Sobota 20 Kwietnia 2024r. - 111 dz. roku,  Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 18.02.12 - 11:12     Czytano: [2543]

Bezprawna Jałta


Jałta: Bezprawny akt w odniesieniu do granicy ryskiej

Wschodnia granica przedwojennej Polski, czyli granica między Polską a Litwą i Polską a Związkiem Sowieckim miała międzynarodowe uznanie decyzją Rady Ambasadorów w Paryżu z dnia 15 marca 1923 roku.
Związek Sowiecki, Stany Zjednoczone Ameryki i Wielka Brytania na konferencji „Wielkiej Trójki” (Józef Stalin, Franklin Roosevelt i Winston Churchill) w Jałcie w lutym 1945 roku z pozycji siły dokonali bezprawnego aktu: pokazali gdzie mają normy prawa międzynarodowego i oderwali od Polski Ziemie Wschodnie wraz z Wilnem i Lwowem, które Stalin zagarnął we wrześniu 1939 roku w wyniku wspólnej z Adolfem Hitlerem agresji zbrojnej na Polskę.
Roosevelt i Churchill wynagrodzili agresora!
Po dziś dzień w sprawie obecnej polskiej granicy wschodniej, tzw. granicy jałtańskiej, triumfuje to bezprawie.
Nie przekreśla go uznanie przez rząd polski granic z Litwą, Białorusią i Ukrainą po upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku, bowiem było ono jedynie aktem potwierdzającym istniejący status quo, czyli kradzież/zabór ziem polskich (to że ksiądz daje rozgrzeszenie złodziejowi nie przekreśla faktu, że dokonał on kradzieży i nie usprawiedliwia z punktu widzenia moralnego ciągłego posiadania przez niego skradzionej rzeczy; żadnym traktatem nie można przekreślić faktu kradzieży terytorium i udawać, że wszystko jest w porządku, że nic się złego nie stało, bo kradzież jest przestępstwem w kodeksach karnych wszystkich państw!), uczynionym pod presją możnych tego świata (m.in. właśnie USA) i w zasadzie nielegalnym w odniesieniu do polskiego rządu, gdyż działał on bez mandatu na to ze strony społeczeństwa polskiego, gdyż nie danym mu było wypowiedzieć się w tej tak ważnej sprawie dla narodu w drodze referendum (w demokratycznej Szwajcarii zgodnie z tamtejszą konstytucją naród musiałby wypowiedzieć się w tej sprawie!).
Oczywiście są wydarzenia w historii, które są nieodwracalne. Do nich zalicza się utratę przez Polskę w 1945 roku Ziem Wschodnich, włącznie z arcypolskimi miastami: Wilnem i Lwowem. Ale rząd polski za cenę akceptacji granic powinien zażądać od Litwy, Białorusi i Ukrainy załatwienia kilku innych spraw ważnych dla Polski i narodu polskiego, jak np. bezwarunkowy zwrot co najmniej podstawowych dóbr polskiej kultury, które były w POLSKICH muzeach na Kresach. Sprawy te załatwił traktat pokojowy podpisany 18 marca 1921 roku przez Polskę z jednej strony a Rosją i Ukrainą z drugiej. Ale wówczas w rządzie polskim byli patrioci. A po 1989 roku Polską rządzą ludzie, którzy myślą tylko i wyłącznie o korycie władzy albo w odniesieniu do polityki bujają w obłokach, albo wysługują się obcym. Jeden z ministrów – Jacek Kuroń publicznie oświadczył, że cieszy się, że dzisiaj Lwów jest ukraiński! – Taki to był „polski” minister! A zakochany w Ukraińcach i Litwinach (wśród których – tych, którzy rządzą, nie ma ludzi życzliwych Polsce i Polakom!) Adam Michnik otrzymuje najwyższe polskie odznaczenie – Order Orła Białego!

Lwów, Wilno i całe Kresy polskie do lat 90. XX w.?

W okresie PRL miejsce urodzenia wszystkich Polaków, którzy przed 1945 rokiem urodzili się na Kresach RP, które do tego roku stanowiły integralną i uznawaną przez prawo międzynarodowe część Polski, podawano w dowodach osobistych jako ZSRR. Właściwie nie wiem jak to wygląda w tej chwili. Oczywiście ZSRR już nie ma, ale w jego miejsce można wstawiać: Litwę, Białoruś i Ukrainę, co jeśli tak się dzieje jest również historycznym kłamstwem. Bowiem Polacy pochodzący z Kresów do 1945 roku nie urodzili się nigdzie indziej jak w Polsce!
Dziennik „Rzeczpospolita” w korespondencji Piotra Jendroszczyka (17.6.2009) donosi, że niemieckie MSW wydało bardzo słuszne polecenie, aby Niemcom urodzonym na obecnych polskich Ziemiach Zachodnich (Wrocław – Szczecin) przed 2 sierpnia 1945 roku (data podpisania tzw. umowy poczdamskiej przez ZSRR, USA i Wielką Brytanię), urzędy meldunkowe wpisywały jako miejsce urodzenia „Niemcy”. Natomiast tych, którzy przyszli na świat na Ziemiach Zachodnich po tej dacie, należy traktować jako urodzonych w Polsce.
Konserwatywny dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” za Związkiem Wypędzonych przypomina, że Rzesza Niemiecka istniała w sensie prawnym do września 1990 roku, kiedy to w Moskwie podpisany został tzw. traktat dwa plus cztery (RFN, NRD plus ZSRR, USA, Wielka Brytania i Francja) pełniący funkcję ostatecznego traktatu pokojowego. Data umowy poczdamskiej nie powinna więc mieć nic do rzeczy, gdyż Niemcy nigdy jej nie uznały, argumentując, że nie były jej stroną. Zgodnie z taką interpretacją, podtrzymywaną przez orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego RFN z lat 70., Rzesza istniała teoretycznie w granicach z 1937 roku do zawarcia traktatu dwa plus cztery, czyli do 1990 roku. „Dopiero wtedy, co zostało wzmocnione polsko-niemieckim traktatem granicznym (z 1990 r. – red.), suwerenność terytorialną nad niemieckimi obszarami wschodnimi objęły Polska i ZSRR” – pisze „FAZ”. Oznacza to, że przez kilka powojennych dziesięcioleci Polska jedynie zarządzała obszarami należącymi w sensie prawnym do Niemiec. Oczywiście przyjęcie takiej wykładni nie rodzi jakichkolwiek skutków prawnych.
Przyjmując tą argumentację i odnosząc ją do polskich Kresów, które w świetle prawa międzynarodowego należały do Polski i legalny rząd polski z nich nie zrezygnował w 1945 roku, to należały one do Polski aż do lat 90. XX w., kiedy to Polska podpisała traktaty z powstałymi po upadku ZSRR państwami: Ukrainą i Litwą i Białorusią, które potwierdziły narzucone nam przez Stalina wschodnie granice Polski.

