Sobota 5 Października 2024r. - 279 dz. roku,  Imieniny: Flawii, Justyna

| Strona główna | | Mapa serwisu 

dodano: 06.07.24 - 13:16     Czytano: [238]

List otwarty do Narodu Polskiego (3)


Współuczestnictwo Ameryki i Żydów w holocauście

W styczniu 1933 roku do władzy w Niemczech doszedł Adolf Hitler, który chciał obalić postanowienia traktatu wersalskiego z 1919 roku i zionął nienawiścią do Żydów. Dał temu wyraz w
swojej książce "Mein Kampf" (Moja walka, 1925; w przedwojennej Polsce druk książki był zabroniony!), w której napisał, że najniższą rasowo grupą, wręcz szkodliwą mieszanką ras, są Żydzi, których jako podludzi i wręcz robactwo po przejęciu władzy w Europie za wszelką cenę pragnął zlikwidować.

Żydzi amerykańscy nie przejęli się "Mein Kampfem". Nie kto inny jak właśnie Ameryka i tamtejsza bardzo bogata i wpływowa finansjera żydowska bardzo wielkimi pożyczkami (Ameryka udzieliła w pożyczkach 20 razy większą sumę pieniędzy Niemcom niż Polsce!) wspierali rozwój gospodarczy Niemiec i ich machinę wojenną. Jednocześnie Stany Zjednoczone w tym okresie dzierżyły pierwsze miejsce w eksporcie dóbr do Niemiec. Amerykanie sprzedawali przede wszystkim ropę naftową, nawozy, miedź, żelazo, stal i inne metale. W latach 1934-38 eksport paliwa i smaru do Rzeszy zwiększył się prawie trzykrotnie, a dochód z ich sprzedaży wzrósł z 12 do 34 milionów ówczesnych dolarów. USA dostarczały Niemcom od 22 do 32% całkowitej ilości tych produktów sprowadzanych do Niemiec (A.A. Offner, "American Appeasement. United States Foreign Policy and Germany, 1933-38", Cambridge 1969). To było odnośnie handlu. A jak wyglądał udział kapitału amerykańskiego w inwestycjach w hitlerowskich Niemczech (a były one już duże przed 1933 r.)? Np. w sierpniu 1934 roku amerykański gigant naftowy Standard Oil nabył w Niemczech 300 hektarów gruntów i zbudował duże rafinerie ropy naftowej, które zaopatrywały nazistów w ropę. W tym samym czasie Stany Zjednoczone po cichu dostarczały do Niemiec najnowocześniejszy sprzęt dla fabryk samolotów, które wkrótce zaczęły produkować niemieckie samoloty. Od amerykańskich firm Pratt and Whitney, Douglas i Bendix Corporation Niemcy otrzymały dużą liczbę patentów, a bombowiec nurkujący "Junkers-87" był zbudowany przy użyciu wyłącznie amerykańskiej technologii. Na facebooku departamentu stanu USA jest wymienionych 10 wielkich amerykańskich firm współpracujących z nazistowskimi Niemcami. W 1941 roku, a więc kiedy II wojna światowa toczyła się już na pełną skalę, amerykańskie inwestycje w gospodarce niemieckiej wynosiły 475 milionów ówczesnych dolarów (dzisiaj to kilkanaście razy więcej), sam tylko Standard Oil zainwestował 120 milionów dolarów, General Motors - 35 mln, ITT - 30 mln, a Ford - 17,5 mln.

Współpraca gospodarcza amerykańsko-żydowska z Niemcami umożliwiła Hitlerowi prowadzenie wojny w Europie i wymordowanie Żydów, w tym 3 milionów polskich Żydów.

