Piątek 19 Kwietnia 2024r. - 110 dz. roku,  Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 12.12.07 - 23:30     Czytano: [4708]

Polski Staw

Dawniej wierzono, że ma podziemne połączenie z… Adriatykiem. Morskie Oko to jeden z najpiękniejszych zakątków polskich Tatr, choć tłumy turystów nieco psują magię tego miejsca.

Jest największym jeziorem w polskiej części Tatr (34,5 ha). W krystalicznie czystej wodzie można dostrzec pstrągi, a dawniej występował tu również łosoś dunajcowy, czyli inaczej troć. Nic dziwnego, że górale nazywali go Rybi Staw, a wypływający stąd strumień – Rybi Potok. Mówiło się też: Polski Staw, Biały Staw, Zielona Woda.

Morskie Oko to nazwa nadana przez turystów, a że ładna – szybko się przyjęła. Słowo „morskie” było nawet uzasadnione w związku z krążącymi legendami o połączeniu tatrzańskiego jeziorka z Adriatykiem. Opowiadano, jak to wyłowiono tu belki z rozbitego w sztormie statku i szkatułkę z biżuterią, która poszła na dno Adriatyku wraz z okrętem. Zwracano też uwagę na podobieństwo jeziora do oka, choć nie było zgodności, czy chodzi o oko ludzkie czy może takie z pawich piór.

Niezależnie od tłumaczenia nazwy urok tego miejsca był natchnieniem dla wielu literatów i artystów. Bywali tu m.in. Jan Kasprowicz, Wincenty Pol i Stanisław Witkiewicz. Kazimierz Przerwa-Tetmajer porównywał jezioro do „błyszczącego dyjamentu w stalowym pierścieniu”, a Adam Asnyk napisał wiersz „Morskie Oko”.

Szczególnie lubił bywać w tych okolicach Jan Paweł II. Podczas pielgrzymki w czerwcu 1997 spotkał się nad Morskim Okiem z leśnikami. – Pilnujcie tej ziemi, tej przyrody! – nakazał im wówczas.

Spacerek dla cepra
Ambitni turyści dochodzą do Morskiego Oka górami. Chociaż z Zakopanego w linii prostej jest zaledwie 14 km, idąc szlakiem przez Zawrat, trzeba liczyć na to ok. siedmiu godzin. Dla tych, którzy nie mają tyle czasu albo sił, istnieje dużo łatwiejsza trasa prowadząca głównie asfaltową szosą. Dojście do jeziorka od parkingu na Palenicy Białczańskiej (dalej mogą wjechać wyłącznie uprawnione pojazdy) zajmuje spacerowym tempem niecałe trzy godziny (my szliśmy dwie i pół, z powrotem oczywiście szybciej). Jeśli kogoś i ten dystans przeraża, może wsiąść do konnego „tramwaju”, którym za 30 zł podjeżdża się 7 km do Polany Włosienica, skąd do przejścia pozostaje już tylko 1,5 km. Stromo bardzo nie jest, ale mimo wszystko od położonego na wysokości 980 m n. p. m. parkingu na Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka jest 500 metrów różnicy wysokości.

Moja rodzina należy do tych, które po górach wolą chodzić, niż jeździć. Pierwszy przystanek robimy po 45 minutach marszu przy Wodogrzmotach Mickiewicza. Właściwie to z kamiennego mostku podziwiamy jeden z ciągu wodospadów – Wodogrzmot Pośredni. Mickiewicz nigdy w tym miejscu nie był – jego imię nadano kaskadom z okazji sprowadzenia do ojczyzny zwłok wieszcza w roku 1891.

Nie przepadamy za górskimi wędrówkami po asfalcie, tak więc na końcowym odcinku z przyjemnością korzystamy ze skrótów ścinających serpentyny po normalnej, terenowej ścieżce.

