Dodano: 20.01.16 - 12:43 | Dział: Opowiadania

Umrzeć za coś


Człowiek powinien żyć po coś i umierać za coś.

Kiedy czÅ‚owiek siedzi w obozie Å›mierci, skulony pod lufami karabinów maszynowych wystajÄ…cych z „bocianów”(1) , wtedy nie spodziewa siÄ™ już niczego dobrego. Ostatni posiÅ‚ek dostaliÅ›my dwa dni temu, nie wypuszczajÄ… nas z baraków, niedaleko jakieÅ› strzaÅ‚y, dudniÄ… odgÅ‚osy wybuchów. Czy to Polacy walczÄ…, czy kto inny, nieważne. Dla nas oznacza to tylko jedno. Zbliża siÄ™ nasz czas.
Modlimy się od rana. Kto ma siły, by ustać na nogach, spogląda przez szczeliny w deskach na okolicę. Zastanawiamy się, kiedy skierują lufy karabinów w naszą stronę. Tylu już umarło z głodu i chorób, tylu ciągle umiera. Czy coś gorszego może jeszcze nas spotkać?
Mój syn, Izaak... mój syn...
***
Ranek minął wiele godzin temu. Nie mamy zegarków, ale mogło być przed południem, gdy usłyszeliśmy ryk silników od strony Okopowej. Wyjrzałem przez wybitą w desce dziurę. Trudno mi było się schylić, bo trzy dni temu esesman skopał mnie boleśnie za to, że za późno zdjąłem przed nim czapkę. Miałem szczęście. Mógł mnie przecież za to zastrzelić. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co zobaczyłem.
Na teren obozu, przewracając bramę, wtoczył się czołg. Właściwie to dosłownie wpadł, bo gdy zjechał w dół z barykady, prawie zarył lufą o ziemię. Esesmani zaczęli do niego strzelać z wszystkich stron. Milczący początkowo czołg huknął salwą, że aż usiadłem na ziemi, a barak zatrząsł się w posadach. Usłyszeliśmy, że o dach uderza coś, jakby gradobicie. Pewnie to po tym wystrzale. Teraz byliśmy już pewni, że ktoś walczy z pilnującymi nas esesmanami. Nawet najciężej chorzy podnieśli głowy i błysk nadziei pojawił się w ich oczach. Wstałem i spojrzałem znów przez otwór w deskach. Zza czołgu na teren obozu zaczęli się wdzierać żołnierze w rudo-plamistych mundurach z biało-czerwonymi opaskami na ramionach. Kolejny wystrzał z czołgu zachwiał niebezpiecznie barakiem. Serie karabinów maszynowych przeplatały się z okrzykami Niemców. Jeden z biegnących żołnierzy złapał się za pierś i upadł. Zaraz potem betonowa wieża, z której strzelano bez ustanku rozprysła się i runęła na plac. Pył przesłonił mi widoczność, strzały były coraz rzadsze. Z tyłu, od strony kwater strażników doleciały trzy głuche eksplozje. Potem wszystko ucichło.
Moi towarzysze zdecydowali się wyważyć wrota i zaczęli wychodzić na zewnątrz. Ruszyłem za nimi, w uszach mi dzwoniło. Dym dusił niemiłosiernie. Nasi obejmowali żołnierzy, skakali z radości, tańczyli. To byli polscy powstańcy w niemieckich mundurach. Szedłem przed siebie, nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co tu się stało. Obok czołgu zauważyłem chłopca. Leżał na plecach, nad nim pochylała się młoda dziewczyna w panterce. Ktoś biegł obok z pokrwawioną kobietą na rękach, krzycząc:
– Dwaj sanitarkÄ™! Dawaj sanitarkÄ™, szybko!
Jeszcze kilka kroków i dotarłem do rannego mężczyzny. Sinymi ustami szeptał:
– ZdrowaÅ› Maryjo, Å‚askiÅ› peÅ‚na... ZdrowaÅ› Maryjo, Å‚askiÅ› peÅ‚na.
Dziewczyna z krzyżem na ramieniu kładła białe opatrunki na piersi chłopca, a te natychmiast zmieniały kolor na czerwony. Ten chłopiec. Czarne włosy, wyglądał jak Izaak. Po chwili znieruchomiał. Zacząłem szeptać El male rachamim(2) . Trudno mi było przypomnieć sobie wszystkie słowa. Umarł. Jak Izaak. Ale umarł w walce. Umarł za coś.
