Dodano: 18.08.11 - 22:16 | Dział: Oceny-Poglądy-Analizy

Wykluczenie spoÅ‚eczne…

Rzadko pojawiam siÄ™ na publicznych forach. Uważam, że zostaÅ‚y ostatnio zdominowane przez wrogów Polski, agenturÄ™, pieniaczy i pospolitych idiotów. Dlatego nie chcÄ™ dawać im pożywki do dyskusji, bo jak ktoÅ› trafnie ujÄ…Å‚ to na swoim profilu – Nie dyskutuj z idiotÄ…. Najpierw sprowadzi ciÄ™ do swojego poziomu, a potem pokona doÅ›wiadczeniem. Jednak to, co dzieje siÄ™ ostatnio wokół nas woÅ‚a o pomstÄ™ do Nieba. I nie mogÄ™ pozostać obojÄ™tnym.

Andrzej Lepper nigdy nie był mi szczególnie bliski. Uważałem go za człowieka mającego zbyt ścisłe i tajemnicze kontakty ze wschodem, bym mógł mu ufać bez granic. Z drugiej strony, uwikłał się w rząd PiS, co moim zdaniem, ustawiło go w miejscu do niego nie pasującym. Ten rząd zresztą, wkrótce pokazał, jakie ma o nim zdanie. Lepper przepadł z kretesem. Wielu mówiło, że bezpowrotnie. Byłem jednym z tych, którzy myśleli inaczej.

Z Andrzejem Lepperem spotkałem się jakieś dwa miesiące temu, zaproszony na spotkanie partii prawicowych, które szukały drogi do odnalezienia się na politycznej scenie Polski. Oprócz przedstawiciela Polskiej Partii Pracy z jej liderem Bogusławem Ziętkiem, było obecnych wiele stronnictw i pomniejszych partyjek. Wszyscy pragnęli ruszyć do wyborów. Szukali właściwej drogi i możliwości. Po kilkudziesięciu minutach dyskusji, w której udział wzięli ludzie przeróżnych środowisk, jak choćby Albin Siwak, były członek KC PZPR, który zresztą wypowiadał się niezwykle rzeczowo i chyba najrozsądniej, chciałem podejść do mikrofonu i powiedzieć parę słów. Już miałem to zrobić, gdy na mównicy stanął Andrzej Lepper. Zaczął mówić. I mówił dokładnie to, co sam chciałem wówczas powiedzieć. Andrzej Lepper wyartykułował to wszystko, czym pragnąłem się podzielić z zebranymi. Przemówienie spotkało się z owacją przybyłych gości. Nadal cieszył się zainteresowaniem, posłuchem i charyzmą. Moje wystąpienie uznałem w sposób oczywisty za niepotrzebne. Parę minut później podszedłem do niego, wraz z moim przyjacielem, który z przewodniczącym Samoobrony miał doskonałe relacje. Na twarzy Andrzeja Leppera widać było entuzjazm, chęć walki i pragnienie wygranej. To nie był człowiek załamany, stłamszony, czy szukający pomocy. To mój przyjaciel zwracał się do niego z propozycją pewnego projektu, prośbą o współpracę i obietnicę pomocy otrzymał. Szef Samoobrony miał z nim umówione spotkanie w najbliższych dniach. Jak zresztą z wieloma innymi osobami.

Andrzej Lepper to nie był, jak chciały media III Rzeczpospolitej, mydłek i cham. To był człowiek mówiący prawdę. Ludzie słuchali go, jak swego rodzaju guru, bo też takim się pomału stawał. Mówił o rzeczach, które zwykli, szarzy obywatele, chcieli słyszeć. Mało tego. Mówił ich językiem. Bez udziwnień, sztuczności, mówił językiem Kowalskiego. I Kowalski chciał go słuchać.

Andrzej Lepper miał dobre informacje. Pewne. I nie bał się ich publikować. Kiedy mówił o Klewkach, media, idące na krótkim sznurku służb, uznały go za oszołoma. Czas pokazał, że miał rację. Podobnie było z innymi aferami, które piętnował. Dlatego też jego samego wmanewrowano w afery mające go upodlić, ośmieszyć i zająć. Nie jest moją rolą, w chwili obecnej, dochodzenie ile mówił dla wybrzmienia prawdy, a ile dla spełnienia oczekiwań swoich informatorów. Bo, że ich miał, to rozumiał każdy uważny obserwator sceny politycznej w Polsce. Ale tylko dzięki niemu, Polacy dowiadywali się z sejmowej mównicy rzeczy prawdziwych i przerażających. Znajdowali potwierdzenie swych obaw, ale i jakieś światełko nadziei w tym otaczającym ich tunelu kłamstw, i przemilczeń wszystkich innych przedstawicieli władzy.

Swoimi oskarżeniami rzucanymi w Sejmie naruszył, trwającą od lat, okrągłostołową zmowę milczenia i wzajemnej adoracji. Naraził się wielu ludziom, niezależnie od miejsca, które w Sejmie zajmowali. To wtedy wykluczyli go po raz pierwszy ze swego grona zaufanych. Później wykluczyli go koalicjanci z klubu rządzącego, kiedy okazało się, że nadal mówi rzeczy niewygodne władzy i jej sponsorom. Teraz, bojący się Leppera złoczyńcy, wykluczyli go z grona żywych.