W "Wirtualnej Polsce" pod datą 29 kwietnia 2015 roku został opublikowany artykuł Wojciecha Königsberga pt. "Misja Jana Karskiego w USA. Dlaczego Zachód zignorował zagładę Żydów?", z którego dowiadujemy się, że w czerwcu 1943 roku do USA przybył emisariusz polskiego rządu na uchodźstwie w Londynie i polskiego podziemia w kraju Jan Kozielewski "Witold" (Jan Karski) z misją uzyskania wsparcia dla Armii Krajowej oraz eksterminowanej ludności żydowskiej. Jego relacje wywołały prawdziwą burzę wśród opinii publicznej w Ameryce. Spotykał się on z najważniejszymi osobami w państwie, z prezydentem Franklinem Delano Rooseveltem na czele. O tragedii Żydów informował przywódców organizacji żydowskich. Jednak jego apele były głosem wołającego na pustyni. AK nie otrzymała oczekiwanego wsparcia ze strony aliantów, Polska została oddana Sowietom, a Żydzi zgładzeni - pisze Wojciech Königsberg w artykule dla WP.

Königsberg pisze dalej: Z wizytą Karskiego w Stanach Zjednoczonych polski rząd na uchodźstwie wiązał bardzo duże nadzieje. Celem misji było uzyskanie poparcia polskiej racji stanu oraz pomocy materialnej dla podziemia. Oprócz tego, relacje dotyczące niemieckiej polityki eksterminacyjnej miały skłonić społeczność międzynarodową do działania... Jak podaje w swych wspomnieniach ("Courier from Poland: The Story of a Secret State" Boston 1944 i "Tajne państwo. Opowieść o polskim podziemiu" Warszawa 1999), wśród jego rozmówców byli między innymi: sekretarz stanu Cordell Hull, sekretarz obrony Henry Stimson, prokurator generalny Francis Biddle oraz sędzia sądu najwyższego Felix Frankfurter. Oczywiście relacji o niemieckim terrorze wobec Żydów wysłuchali także przywódcy żydowskich organizacji w Ameryce: znani rabini Stephen Wise, Nahum Goldmann oraz Morris Waldman. Podczas spotkań z poszczególnymi osobami często słyszał: "Co możemy dla was zrobić?", "Czego od nas oczekujecie?", "Jak moglibyśmy pomóc?". Wkrótce okazało się, że była to jedynie czysta kurtuazja i za słowami nie poszły żadne czyny.
Dość specyficzny charakter miało spotkanie z sędzią Frankfurterem, bardzo wpływową postacią w USA oraz przyjacielem prezydenta Roosevelta. Był on pochodzenia żydowskiego, dlatego Karski miał nadzieję, że przedstawienie mu tragedii Żydów europejskich przyczyni się do podjęcia jakichś działań w celu ich ratowania. Jednak kiedy w najdrobniejszych szczegółach omówił niemiecki system eksterminacyjny, włącznie z własnymi obserwacjami z pobytu w getcie, jego rozmówca oświadczył, że nie jest w stanie uwierzyć w tragedię rozgrywającą się za oceanem. Karski był niezwykle zaskoczony niezrozumiałą reakcją sędziego.
Do najważniejszej rozmowy doszło 28 lipca 1943 roku w Waszyngtonie - z prezydentem Rooseveltem. Karski przybył do Białego Domu w towarzystwie polskiego ambasadora Jana Ciechanowskiego. Jak wspominał: "Roosevelt wypytywał o organizację ruchu podziemnego i o straty poniesione dotąd przez polski naród. Pytał, jak wyjaśnić to, że Polska jest jedynym okupowanym krajem bez swojego Quislinga. Poprosił o potwierdzenie prawdziwości krążących wieści o niemieckim postępowaniu z Żydami". Karski omawiał bestialstwa niemieckie, mordowanie kobiet i dzieci w gettach i obozach, ale także bohaterską postawę narodu polskiego, który mimo groźby kary śmierci, z wielkim poświęceniem ratował dziesiątki tysięcy Żydów. Gdy jednak przekazał prezydentowi apel przedstawicieli polskich organizacji żydowskich, aby alianci zrzucali na Niemcy ulotki informujące, że bombardowania ich miast to odwet za mordowanie Żydów, Roosevelt szybko zmienił temat rozmowy.
W 1944 roku polski rząd na uchodźstwie przeprowadził w Ameryce jeszcze jedną akcję popularyzującą tematykę polską oraz informującą o tragedii narodu żydowskiego. Karski wydał w USA monumentalne dzieło o polskiej konspiracji. Książka pt. "Story of a Secret State" stała się bestsellerem, rozchodząc się w 360-tysięcznym nakładzie. Autor jeździł po Ameryce z wykładami na temat fenomenu państwa podziemnego oraz zagłady Żydów. W spotkaniach wzięło udział około sto pięćdziesiąt tysięcy osób. Jak twierdził Karski: "Rząd polski w Londynie zrobił wszystko co mógł by pomóc Żydom. Tylko ten rząd był bezsilny nie tylko w sprawie pomocy Żydom, ale także w sprawie ocalenia niepodległości swego własnego kraju".
Kończąc Wojciech Königsberg zauważa: "USA kreowane na "strażnika światowego pokoju" w kwestii polskiej oraz w odniesieniu do niemieckich zbrodni okazały się strażnikiem własnych interesów. Czy alianci mogli w szerszym zakresie wspierać polskie podziemie? Warto zaznaczyć, że podczas wojny do okupowanej Polski trafiło z Zachodu niespełna siedemset ton zaopatrzenia. W tym samym czasie partyzantka jugosłowiańska tylko drogą lotniczą otrzymała aż dziesięć tysięcy ton, podobnie ruch oporu we Francji. Alianci, uznając Polskę za strefę wpływów sowieckich, obawiali się, że broń przekazana AK zostanie użyta przeciw Armii Czerwonej. Czy Stany Zjednoczone mogły pomóc ludności żydowskiej w okupowanej Europie? Gdyby leżało to w ich interesie, zapewne znaleźliby metody, aby zmniejszyć rozmiar tragedii. Skoro Polacy, poddani okrutnemu terrorowi okupanta, zdołali uratować kilkadziesiąt tysięcy Żydów, a "polskich Schindlerów" można liczyć w tysiącach, to czy największe mocarstwo światowe naprawdę nie było w stanie nic zrobić?"