***
„Bajan”(3) z gÅ‚owÄ… wciÅ›niÄ™tÄ… w półkolisty uchwyt operowaÅ‚ sprawnie i bÅ‚yskawicznie rÄ…czkami bÄ™bna i manetkami elektrycznego silnika sterujÄ…cego dziaÅ‚em. „Magda”(4) ruszyÅ‚a kilka metrów do przodu. Witek Bartnicki z ogromnym trudem zaÅ‚adowaÅ‚ rozpryskowy pocisk, a lufa już kierowaÅ‚a siÄ™ na duży biaÅ‚y budynek, który ukazaÅ‚ siÄ™ pomiÄ™dzy obozowymi barakami. „Wacek”(5) miaÅ‚ poważne kÅ‚opoty z oddychaniem, dwoiÅ‚o mu siÄ™ w oczach, powietrze wokół aż gÄ™ste byÅ‚o od gazów bojowych po odpalonych pociskach.
– Boże dopomóż – wyszeptaÅ‚ i krzyknÄ…Å‚ – Ognia!
Tąpnięcie szarpnęło żelaznym brzuchem maszyny i rzuciło załogą. Kapral Zenka nabił sobie paskudnego guza na czole. Zsunął mu się hełmofon. Znów chmura duszących gazów wypełniła wnętrze pozbawionego wentylacji czołgu.
– Otworzyć wÅ‚az! – krzyknÄ…Å‚ dowódca. – Podusimy siÄ™ tu!
O pancerz zagrzechotały jeszcze dwie serie z karabinu maszynowego. Kierowca, podporucznik Moszczeński wyłączył silnik, by oszczędzić paliwo.
– OpuÅ›cić czoÅ‚g! – padÅ‚a komenda i zaÅ‚oga ruszyÅ‚a w kierunku jasnoÅ›ci na górze, skÄ…d daÅ‚o siÄ™ odczuć lekkie powiewy Å›wieżego powietrza. Gdy już wszyscy wyszli, Wacek Micuta usiadÅ‚ na masce czoÅ‚gu i tarÅ‚ oczy energicznie. RozglÄ…daÅ‚ siÄ™ wokół, próbujÄ…c zÅ‚apać ostrość widzenia.
– Teren bezpieczny, panie poruczniku – meldowaÅ‚ ktoÅ› z boku. – Straty: jeden zabity, jedna ranna.
Z baraków wysypywali siÄ™ ludzie w pasiakach. Morro biegÅ‚ z kimÅ› na rÄ™kach w stronÄ™ przewróconej bramy obozowej. Obok czoÅ‚gu leżaÅ‚ nieruchomo jeden z szturmowców, nad nim klÄ™czaÅ‚a sanitariuszka „Lusia”(6) . ZawiaÅ‚o dymem ze spalonych wież strażniczych.
– Panie poruczniku! – DoleciaÅ‚o z drugiej strony czoÅ‚gu – obóz jest nasz!
Jakiś wynędzniały człowiek w łachmanach powoli zbliżał się do nich. Patrzył na porucznika i kiwał głową. Przyszło wyzwolenie. Za późno. Jego syn Izaak nie dożył.
***
Komendant obozu leżaÅ‚ skacowany po wczorajszym piciu do lustra. Adiutant dyskretnie poÅ‚ożyÅ‚ na jego biurku listy i zwróciÅ‚ mu uwagÄ™, że jeden z nich, z dowództwa, oznaczony jest sygnaturÄ… „PILNE”. UsÅ‚yszaÅ‚ w odpowiedzi wiÄ…zankÄ™ przekleÅ„stw, wiÄ™c wycofaÅ‚ siÄ™ do swojego gabinetu.
DziesiÄ…ta – pomyÅ›laÅ‚ żoÅ‚nierz – dam mu jeszcze kwadrans, odprawÄ™ trzeba bÄ™dzie znów przeÅ‚ożyć na później.
List leżaÅ‚ sobie na biurku pod oknem. Tym samym oknem, które wychodziÅ‚o na stronÄ™ baraków, a z którego komendant czasem celowaÅ‚ do więźniów ze sztucera. W Å›rodku koperty w kilku żoÅ‚nierskich sÅ‚owach dowództwo sformuÅ‚owaÅ‚o rozkaz o likwidacji obozu. Rozkaz podpisaÅ‚ SS-Oberführer Paul Otto Geibel. W rozkazach nie byÅ‚o oczywiÅ›cie słów „zabić” czy „rozstrzelać”. Niemcy nie byli przecież barbarzyÅ„cami. Napisane byÅ‚o „jeÅ„ców nie ewakuować, wycofuje siÄ™ tylko zaÅ‚oga obozu”.
Po godzinie, gdy adiutant wpadÅ‚ do sypialni dowódcy, alarmujÄ…c, że obóz jest atakowany przez polskich bandytów, list leżaÅ‚ nadal zapieczÄ™towany na swoim miejscu. Po kolejnym kwadransie dokÅ‚adnie naprzeciw okna stanęła „Magda” i oddaÅ‚a salwÄ™ w kierunku biaÅ‚ego budynku, w którego oknach kÅ‚Ä™biÅ‚y siÄ™ czarne esesmaÅ„skie mundury. FaszyÅ›ci w tej jednej, idealnie kierowanej salwie pocisku czoÅ‚gowego poczuli przedsmak tego, co czekaÅ‚o już na nich po drugiej stronie i co pozostanie ich udziaÅ‚em już na wieki. Poczuli, co to piekÅ‚o.