Rządy polskie po 1991 roku w sposób niegodny uznały Jałtę

W 1991 roku upadł Związek Sowiecki. Jednak ten upadek złodzieja naszych Kresów nie spowodował ich cudownego (bo musiałby to być prawdziwy cud – ingerencja Boża) powrotu do Polski. Masa Polaków była rozczarowana tym faktem. Wkrótce potem rządy polskie – wyprane z patriotyzmu, a potem nawet postkomunistyczne, podpisały traktaty z Litwą, Białorusią i Ukrainą, w których uznały narzuconą nam przez Stalina wschodnią granicę Polski za oficjalną (sankcjonowaną prawem międzynarodowym) granicę między Polską a Litwą, Białorusią i Ukrainą. Co więcej – w zamian za rezygnację z tak wielkich obszarów ziem polskich nie otrzymano niczego, bo rządy polskie były aż tak „polskie”, że nie próbowały nawet w zamian za uznanie obecnych granic zażądać zwrotu bezcennych dla Polaków polskich pamiątek narodowych, które znajdowały się w założonych przez Polaków muzeach Lwowa, Wilna, Grodna i innych miastach, które Stalin nam ukradł w 1945 roku, a Litwini, Białorusini i Ukraińcy uznali za SWOJĄ własność (stąd np. we Lwowie są dzisiaj przetrzymywane bezprawnie pamiątki po królach polskich i wielkich Polakach i jest większy zbiór prasy polskiej wydawanej na ziemiach polskich do 1939 roku niż w Warszawie czy Krakowie, a Lwowska Galeria Obrazów ma olbrzymią kolekcję obrazów największych malarzy polskich i w tym mieście znajdują się rękopisy dzieł wielkich polskich pisarzy). Sam ówczesny minister spraw zagranicznych Ukrainy po podpisaniu traktatu z Polską oświadczył, że się spodziewał twardszych rokowań z Polakami. – Polaków przed sobą nie miał. Rozmawiał z polactwem!
Nie ulega wątpliwości, że na rządy polskie czynili naciski, aby uznały one bezwarunkowo narzucony nam wspólnie ze Stalinem dyktat jałtański, rządy amerykański i brytyjski. Wszak nigdy nie przeprosili narodu polskiego za zdradę wiernego i zasłużonego sojusznika z czasów II wojny światowej (podczas wojny prez. Roosevelt nazwał Polskę „Natchnieniem narodów”!) i zgotowaną nam przez nich niewolę sowiecką na przeciąg 45 lat oraz utratę połowy obszaru Polski z arcypolskim Lwowem i Wilnem, bez których to miast Polska nie jest Polską w całym tego słowa znaczeniu. Bo czy Ameryka byłaby w pełni Ameryką, gdyby ktoś oderwał od niej Nowy Jork i Filadelfię?!
Szok wśród Polaków także i w Australii (działał tu i nadal działa, czyli w 2012 roku, m.in. Związek Ziem Wschodnich II RP w Melbourne) był bardzo wielki. Uznano to – zresztą słusznie! – za jawne zwycięstwo bezprawia. Niektórzy mówili, że zwyciężyło bezprawie, bo Bóg o nas zapomniał – nic Go nie obchodzi tragiczny los Polski i Polaków (Pamiętam gorącą dyskusję na ten temat w dawnym Domu Polskim Newcastle k. Sydney). Inni mieli pretensje do Matki Boskiej: że niby jest Królową Polski i jako taka nic nie robi dla Polski – nie wyprasza u Boga łask dla naszej Ojczyzny i naszego narodu. Przeciwnie, od 1939 roku spadają na nas kraj same nieszczęścia: napad Hitlera i Stalina na Polskę we wrześniu 1939 roku, straszne okupacje naszego kraju przez kilka lat przez Niemcy i Sowiety – 3 miliony polskich ofiar, zniszczony niemiłosiernie kraj, a stolica Polski – Warszawa starta z powierzchni ziemi, utrata większości skarbów narodowych, masowe mordowanie Polaków przez Ukraińców, utrata Kresów i wypędzenie stamtąd Polaków w 1945 roku, sowiecka okupacja Polski przez 45 lat (1944-1989).
Trzeba zrozumieć, chociaż nie akceptować, doznaną przez tych ludzi krzywdę i ich ból. Tym bardziej, że rząd warszawski rozegrał sprawę kresową i głupio i brutalnie, ignorując tak polski interes narodowy jak i doznaną krzywdę przez polskich wysiedleńców.
W 1989 roku naród niby odzyskał wolność, ale rządy są w rękach antynarodowych klik, a w 1993 roku do władzy ponownie doszli komunistyczni władcy PRL. Trockista, ówczesny minister Jacek Kuroń publicznie oświadczył i to w bardzo brutalny sposób, że się cieszy, że Lwów jest dzisiaj ukraiński!
Niemcy w 1990 roku uznali obecną granicę polsko-niemiecką. Ale czy można sobie wyobrazić kanclerz Angelę Merkel mówiącą publicznie i brutalnie, że się cieszy, że Wrocław i Szczecin są polskimi miastami? Nigdy ani ona, ani innym minister niemiecki by tak nie powiedział. Bo są patriotami niemieckim. A nawet jak nie są, to okazaliby respekt dla bólu wysiedlonych z tych miast Niemców.
Minister Jacek Kuroń nie tylko nie był patriotą polskim, ale był także zwykłym chamem! „Człowiekiem” bez serca-współczucia dla cierpienia kilku milionów Polaków, których rodziny wymordowali w latach 1939-45 Sowieci, Ukraińcy i Litwini, a oni sami zostali brutalnie wypędzeni ze swych często odwiecznych ojcowizn.
Znam ludzi, którzy nie mogli pojąć tego wszystkiego, zwątpili w istnienie Boga i przestali chodzić do Kościoła. Na szczęście były to tylko jednostki.

