Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 22.05.15 - 23:17     Czytano: [1954]

Żądać zwrotu polskiego mienia

na Kresach


Stalin zabrał – a kto to ma? Kresowiacy, przebudźcie się!


W Nowym Jorku ukazuje się popularna gazeta poranna (500 tys. egz.) „am New York”, której redaktorem jest znany dziennikarz i publicysta, laureat nagrody Pulitzera Alex Storożyński.

Oburzony przemówieniem prezydenta Rosji Putina na obchodach Dnia Zwycięstwa w Moskwie, że wojska sowieckie „wyzwoliły” Wschodnią Europę napisał i zamieścił w swoim piśmie artykuł pt. „Wyzwolenie” według Putina” (9.5.2005).

Storożyński pisze m.in.: „Wyzwoliły?!... Gospodarstwo, restauracja i budynki, których właścicielami byli moi dziadkowie w Równem w Polsce (na Wołyniu – M.K.) zostały skonfiskowane przez Armię Czerwoną. Mój dziadek był zesłany na Syberię. Oni już nie żyją, ale pozwól mi panie Putin, że w ich imieniu podziękuję Panu, że wyzwolił ich Pan z ich własności”.

Stalin wydziedziczył kilka milionów Polaków i Żydów z wszystkiego lub z prawie wszystkiego co mieli. I wszystko co im skradł było własnością Związku Sowieckiego do 1991 roku. Rosja i Putin jednak tego już nie mają. Właścicielem skradzionych polskich i żydowskich domów i często ich urządzenia, zbiorów dzieł sztuki i bibliotek, gospodarstw, lasów, sklepów, restauracji, zakładów przemysłowych itd. są dzisiaj Ukraina, Białoruś i Litwa. Przejęli to wszystko – majątek wart wiele miliardów dolarów - ZA NIC! Tak jakby musiało tak być.

Zrekompensować Polaków i Żydów ma rząd polski. Chce czy może zwrócić poszkodowanym Polakom i Żydom tylko 15% wartości utraconego majątku.

Chociaż Żydzi z Kresów byli obywatelami polskimi, dzisiaj mieszkają oni lub ich potomkowie-spadkobiercy w Izraelu lub gdzie indziej. Nie rozumiem dlaczego to Polska ma płacić jakiekolwiek odszkodowanie obywatelom izraelskim czy amerykańskim za ich domy, które są we Lwowie czy Wilnie. Ludzie ci powinni strać się o zwrot swego mienia od rządów Ukrainy, Białorusi i Litwy.

To samo powinni robić Polacy. A jeśli na przeszkodzie temu stoi jakieś prawo czy umowa międzynarodowa to powinno się ją wypowiedzieć. Kresowiacy mają naturalne prawo domagać się zwrotu SKRADZIONYCH rzeczy od złodzieja czy jego potomków lub od państwa, które przejęło na własność skradzione nieruchomości i ruchomości, szczególnie jeśli w grę wchodzą ruchomości, jak np. zrabowane zbiory sztuki i biblioteki.

Stanowisko rządów polskich po 1989 roku w tej sprawie jest jednym wielkim skandalem, po prostu zdradą narodową!

Przyszedł czas, aby tę sprawę nagłośnić i tak ją przedstawiać. Czas najwyższy, aby kresowiacy zaczęli starać się o zwrot tego co im skradziono i co jest bezprawnie w rękach ukraińskich, białoruskich i litewskich z błogosławieństwem rządu „polskiego”.
I rzeczywiście, coś w tej sprawie drgnęło. Jak podaje dziennik „Rzeczpospolita” (Marcin Pieńkowski „Antypolskie powiernictwo kresowe” 21.4.2015) „Część dawnych właścicieli i spadkobierców majątków kresowych chce wystąpić do Ukrainy o ich rewindykację lub odszkodowania. Ich wysokość miałaby przekroczyć 5 mld dol. By ten cel osiągnąć, założyli Powiernictwo Kresowe, organizację pod przewodnictwem Konrada Rękasa... Rękas twierdzi, że jego organizację stworzyły okoliczności. Jakie? Stowarzyszenie Ukrainy z Unią Europejską. Jego zdaniem umowa ta zmienia sytuację właścicieli i spadkobierców dawnego mienia polskiego na Kresach. – Ustawa o tzw. mieniu zabużańskim nie załatwiła wszystkich spraw. One dotyczą tylko terenów II RP, a nie w ogóle polskiej własności na Kresach. Ta sięgała dalej niż za Zbrucz – tłumaczy. Powiernictwo Kresowe chce się domagać rekompensat za ziemie, które należały do polskich właścicieli nawet w XVIII wieku. – Tu nie chodzi o granice, ale o to, gdzie ta własność była – mówi Rękas...”.
Oczywiście, proukraińska „Rzeczypospolita” uważa tę akcję za skandal, gdyż Powiernictwo Kresowe skłóci Polskę z Kijowem. Dlatego autor artykułu w „Rzeczpospolitej” Marcin Pieńkowski zatytułował swoją wypocinę „ANTYPOLSKE powiernictwo kresowe”.
Czyli staranie się o zwrot skradzionej Polsce rzeczy, jak np. lwowskiego Ossolineum – arcyskarbnicy literatury POLSKIEJ jest przez władców dzisiejszej Polski uważane za działalność antypolską!!!

Jan Paweł II pół-Ukraińcem?

Kto zna Ukraińców i sprawy polsko-ukraińskie ten wie, jakie banialuki ci ludzie wymyślają w swej jednoczesnej manii niższości i wyższości (dziwna kombinacja). Stąd słyszymy takie bzdury, że „Lwów to starożytne miasto ukraińskie”, że pomnik Adama Mickiewicza we Lwowie to dzieło ukraińskiego rzeźbiarza, że Cud nad Wisłą 1920, czyli zwycięska wojna Polski z bolszewikami to zasługa maleńkiej „dywizji” ukraińskiej walczącej u boku Polaków, że np. hetman Stanisław Żółkiewski, król Jan Sobieski czy Tadeusz Kościuszko to z krwi i kości Ukraińcy, itd. itd.

Teraz uraczono nas – i to sam prezydent Wiktor Juszczenko – nową sensacją.

Otóż Juszczenko przed wyjazdem z oficjalną wizytą do Polski spotkał się 1 kwietnia br. z polskimi dziennikarzami w Kijowie. Papież Jan Paweł II był akurat na łożu śmierci i Juszczenko im powiedział, że „matka Karola Wojtyły miała ukraińskie korzenie. Papież niesie w sobie kroplę ukraińskiej krwi, jego życie było związane również z Ukrainą”.

Oczywiście nie ma w tym krzty prawdy. Ani matka Karola Wojtyły nie była Ukrainką, pół-Ukrainką czy nawet ćwierć-Ukrainką i późniejszy papież nie był do 1939 roku związany z Ukrainą. Nie był nawet we Lwowie! Najdalej na wschód był na polskim obozie studenckim koło Jaworowa.

O rodowodzie Karola Wojtyły mówi wiarygodne źródło – praca ks. Adama Bonieckiego „Kalendarium życia Karola Wojtyły” (Znak, Kraków 1983, s. 23-30). Nie ma w nim żadnych Ukraińców!

Tymczasem wypowiedź Juszczenki podchwycili inni Ukraińcy. I tak Łesia Fediw w dzienniku lwowskim „Wysokij Zamok” mówi o Janie Pawle II: „To był nasz papież”. No i teraz w szeregu miastach tzw. Zachodniej Ukrainy nadaje się niektórym placom (np. we Lwowie) i ulicom nazwę wielkiego Ukraińca Jana Pawła II. W Tarnopolu jego ulica łączy się z ulicą innego wielkiego Ukraińca Stiepana Bandery, który przez Polaków uważany jest za terrorystę i ludobójcę (wydał rozkaz oczyszczenia Wołynia z Polaków). Polacy w Kraju uznali to za skandal.

