Czwartek 28 Marca 2024r. - 88 dz. roku,  Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 10.04.15 - 22:49     Czytano: [2889]

Polscy politycy chcą wojny z Rosją


Ukraina: Polscy politycy gonią w piętkę

Od ponad 500 lat Rosja jest wrogiem Polski i Polaków, dążąca do panowania nad naszym krajem. Dotyczy to także obecnej Rosji będącej pod panowaniem Władymira Putina. Dlatego Polacy mają prawo nie lubić Rosji i Rosjan czy raczej polityków rosyjskich (ja nie lubię Rosji i Rosjan, a potwierdzają to moje liczne publikacji w okresie 40 lat). Jednak czym innym jest nie lubienie Rosji i polityków rosyjskich, a czym innym rusofobia i to taka, która ludziom odbiera rozum czyli racjonalne postępowanie. Gorzej, jeśli ta rusofobia nie ma polskich korzeni, a jest z importu – na zamówienie innego państwa. Kandydat w mających się wkrótce odbyć wyborach na prezydenta Janusz Korwin-Mikke powiedział, że Polacy podzieleni są na dwie części. „Jedni to ludzie, którzy nie lubią Rosji, bo wyssali to z mlekiem matki – mam tu na myśli zwolenników PiS-u. Drudzy nie lubią Rosji, bo tak im kazano z Waszyngtonu i Brukseli – to zwolennicy PO. Oprócz tego są ludzie normalni” – zaznaczył („Rzeczpospolita” 26.3.2015).

Od roku Moskwa jest w stanie wojny z Ukrainą, którą utraciła w 1991 roku i którą jeszcze bardziej niż Polskę pragnęła by włączyć do Rosji. Ten fakt wzbudza słuszny niepokój nad Wisłą. Niestety, Polacy, a właściwie prawie wszyscy politycy polscy, szczególnie ci z Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, irracjonalnie podchodzą do wojny rosyjsko-ukraińskiej i wydumanego i rozgrzewanego przez polskie media rosyjskich planów wojennych wobec Polski. Ignoruje się fakt, że do konfliktu zbrojnego rosyjsko-ukraińskiego (zajęcie przez Rosjan Krymu, a przez rosyjskich separatystów części Donbasu) doprowadziła amerykańska polityka wobec Ukrainy i Rosji. Potwierdza to całkowicie głośny na Zachodzie (ale nie w Polsce!) tekst Johna Mearsheimera, który został opublikowany we wrześniu 2014 roku w „Foreign Affairs” („Dlaczego kryzys ukraiński to wina Zachodu” Kresy.pl 20.3.2015).

Stany Zjednoczone stoją przed wielkim zagrożeniem ekonomiczno-militarnym ze strony Chin i w ostatnich latach rozwijają swoją obronę właśnie w basenie Pacyfiku. Dlatego chciałyby zneutralizować Rosję, nie dopuścić do tego, aby stała się ona ponownie zagrożeniem dla Ameryki. Stąd doprowadziła rok temu do zamachu stanu w Kijowie: nielegalnego usunięcia od władzy prorosyjskiego prezydenta Janukowycza i zastąpienia go swoimi proamerykańskimi ludźmi. Tak doszło do konfliktu zbrojnego rosyjsko-ukraińskiego.

Dr Andrzej Zapałowski, prawnik, historyk, wykładowca akademicki, ekspert ds. bezpieczeństwa, prezes rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem (28.1.2015) tak to ujął: „W kwestii Ukrainy warunki dyktuje Waszyngton, który rozgrywa znacznie większą partię na scenie eurazjatyckiej. Ukraina jest tylko elementem tej gry, a nie jej podmiotem. Putin gra o swoją strefę wpływów, a Obama o zawładnięcie nowym obszarem wpływów kosztem Rosji. To, co myślą i czują Ukraińcy, jest sprawą wtórną”.

Ukraina jest jednak za słaba aby zranić rosyjskiego niedźwiedzia. Biały Dom nie chce wojny amerykańsko-rosyjskiej bo na nią nie pozwoli społeczeństwo amerykańskie. Dlatego chce wciągnąć do konfliktu inne państwa – frajerów z środkowej i wschodniej Europy, m.in. Polskę. Od 1989 roku Polską rządzą politycy proamerykańscy, gotowi spełnić wszystko czego zażąda od nich Biały Dom, nawet wbrew polskiemu prawu i nawet wówczas jeśli to może zaszkodzić Polsce. Najlepszym tego przykładem jest zgoda Warszawy na założenie amerykańskiego (CIA) więzienia w Polsce, w którym Amerykanie mogli do woli torturować złapanych przez nich swoich wrogów z różnych państw (tego zabrania im amerykańska konstytucja), bo w razie wpadki to karę poniesie Polska. I rzeczywiście, sprawa wyszła na jaw i Polska została publicznie potępiona na arenie międzynarodowej, a nawet musi płacić odszkodowania pieniężne dla torturowanych osób!

Udział Polski w wojnie ukraińsko-rosyjskiej po stronie Kijowa może doprowadzić do otwartej wojny polsko-rosyjskiej i np. ponownego obrócenia Warszawy (i może innych miast polskich) w kupę gruzów. Ale to nie będzie martwiło Białego Domu i Amerykanów, bo to nie będzie zniszczony Waszyngton, a tylko Warszawa. A poza tym Ameryka osiągnie swój cel i tylko to się dla nich liczy – świat potępi Rosję jako agresora i zbrodniarza, nałoży nowe sankcje gospodarcze i skarze ją na większy niż dotychczas ostracyzm. I o takie osłabienie Rosji na razie chodzi Ameryce.

A oto przykład jak bezwstydnie i brutalnie Amerykanie pchają Polskę do wojny z Rosją: Wesley Clark amerykański generał w stanie spoczynku, który w 1999 dowodził atakiem na Jugosławię, oskarża Polskę o chwiejne stanowisko i sugeruje aby zaczęła wysyłać broń Ukraińcom. Na konferencji think-tanku Atlantic Council Clark mówił: „Narody państw Europy Wschodniej czują już presję ze strony Rosji, a tymczasem niektórzy polityczni liderzy już zmieniają swoją pozycję. Na przykład Polska miała zamiar sprzedawać Ukrainie uzbrojenie, ale potem nie byli już skłonni do jego przekazania”. Clark retorycznie nastawał na stanowisko polskich władz mówiąc „może moja wypowiedź zostałaby sprostowana gdyby był tutaj przedstawiciel polskiej ambasady, który wstałby i oświadczył - Nie, Polska będzie wspierać Ukrainę, przekaże uzbrojenie”. Po dłuższej pauzie dodał – „Nie słyszę by ktoś to powiedział” (atlanticcouncil.org).

Amerykanie chcą aby Polska wysyłała broń na Ukrainę, a jeszcze więcej cieszyli by się, gdyby ich ludzie w Warszawie wysłali tam wojsko polskie. Tymczasem, chociaż Ameryka ma zapewne 20 czy nawet 30 razy więcej broni niż Polska, Waszyngton sam nie chce tego robić. Otóż „Ukraińska agencja Ukrinform, powołując się na analizę projektu budżetu amerykańskiego resortu obrony na 2016 rok opracowanej dla Voice of America stwierdza, że nie przewidziano w nim żadnych środków na wspieranie Ukrainy” (Kresy.pl 7.4.2015).

Jeśli do tej pory nie ma wojsk polskich i polskiej broni na Ukrainie to tylko dlatego, że politycy „polscy” boją się reakcji narodu polskiego. Zdecydowana większość Polaków nie chce awantury czy nawet wojny z Rosją o Ukrainę (dlatego żadna agencja w Polsce nie robi sondażu wśród Polaków na ten temat, bo byłby on tragiczny dla rządzących, a i dla PiS!). Bowiem zanim Putin wyceluje głowice atomowe na Polskę, naród wyrżnie w pień polityków „polskich”. Bo Polacy nie chcą umierać za Ukrainę i swoich „Głupich Jasiów” („Kukiz o zaangażowaniu Polski w sprawy Ukrainy: Powinniśmy skończyć z rolą frajera. Jesteśmy jak Głupi Jasio” Telewizja Republika 18.2.2015).

Polacy nie chcą umierać za Ukrainę, ale jednocześnie popierają istnienie państwa ukraińskiego, które w jakimś stopniu uniemożliwia Kremlowi prowadzenie agresywnej polityki wobec Polski. Są nawet gotowi wspierać istnienie niepodległej Ukrainy. Jednak nie chcą wspierać obecny nacjonalistyczny rząd ukraiński, gdyż nacjonalizm ukraiński jest do szpiku kości antypolski i jakby okrzepł, to nacjonalistyczno-faszystowska Ukraina byłaby równie groźnym jak Rosja wrogiem Polski i Polaków. Jeśli tak sprawa wygląda, to lepiej jest mieć jednego wroga na wschodniej granicy niż dwóch.

Amerykanie pragnąc obalić prorosyjski rząd ukraiński postawili na jedyną siłę w tym kraju gotową do walki z Rosją i Rosjanami i spełniającą wszelkie polecenia Białego Domu, tj. właśnie na nacjonalistów ukraińskich.

Polska powinna mieć jak najlepsze stosunki polityczne ze Stanami Zjednoczonymi, ale nie powinna wierzyć w to, że Biały Dom będzie ryzykował wojny atomowej z Rosją w obronie Polski. Polacy w to nie wierzą („Według sondażu agencji IQS dla „Newsweeka”, Polacy raczej nie wierzą w to, że w razie ataku NATO przyjdzie nam z pomocą” Kresy.pl 23.3.2015), a znany politolog amerykański polskiego pochodzenia i były doradca prezydenta Cartera – Zbigniew Brzeziński w wywiadzie udzielonym przy końcu marcu tego roku „Dziennikowi Gazecie Prawnej” powiedział: Polacy - uzbrajajcie się i liczcie na siebie. Jedynie zapatrzeni w Amerykę politycy „polscy” i ich różni sługusi wierzą bezgranicznie w amerykańskie zapewnienia o przyjaźni i pomocy wojskowej w razie potrzeby. I, jak za amerykańską panią matką, jak tylko mogą także wspierają antypolskich nacjonalistów ukraińskich, chociaż ta pomoc kosztuje Polaków bardzo drogo (embargo rosyjskie na polskie owoce, warzywa i nabiał, pożyczki polskie dla Ukrainy idące w setki milionów złotych, które nigdy nie będą nam zwrócone!), a na dokładkę na własne życzenie i polskie pieniądze hodujemy sobie niebezpiecznego wroga, który np. otwarcie rości sobie pretensje terytorialne wobec Polski (Ziemia Przemyska, Chełmszczyna). Co więcej: Ukraińcy w podzięce Polsce wprowadzili embargo na polską wieprzowinę, a ostatnio na drewno, co uderzy w polskie tartaki („Rzeczpospolita” 13.2.2015).

Tymczasem z Ukrainy napływają do Polski coraz bardziej horrendalne wiadomości dla Polaków, jak np. to, że rocznica utworzenia UPA, która podczas II wojny światowej wymordowała 100 000 Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, będzie na Ukrainie świętem obrońcy ojczyzny; że Werhowna Rada Ukrainy uczciła minutą ciszy dowódcę UPA Romana Szuchewycza, bezpośrednio odpowiedzialnego za ludobójstwo Polaków na Kresach Wschodnich, w 65. rocznicę jego śmierci; że władze Ukrainy oficjalnie wprowadzają kult UPA do szkół; że ukraiński parlament wydał uchwałę o obchodach urodzin Petra Diaczenki, biorącego udział, m.in., w pacyfikacji Powstania Warszawskiego. Te wstrząsające i oburzające informacje pochodzą tylko ze stycznia, lutego i marca tego roku (zaczerpnięte z Kresów.pl)!

Dodajmy do tego, że władze Lwowa nie chcą oddać polskim katolikom kościoła Marii Magdaleny, że czynią trudności aby Polacy we Lwowie mieli Dom Polski, że na ścianie polskiej szkoły (!) we Lwowie umieścili tablicę oddającą cześć mordercy Polaków – Romanowi Szuchewyczowi, że nie chcą zgodzić się na dokończenie odbudowy Cmentarza Orląt we Lwowie.

Ukraińcy rozzuchwalili się także w Polsce. Np. Natalia Panchenko - organizatorka Euromajdanu Warszawa - manifestacji poparcia dla Majdanu w polskiej stolicy, obywatelka Ukrainy i zwolenniczka tezy, iż „UPA walczyła z Polakami za niepodległą Ukrainę”, wyraziła przekonanie, że Gdańsk jest miastem niemieckim. W Przemyślu studenci ukraińscy nieśli banderowskie flagi.

W podsumowaniu: Niestety, stosunki między Polakami a Ukraińcami „w dalszym ciągu są bardzo jednostronne. Ukraińcy niechętnie patrzą na wspieranie Polaków żyjących na dawnych Kresach, a temat Rzezi Wołyńskiej cały czas traktowany jest przez nich z niechęcią. Wręcz negują prawdę o swojej zbrodniczej przeszłości, jednocześnie czcząc pamięć ounowskich morderców. Mówią przy tym o wojnie ukraińsko-polskiej o granice, wojnie, której nigdy nie było. Były za to „walki” upowców z kobietami, starcami i dziećmi” – mówi mieszkający w Londynie Adrian Grzegorzewski, autor zbierającej pochlebne recenzje książki „Czas Tęsknoty”, w rozmowie z Piotrem Gulbickim z londyńskiego "Dziennika Polskiego" (2.9.2014).

Stąd kretynizm proamerykańskich i proukraińskich (popierających nacjonalizm i faszyzm ukraiński o wyraźnym obliczu antypolskim) polskich polityków, politologów i dziennikarzy wspierających rząd jest bezgraniczny. Oto fakty potwierdzające ten zarzut:

Telewizja Republika 24 marca 2015 głosi: „Ukraina to arena krwawej agresji rosyjskiej. Kraj targany jest także kryzysem politycznym, a w powietrzu wisi widmo katastrofy humanitarnej. „Jestem Polakiem – Pomagam Ukrainie” to akcja, w ramach której zbieramy pieniądze na wsparcie dla uchodźców oraz batalionów ochotniczych na wschodzie kraju”. – Z tym że te bataliony ochotnicze złożone są z najgorszych polakożerców z Galicji Wschodniej/Haliczyny!

To PiS, a PO oświadcza: „Platforma Obywatelska chce bliżej współpracować z Frontem Ludowym premiera Ukrainy Arsenija Jaceniuka - zadeklarował szef klubu PO Rafał Grupiński” (Rzeczpospolita 26.3.2015). Tymczasem Jacyniuk, wytypowany na premiera przez Biały Dom, jest zdeklarowanym nacjonalistą ukraińskim i wielbicielem ludobójczej historii UPA.

Natomiast publicysta „Polityki” Adam Szostkiewicz wyraził przekonanie, że - czy nam się to w Polsce podoba, czy nie - kult UPA na Ukrainie jest „potrzebny jako jeden z elementów budowania posowieckiej tożsamości narodowej”.

Z kolei związany z Uniwersytetem Warszawskim Kazimierz Wóycicki, historyk i publicysta oraz członek Studium Europy Wschodniej robi krok naprzód i postuluje, by Polacy nie tylko tolerowali heroizację UPA ale wręcz sami brali w niej udział! Pisze na blogu: „[Szuchewycz] jest i powinien być również dla Polaków postacią o cechach bohatera, nawet jeśli ma być to bohater z gorzką skazą współwiny za zbrodnię” („Gdy banderowiec zostaje polskim bohaterem” Kresy.pl 26.8.2014).
Czytelnikom „Rzeczpospolitej” rzucają się w oczy tytuły artykułów: Michała Szułdrzyckiego „Pomoc dla Ukraińców jest w naszym interesie” (28.1.2015) czy gen. Skrzypczaka: „Ukraina potrzebuje broni. Dajmy im czołgi” (29.1.2015). A Zbigniew Bujak mówi otwarcie: „Polscy żołnierze w ukraińskich okopach? Byłoby fantastycznie” (Dziennik.pl 21.1.2015).

Właśnie takie zachowanie się polityków PO, PiS i PSL i ich sług jest nazywane „gonieniem w piętkę” czyli skrajną głupotą. Głupotą, która może przynieść Polsce i Polaków w kraju straszne nieszczęście.

