Dodano: 31.07.09 - 12:10 | Dział: Głos Polonii

Satyra w Sądzie

W teatrze bywam w miarę często, ale w sądzie byłem po raz pierwszy w życiu. Na szczęście. Sąd zawsze kojarzył mi się ze „świątynią prawa”, porządku, powagą, miejscem gdzie wszystko jest ustalone i uregulowane prawem, gdzie nie ma miejsca na improwizację, gdzie prawda jest święta a kłamstwo i krętactwo wykluczone. Widać miałem błędne pojęcie, bo to, co zobaczyłem i usłyszałem zakrawało na satyrę. Nie w wykonaniu Wysokiego Sądu, aktorzy, którzy tę satyrę usiłują uprawiać to dziennikarze pozwani przez Jana Kobylańskiego, niekwestionowanego przywódcę Polonii w Ameryce Łacińskiej, twórcy i prezesa jednej z największych i prężnie pracujących organizacji polonijnych Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej (USOPAŁ). Dodać należy niekwestionowany przez polskich emigrantów, to polscy dziennikarze usiłują wmówić polskiemu społeczeństwu czarny obraz człowieka, który jest uhonorowany wieloma odznaczeniami polskimi i zagranicznymi, był szanowany przez rządy polskie za czasów Wałęsy i Kwaśniewskiego, a teraz nagle został wyklęty. Odebrano mu konsulat honorowy, a media odsądziły od czci i wiary.

Zastanowić się należy czy na pewno dziennikarze są polscy. Jeżeli bowiem Jan Kobylański buduje pomniki polskiemu papieżowi i we wszystkich swoich działaniach wspiera każdą inicjatywę dla obrony i promocji Polski w świecie, a dziennikarze za to go poniewierają to czy naprawdę można mówić o nich „polscy”?. Czy naprawdę można mówić o nich dziennikarze?. Bowiem dziennikarz to zawód obligujący do rzetelnego i zgodnego z prawda przekazywania informacji, tymczasem teksty napisane przez pozwanych do sądu są stekiem kłamstw. Takie pisanie nie ma nic wspólnego z etyką dziennikarską. Powinni być pozbawieni wykonywania zawodu, tymczasem zachowują się przed sądem tak jak piszą w gazetach, butnie i bez szacunku dla prawa, sądu i publiczności słuchającej ich kłamliwych wywodów. Wychodząc z sądu ktoś z publiczności powiedział: „czuło się ducha lat 50-tych w Polsce”.

Dlaczego tak uważam? Dlaczego mam prawo tak uważać? Otóż jestem na emigracji w Ameryce Łacińskiej od 24 lat, znam dokładnie działalność organizacji polonijnych, znam działalność USOPAŁ i jej Prezesa Jana Kobylańskiego. On to osobiście zapalił nas w Meksyku do stworzenia organizacji polonijnej. Przez kilkanaście lat działalności możemy poszczycić się wieloma akcjami. Wspomnę współ organizację trzech wizyt Lecha Wałęsy, wiele wizyt polskich ambasadorów. Duża akcja związana z wizyta w Monterrey Premiera Belki z kilkoma ministrami ówczesnego rządu. Żaden zespół muzyczny, folklorystyczny, żaden artysta czy sportowiec, ba, żaden student przyjeżdżający na semestralną wymianę, nie pozostawali bez pomocy naszego związku. Co roku przywożę do Polski 15 do 30 studentów z mego uniwersytetu na kursy letnie. Oni potem są najlepszymi ambasadorami Polski w świecie. Jeden z moich byłych studentów otworzył przewód doktorski w Polsce, a dwu wykonuje badania do swoich doktoratów. Kilka doktoratów już zostało w Polsce zakończonych. Nagroda? Nikt z nas nie pracuje dla nagród, ale też nie pochwalamy stwierdzeń typu... „ale ja tu nie przyjechałem do Polaków” – taka była odpowiedź Lecha Wałęsy na moje słowa powitania Pana Prezydenta, w imieniu miejscowej Polonii. Nie oczekujemy pochwał ze strony obecnego rządu, jako że jesteśmy na „czarnej liście” MSZ jako ci, którzy są po stronie Jana Kobylańskiego. Działamy dla dobra Polski, jednej ojczyzny wszystkich Polaków, tych w kraju i tych poza jej granicami.

Ale wróćmy do procesu. Wszyscy pozwani śpiewają jak w zgodnym chórze: „Czy zgadza się Pan (i) z zarzutami?” -„Nie”. „Czy będzie Pan (i) odpowiadał na pytania sądu” -„Nie” ??? „Co ma Pan (I) na swoje wyjaśnienie”? No i tutaj zaczyna sie satyra. Wszyscy pozwani odpowiadają, że to, co napisali lub powiedzieli oparte było na wiarygodnych źródłach. Jakie są to, więc te „wiarygodne źródła”? Po pierwsze, publikacja Mikołaja Lizuta z 2004 roku będąca perfidnym paszkwilem i stekiem kłamstw. Przykład, opisując ranczo Jana Kobylańskiego Lizut pisze, cytuję:...”Na równo przystrzyżonych trawnikach stoją pomniki Prezesa”... Niby niewinne kłamstwo, ale kto za życia stawia sobie pomniki. Byłem wielokrotnie na „Estancji” Don Juana i jakoś jego pomnika nie mogę się tam dopatrzeć. Tak, ale jak to kłamstwo może zweryfikować polski czytelnik? Inni powołują się na „materiał źródłowy”, jakim jest audycja telewizyjna z udziałem Ryszarda Schepfa i Jarosława Gugały, w której zmieszali z błotem Jana Kobylańskiego. A była to zemsta za czasy, w których obydwaj panowie pełnili funkcje dyplomatyczne w Ameryce Łacińskiej. Zapomina się jednak, że Schnepf został przez MSZ odwołany z funkcji za przekręty finansowe i machlojki nielicujące godnością ambasadora, czego nie pochwalał Jan Kobylański, a tamtejsza Polonia uznała takich przedstawicieli Polski za „persona non grata”.