Spotkanie z orzechówką
Droga się nie dłuży – ciągle jest coś ciekawego. Doliną Rybiego Potoku, którą idziemy, biegnie granica państwa – zresztą, dojeżdżając do parkingu, mija się przejście graniczne na Łysej Polanie, a podczas spaceru do Morskiego Oka co i rusz widać słupki graniczne. Co jakiś czas odsłaniają się ładne widoki – jak na dłoni mamy m.in. Gerlach, najwyższy szczyt Tatr (2644 m n.p.m.), już po stronie słowackiej.Zatrzymujemy się przy tablicach edukacyjnych objaśniających a to tutejszą faunę, a to pochodzenie lokalnych nazw. Dowiadujemy się, że wielki skalny głaz to w miejscowej gwarze wanta i że Żleb Żandarmerii to miejsce dawnego posterunku, notabene zniszczonego przez lawinę, jako że jest to jeden z najbardziej narażonych na schodzenie lawin rejonów Tatr.

Przy Polanie Włosienica robimy mały piknik. Okazuje się, że mamy wspólnika do kanapek – jest nim ptaszysko przypominające nakrapianą wronę. Ptak do nieśmiałych nie należy – częstuje się coraz większymi kawałkami, na koniec rezygnując z zapychania się chlebem na rzecz kabanosów. – To orzechówka – słyszymy sympatyczny głos, który, jak się zaraz okazuje, należy do Filipa Zięby, pracownika Tatrzańskiego Parku Narodowego, speca od miejscowej fauny. – Nie powinno się karmić zwierząt – upomina Zięba, tłumacząc, że od orzechówek zależy zakres występowania limby. Ich normalne pożywienie to właśnie nasionka limby, ale skoro mogą coś „wysępić” od turystów, nic dziwnego, że zmieniają dietę.

Zięba ma osobiste porachunki z orzechówkami. Któregoś dnia siedział w plenerowym barku obok rodziny, która zamówiła kotlety. Pech chciał, że kiedy dzieci odeszły do toalety, ich ojciec został wezwany, by odebrać zamówione porcje. Postawił jeden talerz, wrócił po następne.

Wykorzystała to orzechówka – szybka akcja i pozostawiony bez nadzoru kotlet odleciał w jej dziobie. Kiedy głodny ojciec rodziny zobaczył pusty talerz, nie miał wątpliwości, kto jest winny. Za złodzieja obiadu uznał siedzącego obok i pałaszującego kotleta… pana Filipa.

Niedźwiedzie jeszcze nie śpią
Najważniejsze w pracy Filipa Zięby są jednak niedźwiedzie. Tropi je, znakuje (młodym wszczepia się specjalne kolczyki), zakłada obroże telemetryczne umożliwiające śledzenie ich ruchów za pomocą satelity.W rejonie Morskiego Oka niedźwiedzie również się pokazują. Nie ma jednak niebezpieczeństwa, że same z siebie zaatakują turystów. – Były sytuacje, że niedźwiedzica z młodymi przez cały dzień siedziała 30 metrów od drogi do Morskiego Oka i nikt jej nie zauważył. A przecież tą drogą przechodzi nawet 10 tysięcy ludzi dziennie! – mówi pan Filip.

Służby parku robią wszystko, aby zniechęcać niedźwiedzie do kontaktów z ludźmi. – Były już sytuacje, że zwierzaki włamywały się do zostawionych na parkingu samochodów (najpierw skakały po dachu, robiąc z nich kabriolety), albo przychodziły do schroniska przy Morskim Oku i po przegonieniu siedzących na tarasie ludzi wyjadały z talerzy naleśniki – wspomina naukowiec.Niestety, takie ekscesy kończą się często dla zwierzęcia tragicznie. Dość przypomnieć Kubę – niedźwiedzia, który tak się spoufalał z ludźmi, że trzeba go było w końcu zastrzelić, czy słynną Magdę oddaną do ogrodu zoologicznego. Dlatego też tereny wokół schronisk otacza się teraz elektrycznym pastuchem. A tam, gdzie misie rzeczywiście często się pojawiają (dzięki nadajnikom wiadomo, w które miejsce niebawem dojdą), napisy i ulotki ostrzegają turystów przed ewentualnym spotkaniem.

No właśnie, co zrobić w razie spotkania z misiem? – Przede wszystkim zachować spokój, a już na pewno nie myśleć w takiej chwili o robieniu zdjęć! – mówi Zięba. Pomysły z wchodzeniem na drzewo wcale nie są dobre, ponieważ niedźwiedzie wspinają się wcale nie gorzej niż my. Podstawa to zejść im z drogi – w końcu jesteśmy gośćmi w ich królestwie. Ryzyko spotkania ze zwierzęciem to również jeden z powodów wprowadzenia zakazu wędrówek nocą i schodzenia z wyznaczonych szlaków.