Źródła tej głupoty leżą w zaakceptowanej i skrupulatnie wykonywanej zarówno przez wszystkich prezydentów: Lecha Wałęsę, Aleksandra Kwaśniewskiego, Lecha Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego oraz wszystkich premierów Polski od 1989 roku polskiej polityki wschodniej w oparciu o jej doktrynę, opracowaną dla Polski przez Biały Dom, a podaną Polakom na talerzu przez redaktora paryskiej „Kultury” Jerzego Giedroycia, który był agentem amerykańskim (Jan Nowak-Jeziorański, kierownik Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, w miesięczniku RWE „Na Antenie” z czerwca 1972 napisał, że paryska „Kultura” jest finansowana przez Amerykanów - a kto płaci ten żąda!). W tej doktrynie nie ma miejsca na polski interes narodowy: Polska musi być uległa WE WSZYSTKIM Ukrainie, Litwie i Białorusi. Dlatego losy Polaków w tych krajach wyglądają tak jak wyglądają i Polska nie kontestuje wyjątkowo obrzydliwej antypolskiej polityki historycznej tych państw. Stąd Warszawa na przykład nigdy nie protestowała przeciwko wznoszeniu na Ukrainie pomników Stefanowi Banderze, terroryście odpowiedzialnemu za wymordowanie 100 000 Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej podczas II wojny światowej (innych osiągnięć dla Ukrainy ten polakożerca-bandyta nie miał!). Stąd Warszawa zgodziła się na to, aby ukraińskim konsulem generalnym Ukrainy w Lublinie został neobanderowiec z opcji „Swoboda” i neofaszysta Wasyl Pawluk. Korespondent kijowski prasy polskiej Eugeniusz Lubański tak to skomentował: „Tolerancja przez władze III RP nastrojów nacjonalistycznych na Ukrainie już daje swe plony. Gdyby władze polskie obiektywnie i prawdziwie traktowali spadkobierców OUN-UPA na Ukrainie i w Polsce i nie ukrywali zbrodnie banderowskie przed własnym społeczeństwem, to władze ukraińskie nigdy by nie odważyłyby na wysłanie do Lublina na stanowisko konsula generalnego osoby, która uważa morderstwa Polaków na terenie II RP za narodowo-wyzwoleńczy ruch Ukraińców... Neobanderowska władza w Kijowie i Lwowie pluje Polakom cynicznie w twarz, a władze warszawskie mówią głupio, iż to rosa Boża z Ukrainy. Ale zapomnieli, iż to rosa krwi polskiej. Hańba!” (Wirtualna Polonia 27.3.2015).

Lepiej zrozumiemy jakimi de facto wrogami Polski i narodu polskiego są progiedroyciowscy politycy polscy na przykładzie wypowiedzi związanego politycznie z PiS-em Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, którą udzielił polskiemu portalowi na Litwie „Znad Wilii”. Otóż rozróżnił on interesy polityczne Polaków w Rzeczypospolitej i Polaków na Wileńszczyźnie, a tym samym także interesy polityczne Polaków w Rzeczypospolitej i Polaków na Ukrainie czy Białorusi. Słusznie zauważa komentujący tę wypowiedź Marcin Skalski (Kresy.pl 25.2.2015): że w ten subtelny sposób Żurawski vel Grajewski pozbawił aksjologicznego fundamentu polskość jako taką, sugerując, że w określonym momencie możliwa jest sytuacja, w której bardziej powinniśmy się identyfikować z interesem litewskim niż z interesem polskim na Litwie. W rzeczywistości perspektywa proponowana przez Żurawskiego vel Grajewskiego odbiera sformułowaniu „polski interes narodowy” jakąkolwiek pozytywną treść. I dodaje: III RP wspaniałomyślnie zrezygnowała jednak ze stawiania Litwinom jakichkolwiek warunków, wobec czego polskie samorządy na Wileńszczyźnie zostały zlikwidowane przez litewskich komisarzy. Brak polityczno-ustrojowego umocowania odrębności polskich regionów ułatwił kolejnym litewskim rządom oficjalną politykę dyskryminacji w postaci grabieży ziemi w procesie tzw. reprywatyzacji, postępującą lituanizację szkolnictwa, manipulację granicami okręgów wyborczych i inne działania mające na celu „integrację” wileńskich Polaków (a na Ukrainie także prześladuje się tamtejszych Polaków, niszczy ważne dla narodu polskiego pamiątki polskie i jednocześnie uprawia skrajnie antypolską politykę historyczną – M.K.). Tymczasem istnienie tego typu formy politycznego oddziaływania na rządy litewskie (i ukraińskie – M.K.) leży w naszym żywotnym interesie. I to nie tylko dlatego, że autonomia pozwoli przetrwać mniejszości polskiej jako odrębnej społeczności o własnej tożsamości narodowej, ale również dlatego, że w polskim interesie w ogóle leży związanie z naszą kulturą i językiem możliwie jak największych obszarów. Nadanie priorytetu tym sprawom w polityce Rzeczypospolitej Polskiej powinno wydawać się czymś oczywistym. W innym wypadku należy sobie postawić pytanie, co właściwie oznacza bycie Polakiem. Jeśli to nie interesy innych Polaków mają być dla Rzeczypospolitej najważniejsze, to właściwie jaki naród konstytuuje i powołuje państwo rozciągające się między Odrą a Bugiem i co ma stanowić jego – nie bójmy się tego określenia - moralny fundament? Być może należałoby sięgnąć do języka opisu stosunków międzynarodowych zaproponowanego przez Carla Schmitta, aby pamiętać, że w sporze Polacy na Litwie vs państwo litewskie ci pierwsi to wciąż „my”, zaś Litwini to wciąż „oni”.
Jacek Bartosiak członek Rady Fundacji Narodowe Centrum Studiów Strategicznych w czasie spotkania dyskusyjnego zorganizowanego przez Stowarzyszenie KoLiber 24 marca twierdził, że Polska prowadzi politykę głupszą niż w 1939 - czytamy w Kresach.pl (3.4.2015). Wtedy wojny uniknąć było bardzo trudno, teraz można jej uniknąć o wiele łatwiej, a i tak politycy pakują nas w konflikt. Bartosiak twierdzi, że w obecnej sytuacji przegrana Ukrainy jest przesądzona. Moskwa cały czas kontroluje przebieg konfliktu i jest w stanie doprowadzić do każdego pożądanego przez rosyjskie kierownictwo polityczne wyniku. Jak twierdzi armia ukraińska ponosi porażkę za porażką, a je morale podupada. Jak zaznacza 85% jej strat to kwestia znakomitego działania rosyjskiej artylerii. Według Bartosiaka tylko jesienią zeszłego roku armia ukraińska miała stracić 800 czołgów. Bartosiak stwierdza, że konflikt ukraiński to przede wszystkim walka między USA i Rosją o wpływy w Europie Środkowowschodniej. Rozumie to wielu przywódców krajów regionu, jak Angela Merkel czy Viktor Orban, dlatego dystansują się od ukraińskiego konfliktu. Jakie są cele Rosji? „Może jej celem jest codzienne pokazywanie, że robi to, co chce. To obnaża brak wiarygodności NATO i brak jedności Zachodu. Rosjanie pokazują, że robią, co chcą i muszą być wzięci pod uwagę, bo chcą usiąść przy stole decydującym o nowym rozdaniu” - odpowiadał na to pytanie Bartosiak. Co do roli Polski powiedział: „Pytam czy opłaca się pomagać temu kto już przegrał? Czy to coś zmieni? Czy powinniśmy się angażować na Ukrainie, wtedy gdy Amerykanie się nie angażują?” - pytał, sugerując, że Waszyngton używa Polski instrumentalnie i przedmiotowo dla własnych interesów, domagając się od nas abyśmy „prowadzili politykę nie tyle pro-amerykańską co po prostu amerykańską”. „Tak jak Rzecki wierzył w Napoleona, tak samo my jesteśmy dziś zapatrzeni w stare ośrodki, które mają dać nam bezpieczeństwo. Polska żyje w świecie z wczoraj, z jakąś Brukselą, która jest twórcą i decydentem, z NATO, które istnieje, z tym, że Zachód jako jedność ma coś zrobić z Putinem. To wyraźnie nie działa” - podsumował stanowisko polskich elit Bartosiak.

Natomiast pierwszy ambasador Polski w Kijowie Jerzy Kozakiewicz powiedział: ,,Gra geopolityczna nie jest jeszcze zakończona. Można jednak powiedzieć z całą pewnością, że przegrała – i to z kretesem – Polska. Proszę zważyć, że – niezależnie od sojuszniczego przymusu” (nazwijmy tak elegancko presję, której polskie elity władzy muszą się podporządkowywać bezwarunkowo) – wsparcie, jakie polskie władze udzielają dla przewrotu politycznego w Kijowie, ideologizowane jest głównie polską rusofobią. W tym dosyć tradycyjnym nurcie polskiej polityki wschodniej musimy wspierać Ukrainę, ponieważ jest to (albo może być) nasz naturalny sojusznik przeciw Rosji. Niestety, jest to koncepcja politycznych idiotów i takie też skutki zazwyczaj przynosi. Bo, po pierwsze – nie ma żadnych ani historycznych, ani politycznych, ani mentalnych przesłanek, aby Ukraina takim sojusznikiem – zwłaszcza Polski!! – się stała; zaś po drugie polska polityka wschodnia oparta na fundamencie rusofobii to polityka samobójcza w każdym wymiarze. Czyżby jej entuzjaści naprawdę uwierzyli, że za trzy miesiące Rosji już nie będzie? Że już nie trzeba będzie z nią procedować? A jeśli jednak Rosja będzie, to jakich narzędzi politycznych użyje Polska w sferze dwustronnych relacji polsko-rosyjskich wówczas? Kiedy dla Polski wszystkie drzwi będą na głucho i na długo zamknięte? Polskie elity obrażą się wtedy na Rosję i zwrócą się o polityczne i ekonomiczne rekompensaty do unijnych i amerykańskich protektorów? A oni nam pomogą? Wolne żarty, pozostaniemy w tym miejscu Europy i nikogo na Zachodzie nie będą interesowały nasze sprawy z Rosją. No, chyba żeby rzeczywiście już jej wtedy nie było” (Kresy.pl 4.4.2015).

Janusz Korwin-Mikke powiedział, że Polska powinna ogłosić neutralność w konflikcie ukraińsko-rosyjskim. Jednocześnie ocenił, że głosowanie na kandydata PiS lub PO w wyborach „zwiększa szansę na wybuch III wojny światowej”.

Narodzie polski, przebudź się i odsuń wreszcie od władzy ludzi – zdrajców, nową Targowicę, która, tak jak ta pierwsza pod koniec XVIII w., jest wrogiem Polski i narodu polskiego. Tamta doprowadziła do likwidacji państwa polskiego i obecna zmierza do tego samego celu.

Przemilczana przez historyków zagłada Polaków na Litwie Kowieńskiej

W Polsce było i jest tysiące historyków, ale żaden nie zajął się dogłębnie historią zagłady 200-tysięcznej mniejszości polskiej na Litwie Kowieńskiej w latach 1918-1940 przez zbrodniczy nacjonalizm litewski. Prawda, mieli i mają oni duże trudności w zrealizowaniu tego przedsięwzięcia, bo w okresie PRL nie wypadało pisać źle o jednym z narodów Związku Radzieckiego, a po 1989 roku też nie wypada i jest niebezpiecznie zajmować się tym tematem, gdyż polskie rządy uważają Litwę za strategicznego sojusznika Polski i puszczają przez palce fakt, że rządy litewskie dążą teraz do zagłady Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie. To jednak nie usprawiedliwia polskich historyków, bo świadczy to o tym, że po prostu są obrzydliwymi tchórzami i konformistami, że wolą zajmować się tematami na których i zarobią i zdobędą uznanie władzy i pewnych wpływowych grup i polskojęzycznych mediów, jak np. historią Żydów w Polsce (od 1989 r. wyszło wiele setek książek na ten temat i jeszcze więcej prac i to nawet o Żydach spoza granic obecnej Polski!). A przecież historia 200 tysięcy Polaków na Litwie Kowieńskiej to integralna część historii narodu polskiego, a jej prawie całkowita zagłada jedynym wydarzeniem w naszych dziejach, kiedy polityka sąsiedniego państwa doprowadziła de facto do całkowitej zagłady polskiej mniejszości na swoim terytorium. I stąd zasługuje na zainteresowanie historyków polskich i jej zbadanie, a przez to na oficjalne potępienie Litwinów za jej przeprowadzenie. Właśnie brak potępienia tej zbrodni i żądania przeprosin za nią zachęca obecne rządy litewskie do prześladowania i niszczenia Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Naród, który nie ma godności i nie szanuje własnej historii nie jest wart istnienia!

Polska powinna popierać Żmudzinów a nie Biały Dom

Litwini od 130 lat są wrogami Polski, Polaków i wszystkiego co polskie, a przede wszystkim Polaków i wszystkiego co polskie na Litwie.

Historyk litewski Alfredas Bumblauskas w audycji „Komentarze tygodnia” w prywatnej litewskiej stacji telewizyjnej TV3 powiedział: „Cała nasza litewska tożsamość jest antypolska. My, współczesny naród litewski, urodziliśmy się jako antypolacy. Najważniejsi XIX-wieczni twórcy naszej tożsamości narodowej mówili, że podstawowym dążeniem tworzącego się narodu litewskiego powinno być wyzwolenie się spod dominacji polskiej (zasianie nienawiści do Polski i Polaków i wszystkiego co polskie). Stąd, przy najmniejszym pretekście, Litwini tak łatwo wpadają w złość na swojego strategicznego sąsiada - Polskę.” Zdaniem Bumblauskasa w obecnym niepodległym państwie litewskim nie zrobiono nic albo bardzo mało, by przezwyciężyć te uformowane w okresie międzywojennym antypolskie stereotypy we wszystkich naukach, a w tym i w polityce (Kresy24.pl 18.5.2011).

W okresie międzywojennym politycy litewscy swą wyjątkowo brutalną polityką antypolską zniszczyli 200-tysięczną społeczność polską (stanowili oni 10% ludności Litwy), język polski, kulturę i prawie wszystkie pamiątki polskie na Litwie Kowieńskiej. W 1939 roku otrzymali Litwini w prezencie od Stalina arcypolskie Wilno i Wileńszczyznę, gdzie teraz walczą z tamtejszymi Polakami. Polskie Wilno i Wileńszczyzna jest dużo twardszym orzechem do zgryzienia dla polakożerców litewskich przez ten fakt, że sprezentowane Litwie przez Stalina Wilno i Wileńszczyzna zamieszkiwali w zdecydowanej większości Polacy. Z Wilna zaraz po wojnie wypędzono 107 tysięcy Polaków, a z przyłączonej do Litwy części Wileńszczyzny już tylko ok. 80 tysięcy Polaków, gdyż maleńki naród litewski nie był w stanie zasiedlić tych terenów Litwinami, a komuniści litewscy (de facto przemalowani na czerwona nacjonaliści) nie chcieli, aby miejsce wysiedlonych Polaków zajęli Rosjanie. Toteż jeszcze dzisiaj, po wysiedleniach (w 1957-58 wysiedlono z Wilna i Wileńszczyzny do PRL dalszych 50 000 Polaków) i planowo prowadzonej litwinizacji Polacy stanowią aż 80% ludności powiatu solecznickiego i 60% powiatu wileńskiego. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości w 1991 roku Litwini kładą jeszcze większy nacisk na litwinizację Polaków.

Zachodnia część dzisiejszej Litwy to Żmudź, kraina, która bardzo dobrze znamy z historii Polski i literatury polskiej. Dla Litwinów Żmudź to Litwa. Tymczasem tak wcale nie jest. Tak jak polskie województwo ruskie (lwowskie), znane następnie jako Galicja Wschodnia i Małopolska Wschodnia NIGDY nie było żadną Ukrainą – częścią nieistniejącego nigdy, tj. do 1991 roku, państwa ukraińskiego, a jej mieszkańcy do XX wieku nigdy nie byli Ukraińcami, tak Żmudź nigdy nie była Litwą, tj. ziemią litewską, a Żmudzini nigdy nie byli i nie są (w większości) Litwinami.

