Dodano: 24.06.15 - 21:09 | Dział: Polskie Skrzydła

Z Brygady Pościgowej do „lasu”


/dzieje pilota myśliwskiego i żołnierza NSZ/

Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. Jakże boleśnie i namacalnie poznał tę prawdę bohaterski obrońca Rzeczpospolitej, kapitan, kapral pilot - Henryk, Antoni Flamme. W pozornie sprzecznych stopniach wojskowych tkwi tajemnica tragicznego losu człowieka. W tej opowieści czytelnik znajdzie rzetelne wyjaśnienie niezwykłej biografii wspaniałego lotnika i żołnierza.

Bohater przyszedł na świat 19 stycznia 1918 roku we Frysztacie na Zaolziu, podówczas pod panowaniem Monarchii Austro-Węgierskiej. Syn Emeryka i Marii z domu Raszyk był wysportowany i lubił przewodzić rówieśnikom. Niezmiernie też, jak to ówcześnie wielu młodych Polaków, pociągało go lotnictwo. Ojciec Henryka był z zawodu kolejarzem-maszynistą obsługującym linię kolejową Bogumin – Koszyce, matka zaś prowadziła gospodarstwo domowe. Ponieważ po zakończeniu wojny w 1918 r. Frysztat został przyłączony do Czechosłowacji, rodzina Flamme przeniosła się do Czechowic-Dziedzic koło Bielska B., gdzie wzrastał i chodził do szkoły młody Henryk. Po ukończeniu Gimnazjum w Czechowicach marzący o karierze lotniczej Henryk został przyjęty do Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Jego nauka trwała trzy lata. Szkolono tam mechaników, strzelców samolotowych i pilotów. Ogółem szkoła ta wypuściła 920 absolwentów, a na kursie 1936 -1939 r. wyszkolono m.in. 40 strzelców i 71 pilotów, wśród których był także kpr. pil. Henryk Flamme. Jego przydział to 123 Eskadra w Krakowie, z którą kilka miesięcy później poszedł bronić warszawskiego nieba przed potężną Luftwaffe. Jako żółtodziób w myśliwskim fachu doświadczenie miał niewielkie, zatem jego szanse na pokonanie w powietrzu przeciwnika, były znikome. Jego sprzęt bojowy /PZL-7a/ był zdecydowanie przestarzały, a w porównaniu z innymi myśliwcami, mało użyteczny na ówczesnym polu walki.

