Sobota 20 Kwietnia 2024r. - 111 dz. roku,  Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 21.02.14 - 00:02     Czytano: [2142]

Kijów w ogniu a Polska


Sfałszowane wybory prezydenckie na Ukrainie przez prorosyjskiego kandydata na prezydenta, od 2002 roku premiera Wiktora Janukowycza doprowadziły do tzw. pomarańczowej rewolucji (od koloru pomarańczowego opozycji). Odpowiedzią Ukraińców było obywatelskie nieposłuszeństwo i demonstracje w centrum Kijowa, które doprowadziły do powtórzenia wyborów. Tym razem wygrał kandydat obozu patriotyczno-nacjonalistycznego Wiktor Juszczenko. Na czele nowego rządu stanęła Julia Tymoszenko.

Niestety, „pomarańczowa koalicja” nie stała na twardych nogach, nie miała żadnego porządnego programu naprawy państwa i gospodarki i zaczęła tracić początkową siłę i spójność. Gorzej, prezydent Juszczenko i premier Tymoszenko zaczęli otwarcie oskarżać się wzajemne o korupcję oraz współpracę ze zwolennikami starego reżimu. Bardziej nacjonalistycznie nastawiony Juszczenko odwołał Tymoszenko z urzędu. Koalicja wyborcza Blok Julii Tymoszenko przeszła wówczas do opozycji w stosunku do otoczenia prezydenta. Pomarańczowa rewolucja zapobiegła ewolucji systemu politycznego Ukrainy w kierunku autokratycznym – zachowany został względny pluralizm polityczny oraz zwiększył się zakres wolności mediów. Jednocześnie, na skutek braku wymiany elit, nie przeprowadzono rewolucyjnych zmian w funkcjonowaniu państwa ukraińskiego i ukraińskiej gospodarki. Zadziwiającym faktem było to, że w latach 2006-2007 premierem Juszczenki był... Wiktor Janukowycz! Doszło ponownie nie tylko do symbiozy polityki i wielkiego biznesu, ale do pogłębienia się jej i to we wszystkich dziedzinach życia państwa i narodu. Oczywiście zaniechano reform gospodarczych i nie doszło również do przełomu w procesie zbliżenia Ukrainy do UE (Wikipedia.pl). Kraj zamiast podnosić się z postsowieckiego bagna i rozwijać się ekonomicznie, jeszcze bardziej pogłębiał się w semikomunistycznej beznadziejności i biedzie, okraszanej zwyrodniałym nacjonalizmem Juszczeniki, który zwykłego ludobójcę - Stepana Banderę ogłosił bohaterem narodowym Ukrainy. Ukraińcy nędzarze odwrócili się od Juszczenki (i bardzo wielu od Tymoszenki). W demokratycznych wyborach prezydenckich w styczniu 2010 roku Juszczenko zdobył zaledwie 5,45% głosów poparcia, podczas gdy na Janukowycza, czyli prorosyjskiego kandydata, zagłosowała połowy wyborców.

Podczas pomarańczowej rewolucji Polska odegrała ważną rolę w czasie jej trwania, wspierając jak tylko mogła „pomarańczowych”. Tymczasem Juszczenko prowadził wyraźną antypolską politykę. W Polsce jakoś nikt nie zwrócił uwagę na to, że zaraz po wyborach Juszczenko odbył pierwszą swoją pielgrzymkę na należącą do Polski Ziemię Przemyską, dając tym do zrozumienia, że on i Ukraina uważa tę ziemię, jak i Chełmszczynę za tereny etnicznie ukraińskie, tereny, które powinny należeć do państwa ukraińskiego, chociaż Ukraińców jest tam niej niż garstka. No i z ludobójcy Polaków uczynił później bohatera narodowego Ukrainy.

Jesteśmy akurat świadkami nowej rewolucji na Ukrainie, a bardziej precyzyjnie rewolucji nacjonalistycznej na ukraińskiej Ukrainie. Jest to rewolucja nacjonalistyczna, gdyż nie popiera jej CAŁA ludność Ukrainy – ukraińsko-rosyjska, a tylko Ukraińcy, wśród których prym wiodą nacjonaliści z Zachodniej Ukrainy (55% ludzi na Majdanie, którzy odwołują się do haseł Stepana Bandery, jak np. Oleh Tiahnybok z partii "Swoboda"); tylko 15% demonstrujących spośród ok. 50 000 demonstrujących to mieszkańcy Kijowa (2.5 mln ludzi). Przypomnę Czytelnikom, że podczas polskiego Października 1956 Warszawa miała tylko 1 milion mieszkańców, a na placu Defilad manifestowało pół miliona ludzi. I tylko dlatego stalinizm upadł (niestety, zastąpił go prawie taki sam zamordysta Gomułka). Nacjonaliści chcą zerwania wszelkich więzów z Rosją i zbliżenia się do Zachodu. Janukowycz popiera więzy z Rosją, szczególnie gospodarcze, podobnie jak i ok. 50% ludności Ukrainy. Bo jak słusznie zauważył korespondent australijskiego ABC w Kijowie (20.2.2014): nikt (nawet polscy politycy!) nie chce zauważyć tego, że de facto istnieją dwie Ukrainy: ukraińska na zachodzie i w środkowej części dzisiejszej Ukrainy i rosyjskojęzyczna na wschodzie i południu, które ze sobą nie mają nic wspólnego, które wszystko dzieli, które inaczej widzą swoją przyszłość.

Oczywiście, Polacy w kraju (ponoć większość), a już na pewno prawie wszyscy politycy popierają Ukraińców i, jak czytałem, wolą lepiej banderowców u władzy na Ukrainie niż „kacapów”, bo to rzekomo leży w polskiej racji stanu. Bredzi się o tym, że Ukraina ma nas oddzielać od Rosji, tak jakby Polska nie miała dzisiaj granicy z etniczną Rosją. A ma ją i jakby doszło do wojny polsko-rosyjskiej, to wojska rosyjskie z obwodu kaliningradzkiego (Królewiec) najwyżej po dwóch dniach walk zajęłyby Warszawę. Te brednie to nic innego jak tumanienie narodu. Tylko czy tak czynią prawdziwi patrioci polscy?!

Jednak widać pierwsze przebłyski logicznego myślenia u niektórych Polaków i polskich polityków. Redaktor Andrzej Talaga zdobył się na odwagę pisząc tę nagą prawdę: “(Ukraina) To kraj bez jednolitej historii, tradycji państwowej, wspólnego języka i tożsamości. Dwie dekady po uzyskaniu niepodległości jest wciąż sztucznym zlepkiem… Aby Ukraina stała się państwem europejskim, nie tylko geograficznie, powinna przejść głębsze przemiany niż obalenie Janukowycza i przywrócenie demokracji. Musi zbudować tożsamość. Modelem są dziś majdanowe idee neobanderowskie i kozackie, niestety, obie niemożliwe do zaakceptowania przez całe ukraińskie społeczeństwo (nie mówiąc o Unii Europejskiej – M.K.). Dlatego równie prawdopodobne jak odrodzenie Ukrainy są mniej optymistyczne scenariusze. Rozpad Jugosławii czy rosyjski atak na Gruzję pokazują, że nawet w Europie wszystko jest możliwe” („Rzeczpospolita” 7.2.2014).

Jak się ona skończy obecna „rewolucja” na Ukrainie, tego jeszcze nie wiemy. Ale w ostatnich dniach czytamy, że:

„Dramat polega na tym, że tam (na Majdanie) żadna ze stron nie jest nastawiona na poszukiwanie porozumienia” (Włodzimierz Cimoszewicz „Dziennik” 19.2.2014). Dlatego w ocenie byłego prezydenta Polski, Aleksandra Kwaśniewskiego, który prowadził mediacje ze stronami podczas pomarańczowej rewolucji w 2004 roku, bardzo trudno wyobrazić pozytywne rozwiązanie sytuacji. - Kijów spłynął krwią. To, co było niezmiernie skomplikowane ze względu na brak wzajemnego zaufania między stronami konfliktu, dzisiaj staje się wręcz niemożliwe (PAP 19.2.2014).

„W ocenie byłego ambasadora Polski w Rosji Stanisława Cioska bieżący konflikt na Ukrainie musi się wypalić. - Będzie to kosztować życie wielu ludzi... Jak dodaje, prezydent Wiktor Janukowycz zdecydował się na rozwiązanie siłowe i teraz nie może się wycofać... W opinii eksperta prezydent Ukrainy nie ma nic do stracenia. - Jest więźniem sytuacji. Jeśli nie rozpędzi Majdanu, przegra. Wyrzucą go z ojczyzny albo wyląduje w więzieniu - ocenia. Ciosek z zadowoleniem przyjmuje fakt, że Donald Tusk i Jarosław Kaczyński w sprawie Ukrainy mówią jednym głosem. - Jesteśmy gotowi uczestniczyć w zjednoczeniu wokół sprawy ukraińskiej - zadeklarował w środę w sejmie prezes PiS. Rozmówca WP.PL wyraża nadzieję, że uruchomi się wyobraźnia polskich polityków i zdadzą sobie wreszcie sprawę, że "wokół nas płonie prawdziwy ogień". - Jeśli Ukraina rozpadnie się na kilka tworów, jeśli obok będziemy mieli kawałek państwa ukraińskiego pełen nacjonalizmów i złej historii, rozlegną się żądania polskich ziem, to ja dziękuję za taką przyszłość - mówi dyplomata (Wirtualna Polska 19.2.2014).

Ale czy istnieje możliwość zażegnania wojny domowej bez podziału Ukrainy?

