Dodano: 05.11.12 - 9:37 | Dział: Co w prasie piszczy

Kabaret w sprawie ścieków





Posłowie Platformy proponują podatek od deszczu, zależny od wielkości dachu

ChcÄ… nam dodać podatek od deszczu. Drżyjcie wÅ‚aÅ›ciciele wszelkich nieruchomoÅ›ci. Wszyscy mamy zapÅ‚acić za to, że w ogóle w Polsce pada, bez wzglÄ™du, czy mieszkamy w domku jednorodzinnym, czy w bloku. To nie wymysÅ‚, ale prawda. PomysÅ‚odawcami „podatku od deszczu” sÄ… posÅ‚owie Platformy Obywatelskiej. WymyÅ›lili, że potrzebna jest ustawa „o zbiorowym zaopatrzeniu w wodÄ™ oraz zbiorowym odprowadzaniu Å›cieków” i naliczaniu daniny z tego tytuÅ‚u „od powierzchni zanieczyszczonych o trwaÅ‚ej nawierzchni”.

Ryczałt, bo tak łatwiej

Jak zazwyczaj bywa, niewiele z tego można zrozumieć, co posłom PO kiełkuje. Niestety, to, do czego się przymierzają, do śmiechu nie jest, jeśli sobie uświadomimy, że tacy ludzie tworzą prawo. Smutny kabaret. Dla prywatnych osób pomysł PO może znaczyć, że zapłacą oni podatek od deszczu czy topniejącego, skapującego śniegu, w zależności od powierzchni dachu. Litrów opadu nie zaproponowali pomysłodawcy nowej daniny mierzyć, godząc się na uproszczenie płatności i po wymierzeniu dachu określenie wysokości opłaty ryczałtowej, niezależnie od tego, ile wody z dachu spłynie do kanalizacji.

Gmina zarobi

Wymyślili, że podatek od wód opadowych kierowanych do kanalizacji będzie ratował gminne budżety i samorządy będą miały w końcu pieniądze, bo, jak wiadomo, rząd nałożył na nie mnóstwo zadań, nie zapewniając na ich realizację środków. W samorządach dobrze wiedzą, co to jest wiązanie końca z końcem, aż nerwy trzeszczą. Ciśnie się pytanie, jaką wysokość opłaty miałyby wnosić do gmin osoby dotknięte (odpukać!) klęską powodzi, bo wstępnie ktoś już oszacował, że mieszkaniec bloku posiadający mieszkanie pięćdziesięciometrowe zapłaci za to, że w Polsce w ogóle pada deszcz ponad 10 zł rocznie.

Wiceminister Gawłowski się chwali

Czy czasem nie dojdzie do tego, że powodzianin pozbawiony przez żywioł wszystkiego miałby wysokość tego podatku zwielokrotnioną 100, a może nawet 1000 razy? Jednak nie czas na żarty. Nam PO chce dosolić idiotyczny podatek, a rząd Platformy powinien po prostu spłynąć natychmiast, gdyby dotknęły (odpukać!) nasz kraj długotrwające ulewy. Niczego prawie nie zrobił, żeby groźbie powodzi przeciwdziałać. Wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski odpowiadający od pięciu lat za ochronę ludności przed powodziami nie dotyka niemal tego tematu, krąży wokół niego i się chwali osiągnięciami.

A zbiornika w Raciborzu nie ma

Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że gdyby znów (odpukać!) nastąpił kataklizm podobny do tego, który przeżywaliśmy w lipcu 1997 r., domy w pobliżu Odry ponownie zostałyby i mielibyśmy nie mniejszą, niż wtedy tragedię. Budowa zbiornika w Raciborzu Dolnym (inwestycja Programu dla Odry 2006) jednego z kluczowych elementów systemu ochrony przeciw powodziowej miała zostać zakończona w 2011 r. Nawet tej inwestycji nie rozpoczęto! Ma to być zbiornik suchy, polder, o wielkości 26 km kw., na którego tereny mogłaby wpłynąć fala powodziowa. Polderu nie ma, co na to wiceminister Gawłowski? Ano nic, być może myśli, że nadal będzie susza, wyschnie nie tylko Wisła, ale i Odra.

Rząd odda 300 mln zł unijnej dotacji

Sprawa jest tak samo jest irytująca, jak z opłatami za spływ deszczówki. Na zbiornik w Raciborzu przyznane zostały kredyty kilku instytucji finansowych wysokości setek milionów euro. Jeżeli prace przy inwestycji nie zakończą się do 2015 r. trzeba będzie zwrócić blisko 300 mln zł unijnej dotacji. Co takiego się stało, że tak się z nią władze ociągają? Cóż, pracować im się nie chce. Trudno uwierzyć, ale tak ważna sprawa utknęła w papierach. Inwestorem zbiornika jest Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach. Śląski Urząd Wojewódzki otrzymał niepełną dokumentację, brakuje map, nie ma decyzji wodnej, wojewoda, więc zgody na budowę zbiornika w Raciborzu nie wydaje. NIK alarmuje, że kilkadziesiąt budowli hydrotechnicznych piętrzących wodę znajduje się w stanie fatalnym - mogą zagrażać bezpieczeństwu, głównie dlatego, że nie są remontowane.

Z mostów też ścieka...

Posłowie PO, jak widać są wyjątkowo uczuleni na sprawy wodne, mogliby więc zająć się kondycją mostów, sypią się przecież, jak Polska długa i szeroka. Nie tylko chodzi o taki most, jakim jest most w Tczewie, który został zamknięty, bo się może zawalić i rozkradają go złomiarze (uznany został za międzynarodowy zabytek inżynierii budowlanej; znajduje się na tej samej liście, co wieża Eiffla), ale m.in. nadający się do rozbiórki most Uniwersytecki w Poznaniu czy wiadukt poznański łączący miasto z Jeżycami, wymagający przebudowy. Czy nie byłoby pięknie, gdyby ludzie z Platformy pochylili się i coś zaradzili koszmarnemu stanowi technicznemu mostów i kładek w Lublinie albo zżeranemu rdzą mostowi w Puławach, zamkniętemu z powodu złego stanu technicznego, podobnie zresztą stało się z mostem Podgórskim w Krakowie, itp., itd. Zwracamy uwagę, że z każdego mostu woda opadowa też ścieka. Kto zapłaci?

Wiesława Mazur
Tygodnik Nasza Polska