Ameryka na pewno mogła coś zrobić, aby ratować Żydów, ale nie chciała. A dzisiaj politycy amerykańscy i Żydzi amerykańscy i Izrael drą mordę na cały świat, że Polacy są współwinni żydowskiego holocaustu! Dzisiaj Żydzi i Amerykanie mają pretensje do Polaków m.in. o to, że polskie podziemie nie dostarczyło do getta warszawskiego dużej ilości broni, aby Żydzi mogli się bronić. A jak Armia Krajowa mogła przeszmuglować do getta większą ilość broni, skoro sama odczuwała jej duży brak (przecież brakowało jej bardzo podczas polskiego Powstania Warszawskiego 1944), bo Zachód - w tym Ameryka prawie wcale nie zaopatrywały w broń polskiego podziemia?! Bezczelność amerykańsko-żydowska jest doprawdy bezgraniczna!

Artykuł Wojciecha Königsberga ukazał się dokładnie trzy lata temu. Jednak przez ostatnie wydarzenia na linii Izrael/Żydzi-Ameryka-Polska stał się on wyjątkowo aktualny, szczególnie uwaga dotycząca obrony dobrego imienia Polski i Polaków, którą chcą w sposób wyjątkowo podły zaszargać na całym świecie nasi rzekomi przyjaciele Ameryka i Izrael. Königsberg kończy swój artykuł następująco: "W 2012 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama, odznaczając pośmiertnie Jana Karskiego Prezydenckim Medalem Wolności, użył określenia "polski obóz śmierci". Kilka tygodni temu (w 2015 r.) szef FBI James Comey podczas przemówienia w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie mówił o współudziale Polaków w mordowaniu Żydów. Te dwie nieszczęsne wypowiedzi pokazują, jak duża jest potrzeba edukacji w amerykańskim społeczeństwie i jak mało świat zachodni rozumie lub chce rozumieć z raportów Karskiego, Pileckiego, czy chociażby liczby Polaków nagrodzonych Medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Dlatego misja Karskiego powinna zostać powtórzona w nowej formie. Potrzebna jest międzynarodowa kampania promująca historię Polski, która w przystępny dla przeciętnego mieszkańca Zachodu sposób uwidoczni, jak wielkie ofiary poniósł naród polski podczas II wojny światowej oraz wyjaśni, że to Niemcy, a nie Polacy ponoszą odpowiedzialność za zagładę Żydów".

