Dodano: 05.06.15 - 17:53 | Dział: Kresy w życiu Polski i narodu polskiego

Pokażcie Brukseli gest Kozakiewicza


O nową politykę wobec Polaków na Kresach

Z poparciem politycznym Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych Ameryki dyktator Związku Sowieckiego Józef Stalin oderwał od Polski w 1945 roku całe Ziemie Wschodnie (180 000 km kw., 13 mln mieszkańców), wraz z tak bardzo polskimi bastionami jak Lwów i Wilno. Jednocześnie zarządził jak największą depolonizację tych ziem. W ramach tej akcji wypędzono z Ziem Wschodnich w latach 1945-46 ponad 1,5 mln Polaków, a kilkaset tysięcy Polaków opuściło te tereny dobrowolnie – z powodu rzezi Polaków przez nacjonalistów ukraińskich lub przed uzasadnioną obawą ponownego przyłączenia Ziem Wschodnich do Związku Sowieckiego (w 1950 r. mieszkało w Polsce ponad 2,2 mln osób, które przed 1944 r. mieszkały na Ziemiach Wschodnich). Przedtem, tj. w latach 1939-44 w łagrach sowieckich zginęło kilkaset tysięcy Polaków z Ziem Wschodnich, ok. 250 000 tamtejszych Polaków przedostało się na Zachód lub wyszło z Armią Polską pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Prawdopodobnie drugie 250 000 Polaków kresowych zginęło tam z rąk naszych wrogów – Ukraińców, Niemców, Litwinów i Białorusinów (w tej kolejności), 300 000 zostało wywiezionych na roboty przymusowe do Niemiec a ok. 150 000 wcielonych do Ludowego Wojska Polskiego. W latach 1957-58, tj. podczas tzw. drugiej „repatriacji” Polaków z Kresów, do Polski Ludowej wyjechało ok. 250 000 Polaków.

Pomimo tych deportacji, wyjazdów i ucieczek oraz mordów Polaków, na Ziemiach Wschodnich, które zostały włączone do sowieckich republik: litewskiej, białoruskiej i ukraińskiej mieszkało w 1959 roku ok. 1 200 000 Polaków (w całym Związku Sowieckim 1 380 000 Polaków), z czego 539 000 na Białorusi, 363 000 na Ukrainie i 230 000 na Litwie. Poza Litwą (Wilno i Wileńszczyzna) i tylko Lwowem polskość na terenach Białorusi i Ukrainy była bezwzględnie tępiona. Za Rosji carskiej polskość na tych terenach pielęgnowały polskie kościoły katolickie. Teraz władze sowieckiej Białorusi, a szczególnie Ukrainy zadbały o zamknięcie prawie wszystkich kościołów. Stąd, z biegiem lat, ludność polska zaczęła ulegać procesowi asymilacji, szczególnie na Litwie Kowieńskiej, na której komuniści litewscy (de facto nacjonaliści litewscy ubrani na czerwono!), podobnie jak faszystowskie rządy litewskie w okresie międzywojennym, prowadzili bezwzględną i brutalną walkę z Polakami i wszelkimi objawami polskości. W tym sposób zginęła całkowicie 200-tysięczna mniejszość polska na Litwie Kowieńskiej. Poza polską Wileńszczyną wcieloną do Litwy, tylko mniejszość ludzi na Białorusi i Ukrainie przyznających się do polskości z braku szkół i przez codzienną walką z polskością posługiwała się na co dzień językiem polskim.

W 1989 roku, a więc w przeddzień upadku Związku Sowieckiego (1991), mieszkało na Litwie ok. 250 000 Polaków, na Białorusi 417 700 Polaków i na Ukrainie 219 200 Polaków. Natomiast wg danych zawartych w witrynie „Świat Polonii” obecnie na wolnej dziś Litwie mieszka ok. 325 000, na Białorusi 950 000 i na Ukrainie 1 050 000 Polaków lub osób polskiego pochodzenia.

Kto się interesuje współczesnym losem Polaków na Kresach ten wie, że ich codzienne życie nie należy do najlepszych, szczególnie na Białorusi i Ukrainie. Polacy w Wilnie i na Wileńszczyźnie mają pewne prawa, ale od 25 lat są one systematycznie ograniczane. We wszystkich tych trzech państwach trwa nieustannie od 1939 roku walka z tamtejszymi Polakami i w ogóle z wszelkimi objawami polskości.

Dobrze by było, aby wreszcie Polacy mogli żyć w zgodzie z Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami, aby Litwini, Białorusini i Ukraińcy za swój priorytet nie uważali likwidację Polaków i wszelkich po nich pamiątek w swoich państwach. Tym bardziej, że dzisiaj nie zagraża odebranie przez Polskę Litwie Wilna, Białorusi Grodna i Brześcia, a Ukrainie Lwowa. Niestety, tak nie jest i trzeba być wyjątkowym optymistą, aby wierzyć w to, że kiedykolwiek nastąpi zbliżenie Litwinów, Białorusinów i Ukraińców z Polakami. Historia nas bardzo podzieliła. I to w sposób nieodwracalny. Na pewno nasi wschodni sąsiedzi nie pójdą za przykładem Francuzów i Niemców.