Po pierwsze: plemiona żmudzkie nie były plemionami litewskimi. Jeszcze w wiekach XIV i XV Żmudzini postrzegani byli jako odrębna grupa etniczna – i tak pisał o nich w XV w. nasz wielki kronikarz Jan Długosz. Jako odrębny naród przedstawiała Żmudzinów dyplomacja polska i litewska rozpowszechniając dramatyczną skargę Żmudzinów na zakon krzyżacki w 1404 roku. Żmudzinów od Litwinów różnił w tym czasie i w następnych wiekach język. Podczas gdy na Litwie panował wszechwładnie język ruski (szczególnie w miastach i administracji) i wielkie postępy robiło ruszczenie się litewskiej elity (nawet książę Witold przed unią Litwy z Polską przyjął chrzest prawosławny, przybierając imię Aleksander), na Żmudzi ciągle królował język żmudzki i Żmudzini nie ulegli rutenizacji – nie było tu prawie wcale wpływów ruskich (Litwini mają dzisiaj dzikie pretensje do Polaków za spolszczenie litewskiej elity, zapominając, że przed spolonizowaniem się sami dobrowolnie rutenizowali się pod każdym względem, szczególnie właśnie językowym).

Po drugie: aż do XIII wieku nie było wspólnej historii żmudzko-litewskiej. Żmudź była rządzona przez własnych książąt, a z faktów historycznego współżycia Żmudzinów z Litwinami można wysunąć śmiało tezę o etnicznej wrogości Litwinów do Żmudzinów. I to trwającej kilka wieków. Dopiero zagrażające Żmudzinom w połowie XIII w. niebezpieczeństwo ze strony Krzyżaków (Prusy) i Kawalerów Mieczowych (Łotwa) zbliżyło ich do Litwinów. Ale wredni Litwini (to chyba ich cecha narodowa), a konkretnie Mendog usunął głównych książąt żmudzkich i zapoczątkował późniejszą praktykę władców litewskich cedowania praw do Żmudzi na rzecz zakonów w zamian za doraźne korzyści polityczne dla Litwy. Od tej pory Żmudzini byli na przemian poddanymi wielkich książąt litewskich albo mistrzów zakonu krzyżackiego. Sytuacja ta nominalnie trwała nawet po zwycięstwie grunwaldzkim w 1410 roku, gdyż zakon zwrócił wtedy Żmudź, ale zgodnie z traktatem tylko na czas życia Jagiełły i Witolda (dożywocie). Dopiero po traktatach z 1422 i 1431 roku Żmudzini stali się na stałe poddanymi Wielkiego Księstwa (a po unii lubelskiej w 1569 r. i Rzeczypospolitej). Tak długi okres zmiennej przynależności państwowej i kulturowej, częste odstępstwa Litwy od Żmudzinów, ciągłe walki przeciw najeźdźcom ukształtowały u nich poczucie niezależności od ludów sąsiednich, w tym i Litwinów. Tendencje do autonomizmu Żmudzinów zostały zaakceptowane w 1441 roku, gdy uznano Żmudź za odrębną jednostkę Wielkiego Księstwa Litewskiego. W 1492 roku szlachta żmudzka wywalczyła odrębne przywileje względem litewskiej, w 1529 roku zaś ludność nieszlachecka zyskała własną ustawę. W XVI wieku częste były mniej lub bardziej skuteczne inicjatywy posłów żmudzkich na sejm litewski zmierzające do uzyskania kolejnych przywilejów i praw odrębnościowych. W konsekwencji Żmudzini w XVI wieku posiadali autonomiczną i odrębną strukturalnie administrację, szereg przywilejów dla chłopstwa, które w dużym stopniu zachowało status wolnych ludzi (spora ich część ostatecznie stała się szlachtą zagrodową) oraz odrębność sądowniczą wyrażoną zapisem w konstytucji litewskiej z 1581 roku o utworzeniu Sądu Głównego w Rosieniach, niezależnego od Sądu Głównego Litwy (z tej jednak sami zrezygnowali w zamian za zwiększony parytet w obsadzaniu litewskich władz sądowniczych). Wyrazem odrębności Żmudzi było jednak określanie tej krainy jako Księstwa Żmudzkiego (Wikipedia).

Tendencje autonomiczne wśród Żmudzinów zahamowała, a potem zupełnie wyeliminowała dobrowolna i masowa polonizacja żmudzkiej szlachty, mieszczaństwa i duchowieństwa – tak protestanckiego jak i katolickiego (np. w istniejących w XVI w. 53 zborach kalwińskich na Żmudzi w 37 używano języka polskiego i tylko w 16 żmudzińskiego). Prawdziwym bastionem polskości stała się żmudzka szlachta zagrodowa, szczególnie bardzo liczna w okręgu kowieńskim (Lauda). Już teraz polska w odniesieniu do języka i kultury szlachta żmudzka w stosunku do reszty Wielkiego Księstwa Litewskiego była inicjatorką i najbardziej aktywnym uczestnikiem polskich powstań narodowych: insurekcji kościuszkowskiej 1794 roku, Powstania Listopadowego 1830-31 i Powstania Styczniowego 1863-64. Ze Żmudzi (z Telsz) pochodził Gabriel Narutowicz, pierwszy prezydent odrodzonego państwa polskiego (1922). Chłopstwo żmudzkie pomimo tego, że zachowało język żmudzki i ludową kulturę o cechach kultur bałtyckich, było także propolskie i pragnęło utrzymać unię polsko-litewską po zwycięstwie zbrojnym nad Rosją, dlatego aktywnie brało udział w tych powstaniach. Jednak ciągle wśród Żmudzinów-chłopów istniało poczucie odrębności narodowej, na co wskazuje anonimowa pieśń żmudzińska pt. Gieysmie żiemaycziu Telszu pawieta wayno metu 1831 (Pieśń Żmudzinów powiatu telszewskiego w czasie wojny 1831), w której mówi się o braterstwie Polaków, Litwinów i Żmudzinów. W rosyjskim spisie ludności przeprowadzonym w 1857 roku narodowość żmudzką deklarowało 419 tys. osób, a w 1897 roku językiem żmudzkim mówiło w guberni kowieńskiej (czyli żmudzkiej) 445 tys. osób. W okresie litewskiego odrodzenia narodowego nacjonalistyczni księża litewscy pracujący na Żmudzi przekonali w ten czy inny sposób wielu Żmudzinów do poparcia idei stworzenia państwa litewskiego. Kiedy państwo litewskie powstało, wredni Litwini i tym razem wystawili Żmudzinów do wiatru. Rządy Litwy Kowieńskiej, które uważały bezpodstawnie Polaków na Litwie za spolonizowanych Litwinów, których trzeba wszelkimi sposobami – nawet gwałtem czyli metodami bezprawnymi! – przywrócić narodowi litewskiemu, administracyjnie uznały Żmudzinów za Litwinów i tępiły wszelką odrębność żmudzińską. Polityka ta była kontynuowana także za sowieckiej Litwy (1945-1990). Również obecne rządy litewskie, ciągle przeżarte barbarzyńskim XIX-wiecznym nacjonalizmem, chociaż Litwa należy do Unii Europejskiej, nie uznaje deklaracji narodowości żmudzkiej i tym samym nie są one wpisywane do dokumentów, mimo że narodowość tę deklaruje około 0,5 mln osób. Po przystąpieniu Litwy do Unii Europejskiej, w której prawa mniejszości narodowych powinny być chronione, działają na Żmudzi organizacje żmudzkie: Stowarzyszenie „Żmudzini byli, są i będą” i Ruch Żmudzki, które żądają uznania Żmudzinów za narodowość i autonomię dla Żmudzi.

Rządy litewskie prześladują Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie oraz zwalczają Żmudzinów żądających uznania ich za narodowość i autonomii dla Żmudzi. Tym samym Żmudzini są lub powinni być sojusznikami Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie w walce o należne im prawa.

Współpracą ze Żmudzinami powinni być zainteresowani Polacy na Litwie. Gdyby do niej doszło, wytrąciliby to broń z ręki Litwinom, oskarżającym Polaków na Litwie za ich walkę o należne im prawa o bycie agentami rosyjskimi. Chyba że Litwini zaczęli by także Żmudzinów nazywać „zielonymi ludzikami” Putina.

Litwini chyba nigdy nie będą przyjaciółmi Polski i Polaków! I gdyby Polska po 1989 roku miała suwerenne i naprawdę polskie rządy, to Warszawa na pewno był popierała wszelkimi legalnymi sposobami Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie i zaangażowała by się do akcji wspierania aspiracji narodowych Żmudzinów, gdyż ustępstwo wobec Żmudzinów zmusiło by Litwinów do zmiany swej wrogiej dotychczas polityki także wobec Polaków.

Niestety, nie zanosi się na to, że jakikolwiek rząd warszawski zmusi Litwinów do przestrzegania praw mniejszości polskiej na Litwie. A to dlatego, że wszystkie polskie rządy od 1989 roku były i są pachołkiem Białego Domu, który narzucił Polsce prowadzoną przez nią obecną politykę wschodnią.

Najbardziej znani historycy polscy urodzeni we Lwowie

Obok wielu setek innych znanych Polaków, którzy odegrali wielką czy znaczącą rolę w życiu narodu polskiego urodzonych w etnicznie polskim Lwowie do 1945 roku, nie zabrakło również historyków. Oto ci najbardziej zasłużeni i znani:

Michał Antonów (1903 – 1985 Katowice), archiwista, historyk, 1946-70 dyrektor Archiwum Państwowego w Katowicach; Antoni Artymiak (1897 – 1963 Kielce), historyk oświaty, kustosz Wojewódzkiego Archiwum Państwowego w Kielcach; Karol Badecki (1886 – 1953 Kraków), historyk literatury, archiwista, od 1920 wicedyrektor i 1937-39 dyrektor Archiwum miasta Lwowa, profesor tytularny Uniwersytetu Lwowskiego i Uniwersytetu Jagiellońskiego; Majer Bałaban (1877 – 1942 lub 1943 Warszawa), historyk, badacz Żydów w Polsce, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; Zygmunt Batowski (1876 – 1944 Warszawa), historyk sztuki, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektor Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego; Ludwik Bazylow (1915 – 1985 Warszawa), historyk, badacz dziejów Rosji XVII-XX w., Słowiańszczyzny i Europy nowożytnej, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; Janina Berger-Mayerowa (1900 – 1971 Katowice), historyk dziejów gospodarczo-społecznych Polski, kustosz Biblioteki Śląskiej w Katowicach; Stanisław Bieżanowski (1628 – 1693 Kraków), historyk, profesor Uniwersytetu Krakowskiego; Ignacy Bogdalski (1853 – 1935 Kraków), bernardyn, historyk swojego zakonu, hagiograf; Ferdynand Bostel (1860 – 1935 Lwów), historyk, badacz dziejów Polski XVI w., członek honorowy Polskiego Towarzystwa Historycznego; Wilhelm Bruchnalski (1859 – 1938 Lwów), historyk literatury polskiej, profesor Uniwersytetu Lwowskiego; Eleazar Byk (1881 – 1924 Lwów), historyk, autor prac historycznych; Klemans Chodykiewicz (1715 – 1797 Chodorków na Ukrainie), dominikanin, historyk Kościoła katolickiego; Przemysław Dąbkowski (1877 – 1950 Lwów), historyk prawa, badacz dziejów społecznych i gospodarczych Polski, profesor uniwersytetu we Lwowie, w Warszawie i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego; Stanisław Dąbrowski (1889 – 1969 Góra Kalwaria k. Warszawy), historyk teatru polskiego; Jadwiga Dianni (1886 – 1981 Kraków), historyk matematyki; Tadeusz Felsztyn (1894 – 1963 Pitsford, Anglia), historyk wojskowości; Marian Fiedberg (1902 – 1969 Kraków), historyk mediewista, archiwista, edytor źródeł, dyrektor Archiwum Akt Dawnych miasta Krakowa; Filip Friedman (1901 – 1960 Nowy Jork), historyk Żydów polskich; Aleksy Gilewicz (1905 – 1969 Wrocław), historyk, badacz dziejów gospodarczych Polski; Edward Gintowt (1899 – 1965 Warszawa, historyk prawa, zwłaszcza antycznego, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; Jerzy Romuald Godlewski (1926 – 1989 Gdańsk), historyk wojskowości, związany z Uniwersytetem Gdańskim; Adam Golichowski (1848 – 1921 Leżajsk), bernardyn, historyk swojego zakonu; Bronisław Gorczak (1854 – 1918 Sławuta, Ukraina), historyk, genealog, archiwista, kustosz zbiorów archiwalnych i biblioteki książąt Sanguszków w Sławucie; Wincenty Gorzycki (1893 – 1923 Warszawa), historyk, badacz dziejów Polski XIX w.; Bronisław Gubrynowicz (1870 – 1933 Lwów), historyk literatury, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; Aleksander Hirschzberg (1847 – 1907 Lwów), historyk, bibliotekarz, kustosz Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie i profesor tytularny Uniwersytetu Lwowskiego; Jan Hulewicz (1907 – 1980 Kraków), historyk oświaty i nauki, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego; Zdzisław Jachimecki (1882 – 1953 Kraków), muzykolog, historyk muzyki, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego; Aleksander Janowicz (1843 – po 1912), historyk prawa niemieckiego, profesor Uniwersytetu Lwowskiego; Władysław Jougan (1855 – 1942 Lwów), teolog, historyk Kościoła katolickiego, profesor Uniwersytetu Lwowskiego; Jan Tomasz Józefowicz (1662 – 1728 Lwów), hagiograf, historyk Lwowa i katolickiej archidiecezji lwowskiej; Jarosław Jurkiewicz (1908 – 1967 Warszawa), prawnik, historyk stosunków międzynarodowych, profesor Polskiej Akademii Nauk; Stanisław Kętrzyński (1876 – 1950 Warszawa), historyk mediewista, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; Emil Kipa (1886 – 1958 Warszawa), historyk, badacz dziejów Polski i Europy przełomu XVIII i XIX w.; Juliusz Kleiner (1886 – 1957 Kraków), historyk i teoretyk literatury, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu Lwowskiego, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Uniwersytetu Jagiellońskiego; Karol Koranyi (1897 – 1964 Warszawa), historyk państwa i prawa, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, Uniwersytetu Toruńskiego i Uniwersytetu Warszawskiego; Manfred Kridl (1882 – 1957 Nowy Jork), historyk i teoretyk literatury, profesor uniwersytetu w Brukseli, Uniwersytetu Wileńskiego i Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku; Edward Kuntze (1880 – 1950 Kraków), historyk XVII w. (znawca epoki Stefana Batorego), edytor źródeł, dyrektor Biblioteki Uniwersytetu Poznańskiego, następnie Biblioteki Jagiellońskiej; Marian Lewicki (1908 – 1955 Warszawa), orientalista i orientalista-historyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; Roman Lutman (1897 – 1973 Wrocław), historyk, założyciel i dyrektor Instytutu Śląskiego w Katowicach (1934-39) i Instytutu Śląskiego w Opolu (1957-63); Tadeusz Lutman (1903 – 1945 Mauthausen?), historyk dziejów gospodarczych; Bolesław Łopuszański (1927 – 1978 Kraków), historyk, badacz dziejów Galicji XIX w.; Ewa Maleczyńska (1900 – 1972 Wrocław), historyk mediewista, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego; Tadeusz Mańkowski 1878 – 1956 Kraków), historyk sztuki, dyrektor Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu w Krakowie; Zbysław Michniewicz (1909 – 1970 Cieplice Śląskie), historyk, heraldyk, muzeolog, kierownik Muzeum w Jeleniej Górze; Teofil Modelski (1881 – 1967 Kraków), historyk mediewista, profesor Uniwersytetu Wileńskiego i Uniwersytetu Lwowskiego oraz kierownik jego Archiwum; Marcin Murzyński (urodzony we Lwowie – zm. po 1585), kaznodzieja luterański, historyk, pastor polski w Toruniu, tłumacz, redaktor i wydawca Kroniki mistrzów pruskich (1582); Zdzisław Obertyński (1894 – 1978 Otwock), ksiądz katolicki, historyk Kościoła, historyk sztuki, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; Józef Kazimierz Orłowski (1862 – 1943 Chicago, USA), dziennikarz, historyk Polonii amerykańskiej; Stanisława Pańków (1914 – 1989 Kraków), archiwistka, historyk, badaczka dziejów Krakowa; Jan Parandowski (1895 – 1978 Warszawa), eseista, prozaik, tłumacz, w swojej twórczości zajmował się antycznym światem; Bronisław Pawłowski (1883 – 1962 Toruń), historyk wojskowości, wydawca źródeł, profesor Uniwersytetu Toruńskiego; Stanisław Pepłowski-Schnuer (1859 – 1900 Lwów), publicysta, historyk Lwowa i Galicji; Jan Innocenty Petrycy (1592 – 1641 Kraków), lekarz, historyk, profesor – pierwszy w dziejach Akademii Krakowskiej historiograf; Roman Pilat (1846 – 1906 Lwów), historyk literatury polskiej, profesor Uniwersytetu Lwowskiego; Stanisław Piotrowski (1901 – 1972 Warszawa), prawnik, edytor źródeł prawno-historycznych, badacz stosunków polsko-ukraińskich i zbrodni hitlerowskich; Ksawery Piwocki (1901 - !974 Warszawa), historyk i teoretyk sztuki, dyrektor Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie; Helena Polaczkówna (1881 – 1942 Lesienice pod Lwowem), historyk, heraldyk, specjalizowała się w dziedzinie heraldyki i genealogii polskiej, wykładowca Uniwersytetu Poznańskiego; Adam Feliks Próchnik (1892 – 1942 Warszawa), historyk, badacz dziejów powszechnych i Polski; Adam Sawczyński (1892 – 1975 Londyn), historyk wojskowości, wykładowca Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie; Henryk Schmitt (1817 – 1883 Lwów), historyk, członek Rady Szkolnej Krajowej (Galicji) we Lwowie; Aleksander Semkowicz (1850 – 1923 Lwów), historyk mediewista, dyrektor Biblioteki Uniwersytetu Lwowskiego i jego profesor; Władysław Semkowicz (1878 – 1949 Kraków), historyk mediewista, edytor źródeł, znawca nauk pomocniczych historii; Adam Mieczysław Skałkowski (1877 – 1951 Poznań), historyk, badacz dziejów Polski XVIII i XIX w., profesor Uniwersytetu Poznańskiego; Stanisław Smolka (1854 – 1924 Nowoszyca na Polesiu), historyk średniowiecza i czasów nowożytnych, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego; Wacław Sobieski (1872 – 1935 Kraków), badacz dziejów Polski i Europy XVI-XVIII w., profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego; Konstanty Srokowski (1878 – 1935 Truskawiec k. Drohobycza), historyk okresu I wojny światowej; Julian Stachiewicz (1890 – 1934 Warszawa), generał brygady Wojska Polskiego, historyk wojskowości, szef Wojskowego Biura Historycznego; Juliusz Starzyński (1906 – 1974 Warszawa), historyk i teoretyk sztuki, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; Jan Szlachtowski (1816 – 1871 Kraków), publicysta, historyk, kustosz Biblioteki Ossolineum we Lwowie; Marian Szyjkowski (1883 – 1952 Praga, Czechy), historyk literatury, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego (1919-25) i Uniwersytetu w Pradze (1925-52); Lucjan Tatomir (1830 lub 1836 – 1901 Kraków), historyk popularyzator, dyrektor Seminarium Nauczycielskiego we Lwowie; Marian Tyrowicz (1901 – 1989 Kraków), badacz dziejów powszechnych i Polski XIX w., profesor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie; Seweryn Uruski (1817 Lwów – 1890 Piza, Włochy), genealog, heraldyk, prezes Heroldii Królestwa Polskiego; Henryk Wereszycki (1898 – 1990 Kraków), historyk, badacz dziejów Polski i powszechnych XIX w., profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego; Stanisław Franciszek Zajączkowski (1890 – 1977 Łódź), historyk mediewista, profesor Uniwersytetu Wileńskiego, a po wojnie Uniwersytetu Łódzkiego; Józef Zieliński (1899 – 1976 Kraków), historyk najnowszych dziejów politycznych Polski; Józef Bartłomiej Zimorowic (1597 – 1677 Lwów), kronikarz Lwowa.