A oprócz Niemiec także Ameryka, jej dzisiejszy sojusznik Ukraina (uczestniczyli w wymordowaniu ok. 1 mln Żydów - i o tym dzisiaj i Ameryka, i Żydzi milczą, a nawet wspierają banderyzm i faszyzm rządu ukraińskiego, m.in. wznoszenie pomników dla ukraińskich zbrodniarzy, marsze kombatantów z ukraińskiej Dywizji SS Galizien!) i sami Żydzi.

..........

O współudziale Żydów w zbrodni holocaustu piszę obszernie w swoich książkach "Wypełniali przykazanie miłosierdzia. Polski Kościół i polscy katolicy wobec holocaustu" (Warszawa 2000, str. 68-95) oraz "Cienie, które dzielą. Zarys stosunków polsko-żydowskich na Ziemi Drohobyckiej" (Warszawa 2000). Ta druga pozycja jest polemiką z polakożerczą książką "Drohobycz, Drohobycz..." (Warszawa 1997), napisaną przez hołubionego przez polskich Żydów i polskich szabesgojów Henryka Grynberga. Wierzę, że Grynberg wie o tej książce chociażby z katalogów bibliotek czy Internetu i zapoznał się z nią, jednak nigdy nie ustosunkował się do tego co napisałem. Udaje, że książki nie ma. Bo nie mógł polemizować z prawdą. Ja napisałem prawdziwą historię stosunków polsko-żydowskich w Drohobyczu, a on przedstawił nam zakłamaną żydowską czy jego prywatną antypolską wersję. Nie mam do niego pretensji, bo Żyd, który z mlekiem matki pił polakożerstwo. Ale dziwię się milczeniu tych Polaków - głównie polskich literaturoznawców i historyków, którzy mogli, ale woleli z tchórzostwa nie zabierać głosu w tej sprawie, utrwalając tym samym kłamstwo. Shame on you and go to hell (wstydźcie się i gińcie w czeluściach piekielnych) - "Polacy" z bożej łaski!

Tutaj pozwolę sobie na omówienie żydowskiego udziału w holocauście w skrócie, przytaczając niektóre informacje zawarte w artykule Leszka Pietrzaka (jednego z dzisiaj małego grona odważnych Polaków) pt. "Jak Żydzi kolaborowali z Niemcami", który się ukazał w "Uważam Rze" pod datą 30 stycznia 2018 roku, a więc po tym jak Żydzi - na czele z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu z furią zaatakowali Polskę i Polaków, za wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, w której zgodnie z prawdą wspomniał o współudziale Żydów w zbrodni holocaustu, co oni chcą ukrywać przed światem, bezczelnie przy tym zarzucając Polakom, że fałszują historię, że dokonują kłamstwa oświęcimskiego.

Leszek Pietrzak pisze, że: W okupowanej przez Niemców Polsce Żydzi kolaborowali znacznie częściej niż Polacy. Robili to nawet wtedy, gdy rozpoczął się Holokaust. Dziś to Polacy nazywani są kolaborantami i wspólnikami Niemców w żydowskiej Zagładzie. I pisze dalej: Właśnie rozpoczynają się obchody Dnia Pamięci o Shoah, ustanowionego 12 kwietnia 1951 r. przez izraelski parlament. Jak co roku tysiące młodych Izraelczyków przejdą w Marszu Żywych przez teren byłego obozu Auschwitz-Birkenau. Dla młodych Żydów Polska jest krajem, w którym dokonał się Holokaust ich przodków. Są też przeświadczeni, że Polacy brali w nim udział, bo taki obraz serwowany jest im w szkołach. Obraz Polaków jako wspólników Hitlera został w ostatnich latach utrwalony w literaturze, kinie, mediach i całej światowej przestrzeni informacyjnej Izraela, Ameryki i w wielu państwach europejskich, szczególnie gdzie Żydzi są bardzo wpływowi, jak np. w Wielkiej Brytanii i Francji. Ośmielone tym Niemcy także próbują z tego kłamstwa piec swój- pieczeń, czyli wybielać się.