Paszkwil litewski na marsz. J. Piłsudskiego i Polaków

Portal INTERIA.PL CZATeria z 6 grudnia 2007 roku (wciąż w Internecie) jak również portal PAP „Polonia dla Polonii“ zamieściły informację prasową zatytułowaną „Litwa: Piłsudski - dyktator i wróg niepodległości Litwy”.

Artykulik ten domaga się komentarza.

W północno-wschodniej części Polski (312 tys. km kw., 38 mln ludności) na odcinku zaledwie 104 km (na ogólną długość 3511 km granic Polski) Polska graniczy z Litwą (65 tys. km kw., 3,4 mln ludności). Kiedyś granica Polski z Litwą była dużo, dużo dłuższa; skróciła ją najpierw sowiecka republika białoruska, która w 1991 roku stała się niepodległym państwem.

Od końca XIV wieku do końca XVIII wieku Polska i Litwa stanowiły jedno państwo, a przyjaźń polsko-litewska przetrwała do końca XIX wieku. Do jej zniszczenia przyczynił się nacjonalizm, który owładnął narody Europy w połowie XIX wieku i antypolskie knowania Rosji i Niemiec. W 1918 roku powstały wolne państwa: Polska i Litwa, które żyły w niezgodzie. Kością niezgody było Wilno, do którego posiadania, jak to ujął historyk brytyjski Norman Davies, Litwini mieli chorą obsesję. Tymczasem Litwini stanowili w mieście mniej niż 1 procent ludności (!), a wszystko czy prawie wszystko co w nim było do 1939 roku, było związane z Polakami, polską historią i polską kulturą. Widać to po dziś dzień, chociaż wszystko litwinizuje się na potęgę; będąc w Wilnie w 2005 roku bez żadnego wysiłku w moje oczy rzucały się liczne polonika. Wilno odegrało wielką rolę w dziejach Polski i narodu polskiego. Wilno, obok Lwowa, było nazywane „bastionem kultury polskiej na Kresach“.

Zbrojny najazd niemiecko-sowiecki na Polskę we wrześniu 1939 roku, a następnie ponowne zajęcie Wilna przez Związek Sowiecki (oraz zajęcie Litwy przez ZSRR w 1940 i ponownie w 1944) sprawiły, że Wilno zostało włączone do sowieckiej Litwy, a po upadku ZSRR w 1991 roku miasto stało się stolicą niepodległego państwa litewskiego. Nie sprawiedliwość dziejowa, a tylko zwykły imperializm sowiecki sprawił, że naród Polski utracił Wilno i Lwów.

Chociaż z sowieckiej Litwy w latach 1944-46 i 1957-58 zostało wyrzuconych lub wyjechało ok. 300 000 Polaków do utworzonej przez Józefa Stalina tzw. Polski Ludowej, w Wilnie Polacy stanowią nadal ok. 20% ludności (ok. 100 000), a w przyłączonej do Litwy części Wileńszczyzny dużo więcej: ponad 60% w powiecie wileńskim i aż 80% w powiecie solecznickim.

Wyzwolona w 1989 roku z pęt sowieckiej okupacji Polska, chociaż Polacy z wielkim bólem przyjęli oderwanie Wilna od Polski, nie domagała się i nie domaga zwrotu Wilna. Bowiem są wydarzenia w historii, których nie można cofnąć. Jednym z takich wydarzeń jest ustalenie przez Stalina obecnej wschodniej granicy Polski.

Polska nie ma więc pretensji terytorialnych wobec Litwy i rządy polskie od 1989 roku starają się ułożyć jak najlepiej stosunki polsko-litewskie. Tym bardziej, że tak Polska jak i Litwa są członkami Unii Europejskiej i NATO. Jeśli są jakieś zgrzyty w stosunkach polsko-litewskich to wina bez wątpienia leży po stronie rządu litewskiego i Litwinów, którzy, że tak powiem delikatnie, nie za bardzo kochają Polaków mieszkających w Wilnie i na Wileńszczyźnie, pragnąc ich jak najszybciej zlitwinizować. Np. Polacy nie mają prawa pisać swoich imion i nazwisk w polskiej pisowni, 85% Polakom na Wileńszczyźnie nie zwrócono dotychczas ziemi, którą utracili w okresie władzy sowieckiej oraz zwalcza się polskie szkolnictwo, a Kościół litewski litwinizuje polskie parafie, polskie życie religijne.

Niestety, zafałszowana przez nacjonalizm litewski historia stosunków polsko-litewskich wciąż daje o sobie znać i również i ona mąci stosunki polsko-litewskie.

5 grudnia każdego roku naród polski obchodzi rocznicę urodzin Józefa Piłsudskiego (1867-1935), wielkiego działacza niepodległościowego, dowódcy wojskowego, polityka, Naczelnika Państwa Polskiego w latach 1918-1922 i Wodza Naczelnego Armii Polskiej od 11 listopada 1918 roku, pierwszego Marszałka Polski od 1920 roku, dwukrotnego premiera Polski (1926-28 i 1930). Człowieka, którego Polacy utożsamiają z odzyskaniem przez Polskę niepodległości 11 listopada 1918 roku i z wielkim zwycięstwem oręża polskiego nad bolszewikami w 1920 roku, które zostało przez obcych historyków zaliczone do 18 najbardziej decydującej bitwy w dziejach wojen.

Rocznicę tę uczcił w orginalny sposób przed ośmiu laty również tygodnik litewski „Veidas“ z 6 grudnia 2007 w artykule, o którym jest mowa. A to chyba tylko dlatego, że marsz. Piłsudski urodził się w Zułowie na Wileńszczyźnie, która dzisiaj należy do Litwy i zadecydował o przynależności Wilna do Polski. Boli ich to, że Litwa była ojczyzną wielkich Polaków. Wszak na Litwie urodził się również pierwszy prezydent odrodzonej Polski – Gabriel Narutowicz (1865-1922) oraz wielu innych polskich polityków, generałów, pisarzy, uczonych itd.

Niestety, artykuł w „Veidas“ to zwykły paszkwil na marsz. Józefa Piłsudskiego, a przy sposobności i na Polaków. Paszkwil na człowieka, którego sąsiedzi Litwy - Polacy uważają za swego bohatera narodowego. Paszkwil na bohatera narodowego Polski, która robi wszystko, aby stosunki polsko-litewskie były jak najlepsze. Na bohatera narodowego państwa, które zapewne dopłacając do tego chce lepiej połączyć transportowo Litwę z resztą krajów Unii Europejskiej i połączyć z unijnym systemem energetycznym, aby uniezależnić Litwę w tym zakresie od Rosji!

To jest niczym innym jak gryzieniem swego dobrodzieja!

I jeszcze żeby to co napisał tygodnik „Veidas“ było prawdą! Bo mogło by tak być. Np. niektórzy Ukraińcy uważają Stepana Banderę za ukraińskiego bohatera narodowego i we Lwowie wzniesiono mu pomnik. Jednak jego życiorys plamią rzezie Polaków (100 000!) na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

W artykule „Veidas“ najbardziej niegodziwa jest okazywana wyjątkowa złośliwość wobec marsz. Piłsudskiego w tym oto ustępie: "Jednak z dzisiejszego punktu widzenia osobowość ta (chodzi o marsz. Piłsudskiego – M.K.) nie była aż tak bardzo pociągająca: bardzo szorstki, zadufany w sobie, jak wszyscy dyktatorzy, słabo wykształcony, nienawidził demokracji, gardził swoimi współtowarzyszami i współpracownikami. Niemniej dla Polaków był on i pozostanie bohaterem narodowym”.

Wysunąć z tego można wniosek, że Polacy uważają marsz. Piłsudskiego za bohatera narodowego, bo był źle wychowany, słabo wykształcony – czyli ciemniakiem i nienawidził demokracji. Czyli ogólnie mówiąc Polacy to chamy, ciemniacy i zamordyści – wrogowie demokracji.

