Piątek 29 Marca 2024r. - 89 dz. roku,  Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 01.03.08 - 16:49     Czytano: [5529]

LONDYN Z LUDZKĄ TWARZĄ

CZYLI MAŁGOSIA KONTRA MAŁGOSIA



Londyn jest jak błyskotka, nieustające świecidełko, migocze w tunelu, wabi i kusi, przyciąga jak magnes, wciąga jak studnia, oślepia obiecującym blaskiem i daje wiarę w powodzenie jutra. Dla jednych jest schronieniem, dla drugich ucieczką, dla trzecich azylem, dla pozostałych jeszcze innym usprawiedliwieniem, by w nim trwać. Mamy często uzasadnione pretensje, że nie odmawia nawet przestępcom, ludziom, którzy ośmielili się wyjść poza margines życia.

Przyjechałeś tu tylko na chwilę a za moment trudno jest Ci podjąć decyzję, by wyjechać i opuścić to miejsce na zawsze. Rozstajesz się z nim, by za kilka dni, tygodni, co najwyżej miesięcy przywitać na nowo. Zmieniasz tylko klimat, by zaczerpnąć świeżego powietrza a on czeka na Ciebie niezmienny, wszechstronny, potężny. Nie przytłacza Cię swoim rozmiarem ani rozmachem, manifestowanym bogactwem ani ubóstwem za rogiem ulicy. Tu wszystko jest możliwe, gdyby tak nie było nie podjąłbyś kilka tygodni, miesięcy a może nawet i lat temu, decyzji o emigracji, zostawiając w świecie, lub upychając w zbyt małej walizce swoją, życiową historię.

Tęsknisz za nim, za jego specyfiką, barwą i kształtem, zapachem pieniędzy, wolnością i bezpieczeństwem, które jest w stanie Ci zapewnić. Tutaj nie musisz szczególnie troszczyć się o swoją anonimowość, o to by móc być sobą, otrzymujesz je w pakiecie, zbyt dla nas atrakcyjnym, by wyrzucić go do śmieci. Nie zakładasz i nie zmieniasz z taką częstotliwością jak w innych miejscach, swoich masek, bo niewielkie jest prawdopodobieństwo, że ktoś obejrzy się za Tobą na ulicy. Nie wisi nad Tobą jak zła wróżba, groźba nieustannej oceny ze strony rodziny, przyjaciół, czy dorosłych dzieci, które udało Ci się wychować na “ludzi”. Masz się, gdzie ukryć, schować, zaszyć lub po prostu zmienić mieszkanie, czy pracę. Możesz także wymienić przyjaciół, lub nie spotakać się już nigdy z tymi, którzy zbyt często zachodzili Ci drogę, utrudniali wędrówkę przez życie.

Londyn nie wymaga stałości, bezwględnej wierności, w każdej sytuacji ofiarowuje, nieobarczone limitem wyjście awaryjne. Możesz liczyć na akceptację i tolerancję, jeżeli tylko uświadomisz sobie, że potrafisz być wobec innych ras, języków, czy narodów obojętny. To o wiele lepsze, niż nastawienie na otwarty konflikt.

Przyjazd do Londynu to już nie jest możliwość, dostępna dla wybranych, to nie jest konieczność pogoni za godnym, lepszym życiem. Przyjazd i pobyt w stolicy “Wspaniałej Brytanii” jest po prostu trendy, ogólnie dostępny i cieszy się znaczącym popytem, wśród innych miejsc, do kórych najchętniej emigrują nie tylko Polacy.
Skoro już tu jesteś, skoro już tu mieszkasz i w ogólnym zarysie akceptujesz zmienność i tempo życia, nie da się ukryć - jesteś Londyńczykiem, malutką cząstką tego miejsca, złożoną z cudownych obrazów, jakich nie znajdziesz, pod żadnym, innym niebem, wybitnych postaci, elitarnych kręgów, rozpusty i rozpaczy, ale przede wszystkim ze zwykłych ludzi, przedstawicieli przeróżnych ras, kultur i mniejszczości etnicznych. To stanowi o wyjątkowości i odrębności brytyjskiej stolicy od innych miast tego typu: otwartość i elastyczność, szansa na starcie, szansą na przyszłość.

Czasami koniecznie trzeba zmienić miejsce, uciec w krąg innego otoczenia, by móc odnaleźć się, by przyjrzeć się sobie z odległości, która dotąd nie była w zasięgu naszego wzroku. Wtedy o wiele łatwiej jet dostrzec pewne konsekwencje naszych decyzji, zarówno tych słownych, jak i tych, które potwierdzamy czynami. Nieoczekiwanie ku naszemu zdumieniu świat staje się bardziej klarowny i zrozumiały a my w nim szczęśliwsi, mimo, że tak długo nie potrafiliśmy się pogodzić z zachodzącymi, często nieuniknionymi zmianami.

