Dodano: 01.04.07 - 17:29 | Dział: Nasze zdrowie

Popsute życie na śmietnik

Zurych jest od 1982 roku europejską stolicą śmierci. Ponad dziesięć organizacji non profit proponuje tu pomoc w samobójstwie.

Ludwig Minelli, założyciel stowarzyszenia Dignitas, od 1998 roku pomaga umrzeć tym, którzy nie mogą dłużej znieść życia. Nikt nie wie, ilu osobom pomógł w samobójstwie. W 2005 roku założył kolejną filię w Niemczech. Jest za tym, aby prawo do śmierci na życzenie mieli wszyscy, bez względu na wiek lub stan zdrowia. Także ci, którzy cierpią na depresję i choroby umysłowe.

"Nigdy nie mówię nie" - brzmi jego dewiza. Szwajcarskie prawo pozwala na wspomagane samobójstwo, kiedy pacjent jest nieuleczalnie chory. 72-letni adwokat nie zawsze przestrzega przepisów. Ze wspomaganego samobójstwa robi się szybko aktywna eutanazja. Zamiast chorych i cierpiących uśmierca nieszczęśliwie zakochane nastolatki, upośledzonych umysłowo, psychicznie chorych, pojedynczo lub w grupie. Rodzeństwa, pary małżeńskie, rodzice i dzieci. Ponad 6000 członków Dignitas obecnie czeka na śmierć. Kiedy przyjdzie na nich kolej, pojadą do Zurychu. Tam w ciągu godziny umrą w ponurym, ciasnym mieszkaniu, wypijając śmiertelną dawkę pentobarbitolu.

Działalność Minellego wywołuje w Szwajcarii coraz większe kontrowersje. Mieszkańcy budynku, w którym znajdują się jego pokoje śmierci, składają petycję po petycji o jego eksmisję, byli pracownicy wnoszą skargi do sądu, politycy starają się o zakaz wspomaganego samobójstwa w kantonie Zurych. Rzekomy dobrodziej czuje się coraz bardziej osaczony, coraz mniej rozumiany. W zeszłym tygodniu prokuratura kantonu wszczęła przeciwko niemu śledztwo, oskarżając go o nielegalne stosowanie aktywnej eutanazji. Mimo iż Minelli prowadzi Dignitas w stylu dyktatorskim, informacje o tym, że jego pacjenci umierali z workiem plastikowym na głowie, przedostały się do prokuratury. Jej szef dr Andreas Brunner wypowiedział mu teraz wojnę.


Zapach śmierci

Szary czteropiętrowy budynek mieszkalny na Gertrudstrasse 84 w robotniczej dzielnicy Zurychu, Wiedikon. W środku korytarze zastawione rupieciami. Z mieszkań wydostaje się zapach jedzenia. Na czwartym piętrze czarno-zielone drzwi. A za nimi pokoje śmierci stowarzyszenia Dignitas. Gołe białe ściany, stolik, krzesło, łóżko, kuchnia i łazienka. W tych pomieszczeniach umierają ludzie. Od poniedziałku do piątku, od rana do wieczora. Najpierw wchodzą po schodach, potem są zwożeni windą w czarnych workach. Przed tylnym wejściem czeka wóz, który ich zabiera do krematorium. Bliscy otrzymują zmarłego jeszcze tego samego dnia w urnie. Szybko, bezpiecznie i przyjemnie - cieszy się Minelli. Mieszkańcy Gertrudstrasse 84 są innego zdania.

- Ja tego dłużej nie wytrzymam - mówi mi Gloria Sonny, 54-letnia sąsiadka mieszkająca dwa piętra niżej. - To jest zgroza - dodaje. - Codziennie spotykam ludzi na klatce schodowej, mówię im "dzień dobry". Godzinę później widzę ich w windzie. Martwych, w worku - opowiada. Kto mógłby to znieść? - pyta. Na korytarzu siedzą członkowie rodziny samobójcy - mówi dalej. - Płaczą, palą papierosy, kłócą się. Pani Gloria jest cudzoziemką. Mała, okrągła o przyjemnych rysach, włosy spięte w ciasny kok. Dwadzieścia lat temu przyjechała z RPA. Ma obywatelstwo szwajcarskie. Pracuje, płaci podatki. - Wielu mieszkańców to azylanci - tłumaczy. - Nie mają papierów, utrzymują się z dorywczej pracy. Często nawet nie znają języka. Jemu właśnie o to chodzi - dodaje. Mowa o Minellim. - Budynek jest jego własnością. Może robić tu, co chce. A my musimy mu płacić czynsz - skarży się.

