Poniedziałek 23 Czerwca 2025r. - 174 dz. roku,  Imieniny: Albina, Wandy, Zenona

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 10.05.25 - 17:00     Czytano: [225]

Unicestwianie Polaków na Litwie 1939-2024 (13)


© Marian Kałuski


Unicestwianie Polaków i polskości
w Wilnie i na Wileńszczyźnie przez Litwinów
w latach 1939-2024



Tragiczny los przedwojennych Polaków na Litwie Kowieńskiej realizowany dziś przez Litwinów w Wilnie i na Wileńszczyźnie najpierw z pomocą Sowietów (1940-41), potem hitlerowców (1941-44), ponownie Sowietów (1944-89) i obecnie z pomocą władz polskich

Polsko-litewskie stosunki polityczne od 1991 roku




Obecna Litwa i Litwini ciągle zaciętymi wrogami Polski i Polaków


W paryskiej "Kulturze" (1979, nr 1/376-2/377, s. 3-35) ukazał się "Dialog o Wilnie", będący dwugłosem Czesława Miłosza i litewskiego poety i działacza ruchu obrony praw człowieka na sowieckiej Litwie Tomasem Venclovą, osobą związaną z polską kulturą i literaturą, tłumaczem polskiej poezji na język litewski, któremu w 1977 r. udało się opuścić zniewoloną ojczyznę. Obaj panowie rozmawiali m.in. o przyszłych stosunkach polsko-litewskich, a więc po upadku Związku Sowieckiego, który wcześniej czy później musi nastąpić. Miłosz powiedział do Venclovy: "I Ty, i ja chcemy, żeby stosunki polsko-litewskie ułożyły się inaczej niż w przeszłości. Dwa narody mają za sobą straszne doświadczenia, zostały podbite, upokorzone, zdeptane. Nowe pokolenia inaczej będą ze sobą rozmawiać, niż to działo się w latach przedwojennych. Musimy jednak liczyć się z siłą inercji i z tym, że w próżni ideologicznej, jaka powstała, nacjonalizm czy w Polsce, czy w Litwie nieraz będzie wkraczał na utarte tory". Odpowiadając mu Venclova podkreślił: "Dla mnie osobiście antagonizmy między naszymi narodami wydają się piramidalnym głupstwem, chciałbym uważać je za przezwyciężone. Sądzę, że znaczna, prawdopodobnie większa część młodego pokolenia na Litwie nie odczuwa teraz do Polaków żadnej wrogości...".

W tym samym czasie Litwinka, dr Vanda Daugirdaite-Sruogiene pisała podobnie: "...Dr Zenonas Ivinskis nie był jedynym, który wyrażał opinię, iż czas obustronnie nie przypominać dawnych krzywd. Większość inteligencji i w kraju, i na emigracji jest tegoż zdania... (Litwini) nie czują już nienawiści do Polaków, jaka była za czasów niepodległości" ("Zgrzytliwe echo przeszłości", "Kultura" nr 4/343 1976, Paryż). Podobnie i w tym samym czasie powiedział historyk litewski z Ameryki Romualdas Misiunas na Konferencji Studiów Bałtyckich, odbywającej się na uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, mówiąc, że będąc w Wilnie zauważył, że młode pokolenie litewskie po II wojnie światowej zmieniło stosunek do Polski i polskości. W przeciwieństwie do generacji przedwojennej, karmionej niechęcią do wszystkiego co polskie, pokolenie powojenne odczuwa nie tylko zainteresowanie życiem swoich sąsiadów, ale również dużą do nich życzliwość i podziw, a często również chęć naśladowania. Zdarza się często, że młodzi Litwini uczą się polskiego, żeby móc czytać polskie gazety i słuchać polskich audycji radiowych i telewizyjnych (Wiesław A. Lasocki "Polsko-litewskie sentymenty", "Wiadomości Polskie" 20.11.1977, Sydney za "Tygodniem Polskim" Londyn).

