Dodano: 27.07.13 - 13:34 | Dział: Krótko, celnie i na temat...

Tolerować czy podziwiać?


Szanowni Państwo!

ByÅ‚o kiedyÅ› takie przeÅ›miewcze powiedzonko: Wszystkiemu winni sÄ… Å»ydzi, masoni i cykliÅ›ci. Zestawienie tych grup ze sobÄ… miaÅ‚o oÅ›mieszyć teoriÄ™ spiskowÄ…. Nikt oczywiÅ›cie nie jest winien „wszystkiemu”, ale może w powiedzonku tkwi jednak jakieÅ› ziarno prawdy? PierwszÄ… grupÄ… nie zajmÄ™ siÄ™ ze strachu przed pomówieniem o antysemityzm, na temat masonów wiem niewiele, ale za to cykliÅ›ci dajÄ… mi siÄ™ we znaki bardziej niż komary, bo nie ma na nich żadnych Å›rodków zapobiegawczych. Jako kierowca uzbroiÅ‚am siÄ™ w cierpliwość, jeżdżę wolniutko i jeszcze żadnego rowerzysty na tamten Å›wiat nie wyprawiÅ‚am. Gorzej jest na chodniku, gdzie muszÄ™ przemykać chyÅ‚kiem, żeby nie zostać potrÄ…conÄ….

Gdyby ludzie wybierali rower ze wzglÄ™dów ekonomicznych, byÅ‚abym bardziej wyrozumiaÅ‚a. Ale tu, na moje oko, chodzi głównie o szantaż „prawami mniejszoÅ›ci” uprawiany przez irytujÄ…cÄ… podgrupÄ™ „szpanerów”. Taka „mniejszość” najpierw domaga siÄ™ równoÅ›ci, chociaż wcale nie o niÄ… jej chodzi. Apetyt roÅ›nie w miarÄ™ jedzenia i żadne Å›cieżki rowerowe niczego nie zaÅ‚atwiÄ…. To tak, jakby chwastom wydzielić specjalne grzÄ…dki z nadziejÄ…, że nie rozpleniÄ… siÄ™ w rabatce pelargonii. „Mniejszość” nie chce równoÅ›ci, chce podziwu! Czyż „parady równoÅ›ci” nie sÄ… tego najlepszym dowodem?




Do następnej soboty. Pozdrawiam
Małgorzata Todd
www.mtodd.pl
Lub http://sklep.mtodd.pl

30/2013 (109)



Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę p.t.

Szczera rozmowa

Występują: pracownicy pionu propagandy Wańka i Fritz

Fritz – SÅ‚uchaj Wania, a może byÅ›my tak szczerze porozmawiali?

WaÅ„ka – Zależy o czym.
Fritz – Obaj wiemy, że Grasow tak naprawdÄ™ nie jest naszym szefem.

WaÅ„ka – Fakt, pomagamy mu tylko.

Fritz – WÅ‚aÅ›nie. Nie opowiedziaÅ‚byÅ› mi jak to faktycznie z tym Tupolewem byÅ‚o?

WaÅ„ka – A co? W Berlinie tego nie wiedzÄ…?

Fritz – Może i wiedzÄ…, ale ze mnÄ… nikt tÄ… wiedzÄ… siÄ™ nie podzieli.

WaÅ„ka – A co byÅ› chciaÅ‚ wiedzieć?

Fritz – Jak wyglÄ…daÅ‚y przygotowania do tego tak zwanego wypadku? WronuÅ› najwyraźniej wiedziaÅ‚ o wszystkim znacznie wczeÅ›niej.

WaÅ„ka – Nie o wszystkim. KogoÅ› takiego jak WronisÅ‚aw Komuchowski nie informuje siÄ™ szczegółowo, bo zawsze jest obawa, że coÅ› chlapnie.

Fritz – No i chlapnÄ…Å‚, a później nie kryÅ‚ radoÅ›ci z tego co siÄ™ staÅ‚o, ale on tu najmniej ważny. Do ukÅ‚adanki nie pasuje mi coÅ› innego.

WaÅ„ka – A mianowicie?

Fritz – Wiadomo byÅ‚o, że samolot musi rozbić siÄ™ w SmoleÅ„sku, tak?

WaÅ„ka – Załóżmy.

Fritz – I dlatego nie czekaÅ‚y żadne limuzyny na delegacjÄ™?

WaÅ„ka – Powiedzmy.

Fritz – Nie uważasz, że to przesada?

WaÅ„ka – A kto by siÄ™ tym przejmowaÅ‚!

Fritz – No chyba, że to prowokacja szyta grubymi nićmi, bo nie chodziÅ‚o chyba o ewentualne uszkodzenie sprzÄ™tu.

WaÅ„ka – Za kogo ty nas masz? Nie musimy oszczÄ™dzać, zwÅ‚aszcza na nie swoim.

Fritz – No, wÅ‚aÅ›nie. Jak to interpretować? Jako prowokacjÄ™ typu: „i co nam zrobicie”?