Małgosię poznałam jeszcze na studiach, byłyśmy przyjaciółkami, fascynatkami teorii Kantego i Parsonsa. Po pięciu latach nasze drogi rozeszły się w dwie przeciwległe strony. Prawdopodobnie więź nie była aż tak silna, jak mi się wtedy wydawało, albo narodziły się w nas potrzeby skosztowania dorosłego, niezależnego życia, ze wszystkimi zmianami i wyrzeczeniami, by móc poczuć smak spełnienia. Od lat nie wysyłałyśmy do siebie emaili, ale nigdy nie wykreśliłam jej numeru telefonu ze swojego kalendarza a ona nie upchała gdzieś na dnie jednej z dawno zapomnianych szuflad, naszego zdjęcia, na którym obie, jak wariatki zanosiłyśmy się ze śmiechu. Nadal, dumnie zdobiło drzwi jej lodówki. Mówiła, że czerpie z niego optymizm, że dodaje jej otuchy, wtedy, gdy pada lub zbliża się chandra, albo co trudniejsze do przetrwania, staje twarzą w twarz z nowym problemem.

Podobnie było tamtego dnia, kiedy Kuba wyszedł po nią na londyńską Victorię. Przyjechała do niego autobusem. Z dnia na dzień przewróciła do góry nogami swoje wrocławskie życie, podeptała wszystkie związane z tym miastem plany, bo pisał i kilka razy dziennie dzwonił, że kocha i tęskni, że pobyt tutaj bez niej nic nie znaczy. Uległa jego namowom i prośbie. Zdecydowała się na przyjazd po kilku miesiącach rozłąki.

Deszcz lał jak z cebra, pod Victorią urodzajnie rozkwitał deszcz różnobarwnych parasoli, kiedy ją przywitał, oschle i o wiele chłodniej, niż tego dnia rtęć sięgała na skali termometru. Nie tłumaczyła niczego zmęczeniem, stresem, niewyspaniem, chorobą, kłopotami z lokatorami, współpracownikami, trafficiem, Londynem jako całokształtem. Domyśliła się, że zbyt długo czekał a w tym oczekiwaniu na własne życzenie zapomniał jej powiedzieć, szczerze wyznać, jak to czynił z innymi sprawami... . Oszczędziłby jej chociaż podróży, która trwała prawie dobę, gdyby podczas ich ostatniej rozmowy, kiedy już nie nalegał na jej przyjazd, lecz jedynie, czego się wyuczył, o nim wspominał, potrafił się przyznać, że to koniec ich znajomości., koniec ich wspólnego życia. Gdyby wyznał w kilku prostych słowach, przecież to jedna z ludzkich słabości i przywar - zdrada. Gdyby nie skłamał, gdyby się nie bał usłyszeć tego co, miałaby mu do powiedzenia. Nie zrobił niczego, poddał się woli czasu. Woli i jego presji. Pozwolił, by się nie domyśliła. Mylił się, nie sądził, że w końcu podejmie decyzję, która po minionym czasie, będzie dla niego niewygodna i trudna do realizowania w przyszłości. Powiedział jej dopiero w dwuosobowym pokoju z widokiem na Kew Garden, w którym mieszkał z myślą o innej kobiecie.

Dreszcz przeszył jej ciało, głos się załamał, słowa mocno utkwiły w gardle a szaro-błękitne oczy ze złości i żalu zaświeciły się niczym dwie rozpalone pochodnie. Cisnęła w niego kwiatami, które podarował jej na przywitanie. Poczuła się jak w pułapce, została oszukana. W pierwszej chwili sądziła, że nie ma dla niej innej drogi, jak natychmiastowy powrót do Polski, by ratować w pokrtych popiołem zgliszczach szczątki zaplanowanej przeszłości.
Wtedy zdobył się na świadomy, ostani gest, świadczący o jego męskości i postanowił jej pomóc. Najpierw pożyczył pieniądze, potem znalazł przytulne mieszkanie blisko stacji metra i zaoferował swoje wsparcie na całe siedem tygodni, dopóki nie dojedzie jego nowa dziewczyna.
Z tego ostatniego Małgosia nigdy nie skorzystała. Pracę znalazła sobie sama a w niej pojawił się Tom, roztargniony facet z rozwianą czupryną, rodem z Wysp.