Polskie powstanie w Nieświeżu w 1919 roku

Nieśwież to bardzo historyczne miasto polskie (przed wojną woj. nowogródzkie, dziś Białoruś), jedna z siedzib wielkiego polskiego dziś rodu Radziwiłłów, których piękny i okazały zamek w tym mieście jest dzisiaj na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Gdy bolszewicy na wieść o zbliżaniu się wojsk polskich w panice zaczęli uciekać z Nieświeża, będąc pewni, że nadciągają większe siły polskie, polska młodzież Nieświeża, przeważnie uczniowie gimnazjum oraz członkowie konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej (POW) uzbrojeni byle jak, w nocy z 14 na 15-go marca 1919 roku zaatakowała uciekających bolszewików. Dowództwo nad czterema oddziałami powstańców (ok. 100 ludzi) objął Mieczysław Wełnisty, profesor miejscowego gimnazjum. W ciągu 15 marca miasto było w rękach powstańców, co zostało przyjęte z radością przez polską ludność miasta. Jednak na drugi dzień bolszewicy, którzy zorientowali się w sytuacji, zaatakowali słabe siły powstańców i po całodziennej walce dnia 16 marca wieczorem z powrotem zajęli miasto. Bolszewicy złapali i następnie rozstrzelali Mieczysława Wełnistego, Stanisława Iwanowskiego, Aleksandra Szydłowskiego, Januszkiewicza i Kolendę. Jednak większość powstańców zdołała wycofać się z miasta w kierunku Baranowicz. Nawiązali łączność z dużym oddziałem majora Władysława Dąbrowskiego (jednego z organizatorów Samoobrony polskiej na Wileńszczyźnie) i wstąpili do jego szeregów, walcząc o przyłączenie tych ziem do właśnie odrodzonej Polski.

86 Pułk Piechoty w Mołodecznie

86 Puł Piechoty Wojska Polskiego powstał we wrześniu 1921 roku w wyniku przemianowania Mińskiego Pułku Strzelców, który wchodził w skład Wojsk Litwy Środkowej i brał udział w wojnie z bolszewikami. Sztandar pułkowy ufundowało polskie społeczeństwo białoruskiego Mińska. Wręczył go pułkowi 18 marca 1921 w Wilnie delegat Rządu RP Władysław Raczkiewicz. Po wojnie z bolszewikami, od marca 1921 roku pułk stacjonował w Wilnie. Jednak rejony południowo-wschodnie Wileńszczyzny nie posiadały wtedy stałego garnizonu. Stąd dowództwo polskie postanowiło ulokować 86 pp w nowo założonym garnizonie w Mołodecznie. We wrześniu 1922 utworzono garnizon w Mołodecznie (III batalion stacjonował w Krasnem nad Uszą, a batalion zapasowy w Nowej Wilejce). W 1924 na terenie folwarku Helenów koło Mołodeczna rozpoczęto budowę nowych koszar dla oddziału; Helenów stał się garnizonem pułku. Ostatnim dowódcą 86 pp był ppłk piech. Walenty Peszek (IV 1938 - IX 1939). W czasie wojny obronnej Polski we wrześniu 1939 roku pułk wchodził w skład wileńskiej 19 Dywizji Piechoty walczącej w ramach Armii „Prusy”. 5 września 86 pp osłaniając Piotrków Trybunalski jako pierwszy odpierał ataki niemieckiej 1 DPanc., a później bronił przeprawy na Wiśle.

