Środa 24 Kwietnia 2024r. - 115 dz. roku,  Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 02.01.15 - 11:45     Czytano: [2185]

KONTROLERZY… (1)



MISTYFIKACJA NOWEJ ERY

Sławomir M. Kozak














Mojej córce Małgosi dedykuję …












Część 45



Cieszy, że wśród tylu znakomitości pojawiają się także Polacy. Wymieniony tu Jarek Kupść wyjechał z Polski w roku 1985. W USA mieszka od roku 1987. Jest absolwentem wydziału reżyserii szkoły filmowej w San Francisco. W 2007 roku za swój film otrzymał dwie prestiżowe nagrody - na Festiwalu Filmowym w Woodstock i na Wine Country Film Festival w kategorii Najlepszy Debiut Niskobudżetowy. Jego pełnometrażowy debiut to wyprodukowany w 2000 roku "Recoil" (Odrzut). Poniżej fragment wywiadu z reżyserem z 1 marca 2008 roku, przeprowadzonego przez redaktora pisma niezależnego „Bibuła”, wydawanego w Waszyngtonie, pana Lecha Maziakowskiego:

„(…) Można śmiało powiedzieć, że jest to znaczące wydarzenie filmowe, gdyż jak do tej pory jest to jedyny film - którego w miarę prosta fabuła służąca bardziej jako narzędzie zaawansowanych i precyzyjnych dialogów niż efekciarskich scen - daje wnikliwy obraz przebiegu tego tragicznego dnia i jest w stanie sprowokować do głębszej refleksji nawet najmniej przekonanego widza.

Tematyka wydarzeń 9-11 zdążyła obrosnąć już w kilkadziesiąt książek i kilkanaście produkcji dokumentalnych, różnej jakości technicznej i merytorycznej. Obok nich - jak również obok propagandowych i najczęściej zupełnie niezgodnych z faktami wytworów Hollywoodu - The Reflecting Pool jest jak do tej pory jedynym filmem fabularnym, który z uwagi na niezwykle precyzyjne odwoływanie się do zweryfikowanych, aczkolwiek niekoniecznie znanych szerokiej opinii publicznej faktów, może służyć niemal jako przewodnik logicznego kojarzenia argumentów związanych z przygotowaniami, przebiegiem i skutkami 9-11.

(…) kopia DVD tego filmu powinna zabłysnąć w każdym polskim domu, nie tylko z uwagi na uwiarygodnienie naszego zdrowego, podejrzliwego podejścia do sączących się z masowych mediów bezużytecznych i najczęściej kłamliwych informacji, ale również dlatego, iż twórcą filmu - autorem scenariusza, reżyserem i wykonawcą głównej roli - jest polski reżyser, Jarek Kupść.

Jarek Kupść, grający w filmie zdolnego dziennikarza - rosyjskiego emigranta Alexa Prokop, otrzymuje zlecenie na napisanie przełomowego artykułu o wydarzeniach 9-11, dla mającej być przejętej przez molocha korporacyjnego niezależnej gazety The Sentinel, której edytor (Georgia McGuire, rola świetnie zagrana przez Lisa Black) uważa, że jest to ostatnia szansa na przekazanie opinii publicznej prawdziwej wersji wydarzeń. Prokop niestety jest wielkim sceptykiem i początkowo z rezerwą odnosi się do przedstawianych mu faktów, a tym bardziej do różnych "teorii konspiracji". Skontaktowany z Paulem Cooperem (rolę gra Joseph Culp), który po utracie swojej córki - pasażerki jednego z samolotów wbijających się w wieże WTC, stał się zdeterminowanym badaczem wydarzeń 9-11, powoli przekonuje się do innej niż oficjalna wersji wydarzeń.