Ile złośliwości jest również w zdaniu: „W ocenie tygodnika "Polska międzywojenna była prawdziwym więzieniem narodów; Litwini, Białorusini, Ukraińcy byli okrutnie represjonowani - wsadzani do więzień, obozów, ich szkoły były zamykane, cerkwie przekształcane w kościoły".

I jeszcze gdyby ten artykuł pisali przedstawiciele narodu bez najmniejszej skazy wobec Polaków. Tymczasem Polacy byli bardzo brutalnie prześladowani przez Litwinów na Litwie Kowieńskiej w latach 1918-40 (zob. Piotr Łossowski Po tej i tamtej stronie Niemna, Stosunki polsko-litewskie 1883-1939 Warszawa 1985), a i dzisiaj nie mają łatwego życia na Litwie (zob. Grzegorz Jarosiński Tak dobrze, a tak źle Nasz Dziennik 1-2 grudnia 2007).

Według „Veidas” wygląda na to, że w Polsce panowały warunki gorsze od tych jakie były w stalinowskim Związku Sowieckim.

Jeśli tak ma wyglądać obecne budowanie przyjaźni polsko-litewskiej przez Litwinów, to będzie ona taka w odczuciu Polaków jaką była oficjalnie głoszona w czasach PRL „przyjaźń polsko-radziecka”.

Winę ponosi strona polska!

W 2006 roku portal Stowarzyszenia “Wspólnota Polska” w Warszawie zamieścił mój obszerny artykuł pt. “Polacy na Litwie są Polakami” i pierwszy w literaturze polskiej długi szkic o historii Polaków w Kraju Kłajpedzkim.
W 2007 roku oba teksty zostały usunięte z portalu, a pan Janusz Ostrysz ze Stowarzyszenia poinformował mnie, że stało się to na żądanie ambasadora Litwy w Warszawie.
Teksty nie były agresywne wobec Litwy i Litwinów (gdyby takie były, to nie zostały by opublikowane). Po prostu Ambasadzie Litewskiej nie podobała się prawda historyczna - nawet tak niewinny temat jak dzieje Polaków w Kraju Kłajpedzkim.
W taki oto sposób - całkowitą uległością strony polskiej wobec żądań Litwy i Litwinów rozzuchwaliliśmy ich do tego stopnia, że uznali, że podpisany przez nich w 1994 roku traktat polsko-litewski ich nie obowiązuje, że mogą robić z Polakami w Wilnie i na Wileńszczyźnie co im się rzewnie podoba.
Ktoś słusznie powiedział, że największymi wrogami Polski i Polaków są sami Polacy. I się nie pomylił!
Mój artykuł „Polacy w Kłajpedzie i Kraju Kłajpedzkim na Litwie” ukazał się ponownie w KWORUM w mojej rubryce „Kresy w życiu Polski i narodu polskiego” (Nr 36, 24.8.2012).

Polskie nazwiska na Litwie. Odpowiedź Ambasady Litwy w tej sprawie na mój protest

W odpowiedzi na mój protest w sprawie orzeczenia litewskiego Sądu Konstytucyjnego uniemożliwiającego zapisywanie w litewskich paszportach polskiego nazwiska w oryginale, otrzymałem taką oto przewrotną odpowiedź z Ambasady, która jakże różni się od komentarza zamieszczonego w dzienniku litewskim “Lietuvos rytas” Rimvydasa Valatki, o którym poinformował nas red. Jerzy Haszczyński w „Rzeczpospolitej”:

“Szanowny Panie,

w odpowiedzi na Pana list, uprzejmie informujemy, że jeżeli chodzi o pisownię nazwisk na Litwie, został Pan niewątpliwie wprowadzony w błąd.
Otóż w roku 1991, tuż po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, Sejm Republiki Litewskiej powziął uchwałę, umożliwiającą obywatelom, których nazwiska w okresie sowieckim zostały zniekształcone, przywrócenie właściwej formy nazwiska zgodnie z brzmieniem w języku ojczystym. Na przykład, jeżeli obywatel Litwy polskiej narodowości “Jan Kozlowski” miał w paszporcie dopisaną rosyjską końcówkę (Kozlowskij) lub litewską końcówkę (Kozlovskis), mógł na własne życzenie uzyskać w paszporcie zapis nazwiska “Jan Kozlovski”.
W swoim liście podaje Pan bardzo charakterystyczny przykład z Australii, ilustrujący sytuację, gdy, jak Pan pisze, z powodu braku w jęz. angielskim litery “L - z kreską”, w paszporcie ma Pan wpisane nazwisko “Kaluski”, a nie “Kałuski”.
Taka sama zasada obowiązuje na Litwie. Ponieważ w alfabecie litewskim brak litery “W”, a jest “V”, nazwisko Kozlowski jest zapisane jako “Kozlovski”. Natomiast nazwisko jest wymawiane tak, jak w języku polskim. Zatem, gdyby Pan był obywatelem Litwy, Pana nazwisko byłoby w dokumencie zapisane jako “Marian Kaluski”, czyli dokładnie tak samo, jak w Australii.
W ubiegły piątek powzięte przez Sąd Konstytucyjny Litwy orzeczenie stwarza obywatelom dodatkową możliwość: w tym samym paszporcie jednocześnie można będzie zapisać również nazwisko z użyciem WSZYSTKICH znaków diaktrycznych polskiego alfabetu.
W danym wypadku - gdyby Pan był obywatelem Litwy, w swoim paszporcie mógłby Pan mieć zapisane obok nazwiska “Kaluski” również “Kałuski”.
Ubolewamy, że informacje prasowe wprowadziły Pana w błąd.
Łączymy życzenia wszelkiej pomyślności,
Ambasada Litwy w Warszawie”.
Dodam tu, że mógłbym w Australii podpisywać się Marian Kałuski - i próbowałem tego. Problem w tym, że Australijczycy odczytywali to jako Katuski. - Ale takie prawo mam.
Polacy na Litwie mają pełne prawo starać się o zapisywanie swoich nazwisk w polskim oryginale. I dziwię się odpowiedzi Ambasady Litewskiej, skoro sami prezydenci Litwy obiecywali to stronie polskiej.

Marian Kałuski, Australia, “Rzeczpospolita” 9.11.2009

Jagiellonowie i Radziwiłłowie mówili po polsku

Jak pisze Zygmunt Gloger w swojej „Encyklopedii staropolskiej” (wyd. 2, Warszawa 1974), król Zygmunt August (1548-72) zarządził, aby wszystkie prawa w państwie były spisane po polsku (dotychczas były po łacinie). Ostatni król z „litewskiej” dynastii Jagiellonów kochał język polski i popierał jego rozpowszechnianie w całej Rzeczypospolitej. Stąd jego żona – Barbara Radziwiłłówna, córka litewskiego magnata Jerzego Radziwiłła – kasztelana wileńskiego, pisywała do króla po polsku, a tylko niekiedy po łacinie, także dlatego, że język polski prawdopodobnie znała lepiej niż łaciński. Zygmunt August w 1550 roku w liście do brata królowej Mikołaja Radziwiłła – kanclerza wielkolitewskiego pisał: „Nie potrzeba do niej mówić po włosku ani po łacinie; rozumie ona, gdy nasz poddany dla ojczyzny, dla nas i dla naszej sławy mówi (po polsku)”. Sami Radziwiłłowie już w XVI w. DOBROWOLNIE ulegli polonizacji językowej i chyba wielu z nich nie znało już prymitywnego języka litewskiego.

Czy dzisiaj Polacy mają przepraszać Litwinów także i za to, że król Zygmunt August kochał język polski i chciał – ale bez żadnego przymusu -, aby wszyscy mieszkańcy Rzeczypospolitej nim się posługiwali?!