Stowarzyszenie Właścicieli Większych Posiadłości Wiejskich we Lwowie

Co najmniej od XIII wieku istniała w Polsce (oraz w Zachodniej Europie) forma renty feudalnej polegająca na przymusowej pracy chłopów na rzecz pana w zamian za użytkowanie swych gospodarstw. Renta ta zwana była pańszczyzną. Chociaż od 2. połowy XVIII wieku rola pańszczyzny zaczęła się stopniowo zmniejszać i coraz częstsze stawały się próby przenoszenia gospodarstw chłopskich na czynsze, jeszcze w 1. połowie XIX wieku odgrywała nadal poważną rolę w polskiej gospodarce rolnej. Rząd austriacki zniósł ją na terenie Galicji 17 kwietnia 1848 roku (na ziemiach zaboru pruskiego została zniesiona w latach 1823-50, na terenie zaboru rosyjskiego w latach 1861-64). Zniesienie pańszczyzny w Galicji było podyktowane chęcią pozyskania sobie przez Wiedeń wsi pod presją Powstania Krakowskiego 1846 (21 luty – 4 marca) i rzezi galicyjskiej w lutym 1846 roku w myśl zasady: dziel i rządź.
Zniesienie pańszczyzny, czyli uwłaszczenie chłopów wiązało się z nadaniem im na własność użytkowanej przez nich ziemi pańskiej i połączone było ze zniesieniem przywiązania chłopa do ziemi. Uwłaszczenie było z odszkodowaniem (rekompensata finansowa od chłopa dla pana w zamian za utraconą ziemię) albo bez odszkodowania (bez tejże rekompensaty). Odszkodowanie mógł wypłacić sam chłop lub skarb państwa, jednak i w tym przypadku de facto włościanin ponosił koszty rekompensaty (gdyż władze często sumy odszkodowawcze ukrywały w podwyższonych podatkach chłopskich).
Demokratyzację życia w Galicji i reformy rolne popierała powstała we Lwowie w okresie Wiosny Ludów, w kwietniu 1848 roku, polska Rada Narodowa Lwowska (Centralna Rada Narodowa), skupiająca mieszczaństwo i inteligencję o poglądach demokratycznych oraz odłam ziemiaństwa (np. hr. Tytus Dzieduszycki) mający takie same poglądy.
Uwłaszczenie chłopów było ze wszech miar dodatnie dla chłopów i dla gospodarki rolnej. Przynosiło jednak co najmniej w początkowym okresie po zniesieniu pańszczyzny duże straty finansowe dla wielkich właścicieli ziemskich. Toteż 3 maja 1848 roku zostało utworzone we Lwowie Stowarzyszenie Właścicieli Większych Posiadłości Wiejskich, zwane również Stowarzyszeniem Ziemiańskim. Była to polska organizacja konserwatywna, której celem była obrona praw i interesów bogatego ziemiaństwa galicyjskiego. Inicjatorem i prezesem organizacji był Gwalbert Pawlikowski z Medyki koło Przemyśla. Należało do niej około 120 dużych właścicieli ziemskich z całej Galicji, głównie jednak z jej wschodniej części. Stowarzyszenie było lojalne wobec zaborcy, sprzeciwiało się reformom demokratycznym oraz zniesieniu pańszczyzny, dążąc do jej przewrócenia. Dlatego też czynnie zwalczało Radę Narodową Lwowską (Centralną Radę Narodową).
Czołowymi członkami stowarzyszenia byli m.in. Mikołaj Antoniewicz, Kazimierz Badeni, Józef Bartmański, Alojzy Borkowski, Leszek Borkowski, Kazimierz Dąbski, Seweryn Drohojowski, Sebastian Glixelli, Gustaw Głogowski, Józef Golejowski, Agenor Gołuchowski, Józef Gorayski, Gustaw Hagen, Józef Jabłonowski, Karol Jabłonowski, Bonifacy Janiszewski, Ignacy Jankowski, Józef Jasiński, Eustachy Jawornicki, Teofil Jordan, Roman Kranicki, Cyprian Komorowski, Ignacy Konarski, Seweryn Korytko, Aleksander Krasicki, Maciej Krasicki, Maurycy Kraiński, Józef Lewicki, Napoleon Listowski, Tadeusz Łoś, Mateusz Miączyński, Franciszek Moszczyński, Antoni Nahujowski, Wiktor Obniski, Ksawery Oczosalski, Włodzimierz Piasecki, Napoleon Raciborski, Klemens Raczyński, Edward Radziejowski, Paweł Rodakowski, Feliks Rojowski, Piotr Romaszkan, Włodzimierz Rusocki, Fortunat Skarżyński, Edward Maria Adolf Stadnicki, Jan Kanty Edward Stadnicki, Leon Stadnicki, Marcin Smarzewski, Piotr Trzciński, Tadeusz Turkuł, Michał Tustanowski, Walery Ustrzycki, Aleksander Uznański, Franciszek Wilczyński.
Stowarzyszenie nie osiągnęło swoich celów i wkrótce się rozwiązało.

Wódka z polskiego Lwowa

Popularna w Australii (i nie tylko w Australii) wódka „smyrnówka” (Smirnoff Vodka), produkowana jest w Melbourne według, jak to podawała aż do lat 90. XX wieku naklejka na butelkach, recepty jej pierwotnego wytwórcy Pierre Smirnoff and Sons we Lwowie w Polsce (w pisowni polskiej: Lwow, Poland). – Dzisiaj tej informacji już nie ma na etykietkach. Zachowałem na pamiątkę starą etykietkę.

Pierwsza polska szkoła pszczelarska

Pierwszą stałą polską szkołę pszczelarską założył w Przemyślanach (woj. tarnopolskie, ob. Ukraina) w roku 1857 wybitny pszczelarz-pedagog Julian Lubieniecki (1802-1862). Wydał on jeden z najlepszych polskich podręczników pszczelnictwa „Dokładna praktyczna nauka dla pasieczników” (t. 1-3 Lwów 1859-60). Kontynuatorem jego dzieła był Teofil Ciesielski (1847-1916), badacz biologii pszczół, profesor botaniki na Uniwersytecie Lwowskim, przez 40 lat (od 1875 r.) wydawca i redaktor ukazującego się we Lwowie czasopisma „Bartnik Postępowy”, które ukazywało się do 1939 roku jako organ Małopolskiego Związku Pszczelniczego z siedzibą we Lwowie, którego organizatorem był Ciesielski. Skonstruowany przez niego ul, zw. Słowiańskim, używany jest w Małopolsce (tak Wschodniej jak i Zachodniej) do dziś. Ciesielski wydał także pracę „Bartnictwo czyli hodowla pszczół dla zysku” (t. 1 1895, t. 2 1901), które przyczyniło się do podniesienia poziomu wiedzy pszczelarskiej w Polsce i unowocześnienia metod gospodarki. Do dziś nie straciła wartości, a w przekładzie na język rosyjski doczekała się kilku wydań.