Polityka różnego stopnia władz litewskich, białoruskich i ukraińskich, a przede wszystkim współczesne życie sprzyja wyjątkowo szybkiej asymilacji Polaków na Litwie, Białorusi i Ukrainie. „Kurier Wileński” z 15 kwietnia 2015 roku podał, że według danych litewskich w latach 2010-2014 liczba Polaków na Litwie zmniejszyła się aż o 36 tysięcy! Co więcej, w tej asymilacji wspierały i wspierają Litwinów, Białorusinów i Ukraińców wszystkie rządy warszawskie od 1945 roku. Nawet rządy wolnej od 1989 roku Polski. Uważają, że dla polepszenia stosunków Polski z Litwą, Białorusią i Ukrainą należy poświęcić tamtejszych Polaków. Prawda, rządy polskie finansują Stowarzyszenie Wspólnota Polska, które otacza opieką Polaków za granicą, szczególnie właśnie na byłych terenach polskich i Związku Sowieckiego. Jednak jest to z jednej strony mydleniem oczu społeczeństwu polskiemu, a z drugiej „syzyfowa praca”, która nie utrwala, a jedynie przedłuża agonię polskości na Kresach. Tym bardziej, że do walki z polskością włączył się zdecydowanie po 1991 roku odradzający się na tych terenach Kościół katolicki, który do tej pory był tam ostoją polskości.

Sprawę tę porusza w swej ostatniej książce ks. Roman Dzwonkowski SAC z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego pt. „Mniejszości narodowe a ewangelizacja. Białoruś – Ukraina” (Lublin 2004). Autor pisze, że chociaż większość Polaków na Białorusi i Ukrainie nie posługuje się na co dzień językiem polskim, język ten używa w modlitwach i pragnie go mieć w liturgii w otwartych po 1991 roku kościołach katolickich, w których Polacy i osoby polskiego pochodzenia ciągle stanowią większość wiernych. Tymczasem Watykan, aby móc prowadzić akcję misyjną wśród Białorusinów i Ukraińców, postanowił wprowadzić do tamtejszych kościołów język białoruski i ukraiński. Na zewnątrz jednak usprawiedliwia się to potrzebą przezwyciężenia stereotypu utożsamiającego katolicyzm z polskością. Jak pisze ks. Dzwonkowski, sprawa nie stanowiłaby problemu, gdyby nie fakt, ze zamiast zasady równoległości w stosowaniu w liturgii różnych języków, zmiany idą w kierunku ograniczania, a często zupełnego eliminowania języka polskiego, i to, jak już wspomniałem, wbrew oczekiwaniom i postulatom większości parafian. Oburzające w tym wszystkim jest to, że akcji depolonizacji Kościoła na Białorusi i Ukrainie przewodzi wielu księży polskich przybyłych z Polski do pracy duszpasterskiej na Białorusi i Ukrainie. Pokazuje to dobitnie jak również współczesny Kościół polski czy może raczej Kościół katolicki w Polsce jest wyprany z polskiego patriotyzmu!

Z roku na rok wzrasta widmo całkowitej depolonizacji Kresów, a przede wszystkim asymilacji tamtejszych Polaków ze sprawującym władzę elementem litewskim, białoruskim i ukraińskim.

Czy jest ratunek dla Polaków kresowych? Czy można ich uratować dla polskości?

Rządy prawie wszystkich państw dbają o swoich rodaków za granicą. Dbało o Polaków za granicą biedne przedwojenne państwo polskie, przeznaczając na pomoc dla nich i zorganizowanej, a zagrożonej społeczności polskiej wiele milionów złotych. Do Niemiec po 1945 roku miał prawo powrócić każdy Niemiec, który tego pragnął. Przed Polakami z Kresów zatrzasnęły drzwi władze polskie po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 roku i po upadku Związku Sowieckiego w 1991 roku. Władze polskie mówiły, że z powodu wielkich trudności gospodarczych nie może być mowy o masowej repatriacji Polaków kresowych do Polski. Że państwa polskiego na to po prostu nie stać. Przeciwny repatriacji Polaków z Kresów, Rosji i Kazachstanu był także Kościół katolicki, który w odpływie z tamtych terenów Polaków-katolików widział osłabienie swojej roli i wpływów na tych terenach.

Dzisiaj w Polsce pod względem gospodarczym na pewno jest lepiej niż 20 lat temu. Poza tym Polska należy do Unii Europejskiej i można by było wybadać czy władze polskie (rząd czy samorządowe) mogłyby uzyskać pomoc na repatriowanie i urządzenie się Polaków z Kresów w Polsce. Ale jeśli nawet tej możliwości nie ma, to czy rzeczywiście 38 milionowego narodu nie stać na udzielenie pomocy pół milionom czy nawet milionowi Polakom ze Wschodu? Czy Polacy doprawdy zapomnieli już słowa poety: „Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże na niebie, zapomnij o mnie...”?!

Polskę stać na repatriację kresowych rodaków także i z innego powodu. Otóż z powodu drastycznego spadku liczby urodzeń za 20 lat liczba ludności Polski zmniejszy się aż o kilka milionów osób. Tylko od 2000 do 2005 roku ubyło aż 450 000 Polaków w Polsce („Polska bez Polaków” Newsweek Polska 18.10.2004). To tak jakby zniknęła w jednym dniu ludność całego Gdańska. A przecież w kolejnych 10 latach z Polski wyjechało 1,5 mln osób. Zamiast sprowadzać do Polski robotników z egzotycznych krajów czy nawet obywateli z nieżyczliwej nam Ukrainy czy Białorusi, czy nie lepiej repatriować do Polski zagrożonych asymilacją Polaków z Litwy, Białorusi i Ukrainy, prześladowanych i klepiących tam biedę? – Będzie to na pewno bardziej korzystne pod każdym względem dla Polski i narodu polskiego.