Prokop i Cooper zbierając materiały podróżują razem po kraju spotykając się ze świadkami lub kluczowymi postaciami wydarzeń: strażakiem uczestniczącym w akcji ratunkowej i pracownikiem technicznym jednej z wież WTC, którzy słyszeli i odczuli ogromną detonację w piwnicach budynków przed wbiciem się samolotu w budynek; pracownikiem firmy specjalizującej się w kontrolowanym wyburzaniu wieżowców; rzecznikiem właściciela wieżowców WTC - Larry'ego Silversteina; instruktorem lotnictwa, który bezskutecznie uczył pilotażu lekkimi samolotami rzekomo najzdolniejszego z "arabskich porywaczy", tego który miał później dokonać niewiarygodnych manewrów Boeing'em 757 wbijając się w budynek Pentagonu; z architektem i specjalistą wieżowców o stalowej konstrukcji; z przedstawicielem firmy ochroniarskiej Stratesec, która w przedziwnym zbiegu okoliczności miała wyłączność na ochronę... WTC, lotnisk z których wystartowały wszystkie biorące udział w wydarzeniach 9-11 samoloty oraz lini lotniczej United Airlines, a w której zarządzie zasiadał... najmłodszy brat Prezydenta - Marvin P. Bush; a nawet z oficerem Dowództwa Północnoamerykańskiej Obrony Powietrznej (NORAD), organizacji mającej chronić przestrzeń powietrzną Stanów Zjednoczonych i Kanady, lecz która w tym dniu skutecznie nie wykonała nałożonych nań zadań, choć wydaje się, że właśnie przeciwnie - precyzyjnie wykonała bardzo konkretny rozkaz nie interweniowania w kontrolowany przebieg wydarzeń.

Wszystkie te spotkania wzmacniają w dziennikarzu Alexie Prokop, ale i również w otwartym na rzeczowe argumenty widzu, podejrzliwość do oficjalnej wersji wydarzeń, która chwieje się coraz bardziej, przy każdej następnej odsłonie kolejnych dowodów rzeczowych. Niezwykłą siłą filmu jest ścisłe trzymanie się konkretnych i sprawdzalnych faktów, np. tego, iż osoby, z którymi przeprowadzano wywiady, jakkolwiek zostały one odpowiednio dla filmu zmienione, również celem uniknięcia ewentualnych konsekwencji prawnych, istnieją w rzeczywistości, a ich wypowiedzi są zarejestrowane w zeznaniach przed komisją śledczą 9-11 zwołaną przez Kongres USA, choć najczęściej zręcznie pominięte w końcowym raporcie tejże komisji.

Jarkowi Kupść należą się słowa uznania nie tylko za dobrze skrojony scenariusz, solidną grę aktorską, udaną reżyserię, ale i za wkomponowanie pięknego akcentu polskiego - polecam przekonanie się o tym samemu. Specjalne słowa uznania należą się również za odwagę, gdyż poruszenie tego tematu w tak jednoznaczny sposób, skazuje reżysera - nawet tak zdolnego i wykształconego w kalifornijskiej szkole filmowej - na publiczną banicję. Ostatnie sceny filmu pokazujące "obiektywizm" amerykańskich mediów na przykładzie programu osławionego neokonserwatysty Billa O'Reilly w stacji Fox News, w tym wypowiedź odpowiednio dobranego "eksperta", dr. Benjamina Katza, są mocnym akcentem i najlepszą rekomendacją.”


Innym artystą, który widzi do czego prowadzi obecna polityka amerykańska, jest wybitny polski pianista, którego godna pochwały postawa została oczywiście okrzyknięta przez niektóre media „skandalem”.

„Polski pianista Krystian Zimerman wywołał skandal podczas koncertu w Los Angeles, zapowiadając, że jest to jego ostatni występ w USA z powodu polityki zagranicznej tego kraju - pisze dziennik "Los Angeles Times". Zimerman zbliżał się już do końca swego sobotniego recitalu w Walt Disney Concert Hall, gdy zamarł na chwilę w milczeniu przed fortepianem. Już miał zacząć wykonywać ‘Wariacje na polski temat ludowy’ Karola Szymanowskiego, gdy zwrócił się do publiczności i cichym, ale pełnym gniewu głosem powiedział, że nie będzie więcej grać w kraju, którego armia chce kontrolować cały świat.