Książki o holocauście, nawet zwykła beletrystyka, czyli fantazja, jak np. Jerzego Kosińskiego "Malowany ptak" czy Benjamina Wilkomirskiego "Urywki. Z dzieciństwa 1939-1948", w których się oskarża Polaków o współudział w zagładzie Żydów, stały się dla nich i ich propagandy historycznymi dokumentami. A książka profesora Harvardu Daniela Jonaha Goldhagena "Gorliwi kaci Hitlera" (1996) stała się nawet czymś w rodzaju biblii "w wersji dla początkujących". Podobnie się stało z tendencyjnym i skrajnie antypolskiej filmem francuskiego Żyda Claudea Lanzmana "Shoah" (1985; film miał na celu wybielenie francuskiego haniebnego współudziału w holocauście poprzez skierowanie ataków na Polaków), za którego przykładem poszły inne propagandowe antypolskie filmy amerykańsko-żydowskie. Co gorsze, jak pisze Pietrzak, żydowską antypolską tezę o współudziale Polaków w zagładzie Żydów powiela się także w Polsce, o co bez wątpienia dbają Żydzi i szabesgoje, którzy prowadzą w naszym kraju kampanię wstydu. Drukuje się paszkwile na Polaków, jak np. książkę Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka", opisującej w sposób kłamliwy żydowski pogrom w Jedwabnem, jakiego mieli dopuścić się tamtejsi mieszkańcy. W szerokim nurcie rzekomej kolaboracji Polaków z Hitlerem utrzymany jest również ostatni film Agnieszki Holland "W ciemności" opowiadający jedną z historii, jakie mogły wydarzyć się w czasach Zagłady.

Pietrzak pisze: "Przekaz, że Polacy są wspólnikami Niemców, jest zabiegiem świadomym. Ma zasłonić obraz postaw samych Żydów wobec niemieckiego okupanta. A te, jak pokazują wyniki badań historycznych, nie były monolitem. Wielu Żydów, zanim zostało ofiarami Zagłady, dopuściło się zbrodni największej: kolaboracji i współpracy z oprawcami".

Pietrzak wylicza dalej grzechy Żydów podczas niemieckiej okupacji Polski w latach 1939-45, które są niczym innym jak właśnie ich współuczestnictwem w zagładzie swoich sąsiadów - rodaków, w zagładzie polskiej i europejskiej ludności żydowskiej. Już we wrześniu 1939 r., gdy w Polsce toczyła się jeszcze kampania wojenna, żydowscy mieszkańcy wielu polskich miast i miasteczek witali uroczyście - kwiatami oraz chlebem i solą wkraczające oddziały Wehrmachtu. Tak było m.in. w Łodzi i Pabianicach. W ich zachowaniu była niejednokrotnie nie tylko radość z upadku polskiego państwa, ale i drwina z samych Polaków. Według relacji świadków mówili: "Już się wasza zasrana Polska skończyła" albo "chcieliście Polskę bez Żydów, a macie Żydów bez Polski". Oczywiście, że nie cała, nawet nie większa część społeczności żydowskiej, jaka zamieszkiwała przedwojenną Polskę, wyrażała radość z powodu jej upadku i entuzjazm dla jej okupantów. Ale jesienią 1939 r. takie postawy wśród Żydów były nader częste na terenach zajętych przez Wehrmacht i Armię Czerwoną. A był to dopiero początek wojny - zauważa Pietrzak.

