Dodano: 23.03.12 - 21:55 | Dział: Głos Polonii

List otwarty Edwarda Duszy

w sprawie haniebnych oświadczeń
o neutralnej postawie Kongresu Polonii Amerykańskiej



Wypunktowane oświadczenie p. F. Spuli, dotyczące reakcji przedstawicieli Polonii na oświadczenie KPA o neutralnej postawie, jaką zajmuje w sprawie zbrodni smoleńskiej i dyskryminacji Telewizji Trwam można przyjąć z politowaniem i pogardą. Wypracowanie to nie odbiega w kompozycji od tych, do których nawykliśmy w komunistycznej Polsce. Zwykła, prymitywna agitka, próba zdyskredytowania oponentów i krytyków obecnego zarządu KPA, oskarżanie o akcje konspiracyjne (posługiwanie się podstawionymi osobami, jakieś sekretne fundusze, próby podziału Polonii etc.). Ot, stara metoda silniejszego (bo przy żłobie) mająca przypisać osobom nie popierającym polityki obecnego prezesa rolę roli warchołów, "dzielących" zjednoczoną (a jakże!) Polonię.

Jakże to jest naiwne, infantylne i po prostu pozbawione już nie tylko jakiejkolwiek wizji, ale zwykłego obiektywizmu i szacunku dla faktów. Wszystkim wiadomo, że o dalekosiężnym programie współpracy KPA z rzeszami polonijnymi trudno dzisiaj mówić, bo tak naprawdę niczego takiego nie ma. Ot, Spula koronuje fikcję, pieje z zachwytu nad nowymi szatami króla z baśni Andersena. Emigranci ostatnich dziesięcioleci od dawna już wiedza, że król jest nagi i uważają KPA za zmurszałą, prawie że mistyczną, naiwną, bezradną, choć może nie pozbawioną kiedyś pewnych akcentów szlachetności. KPA, o czym Spula jeszcze nie wie, albo dyplomatycznie wiedzieć nie chce, jest akurat tą organizacja, która często dzieliła Polonię, a to dlatego, że jej kolejni przywódcy lekceważyli nowe fale emigracyjne, a przede wszystkim pilnowali skrupulatnie swoich posadek. Na przykład, funkcja prezesa stała się stałą, dożywotnią synekurą, zaś o jakimkolwiek demokratyzmie w ZNP, a później w KPA trudno na serio mówić.

Jednym z zawstydzających, i co tu dużo mówić, haniebnych posunięć KPA były pasja i ślepa determinacja, wykazane przez ojca prawie wszystkich Polonusów, prezesa Alojzego Mazewskiego. Zwalczał on działanie młodych emigrantów, skupionych w organizacji POMOST. A jak wiemy, Ruch Społeczno-Polityczny Pomost odniósł ogromny sukces choćby poprzez swoje akcje antykomunistyczne, kwestionowanie ważności układów jałtańskich i pomoc opozycji w kraju. W tej sprawie Mazewski przybył nawet do małego, uniwersyteckiego miasteczka Stevens Point, aby zapobiec groźnej, mogącej ujść za precedens, sytuacji. Oddział KPA Wydział Środkowego Wisconsin popierał akcje niepodległościowe Pomostu, a szereg członków tegoż Wydziału sympatyzowało czy wręcz identyfikowało się z Pomostem. Przypomnę tutaj choćby postać znanego działacza emigracji żołnierskiej, dr. Kazimierza Serwasa, który, będąc filarem miejscowego Wydziału KPA (piastował przez wiele lat funkcję skarbnika), był jednocześnie ofiarnym członkiem Pomostu. KPA Środkowego Wisconsin realizował często wytyczne Ruchu Społeczno Politycznego Pomost nie przejmując się stanowiskiem Mazewskiego w tej sprawie.

