Dodano: 16.09.11 - 23:06 | Dział: Na każdy temat

KÅ‚opoty z maturÄ…. Czy tylko z matematyki?

PrzeczytaÅ‚em niedawno artykuÅ‚ o „tragicznych” rezultatach matury z matematyki. JakoÅ› tak zaraz potem trafiÅ‚em na tekst o równie „tragicznym” poziomie przyszÅ‚ych nauczycieli tego przedmiotu, tj. studentów matematyki, którzy maja problemy z rozwiÄ…zywaniem nawet prostych zadaÅ„. Autor przytaczaÅ‚ przykÅ‚ad zadania polegajÄ…cego na policzeniu „obwodu bryÅ‚y”. Ja nie wiem co to takiego (może chodziÅ‚o o powierzchniÄ™?), ale wierzÄ™, że chodziÅ‚o o coÅ›, co w opinii piszÄ…cego byÅ‚o naprawdÄ™ elementarne. No i nie wiem teraz czy Å›miać siÄ™ gÅ‚oÅ›no (bo ktoÅ› już siÄ™ odważyÅ‚ o tym nauczaniu matematyki napisać) czy tylko cichutko chichotać (bo wielu takich nie widać).

Kto lubi naukÄ™? Nauczanie – nie tylko matematyki – leży od lat na caÅ‚ym prawie tzw. Zachodzie. Przyczyn jest wiele, ale podstawowÄ… jest chyba zwykÅ‚a kalkulacja; czy warto siÄ™ uczyć? Każde spoÅ‚eczeÅ„stwo ma pewien – na ogół niewielki – procent ludzi ciekawych Å›wiata, którzy wartość wiedzy mierzÄ… samÄ… wiedzÄ…. Oni bardziej lubiÄ… poznawać rzeczywistość przez szkieÅ‚ko mikroskopu lub rozumowanie matematyczne niż ekran telewizora czy „siÅ‚Ä™ swoich pieniÄ™dzy”. Nie wiadomo dokÅ‚adnie, czy sÄ… to mÄ™drcy czy gÅ‚upcy, ale na pewno sÄ… to pasjonaci, którzy swymi odkryciami i pracÄ… inżynieryjnÄ… przepychajÄ… pozostaÅ‚ych w kierunku wygodniejszego życia. StanowiÄ… tak ze dwa, może góra pięć procent populacji. CaÅ‚a reszta pyta o rentowność inwestycji w nauczenie siÄ™ czegoÅ›, co bezpoÅ›rednio, na co dzieÅ„, czy nawet na konkretny moment, nie wydaje siÄ™ użyteczne. A trzeba pamiÄ™tać, że myÅ›lenie generalnie boli. MyÅ›lenie „naukowe” boli podwójnie, bo nauka jest bardzo nienaturalna. Nie tylko fizyka, gdzie intuicja przegrywa z rachunkami (np. w teorii kwantów), ale również w tzw. naukach humanistycznych, gdzie np. zamiast uniwersalnych okreÅ›leÅ„ typu „zaj...Å›cie” czy „k...a”, każą używać słów, którymi „normalny czÅ‚owiek” nie gada nawet z ksiÄ™dzem. To gdzieÅ› w tym miejscu przebiega granica miÄ™dzy nauczaniem a wychowaniem, które we współczesnej szkole jest wÅ‚aÅ›ciwie nieobecne. A ustawienie tzw. wiedzy naukowej na wÅ‚aÅ›ciwym (broÅ„ Boże za wysokim) miejscu hierarchii wartoÅ›ci, to wÅ‚aÅ›nie rola zepchniÄ™tego na – niewydolnÄ… na ogół – rodzinÄ™ wychowania. Ta spoÅ‚eczna nieokreÅ›loność wartoÅ›ci rzetelnej wiedzy to podstawowa przyczyna tego, co mamy.