O autonomię dla Polaków na Wileńszczyźnie

Na pewno dobrze by było mieć poprawne stosunki ze wschodnimi sąsiadami.

Niestety, myśl polityczna Jerzego Giedroycia (redaktora paryskiej “Kultury”) odnośnie Polski i naszych wschodnich sąsiadów okazała się jednym wielkim pobożnym życzeniem - zbankrutowała na całego. I to nie z winy Polski, a tylko nacjonalistycznych i de facto antypolskich rządów Litwy, Białorusi i Ukrainy.

Szkoda, że tego nie chcą dostrzec politycy polscy, upierający się ciągle przy budowaniu zamków na lodzie.

Jesteśmy w Unii Europejskiej i NATO. Na wschodnich sąsiadach tak naprawdę nam nie zależy, a szczególnie na Litwie, która jest małym państwem, bez strategicznego, gospodarczego i komunikacyjnego dla nas znaczenia. Polska może bardzo dużo Litwie zaszkodzić i to rząd polski powinien Litwinom dać to do zrozumienia.

Jeśli Litwa nie chce dobrych stosunków z Polską i narodem polskim, jeśli chce wytępić Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie - od kilku wieków polskiej ziemi (do 1939 r. czysto polskiej ziemi!), którą sprezentował jej bezprawnie (!) Stalin (Mołotow w swoim expose na V Nadzwyczajnej Sesji Rady Najwyższej ZSRR z 31 X 1939 /„Izwiestja” nr 253 z 1 XI 1939/ powiedział: „…Związek Sowiecki poszedł na przekazanie miasta Wilna Republice Litewskiej nie dlatego, że dominuje w nim ludność litewska. Nie, w Wilnie większość stanowi ludność nielitewska…”), to dopasujmy naszą politykę wobec tego państwa do ich polityki wobec nas i Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie. I zacznijmy wreszcie domagać się pełnych praw ludzkich i narodowych dla naszych rodaków na Wileńszczyźnie.
Dlaczego Austriacy w Południowym Tyrolu, który należy do Włoch, a który został oderwany od Austrii w 1919 roku podobnie jak Wileńszczyzna od Polski w 1939 roku (prawo silniejszego – drogą zbrojnej agresji), mogą cieszyć się pełną autonomią, a Polscy na Wileńszczyźnie nie?!
Rząd polski powinien się starać o to, aby autonomia została przyznana również Polakom na Wileńszczyźnie. Starać się o to twardo w Wilnie, a przede wszystkim w Brukseli.

A jeśli Litwinom nie podoba się fakt, że ich obecna stolica - Wilno jest w morzu polskim (otoczona polskimi miasteczkami i wioskami), to niech z powrotem przeniosą ją do swojego Kowna.

Marian Kałuski, Australia, “Rzeczpospolita” 17.10.2009

Polacy zza wschodniej granicy kontra propaganda Kremla

Pod takim tytułem w “Rzeczpospolitej” z 26 kwietnia 2015 roku ukazał się artykuł redaktora Jerzego Haszczyńskiego, w którym lamentuje na współpracę Polaków na Litwie z mniejszością rosyjską w tym kraju.

Przysłowia są mądrością narodów, a jedno z nich mówi, że „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. Na Litwie, która jest członkiem Unii Europejskiej, która ponoć zmusza swych członków do przestrzegania praw mniejszości narodowych, tak Polacy jak i Rosjanie są prześladowani przez skrajnie nacjonalistyczne rządy litewskie. Dlatego w swoim komentarz do artykułu red. Haszczyńskiego napisałem:

„Jak rząd polski zacznie naprawdę troszczyć się o Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie - stanie się ich prawdziwym sojusznikiem w walce z szowinizmem litewskim, to oni na pewno odsuną się od Rosjan - swych dotychczasowych sojuszników z musu!
Marian Kałuski, Australia”

Towarzystwo św. Wincentego a Paulo i Stowarzyszenie Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo w obrębie polskiej metropolii wileńskiej (1919-1939)

W przedwojennym polskim Wilnie na polu działalności charytatywnej najwięcej pracy wykonywały dwie polskie instytucje katolickie: Towarzystwo św. Wincentego a Paulo i Stowarzyszenie Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. Np. w roku 1935/36 obje te instytucje wystarały się o pracę dla 526 osób, umieściły w zakładach opiekuńczych 298 dzieci i 266 osób dorosłych (dane za rok 1936/37) udzieliły pomocy lekarskiej 2203 osobom (1936/37), ubrały 326 dzieci do I komunii św., utrzymywały 1 czytelnię, prowadziły 1 szwalnię, 2 przytułki, 3 przedszkola i ochronki, prowadziły 1 kurs dokształceniowy dla młodzieży oraz rozdały 6230 książek i czasopism.

Jeśli chodzi o Towarzystwo św. Wincentego a Paulo w metropolii wileńskiej to w 1935 roku liczyło ono 15 konferencji, miało 149 członków czynnych i 348 wspierających, a dochód jego wyniósł 15 900 zł, a rozchody 15 700 zł; udzieliło wsparcia 711 rodzinom i 2495 samotnym osobom; zorganizowało na swój koszt 25 pogrzebów, 112 osobom udzieliło pomocy lekarskiej, 21 osób oddało do zakładu opieki społecznej, dla 30 osób wystarano się o pracę, 87 dzieci wysłało na kolonie letnie i 5 na półkolonie letnie, rozdało 560 książek i 1858 czasopism i 513 ubrań, bezdomnym wydano 200 obiadów, a biednym rozdano: 13650 kg chleba i mąki, 6182 kg kartofli, 2994 litrów mleka, 314 kg cukru, 1740 kg opału, 38 kg mydła.

Z kolei Stowarzyszenie Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo w metropolii wileńskiej w roku 1936/37 miało 78 stowarzyszeń parafialnych, 601 członków czynnych i 1480 wspierających, ogółem wsparło 4390 ubogich, 983 rodziny, 623 samotnych i 948 chore osoby; rozdało: 96,4 tony żywności (1935/36), 4000 litrów mleka, wydało 22 200 darmowych posiłków, 83 000 bonów żywnościowych, 4900 sztuk odzieży i 13 ton opału.

Polskie Koleśniki na Wileńszczyźnie

Koleśniki – Kalesninkai, to miasteczko na Litwie, w polskim rejonie solecznickim, w kraju wieleńskim, które do 1945 roku było w Polsce. Od kilku wieków mieszka tu ludność polska, burmistrzem miasteczka jest Polska Danuta Wilibik (2014). Jest tu Polska Szkoła Średnia im. Ludwika Narbutta. Dawniej była to własność Kuncewiczów. Pierwszy kościół katolicki parafialny ufundował tu w 1676 roku Konstanty Michał Kuncewicz, natomiast Jan Konstanty Kuncewicz ufundował tu w 1701 roku kościół i klasztor dla karmelitów polskich (od 1715 roku był to konwent). W ramach represji po polskim antyrosyjskim Powstaniu Listopadowym 1830-31 władze carskie zamknęły oba kościoły i klasztor. Po wielu staraniach, w 1904 roku władze carskie wyraziły zgodę na ponowne założenie tu parafii przy prowizorycznie wzniesionym kościele, która w 1910 roku miała aż 5186 parafian – prawie samych Polaków. Nowy murowany kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Maryi Panny ufundował w 1922 roku Piotr Siedlikowski (1849 - 1931). Są tu dwa pomniki: upamiętniający 300. rocznicę założenia tu klasztoru karmelitów (2004) i polskiego papieża Jana Pawła II (2010). 1 listopada 1943 roku 4 kompania 77 Pułku Piechoty Armii Krajowej, pod dowództwem Tadeusza Binkowicza rozbił tu posterunek żandarmerii niemieckiej. Natomiast 20 maja 1944 roku doszło koło Koleśnik do całodziennej bitwy polskich partyzantów 6 Brygady z oddziałem niemiecko-litewskim, tuż przy folwarku Białopiotry. Po stronie niemiecko - litewskiej było 21 zabitych, 15 rannych, a 40 osób wzięto do niewoli. Straty partyzantów wyniosły 2 poległych i 10 rannych. AK-owcy zdobyli duże ilości broni i amunicji. Jest tu cmentarz z grobami AK-owców; 29 lipca 1993 roku wzniesiono tu im pomnik.