Pani Agnieszka Kubik stwierdza przed sądem, że teksty „Sowiecki szpieg” i „Kobylański zawsze szkodził Polsce” nie są napisane przez nią, ale jest to... „wybór dokonany przeze mnie z wywiadu Jarosława Gugały i Ryszarda Schnepfa z Moniką Olejnik... „Rozmówcy to osoby godne zaufania, mające doświadczenie i wiedzę o Janie Kobylańskim”... W ten sposób można w Polsce zniszczyć każdego. Ktoś napisze lub powie kłamstwo, ktoś inny opiera się na tym kłamstwie jako na „materiale źródłowym” nie uznając za stosowne sprawdzania wiarygodności informacji. SATYRA.

Na koniec, sędzia proponuje termin następnej rozprawy na sierpień. Na to nie zgadza się jedna z pań obrońców, …„niemożliwe, w sierpniu ja jestem z dzieckiem na wakacjach”!? Czy naprawdę strona pozwana może dyktować sądowi terminy rozpraw?

Czy prawo równe dla wszystkich?

Porównajmy dwie sprawy sądowe, dwa przypadki bardzo podobne. Oto w „Gazecie Wyborczej” z dnia 1-go lipca 2009 ukazał się tekst „Dziennikarz skazany za artykuł”. Czytamy:...Robert Rewiński był ścigany za pomówienie (art. 212 kodeksu karnego) z oskarżenia prywatnego”.. zupełnie jak w procesie Kobylańskiego. Dalej; „Rewiński przeprowadził się w tym czasie do Warszawy. Sąd wysłał za nim list gończy z decyzją o tymczasowym aresztowaniu na dwa miesiące”. Dalej informacja, że siedział w areszcie i wyszedł po wpłaceniu 15 tys. zł kaucji. Oskarżeni w procesie Kobylańskiego nie stawiają się w sądzie:... „z uwagi na ważne obowiązki służbowe”, ...„święto Gazety,” „zaświadczenie lekarskie” lub po prostu bez żadnego wyjaśnienia. Główni pozwani Mikołaj Lizut i Adam Michnik nie pokazali twarzy ani na pierwszej ani na drugiej rozprawie, a są na miejscu w Warszawie i nikt za nimi listów gończych nie wysyła. Rewinski tak przez sąd pierwszej jak i drugiej instancji... „został skazany za to, że w tekście podął nieprawdę”.. „a wobec dziennikarza oczekuje się wyższych zasad i środków ostrożności.”...
Jak to? Od jednych dziennikarzy oczekuje się przestrzegania „wyższych zasad” etyki dziennikarskiej, a inni pisząc wierutne kłamstwa, wprost poniżając człowieka, nie poczuwają się do winy. A więc państwo prawa równego dla wszystkich czy atrapa prawa z którego wybrańcy mogą sobie robić satyrę.

Dziś widać wyraźnie, że proces toczący się przed sądem Warszawa – Mokotów, obliczony jest na zmęczenie materii. Porównajmy. Przewinienie dotyczące Rewińskiego, dokonane było w 2004 roku, dziś w 2009 jest już wyrok sądów dwu instancji. W przypadku Kobylańskiego pierwszy ohydny paszkwil ukazał się latem 2004 roku, a sprawa weszła na wokandę sądu dopiero wiosną 2009 roku. Ktoś liczy na to, że styrany obozami koncentracyjnymi i życiem Jan Kobylański odejdzie z tego świata i będzie po problemie. Komuś zależy na poróżnieniu Polaków tych mieszkających w Polsce i na emigracji, komuś zależy na rozbiciu jedności Polonii. Od tego zresztą się zaczęło. Gazeta Wyborcza wysłała swojego szpicla Lizuta do Urugwaju, który pod zmienionym nazwiskiem dostał się do USOPAŁ jako student, aby „zbierać materiały do swojej pracy dyplomowej”. A wszystko było po zorganizowaniu przez Jana Kobylańskiego „kongresu jedności” Kongresu Obu Ameryk, na którym porozumiały się największe organizacje kontynentu amerykańskiego, Kongresu Polonii Amerykańskiej, Kongresu Polonii Kanadyjskiej KPK i USOPAŁ. Kogoś kłuje w oczy jedność Polonii i Polaków. Kogo i dlaczego?

Zygmunt Haduch
Prof. Tytularny Uniwersytetu
Prezes Związku Polaków i Przyjaciół Polski w Meksyku