1. - „Bocian” – wieża strażnicza w obozie koncentracyjnym.
2. – El male rachamim – żydowska modlitwa za zmarÅ‚ych.
3. – Jan Myszkowski-BabiÅ„ski – celowniczy czoÅ‚gu.
4. – Niemiecki zdobyczny czoÅ‚g Panther, który posÅ‚użyÅ‚ powstaÅ„com do zdobycia obozu GÄ™siówka.
5. – Porucznik WacÅ‚aw Micuta – dowódca czoÅ‚gu.
6. – Alicja GoÅ‚od-GoÅ‚Ä™biowska – sanitariuszka plutonu pancernego.



Andrzej Chodacki
Strona autorska


Autor opowiadania: Andrzej Chodacki
Urodzony w 31.05.1970 roku. Z powoÅ‚ania mąż i ojciec, z zawodu lekarz. Pisze prozÄ™ i poezjÄ™, a także fotografuje. Laureat kilkudziesiÄ™ciu konkursów literackich. Jego opowiadania byÅ‚y drukowane miÄ™dzy innymi w Wydawnictwie My Book w Szczecinie, MiesiÄ™czniku Literackim Akant w Bydgoszczy, Kwartalniku Literackim Horyzonty, w Półroczniku literackim „Inter-. Literatura–Krytyka–Kultura”, oraz w wielu czasopismach polonijnych na caÅ‚ym Å›wiecie. W 2012 roku wydaÅ‚ debiutanckÄ… książkÄ™ z poezjÄ… i fotografiÄ… pt.„ Pejzaże tÄ™sknoty”. W 2013 roku wydaÅ‚ cykl opowiadaÅ„ pt. „ OpowieÅ›ci ze Å›wiata”. W 2014 roku wydaÅ‚ kolejny cykl opowiadaÅ„ pt „ WyczekujÄ…c dnia”.
W 2015 roku jego najnowsza powieść pt „ Doktor SeliaÅ„ski” zostaÅ‚a przetÅ‚umaczona na jÄ™zyk ukraiÅ„ski. Od 2015 roku czÅ‚onek Unii Polskich Pisarzy Lekarzy


Od Redakcji: Opowiadania Andrzeja Chodackiego można również znaleźć w dziale:Na każdy temat.