Dodano: 14.11.10 - 13:51 | Dział: Zakamarki historii

Klakier Hitlera błogosławionym!




Kościół katolicki wyniósł faszyzm na ołtarze!

Istniejąca od 1692 roku grekokatolicka diecezja przemyska ze stolicą biskupią w Przemyślu, do końca II wojny światowej (1945 r.) większość wiernych miała na terenach wschodniej części Ziemi Przemyskiej (Sambor, Drohobycz-Borysław) i zachodnich obszarach Ziemi Lwowskiej (Sokal, Rawa Ruska, Żółkiew), które dzisiaj znajdują się na terenie Ukrainy. Niestety od końca XIX w. teren ten był siedliskiem szowinizmu ukraińskiego o zdecydowanie antypolskim obliczu. Szowinizmowi temu często przewodzili księża grekokatoliccy, dla których Chrystusowe przykazanie miłości bliźniego (a nawet wrogów!) było zwykłym pustosłowiem testamentowym. Tę nienawiść do Polaków zasiał wśród wielu grekokatolików po 1772 roku zaborca austriacki, zgodnie ze starorzymską zasadą „divide et impera” (dziel i rządź).

W 1917 roku grekokatolickim biskupem przemyskim został Josafat Kocyłowski (1876-1947), jeden z szowinistów ukraińskich – zwolennik faszyzmu i 1000-letniej hitlerowskiej Rzeszy, która miała panować w Europie. Co więcej, ten człowiek był zdecydowanym wrogiem Polski, Polaków i wszystkiego co polskie. Całym sercem i jak tylko mógł popierał działania mające na celu oderwanie od Polski nie tylko Galicji Wschodniej wraz z arcypolskim Lwowem, ale także Ziemi Przemyskiej wraz z Przemyślem (w którym Ukraińcy stanowili nieznaczny procent ogółu ludności i w którym nawet katedra grekokatolicka była byłym polskim kościołem, zabranym bezprawnie Polakom przez Austriaków i przekazanym Rusinom/Ukraińcom!), tzw. Łemkowszczyznę (ziemie po Krynicę i aż pod Kraków; większość Łemków nie uważała się za Ukraińców!), Chełmszczyznę włącznie z arcypolskim Zamościem i Podlasie. Przyjął więc z radością zbrojne zajęcie przez Ukraińców prawobrzeżnej części Przemyśla w nocy i 3 na 4 listopada 1918 roku i odprawił tego samego dnia – 4 listopada 1918 roku uroczyste nabożeństwo dziękczynne w kościele katedralnym o wyraźnym antypolskim wydźwięku. Wypowiedzi bpa Kocyłowskiego tak w katedrze jak i potem miały poważny wpływ na zaangażowanie się części duchowieństwa greckokatolickiego w bezpośrednie działania przeciwko Polakom i zachęcanie wiernych do walki z nimi (Andrzej Szeliga „Historia Pomnika Orląt Przemyskich”).

Wojnę z Polakami Ukraińcy przegrali i nie tylko Przemyśl, ale cała Galicja Wschodnia znalazły się w granicach Polski. W stosunku do odrodzonego państwa polskiego bp Kocyłowski zajmował stanowisko nieprzychylne. W 1922 roku przed wyborami parlamentarnymi do Sejmu i Senatu RP opublikował wspólnie z ordynariuszem stanisławowskim i wikariuszem generalnym archidiecezji lwowskiej list protestacyjny przeciwko Polakom i rzekomo polskiej okupacji Galicji Wschodniej pt. "Odezwa do świata cywilizowanego". Jednakże wobec decyzji Rady Ambasadorów w Paryżu z 1923 roku. przyznającej Polsce Galicję Wschodnią oraz pod wpływem Stolicy Apostolskiej „zmienił” swój stosunek do państwa polskiego, zapewniając o swej lojalności. Jaka to była szczera lojalność Polacy przekonali się we wrześniu 1939 roku, kiedy hitlerowskie Niemcy i Rosja Sowiecka napadły zbrojnie na Polskę. W ich zwycięskim marszu, a później okupacji i gnębieniu Polaków wspierali nie tylko nacjonaliści czy komuniści ukraińscy, ale także duchowni grekokatoliccy z biskupem Kocyłowskim na czele.

Bp Kocyłowski jako nacjonalista ukraiński był bardziej zbliżony do faszyzmu, toteż po napadzie Niemiec na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941 r. wziął udział w powitaniu wkraczających do Przemyśla wojsk niemieckich 10 lipca 1941 roku (Nieco wcześniej Kyr Jozafat wydał bankiet na cześć oficerów niemieckich, zaś 7 lipca 1941 w swoim liście pasterskim pisał między innymi : ... Sława wielkiemu fuhrerowi Adolfowi Hitlerowi, wyzwolicielowi i najlepszemu przyjacielowi ukraińskiego narodu ). Dwa lata później 4 lipca 1943 roku w Przemyślu bp Jozafat Kocyłowski w obecności ks. Wasyla Hrynyka na stadionie w Przemyślu odprawił mszę zorganizowaną dla ochotników ukraińskich wstępujących do „ukraińskiej” 14 Dywizji Grenadierów SS która okryła się licznymi zbrodniami (pacyfikacje, akty ludobójstwa), także wobec ludności polskiej; oddelegował kilku duchownych na kapelanów do tej zbrodniczej formacji! W 1944 r., kiedy hitlerowskie Niemcy diabli już brali, apelował do Ukraińców do ochotniczego wyjazdu na roboty do Niemiec, aby swoją pracą przyczynili się do zwycięstwa hitleryzmu. Można tu dodać, że podczas całej okupacji niemieckiej Przemyśla i Ziemi Przemyskiej wspierał tak niemieckie jak i wspierających Niemców nacjonalistów ukraińskich wszelkie akcje antypolskie, czym wywoływał wrogi stosunek do siebie polskiej społeczności Przemyśla i Ziemi Przemyskiej (Andrzej Szeliga, wikipedia.pl, „Nasz Dziennik”, „Tygodnik Powszechny”).