Nie stać nas na repatriowanie do Polski Polaków z Kresów. Ale będzie musiało Polskę stać na przyjmowanie wielu tysięcy Azjatów i Afrykańczyków – muzułmanów, wśród których niejeden jest terrorystą (!), wrogów naszej kultury i religii katolickiej, bo narzuci nam to Bruksela (Unia Europejska)!

Polaków z Kresów trzeba koniecznie uratować dla polskości. Może to nastąpić tylko i wyłącznie w wyniku ich repatriacji do kraju ojczystego. Prawo powrotu powinny mieć jednak tylko te osoby, które mogą udowodnić, że zawsze czuły się Polakami i były i są katolikami oraz jedynie ci spośród już dość mocno wynarodowionych osób, którzy są w stanie potwierdzić polskie korzenie (włącznie z religią katolicką), przedwojenne polskie obywatelstwo oraz podpiszą deklarację, że szczerze chcą powrócić do polskości.

Czas najwyższy, aby zająć się tą sprawą.

Lepiej otwórzmy Polskę na Rodaków ze Wschodu niż dla obcych i prawdopodobnie wrogich nam ludzi. Powiedzmy Brukseli, że nasi Rodacy muszą mieć pierwszeństwo przed innymi narodowościami, a tym bardziej ludźmi, którzy są obcy naszej kulturze i religii, którzy będą burzyć nasz dom.

Czy Bruksela przed przyjęciem Polski do Unii Europejskiej ostrzegała Warszawę, że Polska będzie musiała przyjmować do siebie wiele tysięcy NIE-EUROPEJCZYKÓW (!) - brudasów, analfabetów, osoby chore, często leniwe do pracy (kilka lat temu minister finansów czy gospodarki Niemiec powiedział, że Turcy w Niemczech zajmuję się tylko handlem owocami i warzywami i robią dzieci na potęgę, aby móc żyć z rządowych zasiłków), wrogie naszej kulturze i chrześcijaństwu oraz terrorystów?!

Wiemy wszyscy jakie są problemy z muzułmanami i terrorystami muzułmańskimi w Europie Zachodniej. Według oficjalnych danych angielskich już w 2050 roku połowę mieszkańców Anglii stanowić będą nie-Anglicy. Australia także ze względów humanitarnych otworzyła się na emigrantów i uchodźców muzułmańskich. Płaci dziś za tę głupią decyzję bardzo drogo. Akurat media australijskie podały, że australijska służba bezpieczeństwa podała, że w Australii jest 400 terrorystów i sympatyków terroryzmu (400 za dużo, a mogło ich w ogóle nie być gdyby Australia nie przyjęła ich z otwartymi rękoma!), a ponad 100 muzułmanów australijskich pojechało do Syrii i Iraku aby walczyć po stronie tamtejszych terrorystów muzułmańskich oraz, że ochrona przed nimi kosztuje australijskiego podatnika wiele setek milionów dolarów.

Polacy, a jak Bruksela będzie na was naciskać, to pokażcie jej gest Kozakiewicza! A w zamian otwórzcie Polskę dla Polaków ze Wschodu oraz dla dużej grupy chrześcijan uciekających z krajów arabskich (ci ludzie na pewno nie będą terrorystami), bo to nasz chrześcijański obowiązek. Zróbcie to, aby wam nie zarzucono, że jesteście bezduszni i egoistami. Jest rzeczą normalną, że kiedy np. tonie twój syn i jednocześnie obok niego jego kolega, to najpierw idziesz z pomocą własnemu dziecku. Tak samo jako chrześcijanie powinniśmy wyciągnąć pomocną rękę do chrześcijan prześladowanych przez muzułmanów, a nie do gnębiących chrześcijan muzułmanów. Jest kilkadziesiąt krajów muzułmańskich – niech muzułmanami troszczą się muzułmanie, tym bardziej, że wcześniej czy później dojdzie do wojny Zachodu ze światem muzułmańskim i z pewnością większość muzułmanów w krajach Zachodu stanowić będzie V kolumnę islamu.

Nie zrealizowana wspaniała wiadomość

Media w Polsce w maju 2005 roku podały, że Instytut Pamięci Narodowej chce oskarżyć Związek Radziecki o zbrodnię przeciwko pokojowi za agresję na Polskę 17 września 1939 roku.

To była wspaniała wiadomość! I już wówczas spóźniona o 15 lat.

Niestety, władzę w Polsce w 2005 r. przejęły partie, które dobre stosunki z Ukrainą i Litwą stawiają ponad dobro Polski i Polaków. I sprawa ucichła.

Tymczasem to o właśnie z braku orzeczenia uznającego Rosję winną agresji, różnych zbrodni i ludobójstwa na Polakach Rosjanie – ale również - Ukraińcy, Białorusini i Litwini uważają, że zniszczenie państwa polskiego było dobrą rzeczą, że Związek Sowiecki/Rosja nie tylko nic złego tym nie zrobiła, ale na odwrót - oswobodziła Ukraińców i Białorusinów (bo Litwinów w POLSKIM Wilnie była tylko mała garstka!), że zabór polskich Ziem Wschodnich był niczym innym jak sprawiedliwością dziejową.