Najbardziej znani malarze polscy urodzeni w Wilnie

W etnicznie polskim Wilnie do 1945 roku urodziło się setki zasłużonych i znanych Polaków, wśród których znaleźli się m.in. następujący malarze: Michał Elwiro Andriolli (1836-1893 Nałęczów), rysownik, ilustrator i malarz, przedstawiciel romantyzmu, wzięty ilustrator książkowy: zilustrował wiele dzieł literackich polskich autorów, w tym Mickiewicza, Słowackiego, Kraszewskiego, Orzeszkowej, szczególnie znane i cenione są jego ilustracje do „Pana Tadeusza” oraz „Konrada Wallenroda” Adama Mickiewicza; Józef Bałzukiewicz (1867-1915 Wilno), malarz - uprawiał malarstwo religijne, pejzażowe, portretowe, rodzajowe, jeden z członków-założycieli polskiego Wileńskiego Towarzystwa Artystycznego; Łucja Bałzukiewicz (1887-1976 Lublin), malarka, do 1946 roku działająca w Wilnie, następnie w Lublinie, malowała obrazy religijne (m.in. obraz MB Ostrobramskiej dla archikatedry w Białymstoku), krajobrazy, martwe natury i portrety; Stanisław Bohusz-Siestrzeńcewicz (Siestrzeńcewicz) (1869-1927 Warszawa), malarz, rysownik, profesor polskiego Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie; Rafael lub Rafał Chwoles Chwoles (1913-2002 Paryż), polski malarz i grafik pochodzenia żydowskiego, przybył do Polski podczas drugiego wysiedlania Polaków z Wilna w latach 1957-59 i w latach 1959-69 działał w Warszawie, mieszkając w Paryżu regularnie przyjeżdżał do Polski, w 2006 r. odbyła się w Muzeum Uniwersyteckim w Toruniu wystawa „Wilno i cały świat w malarstwie Rafaela Chwolesa (1913-2002)”; Halina Hermanowicz (1905-1983 Radom), malarka i pedagog, po wypędzeniu z Wilna w 1945 roku działająca w Radomiu, wykładowca Studium Nauczycielskiego w Radomiu, malowała liczne realistyczne portrety i sceny rodzajowe oraz obrazy religijne dla kościołów w Radomskiem; Józef Horyd (1898 Wilno? – 1939 pod Dęblinem), malarz, tworzył obrazy olejne, witraże i freski, wykonał m.in. freski w siedzibie Izby Przemysłowo-Handlowej w Wilnie i piękne witraże dla kasyna oficerskiego w Wilnie; Barbara Houwalt-Kostecka (ur. 1935), malarka i poetka (4 tomiki wierszy) działająca w Poznaniu, miała wystawy indywidualne swoich obrazów w kilku miastach Polski oraz brała udział w wystawach zbiorowych w kraju i za granicą; Antoni Kamieński (1860-1933 Warszawa), malarz i grafik, dostarczał do angielskich i francuskich czasopism rysunki o tematyce rosyjskiej, a w latach 1894-1912 współpracował z warszawskim „Tygodnikiem Ilustrowanym”; Edward Karniej (1890-1942 Toruń), polski malarz (uczeń Ludomira Sleńdzińskiego w Wilnie), scenograf i dekorator teatralny w Wilnie i Toruniu; Michał Aleksander Piotr Kulesza (1799-1863 Białystok), malarz i grafik (uczeń Jana Rustema na Uniwersytecie Wileńskim, był w Wilnie, członek Zgromadzenia Filaretów), działający w Grodnie i Białymstoku, tematyka jego obrazów i rysunków jest wybitnie kresowa; Andrzej Lachowicz (ur. 1939), grafik, fotografik, malarz, twórca filmów, teoretyk sztuki, pionier i pomysłodawca Międzynarodowych Triennale Rysunku we Wrocławiu, jego prace są w wielu muzeach i zbiorach prywatnych; Albin Łubniewicz lub Albin Lubniewicz (1910-1986 Łódź), malarz, wykonał polichromię w kościele MB Zwycięskiej w Łodzi, brał udział w wystawach zbiorowych w kraju i za granicą; Józef Marszewski (1825 Wilno lub Warszawa – 1883 Warszawa), malarz, najbardziej znane są jego pejzaże znad Wilii i Niemna, widoki Wilna, nokturny, wiele jego obrazów przepadło w zawieruchach wojennych, m.in. obraz batalistyczny „Przejście przez Berezynę”; Stanisław Michałowski (1915-1980 Gdańsk), malarz (uczeń Tymona Niesiołowskiego w Wilnie), profesor Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Sopocie; Jerzy Ostrogórski (ur. 1944), malarz, profesor nauk o sztukach pięknych, specjalność malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku; Rajmund Pietkiewicz (ur. 1920), malarz, grafik, profesor i 1965-69 rektor Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku/Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku; Alfred Izydor Römer (1832-1897 Karolinowo koło Postaw na Wileńszczyźnie), malarz, rzeźbiarz, medalier, historyk sztuki, etnograf, uczestnik Powstania Styczniowego 1863, od 1884 roku działający w Krakowie, swoje zbiory dawnych dokumentów ofiarował krakowskiemu muzeum, autor obrazu „Madonna Pińska”; Ludomir Sleńdziński (1889-1980 Kraków), jeden z największych polskich malarzy XX w., rzeźbiarz, pedagog, profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, a po wojnie Politechniki Krakowskiej (rektor); Marian Słonecki (1886-1969 Warszawa), malarz i konserwator dzieł sztuki, uczestnik Powstania Warszawskiego 1944, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, to jemu pierwszemu udało się sprowadzić i odnowić zrabowany przez Niemców w czasie II wojny światowej Ołtarz Wita Stwosza w bazylice Mariackiej w Krakowie; Kajetan Sosnowski (1913-1987 Warszawa), malarz, współzałożyciel Grupy 55; Andrzej Strumiłło (ur. 1927), malarz, grafik, rzeźbiarz, fotograf, poeta, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, 1982-84 kierownik pracowni graficznej Sekretariatu Generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) w Nowym Jorku; Henryk Święcicki (1926-1985 Warszawa), malarz - zajmował się malarstwem sztalugowym, jego prace były wystawiane na wernisażach i wystawach, dziennikarz, działacz społeczny i dyplomata; Leonard Torwirt (1912-1967 w okolicach Ciechanowa), malarz, konserwator zabytków, scenograf, docent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu; Andrzej Urbanowicz (1938-2011 Szklarska Poręba), artysta wizualny działający w Katowicach i USA, jego prace są zgromadzone w muzeach na całym świecie, także w Muzeum Śląskim w Katowicach; Danuta Romana Urbanowicz (1926-1989 Warszawa), aktorka teatralna (m.in. Teatr Polski i Teatr Narodowy w Warszawie), w późniejszym okresie życia malarka, jej pełne tragizmu obrazy po raz pierwszy zostały wystawione w 1992 roku w Londynie, a w Polsce pierwsza wystawa jej prac miała miejsce w Warszawie w 1997 roku; Joanna Wierusz-Kowalska-Turowska (1930-2005 Paryż), malarka, konserwator dzieł sztuki, tworzyła głównie abstrakcje liryczne, ponadto zajmowała się rysunkiem i freskiem, miała wystawy swych prac w Polsce, Francji i w Niemczech, jej obrazy są w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i Suwalskim Muzeum Okręgowym; Andrzej Wróblewski (1927-1957 w Tatrach), malarz (uczeń Zbigniewa Pronaszki) i pracownik dydaktyczny Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie; Albert Żamett, czasem także Wojciech Żamett (1821-1876 Wilno), malarz i rysownik, znany głównie jako pejzażysta, dekorator teatru polskiego w Wilnie.

Powiązania św. Alberta Chmielowskiego ze Lwowem i Małopolską Wschodnią

Papież Jan Paweł II podczas drugiej pielgrzymki do Polski w czerwcu 1983 roku beatyfikował, a w Rzymie w 1989 roku kanonizował brata Alberta Adama Chmielowskiego (1846-1916), założyciela zgromadzenia albertynów i albertynek, znanego z pełnej poświęcenia pracy dla biednych i bezdomnych. Jego życie związane było także ze Lwowem i Małopolską Wschodnią. I tak w 1877 roku przebywał on w Chorostkowie koło Husiatyna (woj. tarnopolskie) w dobrach Wilhelma Siemieńskiego, skąd robił wypady malarskie (bo był także malarzem) do Pieniak, Zarzecza i Janowa, w latach 1879-80 mieszkał we Lwowie u znanego malarza polskiego Leona Wyczółkowskiego, malując tam jeden z najlepszych swoich obrazów „We Włoszech”, w 1880 roku odprawił rekolekcje w konwikcie jezuitów w Tarnopolu i tutaj utwierdził się w decyzji wstąpienia do klasztoru. Późniejsza jego działalność zakonno-charytatywna na terenie Małopolski Wschodniej objęła m.in. Lwów (gdzie powstał dom albertynów), Sokal, Stanisławów (gdzie powstał drugi dom albertynów) i Tarnopol.

Kościół katolicki w Szumbarze na Wołyniu

Kościół katolicki w Szumbarze w powiecie krzemienieckim należał w latach 1727-1832 do trynitarzy w Krzemieńcu. Pierwszy kościół w Szumbarze, drewniany, ufundowała w 1724 roku Franciszka Błędowska, a nowy, murowany został wzniesiony w 1905 roku, po carskim ukazie tolerancyjnym. Jak wskazują stare księgi metrykalne, mieszkańcy Szumbaru byli wówczas katolikami obrządku łacińskiego. Po likwidacji klasztoru trynitarzy w Krzemieńcu w 1832 roku władze carskie nie tylko że zamknęły kościół w Szumbarze, ale także zmusili miejscową ludność polską na przejście na prawosławie; także skonfiskowane Polakom majątki oddano zasłużonym dla caratu Rosjanom. W drugim-trzecim pokoleniu prawosławni Polacy zukrainizowali się. W odrodzonej w 1918 roku Polsce reaktywowano parafię katolicką w Szumbarze, która w 1939 roku liczyła 620 wiernych, w tym sporo osadników wojskowych, którzy otrzymali działki ziemi z rozparcelowanych porosyjskich majątków, zabranych uprzednio Polakom. Proboszczami byli tu ksiądz Słuczanowski, a później ks. Zygmunt Grabowski (do 1939 r.), kapelan rezerwy 12 Pułku Ułanów. Po zajęciu Wołynia przez Sowietów we wrześniu 1939 roku deportowano na Sybir ponad połowę wiernych parafii szumbarskiej (osadników wojskowych, gajowych, przedstawicieli władzy lokalnej, policjantów i inteligencję), a w 1943 roku nastąpiła zagłada samego kościoła, której dokonali sfanatyzowani nacjonaliści ukraińscy, którzy rzucili nie tylko hasło „wyrżnięcia Polaków”, ale także zniszczenia wszystkich rzeczy, które świadczyły o polskości Wołynia. Zagładę kościoła w Szumbarze tak opisuje w swych wspomnieniach jego ostatni proboszcz, z lat 1939-43, ks. Józef Kuczmański: „...Ukraińcy ułożyli przy wejściu stos słomy i drzewa i podpalili: kiedy drzwi wypaliły się, weszli, rozbili dla przewiewu okna, zwalili wszystkie ławki, konfesjonały i ołtarze w środku kościoła i podpalili. Po pożarze porozbierali dachy, pokryli nimi swoje budynki i nawet cegły i granit, wszelki budulec z fundamentów, wszystko co zostało zabrali i rozwłóczyli. Nawet grobowce Ledóchowskich i innych zburzyli: wyrzucili trumny, rozebrali cegła po cegle, wyrąbali stare lipy (przy kościele), całkowicie spustoszyli to przepiękne miejsce na Krasnej Górze, gdzie stał szumbarski kościół”. Podczas tej akcji banderowcy wymordowali pozostałych tu Polaków, którzy na czas nie uszli przed rzezią.