WaÅ„ka – JeÅ›li już koniecznie chcesz wiedzieć, to odesÅ‚anie samolotu z limuzynami z lotniska Siewiernyj nie byÅ‚o prowokacjÄ…, a miaÅ‚o uwiarygodnić bÅ‚Ä…d pilotów samolotu z delegacjÄ… prezydenckÄ….

Fritz – Å»e niby wieża nie zezwalaÅ‚a na lÄ…dowanie?

WaÅ„ka – DokÅ‚adnie. Później okazaÅ‚o siÄ™, że wszystko idzie jak po maÅ›le. KażdÄ… bzdurÄ™ Å‚Ä…cznie z pancernÄ… brzozÄ… daÅ‚o siÄ™ wcisnąć.

KURTYNA



P.S. Drodzy Aktorzy nie dajcie siÄ™ prosić, przyÅ‚Ä…czcie siÄ™ do Teatrzyku. JakoÅ› trudno mi uwierzyć, że wszyscy bez wyjÄ…tku otrzymujecie tak fantastyczne propozycje, że moja przy nich „wymiÄ™kka”.

P.S. 2) DziÄ™kujÄ™ wszystkim obecnym na spotkaniu z okazji promocji „Domniemania bezkarnoÅ›ci”. Tych z PaÅ„stwa, którzy chcieli być, ale z jakichÅ› powodów nie mogli, zapewniam że bÄ™dzie jeszcze okazja, może nawet w innym mieÅ›cie, gdyby mnie zaproszono.





