Dodano: 21.06.15 - 13:53 | Dział: Prosto z mostu

List do Pana Prezydenta-elekta


Wielce Szanowny Panie Prezydencie. Nie będę gratulował Panu sukcesu, jakim było zwycięstwo w wyborach prezydenckich, bo to już zrobili inni, jedni szczerze, drudzy licząc na stołek w kancelarii prezydenta, a jeszcze inni, jednocześnie myśląc, żebyś się udławił. Jak to ludzie. Nie mam zwyczaju startować w konkurencji, kto się najbardziej podliże wpływowej osobistości. I to nie tylko dlatego, że najzwyczajniej przegrałbym z każdym.

Mam już swoje lata, prawie czterdzieści i niech mi będzie wolno, z racji wieku, skreślić do Pana kilka słów, bez owijania w bawełnę. Pewnie ma Pan wokół siebie doradców, którzy będą Panu podpowiadali, co ma Pan robić, żeby utrzymać wysokie poparcie wyborców, pomóc Prawu i Sprawiedliwości podczas kampanii przed wyborami do parlamentu, żeby zagranica się na Pana nie pogniewała, ale nie wiem, czy znajdzie się wśród nich choć jeden, który będzie Panu radził, co robić, aby z Pana działań albo zaniechania działań, wynikło dobro Rzeczypospolitej. Podejmę się tej roli zupełnie za darmo, bez pensji, zus-u, limuzyn, sekretarek i sekretareczek.

Napisał Pan, że Pana rodzice całe życie pracowali na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Pan natomiast pracował na Uniwersytecie Jagiellońskim, był ekspertem Klubu Parlamentarnego PiS, wiceministrem sprawiedliwości, radnym w Krakowie, posłem na Sejm, posłem do Parlamentu Europejskiego. Wspomniał Pan, że założył kancelarię prawną, ale to chyba było działania na marginesie Pana zwykłej aktywności. Teraz będzie Pan prezydentem. Pana żona jest nauczycielką w państwowej szkole. Proszę wybaczyć, ale my o takich ludziach mówimy, że nigdy uczciwie nie pracowali. My, którzy was utrzymujemy. (Nie jest Pan wyjątkiem, takich rodzin, których członkowie wszyscy, jak jeden mąż, siedzą na stołkach opłacanych z budżetu państwa albo samorządów jest mnóstwo.) Ma to swoje konsekwencje. Najzwyczajniej może Pan nie wiedzieć, skąd biorą się pieniądze. Pana rodzice nigdy uczciwie nie pracowali, więc nie miał Pan, pod tym względem, dobrych wzorców w domu. A od żony nie dowie się Pan, bo ona też nigdy uczciwie nie pracowała.

Zamiast więc rozdawać kawę warszawiakom, wybierać tymczasową siedzibę, przyjmować gości, może Pan, Panie Prezydencie, otworzyłby sklep, taki małomiasteczkowy, gdzie można kupić mydło i powidło. Będzie Pan zmagał się z babą z sanepidu, koncesjami, terminami płacenia podatków, składek na ZUS, księgowością, pracownikiem, który sobie zachorował na palec, pracowniczką, której dziecko często choruję i ciągle jej nie ma w pracy, złodziejami, którzy będą sobie bezkarnie Pana okradać, bo to tylko wykroczenie i ani policja, ani prokuratury, ani sądy, które Pan ze swoich podatków utrzymywałby prowadząc sklep, nic nie mogą zrobić, że dwa złote plus dwa złote to cztery i ani grosza więcej i wieloma innymi sprawami, nadźwiga się pan skrzynek, będzie pan wstawał skoro świt, najeździ się autem, aż będzie Pana kręgosłup bolał i nie tylko kręgosłup i może tak być, że cały miesiąc się Pan natyra, a dołoży z tysiąc, albo dwa do tego interesu. Tak bywa, to żaden wstyd. Ale dowie się Pan skąd normalni ludzie, tacy, którzy uczciwie pracują, biorą pieniądze. O ile oczywiście zdążyłby Pan ów sklep otworzyć do czasu objęcia urzędu prezydenta. Ale niech Pan spróbuje.