Polscy znani pianiści urodzeni we Lwowie

W polskim przez wieki Lwowie urodziło się kilka tysięcy Polaków, których nazwiska na trwałe zapisały się w dziejach narodu polskiego. Wśród nich nie zabrakło także i pianistów. Oto oni:
Kazimierz Abratowski (1893-1974), pianista, kompozytor, dyrygent, pedagog, profesor lwowskiego konserwatorium, dyrygent chóru lwowskiego Towarzystwa Śpiewaczego „Bard”; Stefan Askenazy (1896-1985), wybitny polsko-belgijski pianista i pedagog żydowskiego pochodzenia, koncertujący na całym świecie; Emanuel Ax (ur. 1949), znany amerykański pianista polsko-żydowskiego pochodzenia; Jerzy Michał Bożyk (ur. 1941), pianista i wokalista jazzowy, co roku otwiera festiwal piosenki studenckiej YAPA; Ludwik Ryszard Marian Bronarski (1890-1975), muzykolog i pianista działający w Szwajcarii, zainicjował i zrealizował edycję „Dzieł wszystkich” Chopina w 21 tomach (1949–1961); Wilhelm Czerwiński (1837-1893), pianista, kompozytor oper i operetek, przedstawiciel nurtu narodowego w muzyce polskiej; Janusz Hajdun (1935-2008), pianista, kompozytor, był autorem muzyki do przeszło 100 filmów polskich; Mieczysław Horszowski (1892-1993), wybitny pianista, koncertujący na całym świecie, płyty nagrywał w największych wytwórniach fonograficznych na świecie; Andrzej Kurylewicz (1932-2007), muzyk, kompozytor, pianista, puzonista, trębacz i dyrygent, autor muzyki poważnej, kameralnej i symfonicznej, teatralnej, filmowej, baletowej, jazzowej, uformowany w tradycji klasycznej i poważnej, pionier jazzu w Polsce, uprawiał równolegle te dwa obszary muzyki; Gabriela Maria Moyseowicz (ur. 1944), kompozytorka i pianistka mieszkająca w Berlinie, w szkołach muzycznych uznawano ją za cudowne dziecko; Andrzej Nikodemowicz (ur. 1925), kompozytor, pianista, pedagog, 1951-73 wykładowca w konserwatorium lwowskim, w 1973 usunięty z pracy z powodów politycznych przez władze komunistyczne, w 1980 opuścił Lwów i zamieszkał w Lublinie: wykładowca na Uniwersytecie im. Marii Curie-Skłodowskiej i na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, 1982-92 dyrygent chóru w Wyższym Seminarium Duchownym; Moriz Rosenthal (1862-1946), pianista, pedagog, wychowanek lwowskiego konserwatorium i uczeń Liszta, koncertował z dużym powodzeniem w Polsce, Niemczech, USA; Zbigniew Szymonowicz (1922-1999), pianista, laureat 8 nagrody IV Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie w 1949, juror VIII i IX Konkursu Chopinowskiego; Andrzej Wąsowski (1919-1993), znany pianista amerykański pochodzenia polskiego, dla wytwórni fonograficznej Concord Records nagrał w 1980 r. wszystkie mazurki Chopina, a w 1989 r. wszystkie nokturny, pochowany w Warszawie; Aleksander Zarzycki (1834-1895), pianista, kompozytor, dyrygent i pedagog, współzałożyciel i pierwszy dyrektor Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego w Warszawie (1871-75), dyrektor Instytutu Muzycznego w Warszawie (1879-88).

Polski i katolicki Włodzimierz Wołyński

Jako prawowity spadkobierca zmarłego w 1340 roku ostatniego księcia Rusi Halicko-Wołyńskiej Jerzego II, który był najstarszym synem piastowskiego księcia mazowieckiego Trojdena I i Marii Halickiej, córki księcia halicko-wołyńskiego Jerzego I Lwowicza, król Polski Kazimierz Wielki w 1349 roku zajął Włodzimierz na Wołyniu. Król zbudował pierwszy kościół katolicki we Włodzimierzu dla tutejszej polskiej załogi wojskowej i nielicznych jeszcze polskich mieszczan, a w 1358 roku założył tu biskupstwo katolickie, które ostatecznie erygował papież Grzegorz XI bullą „Debitum Pastoralis offici” 13 lutego 1375 roku, jako sufraganię metropolii halickiej (lwowskiej). Obejmowało ono teren zachodniego Wołynia, który u zarania dziejów Polski był zamieszkiwany przez Polaków i jest znany w historii jako Grody Czerwieńskie, które zostały oderwane od Polski ok. 1090 roku. Biskupami ordynariuszami byli: Piotr 1358-70 (był także biskupem sufraganem gnieźnieńskim), Hynko 1371-73, Izydor 1375-80, Mikołaj 1390-1400, Grzegorz Buczkowski 1400-25 i Andrzej z Płońska w 1425 roku. Izydor był de facto pierwszym biskupem, który rozpoczął organizację życia kościelnego w diecezji i dokonał podziału na parafie. Natomiast biskup Buczkowski osiadł tu na stałe. 21 grudnia 1425 roku papież Marcin V połączył diecezję włodzimierską z diecezją łucką (wołyńską). Pierwszym biskupem połączonych unią personalną diecezji został kapłan diecezji płockiej (Mazowsze) Andrzej z Płońska (zm. 1459). Przeniósł on w 1428 roku rezydencję biskupią z Włodzimierza do Łucka. Jednak teren diecezji włodzimierskiej, leżącej na terenie Królestwa Polskiego, nie został przyłączony do diecezji łuckiej, której obszar leżał wówczas na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego. Stał się częścią diecezji chełskiej, do której ten obszar bardziej ciążył; przejściowo, w latach 1409-11, diecezja włodzimierska wchłonęła nawet chełmską diecezję. Włodzimierz do 1798 roku należał do diecezji chełmskiej, a następnie został włączony do diecezji łuckiej, w latach 1798-1925 należącej do polskiej metropolii mohylewskiej (Mohylew, dzisiaj na Białorusi).

We Włodzimierz 28 sierpnia 1366 roku kanclerz krakowski w latach1357-73, ksiądz Janusz Suchywilk Strzelecki, w latach 1374-82 arcybiskup metropolita gnieźnieński, przekazał swoje dobra bratankom Piotrowi i Mikołajowi, ustanawiając w ten sposób pierwszą ordynację w Polsce; król Kazimierz Wielki potwierdził ten dokument.