Budynek według księgi wieczystej należy do wspólnika Minellego w kancelarii adwokackiej Thomasa Scherza. Na niego sprytny prawnik zapisał wszystkie domy, które na początku lat 90. odziedziczył po matce. Także dom w Rheinau w kantonie Aargau, gdzie przez wiele lat uśmiercał ludzi, dopóki w 2003 sąd nie skazał jednego ze współpracujących z nim lekarzy na kilkanaście lat więzienia. Ginekolog doktor M. nielegalnie sprzedawał pentobarbitol. Na ogół psychicznie chorym, których nigdy nie miał okazji zbadać. Truciznę otrzymywali drogą pocztową. Po procesie władze kantonu zareagowały błyskawicznie, zakazując Dignitas prowadzenia dalszej działalności.

- Marzę o tym, żeby się stąd wyniósł - powtarza pani Gloria. Mieszka tu od półtora roku. Kiedy zorientowała się, co się dzieje na czwartym piętrze, próbowała skłonić radę gminy do eksmisji Dignitas. Przez wiele miesięcy zbierała podpisy mieszkańców budynku.

- Tylko jacyś politycy przyszli, pozowali ze mną do zdjęć. Telewizja robiła ze mną wywiady. A potem? A potem nic. Nic się nie zmieniło - mówi. - Minelli się zgodził wynosić ciała tylnymi drzwiami. A co z tą śmierdzącą cieczą, która mi wybija ze zlewu w kuchni za każdym razem, jak tam na górze kogoś zabijają? - pyta. - Ten zapach śmierci godzinami wisi w powietrzu.

- Gloria ma szczęście. 23-letni Kevin Leneveu uśmiecha się gorzko. - Ja mieszkam na czwartym piętrze obok Dignitasu. Przez ścianę słyszę te wrzaski. Nie mogę się przez to uczyć - dodaje. Młody student socjologii także chce się wyprowadzić, ale jego możliwości finansowe są ograniczone. - Czynsz tu jest bardzo niski - mówi. - Kiedyś się wyprowadzę do lepszego mieszkania, a Minelli tu nadal będzie. Kiedy myślę o majątku, którego się ten człowiek dorobił na nieszczęściu innych, to mi się słabo robi .


Umrzeć może każdy

Minelli dobrze żyje z pieniędzy, które mu przynosi nieszczęście innych. Ktoś z urzędu finansowego w Zurychu podrzucił miejscowym dziennikarzom jego deklarację podatkową z 2006 roku. Z niej wynika, że zarobił ponad 7 milionów franków. Sprytny adwokat starannie ukrywa dochody, których nie powinno być. Jako organizacja non profit Dignitas nie może wytwarzać żadnych zysków. Od 2004 roku stowarzyszenie nie opublikowało obowiązkowego raportu rocznego. Nikt nie wie, ile osób od tej pory skorzystało z pomocy organizacji. Ani ile za to zapłaciły. Jego była zastępczyni Soraya Wernli twierdzi, że było to czasem nawet 200 tys. franków od osoby. Minelli jednak twierdzi, że nie ma z czego żyć, że nie stać go nawet na zatrudnienie dodatkowego personelu. - Stąd brak raportów rocznych - tłumaczy mi. - Po prostu nie stać mnie na sekretarkę - dodaje. - Wszystko, co mam, inwestuję w usprawnienie moich usług.