Przypuszczenie Venclovy okazało się całkowicie nietrafne, a opinia Daugirdaite-Sruogiene nieprawdziwa, jeśli nie wręcz kłamliwą propagandą (pokazać jacy Litwini są światli). Venclova albo nie był szczery w swej wypowiedzi, gdyż mieszkając cały czas na Litwie - i to w Wilnie bez wątpienia był świadomy tego, jak wielkie panują nastroje antypolskie wśród Litwinów. Co więcej, nie ulega wątpliwości, że podczas 47 lat panowania komunizmu na Litwie (1944-91) - jego nieludzkiej ideologii jeszcze bardziej zdeprawowało, zdegenerowało, czyli po prostu odczłowieczyło większość społeczeństwa litewskiego. Przed wojną w zasadzie nie było ideowych komunistów. Prawie wszyscy litewscy komuniści w latach 40., 50., 60. i 70. XX wieku, jeśli przed wojną sami nie byli działaczami nacjonalistami, którzy w 1944-45 przefarbowali się szybko na czerwono, to dzieciństwo przypadło im w smetonowskiej - skrajnie polakożerczej Litwie i wszyscy - co do jednego w szkole śpiewali bardzo popularną wówczas piosenkę "Kryje się Polak za pagórkiem, łypie okiem jak diabełek" ("Rzeczpospolita" 23.2.2007). Przecież to wówczas Litwini, a nie Rosjanie (!) ostatecznie zniszczyli społeczność polską na Litwie Kowieńskiej, a w Wilnie i na Wileńszczyźnie robili wszystko, aby z tamtejszych Polaków zrobić prawdziwych pariasów - biedną i ciemną masę za pozwoleniem najwyższych władz sowieckiej Litwy. Nawet rzekomo ideowi komuniści litewscy: Justas Paleckis, w latach 1940-67 tzw. prezydent Sowieckiej Litwy oraz Antanas Sniečkus - moskiewski namiestnik na Litwie w latach 1940-74 jako I sekretarze Komunistycznej Partii Litwy byli de facto takimi samymi nacjonalistami i polakożercami jak dyktator przedwojennej Litwy Antanas Smetona i jego banda. W 1935 r. w teatrze w Kownie wystąpiła znana polska śpiewaczka operowa Ewa Bandrowska-Turska. W czasie koncertu urządzono jej kocią muzykę (złorzeczące okrzyki i gwizdy), którą zorganizował... Justas Peleckis, której świadkiem był polski dziennikarz na Litwie Edmund Jakubowski ("O Litwie", "Tygodnik Polski", Melbourne 22.9.1979). Paleckis jako "prezydent" sowieckiej Litwy był przeciwnikiem specjalnych uprawnień dla mniejszości polskiej na Wileńszczyźnie, np. w 1950 r. głosował przeciwko przyjęciu uchwały KC KPL "o środkach poprawy pracy wśród ludności polskiej w Litewskiej SRR" (Wikipedia: Justus Paleckis). Natomiast Sniečkus w 1945 r. zlikwidował polskie szkolnictwo na Litwie i właśnie dlatego, że był nacjonalistą litewskim chronił kraj jak tylko mógł przed rusyfikacją (Wikipedia). Szkolnictwo polskie odrodziło się na Litwie w 1950 r. na rozkaz otrzymany z Moskwy; Kreml chciał rozgrywać konflikt polsko-litewski na swoją korzyść przez szachowanie Litwinów. W roku szkolnym 1952/53 było w Wilnie i na Wileńszczyźnie aż 345 szkół polskich. Jednak Litwini powolutku - bez huku likwidowali je i pod koniec sowieckiej, ale jednak nacjonalistycznej Litwy było ich już tylko 100. Sowieckie wychowanie i antypolską postawę prezentowała Dalia Grybauskaite, prezydent Litwy w latach 2009-19.

W okresie międzywojennym rządy litewskie twierdziły i swoimi czynami udowadniały, że dopóki Wilno jest polskie nigdy nie dojdzie do porozumienia polsko-litewskiego. Dzisiaj od 85 lat - tak, już od 85 lat albo aż 85 lat, czyli od czterech swoich pokoleń Litwini mają Wilno, a wrogość - wręcz nienawiść do Polski i Polaków nie tylko wszystkich rządów wolnej ponownie od 1991 r. Litwy jak również zdecydowanej większości Litwinów jest ciągle żywa. To wyjątkowo dziwne w skali światowej zachowanie i ciężka zapadłość psychiczna!

Sam Venclova nie był szczery w swych rozmowach publikowanych przez paryską "Kulturę", szczególnie jak mówił o Polakach na dzisiejszej Litwie. W "Dialogu o Wilnie" ("Kultura" Nr 1-2 1979) powiedział: ..."jeżeli kiedyś zacznie się przymusowa, niedobrowolna litwinizacja na Wileńszczyźnie (dzisiaj raczej nie ma jej, bo zastępuje ją rusyfikacja), to będę pierwszy, który powie "nie". I mam nadzieję, że nie będę jedynym". Tymczasem od 1991 r. trwa na Wileńszczyźnie przymusowa i brutalna litwinizacja tamtejszych Polaków i nigdy nie słyszałem i nie czytałem, aby Venclova protestował przeciwko temu. Więcej, w 1977 r. na pytanie Kazimierza Okulicza, znanego działacza i publicysty polskiej emigracji w Londynie, czy ludność polska na Wileńszczyźnie litwinizuje się, czy też trwa przy swoim języku i kulturze, Venclova odpowiedział listownie: "W okolicach Wilna... oraz w samym Wilnie mieszka sporo Polaków. Znaczna część ich - ci "tutejsi", mówiący dialektem polsko-białoruskim z przymieszką słów litewskich, świadomość narodową mają raczej mglistą. Litwini uważają ich za zeslawizowanych braci, dla których raczej naturalną i pożądaną rzeczą byłby powrót do kultury macierzystej (litewskiej). Sądzę, że mają w tym sporo racji... Istnieją także zupełnie świadomi narodowo Polacy, jednak jest ich na Litwie mało" (Kazimierz Okulicz "Sytuacja na Litwie Sowieckiej w oczach wygnańca" "Tydzień Polski" 15.10.1977, Londyn). - A więc także i Venclovie jest zakorzenione litewskie nacjonalistyczne spojrzenie na Polaków na Wileńszczyźnie. I dlatego jak przyszło co do czego, to nie zaprotestował i nie protestuje przeciwko przymusowej litwinizacji wileńskich Polaków. Wszak władze litewskie przywracają ich tylko na chłopskie litewskie łono.

Odważny historyk litewski Alfredas Bumblauskas w audycji "Komentarze tygodnia" w prywatnej litewskiej stacji telewizyjnej TV3 powiedział: "Cała nasza litewska tożsamość jest antypolska. My, współczesny naród litewski, urodziliśmy się jako antyPolacy. Najważniejsi XIX-wieczni twórcy naszej tożsamości narodowej mówili, że podstawowym dążeniem tworzącego się narodu litewskiego powinno być wyzwolenie się spod dominacji polskiej (zasianie nienawiści do Polski i Polaków i wszystkiego co polskie)...". Zdaniem Bumblauskasa każdy humanista i naukowiec litewski powinien zadać sobie pytanie, co osobiście zrobił, by przezwyciężyć te uformowane w okresie międzywojennym antypolskie stereotypy we wszystkich naukach, a w tym i w polityce. Jego zdaniem w tej dziedzinie nie zrobiono nic albo bardzo mało (Kresy24.pl 18.5.2011) i dlatego ta nienormalna i niezdrowa nienawiść do Polski i Polaków jest ciągle żywa na Litwie.