Targi Północne w Wilnie

W okresie międzywojennym urządzano duże krajowe i międzynarodowe jarmarki oraz wystawy o charakterze handlowym w Poznaniu – Międzynarodowe Targi Poznańskie, Lwowie – Międzynarodowe Targi Wschodnie, Wilnie – Targi Północne, Równem – Targi Wołyńskie, Kołomyi – Targi Pokuckie i Pińsku – Targi Poleskie. Największe z nich, organizowane w latach 1921-38/39, odbywały się w Poznaniu i we Lwowie – były targami o znaczeniu międzynarodowym. Do tej roli zamierzała pretendować i w dużym stopniu to osiągnęła coroczna wystawa przemysłu polskiego i zagranicznego urządzana w Wilnie w końcu sierpnia i początkach września w latach 1927-39, która otrzymała nazwę Targów Północnych. Inicjatorem organizowania ich był wojewoda wileński Władysław Raczkiewicz, późniejszy, w latach 1939-47 prezydent Polski.
Wystawę, wzorowaną na lwowskich Targach Wschodnich, organizowały władze miasta wspólnie z instytucjami gospodarczymi i handlowymi działającymi w Wilnie (m.in. Towarzystwo Popierania Przemysłu Ludowego, Towarzystwo Lniarskie, Związek Kółek Rolniczych, Wileński Bank Ziemski, Dom Towarowy Braci Jabłkowskich, fabryka radioodbiorników „Elektrit” w Wilnie, huty szkła w Wilnie i Niemenie, nowoczesna fabryka wyrobów gumowych w Lidzie, zakłady mięsne w Nowej Wilejce i Baranowiczach, papiernie w Olszewie, Werkach, Kuczkuryszkach i Grzegorzewie, nowoczesna międlarnia i czesalnia lnu w Bezdanach). U ich idei leżało uczynienie z Wilna ogniska handlu Polski z krajami basenu Morza Bałtyckiego - bałtyckimi, skandynawskimi i Niemcami (Prusy Wschodnie). Targi Północne, chociaż nie dorównywały międzynarodowym targom w Poznaniu i Lwowie, stały się jednak największą imprezą handlową Wilna i Ziem Północno-Wschodnich (województwa wileńskie i nowogródzkie); odwiedzało je do 100 000 osób.
Targi Północne, będące imponującym przeglądem rozwoju rolnictwa, hodowli, przemysłu i rzemiosł ziemi wielńsko-nowogródzkiej, stały się organem propagandy i ekspansji wytwórczej Wilna, Wileńszczyzny i Nowogródczyzny. Czołowe miejsce wśród eksponatów zajmowały wyroby lniarskie, drzewne, różne wyroby przemysłu ludowego, bydło, produkty spożywcze, papier i wyroby papiernicze, spożywcze i leśne.
Ostatnie targi w 1939 roku, odbywające się w dniach 19 sierpień - 3 wrzesień, zostały przerwane z powodu agresji zbrojnej Niemiec hitlerowskich na Polskę.

Polska wieś Wiata na Wileńszczyźnie

W północnej Wileńszczyźnie, niedaleko miejsca gdzie do września 1939 roku stykały się granice Polski, Łotwy i Związku Sowieckiego, nad rzeką Dźwiną w gminie Leonpol (pow. Brasław) leżała, jedna z wielu na Wileńszczyźnie, bardzo polska i katolicka wieś Wiaty (pod koniec XIX w. mieszkało tu 166 osób, w tym 160 katolików i 6 prawosławnych; później liczba ludności wzrosła). Ludność Wiaty zaznaczyła dobitnie swój patriotyzm polski, zakładając w 1915 roku, czyli zaraz po opuszczeniu tych terenów przez wojska rosyjskie (I wojna światowa), szkołę polską. Mieszkańcy wsi utrzymywali ją przez pięć lat własnym kosztem, a podczas najazdu bolszewickiego w 1919 roku nie ulękli się gróźb i nie pozwolili zdjąć polskiego Orła Białego, umieszczonego nad wejściem do szkoły. Po zwycięskiej dla Polaków wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku i przyłączeniu Wiaty do państwa polskiego, jej mieszkańcy własnymi siłami pobudowali ładny drewniany kościół. Tak kościół jak i szkołę polską zamknęli Sowieci, kiedy zajęli całe Kresy po wspólnej niemiecko-sowieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 roku.

Drukarnia Kresowa we Lwowie

Jedną z najstarszych i największych drukarni w polskim Lwowie była Drukarnia Kresowa, założona w 1842 roku. Po jej założycielu, drukarnię w 1900 roku objął Mieczysław Szyjkowski, a później prowadził ją do 1939 roku Mieczysław Szyjkowski jr. W drukarni tej Jan Ludwik Popławski i Roman Dmowski drukowali swój „Przegląd Wszechpolski” (1895-1901); składano w niej dzienniki: „Gazetę Narodową” (1862-1915), „Kurier Lwowski” (1883-1935, założony i redagowany przez Bolesława Wysłoucha), „Monitor” (1895-1914) i „Lwowski Kurier Poranny” (1928-35) oraz szereg innych czasopism polskich.

