Dodano: 12.10.11 - 22:09 | Dział: Głos Polonii

List otwarty (część 2) - Aktualizacja




Sprawy i troski Polonii australijskiej


List otwarty
do członków Polskiego Ośrodka w Albion
w związku ze zbliżającym się rocznym walnym zebraniem

Nie głosujcie na ludzi, którzy są wrogami Ośrodka!


(ciąg dalszy)

Członkowie Polskiego Ośrodka w Albion, jeśli jesteście katolikami albo chociaż przyzwoitymi ludźmi, powiedźcie Debertowi, Borkowskiemu i Korabowi: BASTA!, albo wyrzućcie ich z zarządu.
Na rocznym walnym zebraniu członków Polskiego Ośrodka w Albion zobaczymy ilu wśród nich jest prawdziwych katolików lub przyzwoitych ludzi! Ilu troszczy się o dalsze losy Ośrodka, a ilu to wszystko „zwisa”. Bo organizacja jest taka, jakimi są jej członkowie.
Ci, którzy będą głosować ponownie na pp. Deberta, Borkowskiego i Koraba udowodnią, że nie są dobrymi Polakami i katolikami! Że nie są osobami godnymi być członkami Polskiego Ośrodka w Albion. Że ważniejsze jest dla nich kolesiostwo (chodzi o ludzi zapisanych przez tych panów na członków Ośrodka) niż troska o dalsze losy tego Ośrodka.
Rząd litewski dąży do likwidacji polskich szkół w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Tamtejsi Polacy mają odwagę demonstrować przed pałacem prezydenckim i Sejmem litewskim w obronie swoich szkół. Podobnie powinni postąpić rodzice i uczniowie Polskiej Szkoły w Albion. W dzień wyborów przed domem Polskiego Ośrodka w Albion powinni urządzić demonstrację z plakatami przeciwko polityce obecnego zarządu wobec szkoły. Niech zarząd i uczestnicy zebrania zobaczą siłę rodziców i młodzieży Polskiej Szkoły w Albion, którzy są także gośćmi Polskiego Ośrodka w Albion. Np. na ostatniej zabawie parafialnej urządzonej przez komitet o. Dominika Jałochy OP bawiło się 250 osób. Ile setek dolarów zarobił na nich sam bar?! A ludzie ci korzystają z restauracji i baru nie tylko podczas zabaw parafialnych. Ci ludzie są także uczestnikami wielu imprez organizowanych na terenie Ośrodka. Pozbywać się tych klientów i gości, tak dużych dochodów może tylko GŁUPI zarząd, albo ludzie pracujący na czyjeś zlecenie!
Chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego, że jeśli z Polskiego Ośrodka w Albion zostanie wyrugowana szkoła polska, w której uczy się 150 dzieci i młodzieży, to przyspieszy to tylko upadek Ośrodka i rozkradzenie jego majątku, na wzór byłego Domu Polskiego w City.
Kto zna historię Polskiego Ośrodka w Albion ten wie, że od samego początku miał i ma on swoich wrogów. Nawet Federacja Polskich Organizacji w Wiktorii, do której należy także Polski Ośrodek w Albion, nie okazuje nam wiele serca od samych naszych początków. Np. postarała się o finansową dotację rządową dla polskiego ośrodka w Rowville, ale nie dla nas! (Proszę tego jednak nie odczytywać jako dowodu na mój wrogi stosunek do Federacji, bo to nieprawda; organizacja ta jest nam potrzebna i nie mam nic przeciwko należeniu do niej Polskiego Ośrodka w Albion; jako dziennikarz i historyk Polonii australijskiej mam jednak prawo krytykować to, co mi się w jej działalności nie podoba).
Oczywiście także wśród innych rzekomych Polaków z niektórych organizacji jak i nie zrzeszonych osób – ludzi głupich, zawistnych i podłych oraz... kombinatorów mieliśmy i mamy wrogów. A sporo ich tu przybyło z falą emigracji solidarnościowej (był taki co okradł nawet naszą Federację i uciekł do Anglii, a jego matka była w zarządzie naszego Ośrodka!; albo ci, co ukradli tablicę brązową z pomnika na Mt Macedon, o czym pisała prasa australijska, itd., itd.). Byli wśród nich także agenci komunistycznej bezpieki czy chociażby tylko członkowie komunistycznej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR). Niestety wdarli się oni głęboko w nasze polonijne życie. Obecny prezes Rady Naczelnej Polonii Australijskiej, Janusz Rygielski, był członkiem PZPR. Ludzie o takich poglądach kontrolują polski program państwowego radia etnicznego SBS i swymi mackami coraz bardziej oplatają ukazujący się w Melbourne „Tygodnik Polski”. – Widać, że dokonują teraz szturmu na Polski Ośrodek w Albion.
Jednak to nie wszystkie grzechy obecnego prezesa i zarządu Polskiego Ośrodka w Albion.
Tymi grzechami to:
1. Wprowadzenie przez Piotra Deberta do zarządu Ośrodka kilku członków jego rodziny! – nepotyzm grożący korupcją!!!
2. Zmuszenie członków zarządu do podpisania „lojalki” wobec zarządu.
3. Nagrywanie zebrań zarządu bez zgody wszystkich jego członków.
4. Masowe zapisywanie przez ludzi z zarządu na członków Ośrodka swoich znajomych, przy jednoczesnej odmowie przyjmowania na członków nie swoich ludzi lub utrudnianie ich przyjęcia przez różne tricki, zniechęcające ich do tego (wobec swoich kandydatów zarząd tego nie robi, a wobec obcych kandydatów żąda osobistego przybycia, wyjaśnienia dlaczego dana osoba chce być członkiem i co chce zrobić dla Ośrodka – jak pomóc w pracy zarządowi; tak jakby członkiem Ośrodka czy jakiejkolwiek innej organizacji nie mogła zostać osoba, która nie może czy nie chce pomagać w pracy zarządowi, a po prostu chce być członkiem Ośrodka!). Ogółem nie przyjęto na członków Ośrodka 30 osób – bo to nie ludzie panów Deberta, Koraba i Borkowskiego!
5. Usuwanie z listy członków Ośrodka niewygodnych dla zarządu osób, jak np. 17 września 2011 p. W.K. z oskarżenia p. Tadeusza Borkowskiego i bez zapoznania się z tym co ma na ten temat do powiedzenia p. W.K.! W ten sposób można wykreślić z listy członków kogokolwiek zarząd zechce.
To prawda, że jakikolwiek zarząd nie musi przyjmować danej osoby na członka swojej organizacji i nie musi podawać powodu odmowy. Jednak na zebraniu 10 września 2011 roku pan Mieczysław Żurek powiedział, że każdy Polak, który chce być członkiem Ośrodka powinien być przyjęty i za jego prezesury KAŻDA osoba była przyjmowana. Nie patrzył na to kto będzie na jego głosować a kto nie, co czyni obecny zarząd i co jest BARDZO NAGANNE. Bo pachnie to dyktaturą i próbą utrzymania się przy władzy przy pomocy różnych nieetycznych sztuczek i naginanie prawa. Tak rządziła komunistyczna mafia w PRL. Czy jej metody utrzymywania się przy władzy są wprowadzane dzisiaj w organizacjach polskich w Australii przez byłych członków PZPR?!
Wiemy, że z falą emigracji solidarnościowej przybyli do Australii byli funkcjonariusze bandytyzmu komunistycznego i ich tajni agenci. Jedni uciekli przed strachem o własną skórę, a inni byli tu wysyłani do rozbijania Polonii.
Wśród członków Ośrodka są ludzie, którzy twierdzą, że obecny jego prezes, p. Piotr Debert był w komunistycznym ZOMO. Może był – może nie był. Nie ma chyba na to dowodów, a jak nie ma wiarogodnych dowodów to nie należy o tym mówić, bo może to być zwykłe oczernianie niewinnego człowieka. Człowiek jest niewinny, dopóki sąd nie udowodni mu winy lub dopóki wiarygodne fakty nie potwierdzą jego łajdactwa. Jeśli ktoś ma wiarygodne dowody na to, że p. Debert był w ZOMO, to proszę o kontakt ze mną. (Są ludzie, którzy mówią, że p. Debert został prezesem, aby podreperować finanse swojego zakładu stolarskiego. Uważam to za złośliwość, gdyż jako do niedawna członek zarządu, mam wiarę w to, że finanse Ośrodka są na razie prowadzone raczej fachowo i rzetelnie. Martwi mnie jednak duża ilość członków rodziny p. Deberta w zarządzie, bo to może sprzyjać korupcji).
Mamy jednak pewne poszlaki, które mogą, ale nie muszą, wskazywać na niechlubną przeszłość innego członka obecnego zarządu Ośrodka. Wobec krążących natarczywie pogłosek, że także Tadeusz Borkowski ma rzekomo niechlubną przeszłość PRL-owską i że wraz z żoną – Teresą znajduje się na tzw. „Liście Wildsteina” sam zaglądnąłem do niej.
„Lista Wildsteina” – nazwa nadana spisowi imion, nazwisk i pewnych sygnatur, będącemu indeksem katalogowym archiwalnych zasobów akt Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) w Warszawie, po jego wyniesieniu na zewnątrz IPN przez znanego dziennikarza Bronisława Wildsteina, publicystę jednego z czołowych dzienników - „Rzeczpospolita” i rozpowszechnieniu spisu w środowisku mediów, a potem upublicznieniu w internecie na początku 2005 roku.
Lista zawiera 162 617 nazwisk z imionami (w tym nie powtarzało się około 120 tys.), z czego 80 458 miało być współpracownikami komunistycznych służb bezpieczeństwa Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (PRL) – świadomych i faktycznych jak i fikcyjnych (lub jak to inaczej określono – nieświadomych).
Na „Liście Wildsteina” nazwisko Tadeusz Borkowski jest podane aż 7 razy!
Obecnym sekretarzem Polskiego Ośrodka w Albion jest Tadeusz Borkowski – człowiek, który wobec prostactwa jego prezesa, Piotra Deberta, jest faktycznym władcą Ośrodka.
Oczywiście Tadeusz Borkowski może nie mieć nic wspólnego z Tadeuszem Borkowskim czy Tadeuszami Borkowskimi znajdującymi się na Liście Wildsteina – być czystym moralnie jak łza w odniesieniu do jego pobytu w PRL. Ale może być i tak, że podany tam Tadeusz Borkowski czy jeden z nich to właśnie obecny sekretarz Polskiego Ośrodka w Albion, a więc były współpracownik komunistycznej bezpieki, który albo uciekł z Polski Ludowej w okresie Solidarności z obawy o swoją skórę, albo został wysłany przez reżymową Służbę Bezpieczeństwa na Zachód w celu rozpracowywania i niszczenia emigracji solidarnościowej czy w ogóle niszczenia Polonii.
Jedno jest pewne, gdyż sam to słyszałem od niego: Tadeusz Borkowski jest zwolennikiem Platformy Obywatelskiej, która, chociaż nie w teorii, ale w praktyce jest przeciwna przeprowadzeniu powszechnej antykomunistycznej lustracji w Polsce i dąży do podporządkowania sobie Instytutu Pamięci Narodowej. A tak ogólnie: jest partią, której można śmiało zarzucać antypolską działalność. I jest faktem, że wielu jej nielicznych zwolenników w Australii (w tylko co odbytych wyborach do Sejmu i Senatu RP głosowały na nią 592 osoby) to ludzie o nieciekawych poglądach (właśnie często lewackich) i zapewne nieciekawej przeszłości w PRL.
Jako członkowie Polskiego Ośrodka w Albion i jako osoby, z których zdecydowania większość walczyła z reżymem komunistycznym i miała zawsze i ma zapatrywania antykomunistyczne mamy prawo wiedzieć czy obecny sekretarz Ośrodka jest byłym zbirem komunistycznym czy nie.
W takim wypadku osoby mają prawo – i występują, jeśli nie czują się winne! – do Instytutu Pamięci Narodowej o dokonanie lustracji ich osoby. IPN może potwierdzić współpracę danej osoby z SB lub ją oczyścić z tego zarzutu.
Mamy prawo oczekiwać, że sekretarz Ośrodka, Tadeusz Borkowski podda się takiej lustracji. Jeśli nie podda się to padnie cień na jego osobę – na jego działalność w komunistycznej Polsce.
Jednocześnie do czasu wydania orzeczenia przez IPN powinien ustąpić ze stanowiska sekretarza Polskiego Ośrodka w Albion i nie kandydować na to stanowisko podczas najbliższego Rocznego Walnego Zebrania Wyborczego Ośrodka.
Takiemu procesowi lustracyjnemu poddała się niedawno m.in. współpracująca z polskim programem australijskiego radia etnicznego SBS red. Barbara Nawratowicz. Bo nie miała nic złego na sumieniu.
Jeśli więc Tadeusz Borkowski nie podda się lustracji wówczas będziemy mieli większe prawo przypuszczać, że jednak współpracował z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.
INTERNET: „Lista Wildsteina”

IPN BU 0193/6052 BORKOWSKI TADEUSZ
IPN BU 0218/1657 BORKOWSKI TADEUSZ
IPN BU 0242/1819 BORKOWSKI TADEUSZ
IPN BU 0833/677 BORKOWSKI TADEUSZ
IPN BU 01050/1411 BORKOWSKI TADEUSZ
IPN BU 1161/53 BORKOWSKI TADEUSZ
IPN BU PF 900/21 BORKOWSKI TADEUSZ

Nawet jeśli ani Debert, ani Borkowski ani Korab nie byli w ZOMO czy agentami SB to są w stu procentach przysłowiowymi „dziećmi PRL-u” i to w jak najbardziej ujemnym ujęciu tego określenia. Żyli w PRL i nasiąkli jego komuszym życiem, nawet jak są dalecy od komunizmu. Bowiem, jak to mówi porzekadło: „czym roślinka za młodu nasiąknie tym na starość trąci”.
Bowiem czy metodami komunistycznymi nie są: wprowadzone przez obecny zarząd np. nagrywanie miesięcznych zebrań zarządu – bez zgody jego wszystkich członków, zmuszenie członków zarządu do podpisania lojalki wobec zarządu, zgodnie z którą tajemnicy podlega to co było dyskutowane na zebraniu (ja „na odczepnego” podpisałem ją ale z adnotacją w języku angielskim, że ją podpisuję z zastrzeżeniem, że nie ogranicza ona wolność słowa), likwidacja „Biuletynu”, bo może zamieszczać nieprzychylne dla zarządu informacje, ciągoty do tego aby wypisywać z listy członków Ośrodka niewygodne osoby czy przyjmowanie na członków tylko „samych swoich” i utrudnianie innym zapisywania się na członków?! No i to jakże komunistyczne z ducha działanie z pozycji siły w stosunku do Szkoły Polskiej w Albion i o. Dominika Jałochy!
Sama fizjonomia Tadeusza Borkowskiego odpycha mnie od niego, od kiedy go poznałem. Przypomina mi UBowców lub sekretarza komunistycznej partii na prowincji (znałem takiego w Polsce – nazywał się Wysocki). Zawsze, ale to zawsze jak go widzę, kojarzę go z komunistycznym komisarzem Strielnikowem z głośnej powieści Borysa Pasternaka „Doktor Żiwago”, sfilmowanej w 1965 roku. Prawda, potrafi być grzeczny i towarzyski. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości bardzo to nieciekawy i dla wielu niebezpieczny człowiek (nie dla mnie!).
Dla mnie nie ulega wątpliwości, że Polski Ośrodek w Albion jest w rękach domorosłych dyktatorów.
W rękach marnych Polaków i katolików oraz wrogów nie tylko o. Dominika Jałochy OP i Szkoły Polskiej ale także Polskiego Ośrodka w Albion!
Na pohybel im!!!
Kiedy byłem sekretarzem redakcji ukazującego się w Melbourne „Tygodnika Polskiego”, sekretarzem administracji była pani Helena Dąbrowska. Przybyła do Australii na początku lat 60. XX w. z Bydgoszczy. Pracowała tam w głównym oddziale Banku Polskiego. Opowiadała nam, że podczas antystalinowskich wydarzeń Października 1956 pracownicy banku wywieźli z gmachu na taczce jej dyrektora – obrzydliwego stalinowca. Później czytałem o podobnych wypadkach w innych miastach Polski.
Podobnie powinno się w przenośni postąpić z Debertem, Borkowskim i Korabem. Dla dobra Polskiego Ośrodka w Albion powinni być wyrzuceni na śmietnik historii.
Jeśli tego nie uczynimy to postawimy tym samym krzyżyk na Polski Ośrodek w Albion. Obawiam się, że za jakiś czas przestanie być on polskim ośrodkiem – podzieli los Domu Polskiego w City. Straciliśmy go, nie otrzymując za niego nawet przysłowiowego grosza-centa, bo do zarządu weszli ludzie głupi i podli, marni Polacy, ale za to wielkie cwaniaczki. Bo osobiście wierzę, że niektórzy z nich dostali dobre wynagrodzenie za to co z tym Domem uczynili – za odebranie go Polakom!

