Dodano: 23.02.13 - 12:06 | Dział: Oceny-Poglądy-Analizy

O Magdalenie Środzie, wykładzie i pluralizmie..

którego nie ma



Dowiedziałem się z telewizora, że na wykład pani profesor Magdaleny Środy „wtargnęli” narodowcy. Protestowali w ten sposób przeciwko odwołaniu debaty z udziałem przedstawicieli ruchu narodowego, która to została odwołana przez władze Uniwersytetu Warszawskiego z tego powodu, że będzie promowała ruch narodowy. Parę dni później rektor bardzo zapraszał studentów na wykład pani profesor Magdaleny Środy, która, jak napisali protestujący w rozrzucanych ulotkach, jest „kontrowersyjną działaczką feministyczną, która popiera i promuje aborcję, eutanazję, a także różnego rodzaju dewiacje. Często również w agresywny sposób atakuje Kościół Katolicki”. Dodali, że Uniwersytet Warszawski jest utrzymywany z podatków wszystkich obywateli i uznali za niedopuszczalne, aby w murach uczelni były promowane poglądy tylko jednej ze stron. Jak tu odmówić słuszności prostującym?

Narodowcy wystąpić w debacie nie mogli, za to swoje wykłady ma tam co i rusz pani profesor Magdalena Środa „no bo ona tam pracuje”. I to jest problem, że jedne poglądy, nazwijmy to lewicowe, są rozpanoszone na wyższych uczelniach, a inne traktowane co najwyżej jako ciekawostki. Pamiętam z lat mojej edukacji, że nie można było znaleźć sali, nawet takiej kuriozalnie małej, gdzie mogłoby się odbyć spotkanie studenckiego koła naukowego historyków. Niby była wolna malutka salka, ale w trakcie spotkania koła okazało się, że jednak mają tam być zajęcia. Wylądowaliśmy więc na korytarzu i tam ktoś kończył swój odczyt dotyczący jakiegoś zagadnienia naukowego. Na to wyszła z innej sali jakaś pracowniczka naukowa i najwyraźniej nie zdając sobie sprawy co się dzieje, powiedziała, żeby nie robić tu agitacji czy jakoś podobnie. Ale gdy przyjechał Jacek Żakowski to zgonili studentów do największej sali, żeby czasem ktoś nie uronił ani jednego słowa wypowiedzianego przez to stworzenie. Nie będę pytał czy gdyby jakaś grupa studentów weszła do sali, aby odbyć przewidziane w planie zajęć zajęcia, to też by przerwali spotkanie i wygonili Żakowskiego na korytarz, bo odpowiedź jest oczywista. I to co się stało w Warszawie i to we Wrocławiu to norma na wyższych uczelniach a nie wyjątek.

Jak dowiedziałem się z telewizora narodowcy w sali, gdzie mądrowała się Środa, chcieli rozwinąć transparent, ale ochrona im na to nie pozwoliła. Tak przynajmniej doniosły ubeckie media, kto jak kto ale chyba oni są dobrze poinformowani. Spędziłem parę lat we wrocławskiej Alma Mater i nigdy nie widziałem tam ochrony. W Instytucie Historii była tylko osoba, która wydawała klucze do sal, czasem była to kobieta, czasem mężczyzna, panie szatniarki i parę pań, które sprzątały (jedna ładna choć z kolczykiem w nosie, którą w tym miejscu pragnę pozdrowić!). A tam w Warszawie proszę, panią profesor strzeże ochrona! I to bardzo sprawna, niczym zomo, skoro tak szybko zareagowała, że narodowcy nie zdążyli rozwinąć transparentu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że działają szybciej niż policja, bo ci, gdy morderca zabarykadował się z dziewczyną w mieszkaniu w jakimś bloku, to czekali spokojnie jak zastrzeli ją i siebie, co zresztą odbyło się zgodnie z procedurami i zgodzenie z prawem.