Dziennik „Telegramy” w Równem na Wołyniu

1 września 1939 roku Niemcy hitlerowskie bez wypowiedzenia wojny napadły na Polskę. Grupa dziennikarzy polskich, którzy w wyniku działań wojennych znaleźli się w Równem na Wołyniu, przystąpiła 10 września 1939 roku do wydawania dziennika „Telegramy”, który miał dostarczać licznym tu uciekinierom z całej Polski jak i miejscowej ludności wiadomości z frontu i z Polski. Dziennik był wydawany w nakładzie do 1000 egzemplarzy. Z powodu licznych trudności ukazały się tylko trzy numery tego dziennika. Jego krótki żywot przerwał napad sowiecki na Polskę od wschodu 17 września 1939 roku.

Smoleńsk i Połock w dziejach prasy polskiej

Podobnie jak w całej Zachodniej Europie, również w Polsce pierwszą formą upowszechniania informacji w postaci drukowanej były nieperiodyczne gazety ulotne, wydawane z okazji wydarzeń budzących powszechne zainteresowanie i przynoszące ich obszerne opisy prozą, czasami zaś nawet wierszem. Pierwsze druki tego typu pojawiły się w początkach XVI w. Najwcześniejszą znaną gazetą ulotną wydaną w Polsce jest druk w języku niemieckim „Neue Zeitung auf Litten von den Moscovitern”, wydany w 1513 roku a zawierający relację z oblężenia polskich miast, leżących na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego: Smoleńska (dziś Rosja) i Połocka (dziś Białoruś) przez wojska cara moskiewskiego Wasyla III w czasie wojny z Polską.

Przechodzenie z prawosławia na katolicyzm na Kresach w I poł. XX w.

Podczas zaboru (1772-1915) oficjalnie prawosławna Rosja prześladowała tak Polaków jak i katolików – Kościół katolicki. Ukazy carskie z lat 1832-40 nakazywały zawieranie małżeństw mieszanych wyłącznie w cerkwi, a dzieci z tych małżeństw musiały być wychowywane tylko w religii prawosławnej. Poza tym władze carskie zniosły Cerkiew unicką, do której należało wiele osób uważających się za Polaków, na Kresach i w Królestwie Polskim w 1875 roku, włączając urzędowo jej wiernych do rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Oblicza się, że w ten sposób do 1905 roku zrusyfikowało się ok. 2 miliony Polaków (bp Wincenty Urban).
W wyniku przegranej wojny z Japonią 1904-05 oraz pod wpływem rewolucji, która objęła Imperium Rosyjskie, rząd carski zmuszony był złagodzić dotychczasowy swój system absolutystyczny. Car Mikołaj II m.in. wydał w kwietniu 1905 roku słynny ukaz tolerancyjny, który umożliwiał zmianę religii, czyli m.in. powrót na łono Kościoła katolickiego. Z tego aktu skorzystało ok. 150 000 Polaków w Królestwie Polskim i 40 000 na Kresach (J. Umiński).
Proces ten trwał także później, stając się zjawiskiem trwałym, szczególnie na Kresach, które w latach 1919-20 znalazły się w odrodzonym państwie polskim. Np. według danych Kurii katolickiej w Łucku (Wołyń) do 1938 roku każdego roku ok. 3500 prawosławnych przechodziło na katolicyzm.
Niektóre instytucje polskie wespół z Kościołem na Kresach postanowiły przyśpieszyć powrót byłych katolików z prawosławia z powrotem na katolicyzm. Powstał 13 lutego 1938 Związek Szlachty Zagrodowej, który stawiał sobie za cel roztoczenie opieki nad polską drobną szlachtą kresową, która nie zatraciła jeszcze polskiej narodowości, oraz repolonizację tych, którzy już ją utracili. Wiązało się to zazwyczaj ze zmianą religii – powrotem do katolickich korzeni.
Oto co o tej akcji pisał wydawany przez Pallotynów w Warszawie tygodnik przeznaczony dla inteligencji „Przegląd Katolicki” w 1938 roku:
Po wstępie, w którym przedstawił cierpienia zubożałej szlachty polskiej na Kresach, którą czynownicy i żandarmi carscy zmuszali do chrzczenia dzieci w cerkwiach i przyjmowania nazwisk w obcym brzmieniu, czytamy:
„Wreszcie przyszła Polska. – Jedni od razu chwycili za karabin, żeby wypędzić znienawidzonego wroga. U innych proces rewindykacji wyznaniowo-narodowej szedł bardzo powoli... Bo... różnie bywało. Bo zapomnieli, znękani nędzą i brakiem znalezienia zrozumienia dla wielkiej sprawy, jaką sobą reprezentują, za długo musieli leczyć rany, zadane knutem moskiewskim. Najpierw zaczęły znikać ikony. Samorzutnie przypominano sobie polskie pacierze. Właśnie tak, jak dziadowie mówili. A później byle okazja – to do katolickiego kościoła. – Chociaż prawosławni, ale Polacy, Polacy z krwi i kości – coraz to częściej zaczęli w starych, próchniejących skrzyniach wynajdywać polskie modlitewniki, w pożółkłych, wypłowiałych kartach czytać historię lat, co minęły. I stąd właśnie powstały Hrynki, Dederkały (w tych wsiach na Wołyniu w 1938 roku wielu ich mieszkańców powróciło na katolicyzm – M.K.). Stąd właśnie kolej na tyle wsi i zaścianków szlacheckich, nad którymi rozpanoszyły się kopulaste cerkwie z zabranych katolikom i unitom kościołów”.

