Dubrowieckich. Ostatni z Holszańskich, Paweł został w 1507 roku katolickim biskupem łuckim (Łuck na Wołyniu, przed wojną stolica województwa wołyńskiego), a w latach 1536-1555 był biskupem wileńskim. Po wygaśnięciu rodu Holszańskich tutejsze dobra były w posiadaniu kolejno Firlejów, Sapiehów, Dolskich, Scypionów i ostatnio Broel-Platerów. W przedrozbiorowej Polsce Dąbrowica leżała na terenie województwa brzeskolitewskiego, a podczas zaboru rosyjskiego do gubernii wołyńskiej. Pierwszy kościół katolicki ufundował tu w 1684 roku wraz z żoną Elżbietą z Ostrogskich marszałek wielkolitewski Jan Karol Dolski. Dąbrowica stała się głośna ze znajdującej się tu szkoły pijarów, która przeszła do historii polskiej oświaty. Pijarów sprowadził tu w 1695 roku Jan Karol Dolski i on ufundował tutejsze kolegium przez nich prowadzone. Nauki tu pobierali między innymi znani później Polacy jak Cyprian Godebski, Alojzy Feliński i Łukasz Gołębiowski. W 1740 roku pijarzy wznieśli tu nowy, piękny kościół w stylu rokokowym. Znajdowało się w nim kilkanaście bardzo dobrych obrazów pijara Łukasza Huebla z połowy XVIII w. Kościół pw. św. Jana Chrzciciela został konsekrowany w 1742 roku przez biskupa łuckiego Franciszka Kobielskiego. W 1767 roku wzniesiono także kaplicę murowaną na miejscowym cmentarzu. W ramach represji po Powstaniu Listopadowym 1830-31 władze carskie w 1832 roku zamknęły kolegium, a kościół popijarski stał się kościołem parafialnym. W 1938 roku parafia dąbrowicka miała 1045 wiernych i wchodziła w skład dekanatu włodzimierzeckiego diecezji łuckiej. Ostatnim jej proboszczem był ks. Wiktor Zabiegło. Podczas sowieckiej (1939-41) i niemieckiej okupacji (1941-44) droga tutejszych Polaków (podobnie jak na całych Kresach) prowadziła przez piekło. Sowieci wywieźli sporą grupę Polaków na Sybir. Jednak największy cios tutejszym Polakom zadali nacjonaliści ukraińscy (OUN-UPA) podczas tzw. rzezi wołyńskich w 1943 roku, z których rąk wielu z nich zginęło. Pozostali wyjechali do bardziej bezpiecznych Sarn (garnizon niemiecki), a stąd do centralnej Polski, albo zostali wywiezieni na przymusowe roboty do Niemiec. Pozostałych Polaków na Wołyniu wyrzucił Stalin w 1945 roku do utworzonej przez siebie komunistycznej Polski. Zabytkowy kościół został zamknięty. Po upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku i powstaniu państwa ukraińskiego, kościół w Dąbrowicy - jako jeden z niewielu kościołów katolickich - jako zabytek architektoniczny, został na początku lat 90. XX w. odrestaurowany przez rząd ukraiński i w 1992 roku zwrócony nielicznym tu katolikom (pracują tu polscy pallotyni). Miastem partnerskim Dąbrowicy jest Nowogard w woj. zachodniopomorskim, gdzie po wojnie osiedlili się Polacy wypędzeni z Dąbrowicy i okolicy.