Przywódcy KPA rekrutują się z rzeszy członków ZNP, który zapisał się chwalebnie w dziejach Polonii, ale który również był powodem podziału generacji polonijnych. Delikatnie mówiąc, ZNP był przedsiębiorstwem ubezpieczeniowym, a panowały w nim stosunki prawie że feudalne, prezesi sprawowali władzę absolutną i nikt nie potrafił podnieść jakikolwiek, najmniejszy nawet, głos sprzeciwu. "Tu rodzony" Polonus był w oczach przywódców ZNP lepszym obywatelem USA i członkiem ZNP niż ten napływowy, naturalizowany czy nie daj Boże, posiadacz zielonej karty. I te stare standardy widać nawet w obecnych wypowiedziach F. Spuli, który za bardzo rozgarniętym politykiem nie jest: wystarczy przypomnieć kilka punktów jego oświadczenia: oto pan Spula, już upatrując w swoich przeciwnikach wrogów Polonii, stawia pytanie, które nie przeszło by przez gardło żadnemu latynoskiemu liderowi: Spula jest bowiem zatroskany, czy jego krytycy są legalnymi obywatelami tego kraju. A przecież to akurat Kongres, mający na celu dobro polskiej grupy etnicznej, winien zabiegać o to, aby ci nielegalni uzyskali statut stałych mieszkańców, a później obywateli USA. Czy dla świętego spokoju pan F. Spula skompletuje listy nielegalnych Polaków i prześle je urzędowi Homeland Security? Z jakiej racji prezes KPA troszczy się o przynależność organizacyjną swoich krytyków, kiedy nie interesowały go ubeckie powiązania ludzi w jego własnej organizacji, jak na przykład Wojciecha Wierzewskiego. Czy przyjrzał się dobrze współpracownikom własnej prasy i usiłował dokonać jakiejkolwiek lustracji? Dlaczego, skoro tak ostrożnie lustruje opozycję, nie zajmie się na przykład własnymi współpracownikami w KPA? Dlaczego nie stara się wprowadzić do zarządu KPA ludzi, którzy z racji swego wykształcenia i pozycji w społeczeństwie mogliby być dla organizacji bardzo przydatni?

Spula wprowadza nas swoimi pytaniami w świat schizofreniczny. Nie można dzielić czegoś, co nie istnieje naprawdę, nie można podżegać przeciwko czemuś, co jest praktycznie fikcją. Skandalem jest oświadczenie Spuli, oświadczenie pełne naiwnej, choć butnej prostoty, sugerujące jego wyraźne ciągoty do dyktaturki. Wmawia się nam, że protest Polaków przed biurem KPA to próba podzielenia Polonii.

Oto moje krótkie uwagi, skierowane do lidera KPA:

Panie Prezesie, trochę logiki, socjologii, a nie egomaniackiej tyrady. Uchodzi Pan za osobę publiczną, stąd musi Pan pogodzić się z tym, że podlega Pan krytyce, i ma obok sojuszników także oponentów. Każdy ma prawo postawić Panu pytanie. Pytania te wymagają Pańskiej odpowiedzi.

Jeżeli ktoś zarzuci Panu czy Pańskiej organizacji głupotę i marazm, to nie znaczy, że to samo zarzuca Polonii. ZNP jest częścią, wcale znowu nie taką dużą, nawet w stosunku do liczby Polaków w samym tylko Chicago. Nie ma mandatu na przemawianie w imieniu całej, wielomilionowej rzeczy polonijnej, bo jest przecież wyłącznie jej niewielka częścią .Owszem, reprezentuje Pan może (chociaż ostatnie zajścia temu mocno zaprzeczają) członków KPA, ale nie całą Polonię. Mnie Pan, na przykład, nie reprezentuje i nigdy nie dałbym Panu takiego mandatu.

Ludzie, których posądza Pan o działanie na szkodę KPA i ZNP wcale nie muszą być - i na pewno nie są - wrogami Polonii amerykańskiej, a kto wie, czy nie są warci więcej niż Pan i skupiona wokół Pana grupa, gdzie przecież trafiają się byli członkowie PZPR, informatorzy UB, ideologowie marksistowscy, czy ludzie ciągający swoich przeciwników po sadach.. W Chicago, owszem, wielu Polaków zna Pańskie nazwisko, ale nie zawsze posiadają oni bliższe informacje, kto Pan zacz. Duża cześć nowo przybyłych emigrantów w ogóle nie wie, kim Pan jest i już na pewno nie rozumie, dlaczego akurat Pan, i z racji jakich osiągnięć, piastuje swoje stanowiska. Słyszeliśmy i to, że przypisywano Panu przywództwo w innej niż KPA instytucji ubezpieczeniowej, a mianowicie Zjednoczeniu Polsko-Rzymskokatolickim. Poza ciągle kurczącymi się grupami członków KPA i ZNP jest Pan po prostu osoba nieznaną. Nie potrafił Pan porwać za sobą tłumów, jak dokonał tego w swoim czasie Karol Rozmarek, a nawet, choć w dużo mniejszym stopniu, Alojzy Mazewski (a ten ostatni głównie dzięki postawie i anonimowej pracy wiceprezesa KPA, Kazimierza Łukomskiego). A mógł Pan, bo odziedziczył Pan urząd w dość ciekawych i dla obu narodów: amerykańskiego i polskiego - niebezpiecznych czasach.