Bumblauskas ma rację pisząc, że w tej dziedzinie nie zrobiono nic. Gorzej. Z najnowszych badań socjologicznych dr Tadasa Leoncikasa z Centrum Badań Etnicznych w Wilnie wynika, że młode pokolenie Litwinów, które dorastało w niepodległej już Litwie, czyli po 1990 r., nie tylko że ma niechętny stosunek do Polaków, ale jest on trzykrotnie bardziej negatywny od stosunku ich rodziców do Polaków. Co więcej, większość Litwinów nie lubi bardziej Polaków niż Rosjan, którzy przecież w latach 1940-41 i 1944-90 brutalnie okupowali Litwę. Piszący o tym Andrzej Kulesza zauważa: "Dawniej wrogi stosunek Litwinów tłumaczono sporem z okresu międzywojennego o Wilno. Czym zatem tłumaczyć antypolskie nastroje w sytuacji, gdy Wilno jest dziś litewskie i gdy władze obu krajów podkreślają strategiczne partnerstwo łączące Polskę i Litwę?" ("Nasz Dziennik" 27.3.2008).

W litewskiej prasie nacjonalistycznej (to de facto prawie cała prasa litewska) można znaleźć informacje, że to nie naród panów, za jakich uważają się Litwini w dzisiejszym Wilnie i na Wileńszczyźnie, tylko Polacy tam mieszkający prześladują Boga ducha winnych Litwinów i dybają na ich tupanowanie ("Lietuvos Rytas" 31.7.1996; "Myśl Polska o Kresach" kwiecień 1998).

Redaktor naczelny wydawanego w Warszawie dziennika "Rzeczpospolita" Dariusz Fikus, wielki zwolennik porozumienia polsko-litewskiego i polityki wschodniej paryskiej "Kultury", omawiając litewskie antypolskie posunięcia tak rozpoczął swój artykuł pt. "Kiszkis czy Zając" (5-6.9.1992): "Jak każdy niewielki naród Litwini mają swoje kompleksy, uprzedzenia i zadry", których za nic nie potrafią się wyzbyć". I dodał: Bowiem "Od szowinizmu dużych narodów gorszy jest tylko szowinizm małych narodów". I to właśnie ten szowinizm małego narodu stoi za ciągle trwającą, pomimo pozytywnych dla Litwy rozwiązań na odcinku polsko-litewskim, wrogością Litwinów do Polski i Polaków.

W 1991 r. Litwa odzyskała niepodległość. Litwini, doświadczeni przez okupację sowiecką w latach 1940-41 i ponownie w latach 1944-91 i niemiecką w latach 1941-44 zamiast budować państwo demokratyczne, postanowili powrócić w miarę nowej sytuacji geopolitycznej do tradycji państwowej Litwy Kowieńskiej, w której antypolonizm był krwią płynącą w litewskich żyłach i paliwem napędowym ich jestestwa, czyli sferą uczuć i przeżyć człowieka. Prawda, to było pierwsze od czasów Mendoga państwo prawdziwie litewskie. Na pewno był to powód do dumy dla każdego patrioty litewskiego. Jednak obowiązkiem współczesnych Litwinów było i jest odróżnienie plew od ziarna, czyli być dumnym z tego co było w tym państwie dobre, od tego co było złe, często niedemokratyczne i nieludzkie, sprzeczne z demokracją, prawami człowieka i nauką Kościoła katolickiego, do którego przyznaje się większość Litwinów.

Ci młodzi Litwini, o których mówił Venclova, po 1988 r. (odrodzenie nacjonalizmu na Litwie - Sajudis) okazali się być jednak nie światłymi Europejczykami, ale w zdecydowanej większości takimi samymi wrogami Polski, Polaków i wszystkiego co polskie, jakimi byli ich rodzice i dziadkowie. A to dlatego, że polakożerstwo wypili z mlekiem matki, a ta z mlekiem swojej matki wychowanej w polakożerczej Litwie Kowieńskiej. To polakożerstwo kontynuują dzisiaj dzieci sajudisowców. Powtórzę za obeznanym w sprawach polsko-litewskich Kazimierzem Okuliczem ("Kultura" Nr 4 1976, Paryż): zdumiewa dynamika emocji u Litwinów - działaczy Sajudisu z lat 90. XX wieku i ich dzieci spowodowanych wydarzeniami polsko-litewskimi z lat 1918-1944, a więc sprzed 100 i 75 laty. "Emocji złych, gniewnych, nienawistnych - jakby to wszystko działo się wczoraj", a emocje te podgrzewają pseudohistorycy litewscy, wydający po prostu kłamliwe czy stronnicze prace nie historyczne a propagandowe. Okulicz pisze w tejże "Kulturze": "...jeżeli p. Dainauskas (to historyk litewski - M.K.) w pół wieku po wydarzeniach pisze, że "Piłsudski... walczył zbrojnie o to, ażeby Litwę Kowieńską... włączyć do Polski, a Litwinów... przerobić nareszcie w całości na Polaków" - to wystawia sobie świadectwo nie historyka, lecz rzecznika jednostronnej propagandy".