W Dąbrowicy urodziło się szereg znanych Polaków, m.in.: Maria Grzesiakowa (1897 – 1942), pierwsza żona Józefa Grzesiaka, komendanta harcerskiej Chorągwi Wileńskiej ZHP, założyciela słynnej drużyny Czarna Trzynastka Wileńska, bardzo zasłużona działaczka polskiego harcerstwa w Wilnie: instruktor harcerski, współzałożycielka Czarnej Trzynastki Wileńskiej, drużynowa 13. Żeńskiej Wileńskiej drużyny harcerek, członek Komendy Chorągwi Wileńskiej ZHP, podczas okupacji litewskiej, sowieckiej i niemieckiej Wilna działaczka niepodległościowa; Aleksander Łapiński (ur. 1924), inżynier melioracji i budownictwa wodnego, zasłużony dla melioracji Nigerii; Aleksander Łukasiewicz (ur. 1924), botanik, przyrodnik, profesor Uniwersytetu Poznańskiego i dyrektor Ogrodu Botanicznego w Poznaniu; Michał Wilniewczyc (1912 – 1997), ksiądz katolicki, kapłan diecezji pińskiej, dr teologii, zesłany przez okupantów sowieckich na Sybir w 1940 roku, po uwolnieniu w 1941 roku kapelan Polskich Sił Zbrojnych w Rosji i na Zachodzie, 1944-46 kapelan obozu polskich dzieci (sierot wyprowadzonych przez Armię Polską z ZSRR) w Pahiatua w Nowej Zelandii, prof. Seminarium Duchownego w Drohiczynie; Marian Woźniak (ur. 1936), ekonomista, 1975-79 dyr. Zespołu w Komisji Planowania przy Radzie Ministrów, 1979-81 wojewoda siedlecki, 1985-88 sekretarz KC PZPR, 1988-90 ambasador PRL/RP w Pekinie, 1985-89 poseł na Sejm PRL; oraz Georges Charpak (1924 – 2010), francuski fizyk pochodzenia żydowskiego, który urodził się i dzieciństwo spędził w Polsce, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki w 1992 roku.

Polski Lubieszów na Polesiu

Na południowym, malowniczym obrzeżu Polesia, graniczącym z Wołyniem (stąd niekiedy nazywa się te tereny Polesiem Wołyńskim), nad Stochodem leży historyczne miasteczko Lubieszów, o którym pierwsza historyczna wzmianka pochodzi z 18 września 1484 roku. Do 1569 roku Lubieszów należał do będącego od 1385 roku w unii z Polską Wielkiego Księstwa Litewskiego, a następnie do Polski. W niedalekim Pniewie zachował się do naszych czasów starodawny słup graniczny między Koroną (Polską) a polskim Wielkim Księstwem Litewskim; Lubieszów leżał na terenie księstwa, ale prawie cała jego historia z tamtego okresu jest związana z Polakami, o czym świadczą zachowane zabytki architektoniczne. W okresie międzywojennym, a więc w odrodzonym po rozbiorach państwie polskim, Lubieszów leżał na terenie powiatu koszyrskiego (Kamień Koszyrski), należącego do województwa poleskiego. Dzisiaj, po oderwaniu przez Stalina Kresów od Polski w 1945 roku, jest tu Ukraina.

W swej historii Lubieszów przez jakiś czas – w okresie należenia tutejszych włości do rodziny Dolskich nazywany był Nowym Dolskiem. To Dolscy przyczynili się do tego, że Lubieszów wszedł na trwałe do historii Polski, a przede wszystkim polskiego Kościoła katolickiego i polskiej oświaty.