Siedzimy w salonie dwupiętrowej willi w ekskluzywnej dzielnicy Forch. Od nowoczesnej oszklonej fasady odbija się panorama Alp. Wokół starannie przycięte trawniki. W salonie półki z książkami, skórzane fotele i kanapa w szkocką kratkę. Na niej na przeciwko mnie siedzi Minelli. Krótko obcięte siwe włosy. Nieogolony. W obdartych spodniach i brudnej koszuli. Kiedy drapie się za uchem, widać aparat słuchowy. - Jestem humanistą. Ludzie nie chcą mnie zrozumieć. Tyle osób próbuje popełnić samobójstwo, nie mając zielonego pojęcia o tym, jak to zrobić. Zamiast umrzeć, stają się kalekami na całe życie. A kalekom jest potem dużo trudniej popełnić samobójstwo - śmieje się. - Staram się, aby godnie odeszli z tego świata. Szwajcaria jest jedną z najbardziej rozwiniętych demokracji na świecie. Dlaczego nie także w dziedzinie śmierci? - pyta.

Aby udowodnić swą rację, kładzie na stole najnowsze broszurki Dignitas. W nich aż roi się od pojęć takich jak "humanizm", "wolność", "prawo wyboru" i "godność". Nagle widzi, że się krzywię. - O co pani chodzi? - pyta. - Wytłumaczę pani coś istotnego. W naszych społeczeństwach samobójstwo jest obłożone tabu, zakazem społecznym. Ten zakaz trzeba złamać. Można to tylko zrobić przez uznanie samobójstwa za coś wspaniałego! Co roku pomagam 600 osobom przejść na tamten świat. Jest ich coraz więcej, ponieważ coraz więcej osób ma dość tego życia.

Podejmuję delikatną próbę zwrócenia uwagi na to, że nasze życie nie należy do nas, tylko jest darem bożym. - No, niech pani będzie, ten dar od Boga - mówi w końcu. - Jednak jeżeli życie jest darem od Boga, to jest z nim tak samo jak z prezentem urodzinowym. Kiedy dostaję w prezencie toster, który nagle przestaje działać, to go wyrzucam natychmiast do śmieci. Widzi pani, z życiem jest tak samo. Kiedy zaczyna się psuć, wyrzuć je.


Dobry dyktator

- Życie jest drogie, ale śmierć jeszcze droższa. Każde samobójstwo kosztuje miasto Zurych około pięciu tysięcy franków. Ja odciążam kasę państwową - śmieje się. - Zamiast zdrapywać resztki jakiegoś samobójcy spod kół pociągu, wystarczy odebrać jego zwłoki na Gertrudstrasse - dodaje. Otwarcie A9 przyznaje, że uśmierca zupełnie zdrowych ludzi. - Często mąż albo żona rozpaczają po samobójczej śmierci bliskiego. Więc proponuje im, aby do niego dołączyli - mówi. Kiedy ktoś go krytykuje, chowa się za europejską konwencją praw człowieka. Artykuł szósty gwarantuje obywatelom Europy wolność wyboru - życia i śmierci.

W przeszłości Minelli był aktorem w tanich serialach i dziennikarzem prasy bulwarowej, między innymi pisał do młodzieżowego "Bravo". W wieku 44 lat rozpoczął studia prawne. Dziś jego kancelaria zatrudnia trzech prawników. Jego córki Lucia i Clara pracują w Dignitas. - Jestem dobrym dyktatorem - mówi. - Ufam wyłącznie rodzinie - dodaje.

Oprócz niego nikt nie ma wglądu w finanse organizacji. Aby uniknąć płacenia podatków, wraz z otwarciem kliniki w Hanowerze otworzył tam także konto bankowe. Na to konto członkowie stowarzyszenia wpłacają składki. Oficjalnie 2000 franków rocznie na pokrycie kosztów ich przyszłego odejścia. Ile naprawdę, wie tylko on.

W każdym razie lista osób które zakończyły życie w klinice Dignitas jest długa. Wśród nich znajdują się politycy, prawnicy, dziennikarze i przedsiębiorcy. Nie wszyscy umierali tak szybko i przyjemnie, jak im obiecywał Ludwig Minelli.

W grudniu 2006 roku roku Elizabeth Rivers - Bulkeley, 82-letnia szkocka socjalistka, zdecydowała się na podróż z Glasgow do Zurychu. Cierpiała na raka w fazie terminalnej. Umarła samotnie w jednym z pokoi na Gertrudstrasse 84. Jej bliskich nie było stać na podróż do Szwajcarii.