Ludzie tak myślący to ludzie o mentalności Wschodu, patrzący przez pryzmat własnego nacjonalizmu na świat! Dlatego nie rozumieją, że jednej krzywdy nie naprawia się druga krzywdą, że nie uszczęśliwia się kogoś przez zabicie lub chociażby okradanie drugiej osoby. Że prawa człowieka powinny coś znaczyć. Np. jeśli Wilno zamieszkiwali Polacy (Litwini stanowili w nim 1% ludności!!!) i ci ludzie nie chcą aby ich miasto należało do Litwy, to ich wola powinna być wysłuchana. To nieważne, że przed wiekami Wilno było litewskie (de facto nigdy nie było litewskie, od samego początku było to miasto wielokulturowe, a Litwini ZAWSZE stanowili w nim małą mniejszość ludności!). Konstantynopol do XV w. był greckim miastem. Więcej był stolicą greckiego narodu, która odegrała zapewne TYSIĄC RAZY większą rolę w jego życiu niż Wilno do 1939 roku w życiu narodu litewskiego. Dzisiaj mieszka w Konstantynopolu, zwanym obecnie Istambuł, 13 854 740 osób, wśród których tylko 3000 to Grecy. Tylko idiota może dzisiaj twierdzić, że Konstantynopol to greckie miasto i musi być zwrócony Grecji!

Polska poza Wileńszczyzną, Grodzieńszczyzną oraz Lwowem i częścią Małopolski Wschodniej, nie miała etnicznego prawa do pozostałych obszarów Ziem Wschodnich zamieszkałych w większości przez Ukraińców i Białorusinów. Z drugiej strony były to ziemie od KILKUSET lat związane z Polską i mieszane etnicznie. W takim wypadku trudno twierdzić, że CAŁE te ziemie Polsce się nie należały. Gdyby kiedykolwiek doszło do pokojowego i sprawiedliwego podziału tych ziem, to jedno jest pewne - przy Polsce pozostałby Lwów, Drohobycz, Grodno i Wilno!

Agresja sowiecka na Polskę 17 września 1939 roku i ponowne zagarnięcie całych polskich Ziem Wschodnich przez Związek Sowiecki w 1944 roku było niczym innym jak sadyzmem historii: bezprawiem i krzywdą wobec Polaków.

Proszę zwrócić uwagę na jedno: to było dzieło Stalina. Ten sam fakt dowodzi, że ten czyn nie mógł być sprawiedliwy nie tylko wobec Polski i Polaków, ale pod każdym innym względem, bowiem Stalinem kierował imperializm sowiecki! A jeśli był to czyn sprawiedliwy w oczach Ukraińców, Litwinów i Białorusinów to dlaczego oni nie stawiają wielkich pomników Stalinowi?! - Co za niewdzięczność! Szczególnie ze strony Litwinów, którzy bez imperializmu sowieckiego NIGDY nie mieliby Wilna w swoich łapach!

Ci co są innego zdania nie są Polakami albo prawdziwymi Polakami - siedzi w nich duch zdrady!

Śledztwo w sprawie agresji sowieckiej na Polskę jest potrzebne. Powiem więcej - jest historycznym nakazem. Nie po to, aby odebrać dziś Lwów, Grodno i Wilno ich nieprawowitym obecnym właścicielom (bo są rzeczy nieodwracalne i taką jest ta sprawa), ale po to, aby została ogłoszona PRAWDA w jaki sposób te ziemie odpadły od Polski i po to, aby po takim orzeczeniu (a ono w tym pomoże!) móc rozwiązać kwestie sporne, jak np. POLSKIEGO dziedzictwa narodowego (np. Ossolineum, polskie pamiątki narodowe), które prawem silniejszego (w tym wypadku Sowieckiej Rosji) są dziś w rękach ukraińskich, białoruskich i litewskich.

Niech mi ktoś wytłumaczy jedną sprawę: Niemcy stracili tereny wschodnie swego państwa na rzecz Polski i Rosji za to, że napadły na Polskę we wrześniu 1939 roku, za to że zamordowały kilka milionów Polaków i obywateli polskich, że zniszczyli i ograbili nasz kraj. Ziemie Zachodnie i Północne to rekompensata za te zbrodnie.

Związek Sowiecki napadł na Polskę również we wrześniu 1939 roku, zagarnął Ziemie Wschodnie, na których mordował Polaków, innych zesłał na pewną śmierć na Sybir, a pozostałych wysiedlił do jałtańskiej Polski. A wszystkich Polaków wydziedziczył czyli OKRADŁ z wszystkiego. Przejął majątek POLAKÓW wart dzisiaj wiele, wiele miliardów dolarów.

Nie tylko, że za te zbrodnie Związek Sowiecki i jego spadkobiercy nie ponieśli żadnej konsekwencji i nie zapłacili odszkodowania, ale dodatkowo po upadku Związku Sowieckiego Ukraina, Białoruś i Litwa zagarnęła ZA NIC były majątek Polaków.

Proszę nich mnie ktoś przekona, że to jest SPRAWIEDLIWE, że Ukraina, Białoruś i Litwa nie jest BEZPRAWNYM właścicielem POLSKIEGO majątku pozostawionego na Wschodzie.

A jeśli są - a na pewno są! - właścicielami skradzionych rzeczy, to są w świetle każdego cywilizowanego prawa wspólnikami przestępstwa! A za to prawo cywilizowanego świata przewiduje karę.

Orzeczenie uznające Rosję za winną uzna także za winną Ukrainę, Białoruś i Litwę. A to ułatwi nam domaganie się oddania SKRADZIONYCH nam rzeczy.

