Niedziela 26 Stycznia 2025r. - 25 dz. roku,  Imieniny: Lutosława, Normy, Pauliny

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 30.11.24 - 19:11     Czytano: [220]

Dlaczego Donald Trump jest syjonistą?


W ukazującym się w kraju opiniotwórczym dzienniku "Rzeczpospolita" z 21 listopada 2024 roku ukazał się tekst o nowo wybranym rezydencie Stanów Zjednoczonych zatytułowany "Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie".

Właśnie, postarajmy się zrozumieć, dlaczego Donald Trump jest syjonistą, ale głębiej niż to uczyniła "Rzeczpospolita".

Kluczową rolę w polityce amerykańskiej - tak krajowej jak i zagranicznej odgrywają dwie grupy nacisku (lobby - grupa nacisku): protestancki syjonizm i żydowska grupa nacisku (mniejszość żydowska w Ameryce i lobby izraelskie). Te dwie grupy poprzez swoje wpływy i "potęgę" decydują w wyborach federalnych, kto będzie rządził Ameryką i jaka będzie jej polityka zagraniczna. Protestancki syjonizm czyni to od ponad 200 lat, a grupy żydowskie od około 60 lat.

Protestancki syjonizm oraz współczesna ideologia protestanckiego chrystianizmu ma swój matecznik w tak zwanym "pasie biblijnym". Termin ten odnosi się do południowych stanów Ameryki (Alabama, Arkansas, Georgia, Kentucky, Luizjana, Missisipi, Karolina Południowa, Karolina Północna, Oklahoma, Tennessee i Wirginia Zachodnia oraz do części stanów: Floryda, Illinois, Indiana, Missouri, Ohio, Teksas i Wirginia), gdzie ewangeliczny protestantyzm wywiera silny wpływ społeczny i kulturowy. Region ten jest najbardziej konserwatywny społecznie w całych Stanach Zjednoczonych ze względu na znaczący wpływ chrześcijaństwa protestanckiego na politykę i kulturę. Jest znany z wyższej frekwencji wiernych w kościołach, większej liczby ewangelicznych wyznań protestanckich i większego nacisku na tradycyjne wartości religijne w porównaniu z innymi częściami kraju. To ten "protestancki pas biblijny" sprawiał, że katolik do 1960 roku nie mógł zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych.

Do II wojny światowej życie Żydów w Stanach Zjednoczonych nie było usłane różami. Był tu silny antysemityzm, były uniwersytety, które w ogóle nie przyjmowały na studia Żydów i liczne państwowe antyżydowskie restrykcje i prawa, a w latach 30. współpracowano z hitlerowskimi Niemcami, umożliwiając im uzbrojenie się, a kiedy tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, dokładnie w maju 1939 roku 930 żydowskich uchodźców próbowało uciec z Niemiec za ocean na pokładzie transatlantyku "St. Louis", to ich próba przedostania się na wybrzeże Stanów Zjednoczonych skutkowała ostrzałem z kanonierek straży przybrzeżnej, a prezydent Franklin Roosevelt nie zdecydował się na udzielenie pomocy uciekinierom.

W 1948 roku z pomocą Wielkiej Brytanii drogą podboju i czystki etnicznej, z większej części ziemi Arabów palestyńskich (Palestyny) powstało państwo żydowskie. Stąd stosunki Izraela z Palestyńczykami są bardzo wrogie, a z sąsiednimi arabskimi państwami były bardzo napięte, co dla swych imperialno-komunistycznych celów postanowił wykorzystywać z dużym powodzeniem Związek Sowiecki. Wówczas Biały Dom zainteresował się bliżej Izraelem. Jednocześnie po powstaniu Izraela wśród fanatycznie religijnych protestantów w "pasie biblijnym) zrodził się, z pewnością z pomocą nasłanych licznych agitatorów, ruch zwany chrześcijańskim syjonizmem. Ci chrześcijanie ewangelikalni wierzą, że wspierając Izrael, realizują plan Boży". Bowiem dla nich współczesny Izrael jest kontynuacją narracji biblijnej, a jego aktualna mapa znajduje się nawet w amerykańskich wydaniach Pisma Świętego. Ciekawe, że rzekomi chrześcijanie ewangelikalni, wbrew przykazaniu boskiemu: nie zabijaj!, nie tylko nie kochają Palestyńczyków, ale wręcz nie uważają ich za ludzi. Chcą, aby współcześni Izraelczycy zrobili z nimi to, co zrobili Izraelczycy z mieszkańcami zajętego biblijnego Jerycha, czyli wszystkich wymordowali (Księga Jozuego 6,21). - Oto do czego prowadził i prowadzi fanatyzm religijny.