Niemiec Johann K. zmarł 6 stycznia 2006 roku. Miał azbestozę płuc, z bólu trudno mu było zakładać marynarkę. Nie chciał dalej żyć. Wsiadł w samolot do Zurychu. Na miejscu Minelli zaprosił go na pożegnalny lunch, a po południu K. wypił roztwór pentobarbitalu. W następny dzień wrócił do rodziny w urnie.

Brigitta T. z Bawarii umarła niepotrzebnie. Cierpiała na silny ból wątroby. Lekarze potwierdzili jej najgorsze podejrzenia, zdiagnozowali raka. 69 - letnia pielęgniarka postanowiła zakończyć życie w przyspieszonym tempie w Szwajcarii. W maju 2005 roku umarła po wypiciu 15 gramów pentobarbitalu. Wkrótce okazało się, że diagnoza lekarzy była fałszywa. Kobieta była zupełnie zdrowa. Bawarska prokuratura wszczęła śledztwo.

Anke H., prawnik z Niemiec, w listopadzie 2006 roku odbyła ostatnią podróż do Zurychu wraz z czterema znajomymi. 43- letnia kobieta chciała umrzeć bo cierpiała na raka mózgu. Zamiast odejść spokojne, Anke H. po wypiciu trucizny męczyła się przez 34 minuty. Jej przerażeni znajomi opowiadali prasie jak krzyczała: Ja płonę, pali mnie!

Ostatnim klientem Dignitas w tym tygodniu był 27-letni dziennikarz z Irlandii cierpiący na zanik mięśni. Minelli odebrał go z lotniska, zaprosił na ostatnią kolację. Potem zawiózł go na Gertrudstrasse 84. Tam zabrał mu wózek inwalidzki, ubrania, pieniądze, paszport i bilet lotniczy. Przywitał śmierć nago. Większe trudności niż sparaliżowani stwarzają psychicznie chorzy. Szwajcarskie prawo wymaga bowiem, by pacjent był w pełni świadomy swej decyzji. Niedawno pewna Niemka zaskarżyła go do sądu, bo pomógł umrzeć jej dzieciom chorym na zespół Downa. Przerażona matka otrzymała pocztą urny z ich prochami.


Zabija dla przyjemności

Mimo iż ufa wyłącznie rodzinie, Minelli przez długi czas szukał następcy. Do tego zadania wypatrzył 54-letnią pielęgniarkę Sorayę Wernli. Po początkowych wahaniach wraz z mężem Kurtem wstąpili w 2002 roku do Dignitasu. Oboje są pielęgniarzami w szpitalu, opiekują się nieuleczalnie chorymi pacjentami. - Nasza działalność w Dignitas była wielkim błędem - mówi dziś Soraya Wernli. - Minelli jest potworem. Zabija dla przyjemności.

Łamiącym się głosem drobna blondynka opowiada o dramatycznym przeżyciu, które spowodowało, że często miewa nocne koszmary. Na początku sierpnia 2004 roku Wernli asystowała przy samobójstwie 50-letniego mężczyzny. Zamiast spokojnie umrzeć, męczył się przez 50 godzin. Wraz z rodziną pacjenta chciała zadzwonić po karetkę. Minelli wtrącił się jednak, argumentując, że przewóz do szpitala będzie go zbyt drogo kosztować. Zamiast tego zaproponował "dobicie" pacjenta zastrzykiem. - Myślałam, że postradał zmysły - mówi Soraya Wernli. - Nie wytrzymałam, uciekłam. Cztery godziny później poinformowano mnie, że mężczyzna nie żyje.