Izrael/ Żydzi domagają się od Polski odszkodowania za przejęte przez państwo polskie mienie polskich Żydów, którzy zginęli podczas II wojny światowej. Chcą od nas - bagatela - 30 miliardów dolarów.

A my według "Gazety Wyborczej", wydawanej przez Żydów, mamy się nie upominać o zwrot tego co nam SKRADLI Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini i Litwini.

Polacy będą największymi głupcami pod słońcem, jeśli nie będą domagać się odszkodowania od Rosji, Ukraińców, Białorusinów i Litwinów za skradzione i przywłaszczone mienie Polaków, szczególnie jak Izrael i światowe żydostwo wsparte przez Biały Dom ZMUSI Polskę do wypłacenia im 60 miliardów dolarów za majątek pożydowski w Polsce!

Zbrodnie nacjonalistów ukraińskich dokonane na Polakach w Małopolsce Wschodniej

W Rzymie w 1983 roku ukazała się książka historyka z Wrocławia, ks. Wacława Szetelnickiego pt. „Zapomniany lwowski bohater ks. Stanisław Frankl z przedmową ks. biskupa Ignacego Tokarczuka ordynariusza przemyskiego”. Jest to biografia rektora lwowskiego seminarium duchownego, który sprawował ten urząd w okresie II wojny światowej, kiedy to Lwów i archidiecezja lwowska przechodziły kolejno gehennę sowiecką w latach 1939-41 oraz niemiecką i ukraińską w latach 1941-44. Podczas tej drugiej gehenny nacjonaliści ukraińscy samodzielnie, a niekiedy z pomocą niemiecką zamordowali ok. 100 000 Polaków, a 200 000 zmusili do opuszczenia Małopolski Wschodniej (udali się do centralnej Polski albo zostali wywiezieni na roboty przymusowe do Niemiec).

Oczywiście zbrodnie te zajmują dużo miejsca w tej książce, gdyż bardzo często łączyły się z działalnością lwowskiego seminarium duchownego. Jednak autor koncentruje się głównie na działalności nacjonalistów ukraińskich skierowanej przeciwko polskiemu Kościołowi katolickiemu na terenie archidiecezji lwowskiej (na ternie Małopolski Wschodniej znajdowała się również wschodnia część diecezji przemyskiej, należąca dzisiaj do Ukrainy: tereny Jaworowa, Mościsk, Sambora, Drohobycza, łącznie ok. 70 parafii). Dodać tu można, że tak ks. Szetelnicki jak i biskup Tokarczuk byli naocznymi świadkami zbrodni sowieckich, niemieckich i nacjonalistów ukraińskich na tych terenach.

Według ks. Szetelnickiego, które nie są pełnymi danymi, gdyż nie był to główny cel jego pracy, na terenie archidiecezji lwowskiej nacjonaliści ukraińscy dokonali 123 napady i grabieże na parafie, zamordowali 48 księży katolickich, spowodowali śmierć 17 innych księży, a 4 księży zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, zamordowali 8-10 sióstr zakonnych oraz 7-9 księży i braci zakonnych, 46 parafii zostało opuszczonych przez księży, spalonych zostało 6 kościołów a zdewastowanych dalszych 7, spalono 10 plebanii, nacjonaliści ukraińscy spalili 22 polskie wsie a częściowo spalili 11 innych oraz zmusili do opuszczenia przez Polaków dalszych 16 wsi, spalili ogółem 1482 gospodarstwa polskie, 168 innych zabudowań, 3 szkoły, a podczas napadów na tych 123 parafii zamordowali, zazwyczaj w bardzo okrutny sposób, 3956 osoby.

Dane te według podziału na województwa wyglądały następująco: województwo lwowskie, tj. tylko jego północno-wschodnia część (powiaty: Lwów, Bóbrka, Gródek Jagielloński, Rawa Ruska, Sokal, Żółkiew): 14 księży zamordowanych, 5 zmarłych, 1 zaginiony, 1 kościół zniszczony, 5 zdewastowanych, 2 opuszczone, 6 wsi całkowicie spalonych i 3 częściowo spalone oraz 8 opuszczonych, zamordowanych 987 wiernych/parafian; województwo stanisławowskie: 11 księży zamordowanych, 7 zmarłych, 2 zaginionych, 1 kościół zniszczony, 1 częściowo spalony, 4 opuszczone, 8 wsi całkowicie spalonych i 3 częściowo spalone, 4 opuszczone, zamordowanych 359 wiernych/parafian; województwo tarnopolskie: 23 księży zamordowanych, 5 zmarło, 4 zaginionych, 21 zostało zmuszonych do opuszczenia parafii, 4 kościoły spalone i 1 częściowo, 3 plebanie spalone i 2 zniszczone, 8 wsi spalonych i 2 częściowo spalone, 4 opuszczone, zamordowanych 2617 wiernych/parafian.

Materiały do historii Polaków we Lwowie (1)

Ignacy Jan Paderewski (1860-1941) był wielkim pianistą polskim i kompozytorem, a także zasłużonym działaczem niepodległościowym i politykiem. Od stycznia do grudnia 1919 roku, a więc zaraz po odrodzeniu się państwa polskiego, sprawował funkcje premiera i ministra spraw zagranicznych. Był gorliwym obrońcą polskiego Lwowa. Do historii przeszło jego powiedzenie: „Niemasz Polski bez Lwowa”.

