Dodano: 11.08.07 - 21:36 | Dział: Kultura i Nauka

Słowiański geniusz

Nocą, kiedy spaceruję po Pradze idee pojawiają się w mojej głowie jak błyski światła i ujawnia się sedno prawdy... - Nikola Tesla.
7 stycznia 1943 roku do jednego z apartamentów w Hotelu New Yorker wkroczyli dwaj agenci FBI. Pokój był pusty, zwłoki mieszkającego w nim od 10-ciu lat człowieka zabrał przedsiębiorca pogrzebowy kilka godzin wcześniej. Agenci rozpoczęli gruntowną rewizję pomieszczenia, choć to, czego szukali, leżało tuż pod ich nosem - w szufladzie biurka.

Niedoszły pop
10 lipca 1856 r. w rodzinie zamożnego serbskiego chłopa, który osiedlił się we wsi Smilijan, w monarchii austro-węgierskiej, urodził się chłopiec Nikola. Ojciec, mający dość mgliste wyobrażenie o świecie, który rozpościerał się za otaczającymi wioskę wzgórzami, nie zastanawiał się długo nad wyborem drogi życiowej dla swojego syna. Postanowił zrobić z niego popa.
Zapewne dużo złego można by powiedzieć o stosunkach panujących w apostolskim cesarstwie Franciszka Józefa, w żaden sposób nie można jednak skrytykować poziomu tamtejszych szkół i uczelni ani kwestionować kompetencji pracujących tam nauczycieli. Dzięki jednemu z takich nauczycieli młody Nikola uniknął losu, do którego ani Bóg, ani zdolności nie przeznaczały go na pewno. Chłopak już w wieku 12 lat znał na pamięć tablice logarytmiczne, a jako 17latek skonstruował silnik elektryczny. Nauczyciel z wiejskiej szkoły [gdzie te czasy] wystarał się o stypendium dla niego i młody Tesla rozpoczął studia na Politechnice w Grazu. Potem studiował w Pradze.
Tam prace nad elektrycznością i konstruowanie silników przerodziły się u niego w prawdziwą obsesję. Młody Nikola nie miał przyjaciół, jego monstrualnie precyzyjny umysł rozwijał się i przytłaczał wszystkich. Pomysły goniły pomysły, żadne z nich nie były akceptowane przez otoczenie i żadne nie miały szans na realizację w warunkach, które panowały w państwie Habsburgów. W Pradze po raz pierwszy ujawniły się obsesje Tesli popychając go na granicę paranoi. Nie znosił hałasu, brzęczenie muchy przyprawiało go o zawroty głowy, nie mógł dotykać ludzkich włosów, bo od razu mdlał. Skrzypienie łóżka było torturą, skonstruował do niego specjalne amortyzatory. Geniusz Tesli, żył jak wielki tropikalny motyl zamknięty w słoiku po musztardzie. Udręka ta trwała do 1883 roku.

Planeta jest za mała
Od 1883 Nikola Tesla pracował dla najsłynniejszego wynalazcy wszechczasów Thomasa Edisona. Edison przejrzawszy jeden z nadesłanych mu przez Teslę projektów, zaprosił nieznanego serbskiego geniusza do USA. Inżynier z Pragi pracował w zakładach Edisona aż do chwili, gdy ten polecił mu sporządzić projekt zwiększenia mocy pracujących dla jego elektrowni o 50%. Edison obiecał wypłacić mu za udany projekt 50 tysięcy dolarów.
Tesla pracował rok i zwiększył produkcję prądu. Nieopatrznie zaproponował jednak Edisonowi, by przestawił turbiny swoich elektrowni na prąd zmienny. Nie wiadomo dlaczego, wielki Edison wpadł we wściekłość. Biografowie i kronikarze tamtych lat twierdzą, że Edison wcale nie był tak wielki, jak chcieli to widzieć piszący o nim dziennikarze. Nie rozumiał rachunku liczb zespolonych, bez czego, w ogóle nie można myśleć o prądzie zmiennym. Poza tym, Edison był po prostu przestraszony umysłem Tesli, jego możliwościami i łatwością, z jaką te przenosiły się na papier. Zamiast wypłacić współpracownikowi obiecane pieniądze, wyrzucił go na bruk. Edison uznał, że planeta Ziemia jest zbyt mała, by zamieszkiwało ją dwóch geniuszy o zbliżonych możliwościach.