Marian Kałuski

........................................................................................................................

LIST Ewy Wawrzykowskiej do Mariana Kałuskiego
(pisownia oryginalna)

Dobry wieczor,
Uprzejmie dziekuje za przekazanie kolekcji „Biuletynu”, ktora otrzymalam w ostatnich dniach.
Zapoznalam sie rowniez z Pana rezygnacja.
Ogromnie mnie dziwi, iz od Pana, ktorego uwazam za czlowieka inteligentnego otrzymalam tak nieodpowiedzialna retoryke!
Mozna zrozumiec ludzi prymitywnych, chorych ale, skad u ... Pana tak uposledzona percepcja otaczajacej nas rzeczywistosci ???!!!
Sugestia –„jesli nie chcecie miec nic wspolnego z ta ksiazka (Polski Centralny Osrodek Spoleczno- Sportowy w Alboin 1984-2009)- bo to nie Wasza i nie o Was...” oraz oskarzenie o trzymanie Pana pracy „w ciemnym schowku” jest absolutnie bezpodstawne, wrecz absurdalne !!!
Oto fakty:
1. Promocja ksiazki podczas Swieta Sportowego- mozliwosc zakupu z wlasnoreczna dedykacja autora – luty 2011
2. Reklama na lamach Biuletynu, wydawanego przez Zarzad – nr: 6, 7, 8, 9, 10
3. Prezentacja i sprzedaz podczas uroczystosci z okazji Dnia Matki- 8 maja 2011-09-24
4. Zorganizowanie stoiska i sprzedaz podczas Targow w Osrodku w Albion – 13 sierpnia 2011
5. Ogloszenie na lamach Tygodnika Polskiego informacji o wydaniu i mozliwosci nabycia ksiazki w Osrodku Alboin
6. Ksiazka od momentu wydania jest eksponowana w centralnej gablocie Osrodka
7. Ksiazka od momentu wydania jest wystawiona i dostepna do nabycia codziennie w barze Osrodka
Fakty te sa wyjatkowe ewidentne i bezdyskusyjne!!!!!
„Reszta(Zarzad) to nowe osoby ... co wiecej osoby te ... naleza do innego polskiego osrodka duszpasterskiego... zwiazane nie z o. Dominikiem Jalocha, a tylko z ks. Jozefem Migaczem- polskim duszpasterzem.
Ojciec Dominik Jalocha ...to dla nich obca osoba”.
Myli sie Pan i w tym stwierdzeniu- ks D. Jaloche laczy 20-sto letnia znajomosc! z wiekszoscia nowego Zarzadu i wiele wspomnien! Doskonale znana jest ks Dominika operatywnosc i dzialalnosc.
Drastyczny, bardzo niestosowny zarzut o dzialalnosc antypolska i antykatolicka postawiony Zarzadowi nie znajduje tu zadnych podstaw- obaj , jak zauwazono sa ksiezmi, sa ksiezmi katolickimi !!! i duszpasterzami polskimi !!!
Ekuminizm laczy rozne religie swiata, byl podstawa pontyfikatu Bl. Jana Pawla II, troski o wspolegzystencje roznych religii, ras, narodow a Pan!!! oreduje za oddzielniem dwoch polskich, katolickich zakonow - Dominikanow od Chrystusowcow ???-
to tutaj z pewnoscia mozna sie dopatrywac antypolskiej, antykatolickiej i antypatriotycznej postawy, szkodliwej dla przyszlosci mlodego pokolenia i Polonii zachodnich dzielnic Melbourne !!!
Z ubolewaniem
Ewa Wawrzykowska
..........

Odpowiedź Mariana Kałuskiego

Dzień dobry,

W sprawach, o których Pani pisze nie jest Pani bezstronną osobą. Jesteście Państwo przyjacielami prezesa Piotra Deberta – prawie tak jak rodzina. Ja natomiast nie jestem związany ani z p. Debertem, ani z o. Dominikiem, ani „zawodowo” z Polskim Ośrodkiem w Albion i dlatego moje opinie są niezależne od nikogo i czegokolwiek. To duża różnica. Poza tym w wielu sprawach mam wiarygodne informacje, o których nikt z Was nie wie.
Na pewno nie ma nic złego z moją inteligencją. Jednak, o czym Pani zapomina, inteligencja jest niczym bez kultury osobistej i zasad moralnych. Niestety tych trzech rzeczy nie widać u wielu członków obecnego zarządu Polskiego Ośrodka w Albion. I tylko dlatego zrezygnowałem z członkostwa w zarządzie. Czułem się w nim jakbym był wśród watahy wilków. Jaka to inteligencja, kultura osobista i moralność jest wtedy, kiedy np. Panie ZA KAŻDYM RAZEM kiedy zabierała głos pani Wiesia Grabowska śmiałyście się z tego co mówiła i przedrzeźniały się z niej. Moja inteligencja, kultura osobista i wszczepione zasady moralności mówią mi, że to zwykłe chamstwo! Przykład na nienawiść człowieka do człowieka.
Jeśli chodzi o stosunek wielu członków obecnego zarządu do o. Dominka Jałochy OP to jest on bardziej niż naganny. Dopatruję się w tym wręcz zwierzęcej nienawiści! Przez 10 miesięcy dobrze się Wam przyglądałem i uważnie przysłuchiwałem. Dlatego wiem co mówię. I żadne wspominane przez Panią ekumenizny i przywoływanie papieża Jana Pawła II nie zmienią tego mego zdania. Moglibyście śmiało zapisać się do antyklerykalnego Ruchu Palikota, gdyby Waszym „ojcem duchownym” nie był inny ksiądz, który albo za tym stoi, albo dla własnych korzyści tarza się w Waszym błocie!
Ja przyszedłem do Ośrodka, aby mu pomóc w miarę moich możliwości (np. „Biuletyn”), a nie być świadkiem tego jak człowiek człowiekowi jest wilkiem i „katolik” wilkiem dla drugiego katolika.
To co Pani pisze o reklamie mojej historii Polskiego Ośrodka w Albion to prawie wszystko było moją inicjatywą i w dużej części pracą. Bez tego udział w reklamowaniu i sprzedaży tej książki przez zarząd równał by się prawie zeru!!! Nie było PRAWDZIWEGO zaangażowania się zarządu w tę sprawę. PSIM OBOWIĄZKIEM zarządu było zorganizowanie prezentacji książki, tak jak to uczynił ze swoją książką o. Dominik Jałocha (sprzedał 200 egzemplarzy!). A poza tym była by to wspaniała okazja do rozreklamowania Ośrodka wśród Australijczyków – obecność notabli i notatki w prasie lokalnej. - Pani obrona zarządu w sprawie książki przypomniała mi pewną anegdotę o marsz. Józefie Piłsudskim, którą utrwalił Michał Pawlikowski w swoich wspomnieniach. Otóż marszałek przyjechał do Wilna i pyta się wojewody co załatwił w danej sprawie. Wojewoda odpowiedział, że już odbyli kilka posiedzeń. Wówczas Piłsudski powiedział: Ja nie pytam pana czy siedzieliście na dupie, tylko co konkretnego zrobiliście w tej sprawie.
Zastanawiam się dlaczego list adresowany do mnie i treścią związany z moją osobą wysłała Pani także o. Dominikowi. Czyżby Pani myślała, że to on napisał mój „List otwarty”, a ja go tylko podpisałem lub że był jego inspiratorem? Czyżby był to kolejny „przyjacielski” kopniak wymierzony o. Dominikowi? Czy może próba zakłamania rzeczywistości?
W mediach ukazało się kilka tysięcy moich tekstów i w życiu napisałem także kilka tysięcy listów. Zapewniam Panią, że NIKT i NIGDY ich dla mnie nie pisał. I nie zasięgałem nigdy rady co mam napisać. Jak o czymś nie wiem, jak coś mi nie leży na sercu to nie piszę.
A jeśli chodzi o próbę zakłamywania rzeczywistości, to daremny Pani trud. Z PRAWDĄ nie można wygrać!...

Z ubolewaniem,
Marian Kałuski

..........................................................................................................................

To wielki skandal!
(31.10.2011)

Zarząd Polskiego Ośrodka w Albion (Melbourne) postanowił upowszechnić sprawę swego konfliktu ze Szkołą Polską w Albion i z o. Dominikiem Jałochą OP, który założył tę szkołę i jest jej opiekunem, i jednocześnie zakłamać rzeczywistość. 5 października 2011 rozesłał do wszystkich członków Ośrodka list w tej sprawie, a 21 października rozpowszechniał na terenie Ośrodka list „Do Gości i Bywalców Ośrodka”. Oba listy podpisali Piotr Debert – prezes, Andrzej Korab – wiceprezes i Tadeusz Borkowski – sekretarz.

Na pierwszy list odpowiedział o. Dominik Jałocha OP „Oświadczeniem” wydanym 15 października 2011 roku i opublikowanym w „Kworum” 19 października. Na list „Do Gości i Bywalców Ośrodka” odpowiedział o. Dominik właśnie wydanym „Oświadczeniem”, noszącym datę 28 października 2011 roku i rozpowszechnianym wczoraj (30.10.2011) w polskich ośrodkach duszpasterskich, w których pracuje o. Dominik.

Oba „Oświadczenia” o. Dominika są ważnymi dokumentami odnoszącymi się nie tylko do relacji między obecnym zarządem Polskiego Ośrodka w Albion a Szkołą Polską w Albion i o. Dominikiem Jałochą OP, ale także dowodem na to, że to co opisałem w swoim „Liście otwartym do członków Polskiego Ośrodka w Albion w związku ze zbliżającym się rocznym walnym zebraniem”, a opublikowanym w „Kworum” 12 października 2011 roku jest zgodne z prawdą.

W „Oświadczeniu” z 28 października 2011 roku o. Dominik Jałocha OP pisze: „Współpraca z poprzednimi Zarządami Ośrodka Albion a Dominikańskim Ośrodkiem (19 lat) i ze Szkołą (7 lat) układała się zawsze dobrze. Zawsze panowały przyjacielskie stosunki między Szkołą a Ośrodkiem... Obecny Zarząd od początku szukał jakiś problemów w relacjach ze Szkołą. Wyczuwało się to niemal na każdym kroku. Najlepiej, gdyby Szkoła się nie rozwijała i przestała istnieć, dawano wielokrotnie nam (świadomie lub nieświadomie) do zrozumienia, że nasze towarzystwo jest niepożądane...” i zaraz po tym daje na to szereg przykładów.

Odnosząc się do tego co jest napisane w tych dwóch listów zarządu Ośrodka, o. Dominik pisze: „Z całą stanowczością oświadczam, że opisane w listach wydarzenia są nierzetelne i nieobiektywne...” i zarzucił zarządowi Ośrodka kłamliwe przedstawianie pewnych wydarzeń, jak np. spotkanie panów Bogdana K. i Jacka M. – jako rzekomych przedstawicieli o. Dominika - z panami P. Debertem, A. Korabem i T. Borkowskim, co zarzucili zarządowi Ośrodka pp. Bogdan K. i Jacek M. w wydanym przez nich oświadczeniu.

Widać, że jak prawda nie jest po stronie zarządu Ośrodka, to zarząd nierzetelnie i nieobiektywnie ją przedstawia, albo dowolnie interpretuje pewne niewygodne dla nich stwierdzenia.

Kolejnym na to przykładem jest list Andrzeja Koraba do redaktora naczelnego polsko-polonijnej gazety internetowej „Kworum” z 19 października 2011, w którym nie tylko wylał na mnie kubeł pomyj, ale moją uwagę: „Doprowadzacie do rozbicia społeczeństwa polskiego związanego z Ośrodkiem w Albion, do wojny z o. Dominikiem Jałochą OP i Szkołą Polską w Albion. A wynik tego jest taki, że zgodnie z tym co powiedział na dwóch zebraniach zarządu sekretarz Ośrodka, p. Tadeusz Borkowski, dwa razy bał się, że zostanie pobity przez dwóch osobników oburzonych tym co zarząd wyprawia. Czyli w powietrzu wisi groźba rękoczynów, czyli w języku bardziej wstrząsającym – mordobicia. A co będzie jak przez Was poleje się krew?! Bo od rękoczynów do przelewu krwi jest niedaleka droga. Czy tak ma przejść do historii prezesura pana Piotra Deberta?!”, zinterpretował następująco po swojemu: „...Mam prawo domagac sie od panstwa australijskiego (i mam nadzieje polskiego) ochrony przed nienawistymi napadami oszołomów, grozacymi mi „mordobiciem” i przelewem krwi. To sie nazywa „cyber-bullying” i policja australijska rowniez przed takimi wirtualnymi napadami chroni swoich obywateli”. I tylko na podstawie tej oto wymyślonej przez siebie czystej głupoty (a i podłości!), czyli że Kałuski rzekomo grozi mu „mordobiciem” i rozlewem krwi, domagał się od redaktora „Kworum” zdjęcia mego „Listu otwartego”.

Kto zaprzeczy, że zachowanie p. Koraba nie jest objawem głupoty i podłości? Polskie powiedzenie mówi: „Każdy sądzi według siebie”. Pan Korab myślał, że redaktor naczelny „Kworum” jest zapewne tak „mądry” jak on. Pomylił się. Okazał się być mądrzejszy i tej głupoty i podłości p. Koraba nie kupił!

Gdy p. Korabowi nie udało się zdjęcie z „Kworum” mojego „Listu otwartego”, wówczas pani Monika Wiench zaczęła wyrażać swoje oburzenie, że komentarze pod moim „Listem otwartym” w „Kworum” są poniżej krytyki, co jest oczywiście wielką przesadą. Ale jednocześnie nie okazuje troski o to, co się dzieje w Polskim Ośrodku w Albion.