Odelsk zamieszkały przez Polaków został oderwany od Polski

Zaledwie kilkaset metrów od granicy z Polską (woj. podlaskie, na wschód od Sokółki), a 30 kilometrów na południe od Grodna, na terenie dzisiejszej Białorusi leży wieś, a dawniej miasteczko Odelsk. Była to ziemia od dawna polska i katolicka, gdyż w Odelsku ustanowiono parafię katolicką już w 1490 roku. Miasto założyła w I połowie XVI w. królowa Bona, żona króla polskiego Zygmunta Starego. Po III rozbiorze Polski w 1795 roku Odelsk znalazł się na terenie Prus, a od 1808 do 1915 roku był w zaborze rosyjskim (gubernia grodzieńska). W 1886 roku mieszkało w Odelsku 1346 osób, a spis ludności z 1897 roku odnalazł tu 1435 mieszkańców, spośród których 95% stanowili Polacy-katolicy, pozostali to żydzi i kilku prawosławnych. Po I wojnie światowej i wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku Odelsk znalazł się w granicach odrodzonego państwa polskiego: w powiecie sokólskim, w województwie białostockim. We wrześniu 1939 roku Związek Sowiecki w zmowie z Niemcami (pakt Ribbentrop-Mołotow) dokonał zbrojnego ataku na Polskę i zajął całe Ziemie Wschodnie, Małopolskę Wschodnią i Białostocczyznę wraz z Odelskiem. W 1944 roku Armia Czerwona ponownie zalewała ziemie polskie – już nie tylko Kresy, ale także etniczne ziemie polskie. Jeszcze wojna trwała, jeszcze dalsze losy Polski były niewiadome, a już Stalin wytyczył tymczasową nową granicę polsko-sowiecką, która pozostawiała Odelsk w granicach Związku Sowieckiego – Republiki Białoruskiej, pomimo że tzw. Linia Curzona, w oparciu o którą granicę tę rzekomo wyznaczano, przebiegała dwa kilometry na wschód, a polscy jego mieszkańcy (większość mieszkańców!) oczekiwali i podejmowali starania o włączenie Odelska do Polski, gdzie znalazła się większa część ich parafii i większość ich ziem uprawnych. Akcję zbierania podpisów o przyłączenie Odelska do Polski prowadził kierownik miejscowej szkoły Ignacy Mazur, za co został zesłany przez NKWD do łagru na 10 lat. Spowodowało to ucieczkę wielu Polaków z Odelska (w tym jednorazowej grupy 200 osób) przez nową granicę do Polski. Narzucona przez Stalina „tymczasowa” granica na odcinku Odelska została utrzymana i pozostaje po dziś dzień, od 1991 roku jest granicą polsko-białoruską. Pozostałych w Odelsku Polaków zapędzono do utworzonego tu kołchozu, zabierając im siłą inwentarz i ziemię, pozostawiając jedynie niewielkie działki przyzagrodowe, na które nakładano wysokie podatki i obowiązkowe kontyngenty. Opornych często aresztowano, a szereg osób zesłano na wschód. W Odelsku urodził się w 1946 roku i wychowywał w polskiej rodzinie Ignacego Kondrusiewicza (1906–1985) i Anny Kondrusiewicz z domu Szusta (1911–1999) Tadeusz Kondrusiewicz, późniejszy wikariusz w polskim kościele św. Ducha w Wilnie i polskich parafii w Grodnie: MB Anielskiej i św. Franciszka Ksawerego, następnie arcybiskup Moskwy, a od 2007 roku metropolita mińsko-mohylewski (Białoruś). W tutejszej szkole polskiej uczyła Andżelika Borys (ur. 1973), działaczka polska na Białorusi, w latach 2005-10 przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi. Wieś ma nadal charakter polski, chociaż ostatnio białorutenizację tutejszych Polaków prowadzi na polecenie Watykanu i władz białoruskich Kościół katolicki na Białorusi.

Marian Kałuski
(Nr 108)

Wersja do druku

Obiektywny - 04.05.15 11:44
Dziwne!?
Pan Kałuski pytał a ja odpowiedziałem.
Ale ja już po wpisie p. Admina żadną odpowiedzią nie jestem zainteresowany
^

Obiektywny - 04.05.15 10:27
(.......) Komentarz zatrzymany z uwagi na niczym nie udokumentowane informacje dotyczące innych wypowiadających się na tym forum. Bardzo proszę o komentowanie tylko i wyłącznie treści powyższego artykułu i kulturalne spieranie się na argumenty. Dziękuje.
Admin

Marian Kałuski - 16.04.15 13:16
"Obiektywny" może się trzymać swego zadania; nikt mu tego nie zabrania, a już na pewno nie ja. Wiadomo, że różni historycy różnie interpretują różne wydarzenia historyczne. Nie ma on jednak prawa przypisywać sobie racji w tej czy innej sprawie (czy w ogóle jest historykiem?), co mi złośliwie zarzuca. Ja sobie nie przypisuję racji. Jedynie wypowiadam swoją opinię i w razie jej kwestionowania staram się ją bronić. To normalna rzecz wśród historyków. Dlatego podtrzymuję to co napisałem: "Polska sama stworzyła Prusy, które w latach 1772-1795 zniszczyły państwo polskie".

Od ukazania się ostatniego wpisu "Obiektywnego" minęła chwilka, więc nie jestem przygotowany do pełnej odpowiedzi na jego uwagi. Przytoczę więc tylko trzy wypowiedzi wybitnych historyków, które dość mocno wspierają to co napisałem:

1. Kasper Wojnar "Historia Polski" Warszawa 1920: "Zygmunt wobec tego, że zakon krzyżacki przestał istnieć, miał prawo ziemie zakonne jako opróżnione lenno wcielić do Polski, tymczasem powodowany słabością do siostrzeńca (chodzi o mistrza krzyżackiego Albrechta, pierwszego władcy Prus Książęcych - M.K.) zgodził się na tę zmianę... Tak powstało księstwo Pruskie, z którego niestety w przyszłości drogą zdrady i przeniewierstwa wyrosło późniejsze Królestwo Pruskie, najcięższy i najgroźniejszy wróg Polski".

2. A. Lewicki I J. Friedberg "Zarys historii Polski" Londyn 1947: "Zygmunt I zgodził się na sekularyzację Prus... między innymi również z tego względu, iż w tym czasiegroził Węgrom najazd turecki, od odparcia którego, przez udzielenie pomocy Ludwikowi (Ludwik II Jagiellończyk był wnukiem Zygmunta I i władcą Węgier i Czech), trzeba było mieć spokój na północy". - Czyli dla Zygmunta I ważniejsze były losy Węgier rządzonych przez jego wnuka niż
sprawy polskie!

3. Oskar Halecki "Czasy Jagiellońskie" Londyn 1956: "Przyznając zaś prawo do sukcesji w nowym księstwie pruskim tylko bocznej linii Hohenzolllernów, a nie elektorom brandenburskim, starano się zapobiec dalszym, niebezpiecznym konsekwencjom tego kompromisu (hołdu pruskiego - M.K.), które pojawiły się dopiero wtedy, gdy przez rozszerzenie sukcesji na linię elektoralną, niebacznie dokonane za następców Zygmunta I, Królewiec i Berlin znalazły się w jednym ręku". - Stało się to m.in. dzięki "mądrej" decyzji króla Jana Kazimierza!

Marian Kałuski, Australia

Obiektywny- mimo wszystko - 16.04.15 10:53
Chyba już mieliśmy parę takich "sądów" o historii Polski na tym forum, w których zawsze Kałuski przyznawał sobie rację, ale zawsze warto odświeżyć sobie pamięć... może pojawią się nowe wątki czy argumenty? Mnie chodziło jedynie o zdanie Kałuskiego „Polska sama stworzyła Prusy, które w latach 1772/1795 zniszczyły państwo polskie”.
Moim zdaniem NIE można czegoś tworzyć co już istniało czy istnieje.
***
Zygmunt I Stary
Tym razem inny fragment - pisze Kałuski: „król Zygmunt I Stary zamiast włączyć ziemie krzyżackie”... itd.
Zgoda, ale.... i w tym problem, gdyby Krzyżacy byli państwem wegetującym, bez możliwości obrony, wyniszczonym ekonomicznie, bez możliwości pomocy z zewnątrz, bez poparcia innych (jak Zakon Kawalerów Mieczowych w 1561) to Zygmunt nie wachałby się z wcieleniem go.
***
Był traktat między królem Zygmuntem I a Albrechtem Hohenzollerem w dniu 8 kwietnia 1525 r. którego wyniki były następujące:
1) Zakończył się probem z Zakonem Krzyżackim i sprawił, że Polska zaczęła sie liczyć także w polityce Bałtyckiej.
2) Traktat z 1525 określał bardzo wąsko zasady sukcesji w Prusach, gdyby go przestrzegano, już Stefan Batory mógłby wcielić Prusy do Rzeczypospolitej...
3) Bezproblemowo funkcjonował on przez 100 lat, ponieważ pierwsze niesnaski pojawiły się dopiero podczas wojny o Ujście Wisły (1625-29).

***
Zygmunt – podobnie jak POLACY – nie cierpiał tajnej gry politycznej; włoskiej czy francuskiej metody manipulacji, sztyletu i trucizny. Czy opłaciło się to dobrotliwemu królowi i polskiej szlachcie? Ostatecznie nie, gdyż to makiawelistycznie rządzone państwa rozdrapały Rzeczpospolitą. Pozostał jednak mit dobrodusznego, uczciwego władcy, który przyczynił się do złotego wieku kultury polskiej.

Zabrałem głos tylko dlatego, że gdziekolwiek pojawiają się głosy o historii Polski, to zaraz królowie polscy przedstawiani są jako głupcy, którzy doprowadzili Polskę do wszystkich nieszczęśc. I pisze się to bez uwarunkowań geopolitycznych, bez analizy, przyczyn - bez pomyślunku! Przoduje w tym Gazeta Wyborcza, a mnie to się NIE podoba!
***
„Ten twór państwowy (Prusy?) usamodzielnił się w 1657 roku dzięki głupocie króla Jana Kazimierza” – pisze Kałuski
Zygmunt I nie mógł przewidzieć POTOPU? A król Jan Kazimierz nie był głupi!
ON walczył z tym żywiołem!
Ale to są rozważania na inny czas i wśród historyków, którzy nie skracają historii do jednego zdania: „Polska sama stworzyła Prusy, które w latach 1772/1795 zniszczyły państwo polskie”.

Marian Kałuski - 15.04.15 21:18
"Obiektywny", udając mądrego błaznuje pan czy pani. Bo kto zna naprawdę historię Polski ten BARDZO DOBRZE WIE o czym mówię. Po zwycięskiej wojnie z Krzyżakami król Zygmunt I Stary zamiast włączyć ziemie krzyżackie bezpośrednio do Polski (np. dzisiejsze Mazury i Warmię zamieszkiwali Polacy!) zgodził się na utworzenie z nich polskiego lenna pod nazwą Prusy Książęce (hołd pruski w Krakowie w 1525 roku). Ten twór państwowy usamodzielnił się w 1657 roku dzięki głupocie króla Jana Kazimierza, a w 1701 roku stał się - z błogosławieństwem Niemca na tronie polskim Augusta II - Królestwem Pruskim, które w latach 1772, 1793 i 1795 uczestniczyło w rozbiorach Polski, zajmując nawet Warszawę. W 1871 Prusy doprowadziły do zjednoczenia państw niemieckich - powstały Niemcy, które w 1939 roku napadły na odrodzoną w 1918 roku Polskę czego konsekwencje ponosimy po dziś dzień.
To nie jest historia napisana przez Mariana Kałuskiego. To jest prawdziwa historią Polski, którą nie zna 90% Polaków, w tym także "Obiektywny", który wcale obiektywnym nie jest.

Marian Kałuski, Australia

Robert - 15.04.15 15:06
Panie york znowu pan kłamie, ja się nigdy nie upierałem o dekrety Bieruta, udaje pan osła, albo chce pan nim być. Odprawia pan agenturalna robotę do wielu komentatorów. Kłamstwami pan mnie nie przestraszy, tak postępują wrogowie Polski i swołocz komunistyczna.

Obiektywny - 15.04.15 12:48
Marian Kałuski- (wpis 14.04.15 4:19)
pisze, że „Polska sama stworzyła Prusy, które w latach 1772/1795 zniszczyły państwo polskie.

O jakie Prusy tu chodzi, które STWORZYŁA Polska?
Czy tu chodzi o społeczeństwo pruskie?
O losy ziem i plemion pruskich?
O plemiona pruskie które nie stworzyły nigdy organizacji państwowej?
O naród, który u zarania dziejów był gospodarzem dziewiczej krainy pomiędzy dolną Wisłą a Niemnem, a zniknął z historii pod koniec średniowiecza?
Czy o Królestwo Prus – państwo powstałe przez podniesienie Księstwa Pruskiego do rangi królestwa w 1701.
Zadne z tych formacji nie zostało storzonych przez Polskę?

Królestwo Prus powstało w momencie koronacji Fryderyka III w 1701 z dotychczasowego państwa Brandenburgia-Prusy. Jedną z pierwszych osób, które złożyły Fryderykowi gratulacje, był ówczesny król polski i książę saski August II Mocny. Ale tego tytułu NIE uznał Sejm Rzeczypospolitej, co z punktu prawnego było równoznaczne z nieuznawaniem go przez państwo polskie!

Dla informacji warto dodać, że pierwsi Prusowie dotarli w nieprzebyte puszcze wokół Wielkich Jezior Mazurskich prawdopodobnie około połowy pierwszego tysiąclecia p.n.e.
Dużo więcej w książce znawcy tego tematu i historyka p. Łucji Okulicz-Kozaryn - "Dzieje Prusów"

I jeszcze jedno pytanie: dlaczego przepisuje Pan swoją i tylko swoją historię POLSKI na łamy Kworum i w dodadku jak w zdaniu (wpis) „Polska sama stworzyła Prusy, które w latach 1772/1795 zniszczyły państwo polskie” - ją fałszuje?

york - 15.04.15 11:35
Ad. Robert
Jeśli nie potrafi Pan uszanować uczucia tych, którzy walczyli i oddali życie za Polskę, oraz ich rodzin, które w bardzo wielu przypadkach, jak chociażby bohaterskiego rotmistrza Pileckiego, czy generała Fieldorfa do dnia dzisiejszego nie znają miejsca pochowku swoich bliskich i nie mają de facto gdzie zapalić symbolicznych zniczy, czy wieńców, to jest tylko i wyłącznie Pański problem, chociaż sposób Pańskiego rozumowania w tej sprawie wydaje się znacznie większym problemem.
Upierając się zaś w obronie ustanowionego dekretem Bolesława Bieruta „Dnia Zwyciestwa” 9 maja, jednego okupanta Polski nad drugim, tym samym staje Pan po tej samej stronie, co stał Urząd Bezpieczeństwa Publicznego i wyklucza, jako partner do jakiejkolwiek dyskusji w tej sprawie, bo szkoda mojego czasu, na prowadzenie dyskursu z kimś, kto się „czepia, dla samego czepiania”, chociaż to jest i tak bardzo delikatne określenie.