A kiedy misie zapadają w zimowy sen? – Teraz wciąż jeszcze „opasają się”. O tym, kiedy zasną, decydują możliwości żerowania. Zwykle dzieje się to na przełomie listopada i grudnia.

Z widokiem na Skalnego Mnicha
W końcu wychodzimy z lasu i ukazuje się nam Morskie Oko. Jest po prostu ślicznie – ostre tatrzańskie szczyty wznoszą się 1000 m ponad jezioro (tafla wody leży na wysokości 1400 m n.p.m.), na zboczach gór dominują barwy jesieni, choć gdzieniegdzie jest też i śnieg. Jeziorko mające 860 m długości i 530 m szerokości (i aż 51 metrów głębokości!) można obejść w ciągu niecałej godziny. Ale decydują się na to już nieliczni – większość turystów kończy spacer przy schronisku. Właściwie są to dwa schroniska – obydwa zabytkowe. Główne to tzw. nowe, choć ma już 100 lat. Po remoncie uważane jest za jedno z najlepszych w Tatrach, ale też i jedno z droższych (47 zł za noc). Nieco taniej (37 zł w sali wieloosobowej, z własnym śpiworem) jest w stojącym po sąsiedzku starszym obiekcie, w XIX wieku służącym jako wozownia.

Siadamy na tarasie schroniska „nowego” i zachwycamy się górami: na wprost to Szczyty Mięguszowieckie, na prawo od nich Cubryna, a na lewo Rysy, najwyższa góra Polski (2499 m n. p. m.), choć z tej perspektywy tego nie widać.

Najbardziej charakterystyczny jest jednak Mnich – samotna, niższa od innych skała (2067 m n.p.m.), która przy odrobinie wyobraźni może się kojarzyć z profilem zakapturzonego zakonnika. Według jednej z legend to brat Cyprian z Czerwonego Klasztoru, który do dzisiaj można zwiedzać po słowackiej stronie. Pewnego dnia w zrobionym przez siebie lustrze zakonnik zobaczył jezioro tatrzańskie i stojącą nad nim piękną pasterkę zachęcającą go do spotkania. Zmyślny zakonnik skonstruował latającą maszynę i postanowił odwiedzić tajemniczą dziewczynę. Zlekceważył głos z niebios, który tłumaczył mu, że latać mogą tylko ptaki – zwyciężyło kuszenie diabła, który nawet pomógł zakonnikowi w przeniesieniu latającej maszyny na szczyt Trzech Koron. Udało się dolecieć mnichowi do Morskiego Oka, ale gdy tylko wylądował, zerwała się burza i jeden z piorunów zamienił go w skalny głaz…

Jest też i inne podanie – o biednym chłopaku zakochanym w dziewczynie z bogatego domu. Ponieważ jej ojciec nie chciał się zgodzić na ślub, zdesperowany młodzieniec przebrał się w habit i porwał wybrankę. Niestety, za zbezczeszczenie stroju zakonnego spotkała go okrutna kara – został zamieniony w skałę. Załamana dziewczyna popełniła samobójstwo – jej duch wciąż błąka się w okolicach Morskiego Oka.Czas wracać. W drodze na parking (kto chce, może zjechać w dół bryczką za 20 zł) wypatrujemy w krzakach niedźwiedzi. Nie ma żadnego. Ale zgadzamy się z panem Filipem, że muszą mieć niezły ubaw, słuchając rozmów przechodzących turystów.

Monika Witkowska
Rzeczpospolita

Wersja do druku

jara, jara - 31.12.07 20:39
Pani Moniko, tekst jest bardzo ciekawy a zwlaszcza informacje uzyskane od p. Ziemby. Dziekuje za mila lekture i czekam na nastepne teksty.

Wszystkich komentarzy: (1)   

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami naszych Czytelników. Gazeta Internetowa KWORUM nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

19 Kwietnia 1999 roku
Parlament Niemiec został przeniesiony do Berlina.


19 Kwietnia 1934 roku
Urodził się Jan Kobuszewski, wybitny polski aktor teatralny, telewizyjny i filmowy, artysta kabaretowy (zmarł w 2019r.)


Zobacz więcej