125-lecie sióstr józefitek: 1884-2009

W 2009 roku obchodziło swoje 125-lecie istnienia Zgromadzenie Sióstr św. Józefa (józefitki), które powołał do życia we Lwowie 17 lutego 1884 r. święty Kościoła katolickiego, ks. Zygmunt Gorazdowski (1845 Sanok – 1920 Lwów) – obecnie święty Kościoła katolickiego (beatyfikowany w 2001 i kanonizowany w 2005 r.) wraz z matką Salomeą Danek, która została pierwszą przełożoną generalną. Pięć pierwszych sióstr było młodymi polskimi tercjarkami z Tarnopola (dziś Ukraina).
We Lwowie zgromadzenie utrzymywało do 1946 r. kompleks budynków zwany Zakładem św. Józefa przy ul. Kurkowej, z domem generalnym i nowicjatem oraz Domem Pracy, zakładem Dzieciątka Jezus dla opuszczonych dzieci, zakładem dla głuchoniemych i kuchnią ludową (we Lwowie józefitki miały również dwa inne domy – przy ul. Łyczakowskiej i ul. Stryjskiej). W 1939 r. józefitki posiadały 45 domów zakonnych skupionych głównie w Małopolsce Wschodniej (na terenie archidiecezji lwowskiej poza Lwowem józefitki miały domy zakonne m.in. w: Bertnikach, Białej, Bratyszowie, Chocimierzu, Czortkowie, 2 w Dolinie, 2 w Kałuszu, Lubaczowie, Morszynie, Narajowie, Niżniowie, Pużnikach, Rypnem, Skałacie i Sokalu) oraz pracowały w 8 szpitalach. Wybuch wojny w 1939 r. uniemożliwił planowany wyjazd józefitek na misje do Chin. Podczas II wojny światowej (1939-45) kilka józefitek skazano na deportację na Sybir, niektóre poniosły śmierć męczeńską lub zginęły w czasie działań wojennych na posterunku pracy.
W wyniku oderwania od Polski Lwowa i Małopolski Wschodniej przez Związek Sowiecki w 1945 r. józefitki straciły nie tylko dom generalny we Lwowie, ale także 33 inne placówki; 200 zakonnic było zmuszonych do wyjazdu do tzw. Polski Ludowej (PRL), gdzie pozostało 11 domów zakonnych. W Polsce powstały nowe placówki, założone przez przybyłe siostry ze Wschodu, dom generalny zgromadzenia znalazł siedzibę w Tarnowie, a nowicjat w Kluczborku (45 nowicjuszek w 1984 r.).
W 1973 r. siostry św. Józefa utworzyły pierwszą placówkę poza Polską - we Włoszech – w Rzymie (następnie w Niemczech - Wiesbaden i we Francji - Evry), a w 1975 r. pierwsze placówki misyjne w Kongo, a następnie w 1983 r. w Brazylii. W stulecie istnienia józefitek, zgromadzenie miało ponad 400 sióstr, które pracowały w 43 placówkach w Polsce i 7 poza jej granicami. Obecnie Zgromadzenie liczy ok. 500 sióstr i od 1992 r. funkcjonuje w 2 Prowincjach w Polsce: Tarnowskiej (17 domów, 220 sióstr) i Wrocławskiej (16 domów, 179 sióstr) oraz w 3 Delegaturach: Ukraińskiej oraz Afrykańskiej (Kongo, Kamerun – razem 27 sióstr) i Brazylijskiej w Ameryce Południowej (13 sióstr). Dom generalny jest obecnie w Krakowie. Po upadku Związku Sowieckiego józefitki polskie powróciły w 1990 r. do Lwowa i Małopolski Wschodniej, a nawet założyły nowe placówki na właściwej Ukrainie. Dzisiaj mają 3 placówki we Lwowie: na ul. Kopernika (od 1995), ul. Tatarbunarskiej (od 1999) i ul. Samczuka (od 1995), w Małopolsce Wschodniej (Zachodniej Ukrainie) w: Brzuchowicach (od 1997), Stryju (od 1994) i Tarnopolu, a na Ukrainie w: Lubarze, Starokonstantynowie, Szepetówce, 3 w Kijowie i Krasiłowie.

Diecezja bakowska i jej powiązanie z Małopolską Wschodnią

Papież Grzegorz XIV w 1591 roku erygował na terenie Mołdawii diecezję bakowską, której stolicą biskupią zostało miasto Baków - Bacau w dzisiejszej Rumunii. Diecezja ta była kontynuacją dawnego biskupstwa w Arges i Serecie. Diecezja bakowska od 1621 roku należała do polskiej prowincji kościelnej - do metropolii lwowskiej obrządku łacińskiego. Od tego czasu i do 1789 roku wszyscy jej biskupi, w liczbie 15, byli Polakami. Mołdawia podlegała Turcji i los tamtejszych, zresztą nielicznych, katolików był ciężki. Stąd wszyscy biskupi bakowscy polskiego pochodzenia dla bezpieczeństwa osobistego zazwyczaj przebywali na terenie Polski - najczęściej w Śniatyniu, ale również i w przygranicznych Kutach. Stąd w 1768 roku papież Klemens XIII włączył do diecezji bakowskiej z archidiecezji lwowskiej dwie parafie: Kuty i Śniatyń (oba miasta w przedwojennym woj. stanisławowskim, ob. Ukraina), które stanowiły i bezpieczną siedzibę dla każdorazowego biskupa bakowskiego i jego uposażenie. W 1818 roku Austriacy, jako panowie w Galicji i na Bukowinie doprowadzili do likwidacji diecezji bakowskiej, a kościoły w Kutach i Śniatyniu powróciły do archidiecezji lwowskiej.