W 1684 roku polski marszałek wielkolitewski Jan Karol Dolski, zaczął pierwszy zabudowywać Lubieszów, czyniąc z niego miasteczko, dla którego uzyskał prawa miejskie w 1693 roku. W tym samym roku ufundował tu klasztor dla polskich pijarów z kościołem, nadając im fundusz w postaci wsi Pniowno i Wólka Pniowska, z prawem wyderkafu za 90000 złotych. Pijarzy założyli tu kolegium – pierwsze ich kolegium w Polsce. Posiadało ono dużą bibliotekę, gabinet fizyczny, wszelkie po¬moce naukowe i konwikt dla ubogich uczniów oraz była tu orkiestra złożona z uczniów. Liczba uczniów dochodziła do 98 przed 1765 rokiem. Zajęcia rozpoczynały się 29 września w dniu Świętego Michała. Nauka trwała sześć lat, w ciągu których uczniowie kończyli trzy klasy. W pierwszej klasie uczyli się katechizmu, historii, gramatyki polskiej, łaciny, arytmetyki, podstaw geografii, nauki o moralności; w drugiej – podstaw chrześcijaństwa, gramatyki polskiej, listów Cycerona, geografii, ogrodnictwa, podstaw geometrii, historii naturalnej, rysowania; w trzeciej – retoryki, teorii poezji, historii powszechnej, fizyki, chemii, algebry, geometrii, logiki, prawa, tłumaczeń Cycerona i Horacjusza. Oprócz tego, we wszystkich klasach nauczano języków - rosyjskiego, francuskiego, niemieckiego. Szkoła cieszyła się dobrą sławą. Stąd szlachta z całego Polesia i Wołynia, a często z innych terenów Rzeczypospolitej, za wielki honor uważała dostanie się ich dzieci na naukę do Kolegium Lubieszowskiego. Najbardziej znanym uczniem kolegium był Tadeusz Kościuszko. Cudownie zachowana przedwojenna tablica na budynku należącego do dawnego kolegium informuje, że: „Tu kształcił swą wzniosłą duszę i umysł Tadeusz Kościuszko 1753-1759); uczył się tu również jego starszy brat Józef. Spośród innych znanych dzisiaj z historii Polaków uczniów, którzy tu studiowali należy wymienić przede wszystkim kaznodzieję i poetę Jerzego Ciarpińskigo, profesora Uniwersytetu Wileńskiego Stanisława Jundziłła, nauczyciela i filozofa Kazimierza Narbutta, a poza tym: Michała Charkiewicza, Macieja Dogiela, Michała Frąckiewicza, Aleksego Kotiużyńskiego, Kazimierza Narbutta, Andrzeja Puczyńskiego, Ferdynanda Serafinowicza, Ber¬narda Syrucia, Macieja Tukałło oraz ks. Antoniego Moszyńskiego, autora „Kroniki lubieszewskiej”, wydanej w Krakowie w 1876 roku. Szkoła istniała do 10 grudnia 1834 roku. Pomieszczenia kolegium zachowały się do dziś.

Do II wojny światowej Lubieszów był znany ze wspaniałego kościoła barokowego wzniesionego w latach 1746-62 przez pijarów z fundacji Jana Karola Dolskiego. Kościół pod wezwaniem św. Jana Ewangelisty należał do najwspanialszych kościołów chyba na całych Kresach, a już na pewno na Polesiu i Wołyniu. Jego wieża była widziana z odległości kilkunastu kilometrów. Posiadał piękną polichromię i szereg obrazów (w głównym ołtarzu św. Jana Ewangelisty) autorstwa utalentowanego malarza pijarskiego Łukasza Huebla z połowy XVIII w. i dwunastogłosowe organy. W skarbcu kościelnym przechowywana był do 1939 roku ciężka, srebrna monstrancja i prześlicznej roboty weneckiej relikwiarz srebrny – dary fundatora. Była tu także cenna biblioteka parafialna. Po wypędzeniu stąd pijarów ich kościół stał się kościołem parafialnym w dekanacie pińskim, w diecezji mińskiej (w I Rzeczypospolitej Lubieszów należał do diecezji łuckiej), a po jej likwidacji przez carat w 1869 roku został podporządkowany polskiej archidiecezji mohylewskiej (Mohylew, wsch. Białoruś), w 1917 roku znalazł się ponownie w restytuowanej diecezji mińskiej, by w 1925 roku zostać włączony do nowoutworzonej polskiej diecezji pińskiej.