Ci młodzi Litwini Venclovy pod względem wieku byli młodzi, jednak okazali się być (a teraz ich dzieci są) ideologicznymi starcami - ludźmi żyjącymi w świecie końca XIX w. i 1. połowy XX, czyli w okresie panującego wówczas w Europie zwierzęcego rasizmu. Dla nich biblią jest wydawane przez Litwinów w latach 1883-86 czasopismo nacjonalistyczno-rasistowskie "Auszra", w którym skrystalizowane zostało stanowisko litewskie względem Litwy, jak również Polski, Polaków, ziem byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego i Polaków tam mieszkających. Pismo twierdziło, że w Wielkim Księstwie Litewskim nie było żadnych Polaków, a jedynie Litwini mówiący po polsku, których należy przywrócić wszelkimi sposobami - także drakońskimi do powrotu do języka litewskiego. Jednocześnie ludzi mieszkających od kilku wieków na Litwie, którzy mówili i mówią na co dzień po polsku zaczęto przedstawiać jako potwory odpowiedzialne za wszelkie zło rzekomo wyrządzone Litwie przez Polską. Od czasów "Auszry" twierdzą i wierzą w to, że przez język polski utracili swoją inteligencję, a przez to wielkość Litwy. Czynią to po dziś dzień. M.in. litewski historyk i publicysta Jonas Dainauskas w paryskiej "Kulturze" (Nr 4 1976) winę za wszelkie zło rzekomo wyrządzone Litwie przez Polskę zwala na spolonizowanych Litwinów, czyli ludzi mówiących po polsku. Stąd wypływała i nadal wypływa wprost zwierzęca nienawiść Litwinów do Polaków (wyjątki potwierdzają regułę), do języka polskiego, a przede wszystkim do mieszkańców Litwy mówiących na co dzień po polsku. Doprowadziło to do występującej u nacjonalistów litewskich, czyli prawie wszystkich Litwinów wyjątkowo obrzydliwej obsesji na punkcie języka polskiego. Rzecz niespotykana nigdzie indziej na świecie lub co najmniej w Europie - obsesyjna nienawiść do jakiegoś drugiego języka oraz bezgraniczne i wprost głupie zakochanie we własnym języku. Nie przesadzę, bo jestem w jakimś stopniu ekspertem od spraw polsko-litewskich, jeśli powiem, że Litwini, gdyby mogli to wymordowaliby wszystkich ludzi mówiących po polsku. I nigdy nie pogodzą się z Polakami właśnie przez samo istnienie Polaków, języka polskiego i Polski! Bowiem prawie całą winę za rzekomo swoją tragedię narodową zwalają na... język polski, a przez to pośrednio na Polaków. Litwini nigdy nie pogodzą się z Polakami także przez zafałszowaną przez siebie historię polsko-litewską, którą chcą nam narzucić ("Czy Jagiełło przestanie być zdrajcą", "Nasz Dziennik" 2.6.2009), jak również i przez to, że mają względem Polski i Polaków kompleks małego i ubogiego sąsiada, który właśnie głęboko skrywają pod płaszczykiem wiecznych żali i pretensji historycznych, często zupełnie bezpodstawnych.

Jednym ze sposobów na wyrugowanie języka polskiego wśród Polaków na Litwie ma być twierdzenie, że Polacy na Litwie to są spolonizowani Litwini, którzy powinni powrócić do narodowości litewskiej i języka litewskiego. Samego powrotu do litewskiej narodowości nie akceptowano, gdyż dla nacjonalistów litewskich Litwinem jest tylko ten, kto posługuje się na co dzień językiem litewskim. W taki sposób próbowano niszczyć polskość na Litwie Kowieńskiej i w latach 1939-40 w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Po przejęciu Wilna od Stalina w październiku 1939 r. Litwini od razu wprowadzili w Wilnie (Litwini stanowili tu tylko 1% ludności) i na Wileńszczyźnie jako jedyny język urzędowy język litewski. Jak pisze mieszkający wówczas w Wilnie polski dziennikarz i polityk Kazimierz Okulicz: "...w maju 1940 r., usłyszeliśmy od oficjalnego przedstawiciela litewskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, p. Cecety, że mamy do wyboru: przyjąć narodowość (wraz z językiem) oraz młodą i prężną ludową kulturę litewską zamiast starej i obcej kultury szlacheckiej, - albo uznać się za obcych mieszkańców Litwy na prawach międzynarodowego statutu narodowych mniejszości" (paryska "Kultura" Nr 4 1976, str. 81). Rodzina Okuliczów mieszkała na Litwie - w okolicy Poniewieża od 250 lat i nie była pochodzenia litewskiego. Polaków nielitewskiego pochodzenia mieszkało i mieszka na Litwie wiele, wiele tysięcy, szczególnie właśnie w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Ziemie te zostały wyludnione podczas okupacji rosyjskiej w latach 1655-61 (Rosjanie w samym Wilnie wymordowali wówczas około 25 tysięcy ludzi - Wikipedia) zostały po wojnie zasiedlone przez ludzi pochodzących głównie z ziem białoruskich i częściowo z Polski oraz nielicznych z Litwy (bo Litwinów było zawsze mało). Tymczasem dla nacjonalistów litewskich wczorajszych i dzisiejszych wychowanych na "Auszry" wszyscy mieszkańcy dzisiejszej Litwy to Litwini, że mniejszość polska na Litwie to spolonizowani Litwini, "którzy w czasach trudnych dla Państwa Litewskiego nie zdołali oprzeć się naciskom obcych kolonizatorów i dlatego z trudem odnajdują swe miejsce pod słońcem, nie potrafią wrócić do prawdziwych korzeni" ("Pochodzenie Polaków na Litwie" expatol.com 21.7.2004; zwróćmy uwagę na to, że pisze się tu, że Polacy - jako koloniści okupowali Wielkie Księstwo Litewskie, czyli nie było unii polsko-litewskiej tylko Polska okupowała Litwę!). Czytamy o tym często w książkach i czasopismach litewskich (np. artykuł Andrejusa Zukovskisa w dzienniku "Lietuvos aidas" z 14.7.2004).