Lech Wałęsa uważa (19.2.2014), że na Ukrainie powinno być przeprowadzone referendum w sprawie odwołania prezydenta. Jego zdaniem, to jedyne słuszne rozwiązanie, bo Wiktor Janukowycz został wybrany w demokratycznych wyborach.

Przyjmijmy, że to referendum wygrają tylko tylko (50% czy nawet 55%) i władzę w Kijowie przejmą nasi pupilkowie – nacjonaliści ukraińscy. Co się wtedy stanie? Czy rosyjskojęzyczna Ukraina i Rosja pogodzą się z tym dobrowolnie – bez żadnego sprzeciwu?. Czy raczej będziemy mieli nowy Majdan w Kijowie – ale teraz Ukraińców rosyjskojęzycznych? I czy Rosja nie wyciągnie pomocną dłoń swym rodakom (10 mln ludzi!) na Ukrainie?

Najbliższe dni powinny wyjaśnić sytuację na Ukrainie. Daj Boże, aby nie doszło do tego co działo się w Bośni.

Czy Polska jest na tę możliwość przygotowana? Czy polski podatnik zgodzi się na udzielanie opieki nacjonalistom ukraińskim, którzy są wrogami Polski, Polaków i wszystkiego co polskie, którzy marzą o oderwaniu od Polski Ziemi Przemyskiej, Chełmszczyzny i Podlasia?!

Mamy więc nową rewolucję na Ukrainie. Oczywiście nie odbieram prawa Ukraińcom do wolności i prawdziwie niepodległego państwa. Ale, może dlatego, że od 50 lat mieszkam w Australii, to patrzę na to co się tam dzieje raczej już australijskimi oczyma (z dystansem) człowieka, który, nie chwaląc się, na ten temat może jednocześnie powiedzieć coś ciekawego i mądrego.

Zaraz po pomarańczowej rewolucji 2004 roku napisałem obszerny tekst o tej rewolucji i przepowiednię jak się ona zakończy. A obszernym podkładem tego był opis dzisiejszej Ukrainy, która jest sztucznym państwem – tworem Lenina, Stalina i Chruszczowa (Krym), który umożliwiał lepsze zrozumienie tego co się dzieje na Ukrainie.

Odnośnie pomarańczowej rewolucji byłem neutralny. Oczywiście nie odbierałem (i dzisiaj nie odbieram) prawa Ukraińcom do wolności i prawdziwie niepodległego państwa. Na Ukraińców nie patrzę przez pryzmat ludobójstwa ukraińskiego popełnionego na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej (Zachodniej Ukrainie) i nie tylko dlatego, że ono nie dotknęło mojej rodziny. Ale nie wierzyłem, że Juszczenko i Tymoszenko zrobią coś dobrego, że zmienią Ukrainę, że kraj ten będzie przyjacielem Polski i Polaków. I za to zostałem zaatakowany przez polskie media, które okazywały cielęcy zachwyt i bezgraniczne poparcie dla tego badziewia, co potwierdziły dalsze dzieje głównych bohaterów pomarańczowej rewolucji.

Przez ten artykuł jako dziennikarz, miałem swoje 5 minut. Ukazał się on w kilku polskich portalach i stronach internetowych i został zauważony przez Rosjan i Ukraińców, którzy go przetłumaczyli sobie i zamieszczali na różnych stronach internetowych. Doszło to do polskich mediów, które zaatakowały mnie, nazywając agentem rosyjskim, a za ich pośrednictwem sprawę poruszyły media na Zachodzie – niemieckie, francuskie i anglojęzyczne (może i inne?). Przez kilka ładnych tygodni w kilku, a może nawet kilkunastu krajach pisano o Marianie Kałuskim i jego artykule. Do dziś dnia jest tego wszystkiego sporo w Internecie (skopiowałem to sobie). A co ciekawe i głupie to to, że poważni dziennikarze i poważne media podają mój artykuł po dziś dzień jako JEDEN Z NAJWAŻNIEJSZYCH przykładów na łajdacką i dezinformacyjną działalność wywiadu rosyjskiego. „Gazeta Wyborcza” zaatakowała mnie na 1 stronie! Napisałem list otwarty do Michnika i kilku innych pism oraz radia ZET, w którym odpierałem zarzuty o współpracę z wywiadem sowieckim czy z jakąkolwiek placówką rosyjską, gdyż z żadną i nigdy nie miałem żadnego kontaktu, jak również z żadnym Rosjaninem (na list ten można także natrafić w Internecie). Wyśmiałem to, że z człowieka, który całe życie pisał krytycznie o Rosji i Rosjanach („po owocach ich poznacie”), zrobiono agenta rosyjskiego, człowieka pracującego dla wywiadu rosyjskiego. - Jedno z przysłów (a one są mądrością narodów) mówi, że „Każdy sądzi według siebie”, czyli, że ludzie sami skażeni zdradą i agenturalnością, posądzają wszystkich innych o to samo.

Satysfakcją moją jest to, że czas potwierdził, że moje podejście do pomarańczowej rewolucji i spraw polsko-ukraińskich było słuszne - prawidłowe, a nie dziennikarzy i politologów z „Gazety Wyborczej”, „Tygodnika Powszechnego”, Radia ZET itd., czy ludzi dla których pierwsze przykazanie boskie brzmi: Będziesz nienawidził Rosjan i kochał banderowców, chociaż oni są na równi twoimi śmiertelnymi wrogami.

To przykazanie musi się znaleźć w książce „Dzieje głupoty polskiej”.

Są w Polsce „politycy”, którzy uważają, że prawdziwy patriota polski musi być rusofobem.

Uważam, że w świetle tego co obecnie dzieje się w Kijowie i wobec probanderowskiej postawy wielu polskich polityków i dziennikarzy (prawie wszystkie media polskie są bardzo stronnicze w tej sprawie i przez to dalekie od prawdy!), warto przypomnieć Czytelnikom mój, ciągle aktualny w wielu miejscach, artykuł pt. „Porozmawiajmy szczerze o Ukrainie” i mój list otwarty do Radia ZET. Czytelnik na pewno lepiej zrozumie Ukrainę i jej problemy, obecną rewolucję nacjonalistyczną i Kijowie i wyrobi własne zdanie na ten temat.

Marian Kałuski

......................................................
- Styczeń 2005r.

Porozmawiajmy szczerze o Ukrainie,
czyli o nową politykę polską wobec Ukrainy



W latach 1989-90 naród polski obalił władzę komunistyczną w Polsce. Już w roku następnym upadł sam Związek Sowiecki. W następstwie tego upadku wszystkie republiki sowieckie uzyskały niepodległość; pełną Litwa, Łotwa, Estonia, a reszta tzw. niepodległość. W tej reszcie była również Ukraina.

Siedemdziesiąt lat komunizmu na Ukrainie sprawiło, że Ukraińcy nie tylko że nie mają zielonego pojęcia co to jest demokracja i jak ją realizować, ale także nie potrafili stanąć na własnych nogach po jego upadku (np. zamiast rozwiązać kołchozy i utworzyć indywidualne gospodarstw rolne - większość wybrała kołchozy!). Władzę przejęła postkomunistyczna oligarchia, powiązana z wielkim biznesem. Natomiast w sferze polityki zagranicznej Ukraina ciągle należała do rosyjskiej strefy wpływów. Tym bardziej, że na Ukrainie mieszka 10 milionów Rosjan, a 20 mln innych jej mieszkańców, oczywiście w większości sami Ukraińcy, mówi na co dzień po rosyjsku, a większość ludzi wyznających prawosławie (90% ogółu ludności) nie należy do Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej, a tylko do Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Unia Europejska i Stany Zjednoczone Ameryki, a szczególnie to drugie państwo, akceptowały taki status polityczny Ukrainy dopóki Rosją rządził słaby jako polityk, schorowany i uzależniony od alkoholu prezydent Borys Jelcyn. Ameryka, po upadku Związku Sowieckiego i staczaniu się Rosji do zupełnego upadku, stała się jedynym supermocarstwem na świecie i nikt wówczas nie zagrażał amerykańskiej supremacji.

Sytuacja ulega zmianie, od kiedy pięć lat temu prezydentem Rosji został Wołodymir Putin, były agent KGB, człowiek młody, zdrowy i pełen ambicji osobistych i z wizją odbudowy potęgi Rosji. Krajem rządzi po `imperatorsku', uparcie dążąc do przywrócenia Rosji statusu supermocarstwa. Do tego potrzebna jest mu nie tylko modernizacja armii i broni, ale także polityczna odbudowa powiązań Rosji z jej byłymi republikami. W tym wypadku oczywiście na czoło wysuwało się całkowite podporządkowanie sobie Ukrainy. Zapewnić to miały Putinowi wybory prezydenckie na Ukrainie na jesieni 2004 roku. Szczególnie, że władza prezydencka na Ukrainie była do grudnia ub. r. również równa władzy imperatorskiej.

Kandydatem Rosji na urząd prezydenta Ukrainy został pochodzący z jej wschodniej - rosyjskojęzycznej części kraju dotychczasowy premier Wiktor Janukowycz. Kandydatem odradzającego się nacjonalizmu ukraińskiego był Wiktor Juszczenko. Z pomocą wypróbowanych wzorców z lat komunistycznych, drugą turę wyborów `wygrał' 21 listopada 2004 roku Janukowycz i prez. Putin natychmiast pogratulował mu zwycięstwa.

