Poniedziałek 23 Czerwca 2025r. - 174 dz. roku, Imieniny: Albina, Wandy, Zenona
| Strona główna | | Mapa serwisu
dodano: 17.02.25 - 19:01
Czytano: [468]
Dział: Godne uwagi
Granice życia
- Czym jest granica? Granica to w gruncie rzeczy przestrzeń, gdzie kończysz się ty, a zaczyna drugi człowiek. Określam ją jako linię, którą nakreślasz, by powiedzieć, co zrobisz, a czego nie, co akceptujesz, a czego nie będziesz tolerować? Levin Nancy
Od dawna zadaję sobie pytanie: dlaczego tak trudno było mi w życiu podejmować decyzje o wyznaczaniu granic, a prościej - o stawianiu warunków w zakresie zachowań drugiej osoby? A nawet jeśli takie warunki, czy też ostrzeżenia padały, to nigdy nie pilnowałam, aby były konsekwentnie przestrzegane, co doprowadzało do wykorzystywania mnie. Czy nie powinnam więcej wymagać zamiast ustępować, tolerować, przejmować czyjeś obowiązki? A może to strach przed postawieniem granicy z obawy, co się potem stanie z osobą odrzuconą? Nigdy siebie nie stawiałam na pierwszym miejscu, nawet nie swoje dzieci, które przecież powinny żyć w spokojnym, pełnym miłości domu. Ja bałam się o mojego małżonka, co z nim będzie, jak sobie poradzi, czy nie przytrafi mu się nic złego, kiedy zawieruszy się pomiędzy podobnymi sobie? Czy nie zejdzie przypadkiem na samo dno?
Tak, czułam się odpowiedzialna za życie człowieka, który zrzucił ze swoich barków wszelkie obowiązki opieki i utrzymania rodziny. Nie martwiłam się o siebie, o swoją przyszłość, bo wiedziałam, że moje obowiązki i tak pozostaną te same - praca na dwóch etatach i opieka nad dziećmi bez udziału ojca. Miało się jedynie zmienić to, żeby w domu był spokój, a dzieci nie będą płakać na widok pijanego ojca. Wiedziałam, że przyjdzie przecież czas, że kiedyś dorosną i same ocenią, że nie było innej możliwości.
I po piętnastu latach małżeństwa postawiłam wreszcie granicę - drastyczną, zbyt późną.
Czego żałuję? Zmarnowanego czasu. Że nie miałam wystarczająco odwagi, że nie potrafiłam. Gdybym potrafiła, gdybym się nie bała przeciwstawiać innym, którzy mnie odwodzili od podjęcia wcześniejszych decyzji - nie doszłoby do wielu porażek życiowych.
Nigdy nie myślałam, że mogę siebie zaliczyć do ofiar. I dzisiaj też tak nie uważam. Uważam, że ofiarą można nazwać osobę słabą, która nie umie się w życiu odnaleźć. Ja potrafiłam. Byłam silna, podejmując się nowych wyzwań, odpowiedzialnych stanowisk, przynoszących korzyści finansowe, niezbędne samotnej matce do utrzymania dzieci. To mój małżonek uważał siebie za ofiarę. I ze swoją pozycją ofiary potrafił obnosić się tak sprytnie, iż ludzie autentycznie się go żałowali, a przypadkowi nieznajomi włóczęgę częstowali obiadem. Sąd natomiast widząc wysokie dochody samotnej matki, jego alimenty (których nigdy i tak nigdy nie płacił) obniżał do minimum. I nawet granica w postaci rozwodu nie była faktyczną granicą odrzucenia. Odrzuciłam go jako małżonka, ale nigdy nie odrzuciłam jako ojca dzieci, którym przecież pozostał do końca swoich dni. I do końca tych dni pozostała moja i dzieci za niego odpowiedzialność. Nawet wtedy, kiedy już mieszkałyśmy na odległym kontynencie. I chyba najbardziej, kiedy był już na wózku inwalidzkim.
Obok mojego nieżyjącego małżonka byli i inni ludzie, którzy w różny sposób narzucali mi swoją osobowość jako dominującą, wykorzystując w rozmaity sposób moje uczucia, emocje i finanse. Trzeba było ocknąć się w porę, aby odrzucić to, co miało być pięknym wspólnym doświadczeniem życiowym.