Przez zainteresowanie się Białego Domu Izraelem strategicznie ważnym Bliskim Wschodem, w czym wielką rolę odegrały narastające jak burza wpływy izraelskie wśród polityków amerykańskich, Stany Zjednoczone stały się najważniejszym sojusznikiem Izraela, a protestancki syjonizm ciągle odgrywa i zapewne zawsze będzie odgrywał kluczową rolę w tym sojuszu. Chociaż nie ma unii między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem, można śmiało odnieść wrażenie, że właściwie jest to jedno państwo. Izrael jest największym skumulowanym odbiorcą amerykańskiej pomocy zagranicznej: do lutego 2022 r. USA przekazały Izraelowi bezzwrotną pomoc w wysokości 150 miliardów USD (nieskorygowanej o inflację), a od 2019 roku pomoc ta wynosi minimum 3,8 mld USD. Jednocześnie od 1972 roku Stany Zjednoczone udzieliły również Izraelowi wielomiliardowych gwarancji kredytowych, aby pomóc w niedoborach mieszkaniowych, absorpcji nowych żydowskich imigrantów i ożywieniu gospodarczym. Pierwsza umowa o wolnym handlu zawarta przez Stany Zjednoczone została zawarta z Izraelem w 1985 roku. Dzisiaj Izrael jest 23. co do wielkości partnerem handlowym Stanów Zjednoczonych, podczas gdy Stany Zjednoczone są największym partnerem handlowym Izraela: handel dwustronny wyniósł prawie 50 miliardów dolarów do 2023 roku (dla przykładu: w 2022 r. obroty handlowe między Polską - kraju ludnościowo kilka razy większego od Izraela - i Stanami Zjednoczonymi osiągnęły wartość 27,2 mld dolarów). 300 amerykańskich firm zorientowanych głównie na technologię założyło centra badawczo-rozwojowe w Izraelu, podczas gdy 650 izraelskich firm technologicznych działa w Stanach Zjednoczonych. Partnerstwa izraelsko-amerykańskie mają tendencję do wnoszenia wkładu w stosunkowo niszowe sektory gospodarki amerykańskiej, co skutkuje pozytywnym zwielokrotnieniem w kierunku szeroko pojętej gospodarki. Wszystko to sprawiło, że kiedy w 1975 roku Izrael był biednym krajem, to dzisiaj, dzięki hojnemu podatnikowi amerykańskiemu, przeciętnemu Izraelczykowi dobrze się powodzi. Pytaniem pozostaje, gdzie jest stolica tego "unijnego" państwa - w Waszyngtonie czy w Tel Awiwie/Jerozolimie? Amerykańscy politycy wolą nazywać Izrael "amerykańskim lotniskowcem na Bliskim Wschodzie".

Wracając do tytułowego pytania w dzienniku "Rzeczpospolita": "Dlaczego Donald Trump jest syjonistą?", to należy je od razu skorygować, gdyż może ono sugerować, że tylko on był i jest syjonistą. A to jest nieprawdą. Bowiem od lat 60. XX wieku każdy prezydent amerykański był w mniejszym lub większym syjonistą w oficjalnej amerykańskiej wewnętrznej i zagranicznej polityce.
Prezydent amerykański Biden przez okazywaną wyjątkowo wielką polityczną i militarną pomoc dla Izraela w obecnie toczącej się wojnie w gazie i Libanie, został nazwany najbardziej proizraelskim prezydentem Ameryki w dziejach stosunków amerykańsko-izraelskich.

Jak słusznie zauważa "Rzeczpospolita", polityka Donalda Trumpa już podczas jego pierwszej kadencji (2017-21) wyróżniała się proizraelskimi posunięciami, jak uznanie przez niego izraelskiej suwerenności nad OKUPOWANYMI syryjskimi Wzgórzami Golan i przeniesienie przez niego ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy - również wbrew prawu międzynarodowemu. "Trump ma niesamowity zmysł do wyczuwania oczekiwań swojego elektoratu" - twierdzi rozmawiający z "Rzeczpospolitą" amerykański historyk Philip Steele, wskazując, że jego decyzje wynikają z głębokiego zakorzenienia wspomnianego wyżej syjonizmu wśród białych protestantów. Czy protestancki syjonizm stanie się jeszcze mocniejszy za sprawą nowych nominacji w administracji Trumpa? I czy przez to nowa administracja Donalda Trumpa będzie jeszcze mocniej wspierać Izrael?

Z pewnością tak. Bo jak Trump nie może wspierać swojej żony czy swego męża?! (tu chodzi o małżeństwo amerykańsko-izraelskie) i popierać własnej rodziny (wszak w jego najbliższej rodzinie są Żydzi)?