Oczywiście, jak to zwykle bywa zaraz ubecy zainicjowali kampanię propagandową wymierzoną w osoby należące do ruchu narodowego. Jedni potępiali, drudzy porównali ich do Hitlera, trzeci się odcinali, słowem zupełnie jak za komuny. Gdy lewaki szczali pod krzyżem ustawionym przed siedzibą prezydenta, to było wszystko w porządku. Gdy ludziska przyprowadzone przez „Rambo” skakały jak małpy i porykiwały to też było wszystko dobrze. Nawet jak włazili z iście małpią zręcznością na znaki drogowe i okładali się kułakami to nadal była to pokojowa demonstracja bez przemocy, incydentów i „mowy nienawiści”. Wcześniej jeszcze, gdy Roman Giertych był ministrem edukacji i zachowywał się jak człowiek to nauczyciele prowadzali dzieci pod ministerstwo, żeby protestowały przeciwko Giertychowi i też nikt jakoś nie mówił, że powinny być w tym czasie w szkole i się uczyć. A później nauczyciele narzekają jak to się z programem wyrobić nie mogą. No pewnie, skoro zajmują się indoktrynacją dzieci, to trudno wyrobić się z programem.

Drugi nurt krytyki ograniczał się do zarzutów, że forma protestu była nieodpowiednia, nieestetyczna, bo pozakładali maski i takie tam. Czy forma był odpowiednia, estetyczna, nie wiem, i nie ma to poważniejszego znaczenia, a to dlatego, że omawiane zdarzenie jest jedynie pretekstem do nagonki przeciwko ruchowi narodowemu, a nie przyczyną. Kilka lat temu we Wrocławiu policjanci usuwali z jezdni pielęgniarki, które na tejże jezdni protestowały. Kobiety były ciągnięte przez funkcjonariuszy jak wieprzki i kwiczały też tak jakoś i nikt nie mówił, że to nieestetyczne. Kat zwykle wygląda bardziej estetycznie niż jego ofiara, tak to już jest.

Osobnicy pokazywani w telewizorze w charakterze autorytetów mówili, że teraz biją, a jutro będą zabijać czy jakoś tak. W programie Elżbiety Jaworowicz podawano niedawno przykład człowieka, którego wywlekła z domu brygada antyterrorystyczna policji, czy coś podobnego, a na komisariacie lali ile wlazło, żeby się przyznał do przestępstwa, którego nie popełnił. Człowiek poszedł z tą sprawą do „niezależnej prokuratury” ale podczas przesłuchania policjanci powiedzieli, że nic nie wiedzą o biciu i „niezależna prokuratura” uznała, że nie ma sprawy. Panie premierze już biją i już zabijają, tylko nie narodowcy, ale „nieznani sprawcy” o czym przekonali się porywacze Krzysztofa Olewnika i jeszcze paru „seryjnych samobójców”, ale tego panu premierowi ubecy nie pozwalają wiedzieć. Jak zwykle też autorytety wygadywały różne durnoty na temat demokracji. Mówili, że to straszna rzecz, sprzeczna z demokracją czy jakoś tak, jak się nie pozwala mówić drugiemu człowiekowi tego co chce, głosić swoich poglądów itd. Że to niby narodowcy nie pozwolili gawędzić pani Środzie. To nic, że to właśnie działacze ruchu narodowego nie mogli głosić swoich poglądów, to tym różnym mądralom z telewizora nie przeszkadzało. Jeśli byliby konsekwentni, to opinia ta oznaczałaby, że Jarosław Kaczyńskie też może mówić co chce np. o katastrofie smoleńskiej, a przecież wiadomo, że tak nie jest. Ale u czerwonych zawsze obowiązuje prawda etapu. Gdy PiS był u władzy istotą demokracji było prawo obywateli do protestowania przeciwko rządowi, gdy PZPR czy tam PO jest u koryta to istotą demokracji jest szanowanie „demokratycznie wybranych władz” i takie tam.

Miałem wczoraj wrzucić ten tekst do Internetu ale jakoś nie mogłem obmyślić zakończenia. Najlepiej posłużyć się jednak klasykiem. „Poznałem potem takich chłopców, Żydów z pochodzenia, którzy byli samą nienawiścią do faszyzmu, a rozumieli przez to antysemityzm. W rezultacie nienawidzili Polaków formacji narodowej, nawet nie endeckiej, Polaków-katolików, jakich w społeczeństwie polskim była wówczas większość” – pisał Jacek Kuroń. I wszystko jasne. (konfederata.bloog.pl)

MICHAŁ PLUTA
foto: Radosław Cetra/Wikimedia Commons