W ramach represji po Powstaniu Listopadowym 1830-31 władze carskie w 1832 roku zamknęły kolegium , a w 1834 roku skasowały klasztor pijarów, przejmując od nich wszystkie budynki. Kościół i kolegium popijarskie zostały częściowo zniszczone podczas I wojny światowej (podczas toczonych tu walk w 1915-16). Odbudowy ich dokonał w latach 1929-32 miejscowy proboszcz katolicki, ks. Wierobiej. Ponownie uległ dużemu zniszczeniu podczas walk frontowych w 1944 roku. Zamiast to cacko architektoniczne i przecież cenny zabytek odbudować, zostało ono 17 lipca 1969 roku wysadzone w powietrze na polecenie władz sowieckich. Ludzie rzucili się do rozbiórki pozostałości po świątyni, aby znaleźć tam złoto (Internet: Natalia Mucha). Do chwili obecnej w samym centrum Lubieszowa pozostał po kościele pusty teren – dziura architektoniczna.

Po śmierci ostatniej z rodu Anny z Dolskich ks. Wiśniowieckiej, w styczniu 1754 roku Nowy Dolsk/Lubieszów i majątki w jego okolicach (dobra lubieszowskie miały obszaru 5325 mr., poza tym dochody z młynów, propinacji, czynszów miej¬skich, cegielni i rybołówstwa) zostały sprzedane Janowi Antoniemu Czarneckiemu, kasztelanowi bracławskiemu. To właśnie on wybudował zamek nad Stochodem. Za caratu zamek uległ częściowemu spaleniu i został rozebrany. Do dnia dzisiejszego zachowała się tylko część tego niezwykłego kompleksu, a zwłaszcza okazała brama wjazdowa. Czarneccy nie chcieli być gorsi od Dolskich. Jan Czarnecki w 1754 roku sprowadził tu polskich kapucynów i w 1761 roku ufundował dla nich klasztor i kościół (budowę ukończono w 1786 r.); inne źródła mówią, że kościół został wzniesiony w latach 1768. Kościół pw. św. Franciszka z Asyżu konsekrował w 1786 roku biskup sufragan łucki Jan Kaczkowski. Klasztor w Lubieszowie należał początkowo do Prowincji Polskiej, a od 1796 roku do również polskiej Prowincji Ruskiej. W podziemiach kościoła do 1939 roku były groby potomków jego fundatora. Klasztor ten skasowali Rosjanie w 1832 roku.

Po zniesieniu obu klasztorów, a przede wszystkim sławnego kolegium pijarskiego, Lubieszów stał się cichą poleską mieściną, na dokładkę rusyfikowaną i zasiedlaną przez Żydów. Polaków mieszkało tu teraz mniej niż pięciuset. Podczas I wojny światowej także klasztor i kościół kapucynów uległy częściowemu zniszczeniu. Jasne słońce zaświeciło nad Lubieszowem po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, a dokładnie od 1920 roku, kiedy miasteczko ponownie znalazło się w polskich rękach. Nie tylko widniej było w Lubieszowie od jasnego słońca: miasteczko miało teraz także elektryczność i połączenie kolejowe z Kamieniem Koszyrskim (kolej wąskotorowa). W okolicy powstało kilka polskich osad wojskowych (dla zasłużonych żołnierzy w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku) i cywilnych z rozparcelowanych majątków porosyjskich, które wcześniej zostały bezprawnie zabrane Polakom. Do Lubieszowa powrócili polscy kapucyni i pijarzy.