Triumf nad wodospadem Niagara
Jednak, na szczęście histerie Edisona nie wpływały na jego wspólników. Jeden z nich, biznesmen John P. Morgan przekonał Teslę, że powinien otworzyć własną fabrykę i elektrownię. Powierzył mu nawet potrzebne do rozkręcenia interesu pieniądze.
Prąd zmienny okazał się początkiem rewolucji przemysłowej - dziś nie wyobrażamy sobie bez niego życia. Równocześnie z pracami nad silnikami elektrycznymi zasilanymi taką właśnie energią Tesla prowadził prace nad turbiną wodną. W 1896 otwarto pierwszą elektrownię wodną produkującą prąd zmienny zasilający odległe o kilkadziesiąt kilometrów miasta. W tym czasie Edison przekupywał dziennikarzy by pisali, że energia zmienna jest szkodliwa dla zdrowia i niepotrzebna w gospodarstwie domowym.
Tesla triumfował. Niezbyt długo jednak, bo Morgan i jego wspólnicy zmusili wynalazcę do sprzedaży wszystkich swoich pomysłów i patentów - dotyczących prądu zmiennego. Małą pociechą było to, że zmusili także Edisona, by przestawił wszystkie swoje zakłady na prąd zmienny.

Klęska i śmierć
Prawdziwą obsesją Tesli było skonstruowanie urządzenia przesyłającego prąd elektryczny na odległość bezprzewodowo. Kiedy James Maxwell wyłożył światu teorię elektromagnetyzmu, Tesla był już bliski zmaterializowania swoich marzeń. Nie zbudował wprawdzie, maszyny przesyłającej prąd bezprzewodowo, ale skonstruował cewkę wysokonapięciową. Stąd był już tylko krok do przesyłania na odległość dźwięku, czyli do najprawdziwszego radia. Nad budową radia równolegle z Teslą pracował Guglielmo Marconi. Opatentował swój wynalazek dwa dni (!!!?) przed Serbem. Użył do jego budowy wysokonapięciowej cewki Tesli, która była już opatentowana. Było to ewidentne oszustwo, ale świat uznał Marconiego za geniusza. Wręczono mu nawet Nagrodę Nobla.
Tesla szalał. Przez wiele lat procesował się z Marconim, ale gdzież tam, goj z nim nie mógł wygrać, stracił na adwokatów wszystkie pieniądze. Z powszechnie znanego i szanowanego milionera zmienił się w ubogiego rezydenta nowojorskiego hotelu. Przez ostatnie 10 lat życia pisał już tylko do szuflady. Tę właśnie szufladę otworzyli dwaj agenci federalni, którzy przetrząsali jego pokój 7 stycznia 1943 roku. Znaleźli tam opasłą teczkę pełną notatek, wykresów i rysunków. Związali ją mocno sznurkiem, a jeden z nich nabazgrał na okładce słowa "ściśle tajne". Potem wyszli.