Czy jest czym siÄ™ martwić? Matematyka uważana jest powszechnie za miarÄ™ owej rzetelnoÅ›ci, a Kant miaÅ‚ ponoć powiedzieć, że tyle w nauce nauki ile w niej matematyki. TrochÄ™ sensu w tym jest, bo mówiÄ…c matematykÄ…, trudno jest nakÅ‚amać. To na tym m.in. polega jej użyteczność. Chodzi o to, że w rozumowaniach matematycznych „wychodzÄ…c od prawdy dochodzimy do prawdy”, a przynajmniej dotÄ…d zawsze tak bywaÅ‚o. WyglÄ…da na to, że gwarancji tej niezawodnoÅ›ci matematycznych rozumowaÅ„ nigdy mieć nie bÄ™dziemy, ale mamy przynajmniej solidne podstawy by wierzyć, że matematyka jest naprawdÄ™ niezawodna. Zderzenie tej wiary z uÅ‚omnoÅ›ciÄ… ludzkiej intuicji jest przyczynÄ… wielu frustracji. Weinberg („Sen o teorii ostatecznej”) wspomina fizyka, który z tego powodu zrezygnowaÅ‚ z naukowej kariery. PrzeciÄ™tny uczeÅ„, student czy nauczyciel matematyki problemów takich nie ma, ale na co dzieÅ„ nie gada matematykÄ…, lecz peÅ‚nym wieloznacznoÅ›ci i nieÅ›cisÅ‚oÅ›ci jÄ™zykiem potocznym. Bo, w odróżnieniu od takiej np. fizyki, matematykÄ™ trudno jest uznać za naukÄ™; nie ma np. ani dobrze okreÅ›lonego przedmiotu zainteresowaÅ„ ani jÄ™zyka. Można wprawdzie np. uznać, że przedmiotem zainteresowania matematyki sÄ… idee (byÅ‚aby to wówczas najbardziej humanistyczna z nauk), ale z jÄ™zykiem matematyki nic zrobić siÄ™ nie da wiÄ™c bezpieczniej jest nie uznawać matematyki za naukÄ™ i potraktować jÄ… jako jÄ™zyk. Można też modyfikować samo (i tak nieprecyzyjne) pojÄ™cie nauki i przyjąć np., że nauka, to – jedna z wielu – metoda zdobywania wiedzy. Prowadzi to jednak do kÅ‚opotów z odróżnieniem np. fizyka od psa, który też jakÄ…Å› wiedzÄ™ (np. o tym gdzie ma miskÄ™) zdobywa. Lepiej jest wiÄ™c pozostać przy traktowaniu matematyki jako jÄ™zyka dla niektórych, tak naprawdÄ™ raczej nielicznych (np. fizyka, kawaÅ‚ek chemii, informatyka), nauk. WiÄ™kszość wiedzy, nawet tej przyrodniczej (biologia, duża część chemii, medycyna), jest na dziÅ› zbyt skomplikowana by można jÄ… opisywać matematykÄ…. BarierÄ… jest tu m.in. struktura i ilość rozpatrywanych zależnoÅ›ci czy stopieÅ„ zÅ‚ożonoÅ›ci (komplikacji) problemów. „Znaj proporcjÄ… Mociumpanie”. No to komu jest ta matematyka potrzebna? Na pewno nie przeciÄ™tnemu absolwentowi liceum czy uczelni. A tym nieprzeciÄ™tnym można przecież zaproponować nauczanie fakultatywne, nie tylko matematyki.