Wracając do sprawy wpływów żydowskich w Ameryce, które nie są żadną tajemnicą i stąd mówienie o nich nie jest żadnym antysemityzmem. Osobiście nie widzę nic w tym złego. W Australii wpływy żydowskie są również bardzo duże. Ale teraz, kiedy w ostatnich latach rząd australijski przyjął ponad 500 000 muzułmanów, rosną na naszych oczach także ich wpływy wśród lewicowych polityków australijskich i w ogóle w życiu Australii. Ja mogę na to powiedzieć: Good luck to them. Nam - Polakom należy pozazdrościć obu grupom etnicznym, które zadbały o swój status w drugiej ojczyźnie i jednocześnie dbają o interesy kraju swego pochodzenia. Polaków i Żydów w Ameryce jest tyle samo. Jednak Polacy amerykańscy nigdy nie mieli i nie mają 1/100 tych wpływów jakie Żydzi mają w Ameryce i amerykańskiej polityce. Politycy Partii Demokratycznej mieli zawsze stuprocentową pewność, że Polonia amerykańska zawsze - na dobre czy na złe - na nich zagłosuje. Przyjmowali to za pewniki i traktowali nas per noga i nawet , dla mydlenia oczu, w żaden sposób się nie próbowali odwzajemnić się (wyjątki potwierdzają regułę). Największą krzywdę nie tylko Polonii amerykańskiej ale także Polsce wyrządzili dwaj demokratyczni prezydenci: Thomas Woodrow Wilson, który z jednej strony ogłosił, że niepodległe państwo polskie musi mieć dostęp do morza, a z drugiej nie zgodził się na przyłączenie Gdańska do Polski i stworzone Wolne Miasto Gdańsk stało się kością niezgody między Polską a Niemcami, które ostatecznie zbrojnie napadły na Polskę we wrześniu 1939 roku; natomiast prezydent Franklin D. Roosevelt, który w 1944 tak bardzo kokietował Polonię, aby na niego zagłosowała, w lutym 1945 w Jałcie bezwstydnie oderwał od Polski Lwów i Wilno, a samą Polskę oddał w niewolę Stalinowi (Związkowi Sowieckiemu), która trwała 45 i która uczyniła z Polski zacofany kraj.

Oto jeden z wielu przykładów na to jak wpływowi są Żydzi amerykańscy:

Piotr Włoczyk w artykule pt. "Izraelski taran Trumpa", opublikowany w znanym polskim (krajowym) tygodniku "Do Rzeczy" (17.11.2024) pisze, że: "Córka żydowskich emigrantów z Polski jest najhojniejszą sponsorką Donalda Trumpa. Miriam Adelson płaci, ale też wymaga - bezwarunkowego poparcia dla Izraela.
We wrześniu tego roku w Las Vegas odbył się wielki kongres poświęcony walce z antysemityzmem. Miriam Adelson, magnatka kasynowa z Miasta Grzechu, która zorganizowała ten zjazd, przedstawiła wówczas republikańskiego kandydata na prezydenta jako "prawdziwego przyjaciela Żydów". Impreza była jedną z wielu inicjatyw multimiliarderki, która całym swoim sercem (i majątkiem) stara się wyplenić antysemityzm. W przypadku Miriam Adelson termin ten jest jednak - nawet jak na standardy osób i instytucji zajmujących się zawodowo zwalczaniem antysemityzmu - wyjątkowo pojemny. Multimiliarderka uważa bowiem, że nie tylko każdy, kto krytykuje Izrael, lecz także ludzie, którzy warunkują swoje poparcie dla tego państwa, są dla niej "martwi". Żeby zyskać jej uznanie (i przelew), kandydat na prezydenta musi więc w całości przyjąć jej punkt widzenia na sytuację na Bliskim Wschodzie. Adelson, która pierwszą połowę swojego 79-letniego życia spędziła Izraelu, musi być dziś zachwycona, słysząc, kogo Trump planuje powołać na czołowe stanowiska w swojej administracji. Właściwie wszystkie te osoby to zaciekle proizraelskie jastrzębie...".

Rodacy, uczmy się od innych. No chyba, że nas na nic nie stać. Nawet na jednego propolskiego jastrzębia wśród polityków amerykańskich.

Marian Kałuski

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

26 Stycznia 1788 roku
W Australii założono pierwszą osadę, dzisiejsze Sydney. Na pamiątkę, 26 stycznia ustanowiono świętem narodowym Australii


26 Stycznia 1736 roku
Abdykacja króla Stanisława Leszczyńskiego


Zobacz więcej