Tymczasem stała się rzecz, której wielu Ukraińców i świat z Rosja na czele (poza Białym Domem) się nie spodziewał. Wybuchła w Kijowie, a następnie w innych miastach zachodniej i środkowej (ukraińsko-nacjonalistycznej) Ukrainy tzw. `Pomarańczowa rewolucja'. Setki tysięcy demonstrantów w samym tylko Kijowie w dzień, w dzień domagało się unieważnienia sfałszowanych wyborów. W sytuacji bardzo napiętej, grożącej wielkim rozlewem krwi, 3 grudnia Sąd Najwyższy unieważnił wyniki drugiej tury wyborów i zarządził ich powtórkę na 26 grudnia. Do tego dnia Ukraina kipiała. Nie tylko na zachodzie (strefa wpływów Juszczenki) ale i na wschodzie (obóz projanukowiczowski). Prorosyjski wschód groził nawet oderwaniem się od reszty Ukrainy.

Dopiero 11 stycznia br. Komisja Wyborcza ogłosiła wyniki wyborów: 51,99% głosów padło na Wiktora Juszczenkę i 44,2% na Janukowycza. Prezydentem Ukrainy został Wiktor Juszczenko, który 23 stycznia został uroczyście zaprzysiężony.

Według `Encyklopedii Brytannica. Rocznik 2004' Ukraina jest najbiedniejszym krajem w Europie; dochód narodowy na jednego mieszkańca w 2001 r. wyniósł zaledwie 720 dolarów, podczas gdy np. w biednej Albanii 1370 dolarów, w zniszczonej wojną domową Bośni i Hercegowinie1240 dolarów, w Polsce 4230 dolarów, a np. w Niemczech 23 560 dolarów.

Juszczenko tymczasem podczas `Pomarańczowej rewolucji' obiecywał Ukraińcom `złote góry', czyli demokrację i dobrobyt oraz wejście Ukrainy do Unii Europejskiej.

Tymczasem prawda jest taka, że Juszczenko nie da Ukraińcom ani demokracji (będą najwyżej jej pozory, co i tak będzie postępem, ale za małym, aby usatysfakcjonować marzenia narodu ukraińskiego w tej dziedzinie), nie zbuduje bogatej Ukrainy (nawet jak będzie prezydentem przez dwie kadencje), ani nie wprowadzi Ukrainy do Unii Europejskiej.

Tylko czekać jak Ukraińcy rozczarują się do Juszczenki, tak jak Polacy rozczarowali się do Wałęsy i rządów postsolidarnościowych. Że rozczarują się, to już o tym ćwierkają ptaszki. Były polski ambasador w Rosji Stanisław Ciosek ocenia, że zaprzysiężenie Wiktora Juszczenki było wielkim świętem, ale teraz najważniejsze jest to, jak Ukraińcy poradzą sobie z codziennością. Z kolei Marek Siwiec, polski eurodeputowany SLD, zauważył, że `Ukraińcom nikt jeszcze uczciwie nie powiedział: Zaciskajcie pasa, szykujcie się na to, że trzeba oszczędzać, pracować'. I dodał: `Dzisiaj mówiono głównie o światełku w końcu tunelu. Natomiast nie mówiono o tym, jak długi jest ten tunel, jaki wąski, i że czasami trzeba go na czworakach pokonywać. Dlatego bardzo dużo zależy od codziennej, organicznej pracy...'. Pytany, czy Ukraińcy mają świadomość tego jaki jest ten tunel, odparł: `Zdecydowanie nie, nikt im tego nie powiedział jeszcze uczciwie. Nikt dzisiaj nie mówi Ukraińcom na ulicach Kijowa, że (...) będzie ich to dużo kosztowało' (`Nikt nie powiedział Ukraińcom, że będzie trudno PAP 23.1.2005).

Gospodarka Ukrainy jest nie tylko ściśle powiązana z gospodarką Rosji, ale także w sposób naturalny uzależniona może nawet po wsze czasy od rosyjskich kupców. Ukraina produkuje olbrzymie ilości pszenicy i cukru na eksport. Unia Europejska ma już nadwyżki i jednego i drugiego (stąd kłopoty z polskim cukrem w UE). Natomiast Rosja ma zawsze i chyba już chroniczny niedobór pszenicy i cukru. Ukraina wydobywa duże ilości rudy żelaza i węgla kamiennego. Tego też nikt nie chce w Unii Europejskiej, szczególnie lichej już rudy krzyworoskiej. No a maszyn i broni, które potrzebował Związek Sowiecki, także nikt nie chce, ze względu na ich gorszą jakość.

Dlatego nie wchodzi w grę przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej, tym bardziej, że to kraj wielki i ludny (48 mln ludności). Przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej jeszcze szybciej rozwaliłoby ją niż przyjęcie Turcji! `Nic się nie zmieniło - mówimy o bliższej współpracy z Ukrainą, a nie o jej przyjęciu do Unii Europejskiej' - tak odpowiedziała Komisja Europejska na wypowiedź Wiktora Juszczenki o tym, że wprowadzi Ukrainę do Unii Europejskiej (`Wirtualna Polska' 24.1.2005). Ta bliższa współpraca najprawdopodobniej ograniczy się jedynie do mało znaczących gestów. Zachodnia Europa w ogóle nie zna Ukrainy i nie chce jej znać! Wolały by nie mieć z nią nic do czynienia. Widzieliśmy bardzo dobrze jak zachowywały się podczas `Pomarańczowej rewolucji' władze Unii Europejskiej, czy raczej pociągający w niej za sznurek politycy zachodnioeuropejscy, którzy są wyraźnie prorosyjscy i wolą stawiać na Rosję niż na jakąś tam Ukrainę, która chce uniezależnienia od Moskwy. I to - o zgrozo! - na koszt Unii Europejskiej.

Szczególnie Francja i Niemcy byli i są zaślepionymi rusofilami.

Tak więc Ukraina jest skazana na bycie państwem buforowym między Unią Europejską a Rosją.

Już w trakcie `Pomarańczowej rewolucji' świat dowiedział się, że tą rewolucję finansowała Ameryka, wydając na nią, tj. oficjalnie: `na demokratyzację Ukrainy', w ostatnich dwóch latach 60 mln dolarów, a jej reżyserem była specjalizująca się w takich akcjach/masowych i ciągłych demonstracjach aż do zwycięstwa serbska organizacja, która w ten sam sposób wcześniej przyczyniła się do obalenia władzy Miłoszewicza w Serbii.

Biały Dom dążąc do utrzymania pozycji jedynego supermocarstwa na świecie nie chce odbudowy supermocarstwowej pozycji Moskwy i dlatego dąży i będzie nadal dążyć do oderwania spod wpływów Moskwy jak najwięcej postsowieckich republik. `Ekspedycja' ukraińska skończyła się całkowitym sukcesem dla Ameryki. Od 23 stycznia mamy zupełnie nową Ukrainę - Ukrainę wyzwoloną z pętów rosyjskiej niewoli. Ukraińscy patrioci już kraju swego, tj. ukraińsko-języcznej Ukrainy, nie oddadzą Rosji. W każdym bądź razie na pewno nie bez walki. Wolna od Rosji Ukraina jest faktem raczej dokonanym, chociaż jest na razie na glinianych nogach.

Jeśli Ukraina nie może liczyć na członkostwo w Unii Europejskiej, jeśli grozi jej status państwa buforowego między UE a Rosją, to czy może Kijów liczyć na polityczne i gospodarcze poparcie Białego Domu? Colin Powell, kończący urzędowanie sekretarz stanu USA, podczas spotkania z Juszczenką w dniu inauguracji jego prezydentury powiedział: `Chcę pana zapewnić, że może pan w dalszym ciągu liczyć na pełne poparcie amerykańskiego rządu i amerykańskiego narodu w pana wysiłkach oczekiwanych przez ukraiński naród'.

Niestety, są to słowa na pewno bez żadnego pokrycia. Ukraina z pewnością podzieli los Iraku, gdzie Ameryka obaliła reżym Saddama, jednak nie jest w stanie rozwiązać obecnych jego problemów, w tym kluczowego - gospodarczego, który rozwiązany mógłby przyczynić się do politycznej stabilizacji państwa. Biały Dom bardzo chętnie chciałby aby amerykańską odpowiedzialność za Irak przejęła Organizacja Narodów Zjednoczonych, NATO i Unia Europejska. Poza tym Ameryka przechodzi przez poważny kryzys gospodarczy, a okupacja Iraku kosztuje i kosztować będzie wiele setek miliardów dolarów; tylko co prez. Bush zwrócił się do Kongresu o dodatkowe 80 miliardów dolarów na okupację Iraku. Stąd Ukraina nie może liczyć na znaczną amerykańską pomoc gospodarczą. Biały Dom będzie dbał jedynie o to, aby Ukraina nie wróciła pod kuratelę Moskwy. Ale czy to jemu się uda?

Nie można wykluczyć także i takiej możliwości, że zawiedzeni reformami i przyciskaniem pasa Ukraińcy odwrócą się od Juszczenki i choas zapanuje na Ukrainie. Wówczas może dojść do tego, że `wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjedzą', czyli, że Biały Dom zdradzi Ukrainę, aby mieć kłopot z głowy lub w imię poprawy stosunków z Rosją, kosztem tego czego nie potrafi utrzymać w sferze swoich wpływów.