Lotnicy polscy okryli się wiekopomną chwałą nie tylko w czasie nierównych zmagań z Luftwaffe w kampanii wrześniowej 1939 roku, gdy stanęli oko w oko z pięciokrotnie liczniejszym i znacznie potężniejszym technicznie nieprzyjacielem. Postawili wtedy na szalę swoje bezprzykładne bohaterstwo, poparte rzetelnym wyszkoleniem technicznym i bojowym, które to cechy pozwoliły zniwelować ogromną przewagę techniczną wroga. W przeciągu kilkunastu zaledwie dni kampanii, potrafili oni wyeliminować z frontu ponad pięćset samolotów Luftwaffe, a także sporą liczbę samolotów z czerwoną gwiazdą, które miały nieszczęście spotkać na swym zdradzieckim szlaku polskich lotników. Powietrzna batalia w Wrześniu 1939 roku dała początek wielkiemu rozgłosowi jaki towarzyszył naszym jednostkom lotniczym do końca II wojny światowej i trwa bez mała do dziś. Po perfidnym uderzeniu oddziałów Armii Czerwonej na tyły wojsk polskich w nocy z 16 na 17 września, polscy lotnicy z częścią sprzętu przedarli się na teren Rumunii i Węgier. Po przedostaniu się do sojuszniczej zachodniej Europy mieli oni wziąć udział w dalszych zmaganiach z Niemcami. Zapisane na kartach historii wspaniałe wyczyny Polaków i rezultaty walk powietrznych stały się legendą. W czasie swej służby w lotnictwie francuskim oraz brytyjskim lotnicy polscy wyeliminowali z walki ponad tysiąc samolotów nieprzyjacielskich, zrzucili na teren nieprzyjaciela ponad 14 tys. ton bomb, zniszczyli tysiące pojazdów opancerzonych i transportowych, zatopili kilkanaście statków i okrętów podwodnych oraz postawili znaczną ilość min morskich. Roli polskich pilotów w zwycięstwie nad hitlerowskimi Niemcami nie da się przecenić. Wolny świat szybko zapomniał jednak o swoich najwierniejszych sojusznikach i skwapliwie przystał na nowy podział Europy. Pamiętnego Września 1939 roku nieba nad naszą stolicą broniła Brygada Pościgowa. W jej składzie znalazła się krakowska 123 Eskadra Lotnictwa Myśliwskiego. W szeregach tej eskadry latał i walczył kpr.pil. Henryk Flamme (*). W tamtych czasach nikogo nie dziwił niski stopień wojskowy pilota i do tego myśliwca, która to formacja była elitą wśród lotników. Otóż, dla młodych zapaleńców lotnictwa, którzy marzyli o lataniu, a nie spełniali kryteriów wymaganych w Dęblińskiej Szkole Orląt, gen.Ludomił Rayski, ówczesny Dowódca Lotnictwa, utworzył Szkołę Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy, później przeniesioną do Krosna, gdzie zyskała sławę Małej Szkoły Orląt. Z jej szeregów wyrosło wielu wspaniałych pilotów i mechaników, którzy sławę polskich skrzydeł ponieśli na wszystkie pola zmagań powietrznych II wojny światowej, m.in. do Anglii biorąc znaczący udział w sławnej Bitwie o Wielką Brytanię w 1940 roku. Nie wszystkim naszym lotnikom dane było wziąć udział w zmaganiach na zachodnich frontach, znaczna ich grupa z różnych względów pozostała w okupowanym Kraju, przechodząc oczywiście gremialnie do pracy konspiracyjnej w strukturach ZWZ, AK i NSZ. Liczna też grupa lotników wrześniowych pozostała na zawsze na „nieludzkiej ziemi”, wymordowana w okrutny sposób przez NKWD w Katyniu, Charkowie, Miednoje...i wielu jeszcze innych, nieznanych nam miejscach.

Pozostali w Kraju oficerowie lotnictwa otrzymali rozkaz tworzenia struktur konspiracji na okupowanym terenie. Z tych wymienić należy przede wszystkim płk.pil. Bernarda Adameckiego ps.„Dyrektor”, twórcę sztabu lotniczego KG Armii Krajowej, a wraz z nim por.pil.Włodzimierza Gedymina ps.”Włodek” ze 131 Eskadry poznańskiego pułku, kpt.pil.Gustawa Sidorowicza ps.„Wróbel”, dowódcę 111 Eskadry Brygady Pościgowej, kpt.pil. Władysława Prohazkę ps.”Sójka”, przedwojennego dowódcę 113 Eskadry Puchaczy oraz kpt.pil.Stanisława Wołkowińskiego ps.”Lubicz”, stanowiących ścisły personel w/w sztabu. Sztab lotniczy KG AK zorganizował siatkę wywiadu lotniczego oraz system placówek odbioru zrzutów i skoczków „cichociemnych”. Jego dziełem było zorganizowanie trzech słynnych akcji „Most”, a rezultatem m.in. rozszyfrowanie niemieckiej bazy rakietowej w Peenemünde, przekazanie na Zachód dokumentacji i egzemplarza kompletnej rakiety balistycznej V2. W tej grupie nie sposób nie wspomnieć o por.pil.Janie Dzwonku ze 161 Eskadry lwowskiego dywizjonu myśliwskiego. Był on jednym z bohaterów zaciętej bitwy powietrznej nad łódzkim Widzewem w dniu 4 września 1939r., gdzie ranny i poparzony walczył do upadłego z chmarą Messerschmittów 110. Po długim pobycie w szpitalu i zmianie nazwiska na Jasiński, bez namysłu przystąpił do pracy konspiracyjnej w strukturach AK. Zmiana nazwiska podyktowana była również tym, że wsławił się on zestrzeleniem i rozpędzeniem grupy sowieckich samolotów, które naruszyły obszar powietrzny Polski jeszcze przed wybuchem wojny. Lotnicy polscy byli elitą swojego narodu, trudno sobie więc wyobrazić by któregoś z nich zabrakło na froncie walki z najeźdźcami. Czy w powietrzu, czy na lądzie, zawsze byli w pierwszym szeregu, bo tak im nakazywał ich honor żołnierski. Gdy na skutek niecnych machinacji alianckich w Jałcie okazało się, że na Polskę, o jaką walczyli krew przelewając i jaką sobie wyśnili przez sześć lat okupacji, widoków nie ma i nie będzie, walkę postanowili kontynuować, przechodząc do struktur antysowieckiego oporu. Po rozwiązaniu Armii Krajowej, żołnierze podziemia skupili się w Narodowych Siłach Zbrojnych oraz w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość, które to organizacje przejęły ciężar odpowiedzialności za ruch oporu przeciwko nowemu okupantowi ze wschodu. Okupant ten, mieniący się przyjacielem, rozpoczął od podstępnego likwidowania patriotycznego podziemia. Lata 1945 i 46 to okres serii militarnych sukcesów Narodowych Sił Zbrojnych. Odniosły one wtedy największe, spektakularne zwycięstwa nad wojskami sowieckimi formacjami NKWD, wspomaganymi przez oddziały UB, KBW, MO i ORMO. Najgłośniejsze i najdłużej działające zgrupowanie NSZ działało w ramach VII Okręgu. Dowodził nim nie kto inny, jak bohater wrześniowych walk powietrznych znad Warszawy, kpt.Henryk Flamme ps. „Grot”, „Bartek”.