W latach 1944-47, a więc podczas II wojny światowej i jeszcze po niej bandy nacjonalistów ukraińskich na terenie grekokatolickiej diecezji przemyskiej mordowały na wielką skalę Polaków tylko dlatego, że byli Polakami. W okrutny sposób mordowano nawet kobiety, dzieci, starców i kaleki. Te zbrodnie są dobrze udokumentowane. Czy bp Kocyłowski wydał choć jeden list pasterski, w którym potępiał by te zbrodnie ludobójstwa i nawoływał swoich ziomków do opamiętania się? Niestety nie!!! Ciąży więc na nim grzech obojętności na liczne akty „kainowej zbrodni” ludzi, którzy byli grekokatolikami w jego diecezji!

Po upadku Niemiec bp Kocyłowski chciał być ponownie „lojalny” wobec Polski i przyklejał się do polskiego episkopatu. Jednak komuniści, którzy z pomocą bagnetów sowieckich objęli władzę w Polsce, 26 czerwca 1946 roku. deportowali go za kolaborację z Niemcami do Związku Sowieckiego, gdzie zmarł w 1947 roku w łagrze, na co z pewnością sobie zasłużył. To była kara boska za jego grzechy. Za grzechy przeciw Bogu i chrześcijaństwu. Bo chrześcijaństwo – w myśl nauki Jezusa Chrystusa, którą Kościół głosi – ma być religią miłości. Tymczasem bp Josafat Kocyłowski siał nienawiść między ludźmi i wspierał zbrodnicze poczynania nacjonalistów ukraińskich.

Dlatego jak wielkim szokiem dla wielu Polaków i prawdziwych chrześcijan innej narodowości oraz porządnych ludzi i ofiar faszyzmu było całkowicie bezkrytyczne wspieranie nacjonalizmu ukraińskiego przez „polskiego papieża” Jana Pawła II (1978-2005). Podczas swej wizyty apostolskiej we Lwowie 27 czerwca 2001 roku Ojciec Święty Jan Paweł II zaliczył Josafata Kocyłowskiego w poczet błogosławionych Kościoła. Uczynił to bez najmniejszego sprzeciwu ze strony Episkopatu Polskiego!!!

Kościół uzasadnia następująco wyniesienie na ołtarze bpa Josafata Kocyłowskiego: „Ordynariusz przemyski obrządku greckokatolickiego ks. bp Jozafat Kocyłowski stanowić może wzór kapłana wiernego Kościołowi, zatroskanego o powierzonych jego opiece wiernych oraz dążącego do normalizacji stosunków między Polakami a Ukraińcami w duchu zasad Ewangelii” (Dariusz Iwaczenko Wierny Bogu i Stolicy Apostolskiej Błogosławiony biskup Jozafat Kocyłowski (1876-1947) „Nasz Dziennik”, Warszawa, 1-2 grudnia 2007).
Jest to szokujący wywód w świetle powyższych faktów.

Wzywam więc Episkopat Polski jak również Stolicę Apostolską do udowodnienia, że wszystkie powyższe fakty, tj. wspieranie przez bpa Jozafata Kocyłowskiego zwyrodniałego szowinizmu ukraińskiego oraz jego antypolskie oraz prohitlerowskie poczynania są nieprawdziwe, a nawet jak są prawdziwe to nie przeszkadzają one w wyniesieniu bpa Kocyłowskiego na ołtarze, na czczenie go jako błogosławionego, a potem zapewne i świętego.

To straszne, że Kościół katolicki i papież rodem z Polski ukłonili się faszyzmowi, że wraz z bp Kocyłowskim wynieśli go na ołtarze, czyli z idei niemoralnej uczynili moralną!
Należy przypuszczać, że ukraiński grekokatolicki arcybiskup lwowski Andrzej Szeptycki (zm. 1944) po wyniesieniu go na ołtarze przez Kościół katolicki, o co zabiegają Ukraińcy, będzie ogłoszony nie tylko patronem renegatów (bo był renegatem!), ale także wszystkich faszystów. Bo i on wysyłał listy hołdownicze do Adolfa Hitlera!
Miejmy nadzieję, że do wyniesienia na ołtarze abpa Andrzeja Szeptyckiego jednak nie dojdzie.

...............................................................

Mam nadzieję, że nikt ze zdrowo myślących ludzi nie odbierze tego artykułu jako ataku na śp. papieża Jana Pawła II. To jest najwyżej krytyka Stolicy Apostolskiej – wielkiej machiny urzędniczej, będącej zlepkiem różnych ludzi o różnych zapatrywaniach. A więc także ludzi, którzy błądzą. Wszak nie kto inny jak sam Pan Jezus powiedział, że nikt z nas nie jest bez winy. Stąd błędy popełnia także wielu kurialistów watykańskich. A fakt, że wszyscy popełniamy błędy nie oznacza, że nie mamy prawo polemizować czy nawet krytykować niektórych pociągnięć Watykanu, jak np. kokietowania Ukraińskiej Cerkwi Katolickiej, która jest przeżarta nacjonalizmem. I to wyjątkowo chorym. Takim, który odbiera wielu jej duchownym i ich wiernym prawo nazywania się wspólnotą chrześcijańską. Bo najważniejszym przykazaniem Bożym nie jest: „Będziesz szowinistą narodowym i nienawidził i mordował ludzi innej narodowości”, ale „Kochajcie się nawzajem, tak jak ja ukochałem was”.

Marian Kałuski