Pobudowana przez Kazimierza Wielkiego katedra włodzimierska nie przetrwała do naszych czasów. Pod koniec średniowiecza – w 1497 roku założyli swój klasztor we Włodzimierz polscy dominikanie. Klasztor wraz z kościołem św. Trójcy ufundował im późniejszy król polski Aleksander Jagiellończyk; nowy klasztor i kościół zostały wzniesione w XVII w. Dobroczyńcą klasztoru był kasztelan czerniechowski Józef Cieszkowski. Przeorem klasztoru w latach 1739-46 był głośny zakonnik dominikański Bonawentura Awedyk. Klasztor zamknęli Rosjanie w ramach represji po Powstaniu Listopadowym 1830-31; kościół rozebrali a klasztor przebudowano na budynek rządowy.
Nowy kościół parafialny pw. św. Joachima i Anny ufundowała w 1554 roku księżna Anna Zbarska. Po jego spaleniu się w 1736 roku nowy, murowany, trójnawowy i dwuwieżowy w stylu baroku wileńskiego kościół wybudowany został w 1752 roku przez byłego proboszcza we Włodzimierzu, a wówczas biskupa sufragana kamienieckiego Adama Orańskiego, który z tego tytułu konsekrował świątynię. Kościół otrzymał piękny ołtarz rokokowy. Dobroczyńcą kościoła był w XVI w. szlachcic Podhorodeński i jemu w 1561 roku ufundowano na ścianie z lewej strony od wejścia tablicę z płaskorzeźbą i inskrypcją przedstawiającą klęczącego w zbroi rycerza przed figurą Matki Boskiej. Od 1760 roku świątynią we Włodzimierzu Wołyńskim opiekowali się polscy kapucyni. Niektórzy utrzymują, że w tym kościele do 1920 roku miały być ukryte w 1794 roku polskie insygnia koronne. W 1938 roku parafia św. Joachima i Anny miała 5054 wiernych. Proboszcza włodzimierskiego ks. Bronisława Galickiego zamordowało NKWD w 1941 roku. W okresie okupacji niemieckiej Wołynia duszpasterzem był tu bardzo zasłużony kapłan, ks. dr Stanisław Kobyłecki, wielki opiekun prześladowanych i mordowanych Polaków przez Ukraińców (w samym Włodzimierzu zamordowali 111 Polaków) i Niemców, w lipcu 1943 roku organizator sierocińca na plebanii dla ofiar rzezi Polaków dokonywanych przez ukraińską UPA na zachodnim Wołyniu. Po jego wyjeździe do centralnej Polski wraz z wypędzanymi stąd przez władzę sowiecką parafianami w 1944 roku, administratorem parafii – opiekunem jeszcze pozostałych w mieście Polaków został na początku 1945 roku ks. Marian Jesionowski. Po kilku miesiącach został aresztowany przez NKWD i zesłany do łagru na Syberii. Po powrocie w 1955 roku spełniał ponownie obowiązki kapłańskie w kościele św. Joachima i Anny do 1958 roku, kiedy to został wypędzony do Polski Ludowej. Wówczas kościół władze zamknęły, a obiekt został zdewastowany (zniszczeniu uległy organy i ołtarz główny a dzwonnica rozebrana), a następnie zaadaptowany na kawiarnię i salę koncertową. Katolicy odzyskali kościół dopiero po upadku Związku Sowieckiego. Pierwszą mszę świętą polską odprawiono tu po polsku po rekonsekracji świątyni 3 stycznia 1992 roku. Opiekują się nią polscy karmelici, którzy w ostatnich latach kładą nacisk na ukrainizację parafian.

W XVIII wieku we Włodzimierz Wołyńskim zostały założone dwa nowe klasztory katolickie: jezuitów i kapucynów.

Polscy jezuici osiedlili się we Włodzimierzu w 1718 roku, kiedy Jadwiga Zahorowska sprowadziła do miasta misję jezuicką, w której skład wchodziło początkowo dwóch zakonników. W 1755 roku starosta Słonimski (Nowogródzkie) Ignacy Sadowski i syn ziemi włodzimierskiej Szczepan Czacki ufundowali jezuitom tu klasztor i kościół. Od 1762 roku we Włodzimierzu Wołyńskim funkcjonował normalny klasztor jezuicki. Budował kościoła trwała 15 lat. Świątynia została poświęcona w 1770 roku, otrzymując wezwanie Serca Jezusowego. Jest to budowla jednonawowa wzniesiona w stylu późnobarokowym, a fasada obiektu jest dwuwieżowa. Jego budowniczym był prawdopodobnie znany architekt polski rodem z Wielkopolski Paweł Giżycki, budowniczy gmachu słynnego Liceum Krzemienieckiego. Papież Klemens XIV skasował zakon jezuitów w 1773 roku. W 1782 roku Komisja Edukacji Narodowej przekazała kompleks budynków pojezuickich we Włodzimierzu Wołyńskim polskim bazylianom, bo taki był wówczas w zasadzie ten zakon. W 1839 roku władze carskie zlikwidowały Cerkiew unicką, a jej cerkwie i budynki przejęła Rosyjska Cerkiew Prawosławna. W 1891 roku włodzimierski kościół pojezuicki, zmieniono w cerkiew (niszcząc przy tym ten zabytek) i wyniesiono do godności soboru biskupiego. W 1919 roku Wołyń wszedł w skład odrodzonego państwa polskiego i przystąpiono do naprawiania krzywd wyrządzonych tutaj Kościołowi katolickiemu przez władze carskie i Cerkiew rosyjską. W 1921 roku pojezuicki prawosławny klasztor oraz cerkiew zostały, w ramach akcji rewindykacyjnej, zwrócone Kościołowi katolickiemu i w 1925 roku biskup łucko-żytomierski Ignacy Duchowski utworzył we Włodzimierz Wołyńskim nową parafię katolicką pw. Rozesłania Apostołów, która w 1938 r. miała 3500 parafian. W latach 1926-33 proboszczem parafii był wybitny kapłan diecezji łuckiej, ks. infułat Kazimierz Nosalewski, radny miejski i współorganizator średniej szkoły mechanicznej we Włodzimierzu Wołyńskim, członek samorządu powiatowego i wiceprezes Polskiej Macierzy Szkolnej na Wołyniu, senator RP (1938-39). Kościół był czynny do końca II wojny światowej, chociaż ucierpiał trochę z powodu wybuchu bomby. W okresie sowieckim zamknięty na kłódkę, po powstaniu państwa ukraińskiego w 1991 roku został przekazany Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Kijowskiego.

Kapucyni przybyli do Włodzimierza w 1760 roku, a ich klasztor został zamknięty przez władze carskie w 1832 roku w ramach represji po polskim Powstaniu Listopadowym 1830-31 i w celu zacierania polskości Kresów. Sprowadził ich tu biskup Adam Orański i osadził przy odbudowanym przez siebie kościele św. Joachima i Anny. Przy kościele został zbudowany klasztor, którego zabudowania zostały rozebrane przez Rosjan w 1833 roku.

W przedwojennym Włodzimierzu Wołyńskim mieszkał mianowany w 1918 roku biskupem kamienickim ks. Piotr Mańkowski (1866-1933). W wyniku przyłączenia Kamieńca Podolskiego do Związku Sowieckiego w 1920 roku został zmuszony do opuszczenia diecezji. Zamieszkał najpierw w Buczaczu (Małopolska Wschodnia), a po zrezygnowaniu z rządów diecezją w 1926 roku przeniósł się do Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie mieszkał do końca życia; mianowany arcybiskupem egejskim, otrzymał zarazem godność prałata archidiakona kapituły łuckiej. Najpierw w Buczaczu, a potem we Włodzimierzu Wołyńskim prowadził małe seminarium duchowne dla swojej diecezji, którego rektorem był ks. inf. Kazimierz Nosalewski.

Z Włodzimierza Wołyńskiego pochodzą dwie osoby związane bardzo z polskim katolicyzmem: Agafia, córka ruskiego księcia włodzimierskiego Świętosława Andrzeja, od 1207 roku żona księcia Konrada I Mazowieckiego, na którego działalność religijno-polityczną wywierała znaczny wpływ (jej podobizna znajduje się na patenie kielicha ofiarowanego przez Konrada katedrze płockiej) oraz święty polski (i ruski), arcybiskup unicki Jozafat Kuncewicz (1580-1623), którego kanonizował w 1867 roku papież Pius IX.