- Zostawcie mój kraj w spokoju - powiedział. Rzucił też uwagę na temat amerykańskiego obozu w Guantanamo. Około 30-40 osób wyszło z sali, niektórzy przeklinając. - Tak - powiedział Zimerman. - Niektórzy ludzie zaczynają maszerować na samo słowo ‘wojsko’.

Inni słuchacze pozostali w fotelach. Niektórzy gwizdali na pianistę i krzyczeli, żeby się zamknął i zaczął grać, ale zdecydowana większość go oklaskiwała. Zimerman oświadczył wówczas, że Ameryka ma do eksportowania dużo wspanialsze rzeczy niż armię, i podziękował wszystkim, którzy popierają demokrację. Zamykające recital wariacje Szymanowskiego wykonał - jak pisze "Los Angeles Times" - z niezwykłą zaciekłością, wywołując entuzjastyczny aplauz. Nie bisował.

Służby zniszczyły fortepian Zimermana.

Jak informuje dziennik, Zimerman miał w ostatnich latach kłopoty w USA. Podróżuje on ze swoim własnym fortepianem Steinwaya, który samodzielnie przerobił. Jednakże wkrótce po zamachach 11 września 2001 r. jego instrument został skonfiskowany na lotnisku JFK w Nowym Jorku, gdzie Zimerman miał wystąpić w Carnegie Hall. Służby bezpieczeństwa na lotnisku uznały, że klej użyty w instrumencie dziwnie pachnie i nie chcąc ryzykować, zniszczyły fortepian.

Od tego czasu Zimerman przewozi instrument w częściach i montuje go po wylądowaniu. Także sam prowadzi ciężarówkę podczas przewożenia fortepianu z miasta do miasta.”


Klej im dziwnie pachniał, więc zniszczyli fortepian. Trudno nawet o komentarz…


KONTROLERZY…


Jako kontroler ruchu lotniczego zastanawiałem się często nad tym, jak wyglądały te wszystkie zdarzenia 11 września, widziane oczami moich amerykańskich kolegów? Prasa nie informowała o tym, a nawet specjalistyczne magazyny były nad wyraz powściągliwe w ukazywaniu odczuć tej specyficznej grupy ludzi, której przyszło zmierzyć się z tak niespodziewanym wyzwaniem. Wiem, że każda nietypowa sytuacja, jakich zdarza się przecież w lotnictwie nie tak mało, pozostawia ślad. Jednak, nawet najpoważniejszy wypadek, to jeden lub dwa samoloty, w określonym miejscu i czasie. 11 września tych samolotów było kilka. I nikt nie mógł być pewien co zdarzy się za minutę, kwadrans czy godzinę. I w którym miejscu? Nikt spośród kontrolerów nie wiedział czy po kolejnych informacjach, jakie do nich docierały, nie przyjdzie im samym zmagać się za chwilę z czymś nieoczekiwanym. W tym zawodzie nie ma gorszego uczucia, niż poczucie bezsilności. A tego dnia to wrażenie musiało być obecne w sercach każdego kontrolera w Ameryce. Wszyscy zmuszeni zostali pracować w niezwykłych warunkach. Nieobca im przecież presja czasu stała się tego dnia wszechobecna.

W moim zawodowym życiu zaangażowany byłem osobiście w dwa wypadki lotnicze. W obu przypadkach wiedziałem, że nie zrobiłem błędu, że to, co się stało nie jest moją winą. Mało tego, prowadziłem akcję poszukiwawczo-ratowniczą bezpośrednio po zdarzeniu. Pamiętam te chwile bardzo wyraźnie po dziś dzień. Mimo upływu lat. Działałem, jak dobrze zaprogramowany automat, udzielając niezbędnych informacji, wydając wymagane prawem polecenia i zezwolenia. Byłem obecny na miejscu, jakby w dwóch różnych postaciach. Ta pierwsza kontrolerska, wyszkolona, chłodna i opanowana. Ale obok, czaiła się ta moja czysto ludzka postać. Analizując działania pierwszej, mimo stresu i braku czasu, oceniała całość zdarzenia z o wiele większej perspektywy. Działałem dwutorowo. Równolegle. Zastanawiałem się, jak do tego doszło? Co jeszcze można zrobić, by zminimalizować efekt tego, co się stało? Jak można było tego uniknąć? Co z tymi ludźmi? Czy ktoś zginął? A jeśli tak, to ilu przeżyło? Czy nie zawiodłem?