Chociaż przeciętny Rosjanin jest na ogół dobrym człowiekiem ich państwo było i jest najbardziej imperialistycznym na świecie. To tylko dlatego maleńkie Księstwo Moskiewskie w XIV wieku rozrosło się do największego państwa na świecie - Rosji. I jest ona ciągle taką pomimo odłączenia się wszystkich republik w 1991 roku. A jakie plany podboju innych państw miała Rosja przed 1914 rokiem! Chciała m.in. opanować Dżungarię, Kaszgarię, Tybet, Afganistan i Persję (dzisiejszy Iran), aby mieć dostęp do Oceanu Indyjskiego. Chciała podbić zachodnią Turcję z Konstantynopolem (Istambułem), aby mieć bezpośrednie połączenie z Morzem Śródziemnomorskim. Chciała zagarnąć od Austrii i Niemiec pozostałe polskie terytoria.

Ten kto myśli, że ciągąty imperialistyczne u Rosjan to czas przeszły dokonany grubo się myli. Rosjanie są wściekli, że w latach 1989-1990 utracili swoje dominia w Europie Środkowej i Wschodniej, szczególnie Polskę. Krew ich zalewa, że staliśmy się członkiem Unii Europejskiej i NATO, gdyż te dwa fakty przekreślają ich powrót nad Wisłę. Dlatego mszczą się na nas gdzie tylko mogą. Rusofilów i ludzi powątpiewających w to co tu mówię odsyłam do atykułu J.Bie. Rachunek za ukraińską rewolucję, który ukazał się w `Rzeczpospolitej' z 22 stycznia 2005. W artykule czytamy m.in.:

...Wiele sporów(między Warszawą a Moskwą) toczy się od kilkunastu lat. Tak jest z długami odziedziczonymi po okresie komunistycznym, wykorzystaniem licencji na produkcję sowieckiej broni, nieruchomościami w Polsce należącymi (bezprawnie! - M.K.) do rosyjskich władz, rekompensatą dla osób pracujących w sowieckich łagrach, warunkami pływania po Cieśninie Piławskiej. Nie możemy porozumieć się z Moskwą w sprawie wspólnych odpraw na granicy. Nie udaje się od lat zawrzeć umowy o wzajemnej ochronie inwestycji. Od przystąpienia Polski do Unii nie spotyka się dwustronna, polsko-rosyjska komisja ds. gospodarczych'.

Nie jest to pełna lista rosyjskich złośliwości. Było lub jest ich poza wyżej wymienionymi dużo więcej, że starczy wymienić odmowę zwrotu skradzionych polskich dóbr kultury, zabranianie polskim kutrom połowu ryb na Morzu Ochockim, budowę rurociągu gazowego pod Morzem Bałtyckim, aby tylko nie dyć Polakom zarobić, chociaż jego budowa ma być przez to droższa aż o 3,5 miliarda dolarów! A teraz wychodzi na jaw (afera Orlen) rosyjska próba opanowania polskiego rynku energetycznego, aby móc trzymać Polskę za gardło, a tym samym wywierać swój wpływ na nasz kraj i rząd polski.

Jeśli Rosja tak postępuje z wolną Polską, należącą do Unii Europejskiej i NATO, to jak będzie postępować z `oderwaną od rosyjskiej macierzy' Ukrainą? Bowiem nie tylko dla Putina i w ogóle władz rosyjskich, ale także dla przeciętnego Rosjanina Ukraina w cieleniu Rusi Kijowskiej to - wg nich - kolebka Rosji!

W Kijowie 23 stycznia br. odbyła się inauguracja prezydentury Juszczenki, a już następnego dnia prezydent Ukrainy udał się w swoją pierwszą podróż zagraniczną - do Moskwy. Bowiem, pomimo oderwania się od Kremla, jakakolwiek przyszłość Ukrainy - nawet ta w najbardziej antyrosyjskiej odmianie - będzie w dużym stopniu uzależniona od Rosji. Tymczasem z Moskwy dochodzą niedobre dla Kijowa sygnały. Znany komentator moskiewski Witalij Portnikow powiedział, że: `Po tym jak Rosja popierała w wyborach rywala Wiktora Juszczenki, Wiktora Janukowycza, nie należy oczekiwać, aby Moskwa specjalnie dążyła do ciepłych stosunków z nowymi władzami w Kijowie'. A kiedy dowiedział się, że Juszczenko na p.o. premiera (i na pewno pierwszego swego premiera) mianował bardzo źle widzianą na Kremlu Julię Tymoszenko dodał: `Nominacja Julii Tymoszenko na p.o. premiera Ukrainy "wpłynie skrajnie negatywnie" (na stosunki między Rosją i Ukrainą). I tak się stało. Putin nie jest zadowolony z tej nominacji. W Rosji Tymoszenko jest uważana za kryminalistę i od ubiegłego roku prokuratura rosyjska poszukuje ją listem gończym pod zarzutem dawania łapówek urzędnikom Ministerstwa Obrony. Tymoszenko rzekome ukraińsko-rosyjskie machlojki gospodarcze robiła jako wicepremier razem z byłym premierem ukraińskim Pawłem Łazarenką, którego niedawno sąd w Kaliforni uznał winnym wymuszania łapówek i prania brudnych pieniędzy (Yushchenko rushes in with charges `The Age', Melbourne 26.1.2005). Tymczasem premier Ukrainy powinien być częstym gościem na Kremlu.

Spotkanie Juszczenki z Putenem było bardzo chłodne i prawdopodobnie bezowocme. Ukraina na pewno nie przechytrzy kremlowskiego lisa.

Podczas spotkania z Juszczenką Putin zaznaczył, że w ostatnim czasie nastąpiła głęboka
integracja między obu krajami. Przypominał też o idei budowy wspólnej przestrzeni ekonomicznej między Rosją, Ukrainą, Białorusią i Kazachstanem. Pomysł po długich negocjacjach i mimo oporu parlamentu zaakceptował poprzedni prezydent Leonid Kuczma i chyba właśnie wspólną przestrzeń ekonomiczną miał na myśli Putin, mówiąc Juszczence, że liczy na ciągłość stosunków między obu krajami (Juszczenko u Putina `Rzeczpospolita' 25.1.2004).

Putin dał jasno do zrozumienia Juszczence czego się spodziewa od niego, jako prezydenta Ukrainy.

Ukrainę czekają więc bardzo trudne stosunki z Rosją. Fiodor Łukianow, redaktor naczelny pisma "Rossija w Globalnoj Politikie" powiedział `Rzeczpospolitej' (25.1.2005): `Stosunki z Ukrainą będą złożone. Rosja zasadniczo nie zmieni negatywnego nastawienia do Wiktora Juszczenki. Oczywiście, będzie ono starannie skrywane, oficjalnie będzie mówiło się o interesach obu krajów. Wiele zależy jednak od zachowania samego Juszczenki. Szansa na stabilny dialog będzie wtedy, gdy Moskwa uwierzy, że nowy prezydent nie chce, by Ukraina natychmiast przystąpiła do NATO i Unii Europejskiej, i że liczy się on z interesami rosyjskiego biznesu. Jeśli jednak Juszczenko będzie szybko zbliżał się do Zachodu, to znów dadzą o sobie znać fobie, których świadkami byliśmy podczas kampanii wyborczej. Odejście Ukrainy od udziału we wspólnej przestrzeni ekonomicznej z Rosją, Ukrainą i Kazachstanem sprawi, że idea tej współpracy weźmie w łeb. Pomysł "przestrzeni" powstał wyłącznie po to, by wciągnąć do niej Ukrainę'.

Wówczas Rosja sięgnie po kij.

Kreml jest w stanie zniszczyć gospodarczo Ukrainę i prowokować konflikt etniczny ukraińsko-rosyjski, który może zakończyć się nawet interwencją zbrojną Rosji na Ukrainie i podziałem Ukrainy. Prawda, Ameryka może strać się o to aby Ukrainę przyjąć do NATO. Ale za nim to nastąpi może dojść do rozwiązania przez Kreml kwestii ukraińskiej po jej myśli, czyli albo do podziału Ukrainy na część ukraińską i rosyjską, albo do ponownego podporządkowania Kremlowi całej Ukrainy.

Nie ulega wątpliwości, że Kreml już od 23 stycznia zabiega o to drugie, czyli o ponowne podporządkowanie Kijowa Moskwie. Będzie to również walka dyplomatyczno-gospodarcza między Białym Domem i Kremlem. Jeśli Putinowi czy Kremlowi nie uda się podporządkowanie sobie całej Ukrainy, wówczas jest bardzo prawdopodobne, że wykorzystają kartę etniczną. Czy Stany Zjednoczone będą miały odwagę powiedzieć Moskwie, że musi zaakceptować utratę aż 10 milionów Rosjan na rzecz nacjonalizmu ukraińskiego.

Ludność Rosji z braku przyrostu naturalnego zmniejsza się aż o 1 milion osób rocznie. Ciekawe co by się stało z Ukrainą i jej gospodarką, gdyby Moskwa zechciała `repatriować' 10-15 czy nawet 20 mln ludzi z Ukrainy'? Tym bardziej, że każdego roku ubywa również na Ukrainie pól miliona ludzi.

Problem etniczny na Ukrainie wypływa z tego, że to państwo w dzisiejszych jego granicach jest sztucznym tworem - widzimisię głównie Stalina, któremu, jak i wszystkim innym władcom Kremla, nawet do głowy nie przyszła myśl, że Ukraina kiedykolwiek oderwie się od `rosyjskiej macierzy'. Stąd hojną ręką włączono do Ukrainy ziemie etnicznie rosyjskie, ziemie, które nigdy nie należały do Ukrainy czy Rusi Kijowskiej i zamieszkałe przez Rosjan lub w większości przez nich. Jeszcze w 1954 roku Moskwa przyłączyła do Ukrainy zupełnie rosyjski etnicznie i od XVIII w. historycznie Krym, upamiętniając w ten sposób 300-lecie przyłączenia Ukrainy do Rosji.