Sprawą języka polskiego na Litwie zajął się w Czesław Miłosz, odpowiadając na atak Jonasa Dainauskasa na język polski, pisząc m.in.: "...proces rozpowszechniania się jednych języków kosztem innych odbywał się w wielu krajach europejskich i wszędzie tak samo jak na Litwie język nabywany kojarzył się z kulturą "wyższą" a miejscowy "niższą"... Irlandia... przejmowała język angielski. W średniowieczu najbardziej rozwiniętym literacko językiem był occitański, język trubadurów, i Dante początkowo zamierzał w nim pisać "Boską Komedię". A jednak occitański przetrwał jako wiejski dialekt... we (francuskich) departamentach Correze i Lot... W niemczeniu się Słowian - Polaków (w zaborze pruskim), Czechów, Łużyczan tak samo prym wiodło pojęcie "kultury wyższej"" (paryska "Kultura" Nr 4 1976). Dodam tu, że angielski od kilku wieków jest także językiem na co dzień także w większości Szkotów i Walijczyków. I nie przeszkadza im to w byciu patriotami walijskimi i szkockimi. Na Łotwie i w Estonii przez kilka wieków królował język niemiecki, na Słowacji węgierski, a w Finlandii szwedzki. I co ciekawe to to, że w wolnej od 1917 r. Finlandii uznano prawa Finów mówiących po szwedzku. Język polski był do końca XVIII w. lingua franca także na ziemiach białoruskich i ukraińskich, jak również w całej wschodniej Europie; w XVII i na początku XVIII w. był popularny również w Rosji. Do XX w. języki: irlandzki, szkocki, walijski, czeski, słowacki, łotewski, estoński i fiński, jak również litewski były językiem ubogich wieśniaków. Dzisiaj poza Szkocją i Walią są to języki państwowe. Jednak co jest istotne w tej sprawie to to, że ani Irlandczycy, ani Szkoci i Walijczycy nie naśladują Litwinów i nie plują na język angielski oraz brutalnie z nim nie zwalczą, chociaż usilnie pracują nad rozwojem i rozpowszechnianiem swojego języka. Czesi, Łotysze i Estończycy nie plują na język niemiecki, a Słowacy na język węgierski, chociaż współżycie między tymi narodami nie jest najlepsze. Stosunki polsko-ukraińskie były i są często także i dzisiaj nie najlepsze. A jednak Ukraińcy nie usunęli ze swego słownika aż 18 000 wyrazów pochodzenia polskiego, co zrobili Litwini (co by było jakby dzisiaj ze słowników narodów Europy zaczęto usuwać obce wyrazy; powstałyby zupełnie nowe języki - litewski w dużym stopniu jest nowym, sztucznym, który w 1900 r. był w ogóle nieznany; czy nie byłby to kretynizm?!). Tak, w całej Europie tylko Litwini od ponad stu lat z wyjątkową pasją i w sposób brutalny walczą z drugim językiem - językiem polskim. I to grzej niż hitlerowcy, którzy chcąc nie chcąc tolerowali często język polski. Litwini w żadnych okolicznościach nie chcieli tolerować. W przedwojennej Litwie Kowieńskiej nawet księża litewscy znający język polski odmawiali wysłuchania spowiedzi w języku polskim ludziom nieznającym języka litewskiego! Dla nich pojęcie Litwin mówiący po polsku jest nie do zaakceptowania. Ich naczelnym celem jest całkowite wytępienie języka polskiego na Litwie, co ma być równoznaczne z wytępieniem Polaków w ich kraju. Walka z językiem polskim rozpoczęła się zaraz po powstaniu państwa litewskiego w 1918 r. Prowadzili ją jednocześnie rząd i litewski Kościół katolicki, który do 1937 r. wyrugował język polski z wszystkich kościołów na Litwie, nawet w parafiach, w których Polacy stanowili większość wiernych. Litwini wyrzucili ze słownika litewskiego prawie wszystkie wyrazy polskiego pochodzenia i porzucili alfabet polski, tworząc swój własny, wzorowany na czeskim, tworząc tym samym współczesny język nowolitewski. Na Litwie Kowieńskiej jedynym językiem urzędowym był język litewski, nawet w okolicach zamieszkałych w większości przez Polaków. W 1923 r. nakazano usunięcie polskich napisów i szyldów z ulic litewskich miast i miasteczek, dotychczas w większości polskojęzycznych (P. Łossowski). W czasopismach litewskich często szydzono z języka polskiego. Zakazano prywatnego nauczania języka polskiego. Za nieprzestrzeganie tej ustawy skazano w latach 1937/38 kilkaset osób (Z.S. Brzozowski). Polaków rozmawiających po polsku wyzywano i często na nich napadano (przed samą wojną głośna była sprawa ranionego nożem w Poniewieżu ucznia Paszkiewicza (Z.S. Brzozowski, J. Godlewski). Rząd litewski uniemożliwiał zakładanie nowych szkół i zamykał nieliczne szkoły polskie. Z ok. 100 szkół polskich założonych na Litwie do 1937 r. pozostało zaledwie 10 (w samym 1927 r. zamknięto 40 szkół), a z pewnością żadnej by nie było, gdyby rząd litewski nie bał się retorsji ze strony rządu polskiego (szkoły litewskie na Wileńszczyźnie). W 1939 r. zamknięto polskie gimnazjum w Wiłkomierzu.

Nie miejsce tu na przedstawienie chociażby krótkiej historii prześladowania Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie po odzyskaniu przez Litwę niepodległości w 1991 r. Musimy ograniczyć się do podania zaledwie garści faktów (spośród wielu tysięcy!), często w telegraficznym skrócie. Jednak tylko ta garść faktów jak i cała ta książka uzmysłowi nam i zapewne przekona nas do tego, że Litwini (nieliczne wyjątki potwierdzają regułę) są dzisiaj największymi na świecie wrogami Polski, Polaków i wszystkiego co polskie. I do tego, że jak świat światem Litwin - antypolski psychopata nie będzie już nigdy więcej dla Polaka bratem. Kto inaczej myśli i twierdzi jest oderwany od rzeczywistości polsko litewskiej - po prostu buja w obłokach. Albo jest wyznawcą religii wschodniej Jerzego Giedroycia, którego polskość można skutecznie kwestionować.