Na wiadomość o wyborze na króla polskiego, księże siedmiogrodzki i od 1575 roku mąż polskiej królowej Anny Jagiellonki – Stefan Batory (1533-1586) opuścił Siedmiogród w marcu 1576 roku i w drodze do Krakowa 7 kwietnia tego roku zatrzymał się Lwowie, gdzie został bardzo uroczyście przywitany przez mieszkańców miasta.

W latach 1516-18 uczył się we Lwowie Mikołaj Rey (1505-1569), wybitny polski poeta i prozaik remesansowy, współojciec literatury polskiej, przez wielbicieli nazywany także – za sprawą moralitetu „Wizerunek” – "polskim Dantem".

W XVI wieku urodziło się we Lwowie 8 pisarzy polskich (dla przykładu w Krakowie 14, Poznaniu 4, Warszawie 3, Lublinie 2), wśród nich najbardziej znani: Szymon Szymonowic i Jan Leopolita.

Mieszczanin i kupiec lwowski oraz właściciel folwarku na podlwowskim wówczas Łyczakowie od 1638 roku Robert Bandinelli, przeszedł do historii jako założyciel stałej poczty polskiej we Lwowie.

Po upadku Powstania Styczniowego 1863 roku w zaborze rosyjskim, we Lwowie zamieszkała i była pod czułą opieką całego społeczeństwa lwowskiego duża grupa powstańców z Bronisławem Szwarcem (był kierownikiem Wydziału Spraw Wewnętrznych powstańczego Centralnego Komitetu Narodowego) i z chorążym Szymonem Wizunasem Szydłowskim na czele. Na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie jest tzw. „Górka powstańców”, na której zostali pochowani.

Polski chemik, naukowiec, wynalazca, budowniczy polskiego przemysłu chemicznego, w latach 1912–1922 profesor polskiej Politechniki Lwowskiej i w 1925 roku wybrany na jej rektora, a w latach 1926-39 prezydent Polski Ignacy Mościcki (1867-1946) został w 1922 roku doktorem honoris causa Politechniki Lwowskiej i w 1938 roku polskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie.

Jeden z największych archeologów polskich, znany z prowadzonych wykopalisk archeologicznych w Biskupinie Józef Kostrzewski (1885-1969), habilitował się na Uniwersytecie Lwowskim w 1908 roku.

Wśród amerykańskich naukowców kosmologicznych pracował w latach 60 i 70 XX w. Polak, M. Krzywobłocki, absolwent polskiej Politechniki Lwowskiej.

W dniach 26-28 maja 1938 roku odbył się we Lwowie ogólnopolski jubileuszowy (15 lat działalności) Zjazd Delegatów Związku Oficerów Rezerwy Wojska Polskiego.

Duży i ładny gmach Domu Robotniczego im. Ignacego Daszyńskiego we Lwowie był do 1939 roku własnością kolejarzy lwowskich (Lwów był jednym z największych węzłów kolejowych w Polsce).
W 1912 roku odbył się we Lwowie III Polski Kongres Przeciwalkoholowy.

Trudności z rewindykacją kościołów katolickich na Wołyniu w latach 1919-39

Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w listopadzie 1918 roku, w granicach której znalazła się od 1919 roku także większa część Wołynia, obudził się wśród tamtejszego społeczeństwa polskiego zdrowy ruch za rewindykacją byłych kościołów katolickich, które rząd carski w okresie zaboru bezprawnie odebrał katolikom i przekazał rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, ruch wywołany potrzebą. Na Wołyniu bowiem dawał się odczuwać brak świątyń katolickich, które przetrzebił rząd carski i I wojna światowa oraz przez to, że w okresie carskim nie wolno było budować nowych kościołów katolickich; w 1914 roku było w późniejszej polskiej części Wołynia zaledwie 59 parafii katolickich. Toteż zaraz po wojnie przeciętna wielkość parafii katolickich na Wołyniu wynosiła aż ponad 600 km kw., a przeciętna liczba wiernych przypadająca na parafię wynosiła ok. 4000, co biorąc pod uwagę, że była to w 85% ludność wiejska, brak kościołów i kaplic był wyjątkowo dotkliwy. Tak więc nie szło tu naturalnie o jakiś rewanż historyczny w stosunku do prawosławia i akcję polonizacyjną, lecz o faktyczne potrzeby Kościoła i wiernych oraz o prostą sprawiedliwość – częściową przynajmniej rekompensatę krzywd.

Niewiele jednak byłych kościołów katolickich wróciło do prawowitych ich właścicieli. Cerkiew nie zwróciła dobrowolnie ani jednego kościoła; uważała, że rewindykacja świątyń pokatolickich krzywdzi ją (!) i jest skandalem wołającym o pomstę do nieba. Dała dowód, że hołduje podwójnej moralności – jednej dla prawosławnych, a drugiej dla katolików. Według jej stanowiska było aktem moralnym zabrać bezprawnie katolikom kościoły, natomiast nie jest moralnym, kiedy katolicy domagają się o zwrot tych kościołów!