Widać, że mijanie się z prawdą i złośliwość to specjalność wielu członków obecnego zarządu Ośrodka. Np. Ewa Wawrzykowska w swym drugim liście do mnie, który opublikowała w „Kworum” 27 października 2011 roku pisze: „...Wydawanie Biuletynu, a wiec i na lamach niego reklama Pana ksiazki oraz sojuszniczych firm to jedyna Pana praca w obecnym Zarzadzie, oprocz jatrzenia przeciw poprzedniemu Zarzadowi , a teraz rowniez obecnemu !!!...”. – Oto jak głupie i podłe jest to zdanie: po pierwsze: moją JEDYNĄ czynnością w zarządzie miało być i było wydawanie „Biuletynu”; po drugie: nie reklamowałem mojej książki, a tylko książkę o Polskim Ośrodku w Albion, a WSZYSTKIE pieniądze z jej sprzedaży szły do kasy Ośrodka! (niebywałe!: widać, że dla Ewy Wawrzykowskiej, a zapewne i dla inny osób w obecnym zarządzie, reklamowanie przeze mnie książki o Ośrodku było zbrodnią-przestępstwem!); po trzecie: odnośnie nazywanych przez nią sojuszniczych firm reklamowanych w „Biuletynie”, to nie były one moimi sojusznikami, a instytucjami i osobami związanymi z Ośrodkiem i krytyka tego jest również głupia i podła; po czwarte: to kłamstwo, że jątrzyłem przeciwko poprzedniemu zarządowi Ośrodka; zaraz po objęciu władzy nowy zarząd zastanawiał się czy nie oddać w ręce adwokata sprawę rozliczenia poprzedniego zarządu z jego działalności; na wyższym szczeblu zarządu coś tam zadecydowano – sprawa ucichła i chyba od marca nikt, w tym także Marian Kałuski, nie zajmował się sprawami poprzedniego zarządu. Tak więc pisanie, że w zarządzie poprzednim, a tym bardziej obecnym „jątrzyłem przeciw poprzedniemu Zarządowi”, to zwykłe oszczerstwo! A czyni to rzekoma katoliczka, z której ust jak woda z kranu leją się myśli chrześcijańskie. Akurat wczoraj w kościele była czytana ewangelia o obłudnych faryzeuszach. Tej obłudy katolickiej jest pełno u wielu członków obecnego zarządu Polskiego Ośrodka w Albion. Chodzą w przebraniu owczym, a wewnątrz są wilkami drapieżnymi, a przez to wręcz sługami Szatana!

Wracając do „Oświadczenia” o. Dominika Jałochy z 28 października 2011 roku dowiadujemy się, że to nie Szkoła Polska w Albion jest na utrzymaniu Ośrodka, ale że to Ośrodek jest dłużny Szkole 9889 dolarów i że prośba Szkoły z dnia 25 sierpnia 2011 roku o zwrot pożyczki, pozostaje po dziś dzień bez odpowiedzi. A więc nie tylko mnie obecny zarząd Ośrodka nie chce zapłacić za wielką pracę jaką włożyłem w redakcję i wydanie dwóch książek Ośrodka, ale także coś kombinuje, aby nie oddać Szkole należnego jej długu. Doprawdy, bardzo to po chrześcijańsku!

Do „Oświadczenia” z 28 października 2011 roku został załączony tekst nowej, proponowanej przez zarząd Polskiego Ośrodka w Albion, umowy ze Szkołą Polską. Czarno na białym widać, jak obecny zarząd Ośrodka wraz z ks. Józefem Migaczem TChr. chcą zlikwidować największą (150 uczniów) i najlepszą szkołę polską w Australii. Np. zarząd Ośrodka nie chce ze Szkołą wieczystej czy długoletniej umowy, ale chce zawierać ją „od czasu do czasu”, czyli np. po roku może powiedzieć, że umowy nie odnawia i Szkoła ma się wynosić z Ośrodka. Chce także 1 dolar za wynajem terenu, na którym stoją budynki szkole. Ale ten dolar w każdej chwili może być podniesiony do wielu dolarów, nawet do kilku czy kilkunastu tysięcy dolarów. Poza tym wygląda na to, że zarząd chce, aby Szkoła była posłuszna jemu, chce ingerować w to co ma być nauczane i robione w szkole, a za byle jaki incydent rości sobie prawo wymówienia umowy. Itd., itd.

O. Dominik Jałocha OP kończy swoje „Oświadczenie” takimi oto uwagami: „Osądy zawarte w listach (zarządu Ośrodka) bardzo mnie i Wspólnotę (Dominikańską) skrzywdziły oraz zraniły i nie kryję rozgoryczenia. To bardzo boli. Doczekaliśmy się pięknej oceny i podsumowania mojej i Wspólnoty pracy społecznej w Ośrodku Albion!... Mam nadzieję, że zarząd Ośrodka znajdzie dość sił wewnętrznych i religijnych i doprowadzi, aby w Albion znów panowała miła, ciepła i przyjazna atmosfera. Uważam także, że w interesie Zarządu Ośrodka powinny być dobre relacje Ośrodka ze Szkołą oraz pomoc okazywana w realizowaniu i zaspakajaniu potrzeb polskiej społeczności. Tylko współpraca oparta na dobrej woli, może przysporzyć obustronne korzyści. Modlimy się, aby Pan Bóg zachował nas od podziałów, niezgody, wrogości i dał nam jedność, miłość, zgodę, tolerancję i mądrych rządzących jednoczących wspólnotę w braterską solidarność. Na koniec życzę Zarządowi dużo wiary w ludzi, radości i satysfakcji ze społecznej pracy. Na szczęście jest wielu wartościowych ludzi i ich trzeba szanować i doceniać”.

W swoim „Liście otwartym” zarzuciłem ks. Józefowi Migaczowi TChr., kapelanowi polskich ośrodków duszpasterskich w St. Albans i Ardeer, że bierze udział w konflikcie między obecnym zarządem Ośrodka Polskiego w Albion, a Szkołą Polską w Albion i o. Dominikiem Jałochą OP. Od tego czasu ks. Migacz sam swoją działalnością potwierdził, że się nie pomyliłem, że tak jest. Otrzymał ode mnie mój „List otwarty”, w którym pisałem o nim – o jego niechlubnej roli w konflikcie zarząd Ośrodka-Szkoła Polska. W ogóle się nie odezwał. Gdyby miał czyste sumienie, to powinien skontaktować się w tej sprawie z o. Dominikiem i powiedzieć mu: „No zobacz, jak bezpodstawnie oskarża mnie Kałuski” i powinni wspólnie wydać oświadczenie w tej sprawie. Zignorował mój „List otwarty”, nie skontaktował się z o. Dominikiem w tej sprawie, a poza tym dał niezbite dowody na to, że bierze aktywny udział w próbie likwidacji Szkoły Polskiej w Albion. Otóż wiedząc co się dzieje, czyli o tym ostrym konflikcie, to zamiast trzymać się z daleka od niego, ostentacyjnie przyszedł na miesięczne zebranie zarządu Ośrodka w październiku, a p. Debert, który z punktu widzenia nauki Kościoła jest grzesznikiem (gdyż łamie przykazanie miłości bliźniego i przykazanie „Nie kradnij” i naukę o sprawiedliwym wynagrodzeniu za jakąkolwiek pracę!), rozdaje komunię w kościele jak poprzednio! To świętokractwo (!), ale widać, że to nie martwi ks. Migacza. Może mi się zdaje, ale tak jakbym słyszał jego głos: „Hulaj duszo, piekła nie ma!” Niestety, nie pierwszy to ksiądz polski w Australii tak postępujący.

A wszystko chodzi o to, że wymierają w zastraszającym tempie polskie ośrodki duszpasterskie w całej Australii i w najbliższych latach grozi likwidacja wielu z nich. Rozpoczęła się więc walka o parafian. Ośrodek w St. Albans należy do tych, którym grozi likwidacja. Dlatego, aby utrzymać obecność polskich chrystusowców w zachodnich dzielnicach Melbourne, ktoś postanowił doprowadzić do likwidacji Polskiego Ośrodka Dominikańskiego w zachodnich dzielnicach Melbourne. Pozycja dominikanina, o. Dominika Jałochy OP jest silniejsza od pozycji chrystusowca, ks. Józefa Migacza. Uznano, że można ją osłabić, a tym samym doprowadzić do likwidacji polskiej misji dominikańskiej przez uderzenie w Szkołę Polską w Albion, którą założył i prowadzi o. Dominik Jałocha. Uderzenie to ma ją zlikwidować. Do grudnia 2010 roku było to niemożliwe do przeprowadzenia, gdyż główni członkowie poprzednich zarządów byli parafianami o. Dominika i ich współpraca ze Szkołą układała się harmonijnie. Wszystko to zmieniło się w grudniu 2010 roku. Nowi główni członkowie zarządu, jak i większość jego członków to parafianie ks. Migacza. Nie tylko parafianie, ale także zaufane jego osoby. Obecny prezes rozdaje – oczywiście z woli ks. Migacza – komunie w kościele i to świadczy o ich bliskiej współpracy.

Ci nowi ludzie w Ośrodku, związani z ks. Migaczem, stali się świadomym lub nie narzędziem w jego rękach. Nie ulega wątpliwości, że to on namówił ich do mianowania go kapelanem Ośrodka, chociaż na tę godność 100 razy prędzej zasługuje o. Dominik Jałocha! W taki sposób ks. Migacz znalazł się na zebraniach Ośrodka, na których, bez wątpienia, jego obecność decyduje o podjęciu takiej czy innej decyzji, bo każdy wie, że wola prezesa (p. Deberta) jest automatycznie wolą ks. Migacza, któremu nie warto czy nie można się narazić.

Jak wiemy z powyżej omawianego „Oświadczenia” o. Dominika Jałochy OP, ludzie ks. Migacza od razu przystąpili do walki ze Szkołą Polską w Albion i o. Dominikiem.

O co walczą? O likwidację Szkoły Polskiej w Albion – największej i najlepszej szkoły polskiej w Australii. Aż wierzyć się w to nie chce! A jednak taka jest prawda. Interes ks. Migacza i chrystusowców stać musi ponad interes polskiej społeczności w zachodnich dzielnicach Melbourne! To niebywała krótkowzroczność! Bowiem jaką pewność ma ks. Migacz, że rodzice dzieci, po likwidacji szkoły i po doprowadzeniu do likwidacji polskiej misji dominikańskiej w zachodnich dzielnicach Melbourne zostaną jego parafianami? Jest więcej niż pewne, że większość z nich, oburzona tym co się stało, co było sprzeczne z tym co naucza Kościół, albo zacznie chodzić na msze australijskie, albo zatraci wiarę. A poza tym to wielki cios w dalsze istnienie Polskiego Ośrodka w Albion.

To pierwszy wypadek w historii Polonii australijskiej, której jestem historykiem, a więc wiem co piszę, żeby jakiś zarząd polskiej organizacji, jakiś polski ksiądz katolicki robili wszystko, aby zlikwidować szkołę polską. I to, powtarzam, największą i najlepszą z wszystkich szkół polskich! Zawsze było na odwrót. Organizacje pomagały szkołom. A Szkoła Polska w Albion nawet sama się utrzymuje!

To skandal, to wielki skandal, wołający o pomstę do nieba i potępienie ze strony zorganizowanej i patriotycznej oraz naprawdę katolickiej Polonii australijskiej.

Marian Kałuski




.......................................................................................................................
Aktualizacja 12.11.2011

List otwarty do Zarządu Polskiego Ośrodka w Albion

Do napisania tego listu skłania mnie sytuacja jaka panuje w Polskim Ośrodku w Albion. Wierzyłem, że po moim pierwszym liście do zarządu z dnia 16 września 2011 roku dalsza współpraca między członkami zarządu będzie układać się lepiej. Niestety tak się nie stało i jestem zmuszony ponownie zabrać głos. Tym razem w formie listu otwartego, tak aby członkowie Ośrodka, jego sympatycy i ludzie dobrej woli dowiedzieli się jak zarząd, który był wybrany na rocznym walnym zebraniu 12 grudnia 2010 roku, wywiązuje się ze swych zobowiązań wobec Polskiego Ośrodka w Albion i jego członków, którzy wierzyli, że nowy zarząd wprowadzi nowe metody pracy w jego zarządzaniu.

1. Jestem zbulwersowany tym, że zarząd blokuje przyjmowanie nowych członków, których nie uważa za „swoich ludzi”. Podczas gdy wnioski ok. 30 osób, które są stałymi bywalcami w Ośrodku (!), czekają na rozpatrzenie przez zarząd od 24 sierpnia 2011 roku, zarząd przyjmuje „od ręki” wszystkie zgłoszone przez siebie i swoich ludzi kandydatury, chociaż tych ludzi nikt w Ośrodku nie widział przez lata. I nie stawia im żadnych warunków i reguł (tzn. rozmów kwalifikacyjnych), czego wymaga od kandydatów, których nie uważa za swoich ludzi. Co więcej, zarząd, czyli de facto panowie Piotr Debert – prezes, Andrzej Korab – wiceprezes i Tadeusz Borkowski – sekretarz, niektóre osoby spośród „swoich” nowych członków Ośrodka przyjmuje do zarządu. Przyjmuje osoby, które po prostu na to się nie nadają. Natomiast wzmacniają one pozycję tych panów w zarządzie – i o to im zapewne chodzi.
Dla mnie wygląda to na jawną dyskryminację. Klasyfikowanie ludzi na kategorie i na klasy.
Na ostatnim zebraniu zarządu, odbytym 3 listopada 2011 roku, przyjęto „od ręki” aż 18 osób (a poprzednio dużo więcej). Na pytanie zadane pytanie: czy zarząd poprosił tych 18 osób na rozmowy kwalifikacyjne, pan Debert odpowiedział, że to było zbędne, bo „my te osoby znamy” (a więc to „sami swoi”, do czego przyznał się sam prezes!); natomiast na pytanie: kiedy zostaną rozpatrzone pozostałe nominacje na członków Ośrodka prezes, pan Debert, udzielił odpowiedzi, która zabrzmiała jak szantaż: Dopóki będą krążyć listy krytykujące zarząd w Internecie (tj. w „Kworum”) i dopóki będzie wywierana na zarząd „presja”, aby te osoby przyjąć, to osoby te nie będą przyjęte. Chcę tutaj zwrócić uwagę, że ci kandydaci na członków Ośrodka nie mają nic wspólnego z tym co jest pisane w Internecie na temat Ośrodka.

2. Sporo zastrzeżeń budzi sposób w jaki są prowadzone miesięczne zebrania zarządu:
- bałagan, chaos, zamieszanie;
- brak szacunku dla niezależnych osób w zarządzie w czasie, kiedy one zabierają głos;
- pytania niewygodne dla panów Deberta, Koraba i Borkowskiego są lekceważone lub pomijane
milczeniem;
- brak sprawozdań finansowych skarbnika o przychodach i rozchodach (komu, za co, ile);
- brak planowania czy jakichkolwiek pomysłów na poprawę wizerunku Ośrodka (brak imprez,
utrata kontraktów już załatwionych).
Sądzę, że powodem tego jest „brak czasu” ze strony zarządu, ponieważ jest on bardzo zajęty wykluczaniem i wyrzucaniem niewygodnych dla niego członków Ośrodka, jak również pisaniem listów, które szkalują osoby będące na celowniku zarządu.
Klientów przychodzących do Ośrodka nie interesują problemy z jakimi się boryka zarząd. Oczekują oni przyjemnej, ciepłej atmosfery połączonej z przyjemną obsługą i smacznym jedzeniem, a nie bycia „witanym” i „karmionym” listami od zarządu i Waszymi stronniczymi uwagami.

3. Wnioski przedstawiane na zebraniach zarządu przez jego członków w zależności od widzimisię prezesa są albo przyjmowane, albo odrzucane, nawet jeśli są bardzo dobre. Liczy się tylko i wyłącznie jego opinia; ew. też panów Koraba i Borkowskiego.

4. Poprzedni zarząd był krytykowany m.in. za to, że było w nim kilka osób z rodziny prezesa. Spodziewaliśmy się, że wraz z nowym zarządem ta sytuacja ulegnie zmianie. Pomyliliśmy się. W obecnym zarządzie aż 80% członków stanowi rodzina i oddani przyjaciele prezesa, pana Piotra Deberta. Stąd p. Debert może śmiało mówić jak każdy inny dyktator: Zarząd to ja i Ośrodek to ja. Jest to sytuacja bardzo niezdrowa dla Ośrodka, nie mająca nic wspólnego z demokracją i daleka od stosunków panujących w organizacjach australijskich.