Przypomnijmy że, Henryk Flamme był pilotem 123 Eskadry Myśliwskiej i w składzie Brygady Pościgowej wziął udział w obronie Stolicy. Wówczas był świeżo wylaszowanym myśliwcem w stopniu kaprala pilota, latającym na przestarzałym i nie spełniającym już wymogów ówczesnego pola walki samolocie PZL-7a. Samolot ten miał niewielkie szanse w spotkaniu z niemieckimi Messerschmittami 109 czy 110, które przewyższały go prędkością o ponad 100 km/godz. Pierwsze walki potwierdziły tę opinię. Piloci wypełniali jednak zadania jakie postawiła przed nimi Ojczyzna. Walczyli, zwyciężali, lecz również ginęli... Już pierwszego dnia śmierć w płomieniach poniósł dowódca eskadry, kpt. Olszewski, a kilku innych pilotów zostało poważnie rannych. Kpr.pil.Henryk Flamme miał więcej szczęścia, lecz i on lądował przymusowo na ciężko postrzelanej maszynie. Jego „siódemkę” przyholowano do bazy koło Jabłonny lecz nie nadawała się już do dalszych lotów... Działo się to 1 września, w drugim ataku Brygady na wielką wyprawę niemiecką, lecącą z Północy. „Siódemka” kpr. Flamme została uszkodzona i pilot przymusowo lądował w okolicy Zakroczymia. Z powodu bardzo nikłych uzupełnień, a przy dużej konkurencji pilotów starszych stopniem, szanse Flammego na kontynuowanie walki w powietrzu równały się zeru. Po tygodniu walk powietrznych nad Warszawą, Brygada Pościgowa została skierowana na lubelski węzeł lotnisk, a następnie ku granicy rumuńskiej. Tam piloci na resztkach sprawnego sprzętu wykonywali loty na rozpoznanie, a wśród nich był Henryk Flamme. 17 września Eskadra przekroczyła granicę rumuńską kończąc kampanię w Polsce. Henryk pozostał po polskiej stronie, gdyż wykonując jedno z ostatnich zadań bojowych został zestrzelony przez Sowietów w okolicy Stanisławowa. Udało mu się uniknąć niewoli sowieckiej i z grupą podobnych straceńców pod koniec września przedostał się na Węgry, jednak mając słabe perspektywy przerzutu do Francji, powrócił do okupowanej Polski. W kraju ten zawołany lotnik nie mając dostępu do samolotu, ani lotniska, wstąpił do istniejącej konspiracji. Los sprawił, że spieszony pilot myśliwski trafił do Narodowych Sił Zbrojnych. W tej organizacji zdobył doświadczenie bojowe oraz stopień kapitana. W okresie okupacji niemieckiej był dowódcą zgrupowania partyzanckiego w powiecie Cieszyn. Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski kontynuował walkę o wolność i niezawisłość Kraju w tych samych szeregach NSZ. Od wiosny 1945 roku dowodził zgrupowaniem kilkunastu oddziałów partyzanckich w sile ok.400 żołnierzy. Oddziały te pod jego dowództwem stoczyły wiele bitew i potyczek z utrwalaczami władzy „ludowej” spod znaku UB i NKWD na terenie Podbeskidzia i okolic. Między innymi głośną akcją było zdobycie miejscowości wypoczynkowej Wisła w dniu 3 maja 1946r. i kilkugodzinna defilada oddziałów NSZ, połączona z manifestacją patriotyczną.