Katolicy byli zmuszeni występować na drogę legalną o zwrot świątyń. Głośnym stał się proces przed łuckim (Łuck – stolica województwa wołyńskiego, siedziba katolickiego biskupa łuckiego) sądem okręgowym, w którym łucka kuria biskupia wystąpiła przeciw konsystorzowi prawosławnemu w Krzemieńcu o zwrot kościoła i budynku klasztornego bernardynów w Łucku, przerobionego przez rząd carski na cerkiew prawosławną. Kuria biskupa wystawiła licznych świadków, którzy, jako katolicy, modlili się jeszcze w kościele klasztornym. Niestety, sąd (polski!), z pobudek politycznych (rząd nie chciał drażnić Ukraińców i Cerkiew), odrzucił słuszne żądania łuckiej kurii biskupiej tak w tej sprawie, jak i wielu innych. Tak więc do końca II Rzeczypospolitej (1939 rok) ciągle dużo byłych kościołów katolickich znajdowało się w posiadaniu Cerkwi prawosławnej na Wołyniu, jak na przykład sobór prawosławny w Łucku (wspomniany właśnie kościół bernardynów), sobór prawosławny w Krzemieńcu, który był uprzednio kościołem franciszkańskim, a także – dla przykładu – kościoły w: Dubnie, Dorohostajach, Kniahininie, Krupcu, Smordwie i Strakłowie (wszystkie tylko w powiecie dubieńskim), Korcu i Kustyniu (pow. rówieński) czy Międzyrzeczu Ostrogskim (pow. zdołbunowski).

Z polskiej działalności katolickiej w międzywojennym Wilnie

Polskie katolickie życie religijne w polskim Wilnie w latach 1919-39 było bardzo bujne. Oto kilka spośród wielu przykładów:

Powstała w 1388 roku katolicka diecezja wileńska, wchodząca do 1798 roku w skład metropolii gnieźnieńskiej, a następnie do także polskiej archidiecezji mohylowskiej do 1925, w tymże roku – 28 października została podniesiona do godności arcybiskupstwa metropolii przez papieża Piusa XI bullą „Vixdum Poloniae unitas”. Arcybiskupem metropolitą został dotychczasowy sufragan mohylewski, arcybiskup Jan Cieplak, a po jego nagłej śmierci 17 lutego 1926 roku godności tej dostąpił dotychczasowy biskup łomżyński Romuald Jałbrzykowski (1926-1955).

W chwili powstania arcybiskupstwa wileńskiego i metropolii wileńskiej (1925 r.) na jej terenie mieszkało 1 202 622 katolików (w zdecydowanej większości Polaków), było 28 dekanatów, 259 parafii i 516 księży diecezjalnych. W 1937 roku było 30 dekanatów, 343 parafie, 523 księży diecezjalnych, 296 zakonników (w tym 106 księży zakonnych) w 22 domach (klasztorach), 525 sióstr zakonnych w 43 domach; zakony męskie prowadziły 2 szkoły podstawowe (172 uczniów), 4 gimnazja (1031 uczniów) i 2 szkoły zawodowe (150 uczniów), a siostry zakonne 13 przedszkoli (472 dzieci), 11 szkół podstawowych (1428 uczniów), 3 gimnazja (566 uczniów) i 2 szkoły zawodowe (154 uczniów).

Za rządów arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego nastąpiło pełne odnowienie życia zakonnego w Wilnie i archidiecezji wileńskiej – powstało 76 nowych klasztorów męskich i żeńskich, odbudowano wiele kościołów i utworzono nowe parafie, szkoły katolickie, została założona Akcja Katolicka, nastąpił rozwój prasy i wydawnictw katolickich.

Katedra wileńska w 1922 roku zyskała status bazyliki, natomiast w 1925 roku nadano jej miano archikatedry.

Jeśli dzisiaj nadal stoi katedra wileńska, a Litwini chwalą się dziś jej pięknem, to zasługa w tym całego narodu polskiego. Wiosną 1931 roku niebywała powódź tak poważnie uszkodziła fundamenty i mury katedry wileńskiej, tak iż świątynia ze względu na bezpieczeństwo musiała ulec zamknięciu, gdyż katedrze groziło zawalenie się. Arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski powołał do życia Komitet Wykonawczy Ratowania Bazyliki w Wilnie pod przewodnictwem biskupa sufragana wileńskiego Kazimierza Michałkiewicza, który na odbudowę katedry zgromadził wśród wiernych nie tylko Wilna i archidiecezji wileńskiej, ale także całej Polski i przy bardzo wydatnej pomocy rządu polskiego, około miliona złotych. Suma ta umożliwiła generalny remont fundamentów i murów i świątynia została uratowana.

Arcybiskup Jałbrzykowski założył Drukarnię Diecezjalną, która wydawała różne publikacje katolickie, m.in. tani i popularny dziennik „Gazetę Codzienną”.

W Wilnie w okresie międzywojennym, czyli w latach 1919-39, ukazywało się 55 tytułów polskich czasopism katolickich.

Na odrodzonym w 1919 roku polskim Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie był katolicki Wydział Teologiczny. W roku akademickim 1928/29 studiowało na nim 166 osób. Wileński Wydział Teologiczny jako kresowy spełniał pozytywnie i twórczo w dziedzinie naukowej swe zadania. Wydział wydawał „Studia Teologiczne”, a w 1923 roku ks. Bolesław Wilanowski założył „Kwartalnik Teologiczny Wileński”.

W 1930 roku w Wilnie zostało zorganizowane katolickie duszpasterstwo akademickie, a wśród studentów wyższych uczelni działały: Sodalicje Mariańskie Akademików, Sodalicje Akademiczek, „Odrodzenie”, Koło Misyjne, Iuventus Christiana, Akademicki Czyn Społeczny, Korporacja „Conradia”. Związki te wydawały dwutygodnik akademicki „Pax”.

W wileńskim seminarium duchownym, cieszącym się wysokim poziomem naukowym i doskonałą dyscypliną wychowawczą, przebywało w 1936/37 roku 153 alumnów.