A wie Pan, co powinien Pan zrobić, zamiast dolewać oliwy do ognia: kiedy to ludzie, Polacy, panie Spula, Polacy! - demonstrowali przed budynkiem ZNP, powinien Pan opuścić swoje biuro, wyjść do nich jak rodak do rodaka i zaprosić ich do środka siedziby związkowej, podjąć zwykły, ludzki dialog, uczynić zwykły, ludzki krok, choćby ze względu na złą pogodę, jaka w dniu tej demonstracji panowała. Ale pan zrobił to samo, co kiedyś komuniści w chicagowskim konsulacie. Zamknął Pan drzwi swojego gabinetu i milczał.

Nie przypuszczam, że Pan stchórzył. Przypuszczam, że Pan po prostu wiedział, że nie ma Pan tym ludziom nic do powiedzenia. No i, w jakim języku rozmawiałby Pan ze swoimi rodakami? Czy może, jak św. Paweł z Chrystusem, po łacinie, a nie aramejsku? Do demonstrujących Polaków prezesowi Kongresu Polonii Amerykańskiej nie wypadało przemawiać po angielsku. Byłaby to kompromitacja. A z rodzinną mową, która ponoć jest nie tylko arką przymierza, ale i najpiękniejsza w świecie - szkopuł. Obawiam się, że nie potrafi Pan samodzielnie sformułować żadnej ważniejszej wypowiedzi po polsku na piśmie, nie potrafi Pan także swoich myśli po polsku wyartykułować polskiemu rozmówcy. No, bo wszyscy wiemy, jaka jest Pańska polszczyzna. Czy wynagrodzenie, które w ZNP Pan pobiera nie stało się dla Pana zachętą do dobrego poznania języka ludzi, których przynależność do ZNP gwarantuje Pańską pensje?

Wśród Pańskich oponentów znajduje się wielu ludzi doskonale znanych społeczności polonijnej. Dlaczego wobec tych ludzi stawia Pan tak ryzykowne pytanie, z góry ich potępiające. Powtórzę je: "Jaki mają interes (oponenci p. Spuli - p..m.) w podżeganiu do konfliktów w naszej społeczności?" No I, o kogo tu w końcu chodzi? O Andrzeja Burghardta, Stanisława Śliwowskiego, Natalię Kamińską, Edmunda Lewandowskiego, Mariusza Szajnerta, prof. Zdzisława Wesołowskiego, Jerzego Bogdziewicza, Maurycego Leszkiewicza, Michaela Mietka Dutkowskiego, Anię Karwan, Genowefę Jurek, Zdzisława Jurka, czy wreszcie członków Klubu Gazety Polskiej Chicago 2 i Patriotycznej Polonii w USA?

O jakim konkretnym interesie polonijnym Pan mówi? Równie ja mógłbym Pana zapytać: po co nam jakiś niedouczony przywódca w ważnej, niby czołowej organizacji, któremu najprostsze polskie teksty i przemówienia trzeba tłumaczyć tam i z powrotem z polskiego na angielski? Podobnie jest zresztą w innych organizacjach polonijnych, które albo polonijnymi być przestały, albo wyzbyły się języka polskiego w ramach organizacyjnych i są tylko polonijnymi ze względu na zgromadzony kapitał.
Co Pan, Panie Spula, robi w ZNP i KPA? Czy już na tyle zapomniał Pan o swoim polskim pochodzeniu, że nie zauważył Pan, że w katastrofie smoleńskiej zginął również członek Pańskiej organizacji? Dlaczego nie zdobył się Pan na zwykłe w takim wypadku złożenie kondolencji rodzinie? Czy tak bardzo chciał być Pan postrzegany jak "poprawny politycznie"?