Później, na drugi dzień, na następny i jeszcze kolejne, przychodzi czas rozpamiętywania. Trudno jest się od tego uwolnić. Ten obraz, słowa, dźwięki, są obecne cały czas. I bardzo wolno ulegają, częściowemu tylko, zatarciu.

Dramat 11 września, jaki był udziałem amerykańskich kontrolerów, trudno sobie wyobrazić. Na domiar złego, nie pozwolono im, jako grupie zawodowej, stawić temu czoła. FBI skonfiskowało nagrania, zakazując mówienia na ten temat. Tysiące ludzi, wśród wielu domysłów, musiało poddać w skrytości ducha, w wątpliwość profesjonalizm ich działań. Nie pozwolono im stanąć przed światem z otwartą przyłbicą. Wojsko zrzucało odpowiedzialność za swoje działania lub ich karygodny brak, na barki kontrolerów. Po wielu latach dopiero, z wolna odsłaniane są niektóre fakty. Wynika z nich niezbicie, że system kontroli ruchu został po prostu zaatakowany. Dostał, obrazowo to ujmując, nożem w plecy. Cios przyszedł z niespodziewanej strony. Kontrolerzy na całym świecie są perfekcyjnie przygotowani do rozwiązywania problemów w swoim obszarze odpowiedzialności. Przygotowani są na wszelkie możliwe zagrożenia, jakie mogą przytrafić się na pokładach samolotów, których bezpieczeństwa pilnują. Przecież kontrola ruchu jest dzieckiem całego skomplikowanego systemu ochronnego państwa. Jednym z wielu. Żadne dziecko nie spodziewa się agresji własnej matki. Ufa jej bezgranicznie. Sprawcy tej tragedii doskonale o tym wiedzieli. Można powiedzieć, że na tym przeświadczeniu oparli wręcz swoje nikczemne plany. Dlatego kontrolerzy rzucali się bezradnie z poczuciem bezsilności, kiedy kolejne elementy systemu wypadały im z ręki.

Chylę czoła przed ich wiedzą, zawodową starannością i odpornością na ogromny, niewyobrażalny stres. W zaistniałej sytuacji nie potrzeba było żadnych więcej porwań lub innych aktów terroru. To, co zgotowano tym ludziom, wystarczyło by lista ofiar znacznie się wydłużyła. Jeżeli tak się nie stało, to Ameryka winna jest dozgonną wdzięczność tym, którzy zdali wtedy najtrudniejszy egzamin. Mam nadzieję, że kiedyś powstanie na ich temat książka, może nawet film. Tymczasem, dla pomniejszenia ich bohaterskiej roli tego dnia, wkrótce po dramacie Ameryka wykreowała, niezbędnych w takim momencie krajowi, innych bohaterów. Stali się nimi strażacy i policjanci. Bo też ich skierowano na pewną śmierć. Jednak nie mniejszymi bohaterami Ameryki są z pewnością kontrolerzy ruchu lotniczego, dzięki których ofiarności i perfekcyjności, zbrodniczy system nie odniósł jeszcze większego sukcesu.

Przyjrzyjmy się niewielkiej garstce tych, którzy mieli w tym swój udział. Jak oni zapamiętali ten dzień?

CDN

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

24 Kwietnia 1907 roku
Urodził się Stefan Stanisław Okrzeja, polski pilot wojskowy, zginął w walce powietrznej o Warszawę w 1939 roku


24 Kwietnia 1784 roku
Zmarł Franciszek Bohomolec, polski komediopisarz, publicysta (ur. 1720)


Zobacz więcej