Sam fakt mieszkania na Ukrainie ok. 10 mln Rosjan i posługiwania się na co dzień językiem rosyjskim przez 32 mln ludzi na 48 mln mieszkańców Ukrainy stanowi wielkie zagrożenie dla Ukrainy. Problem ten jednak pogłębia to, że ludność rosyjska i rosyjskojęzyczna zdecydowanie dominuje na wschodzie i południu Ukrainy, w obwodach: charkowskim, chersońskim, dniepropetrowskim, donieckim, krymskim, ługańskim, mikołajewskim, odesskim i zaporoskim oraz w mieście wydzielonym Sewastopolu. Tu zdecydowane zwycięstwo, nawet w powtórce drugiej tury wyborów (26.12.2004) odniósł protegowany Kremla Wiktor Janukowycz. W obwodach donieckim i ługańskim otrzymał on ponad 90% głosów.

Wybory potwierdziły jak sztucznym tworem jest dzisiejsza Ukraina, którą zlepił Stalin z ziem ukraińskich, rosyjskich, polskich, tatarskich, węgierskich i rumuńskich (obszar 603 700 km kw, 48 mln mieszk.). Potwierdziły one fakt istnienia dwóch Ukrain: ukraińskiej i rosyjskiej. Rosyjska Ukraina, tj. wschodnia i południowa część państwa ukraińskiego obejmuje obszar 257 100 km kw. i zamieszkuje ją 22,5 mln osób. Natomiast ukraińska Ukraina, obejmująca obwody: chmielnicki, czerkaski, czernihowski, czerniowiecki, iwanofrankowski (stanisławowski), kijowski, kirowogradzki, lwowski, połtawski, rówieński, sumski, tarnopolski, winnicki, wołyński, zakarpacki i żytomierski, ma obszar 346 600 km w., który zamieszkuje 25,5 mln osób.

Ale nawet tzw. Zachodnia Ukraina, czyli obwody lwowski, stanisławowski (iwanofrankowski), tarnopolski, wołyński (Łuck), rówieński, zakarpacki i czerniowiecki, nie stanowi jednolitego bloku etnicznego, religijnego, historycznego, językowego i kulturalnego. Obwody lwowski, stanisławowski (iwanofrankowski) i tarnopolski przez 600 lat należały do Polski. Większość ich mieszkańców uważa się dzisiaj za Ukraińców, chociaż Ukraińcami wcale nie są (jednak sami uważają się za takich i to dziwactwo musimy akceptować). W każdym bądź razie różnią się bardzo i to pod każdym względem (historia, język, kultura, religia) od prawdziwych Ukraińców. Można ich śmiało przyrównać do Austriaków i Szwajcarów języka niemieckiego. Niby są Niemcami, a jednak nimi nie są. Ukraińców galicyjskich od prawdziwych Ukraińców odróżnia przede wszystkim religia. Jako jedyni Ukraińcy są katolikami obrządku wschodniego (grekokatolicy). A wrogość między grekokatolikami a prawosławnymi Ukraińcami zawsze była i jest bardzo duża. Wołyniacy są prawosławnymi i bardziej zbliżeni do prawdziwych Ukraińców. Nie ma wielkiej miłości między Wołyniakami a Ukraińcami z byłej Galicji. Łączy ich tylko antypolskość i banderowska zbrodnicza przeszłość. Ale do harmonijnego współrządzenia Zachodnią Ukrainą to na pewno nie wystarczy. Wypłyną wtedy na wierzch ich liczne rozbieżności. Natomiast autochtoniczna ludność obwodu zakarpackiego zdecydowanie odcina się od narodowości ukraińskiej. Dlatego chociaż są również grekokatolikami nie chcą mieć nic wspólnego z ukraińskimi grekokatolikami (nie podlegają metropolii lwowskiej, a tylko bezpośrednio Watykanowi). Chcieliby mieć szeroką autonomię, albo być niepodległym państwem. Na Zakarpaciu duży odsetek ludności stanowią także Węgrzy, gdyż przez 1000 lat był to kraj węgierski. Obwód czerniowiecki też nigdy nie należał do Ukrainy. Był to kraj rumuński (mieszka tam dużo Rumunów), a historycznie i kulturalnie był związany z Austrią. – Czy ci ludzie zgodnie by z sobą współżyli w państwie zachodnioukraińskim? Należy w to wątpić, gdyż są poważne podstawy do takiej obawy.

Jeśli Ukraińcy chcą mieć swoje narodowe państwo, państwo w pełni niepodległe i suwerenne, to czy chcą tego czy nie powinni pozbyć się jak najprędzej `garbu rosyjskiego', czyli rosyjskiej Ukrainy. Bo może tak być, że to nie ukraińska Ukraina połknie rosyjską Ukrainę, ale rosyjska połknie ukraińską. I to już na wieki wieków. Wszak „chytry podwójnie traci”. Nawet jeśli nie dojdzie do groźby podziału Ukrainy, to kto może gwarantować, że nie wybuchnie wojna domowa, albo że na świecie nie będzie głośno o rosyjskim terroryzmie na Ukrainie, jak dzisiaj jest o IRA czy Baskach. Przez fakt przebywania na Ukrainie 10 milionów Rosjan Moskwa będzie miała zawsze pretekst do ingerowania w wewnętrzne sprawy Ukrainy, do podporządkowywania jej sobie.

Kreml nigdy na to nie pozwoli, aby Ukraina rosyjska zukrainizowała się z biegiem lat przez asymilacyjną politykę nacjonalistów ukraińskich z Kijowa. Np. chociaż w tej chwili 65% (!) ludności Ukrainy mówi na co dzień po rosyjsku, w kwietniu 2004 roku ukraińska Narodowa Rada do spraw Telewizji i Radia zdecydowała, że `wszystkie programy telewizji i radia na Ukrainie powinny być nadawane w języku ukraińskim' („Gazeta Wyborcza” 24.4.2004).

Tymczasem, jak chociażby tylko ten fakt to potwierdza, nacjonaliści ukraińscy nie tylko odrzucają myśl podziału Ukrainy czy nawet utworzenia z niego państwa federacyjnego - ukraińsko-rosyjskiego (o czym mówi wschodnia i południowa Ukraina), ale dążą do asymilacji ukraińskich Rosjan (a jak protestowali, kiedy przedwojenne władze polskie chciały asymilować polskich Ukraińców!). Teraz do władzy w Kijowie doszli nacjonaliści ukraińscy, do których należy także Juszczenko. Jego znakiem prezydenckim jest łańcuch złożony z sześciu medalionów - z herbami księcia Włodzimierza Wielkiego, Księstwa Galicyjsko-Wołyńskiego, Wielkiego Księstwa Litewskiego, wojska zaporoskiego, rodowego herbu Bohdana Chmielnickiego i herbu Ukraińskiej Republiki Ludowej z lat 1917 - 1920. Wisi na nim medalion ze złotym tryzubem.

Jak widzimy, Ukraina uważa się za spadkobiercę Wielkiego Księstwa Litewskiego, chociaż jego centrum znajdowało się na Litwie i Białorusi, a ziemie ukrainne, podbite przez Litwę w XIV w., stanowiły właśnie tylko obszar `ukrainny' - przygraniczny! To wskazuje na skalę nacjonalizmu ukraińskiego. A trzeba pamiętać, że jest to prymitywny i bardzo agresywny nacjonalizm XIX wieku.

Tego nacjonalizmu boją się zamieszkujące Ukrainę wszystkie mniejszości narodowe. Potwierdziły to np. ostatnie wybory prezydenckie w obwodach czerniowieckim i zakarpackim, gdzie na Janukowycza padło najwięcej głosów na tzw. Zachodniej Ukrainie. W obwodzie czerniowieckim, gdzie mieszka dużo Rumunów, Janukowycz otrzymał 16,4% głosów, a w obwodzie zakarpackim, pełnym Węgrów, głosowało na niego aż 27,5% wyborców. Dla przykładu w sąsiednich obwodach: lwowskim, iwanofrankowskim i tarnopolskim na Janukowycza głosowało odpowiednio zaledwie 4,7%, 2,2 i 2,7% wyborców. Tego faktu, tego lęku mniejszości narodowych przed nacjonalizmem ukraińskim nikt jakoś nie zauważył. Nawet Polacy chociaż Polska graniczy z Ukraina, gdzie pozostało również trochę Polaków (kilkaset tysięcy!).

W taki sposób doszliśmy do spraw polsko-ukraińskich.