Jak pisał "Express Wieczorny" ("Piąta Kolumna..." 22.5.2011), który w tym tekście bardziej szczegółowo omówił stosunki polsko-litewskie, w odrodzonym w 1991 r. państwie litewskim "...Litwini wciąż tkwią w świecie przedwojennych stereotypów i rozmawiają językiem rodem z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, gdy antypolskie zaperzenie sięgało zenitu... i nie ma nad Wilią środowiska politycznego, któremu zależy na dobrych relacjach z Polską... W przyszłym roku (2012) kraj czekają wybory parlamentarne. Antypolska nagonka jest najprostszym sposobem na zbicie kapitału politycznego dla wszystkich litewskich polityków...". Poseł na Sejm litewski Gintaras Songajla tak reklamował siebie: "Jestem Polakożercą", pisał w tygodniku "Newsweek" jego dziennikarz Michał Kacewicz i dodał: "Antypolskość jest modna w szeregach litewskiej klasy politycznej - od prawicy do lewicy: że była wrogiem historycznym, a Polakom nie można ufać... (Litwini) budują nowoczesne państwo, ale nie potrafią się uwolnić od historycznych (antypolskich) uprzedzeń". Swoich antypolskich uprzedzeń nie kryli m.in. lider Sajudisu i głowa państwa litewskiego w latach 1990-92 (jako przewodniczący parlamentu) Vytautas Landsbergis (Jerzy Haszczyński "Nie przeceniać Landsbergisa", "Rzeczpospolita" 23.2.2007) czy prezydent Litwy w latach 2009-19 Dalia Grybauskaite (co ciekawe to to, że oboje znają dobrze język polski; nauczyli się go bo był im potrzebny, ale innym Litwinom tego zabraniają). I nie tylko politycy. Kacewicz pisze, że w antypolskich rękach są uczelnie litewskie (które wychowują przyszłe pokolenia polakożerców!). Jeden z litewskich nacjonalistycznych pracowników naukowych, wykładowca Uniwersytetu w Kownie, dr Alvydas Butkus zamieścił w litewskim portalu internetowym DELFI artykuł, w którym napisał, że tolerowanie polskości na Litwie jest przestępstwem (Joanna Kozłowska "Polacy na Wileńszczyźnie znów intruzami", "Nasz Dziennik" 24.4.2008).

W okresie międzywojennym nie było na świecie tak powszechnej i brutalnej antypolskiej propagandy, jaka była wówczas w prasie litewskiej (dowodem na to są roczniki pism). Dzisiaj w mediach litewskich jest niewiele lepiej pod tym względem. "Nie ma dnia bez publikacji antypolskiego materiału w litewskich mediach. Nie ma tygodnia bez ostrych słów... (np.) w popularnym programie satyrycznym w telewizji LNK Polak jest zawsze stereotypowym, aroganckim cwaniakiem... - pisze Michał Kacewicz we wspomnianym wyżej artykule. "Express Wieczorny" (Warszawa/Sydney 17.7.2011) zamieszcza od redakcji artykuł pod jakże wymownym tytułem: "Litewskie media lubią spory z Polską" i ciągle "podgrzewają atmosferę sporu. Według gazety prym w tym wiedzie telewizja LNK, zamieszczająca ciągle antypolskie reportaże. Z kolei Michał Pietrzak w artykule pt. "Litewska prasa szydzi z Polaków i katolicyzmu", który ukazał się w "Dzienniku" z 19 maja 2007 r. pisze: "(Polacy) Głupcy, zaściankowi nacjonaliści (w języku angielskim w takim przypadku mówi się: Look who is talking - Patrzcie, kto to mówi: Litwini - prawdopodobnie najobrzydliwsi nacjonaliści i rasiści w Europie! - M.K.) i fanatycy religijni - tak pokazał Polaków poczytny litewski magazyn "FHM". Nie oszczędził nawet Jana Pawła II... Litwini wyśmiali też polski patriotyzm...". O tym antypolskim paszkwilu pisał także dziennik "Rzeczpospolita". Antypolską histerię na Litwie 13 marca 2005 r. miał wywołać wyświetlony w TV3 film dokumentalny "AK na Litwie - ślepy zaułek historii". W filmie tendencyjnie, w duchu sowieckiej propagandy, powołując się na jedynie "słuszne" źródło - książkę Polakożercy Kazimierasa Garšvy "Armija Krajova Lietuvoje" (jak wiadomo, Garšva i prawda - to są dwie wzajemnie wykluczające się sprawy) próbowano wbić do głowy litewskiemu telewidzowi, że głównym zajęciem Wileńskiej AK w czasie ostatniej wojny było ludobójstwo litewskich cywilów.

Michał Kacewicz pisze w "Expressie Wieczornym": doszło do tak wielkiej eskalacji obrzydliwej i obrażającej Polaków propagandy w litewskich mediach, że na poważną rozmowę o tym "wezwana została w ubiegły wtorek (maj 2011) do MSZ w Warszawie ambasador Litwy w Polsce Loreta Zakareviciene".