Niemcy tworzyli getta już od października 1939 r. To one zapoczątkowały współuczestnictwo żydowskie w holocauście. Pietrzak pisze: "Zarządzanie gettami przez Niemców nie byłoby w ogóle możliwe, gdyby nie istniały w nich żydowskie Judenraty i podporządkowana im żydowska policja. Kompetencje Judenratów ograniczały się do ścisłego wykonywania poleceń okupanta. Miały dostarczać robotników, organizować wysyłki ludzi do obozów pracy, zbierać i przekazywać kontrybucje niemieckiemu okupantowi. Gdy zaczęła się Zagłada, to Judenraty na polecenie Niemców organizowały deportację Żydów do obozów zagłady. Na początku usiłowały lawirować pomiędzy spełnianiem żądań Niemców a próbą obrony żydowskiej ludności, w przekonaniu, że w ten sposób uda się uratować chociaż jej część. Taka kalkulacja nie przynosiła jednak oczekiwanych efektów. Była to całkowicie błędna filozofia poświęcenia jednych Żydów w imię rzekomego przeżycia innych. Hannah Arendt w głośnej książce pt. "Eichmann w Jerozolimie" z 1963 r. oskarżyła Judenraty o czynny udział w żydowskiej Zagładzie. Jej zdaniem bez ich udziału w rejestracji Żydów, koncentracji w gettach, a potem aktywnej pomocy w kierowaniu do obozów, zginęłoby dużo mniej Żydów. Niemcy mieliby kłopot z ich spisaniem i wyszukiwaniem. Krótko mówiąc, praca Judenratów usprawniała i przyspieszała żydowską Zagładę. A niektórzy ich szefowie pomagali Niemcom szczególnie. Legendarny Chaim Rumkowski został mianowany przez Niemców szefem Judenratu w łódzkim getcie. Był prawdziwym królem getta, panem życia i śmierci tysięcy rodaków. Z niespotykaną gorliwością i bezwzględnością wykonywał wszelkie niemieckie polecenia. Za jego czasów działy się w łódzkim getcie rzeczy niewyobrażalne. Tak było m.in. 4 września 1943 r., gdy Rumkowski zażądał od mieszkańców getta oddania swoich dzieci po to, aby następnie wysłać je do obozów zagłady. Były przewodniczący izraelskiego Knesetu Szewach Weiss - sam jako dziecko uratowany z Zagłady - powiedział, że "gdyby Rumkowski nie zginął w Auschwitz, stanąłby po wojnie przed sądem". Królami w swoich gettach było wielu innych szefów żydowskich Judenratów - Mojżesz Meryn z Sosnowca, Efraim Barsz z Białegostoku, Józef Parnas ze Lwowa czy Jakub Gens z Wilna, który "wynegocjował" tymczasowe ocalenie dzieci w zamian za pomoc żydowskiej policji przy egzekucji starszych osób w Ponarach pod Wilnem. Później mówił o bohaterskim czynie policjantów żydowskich, którzy przed śmiercią patrzyli w oczy swoim rodzicom. Oni i ich Judenraty byli współsprawcami żydowskiej Zagłady".

Jak słusznie zauważa Pietrzak: Jeszcze większą odpowiedzialność od Judenratów za żydowską Zagładę ponosi Żydowska Służba Porządkowa (Jüdischer Ordnungsdienst), zwana potocznie policją żydowską. Była najsprawniejszym narzędziem w rękach Niemców. Tylko w warszawskim getcie służbę pełniło około 2500 żydowskich policjantów. W drugim co wielkości - getcie łódzkim było ich 1200, w getcie lwowskim zaś prawie 500. W skali całej okupowanej przez Niemców Polski mogło to być nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Na co dzień członkowie Żydowskiej Służby Porządkowej dokonywali rekwizycji, łapanek i kierowali tysiące Żydów do transportów śmierci. Robili to z gorliwością i bezwzględnością. O tej bezwzględności może świadczyć m.in. to, że - jak stwierdził Baruch Goldstein, przed wojną współorganizator bojówek Bundu - "każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał siedem osób, aby je poświęcić na ołtarzu dyskryminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek, mógł schwytać - przyjaciół, krewnych, nawet członków najbliższej rodziny". Żydowska policja budziła przerażenie i wstręt wśród mieszkańców getta. Miała ona w swoich szeregach postacie szczególnie odrażające. Był nią na pewno Józef Szeryński - przedwojenny inspektor policji państwowej w Lublinie, który został szefem żydowskiej policji w warszawskim getcie. W czasie największego dramatu warszawskiego getta osobiście brał udział w selekcji Żydów do transportów "śmierci", kierowanych do Treblinki. Pilnował, aby trafiły tam także dzieci i chorzy. Taką postacią był również zastępca Szeryńskiego - przedwojenny adwokat Jakub Lejkin. On także osobiście nadzorował deportację warszawskich Żydów do Treblinki. Robił to szczególnie gorliwie na przestrzeni lipca i września 1942 r., z zapałem wyciągając swoich współbraci z mieszkań i kryjówek. Robił to na oczach obserwujących i fotografujących wszystko Niemców. Ale byli także inni, którzy nie zawahali się posłać na śmierć nawet swoich najbliższych. Anatol Chari - żydowski policjant w łódzkim getcie wepchnął do transportu śmierci swoją narzeczoną. Calek Perechodnik - policjant w getcie w podwarszawskim Otwocku - umieścił w transporcie do Treblinki swoją żonę i dwuletnią córeczkę. Najsłynniejszy kronikarz warszawskiego getta Emanuel Ringelblum o roli żydowskiej policji pisał, że "wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją".