Po tym przeżyciu małżeństwo chciało opuścić organizację. Soraya Wernli próbowała nakłonić policję do zbadania działalności dobrego dyktatora. Opowiadała o aktywnej eutanazji, nielegalnych składach pentobarbitolu, okradaniu pacjentów. 20 kwietnia 2005 roku przekazała policji klucz do skrytki bankowej, w środku znaleziono 16 ampułek pentobarbitolu. Prawie połowa zapasów trucizny organizacji. - Reszta znajduje się w domu Minellego - tłumaczy policjantom. Nikt nigdy nie pojechał tego sprawdzić. Kobieta wnosi kilka skarg do sądu. Między innymi o to, że Minelli każe lekarzom wypisywać recepty na pacjentów, którzy już dawno nie żyją. - Ma wypracowany system szantażu lekarzy. Aby móc uśmiercić pacjenta, musi mieć receptę na pentobarbitol i zaświadczenie, że pacjent jest faktycznie nieuleczalnie chory. Aby zapewnić sobie dyskrecję lekarzy, płaci im od 300 do 500 franków za usługę - tłumaczy Wernli. - Pamiętam, do jakich kłótni dochodziło między lekarzami, bo jednym płacił mniej, a innym więcej. Mimo że kobieta zwraca się do narodowej komisji etycznej, do akademii medycznej w Zurychu i do prokuratury federalnej, nigdy nie dochodzi do oficjalnego śledztwa przeciwko organizacji.


Początek końca?

W zeszłym tygodniu jednak nastąpi w tej sprawie przełom. Prokurator generalny Zurychu, dr Andreas Brunner, postanawia wszcząć śledztwo przeciwko Dignitas. Co zmieniło jego postawę w tej sprawie? - pytam. - Moja postawa była zawsze taka sama. Od początku zbierałem materiały przeciwko Minellemu. Nie życzę sobie, aby Szwajcaria stała się celem turystycznym samobójców. Musiałem po prostu zebrać dość dowodów - tłumaczy. Minelli przyznaje mu rację. - Ten człowiek prześladuje mnie od lat. To nazista, który chce odebrać ludziom wolność. W rzeczywistości jednak to presja mediów i lokalnych polityków skłoniła prokuratora do podjęcia działań. Soraya Wernli wystąpiła tyle razy w telewizji, że ludzie zaczęli wydzwaniać do prokuratury, skarżąc się na bezczynność władz. Sześć miesięcy temu grupa posłów do kantonalnego parlamentu wystosowała apel do rządu w Bernie o wprowadzenie ostrzejszych kontroli organizacji zajmujących się wspomaganym samobójstwem. Pod apelem podpisali się politycy nie tylko chrześcijańskiej partii ludowej CVP, ale także rządzących w federalnym parlamencie socjaldemokratów. Odpowiedź nadeszła tydzień temu. Minister sprawiedliwości Christoph Blocher w końcu uznał, że Dignitas stanowi globalny problem, który szkodzi wizerunkowi kraju. Wcześniej był bardziej powściągliwy. Złośliwe języki twierdzą, iż dlatego, że jego przyjaciel i sąsiad dzięki Minellemu odszedł z tego świata.

Sekretarz generalny CVP dr Markus Arnold jest jednym z sygnatariuszy apelu. Jako teolog najchętniej chciałby zakazać wspomaganego samobójstwa w Szwajcarii. - Mam świadomość, że to jest niemożliwe. Staram się więc, aby wprowadzono przynajmniej ostrzejsze kontrole tych organizacji: ich finansów, ale także wykonywanych przez nie wspomaganych samobójstw. Najbardziej niepokojące jest, jego zdaniem, to, że francuska część Szwajcarii zaczyna teraz wprowadzać podobne usługi. - Szpital w Lozannie proponuje od dwóch miesięcy odejście z tego świata w sposób podobny do praktykowanego w Dignitas albo Exit. Zamiast ratować pacjenta, lekarze będą go uśmiercać, kiedy im się to będzie bardziej opłacać. Trzeba temu postawić tamę. Politycy w Zurychu zgadzają się, że rozwiązanie problemu nie może być lokalne. Jeżeli doszłoby do procesu i do skazania założyciela Dignitas, łatwiej byłoby usprawiedliwić ostrzejsze kontrole, a nawet ograniczenie działalności wszystkich organizacji zajmujących się tym procederem. Prokurator Brunner pracuje teraz nad raportem, który będzie stanowił zarys pierwszej ustawy o wspomaganym samobójstwie w historii Szwajcarii. "Lex Dignitas" ma sprawić, że tylko osoby stale zamieszkałe w Szwajcarii będą mogły skorzystać z usług tego rodzaju organizacji. - Tym razem nie popuszczę - zapewnia prokurator Brunner. - Niedługo skończy się umieranie po szwajcarsku.

Aleksandra Rybińska
Rzeczpospolita