Robert - 15.04.15 9:38
Panie york, co Pan tutaj mąci, niech Pan przeczyta jeszcze raz to co napisałem. A czyniłem to w oparciu o materiał źródłowy, powiedziałbym nawet bardzo źródłowy, niech pan nie pomija że skierowali się kombatanci do posłów PiS-u aby Sikorski zlikwidował to Haniebne Święto. Co też na pewno z pełna żarliwości to uczyni - to przecież wola Moskwy, Berlina i Paryża, zakazać obchodzenie dnia Zwycięstwa Polsce i Polakom - bez wskazania że Polska i Polacy mieli poważny udział nad zwycięstwem III rzeszy, i maja prawo obchodzić je godnie, z pełną pompą. Data zawsze jest do ustalenia - ale nie przez Sikorskiego?, obecny rząd? i parlament?. Zamienił kijek, na ponowną hańbę. Niestety żadne źródło, tego nie chce widzieć, wiec absurdem jest stanowisko kombatantów, których już praktycznie nie ma, a jeżeli nawet to z jakiego frontu oni pochodzą. W mojej rodzinie było ich wielu - zostało tylko 2 osoby. Proszę zapoznać się z wypowiedziami prowodyrów rosyjskich rajdu "Nocne Wilki", jak i naszych rajdowców katyńskich. Może wtedy, łatwiej będzie mógł Pan, rozumieć czym jest kłamstwo faktów historycznych - za takie wypowiedzi, nie powinni być wpuszczeni na terytorium Polski.
Niestety ja nie zgadzam się na fałszowanie naszej Historii, chociaż wybielanie barbarzyńców stało się już specjalnością narodową, a beneficjentem są nasi wrogowie. Panie york, im bardziej będę pisał o tym, o czym Pan myśli - to wypadnie Pan bardzo blado.

york - 15.04.15 9:17
Kto kogo prowokuje? Szwecja i Finlandia zacieśniają relacje z NATO. Rosja uaktywnia wywiad i… wyraża zaniepokojenie
„Wyjątkowe zaniepokojenie” Rosji wzbudziły działania Finlandii i Szwecji, które rozpoczęły proces zacieśniania relacji z NATO.
O zaniepokojeniu Rosji - mówił Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji. Jest to reakcja na wspólne oświadczenie ministrów obrony DANII, FINLANDII, ISLANDII, NORWEGII I SZWECJI, które zostało opublikowane na łamach norweskiego dziennika „Aftenposten” – informuje agencja Reuters.
Ministrowie stwierdzili, że ich państwa muszą wspólnie przygotować się na potencjalne kryzysy i incydenty inicjowane przez Rosję. Zadeklarowali wzmocnienie wspólnego potencjału obronnego i podkreślenie solidarności z państwami bałtyckimi.
Ich celem ma być zwiększenie bezpieczeństwa w regionie poprzez odstraszanie.
Zaznaczyli oni w oświadczeniu, że u granic ich państw i państw bałtyckich wzrasta aktywność rosyjskiego wojska i wywiadu.
Rosyjskie wojsko prowokuje nas wzdłuż naszych granic - podkreślili.
Treść oświadczenia była bardzo ostra jak na Skandynawów, zwłaszcza jak na Finlandię i Szwecję, które dotychczas starały się zachować w miarę stonowane stanowisko jako państwa pozostające poza NATO i teoretycznie będące na marginesie sporów Sojuszu z Rosją.
Polityka zagraniczna Kremla skłania jednak wszystkie kraje skandynawskie do zwarcia szeregów i zajęcia bardziej zdecydowanego stanowiska.
mmil/ tvn24.pl
autor: Zespół wPolityce.pl
http://wpolityce.pl/swiat/240607-kto-kogo-prowokuje-szwecja-i-finlandia-zaciesniaja-relacje-z-nato-rosja-uaktywnia-wywiad-i-wyraza-zaniepokojenie

Czy ministrów obrony tych państw skandynawskich można posądzić o rusofobię ???

Marian Kałuski - 15.04.15 3:07
O "His"

Osobnik (bo nie człowiek!), który ukrywa się pod pseudonimem i obraża imiennie czyli konkretne - fizyczne osoby jest po prostu zwykłym chamem. Jest prawdziwym towarzyszem sowieckim, gdyż zachowuje się zgodnie z "kulturą" i moralnością bolszewicką!
W sądzie na pewno przegrał by sprawę o "towarzysza".
"His" jest dodatkowo ciemniakiem, bo nie zna historii Rosji i Polski, a przez to zbrodni popełnianych od wielu setek lat przez etnicznych Rosjan (np. czy Zydzi dokonali rzezi ludności warszwskiej Pragi - 20 000 ofiar - w 1794 roku?; czy carscy gubernatorzy warszawscy - zbrodniarze byli również Zydami?). Jest także obrzydliwym antysemitą. Jego głupi antysemityzm szkodzi Polsce! Bo właśnie taki antysemityzm, który jest wodą na ich młyn, wykorzystują Zydzi w Izraelu i USA do szkalowania Polski i całego narodu polskiego. Także i mnie. Przez takiego idiotę!

Marian Kałuski, Australia

His - 14.04.15 21:35
Towarzyszu Kałuski znowu cytujecie Gazetę Wyborczą której sprzedaż w Polsce spada i to dobry znak.

http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/03/piotr-moskwa-aleksander-solzenicyn-pokazal-swiatu-zbrodnie-zydowskie/

"Aleksander Sołżenicyn: pokazał światu zbrodnie żydowskie w powieści Archipelag Gułag – TERROR ŻYDOWSKI ZABIŁ 66 MILIONÓW LUDZI W ROSJI...
Pisał bardzo dużo, szczególnie poświęcił się ujawnieniu zbrodni żydowskich związanych z aparatem komunistycznym zniewolenia i terroru. Swoją główną pracę w tym temacie zatytułował Archipelag Gułag. Dzieło to w istocie jest potężnym trzytomowym zbiorem informacji historyczno-dokumentalnych ukazującym potworność życia w łagrach, czyli obozach na terenie sowieckiej Rosji stworzonych przez Żydów."

66 MILIONÓW OFIAR ŻYDOWSKIEGO TERRORU W ROSJI jak towarzysz Kałuski liczył że Rosjanie są na pierwszym miejscu ?
Z tego wynika że Żydzi nie mają sumienia, więc nie mają zbrodni na sumieniu ?

Co do tej "zachodniej demokracji" jaką podobno mamy w Polsce coraz więcej Polaków uważa tak samo jak Eugeniusz Lubański, obserwujący z bliska jej za dolary narodziny na Ukrainie.

"Nie lubię prostactwa, które teraz za pomocą pseudodemokracji próbuje wziąć losy świata w swe ręce, jak to uczynili bolszewicy w 1917 roku. Niby to nowe hasła, ale pod maską twarz tego samego diabła ateizmu i prostactwa."


Ja też nie lubię prostactwa i judeo-satanizmu w Polsce, dobrze, że młodzi Polacy nie dają się zwieść żydodemonkracji, którą nam tu towarzysz Kałuski ciągle na pewno nie bezinteresownie zachwala.

W książce "MSZ polski czy antypolski" ambasador Krzysztof Baliński poświęcił jeden akapit panu Kobylańskiemu, którego za słowa "w Polsce muszą rządzić Polacy" zaatakowało żydostwo okupujące nasz MSZ. Takich Polaków nam potrzeba jak pan Kobylański a nie towarzyszy powielających szechterowską propagandę i jeszcze mających tupet pouczać innych.

Marian Kałuski - 14.04.15 4:19
O mądrą politykę wschodnią

Chyba każdy naród - każde państwo ma zbrodnie na swoim sumieniu. Jedne mniej, inne więcej. Ale chyba najwięcej zbrodni na swoim sumieniu mają Rosjanie i Rosja. Jeśli jakiś naród/państwo był i jest narzędziem w rękach szatana - to dla mnie bez wątpienia takim narodem/państwem jest Rosja. To państwo, podobnie jak Ukraina i Białoruś, nigdy nie będzie państwem demokratycznym i praworządnym. Bo te trzy narody nie należą do kultury zachodniej (Zachodu). To państwa kultury turańskiej. W dużym stopniu dotyczy to także Litwinów/Litwy. Chrześcijaństwo (chociaż nominalnie Litwini są katolikami, przez kilka wieków byli pod silnym wpływem prawosławia i kultury turańskiej) nie wypleniło z nich barbarzyństwa i pogaństwa oraz wodzostwa.
Naszym nieszczęściem jest to, że graniczymy z nimi. Dlatego Polska powinna jak najmocniej związać się z Zachodem i wypracować naprawdę dobrą dla Polski (a nie dla kogoś innego!) politykę wschodnią, a nie bujać w obłokach i bredzić o jakimś Międzymorzu (sto lat temu można było o tym dyskutować, ale dzisiaj to utopia - marzenie ściętej głowy) i strategicznym partnerstwie z Litwą i Ukrainą. Bo wody z ogniem nie da się połączyć.
Polska sama stworzyła Prusy, które w latach 1772/1795 zniszczyły państwo polskie. Nie twórzmy dzisiaj banderowskiej Ukrainy, bo ona w dzisiejszych warunkach geopolitycznych może być większym dla nas zagrożeniem niż Rosja. Bo Rosja nie ma pretensji terytorialych wobec Polski - Ukraina je ma!
Polacy, zacznijcie wreszcie trochę myśleć - troszczyć się przede wszystkim o swoją ojczyznę.

Marian Kałuski, Australia

york - 14.04.15 0:27
Ad Robert.
Szanowny Panie Robercie widzę, że nie do końca żeśmy się zrozumieli i stąd ta kontrowersja.
Ja zaś celowo odszukałem i zacytowałem ten źródłowy tekst, aby poznać motywy tej inicjatywy środowisk kombatanckich i myślę, że zarówno Pan, jak i oni macie rację.
Prawdą jest to, co Pan napisał o naszych stratach ludzkich, jak i materialnych, a zwłaszcza tych, które są skutkiem utraty naszych Kresów Wschodnich, bo to są fakty, a z faktami się nie dyskutuje.
Tyle tylko, że my, jako Polacy padliśmy ofiarą dwóch równorzędnych, zbrodniczych sąsiadów, którzy zaraz potem sami skoczyli sobie do oczu, bo najwyraźniej uznawali, ze ówczesna Europa, nie może mieć „dwóch panów”. Konsekwencją, czego, znaleźliśmy się pod okupacją wschodniego totalitaryzmu na niemal pół wieku, naznaczone bezmiarem nigdy nie rozliczonych zbrodni na naszym narodzie, a zwłaszcza na naszych elitach intelektualnych.
I z tych powodów właśnie należałoby przyznać rację środowiskom kombatanckim, które mają moralne prawo do negowania sensu obchodzenia Dnia Zwycięstwa w dniu 9 maja na wzór i podobieństwo sowieckiego okupanta Polski, a ustanowionego dekretem sowieckiego namiestnika i zbrodniarza Bolesława Bieruta.
Pisałem o tym w poprzednim komentarzu i powtórzę, że takowe święto „Zakończenia Działań Wojennych w Europie” powinniśmy obchodzić, ale w innym terminie, jak to ma miejsce chociażby w krajach zachodnich, ale na pewno nie Dnia Zwycięstwa jednego, zbrodniczego okupanta Polski nad drugim.
Wprawdzie jest to może „szczegół”, ale jakże ważny dla nas wszystkich i taki był właśnie powód mojego głosu w tej sprawie.
Pozdrawiam. york.

Seweryn - 14.04.15 0:09
Re: Robert,co ty mozesz podzielac? Ty jestes sam podzielony!
Nie osmieszaj lepiej tutaj. Wlazisz w sprawy,o ktorych masz
kiepskie pojecie.

york - 13.04.15 22:40
Ad His
Człeczyno przestań bredzić, bo cuchnie od tych wypocin starą, brudną, rosyjską onucą na kosmiczną odległość.
Pierwszym z brzegu przykładem zbrodni rosyjskiej dziczy o azjatyckiej mentalności jest niczym nie sprowokowana, pamiętna szczególnie dla nas Polaków rzeź Pragi, którą po upadku powstania kościuszkowskiego dokonały rosyjskie oddziały pod dowodztwem generała Aleksandra Suworowa, bohatera Rosji i patrona uczelni wojskowych.
Podobnymi zresztą zbrodniczymi metodami Rosja dokonała kolonizacji Syberii, aż po Sachalin i Kamczatkę, bo taka jest ich mongolsko stepowa mentalność.

Lubomir - 13.04.15 20:49
Opcję zgromadzoną wokół swoistej Familii: Merkel-Schroeder-Steinbach i Grass, trudno nazwać Polakami. Ta opcja nawet weterana Waffen-SS Grassa, wyróżniła Honorowym Obywatelstwem Gdańska. Dla tej opcji Polska to dziki kraj, bez kultury i literatury. Mickiewicz to Litwin Mickevićius, a Słowacki to Ukrainiec - Słowackij. Ta opcja ma także oryginalne i niepolskie poglądy, zarówno na temat Pomorza, Śląska, jak i m.in. na temat Podkarpacia. To najnowsza Piąta Kolumna. Tyle, że perfekcyjnie maskująca się. Tylko czy z pewnością perfekcyjnie?. Pokazywanie zdrajców palcami wskazującymi, z pewnością wpędza ich w zakłopotanie. Najwyraźniej czują się jak maoistowska Banda Czworga, przed ostateczną rozprawą. Chińska Republika Ludowa, gdy pozbyła się swoich hamulcowych, dokonała nie teoretycznego, nie propagandowego skoku naprzód, ale skoku realnego i wciąż kroczy do przodu, wywołując zdziwienie całego cywilizowanego świata. Polska wciąż ma potencjał, by uwolnić się od toczącego ją raka. Każde wybory są tą wielką szansą. Jak Szaweł z prześladowcy chrześcijan stał się głosicielem Wiary i Prawdy, tak III RP może stać się realną kontynuatorką I i II RP. Zdrowe prawo może ucywilizować nawet grandziarzy i warchołów.

Agamemnon - 13.04.15 20:17
Historia magister vitae testis temporum.
Był już taki półgłupek co "przywiózł pokój".

His - 13.04.15 19:25
http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/03/piotr-moskwa-aleksander-solzenicyn-pokazal-swiatu-zbrodnie-zydowskie/

"Aleksander Sołżenicyn: pokazał światu zbrodnie żydowskie w powieści Archipelag Gułag – Terror żydowski zabił 66 milionów ludzi w Rosji.....
Pisał bardzo dużo, szczególnie poświęcił się ujawnieniu zbrodni żydowskich związanych z aparatem komunistycznym zniewolenia i terroru. Swoją główną pracę w tym temacie zatytułował Archipelag Gułag. Dzieło to w istocie jest potężnym trzytomowym zbiorem informacji historyczno-dokumentalnych ukazującym potworność życia w łagrach, czyli obozach na terenie sowieckiej Rosji stworzonych przez Żydów."

Propaganda żydowska przekierowała nienawiść za ich zbrodnie w Rosji na naród rosyjski. Dzisiaj dzięki internetowi prawda wychodzi na jaw. Teraz ta sama propaganda przekierowuje na nas odpowiedzialność za II WŚ.

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/06/Stab-in-the-back_postcard.jpg

Pan Artur Żukow powinien ten doskonały rysunek uaktualnić do obecnej sytuacji i nadać mu kolory. Od czasu jego powstania minęło prawie 100 lat a wciąż jest aktualny.

Robert - 13.04.15 15:37
York, Propozycją Kombatantów? i PiS-u, sami zadajemy kłamstwo historyczne obchodów dnia Zwycięstwa w dniu 9 Maja. Mało tego, Zdejmujemy im sami HAŃBĘ - i prawdę Historyczną, napaści Niemiec i Rosji na Polskę, oraz utratę naszych Kresów, oraz niewoli w jakiej się znaleźliśmy dzięki wschodowi i sojuszników zachodnich. Odbieramy sobie sami własne dziedzictwo narodowe - i prawdę, o co zabiegają nasi sąsiedzi, czyhający na rozbiór Polski, fałszując prawdę historyczną, naszą golgotę i cenę jaka poniosła Polska przez II WŚ.
Z Hitlerem poszła cała Europa i to ochotniczo. wygląda na to, ze powstań tez nie było łącznie z Warszawskim?
Ostatni raz panie york, bez względu na to co oni chcą i do czego zmierzają - Polskie obchody dnia zwycięstwa nad III rzeszą powinny być ustanowione, z uwzględnieniem stanu w jakie barachło zostaliśmy wmontowani.
Ta HAŃBA nie dotyczy nas, to ZHAŃBIŁA się Europa, Rosja i nasi sojusznicy którzy wykorzystywali nas na mięso armatnie. O tym powinniśmy pamiętać i nie tylko kombatanci, ale i PiS-, i głosić w naszej Historii, dla potomnych po wsze czasy.