Kpt.Henryk Flamme od początku antysowieckiego powstania, jako szef VII Okręgu utrzymywał ścisłe kontakty z zagranicznymi ośrodkami NSZ w amerykańskiej strefie okupacyjnej w Niemczech. Niestety, fala aresztowań jakie nawiedziły organizację od jesieni 1945 roku przerwały te kontakty na zawsze. Była to jak się później okazało wielka prowokacja ubecka wymierzona przeciwko patriotycznemu podziemiu. Do sztabu VII Okręgu NSZ udało się im wprowadzić dwóch swoich agentów, byłych członków AK, którzy podjęli współpracę z NKWD. Oni wykorzystując istnienie zgranicznych ośrodków NSZ, podając się za emisariuszy tychże, zaproponowali przerzut większej liczby żołnierzy NSZ na Zachód, zgodnie z misternym planem gen. Romana Romkowskiego. Tajny plan wiceministra w peerelowskim MBP, generała Menechem Grinszpana, przewidywał przewiezienie kolejnych grup partyzantów „Bartka” w okolice Łambinowic i tam miała nastąpić ich likwidacja. W ciągu kilku dni września 1946 roku wymordowano w okrutny sposób ok. 200 żołnierzy NSZ z VII Okręgu kpt.Henryka Flamme. Z pogromu uratował się tylko jeden żołnierz, który zdołał jakimś cudem zbiec z miejsca kaźni. Dotarł on do „Bartka”, który natychmiast wstrzymał akcję przerzutową i z resztą zgrupowania zapadł w lasy zrywając kontakty ze strukturami NSZ w obawie przed ponowną prowokacją. W marcu 1947 roku kpt.Flamme „Bartek” ujawnia się w ramach kolejnej, podstępnej amnestii wraz z częścią swoich żołnierzy, lecz po licznych aresztowaniach wśród ujawnionych, przechodzi ponownie do konspiracji, gdzie trwa do końca... 1 grudnia 1947 roku ginie od skrytobójczej kuli milicyjnej w miejscowości Zabrzeg koło Czechowic-Dziedzic, w miejscu swojego dzieciństwa.


(*) Nazwisko Henryka Flamme jest w różnych opracowaniach różnie pisane. W literaturze lotniczej pisane jest przez dwa „m”, natomiast w opracowaniach o antysowieckim ruchu oporu pisane jest przez jedno „m” jednak chodzi o tę samą osobę.

W artykule wykorzystano fotografie, dokumenty i relacje z witryny „Żołnierze Wyklęci”
http://podziemiezbrojne.blox.pl/html
oraz komentarze uczestników dyskusji w portalach historycznych
m.in. Tomasz Kurpierz – Likwidacja zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych Henryka Flamego „Bartka” w 1946 roku – próba rekonstrukcji działań aparatu bezpieczeństwa. Pamięć i Sprawiedliwość, BEP IPN 1(5)/2004



Jerzy Wypiórkiewicz