5. Odnoszę wrażenie, że panowie Debert, Korab i Borkowski traktują Polski Ośrodek w Albion tak jakby był on ich prywatną własnością. Tymczasem Polski Ośrodek w Albion jest własnością społeczną i jego celem od 1984 roku jest służenie jego WSZYSTKIM członkom i CAŁEMU społeczeństwu polskiemu w Melbourne, w tym także Szkole Polskiej, którą „zarząd”, jeśli nie chce zlikwidować, to definitywnie chce bardzo utrudnić jej działalność. Co raczej na jedno wychodzi. Nowa umowa jaką zarząd chce podpisać ze Szkołą nie była omawiana na żadnym zebraniu zarządu! O treści jej jak widać decydowali jedynie panowie Debert, Korab i Borkowski, co jest karygodne.

6. Obecny zarząd przez swoje nieroztropne decyzje i posunięcia, przez swoją wrogą postawę wobec Szkoły Polskiej, która znajduje się na jego terenie, odsunął już sporo ludzi od zaangażowanie się w prace dla Ośrodka, a niektóre osoby nawet od samego Ośrodka. Czegoś takiego nie było w historii Ośrodka. Dokonano szkód, które będzie ciężko naprawić, nawet gdyby obecny zarząd zmienił swoje dotychczasowe zachowanie lub został wybrany nowy zarząd.
Piszę ten list z bólem serca, ponieważ moi Rodzice (w tym nieżyjący już tato) jak również i ja sam poświęciliśmy czy nadal poświęcamy sporo czasu i pieniędzy nie po to, aby Ośrodek szedł w dół, ale po to, aby żył i rozwijał się, aby służył nie tylko nam, ale i w przyszłości tym dzieciom, które uczęszczają do Szkoły Polskiej w Albion i wszystkim Polakom w Melbourne, a nie tylko „samym swoim” czy interesom osób i organizacji, które nie są przyjacielami Ośrodka, a z którymi obecny zarząd się związał.

Obawiam się tego, że zarząd nie weźmie do serca tego co tutaj napisałem, bo widać, że jest on niereformowalny, że uległ urokowi „władzy”, która jak wiadomo wielu korumpuje. Przeciwnie, jestem pewny, że zarząd znowu poświęci dużo czasu na to w jaki sposób się mnie pozbyć: wyrzucić z zarządu i wykluczyć z członkostwa, co stało się jego specjalnością.


Mieczysław Białobrzeski
Członek zarządu Polskiego Ośrodka w Albion
12.11.2011




...............................................................................................................................

PROTEST
do Zarządu Polskiego Ośrodka w Albion. 19.11.2011


„Biuletyn” jest OFICJALNYM pismem Polskiego Ośrodka w Albion, które wydaje zarząd Ośrodka.

W numerze 9, Marzec-Kwiecień 2011 roku „Biuletynu” ukazał się artykuł członka zarządu Polskiego Ośrodka w Albion i redaktora „Biuletynu , pana Mariana Kałuskiego pt.”Szkoła polska w Polskim Ośrodku w Albion”, w którym Autor nawołuje do bliższej współpracy Ośrodka ze Szkołą Polska w Albion, pisząc m.in.,: „Rodzice dzieci powinni więcej włączać się w działalność Ośrodka, powinni zostać jego członkami”.

Uznaliśmy wywody pana Kałuskiego za słuszne i rozpoczęła się akcja zachęcania rodziców dzieci uczęszczających do Szkoły Polskiej do zapisywania się na członków Ośrodka. Zdecydowało się na to 38 osób, w tym paru nauczycieli oraz członkowie Chóru Lutnia, i nasze wnioski zostały przekazane Zarządowi Ośrodka,, 24 sierpnia 2011 roku.

Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, zarząd Ośrodka przyjął na swoich członków tylko 8 osób, los 30 wniosków zawieszając w próżni. Co więcej, wprowadził, jak się teraz okazuje TYLKO DLA NAS, obowiązek stawiania się na rozmowy z egzekutywą zarządu celem dokonania tzw. rozmów kwalifikujących.

Tymczasem opublikowanego właśnie ”Listu otwartego do zarządu Polskiego Ośrodka w Albion pana Mieczysława Białobrzeskiego, który jest członkiem zarządu, dowiadujemy się, że ,,….zarząd przyjmuje „od ręki” wszystkie zgłoszone przez siebie i swoich ludzi kandydatury, chociaż tych ludzi nikt w Ośrodku nie widział przez lata. I nie stawia się im żadnych warunków i reguł (tzn. rozmów kwalifikacyjnych), czego wymaga się od kandydatów, których nie uważa się za swoich ludzi…Na ostatnim zebraniu zarządu, odbytym 3 listopada 2011 roku, przyjęto „od ręki” aż 18 osób (a poprzednio dużo więcej). Na pytanie: kiedy zostaną rozpatrzone pozostałe nominacje na członków Ośrodka, prezes pan Piotr Debert, udzieli odpowiedzi, która zabrzmiała jak szantaż: Dopóki będą krążyć listy krytykujące zarząd w Internecie (tj. w „Kworum”) i dopóki będzie wywierana na zarząd „presja”, aby te osoby przyjąć, to osoby te nie będą przyjęte. Chcę tutaj zwrócić uwagę, że Ci kandydaci na członków Ośrodka nie mają nic wspólnego z tym, co jest pisane w Internecie na temat Ośrodka.

Pan Mieczysław Białobrzeski uważa, że takie zachowanie jest jawną dyskryminacją gdyż klasyfikuje się ludzi na kategorie i na klasy – na swoich i nie swoich ludzi.

My również uważamy zachowanie się zarządu (pp. Deberta, Koraba i Borkowskiego) za zachowanie, które nas dyskryminuje i które jest policzkiem dla australijskiej demokracji oraz w kolizji z tym, jak te sprawy są załatwiane w organizacjach australijskich.

Dlatego my, niżej podpisane osoby, które zgłosiły się na członków Polskiego Ośrodka w Albion, i które zostały potraktowane przez pp, Deberta, Koraba i Borkowskiego jako ludzi niewygodnych dla zarządu, protestujemy przeciwko decyzji jaka nas spotkała ze strony tych Panów.


Pod „Protestem” podpisy 29 nie przyjętych kandydatów na Członków Ośrodka w Albion, z powodów które Statut nie określa.

.......

Protest został przekazany osobiście prezesowi Ośrodka, p. Piotrowi Debertowi 19 listopada 2011 roku przez panią Wandę Kiełbasa – jedną z nieprzyjętych kandydatek i kandydatów.





...............................................................................................................................

Szantażem w Kałuskiego

Dnia 17 i 25 listopada 2011 roku otrzymałem dwa poniższe e-maile od zarządu Polskiego Ośrodka w Albion, podpisane przez jego prezesa, Piotra Deberta.

Data: 17 listopad 2011 r.

Szanowny Panie

W związku z eskalacją konfliktu pomiędzy Szkołą a Ośrodkiem, który to konflikt skutecznie Pan podsycił, zwracam się listownie do Pana, jako członka Ośrodka.
Swego czasu był Pan zaproszony, jako osoba deklarująca się troską o dobro Ośrodka, na dwa spotkania z byłymi prezesami.
Na zorganizowanie takich spotkań Zarząd zdecydował się po otrzymaniu listu od o. Dominika. Z treści tego listu wynikało, że o. Dominik widzi jakiś konflikt Ośrodka ze Szkołą.
Na drugim zebraniu zdecydowano m. in. iż jest wskazane, by prawnik zapoznał się z istniejącą „Umową o współpracy” zawartą w 2007 r. pomiędzy Ośrodkiem a Szkołą.
Wówczas Pan, popierając w 100% stanowisko Zarządu odnośnie potrzeby prawnego uregulowania statusu Szkoły, i dziwiąc się listowi o. Dominika, oświadczył, że nawet ryzykujac popsuciem swoich dobrych stosunków z księdzem, poprosi go o wyjaśnienie treśći tego listu.
Po pewnym czasie ze zdumieniem i z niedowierzaniem, dowiedzieliśmy się, że napisał Pan list otwarty, umieszczając go m.in. na forum internetowym. W liście tym napisał Pan, że na zebraniach Zarząd omawiał sprawę likwidacji Szkoły!!!
Doprawdy szok! Dopuścił sie Pan straszliwej podłości!
Po pierwsze, wymyślił Pan sprawę planowanej likwidacji Szkoły przez Ośrodek, co przecież nigdy nie miało miejsca i co jest obrzydliwym kłamstwem. Potwierdzają to byli prezesi Ośrodka obecni na obydwu zebraniach.
Po drugie, umieścił Pan te kłamliwe insynuacje na internecie, wprowadzając w błąd polonijną społeczność.
Jak Pan wie, wielu ludzi uwierzyło w te brednie i do dzisiaj wyraża swoje negatywne odczucia.
Doprawdy, nie rozumiem, co Panem kierowało. Gdzie jest ta Pana troska o Ośrodek i jego dobre stosunki ze Szkołą.
Tak postapić może tylko osoba, której obce są życzliwe relacje.
Jest to rodzaj awanturnictwa, które również Pana zdaniem wyrażanym na zebraniach, należy napiętnować.
Aby zaoszczędzić Panu zbiorowej krytyki, proponuję złożenie przez Pana w najbliższych dniach pisemnej rezygnacji z członkostwa Ośrodka, który jak widać, nie należy do lubianych przez Pana organizacji.
W razie niezłożenia takowej rezygnacji, pańska sprawa będzie zgłoszona do rozpatrzenia na Walnym Zebraniu.
Pomijam tutaj pańskie szkalujace listy otwarte, naruszające dobra osobiste członków Zarządu, o czym będzie mowa gdzie indziej.
Piotr Debert – Prezes PCOSS w Albion.


25.11.2011

Panie Kałuski.
W dalszym ciągu Zarząd oczekuje pańskiej rezygnacji z członkostwa w Ośrodku w Albion z powodów dobrze Panu znanych. Po otrzymaniu pisemnej rezygnacji, sprawa zapłaty zostanie sfinalizowana.
Prosimy o sprecyzowanie okresu czasu, w którym pracował Pan w roli redaktora i wydawcy książki, ilości przepracowanych godzin oraz kwoty pieniędzy, które będą Pana satysfakcjonować.
Wojnę, a raczej jednostronny atak na Ośrodek wszczął Pan i dalej prowadzi bez naszego czynnego zaangażowania. Czas najwyższy, aby Pan zrozumiał, że pańskie działanie jest wielce szkodliwe dla Ośrodka, jak i Szkoły.
Za Zarząd:
Piotr Debert, prezes PCOSS Albion


A oto maja e-mailowa odpowiedź wysłana do Piotra Deberta i osobno do zarządu 26 listopada 2011 roku:

Panie Debert,

Potwierdzam odbiór Pana e-maili z 17-go i 25-go listopada 2011 roku.

Na wstępie protestuję przeciwko napisaniu tak podłego listu (e-mailu) z 17-go listopada i wysłaniu go do mnie, gdyż jest to oficjalny dokument zarządu Ośrodka, który jako taki na pewno znajdzie się w jego archiwum. Stąd nie jest on prywatnym listem, a tylko oficjalnym dokumentem. Dokumentem, który mnie szkaluje, który narusza moje dobra osobiste, gdyż jest pełen kłamstw i pomówień, a poza tym dowodzi, że Panowie łamią australijskie prawa.

Jakie ma Pan dowody na to co mówiłem na zwołanych przez zarząd Ośrodka zebraniach w sprawie Szkoły Polskiej w Albion? Proszę mi je pokazać!

Zebrania te były NIEFORMALNE (!), a więc nie były protokółowane. A jeśli nawet został później spisany z nich protokół to powinien być on zatwierdzony przez WSZYSTKICH zebranych. Jeśli nie był zatwierdzony przez nas, A NIE BYŁ!, to mogliście w nim cokolwiek napisać, według własnego życzenia. Tym bardziej, że udowodniliście, że KŁAMIECIE i fałszujecie wypowiedzi oraz że dowolnie je interpretujecie (np. w liście wiceprezesa Ośrodka, Andrzeja Koraba do redaktora „Kworum”; zamiana użytego przeze mnie wyrazu „przysłuchiwałem się” na „podsłuchiwałem” itd.).

Gorzej jeśli nagrywaliście rozmowy bez naszej wiedzy, a już na pewno bez mojej zgody. Tego prawo australijskie zabrania. A tym bardziej do wykorzystywania tego materiału przeciwko komukolwiek i dla własnych interesów. To są metody, które stosowało SB w komunistycznej Polsce!

Jeszcze raz proszę o udowodnienie, że to co rzekomo powiedziałem, powiedziałem naprawdę i że to nie są zdania wyrwane z kontekstu i dowolnie przez Pana-Panów interpretowane.

To dowolne interpretowanie moich wypowiedzi przez Panów widać wyraźnie, kiedy w e-mailu do mnie z 17-go listopada 2011 roku Pan pisze: „Po pewnym czasie ze zdumieniem i z niedowierzaniem, dowiedzieliśmy się, że napisał Pan list otwarty (chodzi o mój „List otwarty” z 20 września 2011 r. – M.K.), umieszczając go m.in. na forum internetowym. W liście tym napisał Pan, że na zebraniach Zarząd omawiał sprawę likwidacji Szkoły!!! Doprawdy szok! Dopuścił sie Pan straszliwej podłości!”

Nie, Panie Debercie, podłości to dopuścił się Pan przez swoje KŁAMSTWA i SZKALOWANIE mnie! Po pierwsze, KŁAMIE Pan, że o moim „Liście otwartym” dowiedzieliście się dopiero z Internetu; „List otwarty” był wysłany do Was wszystkich zanim ukazał się w „KWORUM” i mam na to dowody: do Was był wysłany 1 października, a wobec ignorowania go przez Was do „KWORUM” dopiero 11 października! Po drugie, w moim „Liście otwartym” nigdzie nie ma mowy o tym, że na zebraniach 10 i 17 września 2011 roku omawiano sprawę likwidacji Szkoły Polskiej! W „Liście otwartym” z 20 września 2011 roku pisałem w tej sprawie: „Trzecim i najważniejszym przykładem... jest wręcz wroga postawa obecnego zarządu do największej w Australii (!) Szkoły Polskiej na terenie Ośrodka. Przekonałem się ponad wszelką wątpliwość, że Panów (pp. Debert, Korab, Borkowski, Milczarski) celem jest doprowadzenie do jej likwidacji, albo do usunięcia jej z terenu Ośrodka. To przekonanie nabrałem podczas naszych dwóch kolejnych spotkań – 10 i 17 września, kiedy moje apele o polubowne rozwiązanie konfliktu między Ośrodkiem a Szkołą Polską były przysłowiowym „rzucaniem grochu o ścianę”, albo „rozmową z obrazem”. Apelowałem kilkakrotnie o to, aby nawet wtedy jeśli uważacie że macie rację, zachowywaliście się jak dżentelmeni, a nie stawiali sprawy na ostrzu noża. Tymczasem Panów jedynym celem jest zniechęcenie o. Dominika swoją działalnością do dalszego prowadzenia szkoły na terenie Ośrodka”.

Panie Debercie: Pan KŁAMIE i przez to mnie SZKALUJE – uderza Pan w moje dobra osobiste!!!
Żądam od Pana publicznego odwołania tych kłamstw i tej potwarzy! – Tu Pan i Polski Ośrodek w Albion przeholowaliście, bo w mojej obronie stanie prawo australijskie!!! Łatwo znajdę firmę adwokacką, która za podział uzyskanego przeze mnie odszkodowania podejmie się prowadzenia sprawy. Ośrodek ma z czego zapłacić odszkodowanie! A jak się to komuś nie będzie podobało, to niech ma pretensje nie do mnie, a tylko do panów Piotra Deberta, Andrzeja Koraba i Tadeusza Borkowskiego. Niech na nich „psy wieszają”.