Nawet nie zna Pan dobrze historii kraju, którego obywatelstwo Pan posiada. Zaleca Pan oponentom obecnej administracji polskiej (czy polskiej?) jedyne wyjście: czekanie, aż zakończy się jej kadencja, aż do następnych wyborów. A tak akurat być nie musi, a często nie bywa. Ileż to już razy gniew ludu zmiótł z urzędów demokratycznie wybranych liderów (oczywiście, poza tymi z KPA, bo tam akurat pozycje są żelazne!). Byliśmy świadkami upadków niejednego demokratycznie wybranego przywódcy, Richarda Nixona na przykład, a o perypetiach jurnego Billa Clintona czy obecnego gubernatora Wisconsin Scotta Walkera nie wspominając Zasłanianie się potrzebą "dobrych relacji" z partiami będącymi przy władzy i ich przywódcami dla osiągnięcia "dobrych celów" dowodzi całkowitego braku jakiejkolwiek wiedzy czy nawet intuicji politycznej. Osoba, która pomagała Panu sformułować ten punkt, działała wyraźnie na Pańska szkodę, bardziej niż wszyscy Pańscy oponenci razem wzięci - bo takie stwierdzenie dowodzi jedynie kretynizmu i braku podstawowej wiedzy historycznej. Rząd USA nie ze wszystkimi reżimami dyskutuje i nikt na przykład w Stanach Zjednoczonych nie pochwala prób utrzymania dobrych stosunków z przywódcami, tłamszącymi demokrację.

A wie Pan, Prezesie Kongresu Polonii Amerykańskiej, ile to w Polsce zamordowano ludzi z powodów politycznych? Ilu zginęło za głoszenie prawdy? Za to, że nie chcieli być, jak Pan, neutralni? Za to, że wykazywali niepoprawną politycznie chęć wyjaśnienia przyczyn katastrofy w Smoleńsku, czy wskazywali na niecne praktyki i przekręty finansowe polskiej administracji. Przypomnę tutaj nazwisko młodego, odważnego, szlachetnego chłopaka, dziennikarza, ur. w roku 1968, Jarosława Ziętarę. Nie ma go. Kiedy zginął, miał tylko 24 lata. Nie stanął za nim Kościół, papież, Polonia, Kongres Polonii Amerykańskiej. A lista pomordowanych jest długa... Pan, jako prezes KPA, powinien uczyć się tej listy nazwisk na pamięć. Zamiast udzielać surowych reprymend na przykład rządowi litewskiemu, trzeba może było zwrócić baczniejszą uwagę na poczynania grupy Tuska i potrafić się do niej ustosunkować. No, bo przecież tylko ślepy i głuchy politycznie matoł nie dostrzega, że ta administracja, wyłoniona w demokratycznych wyborach (czy rzeczywiście uczciwych i demokratycznych, bez dezinformacji i akcji sabotażowej?) przybiera coraz bardziej cechy dyktatorskiego, krwawego, oszukańczego reżimu, coraz częściej powracając do tych metod przemocy, które do perfekcji opracował reżim komunistyczny.

Bardzo chciałbym wiedzieć, Panie Prezesie, co Pan powie swoim członkom w chwili, kiedy Polakom w kraju uda się osiągnąć swoje cele, kiedy na przykład najbliższa przyszłość rozprawi się z działalnością poszczególnych partii i zostaną one zdyskredytowane? Albo: co Pan zrobi w chwili, kiedy uda się udowodnić, że tragedia smoleńska była wynikiem zaplanowanej na zimno zbrodni, drugim Katyniem?

Czy powie Pan wtedy: staraliśmy się być bezstronni i poprawni politycznie....
Ale kto Panu w to uwierzy? Polacy znają powiedzenie o korytach, przy których tak bardzo chcą trwać liderzy wszystkich nacji i maści.

A wie Pan, co się mówi w Chicago o prezesie KPA? Otóż w kuluarach organizacji polityczno-społecznych i kołach do nich zbliżonych mówi się i to, o zgrozo, bez ogródek, że wszystkie ostatnie Pańskie oświadczenia, zwłaszcza te o neutralnej postawie w sprawie zbrodni smoleńskiej i dyskryminacji i nękaniu niezależnych mediów związane są z donacjami, jakie polski minister spraw zagranicznych ma przekazać polonijnym organizacjom. Że i Kongres coś chce tu załapać z żywej gotówki, bo przecież jego sytuacja finansowa nie jest najlepsza. A tak, jak Polska da, to będzie można podnieść pensje co ważniejszym i bardziej neutralnym urzędnikom Kongresu. Że wszystko, o zgrozo, sprowadza się tylko do prób załapania mamony

.Nie wiem, czy to prawda. No, bo wie Pan, czego to ludzie nie mówią, zwłaszcza ci, na urzędach, spece od reprezentacji, którzy pragną przede wszystkim i dla siebie coś uszczknąć.

Tak bardzo bym chciał, aby chociaż w tym wypadku był Pan inny. Pragnę tego choćby ze względu na dobro wychodźstwa polskiego w świecie.

Edward Dusza
pisarz emigracyjny,
b. członek KPA Środkowego Wisconsin
i RSP Pomost,
członek zarządu Towarzystwa Krzewienia Nadziei