Jak pisze dalej Pietrzak: "Wśród Żydów byli także ci, którzy zostawali agentami niemieckiego gestapo. Były ich setki. Nikt ich nie policzył. To oni, działając skrycie, wydawali innych Żydów na śmierć, szantażowali ich, wymuszali od nich haracz i byli szmalcownikami. Na bieżąco składali do gestapo meldunki na swoich współbraci. Nie działali tylko w gettach. Specjalne przepustki umożliwiały im poruszanie się także po aryjskiej stronie, czasami nawet po terenie całej Generalnej Guberni. Wiernie służyli niemieckim oprawcom swoich rodzin, żon i dzieci. Robili to bez jakichkolwiek zahamowania z własnego wyboru, tylko w imię większej porcji żywności lub czasowych przywilejów. Czy mogli zerwać się z niemieckiej smyczy? Mogli, mieli nawet taką możliwość, będąc poza murami getta, jednak takich prób nie podejmowali. Dlatego właśnie ich zdrada była na znacznie wyższym poziomie. Byli wśród nich tacy, którzy w sianiu zła wznieśli się na prawdziwe wyżyny. W warszawskim getcie byli to Abraham Gancweich i Dawid Sternfeld - szefowie powstałej w grudniu 1940 r. tzw. trzynastki - składającej się z grupy żydowskich policjantów - agentów. Gancweich przed wojną był nauczycielem i działaczem syjonistycznym, legitymował się również dyplomem rabina. Z kolei Sternfeld był kapitanem przedwojennej policji. Oficjalnie grupa miała zwalczać przemyt i spekulację w getcie, faktycznie jednak jej działalność nakierowana była na kontrolę działalności Judenratu oraz infiltrowanie działających w getcie podziemnych organizacji. Działała również po stronie aryjskiej, gdzie jej członkowie udawali bojowników żydowskiego ruchu oporu. Spośród agentów "trzynastki" wywodziła się również spora część Żydowskiej Gwardii Wolności - "Żagwi" - specjalnie stworzonej przez warszawskie gestapo i głęboko zakonspirowanej organizacji, w której czołową rolę odgrywał Leon Skosowski "Lonek". "Żagiew" działała zarówno w getcie warszawskim, jak i poza nim. Zasłynęła przede wszystkim z potężnej afery, której ofiarami padły setki Żydów. Na początku 1943 r. w Hotelu Polskim przy ul. Długiej w Warszawie ulokowana została specjalna ekspozytura "Żagwi". Grupa żydowskich agentów naganiaczy odszukiwała zamożnych Żydów i w zamian za pieniądze oferowała im paszporty, wizy oraz możliwość wyjazdu do innych krajów. Stawką było co najmniej 20 złotych dolarów od głowy. Do Hotelu Polskiego zgłaszali się Żydzi z całej Warszawy, licząc, że dzięki posiadanym środkom będą mogli rzeczywiście wyjechać z Polski. Tam kupowali paszporty i oczekiwali na dalszą podróż za granicę. Była to jednak sprytna pułapka, od początku wymyślona przez warszawskie gestapo, które w ten sposób wywabiało Żydów z kryjówek po aryjskiej stronie, by później ich zamordować. Szacuje się, że w wyniku całej prowokacji Niemcy mogli ująć i zamordować nawet 2,5 tysiąca Żydów. Podziemny Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW) wytropił działalność "Żagwi" i przy współpracy AK na agentach wykonano 70 wyroków śmierci. Jednym z ostatnich zlikwidowanych był Leon Skosowski.