Na podstawie tego kłamstwa – powtarzam: na podstawie swego kłamstwa! - zrobił Pan-zarząd ze mnie – autora wydanej rok temu historii Polskiego Ośrodka w Albion i jego honorowego członka (zob. „Polish Community and Sporting Centre (Melbourne( 1984-2009” zdjęcia – str. 9), osobę cieszącą się dobrą opinią w kręgach australijskich - awanturnika, którego należy potępić oraz wroga Polskiego Ośrodka w Albion i na tej podstawie domaga się Pan (także w swoim e-mailu z 25 listopada 2011) mego ustąpienia z członkostwa Ośrodka. Jak „dobry ojczulek” pisze Pan do mnie: „Aby zaoszczędzić Panu zbiorowej krytyki, proponuję złożenie przez Pana w najbliższych dniach pisemnej rezygnacji z członkostwa Ośrodka... W razie niezłożenia takowej rezygnacji (i tu zamienia się Pan w okrutnego despotę! – M.K.), pańska sprawa będzie zgłoszona do rozpatrzenia na Walnym Zebraniu”. – A po rozprawieniu się ze mną przez Waszych „samych swoich” członków, zapewne zostanę wywleczony z budynku i publicznie powieszony (bo na użycie broni chyba nie macie licencji).

A wszystko dlatego, że miałem odwagę skrytykować to co złego robicie ze Szkołą Polską w Albion i Polskim Ośrodkiem w Albion.

Za tę krytykę chcecie zrobić ze mnie jakiegoś potwora i wroga Polskiego Ośrodka w Albion, a nawet i... Szkoły Polskiej. Jednocześnie z jakąś wyjątkowo głupią dziecinadą ignorujecie fakt, że to co Wam zarzucam zostało wsparte w portalu internetowym „KWORUM” dwoma „Oświadczeniami” wydanymi przez o. Dominika Jałochę OP, „Listem otwartym” aktualnego członka zarządu Ośrodka, p. Mieczysława Białobrzeskiego i „Protestem” 29 osób, których aplikacje na członków zarządu zostały odrzucone tylko dlatego, że to „nie Wasi ludzie” oraz „Petycja” podpisana przez 30 członków Polskiego Ośrodka w Albion z 26 listopada br. (którą akurat mi przesłano – o godz. 15.24) z wnioskiem o zwołanie nadzwyczajnego walnego zebrania członków Ośrodka, zawierającym wniosek o wotum nieufności wobec obecnego zarządu Ośrodka. A podkreślić tu muszę, że z tymi inicjatywami NIE MIAŁEM NIC WSPÓLNEGO! A one kładą zarząd Ośrodka na dwie łopatki. - Grozi mi Pan sądem. A jak Pan myśli kogo w sądzie wesprą te fakty – mnie czy Was?! Nie mówiąc o tym, że i inne fakty będą świadczyły przeciwko Wam. Podać kogoś do sądu jest bardzo łatwo, ale wygrać sprawę o rzekome zniesławienie jest bardzo trudno, jeśli ma się kruche czy zmyślone przez siebie „dowody” (jak np. ten p. Koraba, że Kałuski rzekomo nawołuje do mordobicia i przelewu krwi, podczas gdy Kałuski ostrzegał, że to co robi zarząd Ośrodka może doprowadzić do mordobicia i przelewu krwi; a to duża różnica, którą zauważy każdy sędzia). A w Australii trzeba być także milionerem żeby się procesować. Sprzedacie swoje domy? No bo chyba nie będziecie procesować się za pieniądze Ośrodka?! Jak już pisałem, jako dziennikarz i pisarz jestem tak zabezpieczony, że nawet gdybym przegrał sprawę (co jest nie do pomyślenia!), to nie tylko nie dostaniecie żadnego pieniężnego odszkodowania, ale z własnej kieszeni będziecie musieli pokryć swoje koszta sądowe. Tak więc to ciągłe straszenie mnie sądem jest niczym innym jak okazywaniem chęci zemsty. I to ze strony osoby, która w kościele rozdaje komunię św.! Samo ciąganie się po sądach jest niezgodne z nauką Kościoła (The Law of Forgiveness “Majellan Sunday Bulletin” redemptorystów 24 September 1981 – bardzo ciekawy artykuł), co ks. Józef Migacz powinien powiedzieć tym osobnikom żądnym zemsty, którzy są jego parafianami.

Ile tupetu i nikczemności w Was siedzi potwierdza Wasza próba zrobienia ze mnie wroga nawet... Polskiej Szkoły w Albion!!! – Spytajcie się o. Dominika Jałochę OP – opiekuna Szkoły czy podziela tę Waszą opinię i „troskę”.

Jak wielkimi nikczemnikami jesteście udowodniliście także swoim stosunkiem do sprawy wynagrodzenia mnie za dokonaną przeze mnie redakcję i korektę dwóch książek o Polskim Ośrodku w Albion oraz całkowite załatwianie sprawy ich druku, co obiecał mi poprzedni zarząd, a czego Wy nie chcecie honorować przez swoją nienawiść do mnie i do książek (bo tam nie ma nic o Was, a jest o ludziach, których także nienawidzicie). Pisałem o tym szczegółowo w swoim drugim „Liście otwartym”, który ukazał się w „KWORUM” 12 października 2011 roku.

Ta Wasza nikczemność polega na tym, że SZANTAŻEM chcecie osiągnąć swój cel: pisze pan, że jak zrezygnuję z członkostwa to mi zapłacicie.

Zapłata ta mi się słusznie należy czy się to Wam podoba czy nie. I będę o nią walczył – jak będzie potrzeba z pomocą instytucji australijskich. Tym bardziej, że swoim e-mailem z 25 listopada br. Pan w tym mi bardzo pomógł: nie kwestionuje Pan, że wynagrodzenie mi się należy. A jak mi się należy to szantażowanie mnie w tej sprawie także pachnie kryminałem.

Zaoszczędźcie problemów sobie i Ośrodkowi i zapłaćcie mi za moją wielką i trudną pracę. Wszak twierdzicie, że jesteście katolikami (jeden z Was nawet rozdaje w kościele komunię św.), a prawdziwego katolika obowiązuje nauka Pana Jezusa – Jego kazanie o sprawiedliwym wynagradzaniu za wykonaną pracę. Dziwię się, że ks. Józef Migacz nie chce przypomnieć Wam o tym kazaniu! Czy tak wygląda jego i Was chrześcijańska miłość bliźniego wobec mnie?!

Nie myślę o rezygnacji z członka Polskiego Ośrodka w Albion i nie ważcie się przeforsować usunięcie mnie na rocznym walnym zebraniu przez swoich ludzi, których po swoim wyborze wciągnęliście na członków Ośrodka, z których większość do tej pory nie miała z nim nic do czynienia!

Mieszkamy w Australii i obowiązują tu prawa australijskie, a nie prawa nieboszczki komunistycznej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (PRL)! Polski Ośrodek w Albion podporządkowany jest prawom australijskim i MUSI je przestrzegać.

Aby móc mnie usunąć z listy członków musicie udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że rzeczywiście jestem wrogiem Polskiego Ośrodka w Albion i jemu bardzo zaszkodziłem. A to Wam, się nigdy nie uda! Nie uda się Wam zrobić ze mnie szkodliwego wroga Ośrodka i Szkoły Polskiej w Albion. A jak to przeforsujecie, to zrobicie wielką krzywdę Ośrodkowi. Bo on będzie musiał ponosić odpowiedzialność za Wasze szatańskie czyny.

Obraz obecnego kryzysu w Polskim Ośrodku w Albion z każdym tygodniem staje się coraz bardziej klarowny. Wiedziałem od samego początku, że za tym co robicie ktoś stoi, że Wy jesteście jedynie wykonawcami czyichś niecnych planów. Federacja zawsze miała apetyt na połknięcie Ośrodka, który do tej pory, chociaż należy do niej, zachowywał dużą niezależność. Słyszałem, że rektor Polskiej Misji Katolickiej w Australii, o. Wiesław Słowik TJ, rezydujący w Essendon, żądał aby o. Dominik Jałocha OP wyprowadził Szkołę Polską z Ośrodka, a teraz chodzą słuchy o tajnych Waszych naradach z przedstawicielami Federacji i księżmi Wiesławem Słowikiem i Józefem Migaczem na terenie nie Ośrodka Polskiego w Albion, ale kościoła polskiego w Essendon, co jest bardzo wymowne. Jeśli to prawda, to szydło wyszło z worka! Wykonujecie życzenia pewnych osób, nie licząc się z tym, jaką szkodę przynoszą one Ośrodkowi! Teraz też lepiej rozumiem Was nieprzychylny stosunek do mnie i do mojej książki o Ośrodku od samego początku Waszego urzędowania. No bo o. Wiesław Słowik i niektóre osoby z Federacji to moi wrogowie.

Zbliża się roczne walne zebranie Polskiego Ośrodka w Albion. Robicie wszystko, aby utrzymać się przy korycie władzy, bo hołdujecie powiedzeniu polskich komunistów z czasów PRL, że: „Raz zdobytej władzy nie oddamy”. Temu celowi ma służyć także przedłużenie kadencji obecnego zarządu, pierwsze takie zdarzenie w historii Ośrodka. Zapewne chcecie przyjąć na członków jeszcze więcej „swoich ludzi” i ewentualnie spacyfikować obecne wrogie Wam nastroje. Temu celowi ma służyć m.in. usunięcie mnie z Ośrodka. Widać, że właśnie mnie bardzo się boicie. I słusznie. Bo to nie wy tylko ja trzymam Was za gardło.

Wyrządziliście wielką krzywdę Polskiemu Ośrodkowi w Albion. Wątpię, aby ją można było naprawić, nawet po ew. Waszej przegranej na rocznym walnym zebraniu. Jedno dla mnie nie ulega wątpliwości: ci co będą na Was głosować udowodnią, że nie są dobrymi Polakami i katolikami. Tak jak i Wy.

Wierzę, że historia, a i Bóg Was za to należycie rozliczy. A z drugiej strony żal mi Was, że gracie rolę Judasza. Bo chyba nie wiecie co robicie, spełniając rolę zaprogramowanych bezmyślnych robotów.
Panowie Piotrze Debercie, Andrzeju Korabie i Tadeuszu Borkowski, jeśli ja mogę coś Wam doradzić, to uważam, że jeśli macie choć trochę honoru i jeśli nie chcecie być przeklinani przez wielu Rodaków i potępieni przez Historię i Boga, to sami zrezygnujcie z członkostwa w zarządzie i z członków Polskiego Ośrodka w Albion.

Marian Kałuski
26.11.2011


.................................................................................................................................
.................................................................................................................................

Prezydium:
Piotr Debert, Andrzej Korab, Tadeusz Borkowski
Polski Ośrodek w Albion


List otwarty: Rzucam klątwę

Nie wiem jak rozpocząć ten list, bo nie wiem jak się zwraca w listach do wilków, Polactwa i pseudokatolików czyli sług Szatana.

Jest to odpowiedź na e-mail wysłany do mnie przez sekretarza Ośrodka Tadeusza Borkowskiego dnia 7 grudnia 2011 roku, a właściwie na ustęp dotyczący wynagrodzenia dla mnie za całkowitą redakcję i załatwienie wydania dwóch książek o Ośrodku w 2010 roku. Z listu tego bucha na milę brak dobrej woli ze strony Prezydium Ośrodka - chęci do zawarcia ugody (zarząd nigdy nie poprosił mnie na rozmowę w tej sprawie!) i – jeśli to prawda! - podła złośliwość ze strony Jerzego Borkowskiego i Roberta Kosińskiego, którzy ponoć uważają, że nie należy mi się wynagrodzenie za moją pracę (To tak jakby w 1939 roku Hitler Stalina czy Stalin Hitlera pytał czy należy zabijać Polaków, jak wiadomym było, że obaj ludobójcy mieli w planie wyniszczyć naród Polski!). Trzeba było spytać się tych osobników czy także nie należało mi się chociażby podziękowanie z ich strony za tak wielki ogrom mojej pracy (nawet na to ich stać nie było!). Gdyby Mieczysław Żurek i Antoni Milczarski byli uczciwi, to mogli by wam powiedzieć ile pracy włożyłem w redagowanie i wydawanie tych książek.

Gdybym wcześniej znał lepiej tych Panów i kilka innych osób oraz wcześniej wiedział o kilku innych sprawach związanych z Ośrodkiem, to wcale bym się nie podjął napisania historii Ośrodka. Ani oni, ani kilka innych osób nie było wartych mojego trudu pisania o nich za marnych 1500 dolarów (J. Borowiecki oficjalny Statement of payment z 24.7.2009). W Australii za jedną stronę pisanej książki na zamówienie płaci się MINIMIUM 100 dolarów. Napisana przeze mnie historia Ośrodka ma 159 stron! Zgodziłem się napisać książkę za psie pieniądze i zamiast podziękowania doznaję przykrości. Np. inicjator napisania książki Mieczysław Żurek ma dzisiaj pretensje do mnie, że książka nie jest pomnikiem wystawionym tylko jemu (i z tego powodu prowadzi bojkot książki), a obecny zarząd ją bojkotuje, bo to nie książka o nich (bo ich do 2010 roku w Ośrodku nie było).

Niestety wielu Polaków to ludzie zawistni i zwykli oszuści i na emigracji uwielbiają oszukiwać rodaków.
To mnie spotkało ze strony Polskiego Ośrodka w Albion.

Widzę, że o sprawiedliwość będę musiał starać się u Australijczyków. Jest faktem, że kontrakt podpisany 22 lutego 2009 roku między Polskim Ośrodkiem w Albion a mną mówi tylko o napisaniu przeze mnie historii Ośrodka. Jest także faktem, że nikt inny, a tylko ja, na prośbę zarządu, dokonałem redakcji książek i załatwiłem sprawy z ich wydaniem. Jest także faktem że prezes Ośrodka, Piotr Debert w e-mailu do mnie z 25 listopada 2011 roku OFICJALNIE potwierdził, że należy mi się zapłata, ale uzależnił ją od tego, abym zrezygnował z członkostwa Polskiego Ośrodka w Albion. Zastosował wobec mnie szantaż!

Nie ulega wątpliwości, że wiążąc się bliżej z Ośrodkiem popełniłem wielki błąd (chociaż jest w nim wiele dobrych ludzi).

Nie jestem młody, byłem członkiem szeregu polskich organizacji, kilka lat byłem redaktorem ukazującego się w Melbourne “Tygodnika Polskiego” i jestem historykiem Polonii australijskiej. Widziałem i słyszałem wiele, poznałem wielu polskich bydlaków. Nie powinno mnie nic dziwić. A jednak jestem zaszokowany ich ilością wśród członków Polskiego Ośrodka w Albion. Zaszokowany także i tym, że ich ojcem duchowym jest kapłan katolicki – ks. Józef Migacz TChr. Widać, że taki kram jaki ksiądz! Dlatego obecny prezes Ośrodka Piotr Debert, którego trudno uważać za dobrego katolika i którego przeklina masa ludzi za jego podłe zachowanie i szkodzenie Polskiej Szkole w Albion, a tym samym Ośrodkowi, pomaga temu księdzu w rozdawaniu komunii w kościele.

Dzisiaj się dowiedziałem, że w poniedziałek, 28 listopada 2011 roku ktoś podpalił sklep Roli-Poli Delicatessen należący do synowej pani Wiesi Grabowskiej, która jest członkiem zarządu Polskiego Ośrodka w Albion i jest w opozycji do waszych poczynań, za co wy zioniecie do niej – tak jak i do mnie - wprost zwierzęcą nienawiścią. Policja bada sprawę. Oczywiście mógł to być ktoś spoza Ośrodka, ale mógł to być to także jakiś jego członek. Jeśli tak, to na ładną drogę wchodzimy.

A moja krzywda niech stanie kością w gardle członkom Prezydium i wszystkim osobom, które ich w tym łajdactwie wspierają. W imię Boże rzucam klątwę na was: bądźcie potępieni na wielki (go to hell!). A jak będziecie leżeć na łożu śmierci niech się wam moja krzywda jawi przed oczyma i uniemożliwia spokojną śmierć. Amen.