Miałem tego listu nie wysyłać (czy raczej publikować). Mówię, jest młody, trzeba dać człowiekowi szansę. Ale media doniosły, że Pan, Panie Prezydencie poparł postulaty tzw. humanistów. A im, tzw. humanistom, niezależnie jak pięknie będą brzmiały głoszone przez nich hasła, chodzi tylko o jedno, żeby urzędy skarbowe wydarły normalnie pracującym ludziom pieniądze i za pośrednictwem takiego czy innego urzędu, instytucji, pod takim lub innym pretekstem, przelały na ich konta. Inaczej mówiąc, domagają się, żeby zabrać tym, którzy mają mniej i dać tym, którzy mają więcej. Albo jeszcze inaczej, chcą, aby zabrać tym, którzy normalnie pracują i przekazać tym, których działania mają bardzo wątpliwą przydatność. W takiej sytuacji trudno zachować milczenie i nie zdobyć się na jakiś, choćby symboliczny protest.

Może Pan, Panie Prezydencie tego nie wie, to nie jest zarzut, nikt przecież nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego, ale tak naprawdę, najbardziej istotny dla społeczeństwa i państwa polskiego nie jest podział na mężczyzn i straszliwie cierpiące z powodu przemocy kobiety, na katolików i poprzebieranych za motyle ateistów, na zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych i przeciwników jowów, ale zupełni inny. Otóż na tych, którzy państwo utrzymują i tych, którzy państwo okupują. Ci pierwsi, to ci, którzy normalnie pracują np. kupują i sprzedają, budują domy, szyją majtki. Okupanci, to ci, którzy pod różnym pretekstem biorą pieniądze za jakieś nikomu niepotrzebne działania, np. przełożenie kartek z lewej strony na prawą, siedzenie przy biurku, postawienie pieczątki na świstku, który pilnie potrzebuje jakiś nikomu niepotrzebny urząd, albo z tego powodu, że taki jeden z drugim jest dyrektorem, naczelnikiem, albo kierownikiem, czyli urzędnicy i im podobni osobnicy utrzymywani z budżetu państwa i samorządów (m. in. ci tzw. humaniści, którzy uzyskali Pana poparcie).

Okupanci (częściej określa się ich jako sitwy, mafie, kliki itd.), jak to okupanci, opanowali każdy urząd, instytucje itd., a właściwie można powiedzieć, że państwo polskie i doją bez najmniejszych skrupułów Polskę i ciemiężą Bogu ducha winnych ludzi. Tworzą w naszym państwie uprzywilejowaną warstwę, której cechy, nawet bez wnikliwych analiz, mogę wyliczyć: nie robi nic przydatnego, kradnie, Polskę ma w nosie, jest ciężarem dla społeczeństwa, do normalnych ludzi jest nastawiona wrogo, przynależność do niej jest dziedziczna, obejmuje całe rodziny, jest bezkarna, nieusuwalna ze stołków, pazerna (musi dostać pensje, premie, nagrody, trzynastki, czternastki, granty itd., choćby inni mieli przez to pozdychać z głodu), została uformowana za komuny.

Panie Prezydencie, gdyby Panu udało się tą chorą sytuację zmienić i doprowadzić do stanu, że Polska dla wszystkich naszych rodaków będzie domem, a nie dla jednych krową, którą można doić bez najmniejszych zahamowań, nawet jeśliby miała zdechnąć, a dla drugich największym wrogiem, miałby Pan szansę przejść do historii jako osoba, która zasłużyła się naszemu państwu. A jeśli Pan nawet nie podejmie próby zlikwidowania tego podziału, radykalnego zmniejszenia ilości stołków opłacanych przez państwo i samorządy, wprowadzenia przepisów, które spowodują, że państwo będzie służyło obywatelom, to szkoda było zamieszczanie z tymi całymi wyborami, zostanie Panu tylko miejsce gdzieś obok Wolskiego, Bolka, Olka i dożywotnia pensja. Jeśli nie wie Pan jak to zmienić, to proszę dać mi znać, pewnie coś wymyślę.

Na zakończenie. Panie Prezydencie, proszę nie myśleć, że źle Panu życzę, czy też, że ów list napisałem złośliwie. W drugiej turze głosowałem na Pana i zwyciężył Pan w wyborach prezydenckich m. in. dzięki takim wyborcom jak moi Rodzice, koleżanki, koledzy, sąsiedzi i moja skromna osoba. Pozdrawiam!

MICHAŁ PLUTA