W środę rano odebrałam od niej emaila. Zaskoczyła mnie jego treść. Ani jednego słowa wyjaśnienia, zapytania, przecież obie milczałyśmy przez te wszystkie lata, tylko mała, skromna prośba o spotkanie, ponieważ ktoś z mojej rodziny powiedział jej o moim pobycie w Londynie.
Zgodziłam się bez wahania i w czwartek rano popijałyśmy kawę w Costa Cafe. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Ta znajomość nie umarła, została jedynie przykurzona czasem. Opowiedziała mi wtedy o swoich pierwszych doświadczeniach w Londynie. Podziwiałam jej siłę i spokój, widziałam jaka jest szczęśliwa i jak bardzo przydała jej się tamta lekcja. Była z siebie dumna, bardziej pewna siebie. Gdyby nie jej przyjazd tutaj, gdyby nie tamta odwaga i determinacja, być może nigdy nie dostrzegłaby prawdy w sobie i wokół siebie. Z rozkoszą opowiadała o tym, jak bardzo zachwyca ją Londyn, z pozoru podobne do siebie ulice, zupełnie jak ludzie. Wreszcie wyznała, że gdyby nadal trwał jej związek z Kubą, nigdy nie byłaby sobą ze swoimi marzeniami i pragnieniami, potrzebami kształcenia i poznawania, ponieważ on chciał jak najszybciej założyć rodzinę i mieć dzieci a ona w grudniu zdaje kolejny egzamin w Cambrige a potem czeka ją ważna praktyka w prestiżowym oddziale banku w londyńskim City. Na co dzień i od święta wspiera ją Tom, powiernik życia, cudowny kochanek i najwierniejszy przyjaciel. Ona już nie chce pamiętać jak było przed nim, zrozumiała, że warto było przeczekać nawałnicę.

Każdy z nas podąża własnym szlakiem życia. Droga do przejścia nie zawsze jest łatwa i prosta. Zdarza się, że bywa wyboista i niezwykle trudna. Na tej drodze spotykamy i mijamy ludzi. Wobec jednych zachowujemy się całkowicie biernie, innych zabieramy z sobą i pragniemy by dotrzymywali nam kroku. To naturalne, podobnie jak zgodne z naturą są zdobywane przez nas zyski i ponoszone straty oraz ofiarowane nam szanse. Takie małe, niewinne, niespodziewane dary od losu, które potrafią skutecznie zawrócić nam w głowie, które są w mocy zawładnąć naszym dotychczasowym światem i, które przynoszą nam zmianę, często tylko pozornie niemożliwą do zaakceptowania.

Czasami trudno uwierzyć, że strata może okazać się zyskiem, że cierpienie niesie z sobą obietnicę miłości. W tak niezwykłych miejscach jak Londyn, gdzie myśl wyprzedza czas, wszystko może się zdarzyć... .

Małgorzata Bugaj -Martynowska

Wersja do druku

czytelnik - 17.06.10 22:34
Czasami trudno uwierzyc, trudno mimo tolerancji, mimo braku barier jak krzywdzaca bywa ludzka nadwyobraznia, niewiarygodne wydumanie i nadinterpretacja otaczajacej nas rzeczywistosci. Jesli czegos nie rozumiemy, nie starajmy sie za wszelka cene dopisac do tego wlasny scenariusz. Analiza tekstu nie jest rzecza skomplikowana, jedynie nauczalna.
Nie ma tez nic zlego w realizmie i optymizmie (nikt tutaj nikogo, do niczego nie namawia a jedynie nie zamierza poddawac sie nie zawsze przychylnemu losowi drogi Panie :))

R. Lawman - 10.08.08 15:38
Przyznam sie, iz nie czytalem wiekszej bzdury od wielu lat. Mieszkam w Londynie od 1970 roku. Sielska atmosfere Londynu oraz jego rzekomo materialny dobrobyt oraz duchowy i intelektualny czar, widziane oczami Pani Małgorzaty Bugaj -Martynowskiej, jest bardzo subiektywnym, skrzywionym odczuciem osoby pozbawionej osobistej godnosci oraz jakiejkolwiek moralnosci. Czyzby Pani ta namawiala inne mlode Polki do podjecia tego samego stylu zycia? Rzuccie swoich wieloletnich narzeczonych, budujcie swa wymarzona przyszlosc swiadzczac seksualne uslugi niejakim Tomom. Stancie sie utrzymankami cudzoziemskich nieudacznikow seksualnych, ktorych rodzima plec "piekna", dawno przestala zauwazac.

Wszystkich komentarzy: (2)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

29 Marca 1837 roku
Urodził się Władysław Sabowski, polski poeta, pisarz, dramatopisarz, dziennikarz i tłumacz (zm. 1888)


29 Marca 1865 roku
Urodził się Antoni Listowski, polski dowódca wojskowy, gen. dywizji, pełniący obowiązki Naczelnego Wodza wiosną 1920 (zm. 1927


Zobacz więcej