Robert - 13.04.15 15:00
Panie York niech pan nie przekręca tego co napisałem. A faktycznie jest to pomysł kilku kombatantów niewiadomego pochodzenia i posłów PiS-u - zwrócić się do Sikorskiego w tej sprawie. Zanim pan coś napisze wypada przeczytać to co napisałem. Likwidatorzy Polski chcą zlikwidować wszystko co polskie łącznie z Polską historią - to ma zniknąć, tak ustalono w Moskwie.
Niestety jest to głupota i brak szacunku do Polskiej postawy i działań od Kampanii Wrześniowej II WŚ i udziału sowieckiej napaści na Polskę. Mało tego - a powtarzać się nie zamierzam.
Abyśmy nie znikli z historii Europy i barbarzyństwa niemieckiego, rosyjskiego, Liwy, Ukrainy i pozostałych - Proponuję aby Polski Dzień Zwycięstwa, dotyczył Zwycięstwa nad III rzeszą - na przyszłość niech pan nie przekręca treści moich wpisów - Jasne!

york - 13.04.15 11:12
Zastanawia mnie, co miał na myśli Pan Robert cytując dość chaotycznie wyrwane z kontekstu informacje, na temat pomysłu likwidacji „Dnia Zwycięstwa”, które na sowiecką modłę obchodzone jest jeszcze do dzisiaj 9 maja, bo pełny tekst artykułu z portalu Niezależna.pl brzmi:
„Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie apeluje do marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, aby jak najszybciej wprowadził do porządku obrad przygotowany przez posłów Prawa i Sprawiedliwości projekt ustawy o zniesieniu 9 maja jako Narodowego Święta Zwycięstwa i Wolności.
Skandalem jest, w III Rzeczypospolitej Polskiej nadal obowiązuje w tej sprawie podpisany przez sowieckiego agenta Bolesława Bieruta dekret reprezentującej interesy obcego mocarstwa Krajowej Rady Narodowej.
Data 9 maja nie wywołuje w Polsce tak pozytywnych skojarzeń, jak w krajach zachodniej Europy wyzwolonych spod niemieckiej okupacji przez armie amerykańskie i brytyjskie, a także przez należące do alianckiej koalicji Wojsko Polskie.
W państwach tych przywrócony został, bowiem status quo ante bellum, podczas gdy władzę na ziemiach państw środkowoeuropejskich po wyparciu z nich Wehrmachtu przejęli na pół wieku Sowieci i współpracujący z nimi lokalni zdrajcy. Tak było również w Polsce.
Oburza nas więc, że Sejm nie zlikwidował jeszcze tego święta, będącego haniebnym reliktem czasów komunistycznych i kolejnym dowodem na to, że ideowa więź III RP z PRL nie została jeszcze zerwana.
Dlatego uważamy, że przed 70 rocznicą dnia symbolizującego przejście Polski z jednej niewoli w drugą należy wykreślić to święto z naszego kalendarza” – koniec cytatu.
http://niezalezna.pl/65974-zlikwidowac-haniebne-swieto
P.S. Jestem za tym, aby chociażby ze względu na nasz wkład zbrojny w okresie II Wojny Światowej utrzymać to święto, ale na pewno nie w dotychczasowej formie według napisanego przez Bieruta scenariusza.

Marian Kałuski - 13.04.15 0:30
Poddaję się osobom, które nie zrozumiały lub przez swój fanatyzm partyjny czy rusofobię za nic nie chcą zrozumieć mojego artykułu i moich dodatkowych wyjaśnień. Dalsza polemika z nimi jest bezcelowa.
Tylko Polski mi żal.
Ale chciałbym, aby ktoś mądry i niezależnie myślący wytłumaczył mi na czym polegała rzekoma wielkość prezydentury Lecha Kaczyńskiego - co NAPRAWDE WIELKIEGO dokonał podczas swej prezydentury dla Polski i Polaków w kraju oraz na świecie, jak chociażby tych na Kresach, którzy byli wówczas prześladowani przez Litwinów, Ukraińców i Białorusinów. Bowiem o tej rzekomej jego wielkości, poza propagandą PiS, nie można niczego i nigdzie indziej się dowiedzieć.
Proszę tego źle nie zrozumieć. Naprawdę chcę coś MADREGO wiedzieć na ten temat. Bo temat to aktualny, a ja, bez bicia przyznaję, że w przeszłości mało się nim interesowałem.
Marian Kałuski, Australia

york - 13.04.15 0:19
Kiedy zabierałem głos w sprawie zagrożenia dla Polski i odradzającego się agresywnego imperium zła, to przede wszystkim oparłem swój komentarz o opinie w tej sprawie jednego z najwybitniejszych polskich historyków, specjalistę w zakresie tematyki sowieckiej i rosyjskiej, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Andrzeja Nowaka, analiz amerykańskiej agencji Stratfor, czy też stanowiska Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w sprawie kłamliwej, rosyjskiej propagandy pozostającego na żołdzie Kremla portalu Kresy.pl , którego opinie od bardzo dawna cytuje, jako „prawdę objawioną” Pan Marian Kałuski i całej rozciągłości podtrzymuję, to co napisałem.
Można, bowiem i należy prowadzić dyskusję opartą o argumenty i fakty, ale nie sposób tego uczynić, kiedy oponenci nie potrafią przedstawić jakichkolwiek wiarygodnych argumentów i tylko pozostają przy swoim, „nie, bo nie”.
Tym samym ustawiają się w orszaku Putina, gdzie w obecnych, bardzo niespokojnych dla naszego kraju czasach, nie ma miejsca dla ludzi uczciwych, a ja nie mam czasu, zamiaru, ani ochoty na polemikę ze szkodliwymi dla naszego kraju prowokacyjnymi tezami o kremlowskim rodowodzie.

Robert - 12.04.15 22:25
Chcą na zabrać haniebne? święto - niezależna.pl
A G..o, prawda, powinniśmy obchodzić dzień zwycięstwa nad III rzesza. I tutaj bezspornie mamy jedne z największych osiągnięć. Uchwalili wspólnie w Moskwie, aby Polska nie miała prawa do obchodów dnia zwycięstwa w II WŚ. Chcą nas wymazać z mapy Europy i Świata - rozebrać jako nieudaczników do rządzenia we własnym Państwie. Za tym stoją Niemcy Rosja i Francja. Nie dajmy się ogłupiać tą propozycją PiS-u, a gdzie ta opozycja była od 80 roku. - Mamy prawo do naszego udziału w tej walce gdzie zapłaciliśmy wysoką cenę.

Jan Orawicz - 12.04.15 22:01
Panie York znów muszę Panu pogratulować doskonałego
materiału poznawczego,dotyczacego wizji Międzymorza,którą
tworzył Marszałek J. Pilsudski, ze swoimi czołowym Legionistami.
Ale wiadomo,ze głównie II wś, a po nim zabór sowiecki Polski
zaprzepaścił ten plan naszych wielkich Polaków. Pan historyk
M.Kałuski skromniuteńkie polskie wspieranie Ukrainy, atakowanej
przez Olbrzyma, pojmuje - jako to,że Polacy chca konfliktu
zbrojnego z Rosją! A inaczej prowokują zachłannego kolosa,by
znów napadł na Polskę.A na Ukrainie są przecież - nawet wojskowi
z USA! My, jako sąsiedzi nie mamy prawa wchodzić na Ukrainę z
pomocą humanitarną? Nie wchodzimy z armatami,rakietami,
czołgami itp. do tego kraju,ale po prostu z chlebem dla głodnych
i z lekami. I tym mamy wywołać wojne z Rosją? Pozdrawiam

Lubomir - 12.04.15 21:59
Politycy udający Polaków, ale nie czujący się Polakami, chętnie uznaliby za odrębną narodowość Kaszubów i Ślązaków, ale nie dopuszczają do siebie myśli, że należałoby zawalczyć o autonomię i odrębną narodowość dla naturalnych sojuszników i braci Polaków, dla Żmudzinów. Oby czas zweryfikował i odrzucił tych szczwanych wilkołaków, dążących do rozpadu a nie wzmocnienia Rzeczypospolitej Polskiej.

Robert - 12.04.15 21:27
Panie york, to co prezentuje pan, to zwyczajna propaganda nie mająca nic wspólnego z Polską Racja Stanu, jest poddaństwem uprawianej polityki niszczenia do końca Polski i ich Obywateli m/i przez żydów, dążących do wepchnięcia obecnej zdradzieckiej Polski, w objęcia wojny przeciwko Rosji, pomagając naszym wrogom Ukrainie. Polska, nie ma żadnego interesu uczestniczyć w tej wojnie. Dawid Wildsztajn, Bianka Zalewska, Paweł Bobowicz z wieloma innymi politrukami, niech się kochają prywatnie z Ukrainą w działaniach wojennych, ale to z interesem Polskim i Polską nie ma żadnego związku, poza kontynuacja opluwania Polaków, przez naszych wrogów.

W Pełni popieram stanowisko specjalistę historyka od Polskich ziem Wschodnich, i obecnych państw je okopujących. Ponadto wpływy i dążenia wrogich nam "sprzymierzeńców w rejonie" bynajmniej jeszcze nie gruntowne geopolitycznie - Polska na dzień przed wyborami, może te plany obcych mocno pokrzyżować, jeżeli będzie dysponować własną droga i będzie wola bycia Państwem Suwerennym. Aby tak nie było, widzimy jakie zabiegi są czynione i przez kogo!

W pełni podzielam stanowisko Pana Mariana Kałuskiego. Robert

york - 12.04.15 21:26
Kiedy podejmujemy dyskusję na temat sytuacji geopolitycznej naszego regionu, to nie sposób tego uczynić w poprawny sposób bez gruntownej znajomości historii Rosji, która w istotny sposób determinuje zrozumienie motywów postępowania tak zwanej „rosyjskiej duszy”, a przyczyn tego stanu rzeczy należałoby doszukiwać się już we wczesnym średniowieczu.
Ruś zajmowała w XIII wieku ogromny obszar złożony ze znacznych części dzisiejszej Ukrainy, Białorusi i europejskiej Rosji.
Ta potęga terytorialna i demograficzna była jednak rozdrobniona, podobnie jak Polska po rozbiciu na dzielnice po śmierci Bolesława Krzywoustego.
Z tym, że równie krótkowzroczny testament pozostawił tam po sobie 84 lata wcześniej (1054 r.) Jarosław Mądry, a jego potomkowie, którzy brali się za łby podobnie jak później Piastowie, zdołali już w ciągu półtora wieku podzielić Ruś na kilkadziesiąt księstw, która tym samym stała się łatwym łupem dla mongolskich koczowników Czyngis-chana, którzy 31 maja 1223 roku nad rzeką Kałką rozgromili połączone siły książąt Rusi Kijowskiej (...).
Po bitwie nad Kałką nie doszło jeszcze do zniewolenia Rusi, bo mongolskie armie Czyngis-chana łupili i niszczyli jakiś czas Czernihowszczyznę i Siewierszczyznę, a potem się wycofały.
Kiedy 15 lat później na zachód ruszyła potężna wyprawa Batu-chana, nie zdołali się porozumieć i zmobilizować.
Przyszły kolejne pogromy w przegranych bitwach, rzeziach traconych miast, tysiące ludzi gnano w niewolę do tatarskich koczowisk.
Przy tej całej tragedii ludu znaczna część książąt zaczęła zachowywać się haniebnie. Korzyli się przed najeźdźcami, jeden drugiego, a nawet sam siebie był gotów powiesić na rozkaz ordy, jeden drugiego zwalczał z pomocą Tatarów.
Ich ingerencja w sprawy ruskie zawsze opierała się na wymaganiu bezwzględnego posłuszeństwa i zabieraniu wszelakich dóbr, jasyru zaś przede wszystkim.
W ciągu dziesięciu pokoleń, a zatem na przestrzeni dwustu pięćdziesięciu lat czynili to stale, konsekwentnie i bezkarnie.
I zatruli świadomość zniewolonego narodu na całe epoki, który przez te traumatyczne przejścia w czasie dwóch i pół wieków ukształtował w ich mentalności syndrom niewolnika.
Po dziś dzień widzimy tego skutki, zwłaszcza na obszarach poza granicami Rzeczypospolitej Jagiellonów, co zresztą podkreśla w swoich wykładach profesor Andrzej Nowak.
W zatrutej świadomości nie ma miejsca na poczucie godności i podmiotowości człowieka w społeczeństwie ani na kształtowanie obywatelskiej wspólnoty. Występuje za to paniczny strach przed władzą, całkowita uległość wobec niej, przyzwolenie na wszelakie popełniane przez nią nadużycia.
Rodzi się też instynkt stadny prowadzący do stosowania brutalnej, niczym nieuzasadnionej przemocy w stosunku do innych społeczności.
Silne, agresywne państwo rzuca na swych mieszkańców zły urok.
Potem przyszły lata panowania szaleńca na tronie carów Iwana Groźnego, który jeszcze utrwalił ten paniczny strach przed władzą, a następni carowie, aż po dwudziesty wiek skrzętnie to wykorzystali budując kosztem ślepego posłuszeństwa swoich poddanych wielkie imperium, które po rewolucji 1917 roku przeistoczyło się w nie mniej represyjne od czasów panowania na tym obszarze koczowników stepowych „Imperium Zła”.
Warto na koniec przypomnieć jeszcze tezy z orędzia o stanie państwa, kiedy to w kwietniu 2005 roku występując przed Zgromadzeniem Federalnym Rosji /Rada Federacji i Duma Państwowa/ Władimir Putin powiedział, że największą katastrofą geopolityczną XX wieku był rozpad Związku Radzieckiego w 1991 roku.

His - 12.04.15 21:23
Jak czytam te głupkowate komentarze to doszedłem do wniosku, że trzeba się modlić aby głupota bardzo bolała.
Panowie, którzy nigdy nie przeczytali żadnej książki, po co się tutaj produkujecie ?

Marian Kałuski - 12.04.15 21:20
Każdy kto się nie zgadzał z opiniami Adama Michnika/Gazety Wyborczej był nazywany "oszołomem".
Dzisiaj, kto nie zgadza się z polityką wschodnią prowadzoną przez rządy polskie od 1989 roku jest w ostatnich miesiących nazywany członkiem "pierwszej kadrowej Putina".
Dla mnie są to objawy głupoty i nietoleracji czyli zamordyzmu.
Powtarzam: Polska jak sobie pościeli, tak się wyśpi. Tylko że ten sen może być dla niej ostatnim.
Przyjaciół i sojuszników nie ma. W polityce liczy się tylko i wyłącznie interes.
Łotwa i Rumunia były sojusznikami Polski przed wrześniem 1939 roku, podobnie jak Francja i Wielka Brytania. I jak się to skończyło dla Polski?
Nikt nie chciał i dziś nie będzie chciał umierać za "głupią" (w opinii polityków Zachodu i naszych sąsiadów) Polskę. Krasicki: "Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły" czyli Putin zniszczy Polskę.
Dlatego, że Putin jest chodzącym na wolności wariatem i zbrodniarzem gotowym na wszystko, polska polityka powinna być ostrożna. Ale nie uległa.
A Panowie - za niektórymi politykami polskimi pchanymi do wojny przez USA - wolą prowadzić politykę samobójczą.
A wszystko dlatego, że Polacy nie znają tragicznej historii Polski ostatnich 300 lat!
Marian Kałuski, Australia

york - 12.04.15 19:09
- Działalność portalu kresy.pl zagraża bezpieczeństwu fizycznemu dziennikarzy lub nawet ich życiu – pisze w oświadczeniu Zarząd Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Oświadczenie SDP:
"Z największym zaniepokojeniem obserwujemy działania portalu kresy.pl, którego publikacje godzą bezpośrednio w bezpieczeństwo i możliwość wykonywania zawodu reporterów: Bianki Zalewskiej, Pawła Bobołowicza i Dawida Wildsteina, relacjonujących działania wojenne na Ukrainie.
Portal kresy.pl opublikował nieprawdziwe informacje na ich temat, mające charakter donosu, oskarżające ich o „ukrywanie nazistów”.
Zostały one nagłośnione wśród rosyjskich separatystów - w konsekwencji czego traktują oni wspomnianych reporterów jako wrogów wojennych, a nie dziennikarzy. Działalność portalu kresy.pl w oczywisty sposób zagraża bezpieczeństwu fizycznemu dziennikarzy lub nawet ich życiu.
Godzi też w konstytucyjną w Polsce zasadę wolności słowa. W naszej ocenie swoimi publikacjami kresy.pl dowodzą, że stały się narzędziem propagandy rosyjskich separatystów. Stanowczo przeciw temu protestujemy".
Portal Fronda.pl od początku przestrzegał przed wywrotową działalnością portalu kresy.pl
mm
9.04.2015, 12:08
http://www.fronda.pl/a/portal-kresypl-narzedziem-propagandy-rosyjskich-separatystow,49794.html
http://www.sdpwarszawa.pl/aktualnosci-254,Zarzad_OW_SDP_zaniepokojony_postawa_kresy.pl.html

MS - 12.04.15 18:01
Zagrożona państwowość polska.