Z inicjatywy i pod patronatem katolickiego biskupa łucko-żytomierskiego, który od 1919 roku rezydował w Łucku na Wołyniu, ks. Ignacego Dub-Dubowskiego w dniu 14 listopada 1923 roku odbyły się we Włodziemierzu Wołyńskim ogólnopolskie uroczystości 300-letniej rocznicy śmierci świętego polskiego i ruskiego Jozafata Kuncewicza, zamordowanego w Witebsku (dziś Białoruś) przez motłoch prawosławny unickiego biskupa męczennika, jednego z patronów polskich (jego kult do XX wieku miał oblicze wybitnie polskie, które aż do połowy XIX w. posiadała także Cerkiew unicka), który urodził się we Włodzimierzu Wołyńskim w 1580 roku. W uroczystościach tych wzięło udział 9 biskupów polskich, ponad 150 księży i ponad 20 tysięcy wiernych przybyłych z całego kraju, głównie jednak z Wołynia i Chełmszczyzny. Biskup Dub-Dubowski wydał z tej okazji 14 listopada 1923 roku List pasterski, a drukarnia katolicka w Łucku pracę ks. S. Durzyńskiego „Za prawdę jednego Kościoła Rzymsko-Katolickiego. W 300-letnią rocznicę męczeńskiej śmierci św. J. Kuncewicza” (1923).

W latach 1596-1795 Włodzimierz Wołyński był stolicą unickiej diecezji włodzimiersko-brzeskiej. Sekretarzami króla polskiego Zygmunta III Wazy byli jej biskupi Joachim Morochowski (1613-31) w latach 1609-11 i Józef Bakowiecki (1632-54) aż 16 lat. Biskup Joachim Morochowski szkołę cerkiewną we Włodzimierzu Wołyńskim przekształcił na wzór szkół jezuickich (później szkoła ta przeszła w zawiadywanie bazylianów i nosiła nazwę kolegium). Po kasacie zakonu jezuitów w 1773 roku ich włodzimierski klasztor i kościół został przekazany w 1782 roku przez Komisję Edukacji Narodowej (polskie i pierwsze w Europie ministerstwo oświaty) już wówczas polskim bazylianom dla ich kolegium. Zakon ten choć ruski z pochodzenia z biegiem lat uległ wyjątkowo dużej polonizacji i w 2. połowie XVIII w. prawie wszyscy księża uniccy czuli się Polakami. Kolegium miało 6 klas i 4 stałych wspaniałych nauczycieli. Kiedy 6 marca 1787 roku król Stanisław August Poniatowski w drodze do Kaniowa na Ukrainie zatrzymał się we Włodzimierzu Wołyńskim, uczniowie kolegium bazyliańskiego złożyli mu życzenia w języku polskim, a potem kolejno po łacinie, francusku, niemiecku, włosku i angielsku. Angielskiego w latach 1783-1802 uczył w kolegium ks. Julian Antonowicz, późniejszy, po zmianie obrządku, katolicki kanonik łucki, który wydał pierwszą polską gramatykę języka angielskiego – „Gramatyka dla Polaków chcących się uczyć angielskiego języka” (Wilno 1788). W 1803 roku kolegium włodzimierskie bazylianów zostało podporządkowane powstałemu wówczas polskiemu okręgu naukowemu wileńskiemu i podlegało bezpośrednio Tadeuszowi Czackiemu, jak wszystkie inne szkoły polskie na dawnych polskich ziemiach ukrainnych znajdujących się obecnie na obszarze państwa rosyjskiego. Kolegium stało się wówczas pięcioklasową szkołą powiatową. Została ona zamknięta przez władze carskie w ramach represji za antyrosyjskie Powstanie Listopadowe 1830-31.

Polskie kościoły katolickie w Petersburgu

W Petersburgu, który za carskiej Rosji był jej stolicą. Od 1772/1815 Rosja okupowała większość ziem polskich – włącznie z Warszawą, jak również całe Kresy. Stąd przed I wojną światową mieszkało w Petersburgu ok. 70 000 Polaków, głównie inteligencji. A że Polacy to w ok. 98% katolicy więc carat, chociaż walczył z polskością i Kościołem katolickim, był zmuszony wydać zgodę na zbudowanie kilku kościołów katolickich. Polacy nie byli zresztą jedynymi katolikami w Petersburgu. Od XVIII w. mieszkały tu spore grupy francuskich i niemieckich katolików, a na początku XX w. pojawiły się tu grupki katolików litewskich i łotewskich. Jednak Polacy zdecydowanie dominowali wśród katolików stolicy carskiej Rosji.

Najstarszym i najbardziej znanym kościołem katolickim w Petersburgu jest kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej, zbudowany w latach 1763-82. Do rewolucji bolszewickiej w 1917 roku parafia liczyła ok. 30 tys. wiernych, a zdecydowaną większość wśród nich stanowili Polacy. W świątyni pracowały takie filary polskiego Kościoła katolickiego jak m.in. św. Urszula Ledóchowska, św. Zygmunt Szczęsny-Feliński, bł. Bolesława Lament, św. Rafał Kalinowski. W krypcie kościoła do 1938 roku pochowany był ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski. W październiku 1938 roku katedra została zamknięta. Zwrócono ją wiernym dopiero w 1992 roku, czyli po upadku bezbożnego Związku Sowieckiego. Kościół został tak bardzo zdewastowany, że jak odwiedziłem go w 2005 roku to tę dewastację było jeszcze widać. Pracują tu polscy dominikanie.

Innymi kościołami katolickimi w Petersburgu, w których kiedyś większość parafian stanowili Polacy, są lub byli: katedra Zaśnięcia Przenajświętszej Marii Dziewicy, zbudowana w latach 1870-73, zamknięta w 1936 roku, zwrócona w 1996 roku; kościół św. Stanisława, zbudowany w latach 1823-25, zamknięty w 1935 roku, zwrócony w 1996 roku; kościół Matki Boskiej z Lourdes, zbudowany w latach 1903-09, czynny przez cały okres władzy sowieckiej i obecnie, gdyż związani z nim byli francuscy katolicy w mieście, a Kreml zrobił tym ukłon w stronę Francji; kościół Najświętszego Serca Jezusa, zbudowany w latach 1907-17, zamknięty w 1935 roku, zwrócony w kwietniu 1996 roku; kościół św. Kazimierza, zbudowany w 1898 roku, przebudowany w 1908 roku, zamknięty w 1923 roku i zburzony w 1939 roku.

Marian Kałuski
(Nr 111)

Wersja do druku

Jan Orawicz - 04.06.15 21:55
Tak Szanowny Panie historyku to,co Pan pisze jest golusieńką prawdą!
I to prawdą, roszona jeszcze często łzami nas Polaków. Jednak już od
sporego czasu pojawiło się wspólne zagrożenie tj. nas Polaków i Ukrainców
ze strony Rosji.Ukraińcy już są po prostu napadnięci,a Putin nam przecież
pogroził nawet atomem. Przerzedził przygraniczne lasy, wycinką dróg do
przerzutu taborów wojskowych. Na Ukrainie to nasze wspólne zagrożenie
oslabiają banderowcy,którym marzy się uderzenie nawet na Kraków.A wiec
muszę Panu przyznać rację,że ta ukraińska pętla - jak ja ją sobie nazywam,
nie jest dla nas do rozwiązania w sensie pozytywnym. A w sytuacji tak
dużego zagrożenia ze strony Rosji, powinniśmy z Ukrainą tworzyć wspólną
zaporę obronną, przeciwko napastliwej od wieków Rosji. Banderowcy - ku
radości Putina, niszczą ważną nić, tworzenia wspólnoty obronnej.W tym
zakresie Ukraina chce nas - jakby obejść bokiem, przez uściślenie
przyjaznych stosunków z państwami zachodnimi.To się wiąże z tym,że
Ukraina nie myśli o zwrocie zagarniętych naszych ziem, na czele ze Lwowem.
Tutaj tkwi sprawa, naszych cieniuteńkich więzów z tym państwem.
Pozdrawiam Pana

Lubomir - 25.05.15 16:09
Inna była reakcja świata, gdy wymachujący na Izrael Saddam Husajn - anektował do Iraku Kuwejt. Inna była, gdy RFN dokonał anszlusu NRD i inna jest, gdy Putin zajął Krym i Korytarz Czarnomorski. Ciekawe jak zareagowałby świat, gdyby Polska wystosowała ultimatum do Litwy, na temat przestrzegania wciąż obowiązującej w świetle prawa międzynarodowego unii realnej Polski i Litwy?. Może świat wezwałby Litwę do respektowania wspólnych postanowień i umów?.