Stalin `prawem' silniejszego oderwał od Polski w latach 1944-45 ok. 80 000 km kw. przedwojennego obszaru Polski i włączył do sowieckiej Ukrainy. Polaków tam mieszkających albo wysiedlił do kontrolowanej przez siebie tzw. Polski Ludowej, albo wymordował czy zesłał na Sybir. Wydziedziczył ich z wszystkiego (bez odszkodowania!), przywłaszczając sobie także bogate lwowskie zbiory polskiego dziedzictwa narodowego. Dzisiaj majątki popolskie i skarby polskiego dziedzictwa narodowego przejęła Ukraina, uważając że Stalin nie popełnił żadnego bezprawia na Polakach, że jej się to słusznie należy (dziwne to podejście do prywatnej własności i obcego dziedzictwa narodowego!).
W PRL nie było żadnej kwestii polsko-ukraińskiej bo być nie mogło. Jednak w latach 1989-90 Polska odzyskała niepodległość, a rok potem Ukraina. Niestety, nic nie zmieniło się na lepsze w stosunkach polsko-ukraińskich w odniesieniu do strony polskiej. Wszystkie nieprawości Stalina miały być nadal honorowane i utrzymywane w życiu przez Ukraińców, nawet w odniesieniu do zabytków polskiego dziedzictwa narodowego. Z nienormalnych, bo krzywdzących Polskę i Polaków stosunków polsko-ukraińskich po 1989 roku korzystała wyłącznie strona ukraińska. Rząd warszawski zapewne pod naciskiem Białego Domu i częściowo Brukseli ustanowił Ukrainę partnerem strategicznym Polski. To partnerstwo moża określić hasłem: `Wszystko dla Ukrainy i nic dla Polski'. Wychodzimy na nim jak przysłowiowo `Zabłocki na mydle'! Co więcej, rzekomo nasz partner strategiczny, ustami swego prezydenta Leonida Kuczmy nazwał południowo-wschodnie obszary dzisiejszej Polski - Ziemię Przemyską, Chełmszczyznę i Podlasie `rdzennie ukraińskimi ziemiami' (Czyje rdzenne ziemie `Rzeczpospolita' 24.9.2004), co należało odebrać - jednak nie zostało odebrane przez rząd warszawski! - jako wysunięcie lub groźbę wysunięcia roszczeń terytorialnych do ziem, na których ze świeczką trzeba szukać Ukraińców!

To że Biały Dom pchnął rząd warszawski do udziału w okupacji Iraku, co kosztowało już podatników polskich setki miliony złotych i co spowodowało wielkie zagrożenie dla Polski ze strony terrorystów islamskich chyba nikt nie będzie kwestionował.

Dlatego najazd polityków polskich na Ukrainę podczas `Pomarańczowej rewolucji', m.in. prez. Aleksandra Kwaśniewskiego, Lecha Wałęsy, Jerzego Buzka, Bronisława Komorowskiego (oboje z Polatformy Obywatelskiej), Michała Kamińskiego (Prawo i Sprawiedliwość), Mirosława Czecha (Unia Wolności) itd., należy widzieć również jako `pchnięcie' Białego Domu. Jeśli się mylę, to czym ten najazd polityków polskich na Ukrainę wytłumaczyć?! Wielką, wprost bezgraniczną
miłością tych ludzi do Ukraińców oraz ich głębokim pragnieniem uczynienia z Ukrainy państwa demokratycznego i zasobnego materialnie, wtedy, kiedy ci sami ludzie nie dali Polakom demokracji i doprowadzili do nędzy miliony swoich rodaków (19% bezrobotnych!)?

Ci polscy politycy całkowicie zignorowali uwagę profesor Anny Raźny z Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych Instytutu Studiów Regionalnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, która powiedziała, że `dla Polski ważne jest, która z opcji (ukraińska Juszczenki czy prorosyjska Janukowycza) jest bardziej nacjonalistyczna i która popiera roszczenia terytorialne względem państwa polskiego. Popierając dążenia Ukrainy do niezależności od Moskwy, nie możemy o tym zapomnieć. Z powodu szowinizmu ukraińskiego najbardziej ucierpieli Polacy i Polska' (`Nasz Dziennik' 25.11.2004. Zignorowali również stanowisko większości Polaków, którzy w opublikowanych niedawno wynikach ankiety o tym kogo z obcokrajowców Polacy lubią a kogo nie, w bardzo dużym odsetku okazali swą antypatię do Ukraińców. - Nie buduje się przyjaźni między narodami ponad ich głowami! To tylko w PRL budowano w ten sposób `przyjaźń polsko-radziecką'. Naród polski może pogodziłby się z Ukraińcami, gdyby ta ugoda narzucana mu przez polskich polityków nie miała cech kapitulacji ze strony polskiej i krzywdy!

Zachowanie się polskich polityków na Ukrainie tylko poświadcza to, że wykonywano polecenie lub życzenie Białego Domu.

Jak już wspomniałem Biały Dom/Amerykę nie stać na pomoc finansowo-gospodarczą dla Ukrainy. Szuka więc frajerów, którzy będą wspierać materialnie amerykańską dominację na Ukrainie. I znalazł. Polski minister spraw zagranicznych Adam Daniel Rotfeld powiedział, że `Polskie wsparcie dla Ukrainy musi obecnie przełożyć się na działania odczuwalne dla Ukraińców w skali masowej, m.in. na ułatwienia na granicach czy ułatwienia dla Ukraińców pracujących w Polsce. Ukrainie potrzebny jest pakiet, który przekładałby się na siłę materialną, a nie tylko na duchowe i moralne wsparcie'.

Ile ta `siła materialna' na kosztować Polskę i podatnika polskiego? Znowu setki milionów złotych rocznie?!

A jaką korzyść z tego będzie miała Polska i Polscy? Żadną! Bo czy pomożemy czy nie Ameryka z pewnością nie wypuści już Ukrainy ze swojego objęcia. Jeszcze żeby chociaż Warszawa za tę pomoc zażądała zwrotu skarbów dziedzictwa polskiego, bezprawnie i bezwstydnie przetrzymywanego na Ukrainie!

O nie! To ma być bezinteresowna pomoc polska. Tak jakby Polskę było na nią stać i tajk jakby Polsce nic się nie należało od Ukraińców.

Tak postępują tylko frajerzy lub zdrajcy interesów narodowych danego narodu!

Wsparcie przez rząd warszawski ukraińskiej rewolucji będzie kosztowało Polaków jednak dużo, dużo więcej niż ta rotfeldowska `siła materialna'. Rosja bowiem zaczyna wystawiać Polsce rachunek za wsparcie ukraińskiej rewolucji: obcina eksport ropy do naszego kraju, co może wpłynąć na podrożenie benzyny aż o kilkadziesiąt groszy na litrze. Co więcej, `Zdaniem ekspertów to dopiero początek rachunku, jak Rosja zamierza wystawić Polsce za zaangażowanie na rzecz pomarańczowej rewolucji na Ukrainie' (Rachunek za ukraińską rewolucję (wprowadzenie) `Rzeczpospolita' 22.1.2005).

Ładne perspektywy! A wszystko przez głupotę wielu polskich polityków, którzy nie potrafią kierować się polską racją stanu.

A jaka jest polska racja stanu wobec Ukrainy?

Od XIX wieku nacjonalizm ukraiński był i jest wrogiem Polski i Polaków. Swoje bandyckie oblicze okazał on podczas II wojny światowej, kiedy to na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej nacjonaliści ukraińscy dopuścili się ludobójstwa, mordując ok. 100 000 Polaków, a kilkaset tysięcy zmuszając do opuszczenia swych odwiecznych domostw.

Dziś nacjonalizm ukraiński dostał się do władzy. Ani prezydent Juszczenko ani premier Tymoszenko nie są przyjaciółmi Polaków, o czym przekonuje nas wydane podczas `Pomarańczowej rewolucji' Oświadczenie Kresowego Ruchu Patriotycznego (`Nasz Dziennik' 20.12.2004). Tak Juszczenko jak i Tymoszenko brali udział w szeregu antypolskich imprezach czy wystąpieniach. Juszczenko brał udział m.in. w odsłonięciu pomnika Kłyma Sawura, który w 1943 roku wydał rozkaz wymordowania Polaków na Wołyniu. Natomiast Tymoszenko domagała się od prezydenta Leonida Kuczmy, by nie ważył się potępiać nacjonalistycznej OUN-UPA za zbrodnie na Polakach.

Fakt, że Juszczenko i Tymoszenko nie są życzliwie nastawieni do Polaków stanowi duże zagrożenie dla Polski, Polaków i polskiej mniejszości narodowej na Ukrainie.

To że nie można liczyć na poprawę stosunków polsko-ukraińskich, na większe zrozumienie i życzliwość postulatów polskich przez Ukraińców udowodnił członek lwowskiej Rady Miejskiej Wasyl Biłous, mówiąc, że jeżeli Polacy myśleli, że za poparcie `Pomarańczowej rewolucji' nastąpi przyśpieszenie rozwiązania problemu cmentarza Orląt Lwowskich to się grubo mylą (Biłous nie ustąpi `Nasz Dziennik' 20.1.2005). Zresztą sam Juszczenko sabotował polskie plany odnośnie
rekonstrukcji tego cmentarza (`Nasz Dziennik' 20.12.2004). Co prawda, podczas wizyty w Radzie Europy w Brukseli 25 stycznia br. Juszczenko podziękował wszystkim Polakom za wsparcie `Pomarańczowej rewolucji' i zapewnił, że w sprawie Cmentarza Orląt zaapeluje do rady miejskiej Lwowa o "zmianę obecnego stanowiska' oraz obiecał "kontynuację drogi współpracy i kompromisu" z Polską, a Polakom żyjącym na Ukrainie: `Wasze dzieci będą mówić w języku ich ojców i będą chodzić do polskich kościołów. Obiecuję to wam' (Koniec sporu o Cmentarz Orląt? `Gazeta Wyborcza' 25.1.2005) .

Liczą się jednak fakty, a nie słowa. Prez. Kuczma również obiecywał i wydawał rozkazy lwowskiej Radzie Miejskiej i... nic z tego nie wyszło! Dlatego do tej deklaracji Juszczenki należy podejść z dużym sceptycyzmem. - `Pożyjemy, zobaczymy' - ile w tym było prawdy. Daj Boże, aby to jednak była prawda. Bo czas najwyższy aby Polacy i Ukraińcy się pogodzili i szczęśliwie jako sąsiedzi z sobą współżyli i współpracowali.

Na razie, i to jest fakt, i to się liczy dzisiaj: w podzięce za poparcie ich rewolucji Ukraińcy ze Lwowa pokazali nam tylnią część ciała!