Marian Kałuski
9.12.2011


................................................................................................................................
................................................................................................................................

Wybory w Albion



12 grudnia 2010 roku został wybrany obecny zarząd Polskiego Ośrodka w Albion (Melbourne), największej polskiej placówki w Australii, która poszczycić się może największą (150 dzieci i młodzieży) i najlepiej urządzoną i prowadzoną szkołą polską w Australii.

Najpóźniej w grudniu tego roku powinny się odbyć nowe wybory do zarządu Ośrodka. Jednak z winy zarządu Ośrodek przechodzi przez najpoważniejszy kryzys w swych dziejach. Kryzys, który już nieodwracalnie zaszkodził Ośrodkowi i który może przynieś jego wcześniejszy upadek, niż to się nam dotychczas wydawało.

Kryzys jest tak poważny, że, jak chodzą słuchy, zarząd aby go jakoś spacyfikować i wierząc w to, że czas pracuje na jego korzyść (np. masowe jak na sytuację panującą w Ośrodku przyjmowanie na członków samych “swoich ludzi”) postanowił zgodnie ze statutem przedłużyć jego kadencję o trzy miesiące. Potwierdzić to może to, że nawet na ostatnim zebraniu zarządu nie dyskutowano sprawy zwołania rocznego walnego zebrania. Dlatego decyzja o jego urządzeniu 18 grudnia br. była dla nagła i dla wszystkich spoza prezydium zarządu całkowitym zaskoczeniem.

To nagłe zorganizowanie rocznego walnego zebrania Ośrodka ma swoje wytłumaczenie w tym, że 30 jego członków niezadowolonych z pracy obecnego zarządu i przez fakt przesunięcia rocznego walnego zebrania na dalszy termin (marzec 2012) 26 listopada 2011 roku zgłosiło formalny wniosek o zwołanie nadzwyczajnego walnego zebrania członków Ośrodka, na którym miał być poddany pod głosowanie wniosek o wotum nieufności dla obecnego zarządu Ośrodka. Debert i klika uznali że z punktu widzenia moralnego lepiej będzie dla nich jak nie dojdzie do takiego głosowania. Nawet gdyby ten wniosek upadł byłby to duży cios moralny dla prezesa Piotra Deberta i jego kliki. Zapominają oni, że już sam fakt zgłoszenia takiego wniosku jest sam w sobie moralnym ciosem dla tej kliki! Ciosem już zarejestrowanym przez historię.

Tak więc za kilka dni odbędzie się roczne walne zebranie Polskiego Ośrodka w Albion. Przyjrzyjmy się więc “osiągnięciom” obecnego zarządu i przypomnijmy sobie niektóre fakty z nim związane.

Po ośmiu latach, w październiku 2010 roku, ze stanowiska prezesa Ośrodka zrezygnował Andrzej Szumny. Także kilku innych członków zarządu zapowiedziało, że nie będzie ponownie kandydować. Zaistniała potrzeba znalezienia nowego prezesa i kilka innych osób chętnych do pracy w zarządzie. Na prezesa zgłosili swoje kandydatury zasłużony budowniczy Ośrodka Mieczysław Żurek i – wyszukany przez Antoniego Milczarskiego – Piotr Debert, osoba która nigdy nie była nawet członkiem zarządu Ośrodka. Przed wyborami odbyło się kilka spotkań czołowych działaczy Ośrodka (m.in. A. Milczarski, W. Grabowska, R. Bastien, M. Kałuski, o. Dominik Jałocha OP) z Debertem, na których zgodzono się ostatecznie na to, aby kandydował na prezesa. Ten liczył na ich pomoc w nakłanianiu ludzi do głosowania na niego i jednocześnie poprosił p. Wiesię Grabowską o załatwienie przyjęcia na członków Ośrodka kilka osób, których podania jej przekazał. Jak się później okazało byli to członkowie rodziny Deberta i jego przyjaciele, którzy niebawem mieli wziąć Ośrodek w swoje ręce (jednak nikt o tym nie wiedział). Poza tym odbyło się na terenie Ośrodka spotkanie (którego byłem świadkiem) pp. Żurka i Deberta. Pan Żurek zasugerował, że może zostać prezesem na rok, a p. Debert jego wiceprezesem, tak aby on przez ten roku zapoznał się z pracą prezesa i ogólnie zarządu, poznał cele i pracę Ośrodka. Pan Debert na to się nie zgodził. Powiedział, że chce zostać prezesem, tak aby móc swobodnie realizować SWOJE plany odnośnie Ośrodka, które rzekomo ma. Z tym, że tych planów nigdy w zasadzie nie podał do publicznej wiadomości. Jedynie w dniu wyboru poniektóre osoby (ale np. nie ja – redaktor “Biuletynu” Ośrodka!) otrzymały jego program działania na stanowisku prezesa.

Jednak, jak się później okazało, Debert prowadził także sekretnie, w tajemnicy przed działaczami Ośrodka!, najważniejsze rozmowy z trzecią grupą ludzi – ze swoją kliką (m.in. Tadeusz Borkowski, Andrzej Korab i zapewne ks. Józef Migacz – ich polski duszpasterz) - ludźmi, którzy mieli objąć najważniejsze stanowiska w zarządzie: wiceprezesa i sekretarza oraz oficjalnego kapelana Ośrodka.

Piotr Debert wygrał z Mieczysławem Żurkiem zaledwie dwoma głosami. Głosy liczył Antoni Milczarski i wiele osób, w tym otwarcie potem sam p. Żurek (są na to świadkowie), kwestionowali uczciwość tego liczenia. Oficjalnie nikt jednak nie ośmielił się tego powiedzieć i przez to musimy akceptować ten wynik, a wszelkie oskarżenia pod adresem p. Milczarskiego traktować jako raczej nieuzasadnione, chociaż ciężko pracował aby Debert wygrał. Mogę powiedzieć raczej nieśmiało, że Debert przeze mnie został prezesem. Bowiem sam głosowałem na niego i skłoniłem dwie panie siedzące obok mnie, które miały zamiar głosować na Żurka, aby zagłosowały na niego. Te trzy głosy zadecydowały, że on wygrał i że wygrało zło.

Kiedy Piotr Debert został wybrany prezesem, z kieszeni marynarki wyciągnął karteczkę z nazwiskami osób, które chciałby mieć w zarządzie i ją odczytał. Zebrani, jak to zwykle bywa na naszych zebraniach wyborczych, na których nagminnie występuje brak kandydatów do zarządu, en bloc zaakceptowali kandydatów p. Deberta, zadowoleni że wybory tak gładko się odbyły, nie interesując się wcale co to za ludzie wchodzą do zarządu. Nikt się nie spytał o to jaka jest ich przeszłość (szczególnie co robili w komunistycznej Polsce i czy nie byli sądownie karani w Polsce czy w Australii), dlaczego chcą być członkami zarządu i co chcą zrobić dla Ośrodka. Ludzie nie wiedzieli o tym, że wśród tych kandydatów p. Deberta jest kilku członków jego rodziny i że przez to jest to obrzydliwy nepotyzm, zamach na demokrację i zwyczaje panujące w organizacjach australijskich, źródło ewentualnych szwindli i korupcji! Członkowie Ośrodka zażądali jednak, aby do zarządu weszło także kilka osób spoza listy Deberta. I tylko w ten sposób, a nie z woli Deberta!, członkami zarządu zostali Wiesia Grabowska, Danuta Glińska, Robert Kosiński, Marian Kałuski i kilka innych osób.

Ja, chociaż byłem członkiem zarządu Ośrodka, do dziś dnia prawie nic nie wiem o Debercie, Korabie, Borkowskim, Wawrzykowskiej i osobach z rodziny Deberta. Ich życiorysy są zasnute tajemnicą milczenia. Dlatego nie wiem czy współpracowałem z przyzwoitymi ludźmi czy z byłymi zbirami komunistycznymi, czy zwykłymi kryminalistami, których – i jednych, i drugich – wielu przyjechało do Australii z PRL w ramach emigracji solidarnościowej. To chyba dlatego Australia nie chce dzisiaj emigrantów z Polski. Woli przyjmować Azjatów i mieszkańców Afryki. Sparzyła się na wielu Polakach. Ciekawe czy wpuszczono by do Australii Deberta, Koraba i Borkowskiego gdyby Duch św. oświecił urzędników australijskich, którzy akceptowali ich przyjazd, tj. gdyby pokazał im w jaki sposób będą oni kierowali Polskim Ośrodkiem w Albion?!

Dlatego uważam, że zawsze powinniśmy sprawdzać kandydatów na członków zarządu Polskiego Ośrodka w Albion. Tak jak jest teraz to drzwi do zarządu Ośrodka stoją otworem nie tylko dla ludzi z komunistyczną przeszłością, ale nawet dla każdego najgorszego kryminalisty! Tą sprawą powinniśmy się zająć na najbliższym rocznym walnym zebraniu członków Ośrodka. Bowiem na ostatnim rocznym walnym zebraniu członków Ośrodka przysłowiowo kupiliśmy kota w worku. Jak się teraz okazuje wrednego, parszywego kota!

Prawie zaraz po wyborze nowego zarządu zaczęły chodzić słuchy, że Piotr Debert był w komunistycznym ZOMO, a nazwisko Tadeusz Borkowski jest kilka razy podane na tzw. “Liście Wildsteina”, czyli liście ludzi, którzy byli tajnymi współpracownikami komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Każdy jest niewinny dopóki nie udowodni się danej osobie, że coś złego ma na sumieniu. To dotyczy także Deberta i Borkowskiego. Ale w ich własnym interesie powinno leżeć wyjaśnienie tej sprawy. Jeśli tego nie uczynią na zbliżającym się rocznym walnym zebraniu, jeśli nie przekonają ludzi, że nie byli współudziałowcami zbrodni komunistycznych, to myślę, że wiele osób może uważać, że mają coś złego na sumieniu, że są winni zarzucanych im czynów. Że swą brudną robotę w komunistycznej Polsce kontynuują dziś w demokratycznej Australii, a co gorsze na terenie Polskiego Ośrodka w Albion.

W podsumowaniu: Piotr Debert został legalnie wybrany prezesem, ale przez obrzydliwy podstęp (by deception) i niemoralne pociągnięcia: nie tylko, że oszukał – wywiódł w pole czołowych działaczy Ośrodka, których najpierw namówił na wsparcie podczas wyborów, a po wyborze na prezesa chciał ich wyrugować z zarządu. Także przez podstęp wprowadził do zarządu członków swojej rodziny (wiedząc bardzo dobrze, że to samo zarzucano poprzedniemu prezesowi i to potępiano!) i swoich najbliższych przyjaciół.

Z podwójnym podstępem i niemoralnym zachowaniem w tle rozpoczęło się prezesowanie Piotra Deberta w Polskim Ośrodku w Albion. A z każdym tygodniem miało być jeszcze gorzej.

Otóż Debert i jego klika wprowadzili nowe zwyczaje do pracy zarządu. Według mnie komunistyczno-UBeckie. Po pierwsze: są wrogami demokracji, bowiem nie chcą tolerować opozycji w zarządzie, podczas gdy w państwach demokratycznych – w tym także Australii – rolą opozycji jest kontrola i jak trzeba ostra krytyka władzy. Będąc wrogami wszelkiej opozycji wobec swoich rządów, zażądali podpisania przez wszystkich członków zarządu “lojakli”, tzn. zobowiązania do przestrzegania tajemnicy zebrań zarządu, tak jakby mieli do tego prawo (a nie mają!; bowiem każdy członek zarządu ma prawo wiedzieć co robi zarząd). Lojalki nie podpisał tylko pan Andrzej Wawrzykowski, a ja, naciskany na kolejnych dwóch zebraniach, podpisałem ją z odręcznie napisaną uwagą po angielsku, że podpisuję ją pod warunkiem, że nie jest ona sprzeczna z wolnością słowa. Po drugie bez zgody wszystkich członków zarządu Debert zarządził nagrywanie zebrań zarządu, co jest w Australii bezprawne, a tym bardziej jeśli nagrany tekst chce się wykorzystywać przeciwko komukolwiek z zarządu. Po trzecie, w zarządzie jest prezydium, w skład którego wchodzą prezes Piotr Debert, wiceprezes Andrzej Korab i sekretarz Tadeusz Borkowski. Nie ma nic w tym złego pod warunkiem, że zarząd jest informowany o tym co chce zrobić i post factum co zrobiło to Prezydium. Tymczasem ta klika bardzo często – za często lekceważy pozostałych członków zarządu. Po czwarte jak demokratycznym i praworządnym może być zarząd złożony w większości z rodziny Piotra Deberta i jego kumpli?! Po piąte: klika przyczyniła się do likwidacji “Biuletynu” Ośrodka, bo zapewne uznała, że trudno jej będzie zrobić ze mnie swego pachołka, czyli uczynienie z “Biuletynu” naszej lokalnej “Trybuny Ludu”.

Nie ulega wątpliwości, że Piotr Debert jest dyktatorem i rządzi po dyktatorsku ze swoją kliką, a Polski Ośrodek w Albion uważa za swoją prywatną własność! Z tym wiąże się jego największy grzech – wręcz zbrodnia: hołdowanie komunistycznemu powiedzeniu: “Raz zdobytej władzy nigdy nie oddamy”. On i jego klika od razu po zdobyciu władzy przystąpili do rekrutacji swoich ludzi na członków Ośrodka (zazwyczaj ludzi z okolic Essendon i St. Albans, którzy często wcale czy niewiele mieli do czynienia z Ośrodkiem!) i jednocześnie odmawiali przyjęcia na członków osoby związane z Ośrodkiem, które jednak widzieli jako osoby zagrażające ich władzy.

Pod adresem Deberta napisałem w poprzednich tekstach kilka cierpkich słów. Z niczego się nie wycofuję. Dla mnie naprawdę to potwór, nie człowiek. Udowodnił to niezbicie przede wszystkim w swoim e-mailu do mnie z 25 listopada 2011 roku, w którym chciał mnie podejść w wyjątkowo podły sposób. Pisał w nim, że jak zrezygnuję z członkostwa Ośrodka to zapłacą mi za pracę, jaką włożyłem w redakcję i wydanie obu książek o Ośrodku (za tę pracę należy mi się zapłata chociażby z punktu widzenia moralnego; dziwię się, że kapelan Ośrodka i kumpel Deberta, ks. Józef Migacz nie potrafi czy nie chce im tego wytłumaczyć!; a był o to proszony!). Myślał, że jestem taki głupi i łasy na pieniądze jak on i na to się złapię: zrezygnuję z członkostwa, a on mi wcale nie zapłaci. Czy nie podłość nad podłościami?! Czy porządnemu człowiekowi taka podła myśl w ogóle przyszła by do głowy?! Albo ta jego insynuacja, że to niby ja jestem wrogiem Szkoły Polskiej w Albion, czemu oczywiście przeczą wszystkie fakty!

Aby wykreślić mnie z listy członków Ośrodka Debert i jego klika muszą udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że naprawdę jestem wrogiem Ośrodka. W przeciwnym razie ściągną na Ośrodek i siebie sporo kłopotu, gdyż wbrew temu co myślą, Ośrodek nie jest ich własnością i podlega australijskim prawom i jego istnienie uzależnione jest od instytucji australijskiej! W Australii jest wolność słowa i nikogo nie wyrzuca się z organizacji tylko dlatego, że skrytykował, chociażby bardzo ostro, prezesa danej organizacji. Takie metody walki z opozycją stosowano w komunistycznej Polsce, w której wyrósł Debert i jego klika. Jak widać, to prawdziwe dzieci PRL (czym roślinka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci – jak mówi jedno z polskich porzekadeł).