Pogromów Polaków na dzisiejszej Litwie nie ma, bo Litwa dzisiaj nie może sobie na nie pozwolić. Z pewnością z wielkim żalem. Jednak ataki żulików litewskich na Polaków są chlebem prawie powszednim. Starczy poczytać roczniki "Kuriera Wileńskiego". I tak dla przykładu w gazecie z dnia 24 stycznia 2012 r. czytamy: "Być Polakiem na Litwie dziś jest nie tylko niełatwo, ale staje się też niebezpiecznie. W Wilnie grupa nieznanych sprawców skopała do nieprzytomności Daniela Cz., 16-latka z polskiego Gimnazjum im. Jana Pawła II. Przypuszcza się, że Daniel został skopany tylko za to, że rozmawiał z kolegami po polsku"; dziennik z datą 23 kwietnia w artykule "Nawoływali do rzezi Polaków - policja "to tylko żart" pisze: "Litewska policja dalej prowadzi, co najmniej, strusią politykę wobec narastającej agresji przeciwko polskiej mniejszości na Litwie. Gdy w styczniu przed Domem Polskim w Wilnie nieznani sprawcy pobili 16-letniego Daniela Cz., za to, że - jak twierdzi poszkodowany - rozmawiał z kolegami po polsku, policja odrzuciła wątek narodowościowy, bo z góry uznała, że był to wyczyn chuligański, aczkolwiek sprawców dotychczas nie ustaliła. Tym razem policja uznała, że otwarte nawoływanie (przez Litwinów) w internecie do rzezi Polaków jest nieobraźliwą zabawą, szczególnie na tle innych antypolskich "bzdur", jakich jest pełno w litewskim internecie, a nawet na tle informacji o polskiej mniejszości jest pełno również w prasie i telewizji... Europejska Fundacja Praw Człowieka nie zamierza jednak pogodzić się z wnioskiem policji i złożyła apelację do prokuratury, bo jak zaznacza w swoim oświadczeniu, kierując do organów ścigania swoje wnioski. Fundacja chce zmusić instytucje państwowe, żeby zaczęły dostrzegać powagę sytuacji oraz zagrożenie, jakie mogą niebawem stanowić "nieodpowiedzialne żarty"; z kolei z numeru z datą 11 czerwca 2012 r. ("Kolejny napad na kibiców wileńskiej "Polonii"") dowiadujemy się, że "W niedzielę w Kurszanach (Kursenai) w rejonie szawelskim, został rozegrany mecz między drużynami "Polonia" z Wilna i "Venta" z Kurszan. Niestety, kibice wileńskiej drużyny zostali kolejny raz zaatakowani i pobici przez grupę młodych napastników. Chociaż nie było żadnego powodu do bójki".

"Sytuacja mniejszości polskiej na Litwie jest niewątpliwie trudna. Wchodząca w życie 1 lipca nowelizacja ustawy o oświacie doprowadzi między innymi do zamknięcia 60 ze 120 polskich szkół, ujednolici maturę z języka litewskiego dla Litwinów i przedstawicieli innych narodowości oraz wprowadzi obowiązek nauczania historii, geografii i podstaw wychowania obywatelskiego w języku państwowym (litewskim). Mimo podpisanego w 1994 r. porozumienia (polsko-litewskiego) Polacy nie mają prawa pisać swoich nazwisk zgodnie z oryginalną pisownią (polską). W rejonach zamieszkałych w większości przez mniejszość (narodową polską) zakazane są napisy w języku polskim" ("Litewskie media lubią spory z Polską" Warszawa/Sydney 17.7.2011).

Rząd litewski przeprowadził po 1991 r. nowy podział administracyjny na polsko-etnicznej Wileńszczyźnie, dodając do polskich rejonów sąsiadujące z nimi ziemie zamieszkałe przez Litwinów (dawne tereny Litwy Kowieńskiej) w celu osłabienia reprezentacji polskiej w samorządach i w parlamencie. "Od kilku lat realizowany jest (na zamieszkałej przez Polaków) polskiej Wileńszczyźnie państwowy program nadzielania ziemią 30 000 litewskich osadników. W przygotowaniu jest program nadzielenia ziemią (polską!) dalszych 40 000 osadników litewskich przy jednoczesnym utrudnieniu lub uniemożliwieniu zwrotu ziemi i budynków znacjonalizowanych przez władze litewsko-sowieckie polskim właścicielom". Pomimo starań o odzyskanie dla społeczności polskiej wzniesionych przez Polaków i dla Polaków gmachów, m.in. Teatru Polskiego na Pohulance w Wilnie, polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, stanicy harcerskiej czy niektórych budynków Uniwersytetu Stefana Batorego władze litewskie w ogóle nie reagują na te starania. Stąd obecny uniwersytet polski w Wilnie do niedawna nie miał odpowiedniego lokalu; od niedawna ma swój budynek, bo musiała go zbudować rząd polski - polski podatnik, a przecież Polacy na Litwie płacą podatki. Gnieździć się musiał w kilku pomieszczeniach na ulicy Subocz 5. "Propozycja złożona przez Edwarda Moskala, prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej, podczas jego wizyty w Wilnie w dniu 3 czerwca 1992 r., wykupienia tych pomieszczeń spotkała się z odmową". Władze litewskie zablokowały odbiór najważniejszych - informacyjnych części polskiej telewizji, co było sprzeczne z prawem międzynarodowym (Rezolucja Rady Europy nr 182), które gwarantuje mniejszościom narodowym dostęp do środków informacji w ich macierzystym języku (Aleksander Dawidowicz "W sprawie Polaków na Wileńszczyźnie", "Nowy Świat", Warszawa 25-26.6.1992).

Latem 2014 r. Sejm Litwy w drugim zdecydowaną większością głosów przyjął skandaliczne postanowienia ustawy o mniejszościach narodowych. Większość sejmowa poparła też propozycję konserwatystów, aby w szkołach język mniejszości narodowych nie był językiem nauczania, jak dotychczas, a jedynie przedmiotem. - Rząd polski musi stanowczo zareagować w tej sprawie - apeluje w rozmowie z Radiem Maryja dr Bogusław Rogalski. - Ta ustawa, która jest proponowana przez Sejm moskiewski łamie Traktat polsko-litewski, który te kwestie rozstrzyga i zaleca ich rozwiązanie w drodze ustaw. Polska wywiązała się z traktatu zawartego między naszymi państwami, Litwa tego nie zrobiła. Jest to przejaw dalszej dyskryminacji, jawnej, otwartej dyskryminacji Polaków na Wileńszczyźnie. Jest to rodzaj zmuszenia polskiej społeczności do przymusowej asymilacji ze społeczeństwem litewskim i to jest niedopuszczalne. To jest pogwałcenie prawa międzynarodowego. Ja oczekiwałbym zdecydowanej reakcji polskiego rządu w tej sprawie ("Litewski rząd przeciw polskiej mniejszości" Fronda 24.7.2014).