Jak zaznacza Pietrzak, żydowscy agenci gestapo działali skutecznie także w innych miastach. W Krakowie było kilka siatek. Najgroźniejszą kierował Józef Diamand. Jej członkowie niejednokrotnie podszywali się pod ludzi polskiego podziemia, denuncjowali nie tylko ukrywających się Żydów, ale i Polaków. Krakowski Kedyw od lata 1943 r. do wiosny 1944 r. podjął własną grę z siatką agentów Diamanda, likwidując kilkunastu jej członków. Ale Diamand zawsze wychodził cało z pułapek AK. W końcu jednak został zastrzelony przez Niemców w więzieniu na Montelupich. Prawdziwym agentem zła był w lubelskim getcie Szama Grajer - człowiek przedwojennego lubelskiego półświatka, który gdy trafił do więzienia, zgodził się pracować dla gestapo. Niemcy pozwolili mu nawet na otwarcie własnej restauracji, do której drzwi pomalowane były ulubionym przez nazistów kolorem brunatnym. W restauracji Grajera gromadził się świat żydowskich prostytutek, alfonsów i szpicli. U Grajera bywał także kwiat lubelskiej SS, opijając kolejne swoje eksterminacyjne sukcesy w getcie. Ale Grajer przede wszystkim wyciągał rękę po pieniądze i kosztowności innych Żydów. Wydawał ich Niemcom dziesiątkami i zawsze od rodzin ofiar brał łapówki za interwencję w sprawie uwolnienia".

W konkluzji Pietrzak pisze: "Żydowski entuzjazm dla okupantów we wrześniu 1939 r., działalność żydowskich Judenratów, żydowskich policjantów i agentów gestapo nie mówią pełnej prawdy o Żydach w czasach Holokaustu. To prawda. Ale i historia Holokaustu bez nich nie jest prawdziwa. Bez prawdy o nich nie będziemy mogli dostrzec dramatycznej walki bojowników Żydowskiego Związku Wojskowego, Żydowskiej Organizacji Bojowej i dramatu, jaki przeżywało 6 milionów ofiar żydowskiej Zagłady, który był dramatem także z powodu działań ich żydowskich współbraci. O tym dramacie nigdy nie możemy zapomnieć. Nasza pamięć o tym zostanie w kwietniu odnowiona. Będziemy słyszeli i będziemy mówili o tym, co stało się przed 70 laty w okupowanej przez Niemców Polsce. Będziemy widzieli tysiące młodych Izraelczyków, którzy przybędą do Polski, aby zapalić świeczkę i odmówić kadisz w miejscach masowej zagłady swoich braci. Zapewne usłyszymy i przeczytamy też przy tej okazji, że to właśnie Polacy byli jedynymi wspólnikami Niemców w Zagładzie, a wszyscy Żydzi byli jedynie ofiarami. Tylko że winy nie leżą jedynie po polskiej stronie. Są w dużo większym stopniu po stronie żydowskiej. O tym mówią fakty, niestety ciągle świadomie przemilczane". Żydzi są największymi kłamcami oświęcimskimi!

Marian Kałuski

Wersja do druku

Pod tym artykułem nie ma jeszcze komentarzy... Dodaj własny!

05 Października 1868 roku
We Lwowie uchwalono pierwszy akt prawny dotyczący ochrony gatunku zwierząt - świstaka i kozicy w Tatrach.


05 Października 1763 roku
Zmarł August III Sas, król Polski (ur. 1696)


Zobacz więcej