http://maciejsynak.blogspot.com/2015/03/a-wiec-wojna.html

york - 12.04.15 17:44
Jestem przekonany, ze w tej dyskusji bardzo trafną ocenę sytuacji geopolitycznej naszego regionu przedstawił Pan Jan Orawicz, a powoływanie się przez Pana Mariana Kałuskiego na „wyrocznie” portalu Kresy.pl, jest tym samym, jakby cytować wypowiedzi Siergieja Ławrowa, czy kremlowskiego szamana Aleksandra Dugina.
Czy to się komukolwiek podoba czy nie, ale takie są fakty, że portal Kresy.pl czy startujący w wyborach na prezydenta Grzegorz Braun, to nic innego, jak tylko „pierwsza kadrowa Putina” w Polsce.
Wracając jednak do tematu pozwolę sobie przytoczyć bardzo ciekawą analizę sytuacji naszego regionu, którą można znaleźć w mas mediach:
„Coraz częściej dochodzą na Ukrainie do głosu opinie, że członkostwo tego kraju w NATO i w Unii Europejskiej może nigdy nie dojść do skutku. A to ze względu na silny opór niektórych państw członkowskich, zbyt mocno przesyconych rosyjskimi wpływami i agenturą.
Czy w takim razie istnieje dla Ukraińców jakaś alternatywa, aby nie stać się już na zawsze częścią „ruskiego świata”, w którym tylko upijać się można do woli, bo na inne czynności trzeba mieć już specjalne zezwolenie władzy?
Na stronie Euromajdanu pojawiła się ciekawa analiza w j. angielskim, w której to - opiniotwórcze w dobie walki z Rosją ukraińskie medium rozważa ideę wymyśloną przez Józefa Piłsudskiego jeszcze przed pierwszą wojną światową, a do której niedawno wrócili amerykańscy analitycy ze Stratfora.
Z najnowszej analizy amerykańskiego centrum wywiadu geopolitycznego Stratfor – nazywanego cieniem CIA wynika, że światowi przywódcy coraz częściej rozważają powrót do proponowanej przez marszałka Józefa Piłsudskiego koncepcji Międzymorza (...).
Dowódca armii USA w Europie generał Ben Hodges zapowiedział, że Stany Zjednoczone przygotowują się do rozlokowania części sprzętu logistycznego i uzbrojenia na terenie Litwy, Łotwy, Estonii, Polski, Rumunii i Bułgarii.
Część jednostek ma również stacjonować w Niemczech.
Z najnowszej analizy amerykańskiej agencji wywiadu geopolitycznego Stratfor wynika, że coraz częściej wraca ostatnio koncepcja utworzenia nowego sojuszu określanego mianem „Międzymorza”.
Jako pierwszy o konieczności takiego sojuszu mówił tuż po zakończeniu I wojny światowej marszałek Józef Piłsudski, a ostatnio pomimo totalnej destrukcji ze strony rosyjskiej agentury spod znaku WSI oraz jej tworu Partii Obłudy z mozołem realizował świętej pamięci Prezydent profesor Lech Kaczyński, za co zresztą zapłacił najwyższą cenę.
Międzymorze miało stanowić sojusz obronny państw zarówno wobec Niemiec jak i Związku Radzieckiego, a obecnie Rosji.
Nazwa „Międzymorze” odnosiła się do państw, które miały stanowić trzon sojuszu, gwarantując, że rozciągałby się od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego.
Ze względu na ponowne pojawienie się rosyjskiej siły, w najbliższym czasie nieunikniony będzie powrót do idei Międzymorza jako sojuszu, któremu wsparcie zapewnić będzie miała nie tyle Francja, jak w pierwotnej koncepcji, lecz Stany Zjednoczone. Sojusz ten powinien skoncentrować się na Rosji.
Oświadczenia gen. Hodges'a o rozlokowaniu części sił amerykańskiej armii w krajach bałtyckich w zasadzie stanowi mały początek Międzymorza.
Obszar, w którym rozlokowane będą poszczególne jednostki, od państw bałtyckich, przez Polskę, a następnie Rumunię i Bułgarię, aż do Morza Czarnego, jest jasnym sygnałem dla Rosji, że to, co dzieje się na Ukrainie powoduje zacieśnienie współpracy i scementowanie sojuszu Międzymorza – czytamy w analizie Stratfor" – koniec cyutatu.
http://wpolityce.pl/polityka/239935-jak-trwoga-to-do-miedzymorza-pilsudskiego-w-obawie-przed-rosja-ukraincy-odswiezaja-dawne-imperialne-idee-rzeczypospolitej
http://niezalezna.pl/63628-stratfor-w-obliczu-wojny-na-ukrainie-czas-na-nowy-silny-sojusz-przeciwko-rosji-miedzymorze

Jan Orawicz - 12.04.15 17:11
Drogi Panie historyku niechże Pan się nie denerwuje. Polska nie jest
osamotniona. Należymy do świata zachodniego,który nie próżnuje w
kontroli rejonów wschodniej Europy. Już w Polsce mamy wojskowe bazy
wsparcia zachodnich sojuszników. Zachód nie pozwoli sobie na rejtaradę
rosyjskich zachcianek,bo to także zagraża jego egzystencji na tym
ziemskim padole. Dzisiaj wywołanie konfliktu z użyciem broni jadrowej,
równa się z zagladą - powiedzmy Europy. Na takie coś, może sobie
pozwolić tyko zespół, ludzi zupełnie bez wyobrazni,czyli samobójców.
Trzeba wszystko robic,by uniknać rosyjskich bomb atomowych,którymi
grozi - zupełnie pozbawiony wyobrażni Putin. Pozdrawiam

Lubomir - 12.04.15 16:41
Po 1989 roku można zaobserwować celowe zaciemnianie zbrodni niemieckich i m.in. ukraińskich - zbrodniami rosyjskimi. Jedynie Izraelczycy zachowują przywilej mówienia o niemieckich zbrodniach. Chociaż i tutaj często niemiecki ludobójca awansował do rangi jakiegoś anonimowego nazisty-bezpaństwowca. Niekiedy utożsamianego wyłącznie z Polską. Próby polsko-rosyjskiego pojednania, czy rozwijania pozytywnych relacji np pomiędzy Warmią i Mazurami a Niziną Pruską, natychmiast były zakłócane. Najwyraźniej prawo do przebaczenia wywalczyli sobie wyłącznie Niemcy. Wszyscy inni, włącznie z Francuzami, Brytyjczykami i Amerykanami, mają być źli po wsze czasy. To celowa izolacja Polski. Cóż, antypolacy nauczyli się grać po aktorsku role arcypolaków. Niewierzący w nic i wiarołomcy, nauczyli się grać role pobożnych współbraci.

Marian Kałuski - 12.04.15 10:16
Losy Polski nie są w rękach Mariana Kałuskiego czy żadnego innego Polaka mieszkającego na emigracji.
Jeśli także Polacy w kraju mówią, że wojna Rosji z Ukrainą "jest obecnie sprawą naszego życia i śmierci" - to ich wola i wybór.
Według mnie wybierają śmierć. Śmierć dla siebie i Polski. Jeśli do tego dojdzie to sprawdzi się przepowiednia Matki Boskiej w Fatimie w 1917 roku, że niektóre kraje w Europie znikną "z powierzchni ziemi".
Jeśli prezydent Kaczyński, który szedł na rękę Litwinom, nie zbliżył Litwinów do Polaków, to komu innemu to się uda?! Natomiast Czesi i Słowacy zawsze byli i są prorosyjscy, Węgrzy nie są przyjaciółmi Ukraińców, a Bułgaria ma zapewne w nosie nasze problemy z Rosją (zapewne także i Czesi, którzy nie graniczą z Rosją). Siła militarna Litwy, Łotwy i Estonii równa się zeru. I zerem jest także polska armia przy Armii Czerwonej Putina, która dysponuje bronią nuklearną. A na pomoc amerykańską może liczyć tylko i wyłącznie Izrael.
I jeszcze jedno. Ukraińcy w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu nie chcieli mieszkać w przedwojennej Polsce. Niech Pan im powie, że nie mieli do tego prawo. Zobaczymy co Panu powiedzą. Dzisiaj Rosjanie na Krymie i w Donbasie nie chcą należeć do państwa ukraińskiego. Kto im powie, że nie mają prawa do tego? Według mnie każda terytorialna większość etniczna w innym kraju powinna mieć prawo albo do przyłączenia do macierzy, albo do pełnej autonomii. Tylko takie rozwiązania zapobiegną wojnom o granice w Europie.
Polska romantyczna niepoprawność! Jesteśmy ciągle wierni głupiemu hasłu "Za WASZĄ wolność i naszą", w wyniku czego zawsze przegrywaliśmy SPRAWĘ POLSKĄ!
Pozdrawiam,
Marian Kałuski

Jan Orawicz - 12.04.15 2:08
Szanowny Panie historyku M. Kałuski. Nie zgadzam się z Pana
stwierdzeniem i nie tylko Pana. Nie wolno pozwolić Rosji na
siłowe wchłonięcie Ukrainy. Po Ukrainie, połknie Litwę,Łotwę,
Estonię i Polskę. Wielki czas na to,by te zagrozone państwa
wreszcie dogadaly się ze sobą,porzucając dotychczasowe różne
animozję,które nas dziela. Musimy widzięć ogromne zagrożenie
dla nas, ze strony zachłannego rosyjskiego kolosa.To jest obecnie
sprawa naszego życia i śmierci. Patrząc na niebezpieczne kroki
Putina, musimy tworzyć wspólnie obronną zaporę,a nie wytykać
sobie zardzewiałe sprawy podziałów. Te sprawy doskonale widział
i doceniał - z cała powagą śp Prezydent L.Kaczyński/ Do tej piątki
muszą dołączyć dalsi - Słowacja Czesi,,Wegrzy Rumunia i Bułgaria.
A na pólnocy także Szwecja. Nie ma innego wyboru,by nie zostać
napadnietym. Oczywiscie ,widzę tutaj konieczność wsparcia nas
ze strony państw zachodnich z USA. Serdecznie Pana pozdrawiam

Agamemnon - 12.04.15 1:35
ad ~Lubomir

Zmiana granic wiąże się zwykle z przelewem krwi. Dlatego teza o status quo granic jest konieczna. Wszelkie tego typu zmiany winny zachodzić jedynie na drodze umów między zainteresowanymi stronami.

Agresja rosyjska na Ukrainę wiąże się z eskalacją wojny, poprzez ustępstwa
Europy wobec agresora, dlatego realne przywrócenie status quo granic w Europie jest aktualne i konieczne.

Marian Kałuski - 11.04.15 21:42
Osobom zainteresowanym polecam rozmowę z dr Andrzejem Zapałowskim, ekspertem od spraw ukraińskich/wschodnich, opublikowaną wczoraj w portalu Kresy.pl pt. "Bez wzajemności ze strony Ukrainy nie warto ryzykować bezpieczeństwa Polaków".

Marian Kałuski, Australia

Lubomir - 11.04.15 21:35
Re: Agamemnon To co Pan mówi jest już w zasadzie nieaktualne. Status quo w Europie pierwsi zdemolowali Niemcy, dokonując anszlusu trzech krajów - Brandenburgii, Saksonii i Meklemburgii. Rosja dołączyła to tej 'demolki'. Myślę, że gdyby Polska postanowiła dokonać np polsko-litewskiej reunifikacji, nikt zbytnio nie protestowałby. Ba, ze strony Rosji niejednokrotnie padały w ostatnich dekadach pytania, odnośnie powrotu Polski m.in. na Wileńszczyznę, Grodzieńszczyznę i Nowogródczyznę. Tak było przynajmniej za czasów propolskiego Gorbaczowa i propolskiego Jelcyna. Ostatnio przez Białoruś przetoczyła się nieformalna debata, na temat zasadności powołania unii polsko-białoruskiej...Taka unia upoważniałaby Białoruś do korzystania m.in. z polskich portów morskich. Z gospodarczego i handlowego punktu widzenia, byłaby to wielka, obustronna korzyść.

His - 11.04.15 21:01
http://kronikanarodowa.pl.neon24.pl/tag/91348,eugeniusz-lubanski

Należy przeczytać wszystkie artykuły. Pana Lubańskiego nie otumania propaganda i nie ma interesu w jej szerzeniu.

"Nie lubię prostactwa, które teraz za pomocą pseudodemokracji próbuje wziąć losy świata w swe ręce, jak to uczynili bolszewicy w 1917 roku. Niby to nowe hasła, ale pod maską twarz tego samego diabła ateizmu i prostactwa."

Mamy kwiecień i wypadałoby panie Kałuski coś napisać o 70 rocznicy kiedyś tajnego przemówienia Jakuba Bermana.

Marian Kałuski - 11.04.15 9:36
Szanowny Panie Orawicz, pod tym co Pan napisał podpisuję się dwoma rękami.
Obawiam się jednak, że chyba źle Pan odczytał mój artykuł. Ja nie jestem za żadnym sojuszem z Rosją (niech ją diabli biorą!), nawet za sojuszem z nią przeciw banderowskiej Ukrainie. W artykule chodzi mi o to, że Polska nie powinna pchać się w wojnę rosyjsko-ukraińską o jakiś Krym i Donbas. Bo egzystencja etnicznej Ukrainy na pewno nie jest zagrożona. Rosję na okupację etnicznej Ukrainy na pewno nie stać. Skończyła by się ona dla niej tak jak jej okupacja Afganistanu. A marsz polskich wojsk na Ukrainę skończyłby się, przy Putinie - wariacie i zbrodniarzu na tronie moskiewskim, straszną tragedią dla Polski i Polaków. Rosja jest za silna abyśmy mogli ją głupio drażnić! I to wcale nie dla nas, a tylko dla trzeciego państwa, które szuka frajera.
Tyle i tylko tyle.

Marian Kałuski, Australia

Agamemnon - 11.04.15 2:29
Najpierw trzeba zachować status quo granic w Europie.

Jan Orawicz - 11.04.15 0:13
No - niestety Panie historyku,rzecz ma się zupełnie odwrotnie!!
Z polskiej strony nic Rosji nie grozi. Nam tak! Putin! A w takiej sytuacji
jest bardzo trudno miłować takiego sąsiada,spod którego w 1989r udało
nam sie, za pomoca Solidarności wyrwać z jego "opiekuńczych raczek",które
nas trzymały w swoim uścisku 5O lat, grabiąc nasze podstawowe
wartości. Uderzyli na nas razem z Hitlerem,by odgryźć się za poniesiona
klęske, w czasie napadu na nas w 192Or.A jak szło grabienie Polski
tzw PRL to ja miałem okazję widzieć i słyszeć. Pan w tamtym czasie
już żył w Australii. A szkoda,bo zauważyłby Pan ten rabunek i powód nastania
golych haków w sklepach miesnych i pustych półek w sklepach.
A ile zabierał nam ten okupant różnych urzadzeń przemysłowych,które sprowadzaliśmy od państw zachodnich. Ja nie jestem jakimś fanatykiem
wrogości do Rosjan. A le wnikając w dane historyczne i kulturowe
Rosji, nie widzę możliwości zdrowego współdziałania z tym zachłannym
kolosem! Oprócz tego dziela nas duże różnice kulturowe. Polska należy
do cywilizacji zachodniej! Oczywiscie, że Polska, jako naród słowiański
mogłaby tworzyć jedność z Rosją,ale ten zachłanny kolos, od wieków
nam pokazuje,że nie tędy nasza droga. I to niestety - należy widzieć!
Grożenie nam bomba atomową po prostu nie rodzi w nas Polakach
uczuć przyjażni,a wrecz odwrotnych odczuć. I tak jest od wieków,poniewaz
w Rosji od wieków narod nie ma wpływu na wybór carów. I tutaj jest jest
jakby pogrzebany piesek.Zanim Rosja dojrzeje do demokracji itp. to
wcześniej może nastapić koniec świata,któremu zagraża właśnie atom i
ci,którzy tą grożna bronią potrzasaja, jak kiedyś szabelką nie wiedzą,że to
nie jest szabelka. I w tym tkwi groza!!!!!

Wszystkich komentarzy: (45)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

28 Marca 1933 roku
Rozwiązano Obóz Wielkiej Polski


28 Marca 1928 roku
Urodził się Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta USA Jimmiego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego


Zobacz więcej