Debert i jego klika chcą mnie – autora historii Ośrodka i honorowego jego członka! - wyrzucić z Ośrodka tylko dlatego, że korzystając z demokracji australijskiej i zwyczajów panujących w organizacjach australijskich, śmiem krytykować ich niektóre pociągnięcia i plany. Tymczasem na członków przyjmują do niedawna jawnych wrogów Ośrodka. Otóż słyszałem, że Tadeusz Ziegler, który był członkiem zarządu za prezesury Antoniego Milczarskiego, ma 18 grudnia kandydować na członka zarządu Ośrodka. Dlatego warto zapoznać się z tym co o nim pisze były prezes Ośrodka, Antoni Milczarski: „...Tadeusz Ziegler objął (w 1999 r. – M.K.) stanowisko imprezowego i był nim przez dwa lata.... Jako imprezowy był pełen pomysłów i energii. Wadą jego było to, że nie liczył się z kosztami urządzanych imprez, co bardzo uszczuplało dochody z nich oraz jego wielki indywidualizm, który utrudniał mu harmonijną współpracę z zarządem... (Po odejściu z hukiem z Ośrodka – M.K.) Ziegler przeniósł (brydż sportowy) do Domu Polskiego w Ardeer, ale tam się nie przyjął” („Polski Centralny Ośrodek Społeczno-Sportowy w Albion 1984-2009”, str. 76). Poza tym pisząc tę książkę widziałem jego list do zarządu (z archiwum Milczarskiego), w którym obrażał wszystkich i Ośrodek, rezygnując w wyjątkowo chamski sposób z członkostwa. Bardziej ohydnego listu nie czytałem w swoim życiu! Zrobiłem sobie jego fotokopię. Dlatego dzisiaj należy poprosić Milczarskiego, aby wytłumaczył to co napisał o Zieglerze i dlaczego go dzisiaj popiera (?, wszak popiera obecny zarząd), a przede wszystkim poprosić o ujawnienie tego listu, który nie jest jego własnością, a tylko Ośrodka (powinien być w archiwum Ośrodka). Poza tym Ziegler, jak widzimy, po odejściu z Ośrodka działał na jego szkodę – przeciągając ludzi do Ardeer. Dzisiaj jest ponownie członkiem (od kiedy?!) z woli Deberta i jego kliki. - Czy to nie jest dodatkowy dowód na to, że Ośrodek jest dzisiaj w rękach jego wrogów?!

W ostatnim czasie w mało demokratycznej Rosji premier Władimir Putin i prezydent Dmitrij Medwiediew umówili się między sobą co do dalszego rządzenia krajem. Putin ma zastąpić Medwiediewa na stanowisku prezydenta, a Medwiediew zostanie premierem. No i już powszechnie wiadomo, że sfałszowali tylko co odbyte wybory powszechne do Dumy. W Polskim Ośrodku w Albion ma być podobnie. Chodzą słuchy, że obecny prezes Piotr Debert ma zostać wiceprezesem, a wiceprezes Andrzej Korab zostanie prezesem. Można powiedzieć, że wybory w Ośrodku – niby legalne! - będą jednak także sfałszowane jak w Rosji, bowiem głosować w nich będą głównie „sami swoi ludzie” Deberta i kliki, których, jak na warunki Ośrodka, masowo zapisano na jego członków w tym roku, jednocześnie odmawiając przyjęcia na członków kilkadziesiąt osób, których Debert i kilka nie uważali za swoich ludzi!

I o tym trzeba pamiętać i coś z tym zrobić z pomocą instytucji australijskich. Powinni o tym pamiętać szczególnie obrońcy Szkoły Polskiej w Albion, jeśli Korab przystąpi do jej likwidacji przez stworzenie takich dla niej warunków, które do tego mogą doprowadzić. Polacy-domorośli dyktatorzy w Australii, szczególnie ci z komunistyczną przeszłością w PRL, mają praworządność w nosie, ale na pewno nie Australijczycy i australijskie instytucje, szczególnie te kontrolujące etników.

Andrzej Korab jest znany z dwóch rzeczy: na każdym kroku i do znudzenia podkreśla swoje wyższe wykształcenie, no i to on kilka lat temu był najbardziej zagorzałym przeciwnikiem ulokowania Szkoły Polskiej na terenie Polskiego Ośrodka w Albion. Jeśli chodzi o chwalenie się ukończonymi studiami, to trzeba go sprowadzić na ziemię tym argumentem, że dzisiaj wyższe studia kończy każdego roku np. w Polsce zapewne ponad 300 tysięcy młodzieży, i że dzisiaj dyplom ukończenia studiów jest bardzo często zwykłym świstkiem papieru. Stąd wielu absolwentów wyższych uczelni nie może znaleźć pracy (np. 40% w Hiszpanii). Dzisiaj liczy się to jaką korzyść z tego dyplomu ma państwo, biznes czy społeczeństwo. A Korab żadnymi osiągnięciami zawodowymi pochwalić się nie może. Przepraszam może i za złośliwość, ale taka jest prawda: Andrzej Korab urodził się nikim i nikim umrze – nic trwałego po sobie nie zostawi. A na marginesie tej sprawy warto wspomnieć, że dzielna i bardzo zasłużona dla społeczności polskiej i australijskiej pani Elżbieta Drozd z Melbourne w polskim programie radia etnicznego SBS (10.11.2011) wspomniała o polskich cwaniaczkach przybyłych z PRL, którzy próbowali oszukiwać instytucje australijskie rzekomym ukończeniem wyższych studiów. Plagą dzisiaj jest także kupowanie (przez Internet) fałszywych dyplomów ukończenia wyższych uczelni na całym świecie – nawet uniwersytetów w Cambridge i Oxford.

Natomiast jeśli chodzi o ulokowanie Szkoły Polskiej na terenie Ośrodka, to Korab przegrał tę batalię z ówczesnym prezesem Andrzejem Szumnym i odszedł z zarządu i Ośrodka. Podczas ostatnich wyborów przez podstęp (deception) Deberta został członkiem zarządu i wiceprezesem i teraz chyba się odgryza. Bowiem ktoś musiał stać za doprowadzeniem do de facto wyrzucenia z Ośrodka byłego prezesa Andrzeja Szumnego i stoi za walką ze Szkołą Polską na terenie Ośrodka. Może się mylę, ale jakoś wątpię, aby za tym stali - byli tego inicjatorami Debert i Borkowski, chociaż siedzą w tym łajdactwie także po uszy.

Zarzuca się też Korabowi, że będąc za Mieczysława Żurka członkiem zarządu i rzekomo osobą kompetentną w tych sprawach, nie załatwił odpowiedniego ubezpieczenia dla Ośrodka, przez co Ośrodek przez tragiczny wypadek pewnej osoby na jego terenie stracił ponad 60 000 dolarów. A więc wykazał się niekompetencją, co słono kosztowało Ośrodek.

Jest sugestia, aby ewentualny wybór Koraba na prezesa przywitać głośną kocią muzyką, tak aby ten fakt przeszedł do historii Ośrodka. Może to i dobry pomysł. Natomiast mam wątpliwość co do tego, aby utrudniać mu pracę prezesa i – w legalny sposób – obrzydzać mu życie. Uważam jednak, że należy robić wszystko, aby nie traktował on Ośrodka jak swój prywatny folwark i aby nie został dyktatorem, który będzie rządził Ośrodkiem jedynie według swoich życzeń. Bo jako dyktator może być on dużo gorszy od Deberta. Może warto byłoby złożyć się na opłacenie adwokata specjalizującego się w działalności organizacji, przedstawić mu sytuację jaka panuje w Albion i uzyskać poradę jak i co robić w określonych przypadkach. To przyda się także i Szkole Polskiej, bo co się ze Szkołą nie udało zrobić Debertowi, będzie się starał zrealizować (ten szatański plan, szkodliwy dla Ośrodka!) historyczny jej wróg Korab. Wszyscy myślą, że to nie żaden adwokat, a tylko on opracował projekt nowej umowy Ośrodka ze Szkołą (jest faktem, że CAŁY zarząd nic o tym projekcie nie wiedział i nic nie wiadomo, aby do jego opracowania zwrócono się do jakiegoś adwokata; czy są jakieś zapłacone rachunki od tego adwokata?).

Co obiecywał Piotr Debert po wyborze na prezesa? Obiecywał powstanie Klubu Filmowego, Klubu Tenisa Stołowego, organizowanie Święta Rocznicowego, kontynuowanie ognisk, otwarte targi, korty tenisowe, nową tablicę informacyjną przy wjeździe na teren Ośrodka, założenie strony internetowej Ośrodka, nowe wyposażenie kuchni itd., itd.

Poza marnymi targami NIC Z TEGO NIE ZOSTAŁO ZREALIZOWANE!

Nie zostały zrealizowane także dwa z trzech innych projektów prezesa Deberta i jego najbliższej kliki w zarządzie: opracowanie nowego - własnego statutu Ośrodka i “uporządkowanie” po myśli tej kliki sprawy ze Szkołą Polską na terenie Ośrodka (dzięki Bogu za to!!!). Udało się tylko ogłoszenie ICH KSIĘDZA I KUMPLA - ks. Józefa Migacza oficjalnym kapelanem Ośrodka, który to zaszczyt należał się z pewnością dużo prędzej o. Dominikowi Jałosze OP, który zrobił dla Ośrodka bardzo wiele – chociażby przez jego działalność Ośrodek wzbogacił się o wiele, wiele dziesiątek tysięcy dolarów, podczas gdy działalność ks. Migacza NIC Ośrodkowi nie dała. Także ani centa.

A więc NICZYM KONKRETNYM I DOBRYM tak Piotr Debert jak i jego zarząd pochwalić się nie może!
Bowiem odnoszę wrażenie, bo wszystkie gwiazdy na to wskazują, że Piotr Debert i jego klika wcale nie byli zainteresowani dobrem Ośrodka, a tylko realizacją swoich szatańskich pomysłów.

Na pierwszy plan wysunęła się walka z niepożądanymi dla nich członkami zarządu i Ośrodka. Bowiem utrudniali czy utrudniają oni tej klice całkowitą kontrolę nad Ośrodkiem, który chcą traktować i traktują jak swój prywatny folwark, na co dali wiele dowodów (np. działalność za plecami niektórych członków zarządu, arbitralnie podejmowane decyzje). W sposób zapewne legalny, ale wyjątkowo perfidny skreślono z listy członków kilka osób z poprzedniego zarządu, włącznie z prezesem Andrzejem Szumnym, który na rocznym walnym zebraniu zaoferował swą pomoc obecnemu zarządowi i jako prezes miał kilka znaczących osiągnięć), a swoim zachowaniem zmuszono kilka nie swoich członków obecnego zarządu do ustąpienia. Nad innymi członkami zarządu pastwią się w chamski sposób (np. nad p. Wiesią Grabowską). Ja sam zrezygnowałem z członka zarządu, gdyż nie chciałem swoją obecnością żyrować niektóre działania Deberta i jego kliki. Był to także protest przeciwko jego polityce wobec Szkoły Polskiej i wobec chamstwa królującego na zebraniach zarządu (to chamstwo wytknął także Debertowi i klice członek zarządu Mieczysław Białobrzeski w swoim “Liście otwartym” opublikowanym w “KWORUM”). Ja naprawdę miałem dość tego PRL-owskiego chamstwa zawleczonego do Australii przez dzieci PRL-u (rozmawiałem na ten temat z Debertem 17 września br., wstrząśnięty chamstwem zaistniałym na wrześniowym zebraniu zarządu). Uznałem, że z tą bandą nie chcę mieć więcej nic wspólnego.

Ostatnio nie mając innego wyjścia i zmuszony do tego, głównie przez Piotra Deberta i ks. Józefa Migacza, w imię Boże rzuciłem klątwę na Deberta i jego klikę (patrz “KWORUM”). Chcę wierzyć, że to zmusi prawdziwych Polaków i katolików do refleksji nad tym co się dzieje w Ośrodku i do tego czy klika Deberta jest warta ich poparcia.

Niektóre osoby mają pretensje do obecnego zarządu o bliższe zbliżenie się Ośrodka do Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii. Ja tych zastrzeżeń nie mam. Pod warunkiem, że to zbliżenie będzie korzystne dla Ośrodka. A o to żeby takim było musi się starać jego prezes i zarząd. Jeśli jednak prezes chciałby być pachołkiem Federacji, to wówczas takie zbliżenie nie tylko że nie będzie korzystne, ale wręcz szkodliwe dla Ośrodka.

Niektóre pociągnięcia Deberta i jego kliki popierałem, gdyż uważałem je za korzystne dla Ośrodka. Nie ukrywam, że uważałem także, że potrzebna jest nowa umowa PRAWNA między Polskim Ośrodkiem w Albion a Polską Szkołą w Albion, ale taka, która będzie korzystna dla obu stron. Jedynie z czym całkowicie się nie zgadzam, to z niewłaściwym traktowaniem przez nich Szkoły Polskiej na terenie Ośrodka i o. Dominika Jałochy OP, który nie jest ICH polskim kapłanem i kumplem. W głowie mi się nie mieści jak Polak-katolik może być wrogiem drugiego polskiego księdza tylko dlatego, że nie jest JEGO kapłanem i kumplem. A wrogość tych ludzi do o. Dominika Jałochy OP wprost bucha od nich na milę! Co zresztą zauważyły i inne osoby, w tym sam o. Dominik Jałocha OP. Tę ich nienawiść najlepiej ilustruje fakt, że zarząd, a właściwie tylko Prezydium, wysłało list ze skargą na o. Dominika Jałochę OP do prowincjała Dominikanów w Australii i w Polsce. I za co? Za to że nie poddaje się i walczy o dalsze istnienie Szkoły Polskiej na terenie Ośrodka. Widać, że dla tej kliki wszystkie chwyty są dozwolone. Nawet te poniżej pasa, nie mówiąc już o kłamstwie i dowolnej – po ich myśli interpretacji faktów.

Zapewne chyba wszystkie zarządy polskich ośrodków na całym świecie byłyby dumne z posiadania na swoim terenie tak wielkiej i wspaniałej szkoły polskiej, jaką jest Szkoła Polska na terenie Polskiego Ośrodka w Albion. Tym bardziej, że finansowo sama się utrzymuje. Dlatego aż trudno w to uwierzyć, że obecnemu zarządowi Ośrodka (Debert i klika) jest ona solą w oku. A jednak jest to fakt! I nic nie pomoże wmawianie nam, że tak nie jest, że to rzekomo Kałuski wymyślił sobie to, że Debert i spółka są jej wrogami. Bowiem fakty mówią same za siebie. I nie pomoże im kłamstwo, a właściwie głupie i podłe twierdzenie Deberta, że to nie oni, a tylko Kałuski jest wrogiem Szkoły Polskiej w Albion.

Przez to, że Szkoła Polska w Albion jest największa i najlepsza szkoła polska w Australii ma ona i jej twórca oraz opiekun, o. Dominik Jałocha OP swoich wrogów. Są to ludzie – nawet ci w koloratce - mali i zawistni, sami nie mogący pochwalić się żadnymi znaczącymi osiągnięciami. Tych ludzi, którzy często współkierują polskim życiem w Melbourne, trudno nazwać dobrymi Polakami i katolikami. Bowiem co to za Polak, który chce czy nawet dąży do likwidacji polskiej i katolickiej z ducha szkoły?!

Dotychczas byli to ludzie spoza Polskiego Ośrodka w Albion. Dzisiaj są oni nie tylko wśród członków Ośrodka, ale także w jego zarządzie. Bowiem trzeba być głupcem albo naprawdę podłym człowiekiem, wrogiem polskości w Australii i dalekim od zasad nauki Kościoła katolickiego, aby twierdzić, że prezes Piotr Debert i jego prezydium w opracowanej przez siebie nowej umowie Ośrodka ze Szkołą Polską chcą dalszego jej istnienia na terenie Ośrodka czy, że chcą harmonijnej, owocnej i korzystnej dla OBU STRON współpracy ze Szkołą Polską. Niech każdy prawy człowiek wczyta się uważnie w projekt umowy ze Szkołą Polską Deberta i jego kliki i niech z ręką na sercu powie czy mam rację czy nie. Osobiście przypuszczam, że walcząc ze Szkołą pracują oni dla wrogów Ośródka spoza Ośrodka. Jak bowiem inaczej interpretować ten fakt?! A jeśli tak jest, to nie ulega wątpliwości i wiele osób się z tym zgadza, że tym samym ludzie stojący na czele Polskiego Ośrodka w Albion są de facto jego wrogami. – Tego się doczekaliśmy!