W trzydziestą rocznicę podpisania przez Polskę i Litwę Traktatu o przyjaznych stosunkach TVP Wilno odbyła rozmowę o obecnych stosunkach polsko-litewskich z Czesławem Okińczycem - adwokatem, działaczem litewskiego nacjonalistycznego działalność Sąjudisu w okresie jego powstawania, 1990-92 "polskim" posłem na Sejm litewski, który w następnych wyborach w 1992 r. ubiegał się o reelekcję z ramienia Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej, prezesem polskojęzycznego Radia "Znad Wilii", od 1998 r. doradcą prezydenta Valdasa Adamkusa, a następnie prezydenta Rolandasa Paksasa ds. mniejszości narodowych, a więc osobą polskiego pochodzenia, która poszła na pełną kolaborację z władzami litewskimi. Pomimo tego w rozmowie tej zdobył się na krytykę władz litewskich w odniesieniu do obecnej sytuacji Polaków w Wilnie i na Wileńszczyźnie mówiąc m.in.: "Sądzę, że w kontekście relacji polsko-litewskich... strona litewska musi zdawać sobie sprawę z tego, że na Litwie mieszka ponad 200 tysięcy Polaków i ich sprawy mają być rozwiązane w należyty sposób. Jeżeli Polacy mają chęć zrealizowania pewnych spraw, trzeba im zdecydowanie pomóc. Trzeba uporządkować tematy związane z pisownią znaków diakrytycznych w nazwiskach. Ma być przyjęta stosowna ustawa o mniejszościach narodowych, która pozwala funkcjonować językowi polskiemu w samorządach, ma być ustalony system polskich nazw ulic wraz z litewskimi, tak jak jest to w Zachodniej Europie czy Polsce. Strona litewska musi zdawać sobie sprawę z tego, że minęły 34 lata od czasu wolnej Polski i Litwy, więc tematy mniejszości powinny być załatwione jak najszybciej. Jest to problem, o którym dzisiaj trzeba mówić, a jednak politycy litewscy milczą, gdy urzędnicy z Polski im o tym przypominają. Oczywiście nie może to być kość niezgody, ale nie może być też sytuacji, że te nasze problemy są zapominane. Kolejnym dzisiejszym problemem jest zamykanie gimnazjów w rejonie trockim. Mówi się, że są to decyzje ministerstwa ze względu na zbyt małe szkoły, jednak strona litewska powinna w tej sprawie wykazać więcej wrażliwości... Traktat zarejestrował to, co było oraz różne tematy na przyszłość - szczególnie związane z polską mniejszością narodową. To, że w ciągu 30 lat nie udało się załatwić pewnych spraw, to z pewnością wstyd - przede wszystkim stronie litewskiej, która nie wykonała pewnych swoich zobowiązań. Jest jeszcze nad czym pracować" (Czesław Okińczyc o stosunkach polsko-litewskich: "Jest jeszcze nad czym pracować" TVP Wilno 30.4.2024).

Tak więc, w ostatnim dziesięcioleciu nic się nie zmieniło w antypolskiej polityce wszystkich rządów litewskich - od prawa do lewa. I Litwini nie zmienią swej polityki wrogości nie tylko wobec Polaków na Litwie, ale także wobec Polski aż do końca świata. Nawet jak "zamordują" ostatniego Polaka w Wilnie i na Wileńszczyźnie. No bo wtedy na sądowej wokandzie tych lunatyków ciągle będzie aktualna i pilna sprawa Sejneńszczyzny - do której Litwa wysuwa pretensje terytorialne, Piłsudskiego, Żeligowskiego, Armii Krajowej na Wileńszczyźnie, walka o narzucenie Polsce/Polakom litewskiej interpretacji historii Polaków na Litwie i ogólnie stosunków polsko-litewskich na przestrzeni wieków. Pamiętajmy także i o tym, że marzeniem nacjonalistów litewskich było i skrycie zapewne jest nadal zniknięcie Polski z mapy politycznej Europy. Upadek państwa polskiego w 1939 r. przyjęli z niekrywaną radością.

No cóż, mały i poważnie chory psychicznie narodek z wielkimi kompleksami.

Ten kraj nie leży nawet w Europie, ale polski jest tam językiem urzędowym - czytamy w internetowym Radiozet.pl 3.9.2024. W gminie Aurea w stanie Rio Grande do Sul język polski został uznany za drugi język urzędowy, zaraz po portugalskim. Według polonia24.tvpl.pl polskie korzenie ma w niej przytłaczająca większość mieszkańców. "To niewątpliwy dowód uznania dla wkładu naszych rodaków w rozwój społeczny i kulturalny Brazylii, a zwłaszcza miejsc, w których diaspora potomków polskich emigrantów jest liczna.

Tak może być jednak jedynie w kraju demokratycznym, zamieszkałym nie przez skrajnych nacjonalistów - wręcz wariatów, ale ludzi tolerancyjnych i kulturalnych.

Jak fakty na to wskazują, Litwie i Litwinom daleko do tego.

© Marian Kałuski

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

23 Czerwca 1985 roku
Katastrofa indyjskiego samolotu pasażerskiego Jumbo-Jet. Zginęły 392 osoby.


23 Czerwca 1923 roku
Zmarł Antoni Abraham, pisarz i działacz kaszubski, żarliwy obrońca polskości Pomorza (ur. 1869)


Zobacz więcej