Po uprzedniej rewindykacji klasztoru i kościoła, w 1926 roku katolicki biskup piński Zygmunt Łoziński przekazał polskim kapucynom z komisariatu warszawskiego budynki i kościół pokapucyński w Lubieszowie. Dwa lata zajęła odbudowa obiektów. W 1931 roku generał zakonu kapucynów, o. Melchior zwrócił się do przełożonego kapucynów polskich o. Daniela, z sugestią przekazania obiektów kapucyńskich w Lubieszowie obrządkowi słowiańsko-bizantyjskiemu działającemu na terytorium Polski. Taka sugestia w Kościele jest w zasadzie rozkazem. Papieska Komisja 'Pro Russia' ustanawia w Lubieszowie misję słowiańsko-bizantyjską w ramach neounii i powierza jej prowadzenie kapucynom. W 1933 roku obrządek neounijny przejął klasztor w Lubieszowie i kapucyni stworzyli tu placówkę dla nawracania prawosławnych na obrządek wschodnio-katolicki. Placówka misyjna posiadała własne niższe seminarium i nowicjat. Placówkę tą zorganizował o. Gondulf (po zmianie obrządku - Cyryl) Fermont. Wiosną 1943 roku Ukraińcy przy pomocy Niemców przejęli faktycznie władzę w Lubieszowie. Placówka misyjna kapucynów uległa likwidacji. Dwóch zakonników zostało zamordowanych (ojciec Kasjan, brat Sylwester), pozostali przy życiu ulegli rozproszeniu, kościół zamieniono na magazyn zbożowy, a klasztor na sąd i szkołę. Uszli z życiem dwaj inni zakonnicy z Lubieszowa: ojciec Anioł i brat Bartłomiej w 1945 roku przybyli do Serpelic w gminie Sarnaki na Podlasiu i przyczynili się do powstania tu nowego klasztoru kapucynów istniejącego po dziś dzień. Po 1945 roku w klasztor w Lubieszowie obrócono na komisariat milicji, a w kościele urządzono salę sportową miejscowego klubu sportowego. Po upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku i powstaniu państwa ukraińskiego, kościół został zwrócony nielicznym tu katolikom 21 kwietnia 1992 roku i jest obecnie pod wezwaniem św. św. Cyryla i Metodego. Przebył tu z Polski ojciec Jan Mucharski. Zamierzał odrodzić działalność klasztoru, zorganizować naprawę pomieszczenia, ogrodzić dawny polski cmentarz i ustawić znaki pamiątkowe w tych miejscach, które są drogie sercom Polaków. Niestety, planów tych nie dane mu było zrealizować z różnych przyczyn, m.in. z braku większej ilości wiernych i utrudnień stawianych przez Ukraińców.

Do pomocy w pracy misyjnej kapucynom skierowano do Lubieszowa polskie siostry zakonne sercanki (Zgromadzenie Córek Najczystszego Serca Najświętszej Maryi Panny). Przyjęły wschodni obrządek i przyjechały tu w 1933 roku siostry Jadwiga Alojza Gano i Maria Andrzeja Ossakowska. S. Jadwiga Gano pełniła obowiązki przełożonej. Założyły dom i gospodarstwo oraz prowadziły sierociniec dla 15 dziewczynek w wieku 4-12 lat. Sowiecka okupacja Lubieszowa sparaliżowała pracę misyjną sercanek w Lubieszowie i pobliskich Uhryniczach. W styczniu 1941 roku władze sowieckie wypędziły siostry z domu zakonnego (zajął go zajął „wojenny komitet”) i zlikwidowały kaplicę. Po wkroczeniu do Lubieszowa wojsk niemieckich latem 1943 roku siostry wróciły do swego domu. Jednak praca misyjna ustała prawie zupełnie. Po zajęciu Lubieszowa przez zbrojną bandę nacjonalistów ukraińskich wiosną 1943 roku, 15 kwietnia s. Jadwiga Gano i s. Andrzeja Ossakowska otrzymały do wyboru - zaparcie się wiary katolickiej albo śmierć (tylko kilkanaście osób przeszło na prawosławie). Wybrały to drugie. Wówczas w drewnianym baraku zgromadzono siostry i ok. 150 unitów, po czym budynek został obłożony słomą i podpalony. Wszystkie osoby znajdujące się w nim spaliły się żywcem. W nawie bocznej kościoła pokapucyńskiego wierni umieścili krzyż wykonany z nadpalonej belki budynku, gdzie spłonęli mieszkańcy Lubieszowa. W kościele znajduje się także tablica upamiętniająca ten mord. Na cmentarzu jest zbiorowa mogiła męczenników lubieszowskich z krzyżem bez żadnego napisu (bo jego nie życzą sobie Ukraińcy), postawionym na początku lat 90. Poprzedni krzyż wraz z opisem grobu został zniszczony przez nacjonalistów ukraińskich, którzy nie chcą aby ta zbrodnia była komukolwiek znana. Stąd ktoś nieznający historii tej mogiły nie wie, kto tam jest pochowany i w jakich okolicznościach zmarł.