Ludzie trzymający władzę w Warszawie udają że tego nie widzą, i będą ślepo wierzyć obietnicom Juszczenki, bo tego spodziewa się od nich Waszyngton. Daleko im do miana polityków polskich w całym tego słowa znaczeniu.

Polityk polski i mądry polityk wiedziałby, że dobra polityka to sztuka działania dla dobra własnego narodu, dla żadnych innych celów. Jeśli politycy polscy będą dbać więcej o interesy innych narodów niż narodu polskiego, to pewnego dnia może znowu zabraknąć Polski na politycznej mapie Europy! To nie przesada. Historia lubi się powtarzać, szczególnie jeśli jakiś naród robi te same błędy, które w przeszłości doprowadziły do zagłady jego ojczyzny. Czy to doprawdy tak trudno aby zrozumieli to polscy politycy?! Na razie, postępując w imię rzekomego humanizmu sami szkodzą Polsce i narodowi polskiemu. Co chcą przez swój humanizm udowodnić? Że są równi Bogu w odniesieniu do moralności? A przecież wielki Machiavelli powiedział, że polityka jest amoralna, co więcej, musi być amoralna, w tym jej siła i realizm.

Taką politykę uprawiały wszystkie wielkie dziś narody, tylko nie Polska, która sama doprowadziła do tego, że z największego państwa w Europie jakim była Rzeczpospolita w wiekach XIV-XVIII (poza Rosją) nie pozostało nic. W ogóle zniknęła z mapy politycznej Europy.

Uważam, że także i dzisiaj wielu polityków polskich minęło się z powołaniem. Zamiast włączyć się do polityki powinni wstąpić do seminarium duchownego! To w Kościele, a nie w polityce można stosować ewangeliczną naukę: "Gdy cię uderzą w jeden policzek - nadstaw drugi!" i "Gdy oni cię uderzą kamieniem, ty odpowiedz chlebem!". W polityce obowiązuje ewangeliczna zasada: "A słowa wasze niech będą: tak, tak, nie, nie" i "Non possumus".

Wielu z naszych obecnych polityków postępuje jeszcze gorzej: zamiast służyć Polsce jako polscy politycy są de facto agentami obcych państw (oj, pełno ich było w Polsce przedrozbiorowej!; nawet ostatni król - Stanisław August Poniatowski był `faworytem' carycy Katarzyny II). Ale dla takich były zawsze na całym świecie nie urzędy, a szubienice! Polska była i jest wyjątkiem. A konsekwencje tego dla Polski były i ponownie mogą być tragiczne.

Czy skłonność do zdrady ojczyzny to naprawdę jedna z cech narodowych Polaków?! Pierwszy stawiam to pytanie Polakom - swoim Rodakom. A mam pełne prawo i słuszność je postawić, po tym jak przekonałem się jak potwornie długa jest lista zdrajców ojczyzny wymienionych dotychczas w wielotomowym Polskim Słowniku Biograficznym.

Faktem jest również, że wszystkie rządy polskie po 1989 roku są splamione wielokrotnie zdradą polskich interesów narodowych w imię, jak to wmawiają Polakom, `dobrze pojmowanym polskim interesem narodowym'.

To ten rzekomo `polski interes narodowy' pchnął ostatnio wielu polityków polskich do poparcia nacjonalistów ukraińskich, znanych ze swego antypolskiego nastawienia. I do tego aby bronić integralności terytorialnej obecnej Ukrainy. Jednak ten ich `polski interes narodowy' ma się tak do prawdziwego polskiego interesu narodowego jak przysłowiowo pięść do nosa.

W prawdziwym interesie Polski, której ciągle będzie zagrażał imperializm rosyjski, jest istnienie Ukrainy, jako buforu między Polską a Rosją na tym odcinku granicy, ale nie takiej jaka jest obecnie. Polska powinna popierać ideę i robić wszystko aby nastąpił podział Ukrainy. Ciągle istnieje niebezpieczeństwo, że obecną, ukraińsko-rosyjską, Ukrainę może ponownie podporządkować sobie Moskwa. Natomiast jest więcej niż pewne, że nie uda się to Rosji tylko z ukraińską Ukrainą. I właśnie taka Ukraina miały większe szanse na wejście do Unii Europejskiej.

Ukraina ukraińska byłaby obszarowo prawie równa Polsce, ale jej ludność byłaby o 1/3 mniejsza od ludności Polski. Poza tym taka Ukraina byłaby w zasadzie pozbawiona ciężkiego przemysłu i bez dostępu do morza. Taka Ukraina nie stanowiłaby żadnego zagrożenia dla Polski i z taką Ukrainą możnaby było dojść prędzej do jakiegoś modus vivendi, nawet jeśli w Kijowie władzę sprawowaliby banderowcy. Bowiem taka Ukraina byłaby bardzo uzależniona od polskiej dobrej woli.

Podział Ukrainy powinni popierać wszyscy ci, a więc np. Unia Wolności i redakcja `Gazety Wyborczej', którzy uważają, że oderwanie od Polski tak bardzo polskiego Lwowa było `sprawiedliwością dziejową', tylko dlatego, że w powiecie lwowskim i innych powiatach Galicji
Wschodniej obok Polaków, osiadłych tu od wieków, mieszkali także i Ukraińcy. W przeciwnym razie udowodnią, że są hipokrytami i de facto wrogami Polski.

O podział Ukrainy powinni zabiegać jednak przede wszystkim jednak ci Polacy, którzy stawiają na specjalną pozycję Polski w stosunkach Ameryki z Europą, szczególnie Europą Wschodnią. Jeśli umocnią się wpływy Ameryki na Ukrainie, większej i ludniejszej od Polski, to wówczas ona przejmie dotychczasową rolę Polski w polityce amerykańskiej w Europie Wschodniej. Wówczas Ukraina może pokazywać nam swoje kły.

Stanisław Popławski w swoim komentarzu „Taniec z niedźwiedziem” (`Rzeczpospolita' 22.1.2005) pisze m.in.: `...generalnie rzecz biorąc, konieczne jest zupełnie nowe określenie założeń polskiej polityki wobec Rosji, bo ta formuła, która obowiązywała dotychczas, wyraźnie zaczęła się zużywać... Im wcześniej to zrozumiemy, tym mniej błędów popełnimy'.

To samo dotyczy stosunków Polski z Ukrainą. Polityka `strategicznego partnerstwa' nie zdała egzaminu i potrzebne jest nowe określenie założeń polskiej polityki wobec Ukrainy.

Popierajmy nadal Ukrainę, ale tylko i wyłącznie na tyle na ile nam na to pozwala polska racja stanu. Priorytetem rządu polskiego powinno być nareszcie załatwienie zwrotu przez Ukrainę skarbów polskiego dziedzictwa narodowego(np. Ossolineum, regalia królów polskich, bezcenny i wielki zbiór malarstwa polskiego). Od tego powinno się uzależniać przychylne stanowisko Polski wobec Ukrainy i jej spraw.

Należy stale pamiętać, że dzisiaj więcej powinno zależeć i na pewno zależy Ukrainie na dobrych stosunkach z Polską niż na odwrót. Należy to wykorzystać.

Wszystkie inne narody na naszym miejscu na pewno by tak zrobiły. Nie starajmy się więc być bardziej moralni od samego Boga. I przestańmy wreszcie być agentami obcych interesów, sprzecznych z polską racją stanu.

Marian Kałuski


..................................................


List otwarty do Radia ZET

Marian Kałuski
Melbourne, Australia
19.3.2005

Radio ZET sp. z o.o.
ul. Żurawia 8
00-503 Warszawa

List otwarty do Radia ZET

Szanowni Państwo,

Nazywam się Marian Kałuski. Mój biogram można znaleźć np. na Wirtualnej Polonii pod adresem: http://www.wirtualnapolonia.com/teksty.asp?TekstID=6760.
W tym miejscu przypomnę tylko, że jestem autorem kilku książek oraz ok. 1000 artykułów, publikowanych zarówno w kraju, jak i za granicą..

Jestem autorem artykułu pt. „Porozmawiajmy szczerze o Ukrainie czyli o nową politykę polską wobec Ukrainy”, który został wydrukowany w ukazującym się w Kanadzie tygodniku „Goniec” w numerach z 4 i 11 lutego 2005 roku oraz został zamieszczony jako artykuł na portalach: „Wirtualna Polonia” 28 stycznia 2005, „nowa@on-line” luty 2005, „prawica.net” 9 lutego 2005 oraz na forach „Gazety Wyborczej” 27 stycznia 2005 (wywołując już wówczas dyskusję; ten sam tekst zamieścił ponownie w „Gazecie Wyborczej” w forum po tekście „Rosyjska prowokacja w internecie” jeden z internautów - „zazulinka” 18.3.2005), „onet.pl” 28 stycznia 2005 i „Tygodnik Powszechny” 28 stycznia 2005 pod tytułem „Prawda o Ukrainie i Polsce”. - To tyle co ja wiem na ten temat.

Artykuł wysłałem również do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych - ministra i kilku departamentów, do wszystkich największych partii politycznych (wybranych polityków, nieraz kilku z jednaj partii; niektórzy potwierdzili odbiór artykułu) oraz do redakcji wybranych dzienników i gazet, m.in. „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego”. Obie redakcje odpowiedziały, że nie są zainteresowane jego drukiem. Natomiast zainteresowanie artykułem okazał red. Krzysztof Gottesman - kierownik działu Opinie dziennika „Rzeczpospolita” (jego dwa listy do mnie z 26.1.2005), sugerując jednak jego skrócenie.