Czy zatem zrezygnować z powszechnego nauczania matematyki? Niekoniecznie. Istnieje kilka wersji rozmaitych matematyk typu „light”. Najprostsza, to przeróżne rachunki, w tym wystÄ™pujÄ…ca w szkole Å›redniej nauka o konkretnych funkcjach i relacjach (np. funkcji kwadratowej czy logarytmicznej). InnÄ… wersjÄ… jest wszechobecna na studiach „algebra macierzy”. Rachunki majÄ… tÄ™ ogromnÄ… zaletÄ™, że „daje siÄ™ tego nauczyć”, wiÄ™c uczeÅ„/student zyskuje poczucie, że coÅ› jednak zdobyÅ‚ i tÄ™ drobnÄ… wadÄ™, że sÄ… dziÅ› wÅ‚aÅ›ciwie zupeÅ‚nie bezużyteczne, bo jak siÄ™ coÅ› da porachować, to natychmiast ktoÅ› napisze stosowny program, a komputer wykona te rachunki lepiej niż tysiÄ…ce inżynierów na raz. Można mówić, że do zrozumienia tych komputerowych obliczeÅ„ konieczne jest ich wczeÅ›niejsze „przeżycie”, doÅ›wiadczenie w osobistym wykonywaniu podobnych rachunków, ale jeÅ›li ma to być jedyny powód uczenia siÄ™ matematyki, to jeść tej żaby nie warto. A tak wÅ‚aÅ›nie w szkole i na niematematycznych kierunkach nauczana jest matematyka. OpowieÅ›ci o powszechnoÅ›ci sensownego, takiego „ze zrozumieniem”, używania matematyki np. w przedmiotach inżynieryjnych można spokojnie miÄ™dzy bajki wÅ‚ożyć; inżynier na ogół matematyki nie rozumie i rozumieć nie zamierza. Wystarcza mu komputer. A matematyka „komputerowa” (tzw. dyskretna, zajmujÄ…ca siÄ™ przedmiotami o dobrze od siebie pooddzielanych skÅ‚adowych) różni siÄ™ od tej „normalnej” (uwzglÄ™dniajÄ…cej również obiekty „ciÄ…gÅ‚e”, które takich wÅ‚asnoÅ›ci nie majÄ…) zasadniczo i usunąć siÄ™ tej różnicy nie da. KÅ‚opot polega na tym, że podstawowe dla tej drugiej pojÄ™cia zbieżnoÅ›ci i ciÄ…gÅ‚oÅ›ci sÄ… o klasÄ™ trudniejsze niż pojÄ™cia używane w pierwszej i przeciÄ™tnemu obywatelowi do niczego potrzebne nie sÄ…. Nie wiadomo zresztÄ… czy Å›wiat jest rzeczywiÅ›cie „ciÄ…gÅ‚y”, czy tylko nam wygodnie jest go takim widzieć, podobnie jak „uciaglamy”, nieciÄ…gÅ‚e, bo dobrze przecież od siebie pooddzielane, notowania gieÅ‚dowe. A pojÄ™cia te stanowiÄ… sporÄ… – najtrudniejszÄ… – część szkolnej matematyki. Dla ucznia/studenta bez matematycznych zainteresowaÅ„ jedynÄ… motywacjÄ… dla uczenia siÄ™ tej matematyki jest fakt, iż bÄ™dÄ… go o to pytać na jakimÅ› egzaminie. Bo w praktyce inżynierskiej, nawet na tzw. wysokim poziomie, wystÄ™pujÄ… głównie rachunki i szanse spotkania takich problemów sÄ… znikome. Jakby nie kombinować uczyć siÄ™ tego nie warto. Z drugiej strony nauczyciel, majÄ…c Å›wiadomość kÅ‚opotów w nauczaniu trudniejszej części matematyki, albo (jeÅ›li jest ambitny) poÅ›wiÄ™ca na to wiÄ™cej czasu kosztem matematyki „Å‚atwej”, albo (np. jeÅ›li sam jest matematykiem kiepskim) „przerabia materiaÅ‚ po Å‚ebkach” i cieszy siÄ™, gdy mu siÄ™ takie tematy koÅ„czÄ…. Ten drugi przypadek jest lepszy, bo przeciÄ™tny uczeÅ„ mniej siÄ™ frustruje i pozna przynajmniej to, co realnie poznać może. A nauczyciel oszczÄ™dzi sobie walenia gÅ‚owÄ… w mur „przeszkód subiektywnych” (zróżnicowany ogólny poziom nauczanych, duże grupy, problemy ze skupieniem uwagi, brak zainteresowania itp.). A sÄ… jeszcze – szczególnie w szkole Å›redniej – i „przeszkody obiektywne”, np. wynikajÄ…ca z możliwoÅ›ci finansowych szkół relacja (pÅ‚aca+ stres)/wynagrodzenie. Opisany w artykule przypadek nauczyciela, który nie potrafiÅ‚ obliczyć „obwodu bryÅ‚y” (jeÅ›li na pewno o to chodziÅ‚o) jest jednak innego rodzaju. W moim odczuciu jedynymi realnymi celami nauczania matematyki w szkole mogÄ… być:

1. kształcenie umiejętność praktycznych, potrzebnych na co dzień, rachunków (np. liczenie procentów). To w zasadzie się w szkole robi.

2. rozwój wyobraźni (nie tylko przestrzennej, ale również umiejÄ™tnoÅ›ci budowania prostych opisów matematycznych). Tu nie podaje siÄ™ wÅ‚aÅ›ciwie żadnych metod ufajÄ…c, iż „przerobienie” stosownej iloÅ›ci „zadaÅ„ z treÅ›ciÄ…” caÅ‚kowicie sprawÄ™ zaÅ‚atwia. Nie wiadomo jednak skÄ…d w przeÅ‚adowanym programie nauczania brać na to czas ani jak zniwelować różnice intelektu nauczanych.

3. kształtowanie nawyku uzasadniania swych wypowiedzi (poglądów). To się w zasadzie całkowicie pomija. A szkoda, bo ta matematyka ma też walory wychowawcze.