Pijarzy powrócili do Lubieszowa w 1933 roku. Prowadzili tu gimnazjum na prawach państwowych oraz nowicjat zakonny, w którym mistrzem nowicjuszy został hiszpański pijar, pracujący w Polsce od 1903 roku (1903-25 prowincjał), o. Jan Borrell (1867 – 1943); w kościele pijarskim w Lubieszowie sprawował także liturgię po polsku i głosił kazania. Rektorem kolegium lubieszowskiego był o. Czesław Naumowicz. Po napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę 1 września 1939 roku oddziały polskie zajęły pijarskie pomieszczenia szkolne i zorganizowały w nich lazaret. Nowicjusze zostali odesłani do domów, a klerycy i młodsi bracia udali się do Krakowa. Rektor kolegium, o. Czesław Naumowicz został kapelan 15. Pułku Ułanów Poznańskich, a szlaki wojenne zaprowadziły go aż pod Monte Cassino (1944). W Lubieszowie pozostali tylko ojcowie: Borrell i Aleksander Zając oraz bracia zakonni: Józef Dziurzyński, Franciszek (Dominik) Kowalik i Piotr Mojsiejonek. Władze sowieckie usunęły ich z klasztoru i nałożyły na nich bardzo wysokie podatki. W budynkach kolegium pijarskiego sowieci w 1940 roku urządzili ukraińską średnią szkołę ogólnokształcącą i szkołę pedagogiczną, której dyrektorem został zaledwie 23-letni Aleksander Tkanko, który ukończył jedynie jakiś sowiecki kurs pedagogiczny i był zawodowym agitatorem partyjnym.

Jak tragiczne były losy polskich pijarów w Lubieszowie w latach 1942-43 opisał Konrad Puziński w artykule pt. „Męczennik Wołynia” („Rzeczpospolita” 10.7.2008), z którego dowiadujemy się, że po napadzie Niemiec na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 roku, Lubieszów znalazł się pod okupacją niemiecką, którą wspierali nacjonaliści ukraińscy – opanowana przez nich policja ukraińska podległa Niemcom. W 1942 roku Niemcy i Ukraińcy przystąpili do masowego mordowania Żydów; w Lubieszowie i okolicy zostało zamordowanych 2500 Żydów. 5 sierpnia 1942 roku został rozstrzelany pijar, o. Aleksander Zając za pomoc ukrywającym się w Lubieszowie Żydom. Od tej chwili o. Borrell, wówczas ponad 75-letni, był w Lubieszowie jedynym kapłanem katolickim. W okresie wielkanocnym 1943 roku o. Borrell poprosił ks. Józefa Szostaka z Małych Hołób o pomoc w przeprowadzeniu rekolekcji. 5 kwietnia 1943 roku trzej policjanci ukraińscy zamordowali ks. Szostaka oraz towarzyszącego mu br. Piotra Mojsiejonka. W 1943 roku powstały w rejonie Lubieszowa bandy nacjonalistów ukraińskich (OUN-UPA), które przystąpiły do oczyszczania terenu z Polaków. Tutaj, podobnie jak na całym Wołyniu, płonęły polskie wsie. Na cmentarzu lubieszowskim chowano we wspólnych mogiłach zwożonych tu Polaków pomordowanych w okrutny sposób. O. Borrell pomimo śmiertelnego niebezpieczeństwa oraz zaawansowanego wieku pozostał w swej parafii. 24 października 1943 roku po raz kolejny wyruszył na mogiły, aby pożegnać ofiary ukraińskich zbrodni. Wokół miejsca pochówku rozlokowano ładunki wybuchowe. Ojciec Jan wszedł na minę, której eksplozja zraniła obie nogi. Po czterech dniach cierpienia zmarł (29.10.1943). Na jego pogrzeb przyjechał ksiądz z odległej wsi Czerwiszcze. O. Janowi w ostatniej drodze towarzyszyło jedynie dziesięć osób, gdyż, jak podają świadkowie, obawiano się ataku ukraińskiego na kondukt pogrzebowy. O. Jana Borrella pochowano przy kościele w Lubieszowie, obok lewej nawy. Wracający z ceremonii do Czerwiszcz ksiądz oraz pijar brat Dominik zostali napadnięci przez ukraińskich nacjonalistów i w okrutny sposób zamordowani. Zamordowano również wiozącego ich furmana.