Powodem do chęci budowania nowego związku jest samotność. Samotność, którą najbardziej rozumieją emigranci. Samotność, którą doświadczają matki, których dzieci wyfruwają z gniazda rodzinnego, zakładając nowe rodziny. Wtedy taka matka czuje ogromną pustkę i zdesperowana zbyt wcześnie pragnie tę pustkę wypełnić. I jeśli znienacka okazuje się, że jest ktoś podobnie samotny, a na dokładkę na odpowiednim poziomie intelektualnym - wtedy rzuca się w wir nowej znajomości i nowego związku - bez stawiania granic, bez wielkich oczekiwań... Pragnie tylko miłości. Po pewnym czasie odnajduje się w pułapce, w pięknej, aczkolwiek niebezpiecznej nici pajęczej, z której wcale nie tak łatwo się jest wydostać. A postanowiona konsekwentnie granica kosztuje. Przede wszystkim to poczucie porażki życiowej, wiele emocji związanych z rozstaniem, ale też często taki związek kończy się stratą finansową.
Pewne granice powinny być postawione i pilnowane od samego początku. Może wtedy byłaby jakaś szansa na zbudowaniu zdrowego w relacjach związku, gdzie obu stronom powinno się stawiać jednakowe wymagania. Ale my, kobiety, chcemy się przypodobać, jak to potrafimy zadbać o partnera, ugotować pyszny obiadek, uprać, posprzątać, itp. Jest już za późno, kiedy łapiemy się, że jesteśmy zwyczajnie wykorzystywane jako osobiste sprzątaczki, kucharki, służące. Na własne życzenie. Postawienie w tym momencie granicy to "być albo nie być". Przyzwyczajony do komfortu partner nie zniży się do wykonywania tych prac. Pozostanie wtedy drastyczne rozejście się, a on będzie szukał kolejnej (i tu użyję) "ofiary", która zaspokoi jego potrzeby.
W przeszłości utarło się przeświadczenie kobiet, że to one mają cierpieć. Tak mi powtarzała moja teściowa. Kiedy moja mama zobaczyła kupę brudnych rzuconych w kąt skarpet przez mojego małżonka, wykrzyczała mi, jaka ze mnie "gospodyni"? A ja właśnie od samego początku chciałam postawić granicę. Uważałam, że takie osobiste rzeczy, jak skarpety, powinien uprać sobie sam.
Zmierzam do tego, że my same uczymy swoich mężów, partnerów i innych, z którymi żyjemy, czy mieszkamy do przejmowania za nich wszelkich obowiązków, które w przyszłości będą stanowiły udrękę, poczucie wykorzystywania i złego traktowania.
Granice powinny być stawianie nie tylko w relacji kobieta-mężczyzna, ale wszędzie tam, gdzie należałoby zachować zdrowe relacje, normy społeczne, ba, nawet w relacji rodziców i ich dzieci. Ileż to razy matki wyręczają we wszystkim swoje dzieci?
Owa granica - to nic innego, jak wyznaczona linia zachowań. "Mama ugotuje, poda do stołu, a córka zmyje naczynia i posprząta w kuchni". Oszczędzamy nasze dzieci, tłumacząc je, że w tym czasie powinny się uczyć. Takie podejście jest nieprawidłowe, bo wyznaczanie obowiązków dzieciom zaowocuje w ich przyszłym życiu, nauczy, że każdy członek rodziny powinien mieć udział w pracach domowych. A takie podejście w przyszłości będzie przekazywane z pokolenia na pokolenia.
Samo wyznaczanie granic to nie wszystko. Trzeba konsekwentnie ich pilnować, żeby były przestrzegane.
Ale do tego potrzebna jest trzeźwa ocena sytuacji (relacji pomiędzy ludźmi), umiejętność w stawianiu granic i ogromna odwaga przed ich skutkami. Bo jeśli druga strona widzi jedynie siebie, czerpiącą korzyści, to za wszelką cenę powinniśmy tego uniknąć. Choćby to miało nas wiele kosztować.
Nić pajęcza
Misternie upleciona nić pajęcza,
a ty w niej, wygrzebać się nie możesz.
Próbowałaś. Przerwałaś kilka wątków.
Biegasz pomiędzy splotami,
spoglądasz w górę i w dół, zachwycasz się.
Jakże pięknie uplecione wzory.
Chcesz się jednak wydostać,
nie sposób trwać w tym misterium.
Szarpiesz się, opadasz z sił.
Nić zaciska się wokół coraz ciaśniej,
coraz trudniej jest ci oddychać.
Już nie widzisz piękna, tylko ciemność.
Autor Danuta Duszyńska - "AUSTRALIJKA"
Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!
Oświadczenie SKC po wyborach
Dzięki Bożej Opatrzności i opiece Maryi Królowej Polski w roku Jubileuszu 1000-lecia Królestwa Polskiego w Roku Świętym najwyższy urząd w państwie objął zdeklarowany katolik, polski patriota oraz...
08.06.25 - 11:51 | Czytaj więcej
23 Czerwca 1985 roku
Katastrofa indyjskiego samolotu pasażerskiego Jumbo-Jet. Zginęły 392 osoby.
23 Czerwca 1943 roku
Na Zamojszczyźnie rozpoczął się drugi etap akcji wysiedleńczo-pacyfikacyjnej.