Nigdzie indziej nie wysyłałem artykułu, a tym bardziej do Rosjan i rosyjskich gazet czy portali.

Każdy Polak wie co to znaczy „fałszywa moneta” czy „fałszywy dokument” lub fałszywka. Chodzi o to, że dana moneta czy dokument jest „sfałszowany, sfabrykowany, nieprawdziwy, podrobiony” („Podręczny słownik języka polskiego” Warszawa 1958, s.59).

Tymczasem Państwo w swoim portalu „Radio ZET” w tekście „Rosyjska prowokacja?” (18.3.2005) napisali: „Fałszywy artykuł pochodzący rzekomo z „Tygodnika Powszechnego” znalazł się na rosyjskiej stronie internetowej”.

Właśnie takie przedstawienie sprawy przez Państwo jest fałszem i obraża mnie jako aktora tego - wg Was - rzekomo fałszywego artykułu!

Poza tym krakowski reporter Radia ZET, Marcin Kubata, wprowadza - świadomie czy nieświadomie - w błąd słuchaczy Waszego radia mówiąc: „Na forum dyskusyjnym „Tygodnika Powszechnego” pojawił się obszerny tekst o tym jak to Polska próbuje zawładnąć słabą Ukrainą. Ktoś przeniósł słowa Mariana Kałuskiego do rosyjskiego portalu...”. Tymczasem w moim artykule nigdzie nie sugeruję, aby Polska zawładnęła Ukrainą! Opowiadam się za niepodległą Ukrainą. Jednak nie taką, która mogła by szkodzić Polsce i Polakom.

Takie przez Was przedstawianie sprawy jest właśnie dezinformacją i fałszywką mającą na celu ośmieszenie mnie w oczach słuchaczy i zasianie wrogości do mnie!

Żyję w państwie demokratycznym, w którym przestrzegana jest zasada wolności słowa. Mam, jako Polak, mieć prawo do takiego czy innego zdania na sprawę stosunków polsko-ukraińskich. I jak widać moje rozważania nie są głupie, gdyż głupich książek i artykułów nikt nie drukuje i na pewno nie tłumaczy. Tymczasem mój tekst już trzeci dzień jest „na tapecie” w polskich, rosyjskich i ukraińskich mediach („Gazeta Wyborcza” pisze o mnie i sprawie na pierwszej stronie i robi z tekstu sztandarowy artykuł) i sprawa zapewne tak szybko nie ucichnie. A jeśli się on nie podoba redakcjom „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej” oraz wszystkim innym „mającym jedynie słuszną rację” to ich problem - nie mój!

Jeden z internatów „Gazety Wyborczej” zrobił jakże słuszną uwagę: „Artykuł wcale nie najgłupszy. Zwraca uwagę na to, co wszyscy starają się nie zauważać” (naf-naf, 18.3.2005), a z „Wirtualnej Polonii” inny internauta dodaje: „Również uważam że w artykule napisana jest cała prawda, co jest rzadkością w dzisiejszych polskich mediach” (logika, 18.3.2005). I ta uwaga spośród tych internautów, którzy czytają i słyszą ataki na Kałuskiego i Rosjan, ale nie wiedzą - przez manipulację mediów polskich - o co właściwie chodzi: „Gdzie to (artykuł Kałuskiego) można przeczytać, czy może kto wie? Jakoś brzydzę się publicystyką, która atakuje tekst nie dając możliwości jego przeczytania. To już przebrnęliśmy...” (wlk, „onet.pl” 18.3.2005).

Rosjanie źle zrobili przez dokonanie skrótów w moim artykule (wyrzucono wszystko to co im się nie podobało) i przez niewłaściwe podanie źródła informacji (nie dotyczy to wszystkich portali). Natomiast szereg polskich mediów postępuje również nieuczciwie tak wobec mnie, treści artykułu i w ogóle całej tej sprawy. Widzimy brutalną „polityczną poprawność” w akcji.

Redakcja „Tygodnika Powszechnego” ma najmniejsze prawo być oburzona na Rosjan. Sama postępuje podobnie! W ukazującym się w Australii piśmie polskim „Polski Kurier” z grudnia 1999-stycznia 2000 r. ukazał się mój (podpisany moim imieniem i nazwiskiem!) list do redakcji pt. „Pomnik Jankiela”. List ten przedrukowała redakcja „Tygodnika Powszechnego” w numerze 27 z 2 lipca 2000 r. i podpisała go „Marian Brzeziński”. Dwa razy pisałem w tej sprawie do red. ks. Bonieckiego (mam listy) i ani mi nie odpisał, ani nie przeprosił za „pomyłkę”. Czy tak postępuje poważne pismo i ksiądz katolicki?!

Mam prawo spodziewać się zamieszczenia tego listu na Waszej stronie internetowej i przeprosin od redakcji „Radia ZET”.

Marian Kałuski

Wersja do druku

Mordechaj Ivanunu - 07.03.14 11:42
Radio Z? Już sama litera stanowi dla nich znak rozpoznawczy.
Większych manipulantów nie słyszałem jeszcze. No, może jeszcze jedno radio, tuba stalinowców z Paradowską i Smolarem (tego od postjagielońskich mżonek) na czele czyli Radio TOK FM, wyjątkowy zlep antypolskich audycji i zbioru dziennikarskich oszołomów oraz nienawistników Polski i Polaków.

Żeby BYĆ posądzony o antysemityzm celowo dodam, że Radio Z i Radio TOK FM to niestety żydowskie, antypolskie szczekaczki podobne do tych jakie słyszeliśmy przed 1970 rokiem, zatrudniające tylko dziennikarzy z "właściwym" pochodzeniem i ukończoną "swoją" uczelnią.
Przyznam szczerze, że nikomu w rozporek i pod spódnicę nie zaglądałem.

Tu Radio EREWAŃ! Tel-Aviv, słyszycie nas?

Shmul Wasserstein - 06.03.14 9:37
Panie Kałuski, "z kim się zadajesz takim się stajesz!".

Pisanie do "Obłudnika Powszechnego", do łorganu stalinowców "Gazety Wypierdnej" czy innych antypolskich, polskojęzycznych, agenturalnych szmatławców bezpieczniackich świadczy tylko o nieznajomości polskich realiów i złudzeniach co do intencji tych gadzinowatych mediów.
Te ścierwa prasowe podobnie jak telewizja WSI24 wykorzystają każde słowo, każdy artykuł, felieton, żeby opluć Polskę i Polaków i przedstawić ich w złym świetle.
Musimy sobie zdawać sprawę, że oni walki z Polską i Polakami nie skończyli.
Ta walka trwa i będzie trwać aż do końca świata. Po trupach Polski, bękarta traktatu wersalskiego czemu oni hołdują dając temu wyraz codziennie na łamach swoich medialnych szmatławców.
To są ludzie mentalności sowieckiej, często bywa, że zbrodniarze i oprawcy, agenci poprzebierani za dziennikarzy, księży, udający patriotów, polaków.

Z takimi ludźmi nie ma co podejmować polemiki i wymiany poglądów.
Takich ludzi należy izolować we wszelkich możliwych przejawach
życia i działania Polaków i naszego państwa.
Kto często przebywa lub utrzymuje kontakty z bandziorami i kryminalistami powoli będzie się do nich upodabniał. To jest efekt spostrzeżeń z obserwacji socjologicznych.
Słuszne staje się zatem bezpardonowe i brutalne powiedzenie:

"Raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę".

Jan Orawicz - 26.02.14 21:34
Panie Kałuski na Pana oczach rodzą sie nowe stosunki między Polską a
Ukrainą. Jakie one powinny być pokazali na oczach całego świata Polacy.
Q więc skończyć z wrogością bo na tym żeruje bardzo świadomie nas
wszystkich potęży odwieczny wróg,z którego kleszczy nie możemy się,
wyrwać! Wiadomo,że jego wływy - do tej pory były po prostu nie tykalne
na Ukrainie. Ukraincy przejrzeli na oczy i zauważyli,że są Ukraincaiami,
a nie Rosją i chcą być w przyjażni z Polską i innymi państwami
europejskimi. Odnależli poczucie przynależenia do Europy! W takiej sytuacji
Polska nie może odwracać się plecami o tego państwa. Będąc w przyjażni,
zapewne wystąpi potrzeba zadość uczynienia ,za tamte popełnione zbrodnie na nas Polakach. "Siekierada" pogłębi nienawiść. Ten ważny - powiem elementarny
aspekt sprawy, należy rozumieć i realizować go w sposób realny. Inaczej
Rosja nas połknie z nogami!! Niech Pan policzy, ilu ich, a ilu nas? Za to
widzenie sprawy, wiadomo kto zginął w Smoleńsku... Oczywiście,że idzie
szantaż rosyjski w stosunku do Polski. Jak Kaczyńscy nie chcieli żadnej rurki
roponośnej i gazowej z Rosji, to wiadomi zdrajcy zrobili swoje. I co Panie
Kałuski, mamy być wciąż pod takim rosyjskim basiorem ? Pozdrawiam

Wszystkich komentarzy: (3)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

20 Kwietnia 1873 roku
Urodził sie Wojciech Korfanty, polityk, działacz ruchu narodowościowego na Śląsku (zm. 1939)


20 Kwietnia 1889 roku
Urodził się Adolf Hitler, malarz, dyktator III Rzeszy Niemieckiej, kanclerz i prezydent Niemiec, ludobójca, prawdopodobnie zmarł śmiercią samobójczą w 1945


Zobacz więcej