Wspomniany przypadek dotyczyÅ‚by punktu 2. Nie wiem o jakÄ… bryÅ‚Ä™ i jaki jej przekrój chodziÅ‚o, ale znam przypadki utytuÅ‚owanych matematyków, którzy sobie z takim zadaniem nie radzili. Wiem też, co ambitni dydaktycy matematyki potrafiÄ… wymyÅ›lać, wiÄ™c byÅ‚bym ostrożny w ocenie tego akurat przypadku. Ale tak czy owak realny poziom naszych uczniów i studentów rzeczywiÅ›cie jest kiepski. DrugÄ… – poza wspomnianÄ… nieokreÅ›lonoÅ›ciÄ… wartoÅ›ci matematyki – przyczynÄ™ tego stanu upatrywaÅ‚bym w nawoÅ‚ywaniu do „podnoszenia poziomu” bez refleksji co do realnoÅ›ci takiej operacji. Stosunek „wysokoÅ›ci” do „powszechnoÅ›ci” tzw. poziomu nauczania okreÅ›lony jest biologiÄ… i jest raczej stabilny. PewnÄ… część ludzi da siÄ™ wyedukować na piÄ…tkÄ™, innÄ… na czwórkÄ™, a wiÄ™kszoÅ›ci na trójkÄ™ nauczyć siÄ™ nie da. I to siÄ™ za bardzo nie zmienia, nawet ze wzglÄ™du na tzw. przedmioty nauczania. Znam wielu matematyków czy fizyków potrafiÄ…cych sensownie dyskutować o literaturze czy historii, ale nie znam np. żadnego tzw. humanisty z którym można pogadać o „ontologicznej części” filozofii. O matematyce wspominać nawet nie warto. Tych różnic siÄ™ nie przeskakuje. Ludzie sÄ… różni i to system spoÅ‚eczny, m.in. szkoÅ‚a, ma siÄ™ do tego przystosować. Dopasowywanie ludzi do najlepszych nawet systemów koÅ„czy siÄ™ fatalnie. Najlepszym podsumowaniem – idealnego przecież w swych zaÅ‚ożeniach – komunizmu jest chyba propozycja Brechta, by to nie naród wybieraÅ‚ sobie rzÄ…dy, ale komunistyczny rzÄ…d wybraÅ‚ sobie naród do rzÄ…dzenia. CoÅ› mi siÄ™ widzi, że elity naszej edukacji taki „naród” już sobie wybraÅ‚y.

Winnych, jak zwykle, nie ma. Bo to te wÅ‚aÅ›nie elity od zawsze coÅ› „podnosiÅ‚y” i „reformowaÅ‚y”. PodnosiÅ‚y na ogół tzw. poziom nauczania, a reformowaÅ‚y programy, systemy i szczeble edukacji, „profile absolwenta”, „minima programowe” i parÄ™ innych równie uczenie okreÅ›lanych co maÅ‚o użytecznych bytów. Fundamentem tych dziaÅ‚aÅ„ byÅ‚o nigdy jasno nie wyartykuÅ‚owane przekonanie, że ludzie sÄ… w miarÄ™ podobnie na edukacjÄ™ podatni, a dobry dydaktyk potrafi każdemu jakieÅ› minimum wiedzy wcisnąć. Takie ograniczone do mÅ‚odzieży Multikulti, z którego Europa bardzo by chciaÅ‚a siÄ™ wycofać, ale nie wie jak. PiÄ™kne hasÅ‚a majÄ… to do siebie, że pÅ‚acÄ… za nie, nie ich autorzy, ale ci, co w nie uwierzyli. W tym przypadku studenci, uczniowie i ich rodzice. Współczesne, demokratyczne spoÅ‚eczeÅ„stwa majÄ… jednak mnóstwo organów „odpowiedzialnych” za tzw. edukacjÄ™. Instytucje te majÄ… zarówno dobrze(?) okreÅ›lone kompetencje jak i znakomitÄ… kadrÄ™. My mamy np. MEN, kuratoria, instytuty pedagogiczne, Min. Nauki i Szkolnictwa Wyższego, KomisjÄ™ AkredytacyjnÄ…, Rady Rektorów i kupÄ™ instytucji „doradczych”, gdzie konkretni ludzie biorÄ… konkretne pieniÄ…dze za równie konkretne, choć niekoniecznie sensowne, dziaÅ‚ania. Nie sÅ‚yszaÅ‚em by kogokolwiek z nich rozliczano z efektów. A przecież wiÄ™kszość uczelni ksztaÅ‚cÄ…cych matematyków byÅ‚a przez KomisjÄ™ AkredytacyjnÄ… kontrolowana. I miaÅ‚a oceny pozytywne. W innych resortach, choć rzadko, winnych jednak niekiedy szukano. To efekt autentycznego (jeszcze?) autorytetu naukowo – edukacyjnych elit, przekonania, że „każdy profesor jest ode mnie mÄ…drzejszy”. I ten obÅ‚Ä™dnie rozdÄ™ty, a kiepsko uzasadniony, autorytet jest nastÄ™pnÄ… przyczynÄ… stanu naszej edukacji. Aby być uczciwym wypada tu dodać, że dzieli to miejsce z powszechnym brakiem zainteresowania czymkolwiek, co nie przynosi szybkiej forsy lub nie pozwala przeżywać „normalnych”, ludzkich, emocji towarzyszÄ…cych np. przywaleniu w pysk kibicowi przeciwnika naszej drużyny lub oglÄ…daniu ulubionego serialu. Można siÄ™ pocieszać(?), że nie dotyczy to tylko edukacji, ani naszego tylko spoÅ‚eczeÅ„stwa, ale perspektyw poprawy wyglÄ…dać nie należy. Oby to wreszcie zauważono i nie pocieszano siÄ™ iluzjami.

Waldemar Korczyński