Geniusze żyją poza czasem
W 1931 r. w fabryce samochodów Pierce Arrow w Buffalo w stanie Nowy Jork testowano prototyp automobilowego silnika elektrycznego. W doświadczeniu miał wziąć udział Nikola Tesla. Zażyczył sobie, by wmontowany do samochodu silnik o mocy 80 koni mechanicznych podłączono do sprzęgła i skrzyni biegów, przewody zasilające zaś miały być odłączone od źródła zasilania - miały sobie ot tak sterczeć w powietrzu. O umówionej porze Tesla przybył z Nowego Jorku, obejrzał silnik, po czym udał się do najbliższego sklepu ze sprzętem radiowym. Tam zaś kupił garść lamp elektronowych, przewodów i oporników.
Skonstruował z tego wszystkiego obwód i wepchnął do kartonowego pudełka o wymiarach 24 x 12 x 6 cali. Pudełko Tesla położył na przednim siedzeniu samochodu i podłączył je do silnika. Następnie wyciągnął z pudełka dwa pręty o średnicy 1/4 cala i długości 3 cali. Sam usiadł na siedzeniu kierowcy włączył silnik i pojechał. Samochód napędzany skonstruowanym na chybcika pudełkiem z lampami i drutami w środku rozwijał prędkość 90 mil na godz. (145 km/h).
Tesla jeździł tym samochodem cały tydzień. Dziennikarze biegali za nim i bezskutecznie próbowali dowiedzieć się, skąd pochodzi prąd, którym zasilany jest motor. Kiedy go o to pytali, wynalazca odpowiadał, że z otaczającego nas eteru. Taka odpowiedź nie mogła zadowolić dziennikarzy napisali więc, że Tesla zwariował i że jest w zmowie ze złowrogimi siłami wszechświata. Wynalazca wściekł się nie na żarty. Zabrał swoje pudełko z przedniego siedzenia i pojechał pociągiem do Nowego Jorku. Nigdy więcej nie wspominał o tym doświadczeniu. Eksperymenty z silnikiem elektrycznym w samochodach przerwał wielki kryzys lat trzydziestych.
Po przegranej z Marconim Tesla zajął się robotyką. Po prostu wynalazł roboty, a sterował nimi urządzeniem, bez którego wielu z nas nie wyobraża sobie dziś życia pilotem. Świat był jednak wtedy zbyt młody i niedoświadczony, by właściwie rozpoznać przydatność tego rodzaju wynalazków. Nikt nie zainteresował się robotyką, uznano to za dziwactwo.

Tesla opatentował ponad 700 wynalazków wszystkie zostały po jego śmierci objęte klauzulą "ściśle tajne", a teczka z jego ostatnimi notatkami powędrowała do archiwów Pentagonu. Rząd USA, który odmówił mu poparcia w sporze z Marconim, musiał podporządkować się wyrokowi Sądu Najwyższego, który tuż po śmierci Tesli przyznał mu rację i uznał Serba za wynalazcę radia.

Tajemnice zabrane do grobu
Wielu wierzyło, że Nikola Tesla, przybysz z nikomu nieznanego słowiańskiego kraju, jest w zmowie ze złymi mocami. Wierzyli w to nawet ludzie wykształceni. Tesla za pomocą swoich generatorów potrafił wytwarzać prąd o mocy 12 milionów woltów. Ziemia drżała podczas tych eksperymentów. Tesla nigdy nie kłamał i uwielbiał droczyć się z dziennikarzami. Powszechnie wierzono, że potrafi wytwarzać pioruny kuliste a on temu nie zaprzeczał. Kiedy jednak na konferencji prasowej zwołanej w kwietniu 1908 roku oznajmił, że zbudował maszynę, dzięki której może zniszczyć dowolne miejsce na ziemi, nikt mu nie uwierzył. Nikt również nie skojarzył tej deklaracji ze zdarzeniem, które miało miejsce dwa miesiące później, w czerwcu 1908 roku. W tajgę nad rzeką Dolna Tunguska uderzył z ogromną siłą meteoryt. Najsłynniejszy meteoryt świata, który... nigdy nie został odnaleziony. Przeszukiwano las centymetr po centymetrze, osuszono sporej wielkości bagno, na dnie którego miały spoczywać resztki kosmicznego wędrowca. Znaleziono tam, wielki korzeń drzewa. Nikola Tesla nigdy więcej nie wspominał o swoim niszczycielskim urządzeniu.
Od 1960 roku jednostka indukcji magnetycznej nosi nazwę Tesla. W USA patronem 2006 roku ogłoszony został Nikola Tesla. Europa o nim zapomniała.

Gabriel Maciejewski
29 grudnia 2006