Marian Kałuski - 24.05.15 10:21
His, w pierwszej kolejności są sprawy polskie, a nie żydowskie. Co ma wspólnego rozliczanie Zydów z tym co powyżej napisałem?
Do wszystkich sprawy wpychamy Zydów, a później jesteśmy oburzeni, że WSZYSCY nazywają nas antysemitami.

Marian Kałuski, Australia

His - 23.05.15 21:43
Agamemnon w pierwszej kolejności należy policzyć i oszacować żydowskie zbrodnie oraz żądać od Izraela żeby wydawał swoich zbrodniarzy.
Niemcy ponieśli klęskę walcząc z żydokomunizmem. Niemcy, awangarda kulturalna i techniczna świata a nie byli w stanie przeciwstawić się dopiero co powstałemu w Rosji żydokomunizmowi i z tego należy wyciągnąć wnioski.
Niemcy, Meksyk, Hiszpania, Francja i Rosja to pierwsze ofiary żydokomunizmu.
Europa, dzisiaj znowu doświadcza cwańszego żydokomunizmu pod płaszczykiem tzw. demokracji.
Historia zatoczyła koło, teraz jesteśmy mądrzejsi i mamy możliwość przeciwstawić się obcej, wrogiej wszelkim narodom propagandzie.

Agamemnon - 23.05.15 18:58
Rosja i Niemcy jeśli chcą dołączyć do grona państw cywilizowanych, winni dokonać należnej państwom świata restytucji wyrządzonych przez siebie krzywd.

Gena Australia - 23.05.15 18:13
(.......) Komentarz zatrzymany z uwagi na niedopuszczalne sformułowania, niczym nie udokumentowane opinie dotyczące autora artykułu. Bardzo proszę o komentowanie treści powyższego artykułu.
Admin

Robert - 23.05.15 15:42
Szanowny Panie M. Kałuski, W spokojną pogodna sobotę, Po czarnych chmurach, mamy nadzieję na pomyślne wiatry – w Niedziele, Św. Zesłania Ducha Świętego. Jako Katolicy, w szczególności praktykujący Autor, niezależny intelektualnie (od nikogo), historyk poszukiwacz prawdy, zgodnie z sumieniem. Ciekawe jak dzisiaj czują się opluwacze oponenci Pana Mariana, kiedy pisał o Kresach, polityce wschodniej naszego rejonu. Miał być miłośnikiem Wałęsy, Jaruzelskiego, ...Putina. A tymczasem, Autor był i jest niewygodnym głosem dotyczącym prawdy historycznej, dla praktycznie wszystkich ugrupowań lewych, takich sobie, prawych, z profesorami historii do jej fałszowania, w imię „dobrosąsiedzkiej? przyjaźni?” - a stosunki dużo gorsze, niż bez wzajemności, stosowana jest obrzydliwa wrogość do Polski. Uchwała parlamentu Ukrainy, otworzyła oczy i uszy wszystkim, Pan Kałuski na podstawie wiedzy i analiz miał i ma rację.
Powyższy artykuł, jest również bardzo dobry, sporo w nim racji Autora. Pozwalam sobie zacytować fragment i polecam całość:

„Chociaż Żydzi z Kresów byli obywatelami polskimi, dzisiaj mieszkają oni lub ich potomkowie-spadkobiercy w Izraelu lub gdzie indziej. Nie rozumiem dlaczego to Polska ma płacić jakiekolwiek odszkodowanie obywatelom izraelskim czy amerykańskim za ich domy, które są we Lwowie czy Wilnie. Ludzie ci powinni strać się o zwrot swego mienia od rządów Ukrainy, Białorusi i Litwy.
To samo powinni robić Polacy. A jeśli na przeszkodzie temu stoi jakieś prawo czy umowa międzynarodowa to powinno się ją wypowiedzieć. Kresowiacy mają naturalne prawo domagać się zwrotu SKRADZIONYCH rzeczy od złodzieja czy jego potomków lub od państwa, które przejęło na własność skradzione nieruchomości i ruchomości, szczególnie jeśli w grę wchodzą ruchomości, jak np. zrabowane zbiory sztuki i biblioteki.

Stanowisko rządów polskich po 1989 roku w tej sprawie jest jednym wielkim skandalem, po prostu zdradą narodową!”

Od siebie dodam: to był zorganizowany napad rabunkowy z bronią w reku: Niemców, Rosji sowieckiej i miejscowych etników, na Państwo Polskie. A teraz wszyscy rżną wariata.

His - 23.05.15 8:29
http://jozefdarski.pl/2564-gdzie-podzial-sie-komunizm

"Używając nowomowy komunistów nikt nie przechytrzy, ale z pewnością zdezorientuje przeciętnych ludzi i utrudni im, bądź w ogóle uniemożliwi wydostanie się spod władzy ideologii. Natomiast jasne określenie przez opozycję "walki z komunizmem" jako jej celu pozbawi przebudowę roli regulatora systemu i oznaczać będzie wykorzystanie stworzonych przez nią możliwości poza ramy nakreślone przez komunistów. Przebudowa i głasnost, to jednak instrumenty walki o kontrolę nad słownikiem politycznym nie tylko Europy Wschodniej, ale również Europy Zachodniej i całego wolnego świata. Gdy tutejsze elity zaczną używać swoich pojęć takich jak "system parlamentarny", "wolne wybory", "gospodarka rynkowa" także na określenie komunistycznych atrap i ersatz-ów tych instytucji, pierwszy etap zacierania różnic pomiędzy wolnością a niewolą będzie zakończony. Pozostanie już tylko na płaszczyźnie organizacyjnej dokończyć budowy europejskiego "wspólnego domu". W jego głębokich piwnicach znajdzie się dość miejsca dla wolnych do niedawna narodów Zachodu i tych, niepotrzebnych już teraz, antystalinowskich opozycjonistów, którzy bezwiednie pomogli "zreformować komunizm". Teraz razem będą budować jego wielkość.

Wszystkim, którzy na Wschodzie i Zachodzie świadomie lub nie zaczynają posługiwać się nowomową należy przypomnieć słowa francuskiego sowietologa Alaina Besancona:

"Z chwilą gdy ktoś zaakceptuje język ideologii, pozwala, by wraz z językiem został mu odebrany jego świat psychiczny i poczucie własnej wartości. Bez względu na to, jak bardzo nieumyślnie ktoś ześlizgnąłby się w posługiwaniu się słownictwem oficjalnym, sam staje się częścią ideologii, w pewnym sensie zawiera pakt z diabłem". Słowa te dedykujemy bezpartyjnym antystalinistom, którzy nagle wzorem partyjnych ideologów okresu przebudowy przestali dostrzegać komunizm."

Żydowska polityka globalna naruszyła interesy małych Żydów i powinni się oni z tym pogodzić.
A co do odszkodowań to powinien wreszcie ktoś odsłonić tajemnice przepływu złota na początku XX w.
Gdzie obecnie znajduje się 1600 ton carskiego złota, 510 ton hiszpańskiego ?

Wszystkich komentarzy: (8)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

29 Marca 2020 roku
W wieku 86 lat zmarł wybitny kompozytor, dyrygent i pedagog muzyczny Krzysztof Penderecki. Nagrodzone utwory: „Strofy”, „Emanacje”, „Psalmy Dawida.


29 Marca 1943 roku
Oddział Jędrusiów wspólnie z grupą AK rozbił więzienie niemieckie w Mielcu i uwolnił 126 więźniów


Zobacz więcej