Zagłada pozostałych Polaków w Lubieszowie nastąpiła dwa tygodnie później.

Do Lubieszowa zbliżał się front – Armia Czerwona. Sowiecki oddział partyzancki Stanisława Szelesta przepędził z miasteczka nacjonalistów ukraińskich, jednak w połowie października 1943 roku musiał wycofać się z miasteczka pod naporem wycofujących się na zachód sił niemieckich. W Lubieszowie ponownie przejęli „władzę” nacjonaliści ukraińscy. Wtedy, a było to 9 listopada 1943 roku, dokonali napadu na Polaków w samym miasteczku jak i w pobliskiej Rejmontówce, mordując około 300 mieszkańców tych miejscowości – 253 Polaków i ok. 50 propolskich Ukraińców. W Lubieszowie spędzono 183 osoby do drewnianego domu bliźniaka, należącego do rodziny Buttmanów i Piaskowskich, po czym budynek obłożono słomą i podpalono. Do wyskakujących przez okna strzelano. Ludzie spłonęli żywcem.” Jeszcze tego samego dnia wieczorem dwaj miejscowi Ukraińcy zamordowali 2 Polaków: aptekarza z żoną („Skazani na niepamięć” Nasza Polska 8.11.2005). Warto dodać, iż ci nieliczni Polacy, którzy ocaleli z rzezi, życie zawdzięczali mieszkającym w Lubieszowie Ukraińcom, którzy ukryli ich przed mordercami.

Tak zakończyły się polskie dzieje Lubieszowa.

Marian Kałuski
(Nr 115)

Wersja do druku

Artur - 14.03.16 11:57
I ja podobnie jak Warszawiacy domagam się sprostowania tych oszczerczych słów i nie tylo: domagam się publicznych na tym Kworum przeprosin nas KATOLIKÓW

warszawiacy - 13.03.16 22:39
Szanowny Panie Marianie KALUSKI cenimy Pana opowiadania,ale dziwi nas panska negatywna wypowiedz o sp pamieci Panu Prezydencie Lechu Kaczynskim, niezgodna z prawda,a takze nieprawdziwe slowa o Watykanie,ze namawia ksiezy do wystepowania przeciw Polakom.Ojciec sw Franciszek szerzy milosc i zgode ,a nie nienawisc.Prosimy o sprostowanie tych wypowiedzi,pozdrawiamy.Czytelnicy.

Marian Kałuski - 20.07.15 21:07
16 lipca 2015 roku papież Franciszek ogłosił publicznie, że renegat, skrajny nacjonalista ukraiński, polakożerca i faszysta, który gratulował Hitlerowi jego podbojów oraz skierował kapelanów do ukraińskiej dywizji SS, grekokatolicki arcybiskup Lwowa Andrzej Szeptycki zostanie beatyfikowany!!! I to wbrew sprzeciwu ze strony Kościoła polskiego.
Będziemy modlić się do Szeptyckiego jako patrona polakożerców i faszystów! Czy można się dziwić, że Kościół traci wyznawców?
Marian Kałuski, Australia

Wszystkich komentarzy: (3)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

20 Kwietnia roku
Międzynarodowy Dzień Wolnej Prasy


20 Kwietnia 1873 roku
Urodził sie Wojciech Korfanty, polityk, działacz ruchu narodowościowego na Śląsku (zm. 1939)


Zobacz więcej