W okresie międzywojennym zbiory biblioteki seminarium duchownego w Wilnie znacznie się powiększyły – do 80 000 tomów.

2 lipca 1927 roku odbyła się koronacja cudownego obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, której dokonał metropolita warszawski, kardynał Aleksander Kakowski wraz z arcybiskupem wileńskim Romualdem Jałbrzykowskim. W uroczystościach uczestniczyli m.in.: marszałek Józef Piłsudski i prezydent RP Ignacy Mościcki.

W 1928 roku odbył się w Wilnie zjazd biskupów polskich pod przewodnictwem prymasa Polski, kard. Augusta Hlonda.

W 1931 roku odbył się w Wilnie pierwszy od 1744 roku synod diecezji (archidiecezji) wileńskiej, który zebrał i uporządkował przepisy dotyczące Służby Bożej, życia i obowiązków kleru, stowarzyszeń kościelnych i kapłańskich.

Arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski zakupił własny Dom Organizacji Katolickich wileńskich, z dużą salą zebrań, świetlicą i biblioteką gdzie znalazło dogodny dla siebie lokal Stowarzyszenie Rzemieślników i Robotników Chrześcijan, Uniwersytet Robotniczy Chrześcijański i inne organizacje katolickie,.

W 1932 roku założony został w Wilnie Instytut Caritas.

Działające w Wilnie zgromadzenia zakonne i żeńskie, Instytut „Caritas” prowadziły żłobki, sierocińce, domy wychowawcze, internaty, szkoły, np. jezuitów, salezjanów i salezjanek, nazaretanek, benedyktynek, wizytek; działał także bardzo znany i zasłużony „Żłóbek Imienia Maryi”, założony przez znaną działaczkę wileńską Jadwigę Brensztajnową.

W Wilnie działała filia stowarzyszenia misyjnego – Sodalicja św. Piotra Klawera.

Działał i rozwijał się w Wilnie Instytut religijny, wychowawczy i wydawniczy Marianum, prowadzący swoje kolegia dla młodzieży męskiej i żeńskiej.

W 1934 roku powstał w Wilnie Diecezjalny Instytut Akcji Katolickiej, którego prezesem został dyrektor wileńskiego oddziału Banku Polskiego Stanisław Białous, a po jego śmierci następny dyrektor tego banku Jan Oskierka-Sierosławski.

W celu upowszechniania wiedzy teologicznej i duszpastersko-społecznej powstał w Wilnie w 1938 roku Instytut Wyższej Kultury Religijnej.

Na wzór francuskich tzw. tygodni społecznych (katolickich studiów-konferencji naukowo-praktycznych, na których omawiano podstawowe zagadnienia dotyczące stosunku Kościoła wobec problemów społecznych) zorganizowano w Polsce, z pomocą Episkopatu, Studia Katolickie, które odbywały się co roku, począwszy od 1935 roku. Drugie z kolei Studium odbyło się w Wilnie w dniach 28 sierpnia – 1 września 1936 roku, z udziałem m.in. prymasa Polski, kard. Augusta Hlonda.

Polskie przedwojenne Wilno było dużym ośrodkiem chrześcijańskiego ruchu robotniczego. Robotnicy wileńscy brali udział w pierwszym polskim zjeździe Stowarzyszeń Robotników Chrześcijańskich, który odbył się w Warszawie w dniach 8-9 czerwca 1919 roku. W 1923 roku chrześcijański ruch związkowy w Wilnie i na Wileńszczyźnie liczył około 30 000 członków. W Wilnie działał od 1931 roku Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy.

W Wilnie działali lekarze należący do ogólnopolskiego Zjednoczenia Polskich Lekarzy Katolików, inżynierowie należący do Zjednoczenia Polskich Inżynierów Katolików oraz działało koło Związku Polskiej Inteligencji Katolickiej, a także oddział Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielstwa Szkół Podstawowych.

III Zakony w archidiecezji wileńskiej miał 13 455 członków. Bardzo liczne były stowarzyszenia parafialne oraz działało bardzo ofiarne męskie i żeńskie Stowarzyszenia Miłosierne św. Wincentego a Paulo.

W 1933 roku odbył się w Wilnie uroczysty obchód ku czci królowej Jadwigi.

6 grudnia 1936 roku odbyły się na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie uroczystości ku czci Piotra Skargi związane z 400 rocznicą jego urodzin. Złotousty kaznodzieja polski, autor sławnych „Żywotów świętych” i „Kazań sejmowych” Piotr Skarga w latach 1579-84 był pierwszym rektorem Akademii Wileńskiej.

W 1937 roku odbył się w Wilnie ogólnopolski Kongres Mariański z okazji 10 rocznicy koronacji cudownego obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej.

W dniach 23-25 października 1938 roku odbyły się w Wilnie wielkie uroczystości z okazji kanonizacji polskiego świętego Andrzeja Boboli (1591-1657), którego życie związane było m.in. z Wilnem: w latach 1624–30 był kaznodzieją i spowiednikiem w wileńskim kościele św. Kazimierza, a następnie sprawował funkcje rektora i doradcy prepozyta w tym kościele. W tym kościele 2 czerwca 1630 roku złożył profesję (ślubowanie) czterech ślubów zakonnych, a w latach 1646–52 ze względów zdrowotnych przebywał ponownie w Wilnie, przy kościele św. Kazimierza, głosząc kazania i prowadząc wykłady oraz misje.

Marian Kałuski
(Nr 112)