MARGARET TODD


LEKCJA
POKERA

Odcinek 9



– Pani Stalino!
Kobieta zamarła w pół kroku. Bała się odwrócić, żeby zobaczyć, kto przyzywa ją tym
imieniem. Niewiarygodne, a jednak wydarzyło się to, czego obawiała się przez całe życie.
Imię zostało przecież zmienione pół wieku temu i nikt nie miał prawa się o nim dowiedzieć.
Ba, nawet nazwisko i adres zmieniała dla zatarcia śladów. Wszystko po to, żeby uniknąć
śmieszności, na jaką naraził ją jej własny ojciec, kiedy po śmierci wodza, którego podziwiał
bezgranicznie, nadał jej to imię na jego cześć. Później nawet na Pałacu Kultury i Nauki wstydliwie
zasłonięto jego imię, ale było to znacznie później.
Teraz nie było ucieczki. Odwróciła się powoli. Patrzył na nią młody człowiek, najwyżej
trzydziestoletni. Gdyby nie okoliczności spotkania, doceniłaby jego staranny, na wskroś nowoczesny
ubiór. Jednak teraz szerokie spodnie sięgające kolan do złudzenia przypominały jej
tak zwane „dynamówki”. Czy ktoÅ› jeszcze pamiÄ™ta, co ten termin oznaczaÅ‚? WziÄ…Å‚ siÄ™ od radzieckiej
drużyny piÅ‚karskiej „Dynamo”, który przyjeżdżaÅ‚ do PRL-u na mecze. Ich przydÅ‚ugie
i zbyt obszerne spodenki sportowe różniły się znacznie od tych obowiązujących w modzie
światowej, budząc powszechną wesołość. Teraz brzydota nikogo nie śmieszy i bardzo dobrze.
W innej sytuacji taki modny strój zapisałaby młodemu człowiekowi na plus. W chwili obecnej
to tylko refleksja bez znaczenia, raczej ucieczka myśli od tego, co za chwilę może nastąpić.
Patrzył na nią przenikliwie głęboko osadzonymi oczyma, wyzierającymi znad pucułowatych
policzków. Tuszy zapewne zawdzięczał, że nie było mu zimno w takim przykusym
odzieniu. Temperatura tego styczniowego dnia była wyjątkowo wysoka, bo około zera, ale
jednak przecież to nie lato.
– Czego chcesz? – warknęła. Z takim nie ma siÄ™ co cackać. Udawanie, że nie wie o co
chodzi, też nie wchodziło w rachubę.
– To jednak pani! Prawie nie wierzÄ™, że mi siÄ™ udaÅ‚o jÄ… odnaleźć – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ i lekko
przymrużyÅ‚ oczy. – ByÅ‚ rok tysiÄ…c dziewięćset pięćdziesiÄ…ty trzeci, kiedy pani ojciec nadaÅ‚ jej
w urzędzie stanu cywilnego imię na cześć wodza Republik Rad. A pani bratu dał imię Traktor.
– Czego chcesz? – powtórzyÅ‚a beznamiÄ™tnym, jak jej siÄ™ zdawaÅ‚o, gÅ‚osem.
– Czego mogÄ™ chcieć? PieniÄ™dzy, oczywiÅ›cie. ProszÄ™ zacząć odkÅ‚adać, bÄ™dÄ… pani potrzebne.
– Nie dam siÄ™ zaszantażować.
– To siÄ™ jeszcze okaże.
Zawrócił na pięcie i odszedł.
Wanda, bo takie nosiła teraz imię, nie od razu ruszyła w swoją stronę. Najpierw usiadła na
ławce parkowej alejki, nie bacząc nawet, czy jest sucha, wystarczyło, że ktoś przed nią odgarnął
śnieg. Oddała się niewesołym myślom. Nie lubiła wspomnień z dzieciństwa. Ojca, chociaż
umarł dość dawno, pamiętała dobrze. Stale się kłócili. Odziedziczyła po nim tę cechę
charakteru, za którą winiła go najbardziej: skłonność do pryncypialności, żeby nie powiedzieć
mocniej: do fanatyzmu.
Sama miaÅ‚a siÄ™, jak to lubiÅ‚a okreÅ›lać, za „babÄ™ z jajami”, co przejawiaÅ‚o siÄ™ brakiem poszanowania
dla każdego, kto odważył się mieć odmienne zdanie. Jej poglądy ewoluowały od
skrajnie religijnych do równie skrajnie „postÄ™powych”. Ostatnio byÅ‚a wÅ‚aÅ›nie miÅ‚oÅ›niczkÄ…
postępu we wszelkich tego przejawach. Jej poglądy nigdy nie były skutkiem przemyśleń lecz
emocji, którym chętnie i zazwyczaj głośno dawała wyraz.
Zbliżała się do sześćdziesiątki i był to czas na kolejną zmianę poglądów. Tym razem wyznawała
odrzucenie wszelkich autorytetów, przynajmniej tych powszechnie uznawanych.
Miłość w globalnym wymiarze miała uzdrowić wszystko i wszystkich. Trzeba kochać każdego,
prócz tych oczywiście, którzy nie podzielają jej punktu widzenia, jak się nietrudno domyśleć.
Czyż nie piękna idea? Należy ją tylko wcielić w życie. W tym celu trzeba usuwać
wszelkie przeszkody. Ta myśl trochę ją pokrzepiła, nie na tyle jednak, żeby zacząć obmyślać
jakiś plan ratunkowy z opresji, w której się znalazła.
Wstała z ławki i wolnym krokiem ruszyła w kierunku domu. Jej myśli krążyły wokół bezpiecznych
tematów, takich jak rodzina. Przecież wnuki podziwiają ją za tolerancję. Wszyscy
o tym wiedzą. Dla niej żadna muzyka nigdy nie jest za głośna. I fakt, że ma pewne kłopoty ze
słuchem nie ma tu oczywiście nic do rzeczy. Nigdy nie pyta o narkotyki, alkohol czy papierosy.
Młodość musi się wyszumieć.
Jej młodość przypadła na czasy, w których można było się wyszumieć w ściśle określonych
ramach, takich jak czyny partyjne. Naukę w szkole podstawowej zaczęła w tysiąc dziewięćset
pięćdziesiątym ósmym roku w dwa lata po październiku '56 i wówczas okazało się, że
jej imię jest już nie na czasie. Matka, po kryjomu przed ojcem, zmieniła je ze Staliny na
Wandę. Ale gdzieś najwyraźniej jakiś ślad został. Stanowczo nie dopuści do tego, żeby jej
wnuki się o tym dowiedziały.
Co się robi w takim wypadku? Wiedziała oczywiście o prywatnych agencjach detektywistycznych,
ale nie zaufa przecież obcym ludziom. Ojciec w trudnych chwilach o pomoc prosił
Towarzysza W. Ale to były inne czasy, sam towarzysz jest już pewnie bardzo stary, jeśli w
ogóle jeszcze żyje. Nigdy nie poznała go osobiście. Nie wiedziała nawet, co oznacza litera
„W”. Czy to pierwsza litera od nazwiska, imienia, czy może pseudonimu z czasów wojny?
Kojarzył jej się z towarzyszem Wojciechem, ale to pewnie późniejsze konotacje związane ze
stanem wojennym. Nieważne. Był dla jej rodziny kimś w rodzaju Anioła Stróża. Może by
jednak spróbować?
Po powrocie do domu wydobyła najstarsze notesy z telefonami i... Jest! Trzeba oczywiście
pododawać te wszystkie numerki na początku. Może to wystarczy? Drżącą ręką wybrała
numer.
Wystarczyło. Już po pierwszym sygnale odezwał się stary, ale znajomy męski głos.
CDN

Już teraz można zamówić całość wpłacając jedynie 20 zł na konto Nr: 50 1020 5558 1111 1115 9930 0019. Adres posiadacza konta to: Wydawnictwo TWINS; ul. Dymińska 6a/146; 01-519 Warszawa i podając adres internetowy, na który e-booka należy przesłać.

OkÅ‚adkÄ™ zaprojektowaÅ‚ ZdzisÅ‚aw Å»mudziÅ„ski Copyright © by
Margaret Todd, 2013 All rights reserved. Wydawnictwo „Twins”
ul. Dymińska 6a/146 01-519 Warszawa