Nikt chyba w Polsce nie uwierzyÅ‚ w bÅ‚yskawiczny werdykt o „samobójstwie”. Polacy, nauczeni latami zaborów i zniewolenia, wychwytujÄ… podtekst z oficjalnych przekazów wÅ‚adzy bÅ‚yskawicznie. WyÅ‚apujÄ… niedopowiedzenia, odcedzajÄ… ziarno od plew i … wiedzÄ… swoje. Media mogÄ… krzyczeć wielkimi czcionkami gazet o braku udziaÅ‚u osób trzecich, kÅ‚opotach finansowych, chorobie dziecka. A zwykli ludzie zadajÄ… sobie od razu proste pytania. Na jakiej podstawie stwierdzono definitywnie samobójstwo już w piÄ…tek? Dlaczego z sekcjÄ… zwÅ‚ok byÅ‚ego wicepremiera polskiego rzÄ…du, polscy Å›ledczy czekali do poniedziaÅ‚ku? Czyż nie jest to aż nadto wystarczajÄ…cy czas, by z organizmu zniknęły wszelkie Å›lady po ewentualnych Å›rodkach chemicznych? Czy nie należaÅ‚o tego zbadać nawet przy zaÅ‚ożeniu samobójstwa? Czy w takiej partii, jakÄ… jest „Samoobrona”, szczycÄ…cej siÄ™ najwiÄ™kszym odsetkiem ludzi bogatych, nie byÅ‚o choć kilku osób mogÄ…cych wesprzeć Andrzeja Leppera, jeÅ›li rzeczywiÅ›cie miaÅ‚ kÅ‚opoty finansowe? JeÅ›li nie ze zwykÅ‚ej przyjaźni, to choćby z politycznego wyrachowania? Czy czÅ‚owiek, którego dziecko ciężko choruje, zamiast walczyć o nie do ostatnich siÅ‚, targa siÄ™ na wÅ‚asne życie, zostawiajÄ…c je na pastwÄ™ losu? A wraz z nim caÅ‚Ä… resztÄ™ rodziny? Czy wreszcie Lepper, katolik, noszÄ…cy stale przy sobie różaniec, mógÅ‚ w ogóle popeÅ‚nić samobójstwo? I do tego wszystkiego nie pozostawić listu do najbliższych? Tak mogÄ… myÅ›leć ludzie nie znajÄ…cy religijnoÅ›ci Andrzeja Leppera, ludzie bÄ…dź raczej hieny, nie majÄ…ce z religiÄ… i nauczaniem koÅ›cioÅ‚a w ogóle nic wspólnego. Ten wÅ‚aÅ›nie, nazwijmy go niuans, nie doceniany nigdy przez bandytów PRLu, wskazywaÅ‚ Polakom prawdziwych sprawców pozorowanych samobójstw w ponurych latach komuny. I postkomuny również. Wierzyć w samobójstwo Andrzeja Leppera od pierwszych godzin po jego Å›mierci, chcieli zapewne wszyscy jego wrogowie. Może niektórzy odebrali jakieÅ› sms-y, w których ten nowy kanon wiary im zaoferowano? Åšwiadczyć o tym mogÅ‚oby stanowisko, w lot odczytujÄ…cych oczekiwania swych „redaktorów prowadzÄ…cych”, piewców „jedynie sÅ‚usznej prawdy”, dziennikarzy głównego, choć nie tylko, nurtu.

Nie wiemy kto stoi za tą śmiercią. Wrogów miał pełno z każdej strony. Jednak to wszystko, co wokół tej śmierci się działo, jest hańbą dla polskich, pożal się Boże, polityków.

A najbardziej haniebne wydajÄ… siÄ™ być, w mojej ocenie, dwie sprawy. Otóż Andrzeja Leppera postanowiono wykluczyć także z pamiÄ™ci spoÅ‚ecznej, podajÄ…c lakonicznÄ… informacjÄ™ o jego pogrzebie w głównym wydaniu telewizyjnych „WiadomoÅ›ci”, na piÄ…tym (!) miejscu. Pomijam fakt, że pokazano tylko migawki z tej uroczystoÅ›ci, bez szerokich planów, powielajÄ…c metody lat dawno minionych, kiedy wÅ‚adza bojÄ…c siÄ™ ujawniać ilość przybyÅ‚ych na procesje, modlitwy, spotkania z Papieżem, czy manifestacje, materiaÅ‚ filmowy kadrowaÅ‚a i wycinaÅ‚a. Tutaj podano, że liczba przybyÅ‚ych na pogrzeb oscylowaÅ‚a wokół 500 osób, choć każdy mógÅ‚ uruchomić Internet i zobaczyć na wÅ‚asne oczy, że tÅ‚um kroczÄ…cych w ulewie za trumnÄ…, liczyÅ‚ kilka tysiÄ™cy.

Jednak ostatecznie postanowiono wykluczyć go poprzez fakt, że związkowca, polityka, szefa liczącej się obywatelskiej, polskiej partii, wicemarszałka Sejmu, ministra rolnictwa i rozwoju wsi, wicepremiera, posła do Parlamentu Europejskiego, z ramienia tegoż Parlamentu, polskiego rządu i byłych koalicjantów, w ostatniej drodze żegnał pełnomocnik premiera do spraw przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu!

I choćby tylko dlatego, Naród właśnie tych wszystkich, których ów pełnomocnik zastępował, powinien w nadchodzących wyborach wykluczyć raz na zawsze z polskiego życia publicznego.

SÅ‚awomir M. Kozak