Polacy z Wołynia zmarli w opinii świętości

Według „Hagiografii polskiej” (Poznań 1972) z Wołyniem było związane życie następujących Polaków zmarłych w opinii świętości, czyli sług Bożych: dominikanina Karola Franki, zmarłego w Łucku w 1622 roku; franciszkanów Gerarda i Margwilda, którzy ponieśli męczeńską śmierć z rąk Tatarów w Krzemieńcu w 1242 roku; trynitarza Jana Karczewskiego, zmarłego w 1744 roku w Beresteczku; brygidki – nowicjuszki Anny Omiecińskiej, zmarłej w Kokorowie koło Krzemieńca w 1731 roku; wojewody wołyńskiego Janusza Ostrogskiego, męczennnika za wiarę (więził go na zamku w Ostrogu jego ojciec, książę Konstanty Ostrogski, za to, że przeszedł z prawosławia na katolicyzm), zmarłego w 1620 roku; unickiego arcybiskupa kijowskiego Hipacego Adama Pocieja, który zmarł we Włodzimierzu Wołyńskim w 1613 roku; katolickiego biskupa łuckiego Stefana Rupniewskiego, zmarłego w Torczynie koło Łucka w 1731 roku.
Lista ta obejmuje wyłącznie osoby żyjące do końca XVIII w.

Polityka paryskiej „Kultury” wobec Ziem Wschodnich RP

Jedyną polską organizacją polityczną na emigracji, która już przed 1989 rokiem uznawała za słuszne oderwanie od Polski Ziem Wschodnich przez Związek Sowiecki, tj. akceptowała obecną wschodnią granicę Polski, była paryska „Kultura”, kierowana przez Jerzego Giedroycia. Namiętnie nawoływała Polaków do tego, aby pogodzili się z utratą Lwowa i Wilna, aby zaakceptowali rzeczywistość panującą w Europie Wschodniej po II wojnie światowej. Co najwyżej dążyli do ucywilizowania komunizmu.
Skąd się wzięła w „Kulturze” taka koncepcja?
Znany historyk angielski A.J. Taylor w swej „Historii XX wieku” pisze bez żadnych ogródek, że mocarstwa zachodnie postąpiły logicznie i zgodnie ze swoją wolą, przekazując po II wojnie światowej pod wpływy sowieckie państwa Europy Wschodniej, które, skłócone ze sobą, były i mogły by być ponownie zarzewiem konfliktów międzynarodowych. Powyższe posunięcie amerykańsko-angielskie rozwiązało np. sprawę polską jako zagadnienie międzynarodowe; sprawy polskie, m.in. wschodnią granicę Polski, mógł dowolnie rozwiązać sam Związek Sowiecki.
Pozostała jednak otwartą sprawa polska jako zagadnienie wewnętrzne – amerykańskie i angielskie: w USA ze względu na kilkumilionową Polonię amerykańską, a w Anglii przez przebywanie tam 250 000 Polaków, legalnego rządu polskiego, a przede wszystkim przez fakt istnienia ciągle (do 1947 r.) Armii Polskiej. Jednocześnie w okupacyjnych strefach Niemiec przebywało także kilkaset tysięcy Polaków, którzy przez zaistniały podział Europy i skomunizowanie Polski nie chcieli wracać do kraju; szczególnie ok. 300 000 Polaków z Kresów, którzy w wyniku oderwania ich od Polski utracili swoje gniazda rodzinne.
Tak Amerykanie jak i Anglicy starali się ten ich wewnętrzny polski problem rozwiązać wszelkimi możliwymi środkami – jak trzeba było nawet brutalnymi, o czym pisał lata temu pochodzący ze Lwowa Wiesław Kuniczak (1930-2000), który przez wojnę znalazł się w Anglii. Postanowiono także wykorzystać w tym celu machinę propagandową, odpowiednio prowadzoną przez Polaków, po polsku i niby polską.
Nie wiem czy paryska „Kultura” była tworem tej działalności, ale jest faktem, że w odpowiedzi red. Jerzemu Giedroyciowi, w którego „Kulturze” napisano, że polska sekcja Radia Wolna Europa nie ma prawa uważać się za polską placówkę, gdyż jest finansowana przez Amerykanów, dyrektor Sekcji Polskiej RWE, pan Jan Nowak-Jeziorański napisał („Na Antenie” czerwiec 1972), że na tej samej zasadzie „Kultura” też nie powinna być uważana za polską instytucję. A Nowak chyba wiedział co pisze!

Marian Kałuski

Wersja do druku

Lubomir - 18.02.12 16:11
I pomyśleć, że w Jałcie był czynnie obecny Averell William Harriman, który zasłynął tym, że chciał kupić cały polski Górny Śląsk z jego bogactwami. Polacy odrzucili tę ofertę, ponieważ już wówczas wiedzieli, że Harriman mocno współpracuje z Niemcami. Po latach okazało się, że to on wspierał i finansował dojście do władzy w Niemczech NSDAP. Może gdyby nie obecność Harrimana i jego głos doradczy, polskie władztwo zostałoby rozciągnięte na północy - na Rugię i Roztokę, a na południu - na Łużyce.

Wszystkich komentarzy: (1)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

20 Kwietnia 1920 roku
Rozpoczęły się VII Letnie Igrzyska Olimpijskie w Antwerpii.


20 Kwietnia 1706 roku
Zmarł Hieronim Lubomirski, hetman wielki koronny, woj. krakowski, podskarbi wielki koronny, marsz. nadworny koronny (ur. 1647)


Zobacz więcej