Poraża mnie tupet i buta oraz pewność siebie tej kliki. Ci ludzie bez żadnego wstydu kłamią w żywe oczy, jak np. Debert w swoim e-mailu wysłanym do mnie 17 listopada 2011 roku, w którym zarzuca mi kłamstwo i na tej podstawie żąda, abym zrezygnował z członkostwa Ośrodka (a jak tego nie zrobię to załatwi moje wykreślenie z listy członków przez uczestników rocznego walnego zebrania), podczas gdy opublikowane fakty dowodzą niezbicie, że to nie ja, a tylko on kłamie. Także wymowny w tej materii jest e-mail wysłany przez wiceprezesa Ośrodka, Andrzeja Koraba, do redaktora “KWORUM”, w którym żąda usunięcia mojego krytycznego artykułu o zarządzie Ośrodka, gdyż Kałuski nawołuje w nim do “mordobicia i przelewu krwi”, podczas gdy każdy czytelnik może przeczytać, że Kałuski napisał, że to obecna polityka zarządu Ośrodka może doprowadzić do mordobicia i przelewu krwi! A także kłamstwo pani Wawrzykowskiej, że rzekomo podjudzałem obecny zarząd przeciwko członkom poprzedniego zarządu, podczas gdy ten temat nie był w ogóle poruszany na zebranich zarządu od wielu miesięcy, a przedtem sprawę tę wałkował Debert ze swoją kliką, którzy sami, bez niczyjego podszeptu, uknuli wyrzucenie Andrzeja Szumnego z Ośrodka.

Ile paskudnego tupetu jest wśród członków tej kliki, którzy nie tylko lekceważą krytykę ich działalności z mojej strony, ale także ze strony o. Dominika Jałochy OP (jego wydane dwa “Oświadczenia”), “List otwarty” członka zarządu, pana Mieczysława Białobrzeskiego, “Protest” 29 osób nie przyjętych na członków Ośrodka i wniosek 30 osób o zwołanie nadzwyczajnego zebrania członków Ośrodka, na którym miał być poddany pod głosowanie wniosek o wotum nieufności dla obecnego zarządu Ośrodka, ale także wymachują szabelką i grożą sądem (chyba myślą, że sędziowie to banda głupich kretynów, którzy kupią bez targowania się wszystko co im powiedzą)! Ile paskudnego tupetu i podłości jest w Debercie, który w swym e-mail do mnie z 17 listopada br. robi… ze mnie!!! wroga Szkoły Polskiej w Albion. I pomyśleć że rozdaje on komunie w kościele ks. Migacza!!! Osobnik przeżarty nienawiścią do drugiego człowieka! Osoba, która jest przeklinana przez wielu! Czy to nie świętokradztwo?!

Problem polega na tym, że ci osobnicy, włącznie z ks. Migaczem, są święcie pewni, że nic złego nie robią i że racja jest po ich tronie. Jestem przekonany, że gdyby nawet papież powiedział im: “Czynicie źle – nie postępujecie po chrześcijańsku”, to także i wówczas oni by tego nie przyjęli do wiadomości. A jedna z członkiń zarządu i przyjaciel Deberta może, tak jak do uczyniła ze mną, napisała by list do papieża następującej treści: “Można zrozumieć ludzi prymitywnych, chorych, ale, skąd u … Ojca Świętego tak upośledzona percepcja otaczającej nas rzeczywistości???!!!”. Ciekawe kto według tej pani ma upośledzoną percepcję na panującą rzeczywistość w Polskim Ośrodku w Albion? Starzy i zasłużeni budowniczowie i działacze Polskiego Ośrodka w Albion oraz związani przez lata z Ośrodkiem rodzice uczniów Szkoły Polskiej w Albion czy raczej, co jest bardziej prawdopodobne, nowo upieczeni członkowie Polskiego Ośrodka w Albion i jego zarządu, czyli Debert i spółka (którzy myślą, że zjedli wszystkie rozumy, a wszyscy inni to ciemniacy, których trzeba “wziąć za mordę” albo wykopać z Ośrodka) oraz ich “sami swoi” nowo przyjęci członkowie? - Ciekawe jakby to wytłumaczył psychiatra i co by powiedział o tych dziwnych stworzeniach!

To że Debert i klika są pewni siebie, że lekceważą krytykę ich działalności, to się temu nie dziwię. Wszak zrobili wszystko (głównie rekrutacja ich ludzi na członków Ośrodka), aby nie oddać raz zdobytej władzy. Obawiam się, że to już stało się faktem. Mają Ośrodek w swoich rękach na wiele lat i zrobią z nim – i to w sposób legalny lub względnie legalny – co tylko zechcą. Stąd realną staje się perspektywa takiego samego końca Ośrodka, jaki spotkał Centralny Dom Polski w City, który Polonia w Melbourne straciła przez dyktatorskie i głupie rządy ostatniego jego zarządu. A że ktoś z tych ludzi na tym się obłowił – to więcej niż pewne. A zachętą dla innych cwaniaków jest to, że Polonia nie postarała się, aby tych cwaniaków z City postawić przed sądem, chociażby tylko za świadomą niegospodarność – za utratę Domu!

Dlatego na zakończenie mam to do powiedzenia: kto spoza tej kliki będzie 18 grudnia głosował na Deberta i jego klikę ten udowodni jak marnym jest Polakiem i katolikiem, że nie troszczy się wcale o przyszłość Ośrodka i zachowanie polskości w Australii. Zobaczymy 18 grudnia ile tego Polactwa mamy wśród członków Ośrodka.

Jeśli na rocznym walnym zebraniu zwycięży zło – wrogowie Ośrodka, nie możemy złożyć broni, bo jak naucza Kościół: obowiązkiem dobrego katolika jest walka z wszelkim złem. Naszym obowiązkiem będzie dalsza walka nie tylko o to aby komunistyczny zamordyzm nie zapanował na trwałe w Polskim Ośrodku w Albion i o dalsze istnienie Szkoły Polskiej w Albion, ale także o to, aby Polski Ośrodek w Albion nie podzielił losu Domu Polskiego w City.


Marian Kałuski
14.12.2011

...............................................................................................................................
...............................................................................................................................

Albion: zwyciężyło zło


18 grudnia 2011 roku odbyło się roczne walne zebranie członków Polskiego Ośrodka w Albion. Czekało na nie wiele ludzi, gdyż miało ono rozstrzygnąć czy w tej organizacji wygra dobro czy zło. Czy Ośrodek będzie służył WSZYSTKIM Polakom w zachodnich dzielnicach Melbourne czy tylko tym (i ich niecnym planom), którzy w sposób podstępny i oszukańczy dorwali się do władzy 12 grudnia 2010 roku.

Osobiście, jako członek zarządu do września tego roku, wiedziałem, że zwycięży zło. Bowiem nowy zarząd, a właściwie jego prezydium: Piotr Debert – prezes, Andrzej Korab – wiceprezes i Tadeusz Borkowski – sekretarz, od pierwszych godzin urzędowania robili wszystko, aby utrwalić swą władzę w Ośrodku “na wieki”, zgodnie z hasłem polskich komunistów sprzed 1989 roku: “Raz zdobytej władzy nigdy nie oddamy”. Pisałem już jak to robili więc nie będę się powtarzał. I tylko dlatego nie poszedłem na walne zebranie, które dla mnie było zwykłą farsą. Poza tym nie chciałem patrzeć na te triumfujące dyktatorskie gęby, pełne satysfakcji i zarazem buty zaraz po “wyborach”.

Tak, ta “nieświęta trójca”, wygrała, bowiem na nią głosowali zapewne en bloc wszyscy nowi członkowie, których oni namówili na członkostwo i na głosowanie na nich. Ci co byli na zebraniu, a byli to budowniczowie i działacze oraz patroni Ośrodka, mówili mi, że wiele tych osób nigdy w życiu nie widzieli. Jeśli to prawda, to Ośrodek znalazł się w rękach ludzi, którzy z nim do tej pory nie mieli nic wspólnego. I to oni będą decydować o jego dalszych losach. Np. kilka osób z rodziny Piotra Deberta, które z Ośrodkiem nie miało nic wspólnego do walnego zebrania w 2010 roku, a które od tamtego zebrania są członkami zarządu i z Debertem i jego kliką robią co chcą!

W poprzednim artykule (“Wybory w Albion”) pisałem: “Dlatego na zakończenie mam to do powiedzenia: kto spoza tej kliki będzie 18 grudnia głosował na Deberta i jego klikę ten udowodni jak marnym jest Polakiem i katolikiem, że nie troszczy się wcale o przyszłość Ośrodka i zachowanie polskości w Australii. Zobaczymy 18 grudnia ile tego Polactwa mamy wśród członków Ośrodka”.

No i zobaczyliśmy. Jest tego tałatajstwa prawie setka! Bardzo to przykre.
Natomiast w tekście “List otwarty: Rzucam klątwę” pisałem: “Nie jestem młody, byłem członkiem szeregu polskich organizacji, kilka lat byłem redaktorem ukazującego się w Melbourne “Tygodnika Polskiego” i jestem historykiem Polonii australijskiej. Widziałem i słyszałem wiele, poznałem wielu polskich bydlaków. Nie powinno mnie nic dziwić. A jednak jestem zaszokowany ich ilością wśród członków Polskiego Ośrodka w Albion. Zaszokowany także i tym, że ich ojcem duchowym jest kapłan katolicki – ks. Józef Migacz TChr. Widać, że taki kram jaki ksiądz!...”.

Niektóre osoby uważały, że nie powinienem nikogo nazywać bydlakiem I tak ostro krytykować ks. Józefa Migacza. Prawda, mój język jest często ostry, ale – a trzeba to przyznać - przy tym bardzo trafny. I właśnie niektórzy uczestnicy ostatniego walnego zebrania to udowodnili. Bowiem jak nazwać trafnie kogoś, kto uważa się za Polaka i katolika, a jednocześnie gorzej niż po chamsku odnosi się do polskiego kapłana? Otóż na walnym zebraniu wiele jego uczestników buczało jak przemawiał o. Dominik Jałocha OP, założyciel opiekun Szkoły Polskiej na terenie Polskiego Ośrodka w Albion, która jest największą (150 dzieci) i najlepszą szkołą polską w Australii, a którą obecny zarząd chce zlikwidować! I to pomimo tego, że szkoła sama się utrzymuje!

To nie było kilka osób, ale ponoć duża grupa ludzi. I wątpię, że był to spontaniczny odruch ludzi wprowadzonych w błąd. Przypuszczam, że ten “odruch” był wyreżyserowany już przed zabraniem. I to przez tych, którzy rozdają komunię i “przez swą pobożność” podnoszą ręce do góry podczas Modlitwy Pańskiej w kościele ks. Józefa Migacza.
No cóż, przykład idzie z góry. Wszak kiedy na październikowym zebraniu zarządu rzucano błotem w o. Dominika Jałochę, ks. Migacz, obecny na tym zebraniu, milczał jak zaklęty!!! Czy to nie była zachęta dla tych, którzy namawiali dziadostwo do buczenia, kiedy miał przemawiać o. Dominik Jałocha?!
Jak to zwykle na tym świecie bywa: zło ponownie zwyciężyło dobro.
Do tego zwycięstwa w pewnym stopniu przyczynili się ludzie należący dzisiaj do opozycji wobec obecnego zarządu. Widząc od pierwszych godzin urzędowania obecnego zarządu co się święci, przespali czas (zaraz po walnym zebraniu w 2010 r.) na przeciwstawianie się złu, na postaranie się o to, aby mieć wśród członków Ośrodka tylu swoich ludzi, aby żadni domorośli dyktatorzy nie podporządkowali go sobie (co nastąpiło!). Opozycja mogła zwerbować dużo więcej nowych członków niż to zrobiła klika Deberta, wspierana przez ks. Józefa Migacza TChr., o. Wiesława Słowika TJ (Essendon, gdzie kilka zwerbowała najwięcej nowych członków) czy Federację. 150 dzieci szkolnych ma rodziców – ojca i matkę! A poza tym o. Dominik ma setki parafian. Jednak trzyma się on z dala od takich spraw: służy jedynie Bogu, swoim parafianom i Szkole Polskiej w Albion. Los Szkoły oddał – I JEGO LUDZIE! - w ręce TYLKO Boga. I to była duża pomyłka. Bowiem Bóg pomaga, ale tylko wtedy kiedy sami zasługujemy na Jego pomoc. Nie ma takich cudów, żeby jakieś państwo bez armii pokonało armię drugiego państwa, jak ono napadnie na to pierwsze. Nie ma tak, że jak poprosimy Boga, abyśmy zdali maturę, to ją zdamy, pomimo tego, że przez cfały rok nie uczyliśmy się. Nie robiono więc nic, wierząc w jakiś cud. W przeddzień zebrania znany działacz Ośrodka z opozycji powiedział mi, że wierzy, że opozycja zwycięży, chociaż sam orientował się, że niewiele zrobiono, aby to życzenie stało się ciałem.
Najgłupszy adwokat powiedziałby opozycji, że odmowa przez klikę Deberta przyjęcia na członków kilkadziesiąt osób tylko dlatego, że to nie byli “ich ludzie” (a są na to dowody, że tak podeszli do sprawy!) była zwykłą dyskryminacją. Starczyło zgłosić sprawę do odpowiednich instytucji australijskich. Nie zrobiono tego!
Można było oskarżyć klikę Deberta o kilka innych nieprawidłowości i załatwić kilka innych spraw. Nie zrobiono tego.

Zauważyłem także, że wiele osób z opozycji boi się własnego cienia.
I ten fakt z perfekcją wykorzystywała klika Deberta. Bo wiedzieli, że opozycja to “chłopy bez jaj”, jak to powiedział znany działacz Polskiego Ośrodka w Albion, i przez to w żaden sposób im nie zagrozi.
A Henryk Sienkiewicz w “Trylogii” napisał, że “wroga się bije”, a nie z nim się caca. Inaczej wróg pobije ciebie.
Jak się będzie chciało, to klikę Deberta-Koraba (za wzorem rosyjskim Korab został teraz prezesem, a Debert wiceprezesem) można łatwo pognać nago przez pokrzywy. Bowiem “chcieć to móc”, tym bardziej, że szereg ich pociągnięć było niezgodnych z prawem i obyczajami panującymi w Australii.

Chociaż na rocznym walnym zebraniu zwyciężyło zło – wrogowie Ośrodka, nie możemy złożyć broni, bo jak naucza Kościół: obowiązkiem dobrego katolika jest walka z wszelkim złem. Naszym obowiązkiem będzie dalsza walka nie tylko o to, aby komunistyczny zamordyzm nie zapanował na trwałe w Polskim Ośrodku w Albion i o dalsze istnienie Szkoły Polskiej w Albion, ale także o to, aby Polski Ośrodek w Albion nie podzielił losu Domu Polskiego w City czy przeszedł na własność polskich chrystusowców w Australii, o czym rozmawiają wtajemniczeni (jeśli to prawda, to właśnie teraz wszystko staje się dla mnie jasne, przede wszystkim rola ks. Józefa Migacza w walce zarządu ze Szkołą Polską, którą prowadzi polski dominikanin; wszak Debert i Korab to słudzy ks. Migacza, a chrystusowcy dążą od lat do tego, aby być jedynymi polskimi kapelanami w Australii).


Marian Kałuski
21.12.2011